Strona 1 z 1

SPRZEDAŻ STCZNI GDYNIA DLA RAMI UNGARA TO ZDRADA POLSKIEJ

: 2006-03-21, 11:39
autor: stoczniowiec
racji stanu i polskich interesów narodowych , nie przypadkiem gdy od kilku lat trwa koniunktura na statki to w polskich stoczniach dochodziło do afer i prześileń politycznych za którymi stali politycy dyspozycyjni z SLD,PO którzy za obce zlecenia pozbawiali polske tego co najcenniejsze co zbudowano od zera a tak właśnie było z naszym przemysłem stoczniowym i nie da się ukryć że to najlepszy przemysł jakiego dorobiliśmy się po wojnie w naszych stocznich tkwi duży nie wykorzystany potęcjał który jest był i będzie potrzebny polsce w przyszłości dlatego pozbycie sie jego w sposób który pozbawi nas kontroli to sabotaż i zdrada interesów narodowych i polskiej racji stanu tym bardziej że po ostatnich wysprzedażach widać jakie straty ponosi Polska oprócz pęsji i podatków nie zyskamy nic wiecej a całe zyski wypłyną z kraju do róznej maści cwaniaków dzis nie ulega wątpliwosci fakt że Platforma O. planowała po wygranych wyborach sprzedać ten dział gospodarki wcześniej ludzie z otoczenia tej parti w stocznich Gdynia i Szczecin dokonywali sabotażu oby osłabić te stocznie(afery z ostatnich lat) co im sie udało gdyż zrobili to gdy była największa koniunktura na statki . Przemysł okretowy dla przyszłości polski musi pozostać w polskich rekach tego wymaga odpowiedzialna polityka w stosunku do tych zakładów gdyż w przyszłości ten potecjał na pewno będzie potrzebny chociaż by do odtworzenia naszej floty handlowej , której też pozbawiono nas w sposób wręcz kryminalny Polska jako jeden z większych krajów posiada bardzo mały tonaż np:w stosunku do niemców którzy przy udziale swoich banków wybudowali w naszych stoczniach dużą liczbe statków a przecież to samo można by zrobić w stosunku do naszej floty dlatego ten przemysł musi być w naszych rękach bo to my musimy decydować a nie obcy kapitał który powstał w nie jasnych okolicznosciach w ostatnich latach reprezentuje pan Rami Ungara , który on i jego globalni mocodawcy szukają i wysysają najcenniejsze kąski pozbawiając państwa narodowe swoich własnosci http://www.oficynamorska.pl/content/view/25/

Sprzedaż stczni gdyńskiej dla Rami Ungara to zdrada

: 2006-03-21, 11:49
autor: Tadeusz Klimczyk
Dbałość o polskie interesy narodowe najlepiej zacząć od nauczenia się poprawnego używania języka polskiego....

: 2006-03-26, 16:23
autor: Piotr S.
Nie wiem czemu się pan panie Tadeuszu przecistawił że tak powiem jakby nie było słusznym argumentom albo faktom , przecież w ostatnich latach mimo że trwała koniunktóra na statki ugrupowania rządzące celowo osłabiały potęcjał naszych stoczni a by mieć argument aby je sprzedać no bo jak wytłumaczyc fakt jest koniunktóra na statki, a w naszych stoczniach lub wokól nich trwa rozruba .Nie jest tajemnicą że gdyby wybory wygrała platforma stocznie zostały by sprzedane mimo ,że jest popyt na statki . Sam Rami Ungara też nie jest czysty jego nie jasne powiązania i pieniądze które posiadł na zbudowanie swojej firmy zostawiaja wiele do życzenia , nie jest to stary tradycyjny armator tylko spekulant w powiazaniu z nie znanymi blizej układami finansowymi, i czy tacy ludzie maja przejmować nasz majątek który w razie dekoniunktóry zostanie porzucony na pastwe losu narażając ponownie ten zakład na interwencje państwa .A tak na koniec dodam że platforma gdy by doszła do władzy właśnie Rami Ungarowi zamierzała sprzedać Stocznie Gdynia

: 2006-06-24, 17:40
autor: Saddam
Zdrada to poważne oskarżenie. Jakie macie dowody na to, że stocznie były sabotowane?

