siła rażenia pocisków
siła rażenia pocisków
Były tu już dywagacje nad siłą ekslplzji torpexu i japońskich długich lanc - a mnie interesuje siła rażenia pocisków ppanc, burzących i półppanc - jak to wyglądało
Re: siła rażenia pocisków
Hej
AP i SAP miały za zadanie przebić powłokę i przeniknąć w głąb celu (np. okrętu) i eksplodować tam gdzieś w środku. W zamkniętej przestrzeni wybuch nawet relatywnie niewielkiego ładunku mógł narobić sporo szkód, a także wystrzelić masywne odłamki grubościennego pocisku przebijające wszystko na swej drodze (np. nie-pancerne pokłady i grodzie). No i można było liczyć na jakiś tam pożar, gorące produkty detonacji rozprzestrzeniały się wewnątrz okręty i miały szanse oddać ciepło do czegoś co mogłoby się zapalić. Z drugiej strony one naprawdę szybko stygną a z większości m.w. są niemal całkiem gazowe, ew. trochę sadzy ale bez większych stałych cząstek, a coś takiego ma trudności z podpalaniem. Dlatego stosuje się niekiedy materiał wybuchowy domieszkowany proszkiem aluminiowym, wtedy są stałe cząstki i w dodatku palące się w powietrzu. Wtedy szanse na podpalenie są nieco większe. Postulowałem tu kiedyś, że do dział okrętowych wielkiego kalibru można by rozważyć jakiś taki pocisk ppanc. zapalający zawierający prócz m.w. taki napalm zrobiony na gęsto (goop) o stałej konsystencji, albo jakąś inną jeszcze miksturę. Ale nie wiadomo czy by się opłacało tak bawić. W każdym razie pożar z prawdziwego zdarzenia murowany...
Pewnym problemem było prawidłowe zaprojektowanie zapalnika do AP, takiego by zawsze niezawodnie zadziałał przy uderzeniu i spowodował wybuch ze zwłoką (po przebiciu przeszkody) a zarazem nie spowodował przedwcześnie eksplozji w trakcie samego uderzenia i w trakcie przenikania przeszkody. Nie było to tak łatwo zrobić, bardzo często zapalniki wychodziły "za twarde" i miały tendencje do niewybuchania w ogóle. W opisach licznych bitew pojawiają się informacje o trafieniu pociskami które nie eksplodowały. Postulowałem tu kiedyś na forum że można by dodać mechanizm samoniszczący, uruchamiany przy wystrzale i detonujący pocisk po określonym czasie, dostatecznie długim żeby już zdążył spaść na ziemię niezależnie od odległości strzelania. Ale to jednak kolejna komplikacja zapalnika, nie wiadomo czy opłacalna...
Pocisk HE z kolei miał razić falą uderzeniową i odłamkami inne cele niż opancerzone okręty - np. obiekty nadbrzeżne. Do tego wielkich cudów już raczej nie potrzeba. Specyfika pocisków z ciężkich armat była taka, że nawet przy zapalniku o działaniu natychmiastowym miały tendencję do wnikania w ziemię i część efektu eksplozji marnowała się na wykonanie leja. Ale z drugiej strony przy niszczeniu np. fortyfikacji polowych to było całkiem pożądane właśnie. W każdym razie w czasie wojny w Wietnamie USNavy zafundowała sobie trochę pocisków 406 mm HC z zapalnikiem czasowym ustawianym na wybuch w powietrzu przed upadkiem - znacznie powiększało to promień rażenia odłamkami.
Przeciwpancerne (AP) z uwagi na ekstremalnie grubą skorupę najczęściej zawierały tylko około 1-2% m.w., miały zapalnik denny i najczęściej czepiec ułatwiający wnikanie w przeszkodę. Burzące (HE) zawierały ok. 10% m.w. i najczęściej miały zapalnik czołowy. A półpancerne (SAP) to coś tak pomiędzy, zwykle bez czepca, a z zapalnikiem to różnie, ale m.w. mniej niż w burzących a więcej niż w ppanc.ragozd pisze:Były tu już dywagacje nad siłą ekslplzji torpexu i japońskich długich lanc - a mnie interesuje siła rażenia pocisków ppanc, burzących i półppanc - jak to wyglądało
AP i SAP miały za zadanie przebić powłokę i przeniknąć w głąb celu (np. okrętu) i eksplodować tam gdzieś w środku. W zamkniętej przestrzeni wybuch nawet relatywnie niewielkiego ładunku mógł narobić sporo szkód, a także wystrzelić masywne odłamki grubościennego pocisku przebijające wszystko na swej drodze (np. nie-pancerne pokłady i grodzie). No i można było liczyć na jakiś tam pożar, gorące produkty detonacji rozprzestrzeniały się wewnątrz okręty i miały szanse oddać ciepło do czegoś co mogłoby się zapalić. Z drugiej strony one naprawdę szybko stygną a z większości m.w. są niemal całkiem gazowe, ew. trochę sadzy ale bez większych stałych cząstek, a coś takiego ma trudności z podpalaniem. Dlatego stosuje się niekiedy materiał wybuchowy domieszkowany proszkiem aluminiowym, wtedy są stałe cząstki i w dodatku palące się w powietrzu. Wtedy szanse na podpalenie są nieco większe. Postulowałem tu kiedyś, że do dział okrętowych wielkiego kalibru można by rozważyć jakiś taki pocisk ppanc. zapalający zawierający prócz m.w. taki napalm zrobiony na gęsto (goop) o stałej konsystencji, albo jakąś inną jeszcze miksturę. Ale nie wiadomo czy by się opłacało tak bawić. W każdym razie pożar z prawdziwego zdarzenia murowany...
Pewnym problemem było prawidłowe zaprojektowanie zapalnika do AP, takiego by zawsze niezawodnie zadziałał przy uderzeniu i spowodował wybuch ze zwłoką (po przebiciu przeszkody) a zarazem nie spowodował przedwcześnie eksplozji w trakcie samego uderzenia i w trakcie przenikania przeszkody. Nie było to tak łatwo zrobić, bardzo często zapalniki wychodziły "za twarde" i miały tendencje do niewybuchania w ogóle. W opisach licznych bitew pojawiają się informacje o trafieniu pociskami które nie eksplodowały. Postulowałem tu kiedyś na forum że można by dodać mechanizm samoniszczący, uruchamiany przy wystrzale i detonujący pocisk po określonym czasie, dostatecznie długim żeby już zdążył spaść na ziemię niezależnie od odległości strzelania. Ale to jednak kolejna komplikacja zapalnika, nie wiadomo czy opłacalna...
Pocisk HE z kolei miał razić falą uderzeniową i odłamkami inne cele niż opancerzone okręty - np. obiekty nadbrzeżne. Do tego wielkich cudów już raczej nie potrzeba. Specyfika pocisków z ciężkich armat była taka, że nawet przy zapalniku o działaniu natychmiastowym miały tendencję do wnikania w ziemię i część efektu eksplozji marnowała się na wykonanie leja. Ale z drugiej strony przy niszczeniu np. fortyfikacji polowych to było całkiem pożądane właśnie. W każdym razie w czasie wojny w Wietnamie USNavy zafundowała sobie trochę pocisków 406 mm HC z zapalnikiem czasowym ustawianym na wybuch w powietrzu przed upadkiem - znacznie powiększało to promień rażenia odłamkami.
Pozdro
Speedy
Speedy
Re: siła rażenia pocisków
Tutaj podałeś różnice masowe.Speedy pisze:Przeciwpancerne (AP) z uwagi na ekstremalnie grubą skorupę najczęściej zawierały tylko około 1-2% m.w., miały zapalnik denny i najczęściej czepiec ułatwiający wnikanie w przeszkodę. Burzące (HE) zawierały ok. 10% m.w. i najczęściej miały zapalnik czołowy. A półpancerne (SAP) to coś tak pomiędzy, zwykle bez czepca, a z zapalnikiem to różnie, ale m.w. mniej niż w burzących a więcej niż w ppanc.
