Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Wszelkie tematy związane z PMW

Moderatorzy: crolick, Marmik

Franek Wichura
Posty: 555
Rejestracja: 2021-06-02, 12:36

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: Franek Wichura »

Miner pisze: Żeby oceniać, czy jakieś działania podejmowano lub nie, najpierw trzeba mieć wiedzę...
Jak patrze na wpisy Kolegi to mam wrazenie ze wiedzy Koledze nie brakuje...
Miner pisze: Czy można było zrobić więcej? Oczywiście.
...wiec bez dyskusji zgodze sie z powyzszym.

Dodano po 2 minutach 53 sekundach:
Miner pisze: Co mają powiedzieć Duńczycy, Norwedzy i inne kraje z dużo większymi tradycjami morskimi?
Dunczycy sie poddali a Norwegowie zatopili Blüchera - a my ani sie nie poddalismy ani nie zatopilismy SH - chcielismy dobrze, wyszlo jak zwykle :roll:
tom
Posty: 845
Rejestracja: 2011-05-07, 10:52

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: tom »

Franek Wichura pisze: Dodano po 2 minutach 53 sekundach:
Miner pisze: ↑
Co mają powiedzieć Duńczycy, Norwedzy i inne kraje z dużo większymi tradycjami morskimi?
Dunczycy sie poddali a Norwegowie zatopili Blüchera - a my ani sie nie poddalismy ani nie zatopilismy SH - chcielismy dobrze, wyszlo jak zwykle
Nie rozpędzasz się trochę z tymi wnioskami? Mieliśmy tylko trochę więcej czasu niż miesiąc. Porównując z Brytyjczykami, którzy mieli dużą flotę, to oni też nie dokonali w tym samym czasie czasie na morzu zbyt wiele. Ich OP zatopiły do końca 1939 r. tylko trzy jednostki: okręt podwodny, patrolowiec i eskortowiec, a statków handlowych do stycznia 1940 r. - zero. W pierwszym miesiącu wojny - w ogóle sukcesów jeszcze nie odnotowały. No a miny naszych polskich OP do stycznia 1940 r. też zatopiły 3 jednostki: duży trałowiec, trawler i kuter. Nie zatopiliśmy SH, ale przynajmniej oberwał raz pociskiem kal. 152 mm (oberwał też niszczyciel i trałowiec). No i w pierwszym miesiącu wojny na Zachodzie ani Brytyjczycy, ani Francuzi też nie zatopili większego okrętu Kriegsmarine (okręty nawodne dopadły tylko 2 U-Booty). Z Grafem Spee udało im się dopiero w grudniu, ale jakich sił pościgowych trzeba było użyć, by go wreszcie dopaść.
Awatar użytkownika
peceed
Posty: 1098
Rejestracja: 2019-09-12, 16:25

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: peceed »

tom pisze: Tylko czy ta artyleria długo pozostałaby sprawna? W nieruchomym miejscu, trudnym do ukrycia, narażona na bombardowanie ze strony Stukasów, które mogły dostać specjalnie cieżkie bomby do niszczenia tego celu.
To rozwiązanie problemów bezpieczeństwa naszych portów na cały okres międzywojenny, zwłaszcza gdy Niemcy jeszcze nie śnili o Stukasach. W szczególności rozwiązanie problemu Marata udającego się z przyjacielską wizytą, i idiotycznej rozbudowy floty mającej realizować nierealne scenariusze wojenne.

Częściową odpowiedzią na zagrożenie bombardowaniami jest dopancerzenie. Wieże spokojnie mogą dostać ze 20 cm. stali więcej zdjętej z pancerza burtowego, generalnie nie trzeba opancerzać maszynowni z boków. Można też umieścić wysoko (bo środek ciężkości nie ma znaczenia - nie pływamy po falach) płyty służące wyłącznie do przedwczesnej detonacji bomb, umieszczone wysoko nad wieżami.
I silna obrona przeciwlotnicza. Jeśli Niemcy będą chcieli tracić samoloty na Boforsach to nawet lepiej dla nas.

