Bacznie przyglądam się wątkowi na NFOW. Mamy istotną wypowiedź u źródła, czyli od naocznego świadka.
markus pisze:Parę słów o czwartkowym spotkaniu w BBN.
To była naprawdę twarda, męska rozmowa.
W połowie dyskusji, dostaliśmy "strzał w pysk", gdy padło stwierdzenie że kadra MW jako całość zatrzymała się dwadzieścia lat temu. Właściwie w tym momencie było pozamiatane. Udało mi się na bezczelnego wprosić ze swoim głosem gdyż miałem przygotowany materiał na temat przeskoku generacyjnego. Przyznaję, że wyszło to nieco chaotycznie, bo widziałem wielkie znudzenie na twarzy i spieszyłem się żeby powiedzieć to co mam do powiedzenia w krótkim czasie.
Niestety, problem polega na tym, że minister Koziej przez przeskok generacyjny rozumie pozbycie się przez MW jakichkolwiek okrętów i przejście na bezpilotowce i bezzałogowce. Ewentualnie, widzi MW jako zbiór wielu niewielkich, rozproszonych jednostek.
Dla niego budowa nowej platformy wielozadaniowej nie jest przeskokiem generacyjnym.
Dwa zdania później twierdzi, że MW powinna wpisać się w narodowy system obrony przeciwlotniczej/przeciwrakietowej (o czym powtarzam od czasu mojego artykułu o Arlejach), co stoi w oczywistej sprzeczności z budową małych jednostek.
Nie będę dalej komentował, główne strzały chcę zachować do mojego materiału dla ministra Kozieja, a zobowiązałem się że wyślę go do piątku.
Źrodło: nfow.pl
http://wiadomosci.onet.pl/wideo/polska- ... 515,w.html
Wcześniej sądziłem, że zamieszczona w powyższym materiale wypowiedź Kozieja jest jakoś nadmiernie wyrwana z kontekstu i zastanawiałem się gdzie była osadzona pierwotnie (jedynie z grzeczności nie napiszę jakie opcje przychodziły mi na myśl).
Żeby wypowiadać się w ten sposób o tych zagadnieniach trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie o stan obecny, realne możliwości poprawy stanu obecnego, o ograniczenia jakie wynikają z takowych technologii, o ich przydatność do realizacji innych zadań niż te, dla których zostały zaprojektowane, o interakcje z innymi elementami sił morskich państwa oraz rodzajami sił zbrojnych. To jeden wielki organizm, a nie mam wątpliwości, że obrzucenie sloganami i pomysłami, których i tak nikt nie będzie realizował nie świadczy za dobrze... i teraz nie jestem pewien... o pomysłodawcach albo o rozgłaszających te pomysły. Dostawienie kolejnego komputera w sytuacji gdy od lat nie daje się połączyć istniejących systemów pomiędzy resortami stawia sprawę o tyle jasno, że być może osiągnie się
jakąś interoperacyjność w 2025 roku. Pewnie będzie przy tym mnóstwo pierdzielenia, lewych kontraktów, a któryś z następnych ministrów uzna, że i tak nas na to nie stać.
Jak wielokrotnie wspominałem, niemal najgorsze co może się zdarzyć to kolejne dożynki (pierwsze były za czasów "admirała złomowego") realizowane bez jakiegokolwiek pomysłu co dalej. Jeszcze gorsze jest utrzymywanie bez końca np. aż 17 trałowców, kierując się zasadą, że jak nie ma nic nowego to trzeba do bólu reanimować to co się już ma.
Marynarka potrzebuje odważnych decyzji, ale odważnych to nie znaczy głupich, pozbawionych szerszej wizji/kierunku i oderwanych od reszty "organizmu".
