Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Wszelkie tematy związane z PMW

Moderatorzy: crolick, Marmik

tom
Posty: 845
Rejestracja: 2011-05-07, 10:52

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: tom »

Miner pisze: A wracając do tematu, generalnie plany Worek i Rurka są krytykowane, ale tak naprawdę PMW nie miała innego wyjścia niż wariant defensywny w starciu z niemiecką flotą. Przypominam, że we wszelkich opracowaniach był to wariant beznadziejny - PMW miała walczyć w osamotnieniu i bez możliwości obrony swoich baz. Celem było więc wytrzymanie jak najdłużej (podobnie jak całych sił zbrojnych), a nie zdobywanie chwały i zatopienie paru okrętów przeciwnika.

Przy założeniu najgorszego wariantu (bo do takiego musi być przygotowane wojsko), czyli zdecydowanego ataku na bazy w Gdyni i Helu z powietrza, lądu i morza, i przy takich siłach, które PMW miała, co można było zaplanować lepiej?
Jeśli mówisz o lepszym przygotowaniu do obrony lądowego obszaru Helu i Oksywia (w takim duchu - "wytrzymać jak najdłużej") to było jedno rozwiązanie, ale drastyczne i raczej nie do zaakceptowania przez wszystkich. Ogołocić z wszystkich armat głównych i plot. pokłady naszych niszczycieli oraz GRYFA i wysłać je długo wcześniej na "długą kurtuazyjną wizytę" (nieuzbrojone) do Wielkiej Brytanii, by tam oni uzbroili je po wybuchu wojny w swoje działa. A na lądzie (Hel, Oksywie) stworzyć jak najwięcej zamaskowanych baterii, by broniły dłużej wyznaczonych obszarów. Przy wariancie maksymalnym to byłoby 8 armat kal. 130 mm i 20 kal. 120 mm :diabel:. Starsze armaty do obrony Gdyni i Oksywia, Boforsy na cypel helski.
Rzecz jasna - wątpię, by ktoś na to poszedł :D. I nic innego nie przychodzi mi na myśl, co by mogło pomóc.

[
Awatar użytkownika
Miner
Posty: 715
Rejestracja: 2012-03-01, 20:17

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: Miner »

"Wytrzymanie jak najdłużej" to obrona bazy w Gdyni i Helu, a potem tylko Helu. Zgodnie z założeniami PMW Gdynia, Gdańsk i Pomorze są szybko zajęte przez wojska niemieckie, oddziały obrony wybrzeża wycofują się na Hel i zajmują tam pozycje obronne, a wojska nieprzyjaciela dążą do zajęcia bazy w Helu od strony lądu i morza oraz do zniszczenia polskiej floty.
tom pisze: 2023-02-03, 21:46 ...było jedno rozwiązanie, ale drastyczne i raczej nie do zaakceptowania przez wszystkich.
Ano właśnie.
Awatar użytkownika
Marmik
Posty: 4953
Rejestracja: 2006-04-30, 23:49
Lokalizacja: Puck

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: Marmik »

Miner pisze: 2023-02-03, 18:36 Celem było więc wytrzymanie jak najdłużej (podobnie jak całych sił zbrojnych), a nie zdobywanie chwały i zatopienie paru okrętów przeciwnika.
No i cel zeralizowano, czyż nie? Natomiast w sytuacji, gdy rozpoczynając działania nie ma się pewności ile będą trwały to jednym z punktów decydujących powinno być stworzenie warunków ograniczających swobodę działań przeciwnika. 3 września udało się to w odniesieniu do niszczycieli, które dość skutecznie zamknięto w portach. Zatopienie któregokolwiek z trałowców sprawiłoby, że po zatoce pływałyby tylko r-booty i kutry trałowe. Ewidentnie zabrakłoby tu właśnie tych kilku naszych ścigaczy, które i ten szczebel mocno ograniczyłyby.
W razie osiągnięcia korzystnej sytuacji można byłoby nawet rozważyć częstsze wsparcie ogniowe sił w rejonie Kepy Oksywskiej.
Brakuje jedynie silnej obrony przeciwlotniczej (niestety plan sześcioletni, oparty o baterie 105 mm i liczne nkmy, byłby tu niewystarczający), ponownie - by ograniczyć swobodę działań niemieckiego lotnictwa, które przy słabości naszej opl robiło co chciało.
Gdyby to wszystko udało się zrealizować to tylko kupić talię kart i czekać na rozwój sytuacji w kraju (gdy rozpoczynała się wojna to przecież chyba nawet w najśmielszych planach nikt u nas nie zakładał tak szybkiej porażki).
Po osiągnięciu takiej sytuacji operacyjnej Niemcom zostałoby ostrzeliwanie półwyspu przez pancerniki i podciągnięte baterie kolejowe 150 mm. Nic więcej mogłoby im się nie opłacać.
To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.
tom
Posty: 845
Rejestracja: 2011-05-07, 10:52