Kolejnym elementem byłyby małe przybrzeżne okręty podwodne, choć jak sprawdzałem ceny maleją z wypornością bardzo powoli: XXI kosztował niecałe 3 razy więcej od XXIII, a relacja pomiędzy II a VIIc była jeszcze mniejsza! Być może jakimś rozwiązaniem byłoby wykorzystanie drogich elementów (peryskopy, wyrzutnie torpedowe) z wycofywanych okrętów francuskich... W każdym razie nasza flota była skazania na działania asymetryczne, co oznacza brak wielkich jednostek nawodnych.
Franek Wichura pisze: 2023-08-10, 12:03 a my ani sie nie poddalismy ani nie zatopilismy SH - chcielismy dobrze, wyszlo jak zwykle

Przecież "zatopienie" SH byłoby tragedią - osiadłby sobie na dnie 2 metry niżej i pociski z artylerii ciężkiej przestałyby przelatywać nad Westerplatte...
-Panie Kapitanie! Toniemy!
-Jak nie Wy, to kto?
Awatar użytkownika
Miner
Posty: 715
Rejestracja: 2012-03-01, 20:17

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: Miner »

tom pisze: 2023-08-10, 23:06 Mieliśmy tylko trochę więcej czasu niż miesiąc. Porównując z Brytyjczykami, którzy mieli dużą flotę, to oni też nie dokonali w tym samym czasie czasie na morzu zbyt wiele. Ich OP zatopiły do końca 1939 r. tylko trzy jednostki: okręt podwodny, patrolowiec i eskortowiec, a statków handlowych do stycznia 1940 r. - zero. W pierwszym miesiącu wojny - w ogóle sukcesów jeszcze nie odnotowały. No a miny naszych polskich OP do stycznia 1940 r. też zatopiły 3 jednostki: duży trałowiec, trawler i kuter. Nie zatopiliśmy SH, ale przynajmniej oberwał raz pociskiem kal. 152 mm (oberwał też niszczyciel i trałowiec). No i w pierwszym miesiącu wojny na Zachodzie ani Brytyjczycy, ani Francuzi też nie zatopili większego okrętu Kriegsmarine (okręty nawodne dopadły tylko 2 U-Booty). Z Grafem Spee udało im się dopiero w grudniu, ale jakich sił pościgowych trzeba było użyć, by go wreszcie dopaść.
No i walka na morzu nie polega na infantylnym liczeniu zatopionych okrętów. Odparcie ataku na Hel przez 2 niszczyciele, a potem przez 2 pancerniki byłoby wciąż większym "sukcesem" niż zatopienie na minach nawet 10 trałowców, trawlerów i kutrów.
Franek Wichura
Posty: 555
Rejestracja: 2021-06-02, 12:36

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: Franek Wichura »

Miner pisze: Odparcie ataku na Hel przez 2 niszczyciele, a potem przez 2 pancerniki byłoby wciąż większym "sukcesem" niż zatopienie na minach nawet 10 trałowców, trawlerów i kutrów.
Hmmm Ostrzeliwanie sie z bateria to jeszcze nie desant - "odparcie ataku na Hel" to chyba okreslenie nie do konca odddajace charakter tych wydarzen - a bardziej intensywna akcja minowania przed wojna i w trakcie mogla to "odparcie ataku na Hel" wydatnie ulatwic - gdyby przy tej okazji cos poszlo na dno po wejsciu na mine - "sukces" bylby jeszcze wiekszy :wink:
Miner pisze: No i walka na morzu nie polega na infantylnym liczeniu zatopionych okrętów.
Niemniej ubytek zatopionych okretow wroga wobec zachowania swojego potencjalu walke ta ulatwia i "sukces" czyni bardziej prawdopodobnym - chyba oprocz bitew konwojowych gdzie celem moglo bylo odgonienie OP/jednoski nawodnej i uniemozliwienie ataku na statki wiekszosc dzialan na morzu skierowana bezposrednio na wrogie jednostki byla ukierunkowana na zatopienie wrogiego okretu - zreszta w bitwie konwojowej zatopienie OP czy innej jednostki atakujacej konwoj tez bylo pozadane/celowe.
tom
Posty: 845
Rejestracja: 2011-05-07, 10:52

