Swoją drogą to zachwycamy się jak 155 mm kasuje czołgi bezpośrednimi a nawet bliskimi trafieniami a tu eksplozja kilkunastu-kilkudziesięciu pocisków 125 mm ma niby czołgowi zbytnio nie zaczkodzić.
Nie przesadzajmy z tym "nie zaszkodzeniem" - taki czołg w najlepszym wypadku zostałby wyłączony z walki. Rzecz dotyczy bardziej przetrwania załogi.
Co zaś do owego bezpośredniego trafienia poc. 155mm. Nie mienię się tu być fachowcem, ale tak na zdrowy rozsądek, to jest to jednak coś zupełnie innego.
1) Energia kinetyczna pocisku - to tez swoje robi. Gdzieś widziałem filmik z ostrzału transporterów opancerzonych z 32 funtowej armaty gładkolufowej odprzodowej (z XVIII wieku) - został zniszczony samym uderzeniem pocisku (może poważnie uszkodzony - nie pamiętam dokładnie). A pocisk z takiej armaty wylatuje z prędkością jakieś 400-450 m/sek.
2) Fala uderzeniowa rozkłada się zupełnie inaczej. W czołgu idzie do góry.
3) Nie jest powiedziane, że eksplodują pociski. Rzecz może się ograniczyć do ładunków miotających.
Jeśli piszę coś nie tak, zakładam, że ktoś mnie poprawi.
może kal. 50-60 mm dałby radę, zwłaszcza z nowoczesną amunicją; a może i to nie
Czy pocisk kalibru 50-60mm przebiłby pancerz 200mm?! Trudno jest mi w to uwierzyć. Ale może "myślę staro" (moja wiedza w zakresie możliwości amunicji kończy się w zasadzie na początku XX wieku

).
Faktem jest jednak, że stan wielu z tych wraków Leo2 ewidentnie świadczył o detonacji w magazynie kadłubowym
Z tego co czytałem na ten temat wynikałoby, że załogi, dla własnej wygody, nie zamykały zagród dzielących wnętrze wieży od magazyny w jej tylnej części (to jest to co miałem na myśli gdy pisałem wcześniej o zachowaniu "zasad BHP" na polu walki). Więc fala uderzeniowa poszła częściowo do wnętrza wozu, co mogło spowodować eksplozję amunicji w kadłubie.