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: tom »

Marmik pisze: Zatopienie któregokolwiek z trałowców sprawiłoby, że po zatoce pływałyby tylko r-booty i kutry trałowe. Ewidentnie zabrakłoby tu właśnie tych kilku naszych ścigaczy, które i ten szczebel mocno ograniczyłyby.
Wątpię, by zatopienie jednego większego trałowca od razu zniechęciło Niemców do trałowania przez resztę. Ale można było im utrudnić robotę, tworząc przed wojną dodatkowe baterie kal. 120 mm o dość sporym zasięgu 19 400 m. Tylko trzeba było zabrać część dział z GRYFA. Może nawet to one posłałyby na dno któryś z trałowców? Największe szanse teoretycznie miałby WICHER, gdyby go Unrug nie unieruchomił, bo może w nocy dopadłby któryś z nich, omijając niemieckie niszczyciele? Wątpię, by Niemcy wszędzie tak samo skutecznie pilnowali trałowce tymi ostatnimi. Ale atakowanie trałowców okrętami podwodnymi to był kiepski pomysł. Zapomniałem we wcześniejszej dyskusji dodać, że trałowce lepiej (szybciej) niż niszczyciele, torpedowce i slupy w kontratakach na OP wracały na miejsce pierwszego ataku, dlatego były groźniejsze od reszty (tamte pozostałe po "rozpędzeniu się" i zrzutach pierwszych serii bomb odskakiwały za daleko, miały za duży promień skrętu w porównaniu z OP i dłużej im zajmowało odzyskiwanie kontaktu z tropionym okrętem, zwłaszcza w początkowym okresie wojny). Trałowce robiły to szybciej i łatwiej im było "naśladować" manewry OP w trakcie pościgu. Jedyna wada - to posiadanie "w arsenale" pokładowym mniejszej liczby bomb głębinowych.
Ścigacze na pewno by pomogły, cóż - trzeba było je wcześniej zakupić- najlepiej gotowe, a nie czekać, aż powstaną.
Jeśli się cieszysz, Marmik, że "cel zrealizowano", to chyba obrońcy Helu zawdzięczają to raczej Dąbkowi. To przecież Hitler uznał, że pokonanie jego oddziałów na Kępie Oksywskiej zbyt mocno niemieckie dywizje kosztowało i nakazał Hel izolować, a załogę "zagłodzić", bez zdecydowanych szturmów, które na pewno przyniosłyby nowe niemałe straty.
Racja, że do obrony plot na Helu trzeba było czegoś takiego jak niemieckie 88-ki, tylko mogliśmy sobie o nich pomarzyć, podobnie jak o myśliwcach.
Awatar użytkownika
Marmik
Posty: 4953
Rejestracja: 2006-04-30, 23:49
Lokalizacja: Puck

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: Marmik »