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: tom »

Franek Wichura pisze: 2023-08-11, 11:30
Miner pisze: Odparcie ataku na Hel przez 2 niszczyciele, a potem przez 2 pancerniki byłoby wciąż większym "sukcesem" niż zatopienie na minach nawet 10 trałowców, trawlerów i kutrów.
Hmmm Ostrzeliwanie sie z bateria to jeszcze nie desant - "odparcie ataku na Hel" to chyba okreslenie nie do konca odddajace charakter tych wydarzen - a bardziej intensywna akcja minowania przed wojna i w trakcie mogla to "odparcie ataku na Hel" wydatnie ulatwic - gdyby przy tej okazji cos poszlo na dno po wejsciu na mine - "sukces" bylby jeszcze wiekszy :wink:
Miner pisze: No i walka na morzu nie polega na infantylnym liczeniu zatopionych okrętów.
Niemniej ubytek zatopionych okretow wroga wobec zachowania swojego potencjalu walke ta ulatwia i "sukces" czyni bardziej prawdopodobnym - chyba oprocz bitew konwojowych gdzie celem moglo bylo odgonienie OP/jednoski nawodnej i uniemozliwienie ataku na statki wiekszosc dzialan na morzu skierowana bezposrednio na wrogie jednostki byla ukierunkowana na zatopienie wrogiego okretu - zreszta w bitwie konwojowej zatopienie OP czy innej jednostki atakujacej konwoj tez bylo pozadane/celowe.
Mieliśmy też realne szanse na zatopienie torpedami przynajmniej jednego niszczyciela lub eskortowca, gdy Wicher w nocy z 1 na 2 września napotkał wrogie okręty w Zatoce Gdańskiej. Gdyby nie "spętanie" rozkazami osłony operacji minowej (która do skutku nie doszła, o czym na niszczycielu nikt nie wiedział), trochę inaczej patrzyłbyś na obronę Wybrzeża przez polskich marynarzy.
Franek Wichura
Posty: 555
Rejestracja: 2021-06-02, 12:36

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: Franek Wichura »

tom pisze: Mieliśmy też realne szanse na zatopienie torpedami przynajmniej jednego niszczyciela lub eskortowca, gdy Wicher w nocy z 1 na 2 września napotkał wrogie okręty w Zatoce Gdańskiej. Gdyby nie "spętanie" rozkazami osłony operacji minowej (która do skutku nie doszła, o czym na niszczycielu nikt nie wiedział), trochę inaczej patrzyłbyś na obronę Wybrzeża przez polskich marynarzy.
Gdyby miny z Gryfa postawiono na do widzenia i razem z Wichrem i reszta Gryf odszedlby do WB to tez bym inaczej patrzyl na obronę Wybrzeża - wtedy Niemcy na pewno nie mieliby na swoim koncie dwoch duzych zatopionych okretow PMW - ewentualne zatopienie jednego niemieckiego niszczyciela/eskortowca przez Wichra rachunku tez nie wyrowna. Do polskich "marynarzy" nic nie mam.
Awatar użytkownika
Miner
Posty: 715
Rejestracja: 2012-03-01, 20:17

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: Miner »

