Bitwa pod Czernobylem

Wszelkie tematy związane z PMW

Moderatorzy: crolick, Marmik

Gall Anonim

Bitwa pod Czernobylem

Post autor: Gall Anonim »

W dniu 27 kwietnia doszło do bitwy rzecznej pod Czernoblem miedzy polska grupą uderzeniową dowodzona przez majora Sikorskiego a radziecką grupą/eskadra/flotyllą? Nasi zatopili radzecką kanonierke "Grubicielnyj" i uszkodzili dwie inne jednsotki. Czy ktos sie wie cos wiecej o tym starciu? Jakie siły tworzyły ten polski oddział? Czytałem wzmianke na ten temat ale tam były tylko takie nazwy(?) jak np. "P.I." , "M.P.I", "M.B.I.", które nic mi nie mówią niestety. Nie wiem też nic o siłach sowieckich. Polacy zdobyli wtedy miedzy innymi 6 staków w Czernobylu. Co to były za jednostki?
Awatar użytkownika
Grzechu
Posty: 1624
Rejestracja: 2004-06-29, 16:05
Lokalizacja: Kwidzyn (Powiśle)

Post autor: Grzechu »

Szkoda, że jesteś Gall Anonim, bo podesłałbym Ci coś na maila...
Gall Anonim

Post autor: Gall Anonim »

Aż taki anonim to ja nie jestem ;)
dobry15@wp.pl
Serdeczne dzięki
Awatar użytkownika
Grzechu
Posty: 1624
Rejestracja: 2004-06-29, 16:05
Lokalizacja: Kwidzyn (Powiśle)

Post autor: Grzechu »

A tak, to tylko część - rozdział z książki J.W. Dyskanta "Czarnobyl 1920", którą pozyskałem zresztą dzięki dobroci serca jednego z kolegów.


BATALIA RZECZNA POD CZARNOBYLEM


Trzy armie polskie - 3, 2 i 6, wyprzedzając uderzenie rosyjskie ruszyły 25 kwietnia 1920 r. ku Dnieprowi. Celem ofensywy było wymuszenie na Rosji korzystnego dla nas pokoju oraz wyzwolenie Ukrainy i utworzenie tam niezależnego od Rosji państwa, sojusznika Rzeczypospolitej w walce z rosyjskim hegemonizmem.
W tej ofensywie wiosennej, nazwanej „Wyprawą Kijowską", nacierać miała wzdłuż Prypeci, na styku między 4 i 3 armią, jedynie 9 dywizja piechoty gen. Władysława Sikorskiego, wydzielona z 4 armii, wraz z podporządkowaną operacyjnie Flotyllą Pińską. W kwietniu jej I oddział bojowy składał się tylko z „Pancernego 1", natomiast motorówki por. mar. Borysą Mohuczego tworzyły II oddział bojowy. Na razie wchodziły doń „MB 1", „MB 2" i „MB 3". Wobec braku szans na powiększenie w najbliższym czasie I oddziału połączono więc oba razem tworząc zbiorczy oddział bojowy. Przydzielono mu ruchomą baterię nadbrzeżną (dwie armaty 75 mm) i pluton desantowy ppor. mar. Jana Fruzińskiego (czterdziestu ludzi) oraz zamierzano włączyć dwie zdobyczne, remontowane jeszcze, motorówki zwiadowcze „W I" i „W II", każda uzbrojona w ckm 7,62 mm.
Znacznie pokaźniej prezentował się oddział transportowy Flotylli, składający się z dziewięciu statków i osiemnastu kryp bez napędu. W sumie jednak, wobec potencjału rosyjskiej Flotylli Dnieprzańskiej, siły Flotylli polskiej były raczej niewielkie - 1:8 w jednostkach bojowych oraz 1:1,8 w pomocniczych jednostkach pływających na korzyść nieprzyjaciela. Wprawdzie pod koniec kwietnia oddział motorówek zasiliła świeżo przebudowana w warsztatach pińskich motorówka pancerna „MP 1", uzbrojona w armatę górską 75 mm i cztery cekaemy, a „Pancernego 1" skierowano, uwzględniając doświadczenia niedawnego wypadu na Łomacze, do warsztatów mozyrskich w celu zamontowania drugiej armaty 75 mm, lecz była to przysłowiowa kropla w morzu potrzeb. Do tego załoga „MP 1" była nowicjuszką w wojnie na rzece i udział w ofensywie miał być jej chrztem bojowym.
Tak więc wobec niedostatku sprzętu i uzbrojenia przyszło się odwołać do morale załóg marynarskich, jako że wojna toczyła się o niepodległość i suwerenność odrodzonego państwa, a do tego z jednym z jego zaborców. Istotnie zapał do walki był duży i gotowość do poświęceń nie mniejsza, choć marynarze stanowili element dość krnąbrny i pod względem dyscypliny wojskowej, tej formalnej, nie świecili przykładem. Wynikało to chyba raczej ze źle pojmowanej dumy, a może nawet i zarozumiałości, że przyszło im służyć w tak elitarnym rodzaju sił zbrojnych, jak marynarka wojenna. Zadufanie we własne siły szło jednak w parze z inicjatywą i przedsiębiorczością, co w warunkach przewagi liczebnej i materiałowej przeciwnika decydowało o sukcesie w walce. Zalety te dowództwo 9 dywizji i 4 armii starało się spożytkować do maksimum i przeceniając możliwości Flotylli Pińskiej stawiało przed nią zadania nieraz bardzo trudne pod względem operacyjnym, a nawet taktycznym. Flotylla bez sprzeciwu starała się je wykonać... mierząc siły na zamiary.