(szczególnie przerażająco wygląda te 1-2% mw. w pocisku ppanc.
Mniej dziwnie wygląda to, jeśli się powie, że w pocisku ppanc. materiał wybuchowy zajmował jakieś 10% objętości, a w pocisku burzącym - jakieś 50%.
X
Myślisz, że było zagrożenie, które im umknęło; problem, którego nie poruszyli; aspekt, którego nie rozpatrywali; pomysł, na który nie wpadli; rozwiązanie, którego nie znaleźli?!?


Pytanie o siłę rażenia pocisków przypomina mi "słynne" stwierdzenie z książki J. W. Dyskanta "Cuszima" o rzekomo 30- krotnie większej sile wybuchu japońskich pocisków; stwierdzenie dość bezmyślnie zresztą przepisane z Nowikow- Priboja. Konstatacja autora była prosta: szimoza jest 2- krotnie silniejsza od piroksyliny a japońskie pociski zawierały 15 razy większy ładunek. A więc były 30x silniejsze niż pociski rosyjskie... Koniec, kropka.
Niestety sprawa nie jest taka prosta i stosowanie takich przeliczników nie ma po prostu sensu.
Za każdym razem trzeba by zastanowić się o jakich pociskach mówimy i co ma być ich celem.
Pojawienie się w połowie XIX w okrętów, których burty pokryte były żelaznym pancerzem zbiegło się w czasie z wynalezieniem materiałów wybuchowych o ogromnej- w porównaniu do stosowanego od wieków prochu czarnego- sile. Były to substancje posiadające zdolność detonacji czyli wytworzenia w momencie wybuchu fali uderzeniowej o prędkości rozchodzenia się rzędu kilku tysięcy m/s. Ogromny miejscowy wzrost ciśnienia wywołany falą uderzeniową powodował niespotykane wcześniej skutki. Materiały takie określono mianem "kruszących".
Pierwszym kruszącym materiałem wybuchowym wytwarzanym i stosowanym na szerszą skalę była wynaleziona w 1847r nitrogliceryna (później przetwarzana na dynamit i żelatynę wybuchową)
Jednak te materiały do zastosowań militarnych nie bardzo się nadawały- były zbyt wrażliwe by wypełnić nimi granaty artyleryjskie (wybuchały by już w momencie wystrzału); poza tym pierwsze dynamity źle się przechowywały.
Jeszcze więcej problemów przysparzała wynaleziona w 1846r piroksylina. Kłopoty z jej oczyszczaniem sprawiały, że jej wytwarzanie i przechowywanie było bardzo niebezpieczne i notowano przy tym wiele tragicznych katastrof- wybuchów w fabrykach i magazynach.
Był to jednak materiał względnie tani dlatego to właśnie piroksylina stała się pierwszą realna alternatywą dla prochu czarnego. Stosowano ją ze zmiennym szczęściem do napełniania pocisków artyleryjskich, min czy głowic torped.
W 1875r jako materiał wybuchowy zaczęto stosować znany wcześniej jako barwnik kwas pikrynowy.
Kwas pikrynowy nie był idealnym materiałem wybuchowym. Choć w stanie czystym był stosunkowo odporny na bodźce mechaniczne, przynajmniej na tyle by wypełnione nim pociski nie wybuchały w lufie, to jednak- zgodnie z nazwą- była to kwas i to stosunkowo silny; ładunek należało więc dokładnie odizolować od metalowej skorupy pocisku. Jako izolacja służył nasączony parafina papier. Konieczność stosowania izolacji komplikowała proces elaboracji pocisków. izolacja ta musiała być dokładna gdyż w przypadku jej uszkodzenia kwas pikrynowy reagował z metalem tworząc wrażliwe na bodźce pikryniany.
Mimo, tych wad kwas pikrynowy był jednak najlepszy do napełniania pocisków (był substancją topliwą i można go było zalewać do skorup w stanie płynnym) i nie bardzo było go czym zastąpić.
Podstawowym sposobem rażenia nieprzyjacielskich okrętów jest detonacja ładunku materiału wybuchowego umieszczonego w pocisku. Trafienie pocisku, nawet dużego kalibru, który nie wybuchł, nie stanowiło dużego zagrożenia dla żywotności okrętu a już szczególnie dużego okrętu. Zgodnie z tym założeniem pocisk powinien zawierać jak największy ładunek możliwie silnego materiału wybuchowego. Jednak sam pocisk, będący pustą w środku metalową skorupą musiał być wytrzymały przynajmniej na tyle, by wytrzymać ogromne siły działające w trakcie strzału.
Skonstruowane zgodnie z tymi założeniami "cienkościenne" pociski zawierały ładunek w ilości ok. 10- 15% masy pocisku i miały dużą moc burzącą. jednak zdawano sobie sprawę z tego, że pociski takie miały podstawową wadę: uderzając w miejscu pokrytym grubym pancerzem pociski takie wybuchały na jego powierzchni wgniatając go tylko a często wręcz rozpadały się nie wybuchając!
Analiza uszkodzeń odniesionych przez "Orła" w bitwie pod Cuszimą wykazała, że już utwardzony pancerz 150mm zabezpieczał przed najcięższymi nawet pociskami burzącymi.
Zupełnie naturalna była więc idea pocisku przeciwpancernego, a więc takiego, który przebijał by pancerz i wybuchał wewnątrz okrętu. Napisałem "idea" gdyż w praktyce skonstruowanie takiego pocisku napotykało poważne przeszkody. Nawet jeżeli skorupa pocisku była odpowiednio wytrzymała (grubościenna) to i tak wrazliwość kwasu pikrynowego powodowała, że pocisk wybuchał przy uderzeniu w pancerz lub przechodząc przez niego. Stosowanie zapalników opóźnionego działania jeszcze pogarszało sprawę- pocisk często samoistnie eksplodował zamiast detonować (Bitwa Jutlandzka)
Alternatywą była piroksylina jednak była to substancja nietopliwa a swą wrażliwością przewyższała kwas pikrynowy. By obniżyć wrażliwość na temperaturę i bodźce mechaniczne ładunki piroksyliny zaprasowywano do pocisków w stanie wilgotnym (15- 20% wody) co znakomicie komplikowało proces elaboracji nie rozwiązując w pełni problemów stabilności.
W tej sytuacji na przełomie XIX i XX w jako ładunek wybuchowy w pociskach przeciwpancernych stosowano często proch czarny (sic!)
Pocisk taki mógł co prawda przebić pancerz ale proch czarny nie był materiałem kruszącym- nie detonował- a więc siła wybuchu takiego pocisku, zawierającego raptem kilka kilogramów ładunku była niewielka. Innymi słowy skórka nie warta była wyprawki: co z tego, że pocisk przebił pancerz skoro nie powodował poważnych zniszczeń wewnątrz nieprzyjacielskiego okrętu. Uznano, że znacznie efektywniejsze są mimo wszystko pociski burzące i odłamkowo- burzące, które mogły zdemolować okręt przeciwnika jeżeli nie zatapiając to przynajmniej eliminując go z walki. Jak pokazała bitwa pod Cuszimą założenie to było w zasadzie słuszne.
Na zmianę tych założeń a w konsekwencji także na zmianę sposobu projektowania pancerników wpłynęły głównie dwa czynniki.
Poszukując nowych materiałów wybuchowych zwrócono uwagę na nitro-pochodne węglowodorów aromatycznych.