tom pisze: 2023-02-05, 17:31Wątpię, by zatopienie jednego większego trałowca od razu zniechęciło Niemców do trałowania przez resztę.
Każdy ma prawo do własnych wątpliwości. Natomiast innego sposobu na ograniczenie działania nie było.
Sposób zatopienia tegoż trałowca jest całkiem obojętny. Liczy się by znalazł się na dnie jak najszybciej. A jak w towarzystwie braciszka to jeszcze lepiej. Liczbę trałowców we wrześniu Niemcy też mieli ograniczoną.
tom pisze: 2023-02-05, 17:31Ale można było im utrudnić robotę, tworząc przed wojną dodatkowe baterie kal. 120 mm o dość sporym zasięgu 19 400 m.
Trałowce operowały w zasięgu ognia baterii cyplowej i to ich nie zniechęcało. Bo czym innym jest donośność, a czym innym zasięg ognia skutecznego do trałowca.
Walki z niszczycielami toczono na dystansach 14-18 km, co naprawdę uważam za imponujące, choć na sumarycznie wystrzelone coś koło 500 pocisków przez obie strony to liczba trafień oscyluje w okolicy 1% (większość do nieruchomego celu) i drastycznych szkód nie było.
tom pisze: 2023-02-05, 17:31Ale atakowanie trałowców okrętami podwodnymi to był kiepski pomysł.
Każdy ma prawo do własnego zdania. Sposoby osiągania punktów decydujących wszelako określa się bez względu na prywatne preferencje.
tom pisze: Trałowce robiły to szybciej i łatwiej im było "naśladować" manewry OP w trakcie pościgu.
Nie chciałbym się mądrzyć, ale atakowanie okrętu podwodnego nie polega na naśladowaniu ruchów OP tylko na wypracowaniu pozycji do ataku w taki sposób by zapewnić jak największe prawdopodobieństwo, że okręt podwodny znajdzie się w obrębie strefy rażenia rzuconej serii bomb głębinowych. Rzucanie bomb "po kursie" okrętu podwodnego to jeden z najpoważniejszych błędów, gdyż przed takim atakiem bardzo łatwo się uchylić nawet na niewielkiej prędkości.
No i generalnie ciężko jest znaleźć w historii bardziej skuteczne okręty w zwalczaniu okrętów podwodnych niż działające w grupie slupy. Choć jasne, że nie każdy to HMS Starling... ale dla samego typu Black Swan bilans to 31:4.
tom pisze: 2023-02-05, 17:31Jeśli się cieszysz, Marmik, że "cel zrealizowano",
A skąd pomysł, że ja się cieszę? Nie wiem jaki sens w dyskusjach historycznych ma powoływanie się na jakiekolwiek emocje u interlokutorów???
Ja zwyczajnie stwierdziłem fakt.
tom pisze: 2023-02-05, 17:31...to chyba obrońcy Helu zawdzięczają to raczej Dąbkowi. To przecież Hitler uznał, że pokonanie jego oddziałów na Kępie Oksywskiej zbyt mocno niemieckie dywizje kosztowało i nakazał Hel izolować, a załogę "zagłodzić", bez zdecydowanych szturmów, które na pewno przyniosłyby nowe niemałe straty.
Ja piszę o całości obrony wybrzeża, a nie o Helu. Jak to już wcześniej Miner celnie wspomniał, Hel był ostatnim bastionem i właśnie tak miało być. Gdyby określono i zrealizowano cele, o których wspomniałem to zdobycie Kępy Oksywskiej mogło być jeszcze trudniejsze.
Niemniej to bez znaczenia, bowiem jak wspomniałem, cel główny zrealizowano. Natomiast na powszechnej ocenie niestety zaważył brak spektakularnych sukcesów i jest to powielane do znudzenia.
tom pisze: 2023-02-05, 17:31Racja, że do obrony plot na Helu trzeba było czegoś takiego jak niemieckie 88-ki, tylko mogliśmy sobie o nich pomarzyć, podobnie jak o myśliwcach.
Nie 105 mm (wybrane na drodze analizy porównawczej z 75-kami) byłyby problemem a nkmy, których skuteczność była zdecydowanie niewystarczająca. Tu zdecydowanie powinno być dużo więcej 40-ek i mnóstwo amunicji do nich. 24. półstała bateria plot z małą ilością amunicji to naprawdę było o wiele, wiele za mało. Sieć nkmów z planu 6-letniego wygląda imponująco a rysunkach, ale rzeczywiste możliwości to nie rysunki.
To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.
tom
Posty: 845
Rejestracja: 2011-05-07, 10:52

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: tom »