Prolog w Koszarówce

24 kwietnia zbiorczy oddział bojowy Flotylli pod dowództwem kpt. mar. Aleksandra Olszewskiego został skoncentrowany w Michniewie u ujścia Sławecznej. Miał on ściśle współdziałać z utworzoną ze składu 9 dywizji grupą mjr. Jaworskiego (dwa bataliony 34 pp, dywizjon strzelców konnych, 2 bateria 9 pal i 3 bateria 9 pac, pluton desantowy Flotylli), której głównym zadaniem było ubezpieczenie od północy nacierającej na Korosteń i Malin grupy operacyjnej płk. Józefa Rybaka oraz zdobycie miasta i portu rzecznego w Czarnobylu. Był to ważny węzeł drogowy między Łojewem i Owruczem oraz Mozyrzem i Kijowem, a także przystań wodna u wejścia na Dniepr. Znajdowały się tu duże zakłady remontowe taboru rzecznego, magazyny i składy drewna opałowego dla statków. Spełniał on funkcje bazy pośredniej Flotylli Dnieprzańskiej (w 1927 r. liczył 8071 mieszkańców).
Kapitan marynarki Aleksander Olszewski nie był zadowolony z otrzymanego zadania; nasz wywiad bowiem przewidywał, że Rosjanie użyją na Prypeci co najmniej 8-12 statków opancerzonych i uzbrojonych oraz kilku kutrów bojowych. Według meldunku z 23 kwietnia osiem kanonierek już znajdowało się pod Koszarówką, której rejon grupa mjr. Jaworskiego miała osiągnąć 25 kwietnia do końca dnia. Tymczasem w dyspozycji kapitana był tylko oddział motorówek por. mar. Mohuczego, gdyż „Pancerny 1" nie powrócił jeszcze z warsztatów. Wprawdzie „MP 1" była uzbrojona w „Magdusię" , jak pieszczotliwie załoga zwała swoją jedyną armatę 75-milimetrową, za to Rosjanie mieli ich co najmniej dwadzieścia, a kto wie, czy nawet nie większego kalibru. Ale, że rozkaz trzeba było wykonać, kpt. mar. Olszewski w porozumieniu z mjr. Jaworskim opracował dość specyficzny plan działania, otrzymując do jego realizacji cztery armaty 75 mm 2 baterii 9 pułku artylerii lekkiej.
Motorówki bojowe miały pod osłoną nocy zaatakować zespól rosyjski, a następnie pozorując ucieczkę pociągnąć go za sobą pod lufy armat owej baterii, która posuwałaby się prawym brzegiem Prypeci za okrętami Flotylli oraz pod lufę „Magdusi" ubezpieczającej odwrót atakujących motorówek. Po tej zasadzce wiele sobie obiecywano, tym bardziej iż w trakcie walki motorówki bojowe miały, korzystając z ciemności i znacznej szerokości nurtu (do 600 m), obejść okręty przeciwnika i odciąć im drogę odwrotu.
Rankiem 25 kwietnia grupa Jaworskiego opuściła Dernowicze i traktem czarnobylskim, wzdłuż prawego brzegu Prypeci, pomaszerowała do Koszarówki. Tamże, posuwając się z nią równolegle, wyruszył oddział motorówek, który do godz. 21.00 miał dotrzeć do tej wsi. Ponieważ kpt. mar. Olszewski pozostał w Michniewie oczekując na „Pancernego 1" motorówkami dowodził por. mar. Borys Mohuczy, będący jednocześnie dowódcą „MB 1", która znajdowała się na czele sformowanego szyku torowego. Za nią szły „MB 2" (dca ppor. mar. Karol Taube), „MB 3" (dca ppor. mar. Artur Reyman) i „MP 1" (dca por. mar. Stefan de Walden), złośliwie przezwana „żółwiem" z powodu swojej przypominającej skorupę żelaznej nadbudówki i zaledwie ośmiokilometrowej prędkości.
Porucznik marynarki Mohuczy bacznie obserwował drogę do Koszarówki przez lornetkę, ale utrzymywanie łączności wzrokowej z grupą mjr. Jaworskiego nie było łatwe, gdyż droga odchodziła od rzeki miejscami na kilka kilometrów. Prypeć bowiem, po opuszczeniu wyżyny owruckiej oraz przyjęciu dopływów Sławecznej i Wici - jak wspomina uczestnik bitwy Karol Taube - rozlewała szeroko wśród bagnistych bezdroży, tworząc miejscami po kilka rozgałęzionych koryt. Horyzont niknął wśród zielonych traw i szuwarów, poprzecinanych złotymi polami kaczeńców, wijące się zaś wartkie rozgałęzienia nurtu niknęły pośród porośniętych wierzbami wysepek. W miarę zbliżania się do Koszarówki prawy brzeg stawał się wyższy, bardziej kręty, porośnięty wikliną i niskoplennymi lasami. Lewy zaś, niski, tracił wyraźnie swój zarys z powodu wiosennego rozlewu rzeki. Wymagało to szczególnej ostrożności przy manewrowaniu, zwłaszcza nocą, aby „nie usiąść na łące" jak żartowano. Niepokój por. mar. Mohuczego był więc o tyle zasadny, że polecono mu dotrzeć do Koszarówki o godz. 21.00, a więc w zupełnej ciemności. A do tego trzeba było po drodze spenetrować wiele prypeckich zatoczek, gdzie mógł się zaczaić jakiś okręt przeciwnika. Toteż „MB 1" często wychodziła do przodu w celu przeprowadzenia rozpoznania, podczas kiedy pozostałe motorówki zwalniały obroty silników, groźnie mierząc we wrogi prawy brzeg lufami dział i cekaemów. Z tych przyczyn szybko utracono kontakt z maszerującymi wojskami, tym bardziej że w jednej z motorówek zepsuł się silnik. Zanim ukończono jego naprawę, zapadł zmierzch i trzeba było się spieszyć, gdyż od Koszarówki nadchodziły po wodzie odgłosy walki. Terkot karabinów maszynowych i huk dział znamionowały atak grupy mjr. Jaworskiego na tę wieś; salwy armatnie oznaczały też, że obrońców wspierały okręty Flotylli Dnieprzańskiej. Nie było już czasu, aby szukać na brzegu 2 baterii i uzgadniać miejsce jej ustawienia; zresztą por. mar. Mohuczy sądził, iż zrobił to już wcześniej kpt. mar. Olszewski. Około godziny 20 walka ucichła. Oddział zmniejszył prędkość, aby w ciemnościach nie wejść na zalane łąki oraz hałasem pracujących silników nie spowodować przedwczesnego wykrycia. Wkrótce wzeszedl księżyc, a wraz z nim dojrzano na wysokim brzegu liczne domostwa. Czyżby wreszcie Koszarówka?