Zarówno w Niemczech jak i w Wielkiej Brytanii badano otrzymany w 1900r trinitrotoluen. Okazało się, że związek ten posiada właściwości wybuchowe jednak znacznie słabsze niż kwas pikrynowy a ponadto jest bardzo trudny do pobudzenia. Z badań tych w obu krajach wyciągnięto odmienne wnioski: Brytyjczycy uznali, że substancja ta nie nadaje się do zastosowania jako materiał wybuchowy (nie wpisano jej nawet na listę takich materiałów...)
Niemcy natomiast uznali, że ze względu na swoje właściwości trinitrotoluen można by wykorzystać do napełniania skorup pocisków przeciwpancernych. Mała wrażliwość trotylu pozwalała zwiększyć nieco masę ładunku pocisku kosztem grubości jego ścianek, rekompensując w ten sposób mniejsza siłę wybuchu. Przede wszystkim jednak sam wybuch następował by dopiero po przebiciu płyty pancernej z opóźnieniem wyznaczonym przez zapalnik (notabene problemy z konstrukcją niezawodnego zapalnika zwłocznego to osobna historia)
Zlekceważenie trotylu miało się srogo zemścić na Brytyjczykach w bitwie Jutlandzkiej.
Drugim czynnikiem był wzrost kalibru artylerii do 343- 356mm a potem do 381mm i związany z tym wzrost masy pocisków. Oprócz zwiększonej przemijalności cięższy pocisk zawierał więcej materiału wybuchowego. Pocisk przeciwpancerny 305mm z początków XX w zawierał ładunek 6- 10kg materiału wybuchowego a pocisk 381mm około 18kg choć w obu przypadkach było to 2- 3% masy pocisku.
Dodatkowo stały rozwój technik wytopu i obróbki stali owocował pojawieniem się stali stopowych o lepszych parametrach, z których wykonywano nie tylko lepsze pancerze ale także wytrzymalsze skorupy pocisków- twardsze i mniej kruche.
Wszystko to sprawiło, że nowe pociski przeciwpancerne, mające większą przebijalnośc a jednocześnie dużą siłę wybuchu stały się bardzo niebezpieczne. Pancerz grubości 150mm nie był już w stanie ich zatrzymać. Aby się przed nimi ochronić okręt potrzebował grubego pancerza najwyższej jakości; stosowanie cieńszych płyt mijało się z celem.
Pojawienie się systemu "all or nothing" było więc naturalną konsekwencją pojawienia się skutecznych pocisków przeciwpancernych. (to, że jako pierwsi zastosowali go amerykanie nie oznacza, że inni na to nie wpadli)
Niestety sprawa nie jest taka prosta i stosowanie takich przeliczników nie ma po prostu sensu.
Za każdym razem trzeba by zastanowić się o jakich pociskach mówimy i co ma być ich celem.
Pojawienie się w połowie XIX w okrętów, których burty pokryte były żelaznym pancerzem zbiegło się w czasie z wynalezieniem materiałów wybuchowych o ogromnej- w porównaniu do stosowanego od wieków prochu czarnego- sile. Były to substancje posiadające zdolność detonacji czyli wytworzenia w momencie wybuchu fali uderzeniowej o prędkości rozchodzenia się rzędu kilku tysięcy m/s. Ogromny miejscowy wzrost ciśnienia wywołany falą uderzeniową powodował niespotykane wcześniej skutki. Materiały takie określono mianem "kruszących".
Pierwszym kruszącym materiałem wybuchowym wytwarzanym i stosowanym na szerszą skalę była wynaleziona w 1847r nitrogliceryna (później przetwarzana na dynamit i żelatynę wybuchową)
Jednak te materiały do zastosowań militarnych nie bardzo się nadawały- były zbyt wrażliwe by wypełnić nimi granaty artyleryjskie (wybuchały by już w momencie wystrzału); poza tym pierwsze dynamity źle się przechowywały.
Jeszcze więcej problemów przysparzała wynaleziona w 1846r piroksylina. Kłopoty z jej oczyszczaniem sprawiały, że jej wytwarzanie i przechowywanie było bardzo niebezpieczne i notowano przy tym wiele tragicznych katastrof- wybuchów w fabrykach i magazynach.
Był to jednak materiał względnie tani dlatego to właśnie piroksylina stała się pierwszą realna alternatywą dla prochu czarnego. Stosowano ją ze zmiennym szczęściem do napełniania pocisków artyleryjskich, min czy głowic torped.
W 1875r jako materiał wybuchowy zaczęto stosować znany wcześniej jako barwnik kwas pikrynowy.
Kwas pikrynowy nie był idealnym materiałem wybuchowym. Choć w stanie czystym był stosunkowo odporny na bodźce mechaniczne, przynajmniej na tyle by wypełnione nim pociski nie wybuchały w lufie, to jednak- zgodnie z nazwą- była to kwas i to stosunkowo silny; ładunek należało więc dokładnie odizolować od metalowej skorupy pocisku. Jako izolacja służył nasączony parafina papier. Konieczność stosowania izolacji komplikowała proces elaboracji pocisków. izolacja ta musiała być dokładna gdyż w przypadku jej uszkodzenia kwas pikrynowy reagował z metalem tworząc wrażliwe na bodźce pikryniany.
Mimo, tych wad kwas pikrynowy był jednak najlepszy do napełniania pocisków (był substancją topliwą i można go było zalewać do skorup w stanie płynnym) i nie bardzo było go czym zastąpić.
Podstawowym sposobem rażenia nieprzyjacielskich okrętów jest detonacja ładunku materiału wybuchowego umieszczonego w pocisku. Trafienie pocisku, nawet dużego kalibru, który nie wybuchł, nie stanowiło dużego zagrożenia dla żywotności okrętu a już szczególnie dużego okrętu. Zgodnie z tym założeniem pocisk powinien zawierać jak największy ładunek możliwie silnego materiału wybuchowego. Jednak sam pocisk, będący pustą w środku metalową skorupą musiał być wytrzymały przynajmniej na tyle, by wytrzymać ogromne siły działające w trakcie strzału.
Skonstruowane zgodnie z tymi założeniami "cienkościenne" pociski zawierały ładunek w ilości ok. 10- 15% masy pocisku i miały dużą moc burzącą. jednak zdawano sobie sprawę z tego, że pociski takie miały podstawową wadę: uderzając w miejscu pokrytym grubym pancerzem pociski takie wybuchały na jego powierzchni wgniatając go tylko a często wręcz rozpadały się nie wybuchając!
Analiza uszkodzeń odniesionych przez "Orła" w bitwie pod Cuszimą wykazała, że już utwardzony pancerz 150mm zabezpieczał przed najcięższymi nawet pociskami burzącymi.
Zupełnie naturalna była więc idea pocisku przeciwpancernego, a więc takiego, który przebijał by pancerz i wybuchał wewnątrz okrętu. Napisałem "idea" gdyż w praktyce skonstruowanie takiego pocisku napotykało poważne przeszkody. Nawet jeżeli skorupa pocisku była odpowiednio wytrzymała (grubościenna) to i tak wrazliwość kwasu pikrynowego powodowała, że pocisk wybuchał przy uderzeniu w pancerz lub przechodząc przez niego. Stosowanie zapalników opóźnionego działania jeszcze pogarszało sprawę- pocisk często samoistnie eksplodował zamiast detonować (Bitwa Jutlandzka)
Alternatywą była piroksylina jednak była to substancja nietopliwa a swą wrażliwością przewyższała kwas pikrynowy. By obniżyć wrażliwość na temperaturę i bodźce mechaniczne ładunki piroksyliny zaprasowywano do pocisków w stanie wilgotnym (15- 20% wody) co znakomicie komplikowało proces elaboracji nie rozwiązując w pełni problemów stabilności.