Marmik pisze: tom pisze: ↑
Trałowce robiły to szybciej i łatwiej im było "naśladować" manewry OP w trakcie pościgu.
Nie chciałbym się mądrzyć, ale atakowanie okrętu podwodnego nie polega na naśladowaniu ruchów OP tylko na wypracowaniu pozycji do ataku w taki sposób by zapewnić jak największe prawdopodobieństwo, że okręt podwodny znajdzie się w obrębie strefy rażenia rzuconej serii bomb głębinowych. Rzucanie bomb "po kursie" okrętu podwodnego to jeden z najpoważniejszych błędów, gdyż przed takim atakiem bardzo łatwo się uchylić nawet na niewielkiej prędkości.
No i generalnie ciężko jest znaleźć w historii bardziej skuteczne okręty w zwalczaniu okrętów podwodnych niż działające w grupie slupy. Choć jasne, że nie każdy to HMS Starling... ale dla samego typu Black Swan bilans to 31:4.
Tu mówimy o możliwościach okrętów z 1939 r. , co sam podkreślałeś. Jak sięgasz po brytyjskie slupy z lat 1942-1944 r. wyposażone w najnowocześniejsze "bajery" (radary, ulepszone azdyki, HF/DF-y, zwiększoną ilość zrzutni i miotaczy, jeże) i stosujące grupowe techniki zatapiania wypracowane przez Walkera (podpełzanie, ława itp.) to już trochę za daleko "lecisz". W 1939 r. ani Niemcy ani Brytyjczycy nie mieli tak rozwiniętych metod walki z OP, sprzętu i skuteczności. Najuczciwiej osiągnięcia trałowców danej bandery w zwalczaniu OP w porównaniu z innymi okrętami nawodnymi innych klas porównywać uwzględniając:
1) konkretny okres - rok i wyszczególnione miesiące tego roku (np. dane półrocze)
2) procentowa ilość zatopień i uszkodzeń OP wyciągnięta z ilości bezpośrednich starć - trałowce contra OP, niszczyciele contra OP itd. W drugą stronę można prześledzić, ile udało się trafić trałowców podwodniakom, a ile innych okrętów. Wtedy będzie uczciwiej.
Przy czym pamiętajmy, że np. Niemcom posiadanie torped akustycznych ułatwiało po 1943 r. trafianie takich celów.
Ja Tobie podawałem np. straty brytyjskich OP po walkach z niemieckimi trałowcami z początkowego okresu wojny, kiedy obie strony miały możliwości podobne jak te z września 1939 r. Brytyjczycy nawet lepsze niż nasze WILKI, bo posiadały podsłuch. Nie musisz mnie "oświecać" jak należy zrzucać bomby z wyprzedzeniem i uwzględniając możliwe zmiany kursów OP, bo to świetnie wiem :wink: . Ale najpierw śledzi się go po kursie, stopniowo zbliżając i reagując na jego zmiany kursów.

Co do reszty Twoich uwag - i ja jestem za, z tym drobiazgiem, że nawet pojedyncze trafienia z armat 120- milimetrowych (gdyby powstały takie baterie) mogłyby wyeliminować trałowiec (uszkodzony i wytrącony na długo z zadań też się liczy). Skoro 75-ka baterii 43 mogła trafić w trałowiec "Otto Braun" nie zużywając zbyt wiele amunicji, to co dopiero mocniejsza. Kwestia tego, by "podpuścić" przeciwnika maksymalnie blisko. Gdyby np. pojedynek prowokowały najpierw 75-ki to trałowce zbliżałyby się chętniej. Wtedy mogły "oberwać" ze 120-tek. Kwestia pomysłu na rozegranie pojedynku.
Awatar użytkownika
Marmik
Posty: 4953
Rejestracja: 2006-04-30, 23:49
Lokalizacja: Puck

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: Marmik »