I wtedy st. mar. Musiał z „MB 2" dostrzegł tuż pod brzegiem, w odległości 300-400 m, sterczący wśród zarośli, wysoki komin. To kanonierka! Nieco w lewo od niej druga, potem trzecia... I jeszcze dwie inne za zakrętem rzeki. Motorówka Mohuczego wykonała zwrot ustawiając się rufą do przeciwnika, pozostałe dwie powtórzyły ten manewr, „MP 1" zaś zastopowała. Silniki motorówek pracowały na wolnych obrotach, podczas kiedy one same podchodziły rufami ku wykrytym okrętom. Ułatwiało to ostrzał, bo tam właśnie ustawione były tzw. pieski, czyli armaty 37 mm, a ponadto można było bez przeszkód płynąć w górę rzeki i wciągnąć nieprzyjaciela w zasadzkę. Nagle spokój wiosennej nocy przerwał głośny okrzyk: „Wstawaj! Polskije motornyje łódki!" - po którym rozdźwięczał się dzwon okrętowy. Alarm! Dłużej nie można było zwlekać. Huknęły trzy armaty 37 mm, zawtórowały im karabiny maszynowe.
Ciemne sylwetki okrętów rosyjskich również rozbłysły ogniem, a wokół motorówek wytrysnęły słupy wody. Ponieważ Rosjanie zaczęli schodzić z kotwic, motorówki polskie ruszyły ku „MP 1", rozpoczynając realizację planu zasadzki. Podeszły przy tym pod lewy brzeg, aby umożliwić „Magdusi" strzelanie ogniem na wprost, kiedy całkiem niespodziewanie... osiadły jednocześnie na zalanej przez rozlew rzeki łące. Rosjanie nasilili ostrzał, zasypując je gradem pocisków, został ranny już jeden marynarz. Otworzyły ogień również dwa pozostałe okręty spoza zakrętu rzeki. W tej zda się krytycznej sytuacji de Walden odpalił ze swojej armaty 75 mm, celując w zbliżający się okręt, który strzelał aż z czterech armat. Jak się potem okazało, wystrzał ten zdecydował o wynikach starcia pod Koszarówką, gdyż pocisk trafił w statek pancerny „Prytkij". Eksplozja w rejonie komina uszkodziła główny kocioł parowy i wywołała pożar w maszynowni. „Prytkij" zastopował gwałtownie i jednocześnie przestał strzelać, a jego załoga przystąpiła do gaszenia ognia. Z kolei por. mar. de Walden ruszył na pomoc motorówkom, ale „Magdusia" już ponownie nie odpaliła. Pech bowiem sprawił, że po oddaniu tego jedynego wystrzału nastąpiła awaria wyrzutnika. Na domiar złego sama „MP 1" weszła na ową feralną łąkę i zatrzymała się, prowadząc jednak zawzięcie ogień ze swoich czterech cekaemów. Już wydawało się, że walka skończy się pogromem zespołu por. mar. Mohuczego, kiedy trafienie „Magdusi" zaczęło procentować.
Uszkodzenie „Prytkiego" wywołało zamieszanie w zespole rosyjskim. Podszedł do niego jeden z okrętów w celu udzielenia pomocy, pozostałe zaś zastopowały, ograniczając przy tym ostrzał, aby nie razić wysuniętych do przodu jednostek. Co więcej, motorówkom udało się zejść wreszcie z owej zdradzieckiej „mielizny". Ruszyły zatem ku Rosjanom wzmagając kanonadę ze swoich „piesków". Pod jej osłoną udało się załodze „MP 1" zepchnąć motorówkę na głęboką wodę i cały oddział, ostrzeliwując się gęsto, popłynął w górę Prypeci, chcąc tym manewrem sprowokować przeciwnika do pościgu. Co prawda Mohuczy nie wiedział, gdzie znajdują się stanowiska ogniowe 2 baterii, ale sądził, że Jaworski po zdobyciu Koszarówki musiał ją ustawić gdzieś w tym rejonie. Tymczasem Rosjanie nie zamierzali go ścigać, lecz po wzięciu „Prytkiego" na hol odeszli w dół rzeki, prowadząc jeszcze przez pewien czas ogień nękający na rzekę i wieś. Starcie, w czasie którego grupa Jaworskiego zajęła Koszarówkę, zakończyło się zatem sukcesem zespołu polskiego, choć zdecydował o tym przypadek - jedyny szczęśliwy wystrzał „Magdusi". Gdyby nie on, por. mar. Mohuczy niewątpliwie zostałby dotkliwie ukarany za swoją brawurę, zlekceważenie rozpoznania taktycznego (brak łączności z grupą mjr. Jaworskiego, a zwłaszcza z 2 baterią) i nawigacyjnego rzeki (rozlewy wiosenne, ewentualne zagrody minowe) oraz niedocenianie przeciwnika.
Uszkodzenie „Magdusi" wynikło z niedoszkolenia artylerzystów „MP 1", dla których, jak wspomniano, była to pierwsza bitwa. Porucznik marynarki Mohuczy miał również sporo szczęścia, kiedy przeciwnik, skonsternowany uszkodzeniem „Prytkiego", nie podjął pościgu. Tak się bowiem zdarzyło w tym pierwszym dniu operacji kijowskiej, że wcześniejsze kalkulacje pokrzyżowały późniejsze realia. 2 bateria 9 pal, pod której lufy Mohuczy chciał wciągnąć okręty rosyjskie, nie zdążyła zająć stanowisk ogniowych. W tej sprawie zdania uczestników wydarzeń są podzielone - jedni twierdzą, że przeszkodził temu rozlew rzeki, drudzy, że w wyniku takiej sytuacji trzeba było nadkładać drogi i armaty przybyły w rejon Koszarówki już po starciu z Flotyllą Dnieprzańską, inni zaś, że to spóźnienie wynikło z pobłądzenia w ciemnościach.
Dobrze się zatem stało, że przeciwnik nie przejawił oczekiwanej woli walki. Zaskoczony podobno we śnie działał panicznie, a ciężkie uszkodzenie „Prytkiego" wyolbrzymiło w ciemnościach liczbę okrętów polskich. Zespół rosyjski wycofał się aż za Lelów do swoich sił głównych, przy czym „Prytkiego" odholowano w celu remontu do Czarnobyla. W czasie tego odwrotu porzucono czternaście kryp desantowych, pozostałych chyba jeszcze z marcowego kontruderzenia rosyjskiego na Mozyrz. Przejęła je 9 dywizja piechoty i użyła w późniejszych operacjach na Prypeci i Dnieprze.
Nic nie wiedząc o zamiarach przeciwnika, załogi oddziału por. mar. Mohuczego resztę tej nocy przedrzemały oczekując jego kontrakcji. Na „MP 1" naprawiano niesforną „Magdusię".