Dobrym, acz drobnym przykładem (i luźno związanym z tematem) jest chyba fakt wycofania
niemal z dnia na dzień wszystkich KZOP projektu 918M (nie są to "wielkie, niepotrzebne na Bałtyku" okręty, a nie były wcale wiele starsze od zachowanych plastikowych trałowców). Co więcej okręty wycofano, bez jakiekolwiek wizji ewentualnego ich odsprzedania, choć przez chwilę pojawiła się szansa na opchnięcie Łotyszom. Te okręty naprawdę mogły służyć dziś w jakiejś republice bananowej, zamiast przez jakiś czas dostarczać stresu czy nie zatoną w porcie (podobnie do ex-trałowca 622). W zasadzie z każdym wycofywanym okrętem tak jest i tu już trudno winić MW.
Kilka spraw, które wymagają wyjaśnienia, żebyśmy mieli jasność:
1. Proces planistyczny w MW to - w ogólnym zarysie - chyba jednak danie dupy (nie wiem czy na całego, czy nie). Można było to stwierdzić po różnych wypowiedziach w mediach, po artykule jaki - jak się domyślam w oparciu o informacje z DMW - napisał T. Grotnik jakieś 3 lata temu (opisującym wizje optimum, minimum i maksimum). Niemniej, jeżeli spojrzymy na relacje zadania - plany okaże się, że nawet zdecydowanie lepszy plan i tak musiałby być daniem dupy, jeżeli musiałby być zgodny z zadaniami. Tak więc trzeba pójść o szczebel wyżej (nie koniecznie mam na myśli szczebel dowodzenia).
2. Na NFOW zaczytałem, że obecna wrzawa to efekt tego, że marynarzom na Waszyngtona zapaliło się pod tyłkiem, więc ratują swoje stołki. Chyba nic bardziej śmiesznego. Przecież 99% ludzi tam siedzących może już jutro pójść na pełną lub wcześniejszą emeryturę, za którą zapłaci polski podatnik. W wielu wypadkach (czyli mam na myśli właśnie tych, którzy "wrzawę" podnoszą) jest to raczej mniej lub bardziej umiejętne wyrażenie troski.
Dlatego bardzo proszę nie obwiniać kierownictwa MW za to, że np. nie zadbało o "swój" interes (bo o taki dbać ani nie musi, ani nie powinno). Ewentualnie możemy mówić o braku dbałości o interesy państwa polskiego. Przy czym pamiętajcie, że sami dowódcy rodzajów sił zbrojnych (wszystkich) mają w znacznym stopniu związane ręce. Rację ma Marek8 pisząc, że można było zrobić dużo więcej, że to co zrobiono to być może nawet nie było minimum. Tak jak społeczeństwo na swój sposób odwróciło się od morza, tak MW odwróciła się od społeczeństwa. Ale głównie chodzi o wymiar "medialny" (trochę złe słowo, ale lepsze nie przychodzi mi do głowy). Problem tylko w tym, że MW jest dla społeczeństwa. Wypada zapytać kto ma wiedzieć co rzeczywiście jest temu społeczeństwu potrzebne. Snucie planów w gmachu na Waszyngtona, w niejako "wymuszonym" (mentalnie) oderwaniu od całościowej, z każdej strony wypaczanej koncepcji obronności RP, w oderwaniu od szerokiego spojrzenia na całościowy rozwój sił morskich państwa, ma chyba wartość papieru, na którym się to wydrukuje (Polska to nie Dania, gdzie wszystko rodzi się w jednym ministerstwie i dostaje błogosławieństwo wszystkich partii politycznych). Rzeczywistość pokazuje, że tam gdzie powinna być synergia to następuje walka o kompetencje i pieniądze (idealnym tego obrazem jest "okręt patrolowy", którym wspominali panowie Władzikowski i Przybylski). Podsyceniem tej walki jest świadomość, że w Polsce nie obowiązuje coś takiego jak "dane słowo" (nawet zapisane w dokumencie), więc ciężko dogadać się na zasadzie: "wy teraz to, a jak skończycie to my tamto", bo na tamto nikt już nie da pieniędzy. Nie ma tez czegoś takiego jak "za zaoszczędzone pieniądze kupimy to czy tamto", bo jak to napisał dobrze poinformowany człowiek - kwoty które ktoś podaje w poniedziałek wieczorem, we wtorek rano nie mają już najmniejszego znaczenia.