Rufowy dzwon - gong z Wilhelma Gustloffa

forum to dedykowane jest wszystkim jednostkom pływającym budowanym w celach cywilnych...

Moderatorzy: crolick, Marmik

Andrzej J.
Posty: 1094
Rejestracja: 2004-01-06, 02:19
Lokalizacja: Gdańsk

Rufowy dzwon - gong z Wilhelma Gustloffa

Post autor: Andrzej J. »

Z dzisiejszej Gazety Wyborczej - dodatek Trójmiasto:

Awantura o dzwon z wraku "Wilhelma Gustloffa"
Bożena Aksamit, Bartosz Gondek
2006-08-16, ostatnia aktualizacja 2006-08-17 12:49:51.0
Dzwon z wraku "Wilhelma Gustloffa" dziesięć lat kurzył się w magazynach, potem stał w gdyńskiej restauracji. Gdy trafił do Berlina na wystawę Eriki Steinbach, przypomnieli sobie o nim politycy i muzealnicy.

- To skandal, że dzwon znalazł się na berlińskiej wystawie zorganizowanej przez Związek Wypędzonych Eriki Steinbach - uważa gdyńska senator Dorota Arciszewska-Mielewczyk (PiS).

- Chcielibyśmy jak najszybciej mieć go w swoich zbiorach - mówi Jerzy Litwin, dyrektor Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku.

Trzystukilogramowy gong z zatopionego w 1945 roku przez Rosjan statku "Wilhelm Gustloff", na którym zginęło kilka tysięcy Niemców, jest najbardziej okazałym eksponatem na kontrowersyjnej wystawie "Wymuszone drogi". Berlińską ekspozycję otwarto 10 sierpnia na zlecenie Związku Wypędzonych - organizacji zrzeszającej Niemców wysiedlonych po II wojnie światowej z terenów Polski i byłej Czechosłowacji. Wystawę potępili polscy politycy. Nie wzięli udziału w otwarciu, a premier Jarosław Kaczyński zwołał konferencję i stwierdził, że Steinbach lekceważy historię i stawia Niemców w roli pokrzywdzonych.

Przed wyjazdem do Berlina dzwon - wydobyty z wraku "Gustloffa" w 1979 roku przez Polskie Ratownictwo Okrętowe - stał w gdyńskiej restauracji Barracuda. Nikt nie przyznaje się teraz do wydania zgody na wypożyczenie zabytku. Wiadomo tylko, że na wystawę trafił za pośrednictwem mniejszości niemieckiej w Gdańsku.

- My tylko przekazaliśmy organizatorom wszystkie dostępne nam namiary. Dalsze negocjacje z właścicielem - PRO - i urzędami prowadzili już samodzielnie - mówi Gerard Olter, przewodniczący Związku Mniejszości Niemieckiej w Gdańsku.

- Pozwolenie na wywóz dzwonu dało Centralne Muzeum Morskie - twierdzi wojewódzki konserwator zabytków Marian Kwapiński. - Na początku roku przekazaliśmy tej placówce uprawnienia w sprawie decydowania o wywozie zabytków morskich.

- O sprawie dowiedzieliśmy się z mediów - przekonuje dyrektor CMM Jerzy Litwin. - Zgodę podpisał wojewódzki konserwator zabytków. Poza tym dysponentem dzwonu jest dyrektor PRO i to on musiał pozwolić na wywiezienie go do Niemiec.

Tomasz Sagan, rzecznik Polskiego Ratownictwa Okrętowego: - Na początku lipca przewodniczący Związku Mniejszości Niemieckiej w Gdańsku pan Gerhard Olter zwrócił się z prośbą, aby dzwon wypożyczyć na wystawę w Berlinie. Pisemną prośbę przysłał do nas komisarz wystawy Wilfried Klaus Rogasch. We wniosku nie ma żadnej informacji, że ekspozycji patronuje Erika Steinbach, jest natomiast informacja, że patronem jest kanclerz Angelika Merkel. Wojewódzki konserwator zabytków wydał jednorazowe pozwolenie na czasowy wywóz zabytku za granicę. W związku z wprowadzeniem nas w błąd odnośnie rzeczywistych celów wystawy Polskie Ratownictwo Okrętowe zamierza wycofać dzwon z wystawy.