W tej sytuacji na przełomie XIX i XX w jako ładunek wybuchowy w pociskach przeciwpancernych stosowano często proch czarny (sic!)
Pocisk taki mógł co prawda przebić pancerz ale proch czarny nie był materiałem kruszącym- nie detonował- a więc siła wybuchu takiego pocisku, zawierającego raptem kilka kilogramów ładunku była niewielka. Innymi słowy skórka nie warta była wyprawki: co z tego, że pocisk przebił pancerz skoro nie powodował poważnych zniszczeń wewnątrz nieprzyjacielskiego okrętu. Uznano, że znacznie efektywniejsze są mimo wszystko pociski burzące i odłamkowo- burzące, które mogły zdemolować okręt przeciwnika jeżeli nie zatapiając to przynajmniej eliminując go z walki. Jak pokazała bitwa pod Cuszimą założenie to było w zasadzie słuszne.
Na zmianę tych założeń a w konsekwencji także na zmianę sposobu projektowania pancerników wpłynęły głównie dwa czynniki.
Poszukując nowych materiałów wybuchowych zwrócono uwagę na nitro-pochodne węglowodorów aromatycznych.
Zarówno w Niemczech jak i w Wielkiej Brytanii badano otrzymany w 1900r trinitrotoluen. Okazało się, że związek ten posiada właściwości wybuchowe jednak znacznie słabsze niż kwas pikrynowy a ponadto jest bardzo trudny do pobudzenia. Z badań tych w obu krajach wyciągnięto odmienne wnioski: Brytyjczycy uznali, że substancja ta nie nadaje się do zastosowania jako materiał wybuchowy (nie wpisano jej nawet na listę takich materiałów...)
Niemcy natomiast uznali, że ze względu na swoje właściwości trinitrotoluen można by wykorzystać do napełniania skorup pocisków przeciwpancernych. Mała wrażliwość trotylu pozwalała zwiększyć nieco masę ładunku pocisku kosztem grubości jego ścianek, rekompensując w ten sposób mniejsza siłę wybuchu. Przede wszystkim jednak sam wybuch następował by dopiero po przebiciu płyty pancernej z opóźnieniem wyznaczonym przez zapalnik (notabene problemy z konstrukcją niezawodnego zapalnika zwłocznego to osobna historia)
Zlekceważenie trotylu miało się srogo zemścić na Brytyjczykach w bitwie Jutlandzkiej.
Drugim czynnikiem był wzrost kalibru artylerii do 343- 356mm a potem do 381mm i związany z tym wzrost masy pocisków. Oprócz zwiększonej przemijalności cięższy pocisk zawierał więcej materiału wybuchowego. Pocisk przeciwpancerny 305mm z początków XX w zawierał ładunek 6- 10kg materiału wybuchowego a pocisk 381mm około 18kg choć w obu przypadkach było to 2- 3% masy pocisku.
Dodatkowo stały rozwój technik wytopu i obróbki stali owocował pojawieniem się stali stopowych o lepszych parametrach, z których wykonywano nie tylko lepsze pancerze ale także wytrzymalsze skorupy pocisków- twardsze i mniej kruche.
Wszystko to sprawiło, że nowe pociski przeciwpancerne, mające większą przebijalnośc a jednocześnie dużą siłę wybuchu stały się bardzo niebezpieczne. Pancerz grubości 150mm nie był już w stanie ich zatrzymać. Aby się przed nimi ochronić okręt potrzebował grubego pancerza najwyższej jakości; stosowanie cieńszych płyt mijało się z celem.
Pojawienie się systemu "all or nothing" było więc naturalną konsekwencją pojawienia się skutecznych pocisków przeciwpancernych. (to, że jako pierwsi zastosowali go amerykanie nie oznacza, że inni na to nie wpadli)
Zagadnienie przebijalności to ciężka sprawa. Zależy od jakości pocisku, jakości pancerza i kąta uderzenia. Przykładowo, Anglicy mieli zupełnie inne kryteria niż Amerykanie i to moim zdaniem jest przyczyną zaskakująco niskiej przebiljalności pocisków brytyjskich. Poza tym ważne jest prawdopodobieństwo przebicia — jeżeli pocisk ma dobry wskaźnik penetracji, ale przy uderzeniu łatwo się gnie i rozlatuje (co było zmorą wczesnych odmian "ciężkich" pocisków amerykańskich), to faktyczna skuteczność jest dość niska; co z tego, że można przebić o decymetr pancerza więcej, skoro dwa na trzy pociski są nieskuteczne na skutek wad własnych.
Fear the Lord and Dreadnought
W MSiO 1/2004 jest artykuł Kuzina i Litynskiego pt. "Lotniskowiec Gref Zeppelin - wojenne trofeum ACz."ragozd pisze:OK, ale pomińmy kwestie przebijalności, i w środku okrętu ekslpodujmy pocisk ppanc i burzący. Nie chodzi mi o ścisłe (30xokreślenie skuteczności, ale o mniej-więcej szacunek skuteczności.
Przeprowadzano na nim próby, które miały odpowiedzieć na postawione przez Ciebie pytanie.
Po zdetonowanu głowic torpedowych, pocisków różnego kalibru, bomb różnego wagomiaru, Artyleryjski Morski Instytut Naukowo Badawczy (ciało badawcze "Odzznaczonej Orderem Czerwonego Sztandaru Floty Bałtyckiej") sformułowało jasny i precyzyjny wniosek:
"Zniszczenia wewnętrzne, poczynione pociskiem półprzeciwpancernym są znacznie większe od zniszczeń poczynionych pociskiem przeciwpancernym."
Ot zatopili lotniskowiec, żeby dokonać tak oryginalnego odkrycia
Na Twoje pytanie nie da się odpowiedzieć - za dużo zmiennych.
@ Adyrian - bardzo ciekawy post!
X
Myślisz, że było zagrożenie, które im umknęło; problem, którego nie poruszyli; aspekt, którego nie rozpatrywali; pomysł, na który nie wpadli; rozwiązanie, którego nie znaleźli?!?


W trakcie II WS w komorach amunicyjnych ciężkich okrętów pewien procent stanowiły pociski burzące.
Ciekawym przykładem złego doboru amunicji może być bitwa koło wyspy Samar: w tym wypadku Japończykom zabrakło tej przenikliwości, którą wykazali pod Cuszimą...
W ogóle temat jest bardzo złożony- wiele zmiennych- ale interesujący a jednocześnie dosyć lekceważony.
W większości opracowań autorzy zwracają uwagę na kaliber i masę pocisku, czasem długość lufy... i to wszystko. Stąd też czasem pojawiają się informacje takie jak w "Historii Pancernika" pana Tadeusza Klimczyka- którego prace zresztą bardzo szanuję- o kordycie eksplodującym na włoskich pancernikach; kordycie, którego Włosi nigdy nie stosowali...
Uzbrojenie pancernika było niezwykle skomplikowanym systemem złożonym z wielu elementów, systemem, którego opracowanie trwało o wiele dłużej i było nieraz bardziej skomplikowane niż budowa samego okrętu.
To wydaje sie oczywiste dziś, w dobie kierowanych pocisków rakietowych, ale dokładnie tak samo było sto lat temu.
Przewagę na morzu wypracowywało się w laboratoriach badawczych i na doświadczalnych poligonach, w fabrykach zbrojeniowych i zakładach chemicznych.
Systemy uzbrojenia projektowano uwzględniając wiedzę i doświadczenie, przewidując możliwe scenariusze, posunięcia przeciwnika ale także własne możliwości- to truizm ale warto o tym pamiętać.
Czasem popełniano koncepcyjne błędy: w trakcie I WŚ Brytyjczycy mogli używać dokładnie takiego samego prochu- Balistytu- jak Niemcy. O tym, że odrzucili patent Nobla i opracowali własny materiał miotający- Kordyt- zadecydowały w sporej mierze kwestie ambicjonalne.