Bitwa na torze wodnym Lelów - Czarnobyl

Rano 26 kwietnia przypłynął do Koszarówki „Pancerny 1" z ustawioną już na dziobie drugą, tym razem górską, armatą kalibru 75 mm. Była to znana we Flotylli z październikowego wypadu na Skrygałów „Magda" - jedna z armat jej baterii nadbrzeżnej. W przeciwieństwie do „Kachny" zdjęto jej koła bieżne i osadzono na wysokiej obrotowej podstawie morskiej. Na pokładzie „Pancernego 1" przybył kpt. mar. Olszewski, który po odebraniu raportu Mohuczego o wczorajczym starciu z zespołem rosyjskim udał się do Koszarówki, aby w sztabie grupy Jaworskiego uzgodnić dalszy plan współdziałania.
Major Jaworski, któremu rozkaz gen. Sikorskiego nakazywał opanowanie w dniu następnym Czarnobyła i wyjście na rubież rzeki Uż, postanowił atakować miasto i port dwoma kolumnami, na które podzielił swoją grupę. Północna, składająca się z kompanii 34 pp, dywizjonu strzelców konnych, plutonu desantowego Flotylli i plutonu ogniowego 9 pac, pod jego dowództwem, miała maszerując prawym brzegiem Prypeci przez Szepielicze i Karpiłowkę uchwycić Lelów. Tę nadbrzeżną wieś, położoną 7-8 km na północ od Czarnobyła, bronił oddział z 47 dywizji strzelców XII armii. Kolumna zachodnia natomiast, dowodzona przez por. Galińskiego, którą tworzyły dwie kompanie 34 pp i 3 bateria 9 pac, po wyjściu z Koszarówki w kierunku południowo-zachodnim obchodziła drogami polnymi Czystogołowkę, aby następnie zająć wieś Korograd Wielki. Z Lelowa i Korogradu Wielkiego miało o świcie 27 kwietnia nastąpić natarcie na Czarnobyl.
Urzutowanie pododdziałów wymuszało z góry współdziałanie Flotylli z kolumną północną, którą mogła ona wspierać ogniem artylerii z lustra rzeki. Ponadto Flotylla miała zwalczać okręty przeciwnika, których aż dwanaście, według danych naszego wywiadu, pływało między Lelowem a Czarnobylem. Kapitan marynarki Olszewski wspólnie z mjr. Jaworskim opracowali specjalną marszrutę dla okrętów, aby uniknąć wczorajszych komplikacji co do łączności taktycznej, tym bardziej że kolumna mjr. Jaworskiego miała z Koszarówki do Lelowa 20 km, podczas kiedy oddział bojowy rzeką co najmniej 30 km. Rzekę podzielono na kilka odcinków, po osiągnięciu których okręty miały z uwagi na większą prędkość wyczekiwać na podejście piechoty. Prawdopodobnie dopracowano też sposób łączności między okrętami a oddaną do dyspozycji kpt. mar. Olszewskiego 2 baterią 9 pal co do przewidywanej zasadzki artyleryjskiej.
Okręty opuściły Koszarówkę o godz. 18 w szyku torowym, który otwierały motorówki bojowe, a zamykał „Pancerny 1", poprzedzany przez „MP 1". Szły wolno ze względu na kręte koryto rzeki, wcinające się zakosami w zakrzewione i zalesione brzegi oraz liczne odnogi starorzeczy; stamtąd przecież przeciwnik mógł dokonać niespodziewanego wypadu. Ponadto Olszewski, choć wywiad tego nie potwierdzał, a okręty rosyjskie pływały bez żadnych przeszkód, nie był pewien, czy na rzece nie postawiono gdzieś zagrody minowej. Dlatego prowadził systematyczne rozpoznanie trasy przejścia. Oddział zwalniał, a prowadząca motorówka wychodziła do przodu na 1-2 km; płynąc wyłącznie z prądem, przy odstawionym silniku, penetrowała brzegi i nurt. Potem semaforem, a po zapadnięciu zmroku światłem latarki elektrycznej wzywała pozostałe jednostki. Po ich nadejściu następowała zmiana motorówki prowadzącej i zespół ruszał dalej, zatrzymując się jedynie w ustalonych punktach w celu nawiązania kontaktu z piechotą. Po drodze napotykano tylko porzucone krypy desantowe.
Do punktu oddalonego o 3 kra od Lelowa, na wysokości wsi Kopacze, oddział dotarł o godz. 21 i stanął na kotwicach w oczekiwaniu na podejście wojsk własnych; postój ubezpieczały „MB 2" (w dole rzeki) i „MB 3" (w górze). Mniej więcej godzinę później rozpoczęła się strzelanina z broni maszynowej i karabinów - znak, że do Lelowa zbliżała się kolumna mjr. Jaworskiego. Kapitan marynarki Olszewski przekazał więc dowodzenie por. mar. Mohuczemu, a sam z patrolem zjechał na ląd po rozkazy co do natarcia na umocnienia wioski.
Tymczasem po godz. 23 na „MB 2" usłyszano stukot kół łopatkowych, a po chwili wykryto zbliżające się okręty rosyjskie. Niezwłocznie powiadomiono światłem por. mar. Mohuczego na „Pancernym 1". Oddział zszedł z kotwic, aby podjąć walkę. Wbrew oczekiwaniom zespół przeciwnika jednak zastopował i rozpoczął ostrzał dróg prowadzących do Lelowa (Kopacze - Lelów i Czystogołowka - Lelów). Kiedy na lewym brzegu zapłonął stóg siana, dostrzeżono w świetle łuny na krwawym lustrze rzeki, w odległości 2-3 km, sześć rozbłyskujących wystrzałami ciemnych sylwetek. Dowódca „Pancernego 1" por. mar. Hryniewiecki otworzył ogień z obu dział, zmuszając Rosjan do podjęcia wałki i podziału celów, co niewątpliwie ułatwiło posuwanie się kolumny mjr. Jaworskiego. Ku oddziałowi ruszyły dwa okręty przeciwnika, więc por. mar. Mohuczy rozpoczął odwrót, próbując wciągnąć je pod lufy 2 baterii. Po półgodzinie przerwały one pościg i cofnęły się, czego początkowo w ciemnościach nie zauważono w zespole polskim; uświadomiło to dopiero ścichnięcie kanonady. Porucznik marynarki Mohuczy zawrócił więc, a potem stanął na kotwicach oczekując podobno na umówiony sygnał od mjr. Jaworskiego, odnośnie do dalszego natarcia w dół rzeki. W czasie postoju pokryto kadłuby naciętymi wiązkami łozy i trzcin w celu zamaskowania jednostek (zwłaszcza wysokiego kadłuba „Pancernego").