: 2006-06-24, 21:35
autor: karol
:hmmm: sabotaż, zdrada, :hmmm: Saddam ma rację, takie coś trzeba udowodnić...

: 2006-06-24, 22:15
autor: Adam
Tak czy inaczej jest to jawny dowód na to, że państwo niejak nie jest właściwym organem do zarządzania przedsiębiorstwami przemysłowymi. Zawsze głowna działalnośc, czyli zyskowna produkacja będzie ustępowałą krótkoterminowym celom politycznym szybko zmieniających się ekip rządowych. Państwo nie jest to produkowana statków.
Tak na prawdę sprawnie w Polsce działają (-ły) tylko stocznie prywatne - przede wszystkim Remontowa, oraz już nieistniejąca Stocznia Szczecińska. Ta druga była przez lata wzorem, jak można działać z sukcesem i zarabiać na statkach, bez dotacji rządowych. Dodatkowo inwestując w potencjał (w ciągu 15 lat działalności Stoczni Szczecińskiej SA przedsiębiorstwo zmieniło się praktycznie całkowicie, przebudowano pochylnie, postawiono komory malarskie itd., czteromiesięczny cykl produkcji kontenerowców to dziś może norma, ale wóczas była to rewolucja). Niestety Stocznia trochę przeinwestowała, a jej słabośc wykorzystali politycy. Efekt - mamy znacjonalizowaną SSN, która jest krokiem wstecz i jak na razie jedzie siłą rozpędu, a zwłaszcza nowego potencjału poprzedniczki. Jednak jako przedsiębiorstwo państwowe ma przed sobą góra 10 lat istnienia. Myślę, że przy braku krajowego potencjału finansowego zdolnego utrzymac w polskich, ale prywatnych rękach nasze stocznie mamy tylko dwa wyjścia - sprzedanie ich dużym koncernom, jak Aker (Niemcy nieźle na tym wyszli) lub wariant szwedzko - duński czyli "zaoranie" stoczni, bez przeciągania ich agonii. Stocznie jako przedsiębiorstwo państwowe to dziś w Europie kompletny przeżytek skazany na wymarcie. Myślę, że za 10 lat pozostanie w Polsce Remontowa, pewnie stocznia Marynarki i ew remontówki Szczecina - Świnoujsćie, ale też pewnie jako części Remontowej lub zachodnich koncernów. Stocznie produkcyjne w takim kształcie jak obecnie są skazane na wymarcie, od rzadu zależy tylko, czy będzie to bezbolesna, szybka śmierć, czy długotrwała agonia w konwulsjach strajków i zbijania kapitału politycznego.

: 2006-06-25, 11:32
autor: Piotr S.
Adam dlaczego twierdzisz , że stocznie to dzisiaj przerzytek? pamiętam jak pare lat temu na zachodzie padały głosy ,że za szybko pozbyto się stoczni które po prostu zlikwidowano . Można też postawić pytanie a dlaczego to np: Niemcy nie zlikwidowali stoczni po byłym NRD w Rostoku ,Wismarze i Stralsundzie jak by mało było tego wszystkie zostały zmodernizowane lub wręcz zbudowane od nowa , sytuacja w jakiej dzisiaj znalazła się Europa ze zredukowaną liczbą stoczni w dobie potrzeb i koniunktóry na nowo budowane statki na nowo szuka się sposobów zwiekszenia potęcjałow w tym sektorze ,na co długo nie trzeba było czekać bo aktualnie trwa wielki drenaż stoczniowców z naszych stoczni , co tym samym będzie potęgować problemy u nas . Należy zadać pytanie jeżeli budowanie statków jest nie opłacalne to dlaczego co chwile ustawiaja się w kolejce następni inwestorzy którzy umieją liczyć i wiedzą gdzie wydawać pieniądze podczas gdy my widzimy tylko prostą forme wysprzedaży która nic nam nie da a samo zastąpienie naszego państwa Akerem czy innym podmiotem nic nam nie da pozbawi nas tego co możemy zrobić sami stworzyć przemysł okrętowy z prawdziwego zdarzenia, który pod polskimi zarządami równie dobrze sobie poradzi jak pod Akerem - który w sposób umiejentny wykorzystuje chwilowe słabośsci i zamieszanie w tym segmencie . Jedynym produktem który w jakis sposób da sie powiązać z Polską są statki i dobrze o tym pamiętać zanim zrobi się coś na wzór polskich hut stali sprzedanych za friko w okresie nadchodzącej koniunktóry ,mimo wcześniej poczynionych iwestycji przez państwo w linie ciągłego odlewania