Potrzeba było wielu ofiar zanim Brytyjczycy rozwiązali problemy (m. in ze stabilnością kordytu), które dużo wcześniej napotkała i rozwiązała prywatna firma Nobla.
Pozdrawiam
Ciekawym przykładem złego doboru amunicji może być bitwa koło wyspy Samar: w tym wypadku Japończykom zabrakło tej przenikliwości, którą wykazali pod Cuszimą...
W ogóle temat jest bardzo złożony- wiele zmiennych- ale interesujący a jednocześnie dosyć lekceważony.
W większości opracowań autorzy zwracają uwagę na kaliber i masę pocisku, czasem długość lufy... i to wszystko. Stąd też czasem pojawiają się informacje takie jak w "Historii Pancernika" pana Tadeusza Klimczyka- którego prace zresztą bardzo szanuję- o kordycie eksplodującym na włoskich pancernikach; kordycie, którego Włosi nigdy nie stosowali...
Uzbrojenie pancernika było niezwykle skomplikowanym systemem złożonym z wielu elementów, systemem, którego opracowanie trwało o wiele dłużej i było nieraz bardziej skomplikowane niż budowa samego okrętu.
To wydaje sie oczywiste dziś, w dobie kierowanych pocisków rakietowych, ale dokładnie tak samo było sto lat temu.
Przewagę na morzu wypracowywało się w laboratoriach badawczych i na doświadczalnych poligonach, w fabrykach zbrojeniowych i zakładach chemicznych.
Systemy uzbrojenia projektowano uwzględniając wiedzę i doświadczenie, przewidując możliwe scenariusze, posunięcia przeciwnika ale także własne możliwości- to truizm ale warto o tym pamiętać.
Czasem popełniano koncepcyjne błędy: w trakcie I WŚ Brytyjczycy mogli używać dokładnie takiego samego prochu- Balistytu- jak Niemcy. O tym, że odrzucili patent Nobla i opracowali własny materiał miotający- Kordyt- zadecydowały w sporej mierze kwestie ambicjonalne.
Potrzeba było wielu ofiar zanim Brytyjczycy rozwiązali problemy (m. in ze stabilnością kordytu), które dużo wcześniej napotkała i rozwiązała prywatna firma Nobla.
Pozdrawiam
-
- Posty: 1310
- Rejestracja: 2004-04-05, 09:06
- Lokalizacja: Sopot
Siła rażenia pocisków
A co stosowali ?adyrian pisze:o kordycie eksplodującym na włoskich pancernikach; kordycie, którego Włosi nigdy nie stosowali...
Pytanie podchwytliwe - a do czego strzelali Japończycy? 
Z kordytem to trochę upraszczasz - że mogli używać takiego samego jak Niemcy. Bo to trochę tak, jakaby powiedzieć po co budować nowy samolot skoro stary jest całkiem dobry, a przy oblatywaniu jeszcze jakiś spadnie (to, że spadają wszystkie nie jest błędem koncepcyjnym)
Z kordytem to trochę upraszczasz - że mogli używać takiego samego jak Niemcy. Bo to trochę tak, jakaby powiedzieć po co budować nowy samolot skoro stary jest całkiem dobry, a przy oblatywaniu jeszcze jakiś spadnie (to, że spadają wszystkie nie jest błędem koncepcyjnym)
Aby odpowiedzieć na pytanie jaki materiał miotający stosowali Włosi i dlaczego trzeba cofnąć sie w czasie do przełomu wieków XIX i XX. Jednocześnie by uniknąć zarzutów o uproszczenia ze strony admina muszę trochę rozwinąć temat. 
Już sam wynalazca nitrocelulozy (zw. czasem piroksyliną), Schonbain, stwierdził, że substancja ta była by doskonałym materiałem miotającym- podczas spalania dawała 3x większą objętość gazów niż proch dymny nie pozostawiając przy tym subst. stałych, dymu.
Sęk w tym, że piroksylina detonowała i następne kilkadziesiąt lat zajęło znalezienie sposobu na to, by zmienić ja w substancję, która stabilnie spalała by się przy wysokim ciśnieniu.
Pomysłów było wiele ale pierwszym, który był bezdyskusyjnie udany i powszechnie zastosowany był proch opracowany przez francuskiego chemika o nazwisku Vielle.
Był to proch jednoskładnikowy, oparty wyłącznie na nitrocelulozie rozpuszczanej w odpowiednich rozpuszczalnikach. Został przyjęty we Francji w 1885 r pod nazwą Poudre B.
Niemal równolegle do Vielego- w 1888 r swój proch bezdymny opracował (czy raczej dopracował- w obu przypadkach mówimy o zwieńczeniu wieloletnich badań) Alfred Nobel nazywając go Balistytem.
Nobel doszedł do sukcesu zupełnie inną drogą: otóż stwierdził, że w odpowiednich warunkach nitroceluloza rozpuszcza się w nitroglicerynie dając stała, gumowatą substancję spełniającą w.w wymagania. Jak tego dokonał: to było tajemnicą jego patentu. I właśnie patenty są tu ważne!
Proch opracowany (i opatentowany) przez Nobla był prochem dwuskładnikowym: kompozycja nitrocelulozy i nitrogliceryny. Nie wnikając w szczegóły napiszę, że proch ten lepiej niż jednoskładnikowy Poudre B nadawał sie do dział dużego kalibru.
Licencję na produkcje Balistytu zakupiło większość krajów europejskich w tym Niemcy i Włochy. Nie bez znaczenia było, że firma Nobla miała swoje fabryki- oddziały w całej Europie (to była międzynarodowa korporacja i dopiero I WŚ ją rozbiła a jej oddziały stały sie samodzielnymi firmami po obu stronach frontu).
Prochy bazujące na technologi Nobla nazywane balistytami były stopniowo udoskonalane przez samą firmę i dzięki wielu zaletom szybko się rozpowszechniły (zwłaszcza po wygaśnięciu patentu).
Ale w tamtym czasie był to jeden Balistyt - z czasem w różnych odmianach- opatentowany przez firmę Nobla niemal we wszystkich krajach. (jeżeli już analogia z lotnictwem to działko Oerlikon
Nie jest do końca jasne dlaczego Brytyjczycy nie przyjęli Balistytu. Oficjalnie chodziło o to, że nie chcieli uzależniać się od zagranicznej technologii (ale Nobel gotów był zbudować fabrykę w Wielkiej Brytanii...)
Nieoficjalnie mówiło się, że zaważyła osobista duma Frederica Abla, brytyjskiego guru materiałów wybuchowych, który stwierdził, że Brytyjczycy mogą opracować własny proch zamiast płacić za licencje.
Proch opracowany przez Abla był, podobnie jak Balistyt, prochem dwuskładnikowym: nitroceluloza + nitrogliceryna ale technologia jego otrzymywania była inna- po części dlatego, że metoda Nobla była prawnie chroniona także na wyspach (sprawa skończyła sie długoletnim procesem) a po części dlatego, że wszystkich sekretów Nobla Brytyjczycy niestety nie znali...
Abel nazwał swój proch Cordite co znaczyło tyle co "proch sznurowy" (ziarna kordytu wyglądały jak gruby makaron spaghetti)
Nieporozumienia biorą sie po części stąd, że taki kształt ziaren miały też często inne prochy. Ponadto anglosasi ze swoją tendencją do uznawania za oczywiste własnych rozwiązań często nazywali kordytem każdy proch o takim kształcie ziaren, także taki, który technologicznie z właściwym Kordytem nie miał nic wspólnego.