tom pisze: 2023-02-05, 21:33Tu mówimy o możliwościach okrętów z 1939 r.
To nie wiem po co podawałeś przykłady starć niemieckich trałowców z okrętami podwodnymi z całej wojny?
Przy szumonamierzaniu generalnie okręt podwodny ma więcej szans, a dla atakujących określenie punktu ataku jest trudniejsze i wymaga lepszego współdziałania, a nie "łatwiejszego podążania" za okrętem podwodnym. Okręt podwodny to nie ścigacz, promień cyrkulacji przy prędkościach małoszumnych jest duży, więc większe zwroty zajmują całkiem spora czasu. To imponujące, że krótkimi seriami bomb udawało się Niemcom osiągać tak bliskie wybuchy. Przy szumonamierzaniu po wybuchu bomb przez chwilę "ślepną" wszystkie okręty śledzące, więc odzyskanie kontaktu nie zależy od manewrowości, a od współdziałania. widocznie Niemcy naprawdę byli w tym dobrzy. Na korzyść może jedynie to, ze ówczesne okręty podwodne to tak naprawdę były bardziej okręty nawodne z możliwością wielokrotnego zanurzania.
tom pisze: 2023-02-05, 21:331) konkretny okres - rok i wyszczególnione miesiące tego roku (np. dane półrocze)
2) procentowa ilość zatopień i uszkodzeń OP wyciągnięta z ilości bezpośrednich starć - trałowce contra OP, niszczyciele contra OP itd. W drugą stronę można prześledzić, ile udało się trafić trałowców podwodniakom, a ile innych okrętów. Wtedy będzie uczciwiej.
Pułapka bezsensownych statystyk, która morduje ocenę poprzez kompletny brak uwzględnienia uwarunkowań operacyjnych i taktycznych.
Zaraz dojdziemy do tego, że jakby nie patrzeć to najniebezpieczniejszym miejscem na świecie są łóżka, gdyż większość ludzi umiera w łóżkach.
Kompletnie nie rozumiem tego typu statystyk, gdyż w każdym indywidulanym przypadku trzeba uwzględniać całą złożoność sytuacji operacyjnej i sytuacji taktycznej oraz rozkazów dla jednej i drugiej strony. To są sprawy jeśli nie nieporównywalne to bardzo trudno porównywalne.
Natomiast bez wątpienie najskuteczniejsze przeciw okrętom podwodnym są okręty, które powstają przede wszystkim w celu ich zwalczania i o ile przy ich tworzeniu nie popełniono błędów to co by się nie działo będą one najniebezpieczniejsze. Nawet mógłby nie osiągnąć spodziewanych sukcesów na skutek błędów taktycznych lub uwarunkowań operacyjnych, ale to nie zmienia faktu, że jako narzędzie są najskuteczniejsze.
To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.
tom
Posty: 845
Rejestracja: 2011-05-07, 10:52

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: tom »

Marmik pisze: To nie wiem po co podawałeś przykłady starć niemieckich trałowców z okrętami podwodnymi z całej wojny?
Tak się składa, że większość tych starć dotyczyła początkowego okresu wojny (tych "sam na sam"). Trzy z czterech zatopionych brytyjskich OP to styczeń 1940 r., czwarty to początek 1941 r. A im dalej, tym możliwości trałowców i tak się zwiększały. Niemcy też ulepszali urządzenia namiarowo-podsłuchowe. No i zgodzę się z Tobą, że o sukcesie czy klęsce decyduje też np. doświadczenie dowódców lub jego brak a przez to decyzje lepsze i gorsze oraz specyfika akwenu. Ale w latach 1939-40 to obie strony dopiero nabierały praktyki, a nie miały ją od razu. Niemcy na początku i tak powinni być lepsi w tropieniu, bo ostrzej ćwiczyli ze swoimi OP przed wojną - przynajmniej od nas. Ale i tak nie ustrzegali się błędów. Tak samo jak Brytyjczycy brali wycieki ropy ze zbiorników za zatopienia celu i odpuszczali za szybko.
Awatar użytkownika
Marmik
Posty: 4953
Rejestracja: 2006-04-30, 23:49
Lokalizacja: Puck

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: Marmik »

tom pisze: Tak się składa, że większość tych starć dotyczyła początkowego okresu wojny (tych "sam na sam").
Sam na sam to wydaje mi się tylko tylko jeden (Starfish) i kto wie jak by się to skończyło gdyby nie usterki. Undine nadział się już nawet nie na trałowce, a na trałowce pomocnicze, które w ogóle nie miały w zasadzie żadnych cech, jakie wyróżniały okręty typu 35. W pozostałych dwóch przypadkach sytuacja taktyczna jest niepewna i mowa jest o zespołach co najmniej trzech trałowców. Tu nawet nie ma co porównywać z czymkolwiek. To naprawdę jest pułapka.
Sprawa jest dość prosta. Trałowce (w tym nasze) w ówczesnych czasach spełniały kilka funkcji. Prócz swojej zasadniczej też patrolową i zwalczania okrętów podwodnych, a także stawiaczy min. Zaatakowania zespołu trzech trałowców w żadnym razie nie można nazwać bardziej niebezpiecznym niż zaatakowanie zespołu trzech niszczycieli lub torpedowców. Jedyne co to niszczyciel łatwiej trafić (a torpedowce w zasadzie było niewiele większe od trałowców).
To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.
tom
Posty: 845
Rejestracja: 2011-05-07, 10:52