: 2006-06-25, 12:48
autor: Adam
Piotr S. pisze:Adam dlaczego twierdzisz , że stocznie to dzisiaj przerzytek?
Nie stocznie a przedsiębiorstwa państwowe. Najgorszym właścielem firmy która ma przynośić zyski jest państwo, co zresztą widać (wyjątek to firmy surowcowe).
Daleko nie szukając - Hiszpanie też mają stocznie państwowe i co?? Ciągle mają problemy.
Można też postawić pytanie a dlaczego to np: Niemcy nie zlikwidowali stoczni po byłym NRD w Rostoku ,Wismarze i Stralsundzie jak by mało było tego wszystkie zostały zmodernizowane lub wręcz zbudowane od nowa
Tak - za ciężkie, państwowe pieniądze (których w Polsce nie ma) zmodernizowali a potem ... sprzedali. Wszak Wismar i Warnemunde to Aker, a Stralsund to Maersk. W niemieckich rękach pozostała tylko Peene Werft. Polecam artykuł w ostatnim MSiO. To jest biznes - nawet jak państwo inwestuje, to po to by drożej sprzedać - wszak liczy się zysk.
Z drugiej strony, nasze państwo nawet tego nie potrafi zrobić, sorzedają wtedy kiedy firma tak nisko upadnie, że kupić ją można za grosze.
sytuacja w jakiej dzisiaj znalazła się Europa ze zredukowaną liczbą stoczni w dobie potrzeb i koniunktóry na nowo budowane statki na nowo szuka się sposobów zwiekszenia potęcjałow w tym sektorze
Jakieś przykłady??
Już dziś produkcja statków w Europie to malutka część w porównaniu z Dalekim Wschodem i tego nie da się zmienić. Pozostaną stocznie norweskie specjalizujące się w offshore, holenderskie produkujące małe trampy + 2-3 wyspecjalizowane, budujące promy i pasażery. Reszta, w perspektywie 10-20 lat i tak zniknie. Nawet Maersk mówi o zamknięciu swojej stoczni w Odense, bo taniej jest budować statki na Dalekim Wschodzie, niż we własnej stoczni w Europie.
a samo zastąpienie naszego państwa Akerem czy innym podmiotem nic nam nie da
Przykład Niemiec czy Rumunii pokazuje coś wręcz przeciwnego
pozbawi nas tego co możemy zrobić sami stworzyć przemysł okrętowy z prawdziwego zdarzenia, który pod polskimi zarządami równie dobrze sobie poradzi jak pod Akerem
Coś takiego wymaga przede wszystkim kapitału i to ogromnego kapitału. Nie państwowego, bo na wyrzucanie państwowych pieniędzy w podtrzymywanie obecnego stanu mamy coraz mniejsze społeczne przyzwolenie. A kapital prywatny (którego i tak jest mało i ma ciekawsze sektory do inwestowania) też nie kwapi się do inwestycji w stocznie, po złych doświadczeniach z upadłą Stocznią Szczecińską. Stocznie są w Polsce zbyt "polityczne" by ktoś rozsądny zainwestowal tam swoje pieniądze. Sam osobiście wolałbym wybudować nową stocznię, niż kupować np. Gdańską.

