Coś troszkę sennie się tu zrobiło, więc – aby rozruszać towarzystwo – szturchnę nieco Realchiefa, którego najłatwiej sprowokować do polemiki

. Dzięki Pothkanowi mogłem wreszcie obejrzeć ową przedziwną „rekonstrukcję” przedziwnego holenderskiego trójpokładowca, a w rezultacie zrozumieć, do czego odnosi się analiza Realchiefa. Niestety, ku swojemu „żalowi”

muszę stwierdzić, że prawie we wszystkim się z nim zgadzam, a nawet jestem pełen podziwu dla ilości wadliwych elementów, które wypatrzył w tak krótkim czasie. Części z nich, przyznając rację, sam bym raczej nie zauważył inaczej jak po kilku dniach albo nawet tygodniach uporczywego wpatrywania się w te grube krechy na rysunkach fatalnej rozdzielczości – jeśli na końcu miałbym jeszcze wzrok. Ponieważ jednak zgadzanie się nie jest tak zabawne jak kwestionowanie stwierdzeń, skupię się na tych paru drobiazgach, co do których mam inne zdanie oraz paru nie poruszonych w ogóle (aczkolwiek pamiętam zdanie „więcej się mi nie chce pisać o tej jednostce” - ale ja się nie napisałem wcale, więc mogę sobie pozwolić).
Przede wszystkim trzeba ustalić punkt wyjścia. Moim zdaniem zupełnie bezdyskusyjnie mamy do czynienia z intencją przedstawienia jednostki z początku XVIII wieku. Świadczy o tym nie tylko koło sterowe (z jego charakterystyką w pełni się zgadzam, przy czym nie podkreślałbym nadmiernie „podwójności” – ostatnie badania przesuwają datę wprowadzenia takich kół nieco wstecz - za to absurdalne umieszczenie i wynikający z tego kompletnie nonsensowny rumpel budzą i moją zgrozę), ale także owa cudaczna rufa (do której wrócę), z pewnością w zamyśle w stylu angielskim – a właśnie w pierwszej połowie XVIII wieku Holendrzy stopniowo ją sobie przyswoili. Dodałbym do tego trzy rzędy reflinek na marslach, też wskazujące na XVIII wiek, na dodatek nieźle zaawansowany, gdyby nie narysowanie reflinek także na bramslach (i to w dwóch rzędach, jakby jeden nie był już całkiem wystarczającą głupotą), świadczące niestety o zerowej wiedzy autora planów na temat historii rozwoju takielunku. Maszcik bukszprytu nie stoi w sprzeczności z XVIII wiekiem, bowiem akurat na trójpokładowcach utrzymał się wyjątkowo długo.
Przejdźmy zatem do uwag polemicznych (z opinią Realchiefa, a nie z rysunkami, gdyż tu niemal wszystko musiałoby być polemiczne, a powtarzanie słusznych uwag Realchiefa nie wniosłoby niczego nowego).
1) „Jednostka ma typowo angielski półokrągły przekrój poprzeczny kadłuba, a nie holenderski z płaskim dnem”
Racja, ale to nie przesądza o wadliwości takiego założenia. Okrętów holenderskich też nie budowano wszystkich na jedno kopyto. Powstawały w Holandii liniowce o „angielskich” i „francuskich” kształtach wręgów (chociaż sporadycznie), bez płaskiego dna.
2) „Na rysunku widać coś co wygląda na płaską część rufy, tyle że jest nad gniazdem sterowym, nie jest to nawis, bo widać go powyżej i to coś ma półokrągły dół. Licho wie co to jest”
Zgadzam się, że ostatecznie rufa jest dziwolągiem bez najmniejszego sensu. Sądzę jednak, że – po pierwsze – autorowi rysunków chodziło (przy dość ryzykownym założeniu, że w ogóle ma w tej materii jakąś wiedzę!) właśnie o czasy, gdy Holendrzy przejęli już angielską rufę, zaokrągloną poniżej podcięcia nawisu. Po drugie, przypuszczam, iż chciał jej nadać „holenderskość” przez upodobnienie do słynnych holenderskich fluit. One miały rufy okrągłe, a obszar, w którym rumpel wchodził do kadłuba, charakteryzował się właśnie półokrągłym dołem (często i taką górą, ale nie zawsze). Rzecz jasna w rzucie z boku wyglądało to zupełnie inaczej niż tutaj, a przede wszystkim na tej wysokości znajdowała się głowica steru i rumpel, lecz pewno autorowi zabrakło sił, aby dorysować ster tak wysoko – bądź co bądź, linie biegną tu pod górę.
3) „Galerie rufowe i boczne w stylu angielskim, tuż po połowie wieku XVII, zamknięte”
Znów racja, jednak – jak w punkcie 1 - nie przesądzająca błędności. Typowe holenderskie galerie były w tym okresie całkowicie inne, lecz znam sporą gromadkę holenderskich okrętów z początku XVIII wieku o dokładnie takich jak tutaj (jeśli ja w ogóle coś na tych rysunkach widzę dokładnie) galeriach bocznych.
4) „Galion, relingi i kotbelki w stylu francuskim”
Ponownie w ujęciu statystycznym. Dla każdego z tych elementów można znaleźć okręty holenderskie (a czasem i angielskie), które też je miały.
5) „Ale kluzy już pomiędzy policzkami, a więc w stylu angielskim”
Tu się nie zgodzę. O położeniu kluz decydowało, na jaki pokład miały prowadzić linę kotwiczną, oraz jak był rozwiązany galion. Jeśli policzki kolana galionowego znajdowały się nisko względem tego konkretnego pokładu, to kluzy musiały być nad policzkami. Jeśli policzki były wysoko, to kluzy wypadały między nimi. Pływało pełno okrętów francuskich z kluzami między policzkami i pełno angielskich z kluzami nad policzkami. To nie była kwestia stylu, tylko konieczności konstrukcyjnej.
6) „Przednia gródź forkasztelu ma półokrągłe wykusze (wieżyczki), a więc znowu styl angielski”
Tu niestety nie mogę się nie zgodzić