U progu I WŚ sytuacja wyglądała następująco: Brytyjczycy używali Kordytu, Francuzi swojego Poudre B (świerzbi mnie by napisać o wybuchu na "Jenie" ale może zrobię to później)
Rosjanie używali prochu jednoskładnikowego podobnego do prochu francuskiego ale- wbrew pozorom- nie był to Poudre B: opracowali własną technologię produkcji, podobnie jak Amerykanie.
Niemcy, podobnie jak inne kraje kontynentu (poza w.w), używali Balistytu.
Nie jest do końca jasne jakiego prochu używali w 1905 r Japończycy, ale choć wydawało by się iż powinien to być Brytyjski kordyt, to wg. kilku poważnych źródeł był to jednak Poudre B (lub jego pochodna) i dopiero w 1912 roku wprowadzili Kordyt (w wersji MD).
Wszyscy oczywiście udoskonalali technologię produkcji prochu, czasem- jak Francuzi- pod wpływem bolesnych doświadczeń.
Stąd też czasem trudno rozeznać sie w zmieniających się oznaczeniach i typach.
Ale generalnie: dzięki swoim zaletom balistyt stopniowo się rozpowszechniał i z czasem w zasadzie wszystkie prochy stosowane w artylerii były prochami typu balistytu nawet, jeżeli z racji kształtu w anglojęzycznej literaturze nazywano je cordite.
Pozdrawiam
Już sam wynalazca nitrocelulozy (zw. czasem piroksyliną), Schonbain, stwierdził, że substancja ta była by doskonałym materiałem miotającym- podczas spalania dawała 3x większą objętość gazów niż proch dymny nie pozostawiając przy tym subst. stałych, dymu.
Sęk w tym, że piroksylina detonowała i następne kilkadziesiąt lat zajęło znalezienie sposobu na to, by zmienić ja w substancję, która stabilnie spalała by się przy wysokim ciśnieniu.
Pomysłów było wiele ale pierwszym, który był bezdyskusyjnie udany i powszechnie zastosowany był proch opracowany przez francuskiego chemika o nazwisku Vielle.
Był to proch jednoskładnikowy, oparty wyłącznie na nitrocelulozie rozpuszczanej w odpowiednich rozpuszczalnikach. Został przyjęty we Francji w 1885 r pod nazwą Poudre B.
Niemal równolegle do Vielego- w 1888 r swój proch bezdymny opracował (czy raczej dopracował- w obu przypadkach mówimy o zwieńczeniu wieloletnich badań) Alfred Nobel nazywając go Balistytem.
Nobel doszedł do sukcesu zupełnie inną drogą: otóż stwierdził, że w odpowiednich warunkach nitroceluloza rozpuszcza się w nitroglicerynie dając stała, gumowatą substancję spełniającą w.w wymagania. Jak tego dokonał: to było tajemnicą jego patentu. I właśnie patenty są tu ważne!
Proch opracowany (i opatentowany) przez Nobla był prochem dwuskładnikowym: kompozycja nitrocelulozy i nitrogliceryny. Nie wnikając w szczegóły napiszę, że proch ten lepiej niż jednoskładnikowy Poudre B nadawał sie do dział dużego kalibru.
Licencję na produkcje Balistytu zakupiło większość krajów europejskich w tym Niemcy i Włochy. Nie bez znaczenia było, że firma Nobla miała swoje fabryki- oddziały w całej Europie (to była międzynarodowa korporacja i dopiero I WŚ ją rozbiła a jej oddziały stały sie samodzielnymi firmami po obu stronach frontu).
Prochy bazujące na technologi Nobla nazywane balistytami były stopniowo udoskonalane przez samą firmę i dzięki wielu zaletom szybko się rozpowszechniły (zwłaszcza po wygaśnięciu patentu).
Ale w tamtym czasie był to jeden Balistyt - z czasem w różnych odmianach- opatentowany przez firmę Nobla niemal we wszystkich krajach. (jeżeli już analogia z lotnictwem to działko Oerlikon
Nie jest do końca jasne dlaczego Brytyjczycy nie przyjęli Balistytu. Oficjalnie chodziło o to, że nie chcieli uzależniać się od zagranicznej technologii (ale Nobel gotów był zbudować fabrykę w Wielkiej Brytanii...)
Nieoficjalnie mówiło się, że zaważyła osobista duma Frederica Abla, brytyjskiego guru materiałów wybuchowych, który stwierdził, że Brytyjczycy mogą opracować własny proch zamiast płacić za licencje.
Proch opracowany przez Abla był, podobnie jak Balistyt, prochem dwuskładnikowym: nitroceluloza + nitrogliceryna ale technologia jego otrzymywania była inna- po części dlatego, że metoda Nobla była prawnie chroniona także na wyspach (sprawa skończyła sie długoletnim procesem) a po części dlatego, że wszystkich sekretów Nobla Brytyjczycy niestety nie znali...
Abel nazwał swój proch Cordite co znaczyło tyle co "proch sznurowy" (ziarna kordytu wyglądały jak gruby makaron spaghetti)
Nieporozumienia biorą sie po części stąd, że taki kształt ziaren miały też często inne prochy. Ponadto anglosasi ze swoją tendencją do uznawania za oczywiste własnych rozwiązań często nazywali kordytem każdy proch o takim kształcie ziaren, także taki, który technologicznie z właściwym Kordytem nie miał nic wspólnego.
U progu I WŚ sytuacja wyglądała następująco: Brytyjczycy używali Kordytu, Francuzi swojego Poudre B (świerzbi mnie by napisać o wybuchu na "Jenie" ale może zrobię to później)
Rosjanie używali prochu jednoskładnikowego podobnego do prochu francuskiego ale- wbrew pozorom- nie był to Poudre B: opracowali własną technologię produkcji, podobnie jak Amerykanie.
Niemcy, podobnie jak inne kraje kontynentu (poza w.w), używali Balistytu.
Nie jest do końca jasne jakiego prochu używali w 1905 r Japończycy, ale choć wydawało by się iż powinien to być Brytyjski kordyt, to wg. kilku poważnych źródeł był to jednak Poudre B (lub jego pochodna) i dopiero w 1912 roku wprowadzili Kordyt (w wersji MD).
Wszyscy oczywiście udoskonalali technologię produkcji prochu, czasem- jak Francuzi- pod wpływem bolesnych doświadczeń.
Stąd też czasem trudno rozeznać sie w zmieniających się oznaczeniach i typach.
Ale generalnie: dzięki swoim zaletom balistyt stopniowo się rozpowszechniał i z czasem w zasadzie wszystkie prochy stosowane w artylerii były prochami typu balistytu nawet, jeżeli z racji kształtu w anglojęzycznej literaturze nazywano je cordite.
Pozdrawiam
To, że Brytyjczycy nie stosowali Balistytu chyba jednak nie można nazwać niekonsekwencją. Poszli swoją drogą, uważając wtedy o wyższości swojego rozwiązania. W ten kreatywny sposób można dojść do najlepszych osiągnięć - samemu nauczyć się coś robić. Niemcy mogli zamówić krążowniki liniowe typu Invincible w Wielkiej Brytanii, ale woleli nauczyć się konstruować własne. Mogli w czasie WWII zastosować powszechnie stosowany system All or Nothing, ale wybrali własny (i na tym forum jest kilku, którzy daliby się poćwiartować za słuszność tego rozwiązania).
Japończycy testowali Poudre B już w 1888 roku. Fabrykę przywiezili z Europy w 1893 roku. W tym samym roku zaczeli jednak testować brytyjski kordyt C. W 1903 roku stał się on standartowym ładunkiem miotającym. W 1907 roku Amstrong otworzył w Japoni fabrykę. Od 1908 roku produkowano w niej kordyt MD, MDT i MDC. Potem były już własne wynalazki.