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: tom »

Generalnie prawda co napisałeś (choć był jeszcze Seahorse contra pojedynczy M 5). Tylko ja myślałem w sensie - trałowiec lub trałowce contra OP (w ramach patroli ZOP), a nie np. przy eskortowaniu konwoju statków. Bo tu trochę już inaczej. Wspominałem Ci o możliwych trafieniach przypadkowych, gdy się strzela do grupy celów w konwoju. Brytyjczykom sporadycznie udawało się trafiać w pojedynkach o które mi chodzi jeszcze np. patrolowce (nie trałowce), ale i tu statystyka była dla nich niezbyt korzystna. Raz się np. udało Wanklynowi w początku kariery i to nie na Upholderze.
Ostatnio zmieniony 2023-02-05, 23:30 przez tom, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Marmik
Posty: 4953
Rejestracja: 2006-04-30, 23:49
Lokalizacja: Puck

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: Marmik »

Ciągle wracam do sytuacji operacyjnej i taktycznej. Brytyjskie okręty podwodne w porównaniu do niemieckich miały zupełnie inaczej. Inne cele, inne uwarunkowania, inne długości szklaków, inne natężenie. Generalnie wszystkie inne. Co za tym idzie inne sposoby działania. To, że statystki coś Ci pokazały to naprawdę nie jest dowód na cokolwiek, prócz tego, że zapuszczając się w rejony patrolowania Brytyjczycy napotykali trałowce i całe cztery przypłaciły to zatonięciem. Nawet nie wiadomo, czy w dwóch przypadkach w ogóle próbowały je zaatakować.
Nie zmienia to postaci rzeczy, że wariant obronny we wrześniu zakładał ustawienie pozycji minowo-artyleryjskich i ochronę wybrzeża przed desantem. Jedynie domyślam się, że Unrug i planiści uznali, że po wystaniu zagród minowych wyłączną funkcję ich ochrony z samego założenia przejmie artyleria nadbrzeżna i w zasadzie oparcie się na takim podstawowym założeniu tłumaczy to, że okrętom podwodnym nie kazano atakować tych ponad 800-tonowych trałowców. Ok, to go w pełni tłumaczy i historycznie nie bardzo jest co tu zarzucić. Jednak w całym tym pośpiesznym planowaniu zabrakło właśnie tego co można określić jako pozbawienie przeciwnika inicjatywy lub jeśli się nie uda to po prostu ograniczenie swobody operacyjnej. Najprostszy sposób w przypadku nie priorytetowego obszaru działań jakim był kierunek morski to jest właśnie posłać mu na dno jakikolwiek większy okręt. Jak wspomniałem, obojętnie w jaki sposób, z uwzględnieniem okrętów podwodnych włącznie. I wracamy do punktu wyjścia. gdybym dowodził siłami niemieckimi dokładnie tak bym uważał, bo jeśli kierunek nie jest priorytetowy to najważniejsze jest osiągniecie celu przy minimalnych stratach.
To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.
tom
Posty: 845
Rejestracja: 2011-05-07, 10:52

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: tom »

Skoro sam to przyznajesz Marmik, to Unrug powinien był posłuchać próśb de Waldena, by WICHRA nie odstawiać i by on spróbował innej nocy w samotnym wypadzie odszukać i zatopić wrogi okręt nawodny. Jego załoga była gotowa na to ryzyko. Skoro już raz (a właściwie podwójnie) miał wroga na celowniku... Drugim sposobem na zmuszenie Niemców do większej ostrożności byłoby postawienie zagrody minowej przez jeden z WILKÓW pod Piławą. Gdyby tam wyleciał na minie jakiś okręt, to Niemcy szukaliby długo pod portami własnymi min czy OP i byłoby tak z tą inicjatywą jak chciałeś.
Ostatnio zmieniony 2023-02-05, 23:40 przez tom, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Marmik
Posty: 4953
Rejestracja: 2006-04-30, 23:49
Lokalizacja: Puck

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: Marmik »

Tak, uważam, że unieruchomienie Wichra było sporym błędem. Nie wiem czy Unrug oprał się wrażeniu, że OPL portu (w gruncie rzeczy skąpa) w połączeniu z OPL okrętów będzie skuteczna. Już bitwa 1 września powinna dać do zrozumienia, że skoro na morzu okrętom się ledwie udało to w porcie sobie nie poradzą. A że na morzu przy zatopieniu straty mogą być większe... no cóż okręty buduje się po to by walczyły. Trudno mi zaakceptować fakt, że niecałych dwóch dobach wojny wyłącza się całkowicie okręt z możliwości prowadzenia akcji.