Wstępna faza bitwy - atak na okręty rosyjskie os trzeliwujące Lelów

27 kwietnia, umówionego sygnału, choć kotwiczono do godz. 3.30, nie otrzymano.1 W oparach rozpoczynającego się przedświtu, wśród pokrzykiwań rozbudzonego ptactwa wodnego, doszły natomiast z dołu rzeki odgłosy ognia artyleryjskiego. Porucznik marynarki Mohuczy postanowił już dłużej nie zwlekać i kazał odkotwiczać. Po przejściu około 2 km dostrzeżono na lśniącym od brzasku rozlewisku Prypeci pięć okrętów przeciwnika ostrzeliwujących Lelów. „Pancerny 1" wraz z „MP 1" wysunęły się na czoło, trzy pozostałe motorówki, nieprzydatne na razie w boju artyleryjskim, odeszły pod lewy brzeg. Porucznik marynarki Hryniewiecki otworzył ogień z obu armat starając się nadrobić przewagę przeciwnika szybkostrzelnością. Jako były oficer artylerii, wyuczył obsługi armat strzelania szybkimi seriami po cztery pociski na jednej nastawie celownika; dopiero po wystrzeleniu serii następowała korekta nastawy i następna seria. Dzięki temu zasypał wprost przeciwnika pociskami uzyskując od razu nakrycie dwóch okrętów. Zeszły one natychmiast z kotwic i manewrując odpowiedziały ogniem; dołączyły wkrótce do nich trzy pozostałe okręty przerywając ostrzał Lelowa i wsparcie kontratakującej piechoty rosyjskiej. Odeprzeć atakującego zawzięcie „Pancernego 1" i „MP 1" jednak nie potrafiły. Zamaskowane wiązkami wikliny oba okręty polskie poruszały się bowiem na zaciemnionej przez wysoki zalesiony prawy brzeg, części rzeki. Mocno utrudniało to celowanie przeciwnikowi, którego okręty z kolei stawały się coraz lepiej widoczne na tle wschodzącego słońca (wschód astronomiczny godz. 4.14). Wobec wciąż liczniejszych nakryć swoich okrętów Rosjanie przerwali walkę i około w pół do piątej odeszli w dół rzeki, znikając za jednym z jej zakrętów.
„Pancerny 1" podszedł do wysokiego brzegu, na którym znajdował się Lelów i wysadził uzbrojony patrol marynarski. Wkrótce powrócił on z wiadomością, że wieś jest wolna od przeciwnika a kolumna północna wyruszyła spiesznym marszem ku Czarnobylowi. Stamtąd, zakłócając ciszę wiosennego rozsłonecznionego poranka, zaczął dobiegać huk armat. Porucznik marynarki Mohuczy skierował zatem tam swój oddział, aby współdziałać z piechotą mjr. Jaworskiego przy zdobywaniu miasta. Czas naglił, gdyż okręty miały dłuższą do przebycia drogę niż piechota.
Kolumna zachodnia por. Gałińskiego zaatakowała Czarnobyl o godz. 5 rano. Choć oddziały 47 dywizji strzelców broniły go zawzięcie, były już nieco zdemoralizowane odwrotem i nieudanym kontratakiem na Lelów. W obronie wspierało je podobno dwanaście jednostek Flotylli Dnieprzańskiej stojących w porcie, położonym na południowym krańcu miasta. Większość z nich zajęta była jednak wyprowadzaniem i ewakuacją unieruchomionego taboru rzecznego oraz składów portowych. Toteż, kiedy kompanie 34 pp opanowały cmentarz i ogrody położone na przedmieściach, rozpoczął się, przybierający stopniowo na sile, odwrót obrońców do portu i chaotyczny załadunek na statki. Około godz. 6 nadeszła opóźniona kolumna mjr. Jaworskiego i uderzyła wzdłuż rzeki, kierując się na port. Rosjanie przerwali zatem jego ewakuację i statki ruszyły ku niedalekiemu Dnieprowi, otwierając ogień na opuszczany Czarnobyl. Do portu wdarł się teraz pluton desantowy Flotylli i obsadził pozostawione tu statki, podczas kiedy 3 batalion 34 pp wyparł Rosjan z miasta, które mniej więcej o godz. 7 znalazło się w rękach polskich. W tym czasie nadpłynął spod Lelowa zespół pięciu rosyjskich kanonierek, który zorientowany już w sytuacji ostrzelał port i stojący w nim tabor pływający, a następnie odszedł ku swoim siłom głównym, prawdopodobnie osłaniając ich odwrót i ewakuację. Oddział bojowy por. mar. Mohuczego, który niebawem nadpłynął forsując kocioł „Pancernego 1" i silniki motorówek, minął więc Czarnobyl decydując się na pościg za uchodzącym, jak mniemano, przeciwnikiem. Około 7-8 km za Czarnobylem, już poza ujściem Uży, zespół rosyjski wyszedł na względnie prosty odcinek rzeki i zastopował zamierzając stoczyć bitwę na długim torze wodnym. Okręty zajęły stanowiska ogniowe, rozrzucone na szerokim 600 do 1000 m korycie Prypeci (prawdopodobnie naprzeciw jednej z odnóg jej starorzecza), pod osłoną cienia nadbrzeżnego lasu, mając za sobą ostry zakręt rzeki umożliwiający względnie swobodny odwrót w razie niepowodzenia. Rozpoczynał się główny etap batalii czarnobylskiej.