Japończycy testowali Poudre B już w 1888 roku. Fabrykę przywiezili z Europy w 1893 roku. W tym samym roku zaczeli jednak testować brytyjski kordyt C. W 1903 roku stał się on standartowym ładunkiem miotającym. W 1907 roku Amstrong otworzył w Japoni fabrykę. Od 1908 roku produkowano w niej kordyt MD, MDT i MDC. Potem były już własne wynalazki.
Nie twierdzę wcale, że wprowadzenie przez Brytyjczyków Kordytu było niekonsekwencją.
Napisałem jedynie, że stało sie to za sprawą jednego w zasadzie człowieka; zresztą nie byle kogo.
Frederic Abel był w tamtych latach jednym z największych autorytetów w dziedzinie materiałów wybuchowych. Opracowana przez niego metoda produkcji nitrocelulozy a konkretnie: metoda jej oczyszczania tak, by zapewnić jej trwałość była stosowana na całym świecie. Tak naprawdę to właśnie za sprawą Abla nitroceluloza stała się powszechnie produkowanym materiałem wybuchowym i pośrednio dzięki niemu możliwa stała się produkcja wszystkich rodzajów prochu bezdymnego.
Frederic Abel uznał, że jest w stanie opracować proch bezdymny lepszy niż Poudre B i Balistyt. podjął sie tego zadania i z pomocą Dewara opracował właśnie Kordyt.
Kordyt był bardzo dobrym materiałem miotającym- najsilniejszym z opisanych. Sęk w tym, że opracowując go Brytyjczycy znaleźli się kilka lat do tyłu.
Gdy inni analizowali już pierwsze doświadczenia i pojawiające się problemy z produkcją i przechowywaniem Poudre B i Balistytu, Brytyjczycy dopiero wprowadzali swój Kordyt Mk. I.
Raz jeszcze powtórzę, że opatentowanie Balistytu w 1888 r było zwieńczeniem wielu lat badań i doświadczeń, które Brytyjczycy dopiero rozpoczynali.
Np. Nobel doskonale zdawał sobie sprawę z potencjalnych problemów związanych z zastosowaniem kamfory w pierwszym Balistycie (ulotnić sie jak kamfora...). Dlatego pracował intensywnie nad jej wyeliminowaniem i na krótko przed swoja śmiercią opracował doświadczalnie metodę rozpuszczania nitrocelulozy w nitroglicerynie (czyli tzw. żelatynizacji) w podwyższonej temperaturze. Ten sposób pozwalał na zmniejszenie procentowej zawartości nitrogliceryny (w kordycie nie można było zanadto zmniejszyć jej zawartości ponieważ część nitrocelulozy pozostała by niezżelatynizowana) a brak rozpuszczalnika sprawiał, że nie miało się co ulatniać.
Metodę tą na przemysłową skalę zastosowano później w Niemczech przy produkcji RPC 12 wprowadzonego do służby w 1912 roku. I z tej technologi wywodzą się wszystkie późniejsze, opracowywane już po I WŚ, prochy dwuskładnikowe- także Brytyjskie.
Innym z pomysłów Nobla było zastosowanie jako stabilizatora prochu difenyloaminy. Biorąc pod uwagę, że w tamtych latach rozwiązania problemu powolnego rozkładu nitrocelulozy szukano trochę na ślepo, był to strzał w dziesiątkę a może kolejny przebłysk geniuszu.
Tymczasem Brytyjczycy nie mieli szczęścia do Kordytu: pojawiły się podobne problemy z przechowywaniem, przez które przechodzili inni. Ponadto w produkcji stosowano aceton, w tamtych latach otrzymywany z destylacji drewna (produkt uboczny przy produkcji węgla drzewnego). Podczas wojny okazało sie, że skala produkcji acetonu jest dalece niewystarczająca by zaspokoić rosnące potrzeby produkcji prochu. Dlatego pojawił sie kordyt RDB- bardzo nietrwały ale bez acetonu.
Oczywiście wielu rzeczy nie dało sie przewidzieć. Jedne pomysły okazują sie trafione, inne z czasem są weryfikowane negatywnie.
Z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć, że w swoich pomysłach Nobel miał rację a Abel błądził, wybrał ślepą uliczkę.
Tak się niestety składa, że na wojnie oznacza to często życie lub śmierć...
I tylko to chciałem stwierdzić pisząc w swoim poście, że Brytyjczycy mogli wprowadzić balistyt.
Pozdrawiam
Napisałem jedynie, że stało sie to za sprawą jednego w zasadzie człowieka; zresztą nie byle kogo.
Frederic Abel był w tamtych latach jednym z największych autorytetów w dziedzinie materiałów wybuchowych. Opracowana przez niego metoda produkcji nitrocelulozy a konkretnie: metoda jej oczyszczania tak, by zapewnić jej trwałość była stosowana na całym świecie. Tak naprawdę to właśnie za sprawą Abla nitroceluloza stała się powszechnie produkowanym materiałem wybuchowym i pośrednio dzięki niemu możliwa stała się produkcja wszystkich rodzajów prochu bezdymnego.
Frederic Abel uznał, że jest w stanie opracować proch bezdymny lepszy niż Poudre B i Balistyt. podjął sie tego zadania i z pomocą Dewara opracował właśnie Kordyt.
Kordyt był bardzo dobrym materiałem miotającym- najsilniejszym z opisanych. Sęk w tym, że opracowując go Brytyjczycy znaleźli się kilka lat do tyłu.
Gdy inni analizowali już pierwsze doświadczenia i pojawiające się problemy z produkcją i przechowywaniem Poudre B i Balistytu, Brytyjczycy dopiero wprowadzali swój Kordyt Mk. I.
Raz jeszcze powtórzę, że opatentowanie Balistytu w 1888 r było zwieńczeniem wielu lat badań i doświadczeń, które Brytyjczycy dopiero rozpoczynali.
Np. Nobel doskonale zdawał sobie sprawę z potencjalnych problemów związanych z zastosowaniem kamfory w pierwszym Balistycie (ulotnić sie jak kamfora...). Dlatego pracował intensywnie nad jej wyeliminowaniem i na krótko przed swoja śmiercią opracował doświadczalnie metodę rozpuszczania nitrocelulozy w nitroglicerynie (czyli tzw. żelatynizacji) w podwyższonej temperaturze. Ten sposób pozwalał na zmniejszenie procentowej zawartości nitrogliceryny (w kordycie nie można było zanadto zmniejszyć jej zawartości ponieważ część nitrocelulozy pozostała by niezżelatynizowana) a brak rozpuszczalnika sprawiał, że nie miało się co ulatniać.
Metodę tą na przemysłową skalę zastosowano później w Niemczech przy produkcji RPC 12 wprowadzonego do służby w 1912 roku. I z tej technologi wywodzą się wszystkie późniejsze, opracowywane już po I WŚ, prochy dwuskładnikowe- także Brytyjskie.
Innym z pomysłów Nobla było zastosowanie jako stabilizatora prochu difenyloaminy. Biorąc pod uwagę, że w tamtych latach rozwiązania problemu powolnego rozkładu nitrocelulozy szukano trochę na ślepo, był to strzał w dziesiątkę a może kolejny przebłysk geniuszu.
Tymczasem Brytyjczycy nie mieli szczęścia do Kordytu: pojawiły się podobne problemy z przechowywaniem, przez które przechodzili inni. Ponadto w produkcji stosowano aceton, w tamtych latach otrzymywany z destylacji drewna (produkt uboczny przy produkcji węgla drzewnego). Podczas wojny okazało sie, że skala produkcji acetonu jest dalece niewystarczająca by zaspokoić rosnące potrzeby produkcji prochu. Dlatego pojawił sie kordyt RDB- bardzo nietrwały ale bez acetonu.