Franek Wichura pisze: 2023-08-11, 11:30 Hmmm Ostrzeliwanie sie z bateria to jeszcze nie desant - "odparcie ataku na Hel" to chyba okreslenie nie do konca odddajace charakter tych wydarzen - a bardziej intensywna akcja minowania przed wojna i w trakcie mogla to "odparcie ataku na Hel" wydatnie ulatwic - gdyby przy tej okazji cos poszlo na dno po wejsciu na mine - "sukces" bylby jeszcze wiekszy.
"Atak" nie znaczy "desant". Ostrzał artyleryjski obcego wybrzeża to też jest "atak". Natomiast stawianie zagród minowych przy własnym wybrzeżu to jest "obrona". :)
Franek Wichura pisze: 2023-08-11, 11:30 Niemniej ubytek zatopionych okretow wroga wobec zachowania swojego potencjalu walke ta ulatwia i "sukces" czyni bardziej prawdopodobnym - chyba oprocz bitew konwojowych gdzie celem moglo bylo odgonienie OP/jednoski nawodnej i uniemozliwienie ataku na statki wiekszosc dzialan na morzu skierowana bezposrednio na wrogie jednostki byla ukierunkowana na zatopienie wrogiego okretu - zreszta w bitwie konwojowej zatopienie OP czy innej jednostki atakujacej konwoj tez bylo pozadane/celowe.
Niemniej obniżenie potencjału przeciwnika może być tylko środkiem do osiągnięcia celów operacji. Te zaś osiąga się poprzez uzyskanie kontroli morza (sea control) lub odmowie korzystania z morza (sea denial). W dużym uproszczeniu Kriegsmarine dążyło do przejęcia kontroli morza w rejonie Bałtyku Południowego, w szczególności na Zatoce Gdańskiej. Celem PMW była odmowa korzystania z morza przez Kriegsmarine w rejonie Zatoki Gdańskiej, w szczególności podejść do Gdyni i Helu.
Przyspieszony kurs operacji morskich :wink:
Awatar użytkownika
Gregski
Posty: 985
Rejestracja: 2006-01-27, 21:47
Lokalizacja: Na Kociewiu albo na morzu

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: Gregski »

tom pisze: Mieliśmy też realne szanse na zatopienie torpedami przynajmniej jednego niszczyciela lub eskortowca, gdy Wicher w nocy z 1 na 2 września napotkał wrogie okręty w Zatoce Gdańskiej.
Szans to było więcej.
ORP "Sęp" miał szansę odstrzelić "Friedrich Ihn" no ale zgodnie z zaleceniami na głupi niszczyciel mógł przeznaczyć jedną torpedę.
Gdyby walnął trzy-cztery może coś by z tego było.
Wśród ludzi człowiek dziczeje.
Waldemar Łysiak
tom
Posty: 845
Rejestracja: 2011-05-07, 10:52

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: tom »

Orzeł też zatopiłby napotkany statek niemiecki, gdyby dowodził nim wtedy Grudziński, nie "Kłocz".
Awatar użytkownika
Miner
Posty: 715
Rejestracja: 2012-03-01, 20:17

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: Miner »

Gregski pisze: 2023-08-12, 15:29 ORP "Sęp" miał szansę odstrzelić "Friedrich Ihn" no ale zgodnie z zaleceniami na głupi niszczyciel mógł przeznaczyć jedną torpedę.
Gdyby walnął trzy-cztery może coś by z tego było.
Nie było takich zaleceń. W rozkazie Worek nie było takich zapisów, nie znam też relacji oficerów, którzy by tak twierdzili. Dowódca Sępa strzelił jedną torpedą z rufy, bo... nie wiadomo. Być może niemiecki okręt był tak blisko i poruszał się tak wolno, że uznał strzał za pewny, a jedna torpeda miała wystarczyć, żeby zatopić okręt tej wielkości. Nie jest też prawdą, że w PMW strzelało się tylko jedną torpedą, jak to pisał Pertek. Taktyka strzelania torpedowego zakładała strzelanie salw torpedowych, i to różnymi metodami.
Więcej tutaj: https://zbiam.pl/artykuly/torpedy-polsk ... szkolenie/
Podobnym "humbugiem" może być informacja, że oop miały atakować tylko duże okręty, od ktt wzwyż. Nie ma tego w rozkazie, nie widzę tego w relacjach. Nie wiem skąd Pertek, Rudzki i inni to wzięli. Wydaje się, że nie było oficjalnych wytycznych, ale powszechnie uważano, że torpedy należy "oszczędzać" na większe cele, a strzelanie z zanurzeniem torpedy poniżej 2 m jako mało skuteczne.
tom
Posty: 845
Rejestracja: 2011-05-07, 10:52