. Trudno mi się jednak też powstrzymać przed dodaniem, że już ta jedna cecha wypatrzona przez Realchiefa przesądza o fałszu rekonstrukcji jako okrętu holenderskiego.
7) „Działa górnego pokładu mają dziwaczne wózki wyglądające na wytwór fantazji”
Przychylam się do tej opinii, jednak uważam, że jest jeszcze gorzej – całkowitym wytworem fantazji są także same działa, i to wszystkie. Po artylerii prestiżowego trójpokładowca z przełomu XVII i XVIII wieku należałoby oczekiwać, że wiele jego dział (albo nawet większość) powinna być z brązu. Wszystkie brązowe armaty holenderskie z tego okresu miały uchwyty czopowe – tu nie ma ich żadna. Nawet jeśli założyć, że chodzi wyłącznie o żelazne działa bez uchwytów czopowych, to i tak proporcje średnic poszczególnych części były w armatach holenderskich kompletnie inne niż na rysunkach, całkowicie odmienny pozostawał też kształt szyi i głowy lufy. Szczytem wszystkiego jest jednak narysowanie przy uchwytach dennych pierścieni na linę hamującą – z pewnością występuje taki na rysunku przestrzennym, a wiele wskazuje, że także na rysunkach w rzutach płaskich. Dla tej epoki to humor zeszytów szkolnych.
8/ „Przez co nie mam wątpliwości, że autora poniosła mocno fantazja”
Chyba gorzej. Moim zdaniem autora poniosło przeświadczenie, że wystarczająco dużo wie z dziedziny, w której jego wiedza jest na poziomie przedszkola.
Krzysztof Gerlach