- Gong powinien natychmiast wrócić do Polski i być u nas eksponowany - uważa senator Dorota Arciszewska-Mielewczyk. - Niemcy, jeżeli chcą, mogą oglądać go w polskim muzeum. Erika Steinbach manipuluje historią, próbuje wykoślawiać świadomość Niemców, szczególnie tych urodzonych po wojnie. Nic nie umniejszy tragedii ludzi, którzy zatonęli na "Gustloffie", ale to byli uciekinierzy z zawieruchy wojennej, a nie ludzie wysiedleni z terenów obecnej Polski.

Właściciele Barracudy są zdziwieni kłótnią o dzwon. - Przez trzydzieści lat nikt się specjalnie nim nie przejmował. Dopiero my zdecydowaliśmy się wypożyczyć go od właściciela i eksponować z szacunkiem - mówi Piotr Tomaszewski.

Zanim zabytek znalazł się w restauracji, spędził 10 lat w magazynach Centralnego Muzeum Morskiego, potem w siedzibie PRO. Gdy dwa lata temu PRO przeniosło się do nowej, mniejszej siedziby, żadne trójmiejskie muzeum nie chciało zaopiekować się zabytkiem i eksponować go.


Dla "Gazety" Gerhard Olter
not. aks, bg
2006-08-16, ostatnia aktualizacja 2006-08-16 21:44:03.0
Przewodniczący Związku Mniejszości Niemieckiej w Gdańsku
• Awantura o dzwon z wraku "Wilhelma Gustloffa" (16-08-06, 21:43)
Pomysł, aby dzwon pojechał do Berlina, wyszedł od organizatorów wystawy, my byliśmy tylko pośrednikiem. Ale to skandal, że trójmiejskie muzea boją się pokazywać wspólny fragment naszej historii. Widać, duchy przeszłości niektórych straszą do dziś. A przecież wystarczyłaby tablica z odpowiednio sformułowaną informacją. Jeżeli okaże się, że nie znajdzie się odważny, który zadba o zabytek, będziemy się starać, aby dzwon powrócił do Niemiec. Rozmawiałem z muzeum morskim w Bremerhaven, które ma już ekspozycję dotyczącą tragedii "Gustloffa". Dla nich gong to nielicha gratka i przyjmą go od zaraz w depozyt albo nawet na własność.

Dla "Gazety" Tadeusz Cymański
not. bg, aks
2006-08-16, ostatnia aktualizacja 2006-08-16 21:44:11.0
Poseł, szef PiS na Pomorzu
• Awantura o dzwon z wraku "Wilhelma Gustloffa" (16-08-06, 21:43)
Skandalem jest, iż pamiątki tragedii "Gustloffa" najpierw służyły jako atrakcja turystyczna w lokalu gastronomicznym w Gdyni, a teraz mają wzruszać na wystawie pani Eriki Steinbach. Ci, którzy pozwolili na jego użyczenie, z punktu widzenia polskiej racji stanu popełnili błąd. Dla wszelkich eksponatów związanych z tak wielką tragedią jedynym miejscem powinno być muzeum. W tym wypadku polskie muzeum. Całą tę historię można podsumować jednym zdaniem: Komu bije dzwon?

Dla "Gazety" Joanna Grajter
not. aks, bg
2006-08-16, ostatnia aktualizacja 2006-08-16 21:43:56.0
Rzecznik gdyńskiego magistratu
• Awantura o dzwon z wraku "Wilhelma Gustloffa" (16-08-06, 21:43)
Tragedia "Gustloffa" to delikatny temat, przede wszystkim zbiorowych cmentarzy nie powinno się ruszać. Błędem było wyciąganie dzwonu z wraku, obecnie takie działania są surowo zakazane. Może gong powinien powrócić na dno Bałtyku, aby nie wzbudzać niepotrzebnych emocji. Ze względu na wojenną historię Gdyni i żywą pamięć o wypędzeniu polskiej ludności przez Niemców w 1939 roku, uważamy, że niespecjalnie szczęśliwe byłoby eksponowanie dzwonu w otwierającym się jesienią Muzeum Miasta Gdyni. Nie zależy nam na turystach, których przyciągałyby resentymenty.
Awatar użytkownika
Zelint
Posty: 800
Rejestracja: 2005-09-24, 08:20
Lokalizacja: Władysławowo

Post autor: Zelint »

Słyszałem, że ten dzwon to wcale nie był dzwon okrętowy "Gustloffa" tylko dzwon, który był na nim transportowany do Niemiec w celu przetopienia go bądź w jakimś innym...

http://www.pg.gda.pl/org/rekin/Gustloff.htm
Andrzej J.
Posty: 1094
Rejestracja: 2004-01-06, 02:19
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Andrzej J. »