Pierwsza faza bitwy - bój artyleryjski na długim torze wodnym

Przewaga zarówno liczebna jak i taktyczno-techniczna była po stronie rosyjskiej. Do walki stanęło bowiem pięć kanonierek: „Gubitielnyj" (eks-„Sonia"), uzbrojony w dwie armaty 76 mm i cztery ckm, (załoga czterdziestu dwóch ludzi?), „Mołodieckij" (cztery armaty 76 mm, cztery ckm) i „Mudryj" (cztery armaty 76 mm, cztery ckm?) oraz prawdopodobnie „Gierojskij" (eks-„Apołłon"; 2 armaty 76 mm, cztery ckm, czterdziestu czterech ludzi) i „Mstitielnyj" (2 armaty 130 mm, cztery ckm).2 Łącznie przeciwnik miał czternaście armat kalibru 76-130 mm przeciw trzem armatom 75 mm „Pancernego 1" i „MP 1" - dysponował zatem co najmniej pięciokrotną przewagą ogniową. Porucznik marynarki Mohuczy rozgrzany pościgiem nie myślał ustępować, choć warunki taktyczne i nawigacyjne zdawały się nie sprzyjać zespołowi polskiemu. Prypeć minąwszy Czarnobyl płynęła szeroką do 4 km kotliną, otwartą z obu brzegów, meandrując pośród bagien i zdanych wiosenną wyżówką łąk, której krawędzie, biegnące niekiedy równolegle do nurtu, stanowiły zalesione małe wzniesienia i wydmy piaszczyste, niknące wśród podmokłych lasów.
Okręty polskie, wpłynąwszy więc na ten odcinek rzeki, znalazły się na odkrytej przestrzeni wodnej, ograniczonej rozmytymi porosłymi tylko wysoką trawą brzegami i rozświetlonej słońcem, gdzie ich ciemne sylwetki widoczne były niemal jak na dłoni. Natomiast okręty rosyjskie prawie niknęły na tle lasu, w dodatku nad wodą unosiła się jeszcze lekka poranna mgiełka, rozmazująca ich kontury w szkłach lornetek, jedynych przyrządów optycznych na jednostkach por. mar. Mohuczego, przydatnych do prowadzenia ognia. Tylko unoszące się nad drzewami dymy z kominów wskazywały ich stanowiska.
„Pancerny 1" zwolnił na widok gotowego do bitwy przeciwnika - Mohuczy zdał sobie sprawę z niezwykle trudnej sytuacji taktycznej. Gdyby udało mu się jak najszybciej wstrzelać, mógłby podjąć pojedynek artyleryjski i mieć jakieś szansę w tym starciu. Tymczasem słońce świeciło mu prosto w oczy, kanonierki przeciwnika zaś były ledwie widoczne, przy czym mogły one, mając tak dobrze oświetlony cel, razić go ogniem na wprost. Niezbędny był więc jakiś punkt obserwacyjny w celu korygowania ognia własnej artylerii. Początkowo zamierzano urządzić go na kominie „Pancernego 1" , wznoszącym się dobrych kilka metrów nad lustrem wody, kiedy nagle por. mar. Hryniewiecki dostrzegł w dali, o jakieś 2 km na prawym brzegu rzeki, grupkę wysokich sosen. Gdyby „Pancerny 1" zdołał tam dotrzeć, można by na jednej z nich urządzić punkt kierowania ogniem. Porucznik marynarki Mohuczy liczył się z tym, iż przeciwnik łatwo udaremni ten zamiar, stawiając zaporę ogniową, dlatego rozkazał rozwinąć prędkość maksymalną. Wbrew oczekiwaniom armaty rosyjskie milczały, jakby Rosjan zaskoczyła ta desperacja czy zuchwałość zespołu polskiego. A może czekali, aż zajmie on stanowiska, aby łatwiej móc strzelać do nieruchomego celu? „Pancerny 1" , korzystając z tej ciszy, dotarł wreszcie do brzegu tuż przy drzewach. Przeskoczył nań z lornetką por. mar. Hryniewiecki i przy pomocy marynarzy wspiął się na najwyższą z sosen.

Bitwa pod Czarnobylem 27 kwietnia 1920 r. (schemat działań)

Sytuacja jakby zaczęła się zmieniać na korzyść strony polskiej, gdyż rozeszło się też i maskujące Rosjan pasmo porannej mgły. Zanim jednak porucznik podał właściwy namiar, przeciwnik rozpoczął kanonadę, ale jego pierwsze salwy były za krótkie aż o 1000 m lub niedokładne w kierunku (padały na lewy brzeg). „Pancerny 1" odpowiedział z obu armat, strzelając seriami po 4 pociski. Wkrótce dołączyła do niego „MP 1" ze swoją „Magdusią", podczas kiedy trzy pozostałe motorówki skryły się za zakrętem rzeki. Wymianę ognia prowadzono stojąc, na dystansie 4000-5000 m, przy czym jego natężenie było tak duże, że od wstrząsów strzelającej nieustannie „Magdy" poluzowały się nity podwodnej części dziobowej „Pancernego 1", który stał na cumach przymocowanych do pni sosen, i woda zaczęła przeciekać do wnętrza kadłuba. Ogień rosyjski był jednak mało dokładny. Możliwe, że nie koordynowano go i nie prowadzono dokładnej obserwacji wybuchów, przez co kanonierki przeszkadzały sobie wzajemnie i nie potrafiły określić, do której z armat należały wytryskające wokół okrętów polskich fontanny wody i mułu. Pod koniec drugiej godziny walki wybuchy pocisków rosyjskich zaczęły wreszcie obramowywać „Pancernego 1", a jeden nawet nastąpił w rejonie dziobu zalewając pokład strugami błota. Wobec takiego nakrycia ogniem por. mar. Mohuczy już zamierzał cofnąć się z zajętej pozycji, kiedy około godz. 10 wysoki słup dymu i ognia wykwit! ponad lasem, a po rzece przetoczyło się echo potężnego grzmotu. To jeden z pocisków polskich, prawdopodobnie z „Pancernego 1", przebił prowizoryczne opancerzenie kanonierki „Gubitielnyj" i zdetonował wśród składowanej amunicji. Wybuch rozerwał wiązania kadłuba i spowodował eksplozję głównego kotła parowego; zginęła podobno cała załoga. Gwałtowny pożar dokończył dzieła zniszczenia, a towarzyszył mu huk rozrywających się pocisków i amunicji karabinowej; „Gubitielnyj" zatonął po kilku minutach, choć ze względu na płytki nurt rzeki trawione ogniem szczątki okrętu długo jeszcze zasnuwały dymem miejsce tragedii. Jego nagła utrata wywołała panikę na sąsiednich jednostkach i zdezorganizowała ugrupowanie rosyjskie. Kanonierki zaczęły schodzić z kotwic, co zmniejszyło celność i natężenie ich ognia.