: 2006-06-27, 15:20
autor: Piotr S.
Oto pare faktów z WP.PL odnośnie zapotrzebowania na stoczniowców to co napisałem wcześniej mówiąc też że Europa chce zwiększać swój potęcjał stoczniowy z zapytaniem Adama o przykłady - ja nie mówiłem o budowie nowych stoczni na zachodzie Europy tylko o zwiekszaniu możliwości potęcjału a tego sie nie da zrobić bez zatrudnienia nowych stoczniowców - bardzo możliwe że z polski co doprowadzi do drenażu ludzi w naszych zakładach co jeszcze bardziej skomplikuje sytuacje u nas Fiński przemysł stoczniowy będzie musiał wkrótce zatrudnić 10 tys. wykwalifikowanych pracowników. Tylu fachowców w Finlandii jednak nie ma i trzeba będzie szukać stoczniowców w całej Europie - pisze helsiński dziennik "Hufvudstadsbladet".

Jak podała gazeta, niedługo wielu pracowników stoczni odejdzie na emerytury, a ich następców nie ma. Kryzys, który dotknął kilka lat temu fiński przemysł stoczniowy spowodował, że zaprzestano szkolenia fachowców dla tej gałęzi gospodarki.

Obecnie sytuacja zmieniła się. Norweski koncern Aker wykupił w 2004 r. stojące na krawędzi bankructwa trzy wielkie fińskie stocznie. Weszły one w skład stoczniowej grupy liczącej 15 stoczni działających w 6 krajach; dzisiaj stocznie te budują największe na świecie statki pasażerskie.

Braki kadrowe wynikają też z bardzo dobrej koniunktury w tym sektorze gospodarki.

W Finlandii nie ma już ludzi o potrzebnych kwalifikacjach. A ponieważ wszystkie stocznie w Europie przeżywają obecnie dobry okres, musimy z nimi twardo konkurować, by zdobyć pracowników - powiedział cytowany przez "Hufvudstadsbladet" dyrektor personalny fińskich stoczni grupy Aker, Marko Konu.

Według Konu, w tym roku tylko stocznia w Turku będzie musiała zatrudnić 250 nowych stoczniowców i 120 pracowników nadzoru technicznego oraz administracji.

Stocznie w Turku, Helsinkach i Rauma należące do koncernu Aker ASA mają pełne portfele zamówień do 2009 r., podpisały kontrakty na 14 nowych jednostek.

Obecnie na fińskich pochylniach powstają np. dwa kolejne luksusowe wycieczkowce klasy Freedom, a kontrakty na ich budowę warte są 1,2 mld euro. Przy budowie prototypowej jednostki tej serii, pływającego już kolosa "Freedom of the Seas", obok stałych fińskich pracowników stoczniowych, trzeba było zatrudnić 1.850 cudzoziemców z 24 krajów, w tym wielu Polaków.

Jeszcze więcej cudzoziemców, również Polaków, pracuje przy budowie kolejnego rekordowego statku pasażerskiego "Genesis", który ma pomieścić 5,4 tys. pasażerów. Powstaje on, podobnie jak poprzednie, na zamówienie amerykańskiego armatora, Royal Caribbean.

Polscy stoczniowcy to głównie wysoko wykwalifikowani spawacze oraz monterzy blach i rurociągów okrętowych. Polacy najczęściej trafiają do fińskich stoczni jako pracownicy firm będących podwykonawcami lub kooperantami. Dlatego nikt nie jest w stanie określić, ilu polskich stoczniowców pracuje obecnie w fińskich stoczniach.

Nie dysponują takimi danymi ani zarządy stoczni, ani polskie placówki w Finlandii. Radca Andrzej Jasionowski, kierujący wydziałem konsularnym Ambasady RP w Helsinkach, szacuje ich liczbę na ok. pięćset osób.

http://finanse.wp.pl/POD,2,wid,8368641, ... 414373.240

: 2006-06-27, 15:49
autor: Piotr S.
Czy Stocznia Gdynia jeszcze długo będzie budowała statki?

Nie spełniają się prognozy pesymistów, spoglądaczy na przemysł okrętowy: że mianowicie coraz bardziej ograniczana liczbowo i wartościowo będzie budowa statków na świecie. Wszelkie dane wskazują, że i dziś, i w kolejnych latach stoczniom światowym nie zagraża żaden zastój. Systematycznie bowiem „pęcznieje” światowy portfel zamówień na nowe statki.