Starszy tekst z tejże gazety:
Dzwon z Wilhelma Gustloffa w gdyńskiej restauracji


Bartosz Gondek 2006-02-27 , ostatnia aktualizacja 2006-02-28 15:41

Superatrakcją gdyńskiej restauracji Barracuda jest olbrzymi dzwon z wraku statku "Wilhelm Gustloff". - Uważaliśmy, że po latach zapomnienia należy go pokazać, z należnym mu szacunkiem - mówi Piotr Tomaszewski, właściciel lokalu położonego przy nadmorskim bulwarze. To skandal - ripostuje Gerhard Olter, prezes mniejszości niemieckiej w Gdańsku

Dzwon z "Gustloffa" wita klientów przy wejściu do głównej sali restauracji. Jest też wymieniony jako superatrakcja w folderze reklamowym lokalu. - Niemy świadek tragedii tysięcy ludzi nie może robić za rekwizyt do kotleta! To bezczelność i skandal - uważa prezes mniejszości niemieckiej w Gdańsku Gerhard Olter. - Zawiadamiam o tym prokuraturę i konsulat niemiecki w Gdańsku.

- Dzwon wydobyto wiele dziesiątków lat temu. Przez ten czas nikt się nim specjalnie nie przejmował. Dopiero my zdecydowaliśmy się wypożyczyć go od właściciela i pokazać, robiąc to z odpowiednim dla niego szacunkiem - relacjonuje właściciel Barracudy Piotr Tomaszewski. - Według nas lepiej, żeby stojąc niedaleko nabrzeża, z którego "Gustloff" wypłynął w swoją ostatnią podróż, przypominał naszą wspólną historię, niż leżał zapomniany gdzieś w kolejnym magazynie.

Jak to się stało, że dzwon znalazł się w restauracji? "Wilhelm Gustloff" zatonął 30 stycznia 1945 roku. W załadowany uciekinierami statek trafiły trzy torpedy z napisami "Za Ojczyznę", "Za naród radziecki" i "Za Leningrad". Wystrzelił je radziecki okręt podwodny S-13. "Gustloff" zatonął w ciągu 50 minut. W zależności od szacunków, oblicza się, że wraz z nim na dno poszło od 5 do ponad 9 tysięcy ludzi. Dzwon wydobyło w latach siedemdziesiątych XX wieku Polskie Ratownictwo Okrętowe. I przekazało go Centralnemu Muzeum Morskiemu. PRO zabrało go z muzealnego depozytu dziesięć lat temu. Stał na honorowym miejscu w siedzibie PRO. Dwa lata temu spółka przeniosła się do mniejszego lokum. Wobec braku miejsca w ubiegłym roku został wypożyczony Barracudzie.

- Dziwię się, że PRO wolało oddać dzwon w prywatne ręce zamiast do Centralnego Muzeum Morskiego - mówi wojewódzki konserwator zabytków Marian Kwapiński. - "Gustloff" jest mogiłą wojenną. Dlatego wszystkie należące do niego przedmioty wymagają specjalnego traktowania.
Andrzej J.
Posty: 1094
Rejestracja: 2004-01-06, 02:19
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Andrzej J. »

Na niemieckiej wikipedii jest ciekawy tekst o "Bochumer Verein", firmie metalurgicznej wchłoniętej bodaj w 1956 przez Kruppa

Ponadto
Gong z "Wilhelma Gustloffa"
bg 2006-08-16 , ostatnia aktualizacja 2006-08-16 21:43:49.0

Statek transportowy "Wilhelm Gustloff" zatopili Rosjanie 30 stycznia 1945 roku. Wypełnioną uciekinierami jednostkę trafiły trzy torpedy. Wystrzelił je radziecki okręt podwodny S-13. "Gustloff" zatonął w ciągu 50 minut. Szacuje się, że wraz z nim na dno poszło od 5 do ponad 9 tysięcy ludzi - byli to uciekający z Pomorza przed Armią Czerwoną niemieccy cywile i żołnierze. Wydobyty 8 sierpnia 1979 roku z wraku dzwon to tylny gong okrętowy.

Nikt nie chce rufowego gongu z Wilhelma Gustloffa



ZOBACZ TAKŻE

• Komentarz Bartosza Gondka (24-03-06, 21:20)


Bartosz Gondek 2006-03-24 , ostatnia aktualizacja 2006-03-24 21:20

Wygląda na to, że w trójmiejskich muzeach nie zobaczymy rufowego gongu z "Wilhelma Gustloffa", który teraz stoi w gdyńskiej restauracji Barracuda.