Druga faza bitwy - zwycięski pościg

Porucznik marynarki Hryniewiecki widząc, że przeciwnik szykuje się do odwrotu, powrócił na okręt i obaj z por. mar. Mohuczym ruszyli w pościg, ubezpieczani przez „MB 3". Kanonierki nieprzyjaciela cofnęły się za kolejny zakręt rzeki i spoza niego rozpoczęły ponad lasem ostrzał podchodzących okrętów polskich. Na „Pancernym 1" punkt kierowania ogniem przeniesiono teraz na okrętowy komin. Na jego wylot nałożono szeroki, zbity z desek blat. Stanął na nim z lornetką zastępca dowódcy okrętu ppor. mar. Robert Oszek i - jak wspomina ppor. mar. Karol Taube - „trochę przy tym przebierał nogami, bo dym gorący". Mimo tak prymitywnego i mało spektakularnego systemu obserwacji oraz kierowania ogniem, prowadzony przez „Pancernego 1" pościg przyniósł dalsze sukcesy. Jakby imponująca zuchwałość Polaków i ich wola walki „zgniotła moralnie" przeciwnika, chociaż miał czterokrotną przewagę. Na zakręcie rzeki artylerzyści kapralów marynarki Adama Ciapy i Franciszka Męczykowskiego uzyskali kolejne trafienia. Podporucznik marynarki Oszek mógł odnotować wybuch na końcowej kanonierce, a potem na następnej (były to „Mudryj" i „Mołodieckij").
Ogień przeciwnika osłabł, a po kilku minutach ścichł zupełnie. Widać było za to, jak pozostałe dwie kanonierki podały hole uszkodzonym i rozwijając maksymalną prędkość, o czym świadczyło intensywne dymienie z kominów, zaczęły uchodzić z akwenu bitwy. Ku niezadowoleniu rozgorączkowanej zwycięską walką załogi „Pancernego 1" por. mar. Mohuczy musiał jednak przerwać pościg. Być może uświadomił sobie, że u ujścia Prypeci stoi jeszcze co najmniej dziesięć okrętów przeciwnika, lecz nie było to chyba główną przyczyną.
O przerwaniu pościgu bowiem zadecydowała bardziej prozaiczna przyczyna - wspomniany nieszczęsny przeciek w poszyciu podwodnej części dziobowej. Porucznik marynarki Mohuczy czy por. Hryniewiecki mogli sobie lekceważyć meldunki kierownika maszyn sierż. sztab. mar. Alojzego Szpringera, kiedy „Pancerny 1" strzelał stojąc na pozycji, czy motywować to stanem wyższej konieczności, gdy w czasie pościgu ważyły się losy bitwy. Teraz jednak, gdy ją wygrano, należało zająć się własnym okrętem i zwrócić uwagę na wzrastający trym na dziób.
W czasie ruchu okrętu podczas pościgu napór wody był tak duży, że wdarła się ona do pomieszczeń dziobowych i maszynowni, a że „Magda" nadal prowadziła ogień, nieustannie jej przybywało. Ponieważ pompy odwadniająca i osuszająca nie zdołały jej usunąć, wkrótce drewniane podłogi w pomieszczeniach i w maszynowni (gretingi) zaczęły pływać, a pełniący wachtę mechanicy stali po łydki, a nawet kolana w wodzie. Około godz. 11 przerwano zatem pościg i zawrócono do Czarnobyla, aby dokonać naprawy; zabierając po drodze „żółwia" por. mar. de Waldena razem z pozostałymi motorówkami. Być może zaraz wysłano jedną z nich na zwiad do ujścia Prypeci, które po ośmiogodzinnej walce (a z nocnym starciem pod Lelowem - dwunastogodzinnej) musiała opuścić Flotylla Dnieprzańska.