Potwierdził to już rok 2005, pod koniec którego w tym „globalnym” portfelu znajdowało się 104,8 mln CGT, co oznacza łączną pojemność w skompensowanych tonach brutto, czyli 229 mln ton nośności (informację tę podało CESA (Community of European Shipyard’s Associatons - europejska organizacja skupiająca producentów statków). W stosunku do lat poprzednich, a zwłaszcza do roku 2004 - nastąpił tu rekordowy wzrost produkcji.

Wychodzi na to, że również polskie stocznie nie odstają od tendencji światowej, bo oto w 2005 roku przekazały one różnym na świecie armatorom 50 statków, dwa razy więcej niż w roku 2004, plasując się tą statystyczną wielkością na czwartym miejscu w Europie, po stoczniach niemieckich, holenderskich i hiszpańskich. Według stanu na koniec 2005 roku portfel zamówień, obejmujący wszystkie nasze stocznie, zawierał 123 statki o łącznym tonażu 2 mln 115 tys. CGT, przed nami ulokowały się tutaj przemysły stoczniowe jedynie Holandii i Niemiec. Natomiast pod koniec lutego br. tylko Grupa Stoczni Gdynia i Stocznia Szczecińska Nowa Sp. z o.o. miały w swych portfelach 102 różnego typu statki.


Napawają też optymizmem prognozy długoterminowe. Przewidują, że w latach 2010-2020 produkcja światowych stoczni wykaże ponad 30% wzrost, przy jednocześnie takim samym wzroście przewozu towarów drogą morską. Z dużą wiarą przyjmując te rozwojowe dane, można śmiało stwierdzić, iż stocznie na świecie jeszcze długo - jeśli uznać, że przynajmniej najbliższe 20 lat to w sensie czasowym wcale niemało - będą budować statki, i to coraz nowocześniejsze, coraz bezpieczniejsze w uprawianiu żeglugi...

************

Ale czy w Polsce - a mówiąc konkretnie w Gdańsku, Gdyni i Szczecinie - też jeszcze długo będzie można budować statki? Pytanie to można by uznać za retoryczne: że oczywiście tak, bo czyż dla stoczni w tych miastach jest jakaś inna alternatywa gospodarcza? W środowisku okrętowców ta oczywistość uznawana jest jako całkiem jasna i klarowna, nawet teraz, gdy naszym stoczniom przychodzi borykać się z poważnymi problemami, przede wszystkim jednak finansowymi, co w pierwszej kolejności odnieść trzeba do niezwykle trudnej sytuacji Stoczni Gdynia S.A.

Wprawdzie prezes zarządu tej firmy Kazimierz Smoliński (na zdjęciu powyżej) - decyzją Rady Nadzorczej pełniący tę funkcję od 23 maja br. - informuje, że stocznia, dzięki poręczeniom kredytów i gwarancjom zwrotu zaliczek armatorskich, ma w zasadzie zapewnione finansowanie całego zakontraktowanego portfela zamówień na budowę nowych statków, dającego załodze stoczni pracę do końca 2008 roku (a chodzi tu o 33 statki o łącznej wartości sprzedaży półtora miliarda USD), to wielką kulą u jej nogi jest sięgające miliarda złotych zadłużenie. W dodatku - zauważa prezes Smoliński – „od 3 lat stocznia funkcjonuje z minusowym kapitałem własnym i obrotowym”. Wykazuje straty. Za rok 2005 zamknęły się kwotą ponad 114 mln złotych.

Zatem stoczni wystarcza środków na bieżące finansowanie produkcji, na realizację posiadanego i uprawomocnionego portfela zamówień, ale nie na wyjście z potężnego, jakby nie było, impasu zadłużenia, na rozwój techniki, na niezbędne inwestycje, na motywujący wzrost wynagrodzeń...

Na pytanie: czy przed stocznią, mimo wszystko, jawi się szansa - tak jak przed innymi w świecie stoczniami - przez długie lata kontynuowania budowy pływającego tonażu, prezes, choć przecież od niedawna na czele stoczniowego zarządu, i nie z wykształcenia okrętowiec, a prawnik z menedżerskim przygotowaniem, odpowiedział: Stocznia Gdynia S.A., naturalnie, może i powinna przez wiele lat budować statki, za czym przemawiają jej możliwości technologiczne, całe zaplecze produkcyjne, wysokie umiejętności zawodowe załogi, konstruktorów, projektantów.