Dodano po 5 minutach 32 sekundach:
tom pisze: 2023-02-05, 23:34Drugim sposobem na zmuszenie Niemców do większej ostrożności byłoby postawienie zagrody minowej przez jeden z WILKÓW pod Piławą. Gdyby tam wyleciał na minie jakiś okręt, to Niemcy szukaliby długo pod portami własnymi min czy OP i byłoby tak z tą inicjatywą jak chciałeś.
Tak. O ile było to wykonalne to jak najbardziej tak powinni zrobić. Prawdą jest jednak, że Niemcy intensywnie używali kutrów trałowych i pewnie udałoby im się tę zagrodę zneutralizować, bo nie byłaby żaden sposób chroniona. Oczywiście można byłoby zostawić w rejonie okręt podwodny (wszak w końcu Orzeł dostał ten sektor), ale można być pewnym, że miałby tam potwornie ciężkie życie, a dla samych stutonowych kutrów trałowych nie stanowiłby zagrożenia... ale pomarzyć można, jak to Orzeł błyskawicznie roznosi swoimi 40-kami w nocnym starciu uzbrojony w dwie 20-ki R-33. Ech... rozmarzyłem się :wink: 8)
To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.
tom
Posty: 845
Rejestracja: 2011-05-07, 10:52

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: tom »

Marmik pisze: Tak. O ile było to wykonalne to jak najbardziej tak powinni zrobić. Prawdą jest jednak, że Niemcy intensywnie używali kutrów trałowych i pewnie udałoby im się tę zagrodę zneutralizować, bo nie byłaby żaden sposób chroniona. Oczywiście można byłoby zostawić w rejonie okręt podwodny (wszak w końcu Orzeł dostał ten sektor), ale można być pewnym, że miałby tam potwornie ciężkie życie, a dla samych stutonowych kutrów trałowych nie stanowiłby zagrożenia.
Myślę, że było warto, bo rzadko się zdarza, by nawet trałowania wyeliminowały wszystkie miny. Jak coś zostaje, to nawet z opóźnieniem może być to opłacalne. Na ocalałe miny WILKÓW wpadły przecież trzy jednostki, a nie jedna.
Franek Wichura
Posty: 555
Rejestracja: 2021-06-02, 12:36

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: Franek Wichura »

Miner pisze: Przypominam, że we wszelkich opracowaniach był to wariant beznadziejny - PMW miała walczyć w osamotnieniu i bez możliwości obrony swoich baz. Celem było więc wytrzymanie jak najdłużej (podobnie jak całych sił zbrojnych), a nie zdobywanie chwały i zatopienie paru okrętów przeciwnika.
Przy założeniu najgorszego wariantu (bo do takiego musi być przygotowane wojsko), czyli zdecydowanego ataku na bazy w Gdyni i Helu z powietrza, lądu i morza, i przy takich siłach, które PMW miała, co można było zaplanować lepiej?
Opracowac sensowny plan dzialania OP - najpierw Baltyk/Morze Polnocne - potem przejscie do WB
Opracowac i wykonac plan ewakuacji wszystkich niszczycieli i Gryfa do WB.
Z 10 duzych i wartosciowych okretow MW planowo wyprowadzono z Baltyku tylko 3 - Wilk i Orzel to fartowna improwizacja - czyli dla 70% wartosciowych okretow planu nie bylo albo byl do kitu - efektem tego bylo zatopienie dwoch duzych okretow MW i strata na czas wojny trzech.
Awatar użytkownika
Miner
Posty: 715
Rejestracja: 2012-03-01, 20:17

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: Miner »

Franek Wichura pisze: 2023-02-06, 11:23 Opracowac sensowny plan dzialania OP - najpierw Baltyk/Morze Polnocne - potem przejscie do WB
Opracowac i wykonac plan ewakuacji wszystkich niszczycieli i Gryfa do WB.
Czy to w jakiś sposób wypełniało cel operacyjny, żeby "wytrzymać jak najdłużej"?
ODPOWIEDZ