Oczywiście wielu rzeczy nie dało sie przewidzieć. Jedne pomysły okazują sie trafione, inne z czasem są weryfikowane negatywnie.
Z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć, że w swoich pomysłach Nobel miał rację a Abel błądził, wybrał ślepą uliczkę.
Tak się niestety składa, że na wojnie oznacza to często życie lub śmierć...
I tylko to chciałem stwierdzić pisząc w swoim poście, że Brytyjczycy mogli wprowadzić balistyt.
Pozdrawiam
-
- Posty: 1310
- Rejestracja: 2004-04-05, 09:06
- Lokalizacja: Sopot
Siła rażenia pocisków
Nie mnie jest oceniać podobieństwa i różnice chemicznej kompozycji kordytu i balistytu, ale wszędzie czytam, że Anglicy ukradli Noblowi patent. Pierwsza, robocza nazwa kordytu brzmiała "Committee's Modification of Balistite" - bo nad jego składem obradował cały komitet. Potem, aby zatrzeć nachalne podobieństwo do balistytu wymyślono nazwę "kordyt".
Zresztą to przecież sam Nobel wytoczył proces Anglikom o naruszenie praw patentowych, który przegrał tylko i wyłącznie z powodów formalnych (jakieś złe sformułowanie wniosku). Gdyby nie uznawał kordytu za imitację swojego balistytu nie szukałby sprawiedliwości.
Dlaczego zaoferował balistyt Włochom - Nobel od zawsze był zakochany we Francji i Włoszech, studiował zresztą z wynalazcą nitrogliceryny - Sobrero. To w fabryce nitrogliceryny w Aviglianie rozpoczęto w 1889 r, produkcję balistytu.
A Brytyjczycy poszli swoją drogą, bo po prostu mieli okazję nieczystą grą ominąć czyjeś prawa patentowe. Zawsze tak robiono - jak była po temu okazja (vide sprawa Dreyer kontra Pollen)
Zresztą to przecież sam Nobel wytoczył proces Anglikom o naruszenie praw patentowych, który przegrał tylko i wyłącznie z powodów formalnych (jakieś złe sformułowanie wniosku). Gdyby nie uznawał kordytu za imitację swojego balistytu nie szukałby sprawiedliwości.
Dlaczego zaoferował balistyt Włochom - Nobel od zawsze był zakochany we Francji i Włoszech, studiował zresztą z wynalazcą nitrogliceryny - Sobrero. To w fabryce nitrogliceryny w Aviglianie rozpoczęto w 1889 r, produkcję balistytu.
A Brytyjczycy poszli swoją drogą, bo po prostu mieli okazję nieczystą grą ominąć czyjeś prawa patentowe. Zawsze tak robiono - jak była po temu okazja (vide sprawa Dreyer kontra Pollen)
Panie Tadeuszu
Historia z patentem Nobla była następująca: Nobel opatentował "proch dwuskładnikowy będący kompozycją nitrogliceryny i nitrocelulozy w ogólnie znanej postaci".
W szerokim ujęciu kordyt był więc ukradzionym patentem. Kruczek tkwił w stwierdzeniu "ogólnie znana postać nitrocelulozy".
W przemyśle chemicznym wyróżniano 2 rodzaje nitrocelulozy nazywane BS1 i BS2. Nie wnikając w różnice chemiczne te dwa rodzaje różniły sie rozpuszczalnością (np. BS2 rozpuszczała sie w mieszaninie alkoholu i eteru natomiast BS1 nie).
Do produkcji Balistytu stosowano nitrocelulozę BS2 natomiast Abel zastosował do produkcji Kordytu BS1.
I to właśnie było istotą sporu: Abel argumentował, że Nobel nie zastrzegł w swoim patencie o jaki rodzaj nitrocelulozy chodzi a ponieważ do produkcji Kordytu użyto innego rodzaju, to tym samym nie złamano patentu.
O tym, że argumentacja była mocno naciągana świadczy fakt, że proces przed angielskimi sądami toczył sie wiele lat i dotarł aż do najwyższej instancji: Izby Lordów, która przyznała rację... Ablowi (stało sie to w momencie, gdy Kordyt był już w Anglii w powszechnym użyciu więc chyba nie mogła orzec inaczej...).
Nobel nigdy nie uznał swojej porażki i do końca twierdził, że Kordyt był kradzieżą jego pomysłu.
Generalnie w tamtych latach sprawy patentowe traktowano poważnie (choć ich ochrona była znacznie krótsza niż dzisiaj- z tego co pamiętam patent Nobla wygasał jeszcze przed wybuchem I WŚ)
Po sprzedaży technologi Balistytu Włochom, we Francji rozpętała się prawdziwa burza. Nobla, który w tym okresie życia mieszkał we Francji i był wielce szanowanym tam człowiekiem, okrzyknięto zdrajcą i rozpętano niesłychaną nagonkę na jego osobę. Prasa pomstowała na niego, wylewała pomyje wyciągając różne "brudy" z jego życia osobistego a co ciekawe, zarzucała mu kradzież pomysłu Viellego!
Nobel, który w interesach nie uznawał żadnych sentymentów, nie czuł sie winny; wyjechał z Francji i nigdy już do tam nie powrócił. Zmarł w 1896 r w San Remo we Włoszech.
Historia z patentem Nobla była następująca: Nobel opatentował "proch dwuskładnikowy będący kompozycją nitrogliceryny i nitrocelulozy w ogólnie znanej postaci".
W szerokim ujęciu kordyt był więc ukradzionym patentem. Kruczek tkwił w stwierdzeniu "ogólnie znana postać nitrocelulozy".
W przemyśle chemicznym wyróżniano 2 rodzaje nitrocelulozy nazywane BS1 i BS2. Nie wnikając w różnice chemiczne te dwa rodzaje różniły sie rozpuszczalnością (np. BS2 rozpuszczała sie w mieszaninie alkoholu i eteru natomiast BS1 nie).
Do produkcji Balistytu stosowano nitrocelulozę BS2 natomiast Abel zastosował do produkcji Kordytu BS1.
I to właśnie było istotą sporu: Abel argumentował, że Nobel nie zastrzegł w swoim patencie o jaki rodzaj nitrocelulozy chodzi a ponieważ do produkcji Kordytu użyto innego rodzaju, to tym samym nie złamano patentu.
O tym, że argumentacja była mocno naciągana świadczy fakt, że proces przed angielskimi sądami toczył sie wiele lat i dotarł aż do najwyższej instancji: Izby Lordów, która przyznała rację... Ablowi (stało sie to w momencie, gdy Kordyt był już w Anglii w powszechnym użyciu więc chyba nie mogła orzec inaczej...).
Nobel nigdy nie uznał swojej porażki i do końca twierdził, że Kordyt był kradzieżą jego pomysłu.
Generalnie w tamtych latach sprawy patentowe traktowano poważnie (choć ich ochrona była znacznie krótsza niż dzisiaj- z tego co pamiętam patent Nobla wygasał jeszcze przed wybuchem I WŚ)
Po sprzedaży technologi Balistytu Włochom, we Francji rozpętała się prawdziwa burza. Nobla, który w tym okresie życia mieszkał we Francji i był wielce szanowanym tam człowiekiem, okrzyknięto zdrajcą i rozpętano niesłychaną nagonkę na jego osobę. Prasa pomstowała na niego, wylewała pomyje wyciągając różne "brudy" z jego życia osobistego a co ciekawe, zarzucała mu kradzież pomysłu Viellego!
Nobel, który w interesach nie uznawał żadnych sentymentów, nie czuł sie winny; wyjechał z Francji i nigdy już do tam nie powrócił. Zmarł w 1896 r w San Remo we Włoszech.