To niezwykle cenny potencjał ludzki oraz infrastrukturalny pod względem technicznym. Tyle, że obecna sytuacja ekonomiczno-finansowa stoczni, niestety, tę szansę długoletniej egzystencji, pozwalającej „jeszcze długo budować statki” - stawia pod wielkim znakiem zapytania.

Zwłaszcza, że objęcie przez prezesa Smolińskiego na początku lutego br. funkcji przewodniczącego jej Rady Nadzorczej i stąd uzyskany dostęp do stoczniowej dokumentacji, to wrażenie przemieniło się w pogląd, iż ze stocznią jest gorzej, niż mogło się początkowo wydawać. Najogólniej rzecz biorąc: „zawinił” nadmiernie latami rosnący i niekontrolowany wzrost kosztów nad przychodami. Najbardziej zdecydowany brak reakcji ze strony poprzednich zarządów firmy na to „zjawisko”. Stocznia nie była i wciąż nie jest w stanie sama rozwiązać gnębiące ją problemy finansowe. Nie przyniosła oczekiwanych efektów zakończona w zeszłym roku, a wynikająca z ustawy o pomocy publicznej, restrukturyzacja stoczni. Skarb Państwa oraz agendy rządowe nie zrealizowały całej pomocy publicznej, która była obiecana: z ponad 300 mln zł. stocznia otrzymała 120 mln zł. Bo gdyby nie to zaniechanie, sytuacja stoczni wyglądałaby dziś zdecydowanie lepiej. Nic stąd dziwnego, że obecnie wywołuje w załodze stoczni zniecierpliwienie i niepewność przeciągająca się w czasie obietnica Skarbu Państwa (główny właściciel stoczni) oraz Agencji Rozwoju Przemysłu podniesienia kapitału firmy o konieczną kwotę 300 mln zł. Miało to nastąpić podczas kwietniowego w tym roku Walnego Zgromadzenia akcjonariuszy.

Tak się nie stało. Sprawa została odłożona do odbycia Walnego pod koniec czerwca. I nie ma solidnej gwarancji, że teraz do tego dojdzie. Prezes Smoliński, jak wieść niesie związany z opcją polityczną prezentowaną przez Prawo i Sprawiedliwość, wszakże stanowczo twierdzi, iż co należy do rządu, i co tenże obiecał publicznie musi być dotrzymane. To bez wątpienia kluczowa dla dalszego bytu stoczni sprawa. Odkładanie jej ad acta, odwlekanie z podjęciem tutaj stosownej decyzji, grozi doprowadzeniem do upadku - i na zasadzie domina - także np. Stoczni Szczecińskiej i pozostałych firm okrętowych. O skali kosztów związanych z „taką ostatecznością” lepiej nie wspominać. Wyliczono należałoby wówczas wydatkować na nią około 3,3 miliarda złotych. Przy obserwowanych ostatnio „ruchach kadrowych” na wysokich stanowiskach w resorcie Skarbu Państwa – wszystko może się zdarzyć...

Ale prezes Smoliński uważa się za optymistę i zarazem realistę. Jest gotów z całym stoczniowym zarządem „z determinacją stawać w obronie stoczni”.

Najbliższy czas pokaże, jak dalece skuteczna okaże się ta determinacja. I co stanie się z przygotowanym przez zarząd stoczni projektem ustawy, mającej na celu przede wszystkim zdjęcie z firmy tego wielkiego balastu zadłużenia? Aktulnie – podkreśla prezes: „przygotowujemy program restrukturyzacji, który z punktu widzenia Komisji Europejskiej jest kontynuacją poprzedniego programu. Ponieważ Komisja ta uważa, że stocznia ciągle się restrukturyzuje, to z tego względu może korzystać z pomocy publicznej”. Problem w tym, że to stanowisko urzędników KE w Brukseli nie trafia do świadomości naszych, ministerialnych, którzy unikają (boją się!) podejmowania decyzji, tak pilnie oczekiwanych w polskim sektorze stoczniowym.