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: tom »

Miner pisze: Nie było takich zaleceń. W rozkazie Worek nie było takich zapisów, nie znam też relacji oficerów, którzy by tak twierdzili. Dowódca Sępa strzelił jedną torpedą z rufy, bo... nie wiadomo. Być może niemiecki okręt był tak blisko i poruszał się tak wolno, że uznał strzał za pewny, a jedna torpeda miała wystarczyć, żeby zatopić okręt tej wielkości. Nie jest też prawdą, że w PMW strzelało się tylko jedną torpedą, jak to pisał Pertek. Taktyka strzelania torpedowego zakładała strzelanie salw torpedowych, i to różnymi metodami.
Więcej tutaj: https://zbiam.pl/artykuly/torpedy-polsk ... szkolenie/
Właśnie o to chodzi, że Andrzej i Marmik uznają atak na FI jako nie dający dużych szans. Odległość wprawdzie była nieduża, ale niszczyciel miał być ustawiony pod tak niekorzystnym katem (10 stopni), że uchylić od trafienia mógł się łatwo (i podejrzewać można, że świadomi obecności SĘPA w pobliżu Niemcy "prowokowali"). Z tego tytułu nie jest pewne, czy i więcej torped by pomogło. Spytaj ich zresztą.
Ale faktem jest, że przed wojną W PRAKTYCE (nie w teorii) nie ćwiczono strzelania torped salwami, tylko pojedynczymi egzemplarzami (i we wspomnianym przez Ciebie artykule to wyraźnie podkreślono). Ponoć obawiano się, że przy większej liczbie strzelanych torped ćwiczebnych, po prostu ich nie poodnajdują. I to dość głupie postępowanie, skoro ORŁY miały być pogromcami GANGUTÓW (w założeniu). Jednostki od krążownika wzwyż z reguły nie poruszają się bez eskorty, chyba że było totalne lekceważenie przeciwnika na danym akwenie. Eskorta często utrudnia dokonanie odpowiednich namiarów na cel (jest mniej czasu) a na duże okręty należy użyć większej liczby torped. Dlatego nasze OP powinny przed wojną ćwiczyć ataki salwami z pomocą niszczycieli i trałowców, które powinny symulowany atak "utrudniać".
Co do tej wiedzy o atakach "od kontrtorpedowca wzwyż" nie jestem do końca pewny, ale dowódca WILKA próbował we wrześniu 1939 r. podwodnego podejścia, by zaatakować trałowiec.
Speedy
Posty: 554
Rejestracja: 2004-07-23, 15:24
Lokalizacja: Wawa

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: Speedy »

To ja jak zwykle w kwestii rozwalania różnych rzeczy:
peceed pisze: Przecież "zatopienie" SH byłoby tragedią - osiadłby sobie na dnie 2 metry niżej i pociski z artylerii ciężkiej przestałyby przelatywać nad Westerplatte...
Jeśli masz na myśli zatopienie w kanale portowym (jak??) to w kwestii ostrzału Westerplatte nic by się nie zmieniło. Z moich zgrubnych wyliczeń wyszło że osie luf 28 cm na 0-wym kącie podniesienia wypadały gdzieś na poziomie gruntu. Gdyby okręt osiadł na dnie, wypadłyby hmm pod ziemią. Działa 8,8 cm plot. Mogłyby jednak prowadzić nadal ogień zupełnie tak samo.