Epilog bitwy - całkowita ewakuacja Prypeci przez Rosjan

Czarnobyl okazał się prawdziwym sukcesem dla Polskiej Marynarki Wojennej, która choć słabsza liczebnie potrafiła jednak wyprzeć z Prypeci silną flotyllę przeciwnika i zadać jej poważne straty. Zatopiono jedną kanonierkę, a dwie inne uszkodzono (trzecią w Koszarówce), zginęło i zostało rannych co najmniej 40-50 ludzi przy nieznacznych stratach własnych (jeden ranny w Koszarówce) i uszkodzeniu poszycia w części podwodnej „Pancernego 1", które powstało wskutek huraganowego ostrzału armaty dziobowej; remont sprowadził się do doszczelnienia nitów i wypompowania wody.
Zespół polski atakował śmiało i z impetem, co powiększyło jeszcze straty rosyjskie. Pod naporem ścigających go okrętów naszej Flotylli zespół rosyjski wycofywał się z takim pośpiechem, że nie zdążył zabrać stojących jeszcze w porcie czarnobylskim statków (sprawnych i uszkodzonych), które dostały się Polakom. Były to „Prytkij" (uszkodzony pod Koszarówką), „Pokornyj", „Tatjana", „Zwiezda", „Judif" i „Kokietka" oraz cztery pogłębiarki („Pripieckaja 1", „Pripieckąja 4", „Oginskaja" i „Bieriezinskaja"), trzy motorówki („No 1", „No 2", „No 3") i warsztaty pływające. Część zdobyczy udało się wcielić do oddziału transportowego Flotylli w ciągu maja i czerwca dzięki temu, że opuszczone w popłochu warsztaty portowe w Czarnobylu mogły niemal od zaraz przystąpić do prac remontowych.
W swoim meldunku z przebiegu bitwy kpt. mar. Olszewski wyróżnił przede wszystkim dowódców „Pancernego 1" i „MP 1" - por. mar. Hryniewieckiego i por. mar. de Waldena, których okręty z racji uzbrojenia odegrały główną rolę w walce z siłami przeciwnika, zadając mu tak dotkliwe ciosy. Porucznika marynarki Hryniewieckiego należało ponadto wyróżnić za prowadzenie ognia seriami po cztery pociski, co znakomicie poprawiło szybkostrzelnóść i zrekompensowało niejako zbyt małą liczbę armat po stronie polskiej. Wprawdzie metoda ta miała również mankamenty (nieskuteczność ostrzału przy „nie wstrzelaniu się", znaczne i szybkie zużycie amunicji, większa podatność armat na uszkodzenia), ale w konsekwencji przyniosła korzyść „Pancernemu 1" i zespołowi Flotylli Pińskiej. Trzecim wyróżnionym był por. mar. Borys Mohuczy, faktycznie dowodzący w tej bitwie oddziałem bojowym Flotylli. Bitwa, rozpoczęta niemal klasycznie jako bój na długim torze wodnym, szybko przekształciła się w dynamiczny pościg, przerwany kolejnym dwugodzinnym bojem na długim torze wodnym. W czasie tego starcia zespół por. mar. Mohuczego nie tylko zadał straty walczącemu przeciwnikowi, lecz również przeszkodził mu (o ile taki zamiar istniał) w uprowadzeniu resztek własnego taboru. Należy też podkreślić inicjatywę wymienionych oficerów w doraźnym wyzyskaniu wysokich drzew nadbrzeżnych jako punktów obserwacji i kierowania ogniem. Jednakże ich walory dowódcze niewiele znaczyłyby bez należytego wykonawstwa, a to zależało od załóg okrętowych, przede wszystkim artylerzystów. Marynarze polscy, wykazując dobre wyszkolenie specjalistyczne i głęboki patriotyzm, nie ulękli się silniejszego przeciwnika i rzetelnie spełnili swój żołnierski obowiązek. Szwankowała wprawdzie łączność z grupą mjr. Jaworskiego i współdziałanie z 2 baterią 9 pal, ale wina tu była chyba obustronna, wywołana nagłymi zmianami sytuacji taktycznej i nadmiernym animuszem.
Samo zwycięstwo nie zapewniło jednak okrętom polskim wyjścia na Dniepr. Ujście Prypeci blokowała bowiem Flotylla Dnieprzańska, która otrzymała zadanie dozorowania Dniepru od ujścia Prypeci, gdzie stały trzy kanonierki, aż do Kremieńczuga. W rejonie Pieczek (ujście Teterewu) stało dziesięć innych kanonierek, desanty rosyjskie wysadzone pod Górnostajpolem uchwyciły rejon Staszew - Domantowo (na płd. wsch. od Czarnobyla), natomiast rejon między ujściami Prypeci i Teterewu obsadzał tzw. oddział ekspedycyjny XII armii. O rozwinięciu blokady przekonali się Polacy jeszcze 27 kwietnia, kiedy wysłana na zwiad w ujście Prypeci „MB 3" (?) została zmuszona do odwrotu skoncentrowanym ogniem armatnim wspomnianych trzech okrętów. Następnego dnia zagarnęły one polski transportowiec „T 2" (pierwszy o tym oznaczeniu, zdobyczny eks-„Woron"), płynący z Mozyrza do Czarnobyla z zaopatrzeniem (żywność, amunicja), którego dowódca (podoficer) zmylił w ciemnościach nocnych nurt i przez boczną odnogę rzeki, omijającą port, przedostał się na Dniepr. Okręty rosyjskie kilkakrotnie jeszcze dokonywały wypadów na wody Prypeci w celu zaopatrzenia się w drewno opałowe ze znajdujących się tu wielkich nadbrzeżnych składów. Niejako przy okazji ostrzeliwały też Czarnobyl, ale walki z „Pancernym 1" i motorówkami Flotylli nie podejmowały pośpiesznie się wycofując. Poniżej portu więc ustawiono 2 baterię 9 pal, aby mogła zapolować na okręty przeciwnika i ukrócić te dokuczliwe wypady. Przydzielono do niej trzy motorówki bojowe wyposażając je w rakiety świetlne. Nocą wypatrywały one napastników w ujściu Prypeci, aby w razie ich wykrycia rakietami oświetlić teren ułatwiając baterii wstrzeliwanie się. Ostatecznie 3 maja Rosjanie opuścili ujście, przy czym dozorowiec „Orioł" pod osłoną trzech kutrów pancernych postawił w nim zagrodę minową z min typu „rybka" .
Dwa dni później, po rozpoczęciu przez 9 dywizję piechoty ofensywy na porty dnieprzańskie Łojew i Rzeczycę, oddział bojowy Flotylli, podporządkowany dowódcy 18 brygady piechoty, otrzymał rozkaz zajęcia stanowisk u wejścia na Dniepr, aby zamknąć dostęp flotylli rosyjskiej na jego górny odcinek. W tym celu bazę operacyjną oddziału przeniesiono w rejon zbiegu Boruchy (jedno z ramion rozwidlenia Brahinki) z Prypecią, ustawiając tam przystań pływającą (koszary dla załóg motorówek), warsztaty pływające i statek sanitarny „S 1", (eks-„Wielka") oraz gromadząc stosowne zapasy amunicji, materiałów pędnych i smarów oraz żywności.
Ochronę ujścia Prypeci oraz zamknięcia Dniepru (od północy) przejęła teraz bateria nadbrzeżna Flotylli por. mar. Nahorskiego (dwie armaty 75 mm), stacjonująca w Tieremcach i wspomagana doraźnie po wycofaniu 6 maja 2 baterii 9 pal, przez 3 baterię 9 pułku artylerii ciężkiej. W Czarnobylu pozostały tylko pod dowództwem kpt. mar. Olszewskiego większość oddziału transportowego i pluton desantowy Flotylli oraz kompania 34 pułku piechoty. Tymczasem, w związku ze złożoną sytuacją operacyjną pod Kijowem, przebił się stamtąd płynąc do Łojewa zespół okrętów przeciwnika (cztery kanonierki, trzy trałowce), który nocą z 7 na 8 maja podobno postawił skrycie w rejonie ujścia Prypeci kolejną zagrodę minową oraz stoczył w Tieremcach i Żarach walkę z 2 baterią 9 pułku artylerii lekkiej. Mimo uszkodzenia dwóch okrętów Rosjanie dotarli do Łojewa, skąd po walkach o to miasteczko odeszli w górę Soży.
Szybko przystąpiono do trałowania postawionych zagród minowych, aby oddział bojowy Flotylli mógł bezpiecznie wyjść na Dniepr, brakło jednak okrętów trałowych i sprzętu. Początkowo trałowano przy pomocy liny stalowej z pływakami, zanurzonej na głębokości 2 m, ciągnionej przez idących oboma brzegami marynarzy i okolicznych chłopów. Potem użyto zatopionej krypy (wybite w poszyciu otwory), którą na głębokości kilku metrów podtrzymywały na linach z dziobu i rufy 2 motorówki. Ustawiono ją w poprzek nurtu i puszczono z prądem rzeki, ale i tym sposobem min nie wykryto. Ostatecznie uznano, że wysoki stan wody nie pozwolił na ich wytrałowanie lub że wtedy jeszcze tam min nie było albo też wartki wiosenny prąd wody „przygiął" je do dna. Zakończenie tych prac oraz względnie wysoki jeszcze poziom wód pozwoliły motorówkom wypłynąć na Dniepr i rozpocząć jego patrolowanie na północ i południe od ujścia Prypeci.
Awatar użytkownika
Grzechu
Posty: 1624
Rejestracja: 2004-06-29, 16:05
Lokalizacja: Kwidzyn (Powiśle)

Post autor: Grzechu »

Całość w drodze na maila...
ODPOWIEDZ