Na przełomie lutego i marca dwukrotnie pisaliśmy o tym, że w gdyńskiej restauracji Barracuda wystawiono dzwon, wydobyty w 1979 roku przez nurków Polskiego Ratownictwa Okrętowego z wraku statku "Wilhelm Gustloff". Przeciwko komercyjnemu wykorzystaniu pamiątki z zatopionego przez Rosjan 30 stycznia 1945 r. statku (zginęło na nim od 5 do 10 tys. ludzi) zaprotestowała mniejszość niemiecka w Gdańsku. Pomysł nie zyskał także aprobaty wojewódzkiego konserwatora zabytków i naszych Czytelników. Dotąd nie było też pewności, czy dzwon rzeczywiście pochodzi z tego, a nie innego statku. Po naszych publikacjach odezwał się do nas wieloletni dyrektor PRO, kapitan Tomasz Gajek. Z udostępnionych przez niego dokumentów niezbicie wynika, że dzwon, a dokładnie tylny gong okrętowy, wydobyto z "Gustloffa" dokładnie ósmego sierpnia 1979 roku, w ostatnich godzinach nurkowania na wraku. Jeden z nurków, Stefan Mamaj, przypłacił akcję problemami z dekompresją. - Dzwon znajdował się na rufie, na specjalnym stojaku - mówi kapitan Gajek. - Poza tym, że wiem, skąd go podniesiono, widziałem setki zdjęć, na których służył jako tło do zdjęć dla pasażerów statku. Nie ma wątpliwości. To jest oryginalny gong "Gustloffa". Po wydobyciu, niemy świadek jednej z największych morskich tragedii świata, najpierw trafił do Centralnego Muzeum Morskiego, gdzie w magazynie przeleżał kilkanaście lat. W 1992 roku wrócił do PRO. Wystawiony został w głównym holu siedziby firmy. Trzy lata później wypożyczono go do Niemiec, na uroczystości związane z półwieczem zatonięcia "Gustloffa". Dzwon traktowano tam z niezwykłymi honorami. Na przełomie roku 2000 i 2001 Polskie Ratownictwo Okrętowe podzieliło się na dwie spółki - PRO i SAR. Dzwon przypadł PRO. Ponieważ nowa siedziba spółki była zbyt mała na ekspozycję rekwizytu, po jakimś czasie zdecydowano się wypożyczyć do Barracudy. Mniejszość niemiecka i konserwator uważają, że dzwon powinien trafić do muzeum. Jest jednak pewien problem. Nikt poza restauracją nie chce wystawić go na widok publiczny. - Chętnie przyjmiemy eksponat z powrotem - mówi dyr. Jerzy Litwin z Centralnego Muzeum Morskiego. - Nie ma jednak co liczyć, że zostanie wystawiony na ekspozycji. Niespecjalnie pasuje do profilu wystaw w naszym muzeum.

Gerhard Olter, prezes związku mniejszości niemieckiej w Gdańsku, proponował, aby dzwon umieścić w Muzeum Miasta Gdyni. W końcu właśnie to miasto było w czasie II wojny światowej portem macierzystym "Gustloffa". Stąd też wypłynął w swoją ostatnią podróż. - Tragedia "Gustloffa" to bardzo delikatny temat i dowód na to, że ze zbiorowych cmentarzy nic się nie powinno ruszać - mówi Joanna Grajter z biura prasowego gdyńskiego magistratu. - Ze względu na skomplikowaną wojenną historię Gdyni i ciągle żywą pamięć o wypędzeniu polskiej ludności miasta przez Niemców w 1939 roku, uważamy, że niespecjalnie szczęśliwe byłoby eksponowanie go w miejskim muzeum. Kto wie? Może powinien wrócić na pokład okrętu lub do Niemiec?

Dla Gazety

Gerhard Olter

Mniejszość niemiecka w Gdańsku.

To smutne, że trójmiejskie muzea boją się pokazywać wspólny fragment naszej historii. Widać, duchy przeszłości niektórych straszą do dziś. A przecież wystarczy ustawić obok niego tablicę z odpowiednio sformułowaną informacyjną. Jeżeli okaże się, że nie znajdzie się odważny, który zadba odpowiednio o zabytek, postaram się, aby powrócił do Niemiec. Rozmawiałem już z muzeum morskim w Bremerhaven, które ma już ekspozycję dotyczącą tragedii "Gustloffa". Mają też kilka związanych z nim, drobnych zabytków. Dla nich gong to nielicha gratka i przyjmą go od zaraz w depozyt albo nawet na własność.
ODPOWIEDZ