Jeśli masz na myśli zatopienie na wodach Zatoki Gdańskiej (któryś z OP, Sęp chyba, zasadził się raz czy dwa na pancernik) to po pierwsze tam już głębsze miejsce mogłoby się znaleźć. A po drugie, przypomnę, że podczas Bitwy Jutlandzkiej bliźniaczy Pommern po trafieniu torpedą z ładunkiem najprawdopodobniej 130 kg TNT malowniczo eksplodował i zatonął tak szybko że nikt się nie uratował. Trafienie francuską torpedą z ładunkiem 320 kg mogłoby mieć co najmniej porównywalny skutek.
Pozdro
Speedy
tom
Posty: 845
Rejestracja: 2011-05-07, 10:52

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: tom »

Speedy pisze: Jeśli masz na myśli zatopienie na wodach Zatoki Gdańskiej (któryś z OP, Sęp chyba, zasadził się raz czy dwa na pancernik) to po pierwsze tam już głębsze miejsce mogłoby się znaleźć
Kiedy? SĘP miał sektor na północ od cypla helskiego, a nie w Zatoce Gdańskiej. Teoretycznie jakieś "kuku" w początkowej fazie działań mogły SH próbować zrobić ORZEŁ i WILK, ale choć ten pierwszy otrzymał takie polecenie, by podejść pod Gdańsk jak najbliżej, to "Kłocz" wiadomo co z tym zrobił. Później już nie było okazji, by próbować, bo SH i tak długo na Zatokę nie wychodził. W końcowej dekadzie września planowano w dobie pojedynków niemieckich pancerników z baterią cyplową ściągnąć do zatoki ŻBIKA, ale za późno. Ciekawe, ale próby takiego rozkazu z DF nie podjęto w przypadku ORŁA po ucieczce z Tallina.
Speedy pisze: A po drugie, przypomnę, że podczas Bitwy Jutlandzkiej bliźniaczy Pommern po trafieniu torpedą z ładunkiem najprawdopodobniej 130 kg TNT malowniczo eksplodował i zatonął tak szybko że nikt się nie uratował. Trafienie francuską torpedą z ładunkiem 320 kg mogłoby mieć co najmniej porównywalny skutek.
Nie wiem czy z POMMERN to nie było bardzo szczęśliwe trafienie akurat w magazyn z amunicją, ale odporne na ciosy ponad 300-kilogramowych głowic to one faktycznie byłyby w małym stopniu. Mogły zatonąć też od detonacji miny z podobnym ładunkiem wybuchowym.
Awatar użytkownika
Miner
Posty: 715
Rejestracja: 2012-03-01, 20:17

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: Miner »

tom pisze: 2023-08-13, 16:52 Właśnie o to chodzi, że Andrzej i Marmik uznają atak na FI jako nie dający dużych szans...
Hmm, a znają rzeczywiste elementy ruchu celu? Bo mnie się wydaje, że nawet Salamon ich nie znał. :-)
tom pisze: 2023-08-13, 16:52 Odległość wprawdzie była nieduża, ale niszczyciel miał być ustawiony pod tak niekorzystnym katem (10 stopni), że uchylić od trafienia mógł się łatwo (i podejrzewać można, że świadomi obecności SĘPA w pobliżu Niemcy "prowokowali").
Drugiego dnia wojny prowokowali wrogi okręt podwodny, żeby strzelił do nich torpedą? :lol:
tom pisze: 2023-08-13, 16:52 Ale faktem jest, że przed wojną W PRAKTYCE (nie w teorii) nie ćwiczono strzelania torped salwami, tylko pojedynczymi egzemplarzami (i we wspomnianym przez Ciebie artykule to wyraźnie podkreślono). Ponoć obawiano się, że przy większej liczbie strzelanych torped ćwiczebnych, po prostu ich nie poodnajdują. I to dość głupie postępowanie, skoro ORŁY miały być pogromcami GANGUTÓW (w założeniu). Jednostki od krążownika wzwyż z reguły nie poruszają się bez eskorty, chyba że było totalne lekceważenie przeciwnika na danym akwenie. Eskorta często utrudnia dokonanie odpowiednich namiarów na cel (jest mniej czasu) a na duże okręty należy użyć większej liczby torped. Dlatego nasze OP powinny przed wojną ćwiczyć ataki salwami z pomocą niszczycieli i trałowców, które powinny symulowany atak "utrudniać".
To nie do końca tak. Podczas ćwiczeń praktycznych też ćwiczono strzelanie salwą torpedową, tzn. parametry strzelania były określane dla salwy, ale wystrzeliwana była tylko pierwsza torpeda, a reszta "aplikacyjnie". W czasie pokoju tak było bezpieczniej, łatwiej i taniej. Nie wiem jak to robili w Kriegsmarine, albo w Royal Navy, ale jeśli prawdą jest, że w PMW okręty podwodne co miesiąc miały w morzu trening w strzelaniu torpedowym (nawet symulowanym), to niejeden współczesny podwodniak mógłby im pozazdrościć... Od wiosny 1939 roku szkolenie powinno być bardziej intensywne, ale akurat ORP Sęp to dopiero ze stoczni uciekł...
tom
Posty: 845
Rejestracja: 2011-05-07, 10:52