*****
Tymczasem dla przetrwania, czy inaczej, „przeżycia” - jak dopowiada prezes – stoczni potrzebne są środki, pozwalające utrzymać w niezbędnym zakresie płynność finansową. Dlatego zarząd wystąpił do Agencji Rozwoju Przemysłu o udzielenie przezeń pożyczki w kwocie 60 mln zł., która powinna zasilić stoczniową kasę jeszcze w czerwcu br. Po odwołaniu prezesa tejże Agencji A. Krężela i zastąpienia go przez Pawła Brzezickiego, zgoda na tę pożyczkę wydaje się być całkiem realna. Jako że poprzedni program restrukturyzacji stoczni zakończył się błędną opinią. Nie przeprowadzono restrukturyzacji związanej np. z reorganizacją zarządzania, ze zmianami w strukturze zatrudnienia, która jest mało efektywna, nadto rozbudowana, m.in. budzi poważne zastrzeżenia kilkanaście pionów - z dyrektorami na czele - kierowania stocznią. W lipcu br. zarząd stoczni zamierza więc przedstawić Komisji Europejskiej własny program restrukturyzacji, poza innymi ważnymi kwestiami, kładący zasadniczy nacisk na rozwój inwestycyjny. Inwestycje gwarantują jej funkcjonowanie, poprawę produktywności, racjonalizację kosztów itd. Gra idzie o koszty!

Wedle prezesa Smolińskiego stocznia od dłuższego czasu nie potrafi poradzić sobie z budową statków o mniejszym kosztowo standardzie, co obrazowo ujął następująco: „my sprzedajemy statki w cenie mercedesa a nie za cenę volkswagena”. Zmiana takiej „wyceny” powinna zaczynać się w stoczniowym biurze projektowym, w myśl zasady: projektujemy zgodnie z życzeniem armatorów wysokiej klasy jednostki, zarazem pilnie kalkulując poziom wszystkich kosztów. Bowiem który armator dopłaci ponad to, co zastało uzgodnione w kontrakcie?...

******

W profilu produkcyjnym stoczni dominuje budowa kontenerowców i samochodowców. Jednakże sporym i ważnym tak prestiżowo, jak i finansowo dlań wyzwaniem mogłoby stać się przystąpienie do budowy jednostek LNG (do przewozu gazu ziemnego).Wzrasta w świecie zapotrzebowanie na tego typu statki, ale z drugiej strony od ich budowy odeszło kilka stoczni.

Szansa zatem przed „Gdynią”, zdolną podjąć się wykonywania LNG, szczególnie, że ma za sobą doświadczenie nabyte w trakcie wcześniejszych realizacji zbiornikowców LPG. LNG to wszakże w budowie drogie statki, wymagające zakupu licencji głównie na wykonawstwo zbiorników. Stocznia sama, co oczywiste, nie mogłaby sfinansować takiego przedsięwzięcia.

Czy zamówienie na LNG mógłby w stoczni złożyć krajowy armator? Sprawa wydaje się być otwarta. W grę o taką jednostkę mogłaby wejść Polska Żegluga Morska, najlepiej wespół z firmą Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo – przy wsparciu woli politycznej rządu. Bo co tu ukrywać: będzie taka wola, to w ślad za nią powinny znaleźć się i konieczne środki finansowe...

***
Z wielowątkowej rozmowy z prezesem Smolińskim, chociaż w skrócie, wspomnieć wypada o takich poruszonych w niej kwestiach, jak: o sprawie dalszej prywatyzacji stoczni - są dwaj poważni zagraniczni prywatni inwestorzy, skłonni zainwestować w stocznię 300 mln zł. Rzecz teraz zależy od Komisji Europejskiej: czy wyrazi zgodę na udzielenie stoczni pomocy publicznej, co z kolei uzależnia od pojawienia się prywatnego lub kilku prywatnych inwestorów. Tacy inwestorzy już są i zapewne KE swą zgodę wyrazi. Chyba, że negocjacje z tymi inwestorami zakończą się fiaskiem, wtedy zabraknie i pomocy publicznej, i wtedy marny los czeka stocznię.

"Bombonierka" wyrusza do pracy...

Ważnym wątkiem okazała się przyszłość Stoczni Gdańskiej, czyli w pierwszej kolejności kwestia odłączenia jej od Grupy Stoczni Gdynia. Na razie, zdaniem prezesa Smolińskiego, brakuje tam prywatnych inwestorów. Oczywiście Stocznia Gdynia S.A. jest zainteresowana sprzedażą akcji „Gdańskiej”, ale głównie za gotówkę, i to w wysokości jaka została zaksięgowana. Obecni oferenci ani nie są prywatni, ani nie dysponują odpowiednim zasobem gotówki. A więc trzeba cierpliwie czekać na pełne usamodzielnienie się „Gdańskiej”. Jak długo - trudno dzisiaj ryzykować z podaniem dokładnego terminu...

Autor: Henryk Spigarski
I dlatego to ca napisał Adam że w europie nie będzie duzych stoczni w najblizszych 10-15 latach też nie dam temu wiary . Sytuacja jaka teraz wynikła w tym przemyśle to jedyna i nie powtarzalna okazja aby zrobić wszystko aby stocznie zostały w naszych rękach i trzeba by było mieć nie po koleji w głowie aby wyzbywać sie stoczni w dobie takiej koniunktóry tym bardziej że wielu armatorów zaczyna mieć problemy z ulokowaniem zamówień w związku z brakiem potęcjału stoczniowego potrzebnego do budowy takiego tonażu który jest zamówiony , i tylko od nas będzie zależało jak polskie stocznie wykorzystają ten okres ,który być może jest jedynym ratunkiem dla naszych stoczni Tekst jest z Portalu Morskiego http://www.portalmorski.pl/caly_artykul.php?ida=3262

: 2006-06-27, 18:30
autor: Piotr S.
Dubai Drydocks stawia na przemysł okrętowy

Budownictwo okrętowe to druga najważniejsza sfera biznesu w jaką wchodzi Dubai Drydocks. Na dzień obecny firma już zainwestowała około 60 mln USD w rozbudowę stoczniowej infrastruktury . Drydocks uważa, iż w bliskiej przyszłości będzie stanowić to nowy strumień dochodów.

Dyrektor naczelny, Geoff Taylor oznajmił, iż ekspansja w nową branżę będzie kosztowała kolejne 10-15 mln USD. Dodał również "szukamy dywersyfikacji w naszym biznesie i widzimy ogromne możliwości rynku stoczniowego" ...
http://www.portalmorski.pl/caly_artykul.php?ida=3256 ten artykół i poprzednie dedykuje tym którym się marzy wysprzedaż Polskiego Przemysłu Okrętowego :o

: 2006-06-28, 08:25
autor: Adam
Skoro jest tak dobrze i wspaniale, to dalczego praktycznie wszystkie państwa w Europie dokładają do przemysłu stoczniowego?? Co to za biznes przyszłości który pożera budżetowe pieniądze?

Przykład Finlandii nto nie dowód na zwiekszanie potencjału, a na brak pracowników - w wysoko rozwiniętych państwach coraz mniej ludzi chce pracować fizycznie, stąd poszukiwania w innych krajach. Tylko, że nie dotyczy to tylko stoczni, ale też budownictwa, usług, transportu itd. Stąd się bierze właśnie praca dla wszystkich rodaków wyjeżdżających za granicę.

Co do polskich stoczni - nie mają szans na długie istnienie w obecnej formie, gdzie właścielem jest państwo. Jedyną szansą jest sprawne, prywatne zarządzanie (przykład Remontowej jest aż nazbyt czytelny). Tylko, czy jest w Polsce na tyle silny i zainteresowany kapitał? Może, są i takie propozycje w stosunku do Gdańskiej. Zobaczymy.
Aker też nie jest niczym złym - przykład Niemiec czy Finladii pokazuje, że może to być wręcz życiowa szansa, szczególnie dla Gdańskiej, która jest praktycznie zdekapitalizowana, stara, nienowoczesna i w ogóle pozostaje daleko w tyle za Szczecińską i Gdynią...

: 2006-06-28, 18:30
autor: karol
no Adam, w Polsce też narasta niechęć do pracy fizycznej i to lawinowo :D