Dowodzenie Flotą we wrześniu 1939 roku

Post autor: tom »

To co pisał tu Marmik kiedyś, podejrzewając, że Niemcy już polowali na wykrytego SĘPA i mogli sprowokować atak, tym bardziej, że niszczyciel miał blisko R-Booty.
Marmik pisze: Nie mam pewności ile dokładnie wynosiła odległość do celu, ale nie tyle ona jest tu problemem co kąt biegu celu. Nie bawię się tu w wiarę, opieram się na danych z metryki torpedy odnalezionych swego czasu przez Komorowskiego i opublikowanych w Przeglądzie Morskim. Stare, lecz niczego lepszego nie widziałem, ale też przyznaję, że nie szukałem za bardzo, gdyż nie zagłębiałem się w to akurat zagadnienie. Jeśli faktycznie użyto torpedy AB to strzał nie mógł być z 4000 m. Nawet zakładając kursy zbliżeniowe i tak trudno ryzykować strzał o 1/3 przekraczający zasięg torpedy dla nastawionej prędkości.
Zastanawiające byłoby to może jedynie to, że pomimo kilku godzin starań i ostatecznie podejścia hipotetycznie na zaledwie 400 metrów (to niecałe pięć długości okrętu) do wolno idącego Ihna, Salamonowi udało się tak źle ustawić okręt i to jeszcze rufą. Czy komukolwiek udało się zrekonstruować graficznie ten atak? O ile dobrze pamiętam dane były na tyle skromne, że to raczej byłaby hipoteza, a nie wierna rekonstrukcja.
Generalnie takie ustawienie okrętów mogłoby wskazywać, że to Ihn już nasłuchiwał by zapolować na Sępa, a nie na odwrót. Taka sugestia pojawia się nawet w zeznaniach Salamona. Na marginesie podawał on ustawione zanurzenie 2 m, a metryka 3 m.
Zapisy w dzienniku mówią o wybuchu trzech bomb po dwóch minutach od ataku. Nie precyzują siły wybuchu. Dopiero 7 minut po ataku jest mowa o trzech bardzo bliskich wybuchach i czterech dalekich oraz o szumach Ihna i dwóch r-bootów. Kto rzucał jedne, a kto drugie? O ile Ihn nie przyspieszy w krótkim czasie o tyle R-boot już może.
Do tego prędkość 6-7 węzłów FI też nasuwa to podejrzenie. Lepiej się wtedy "nasłuchuje" i obserwuje, a w razie szybkiego wykrycia strzału torpedowego, robią unik i zwiększają prędkość. Tak sytuację pokazali w starym filmie "Pojedynek na Atlantyku", gdy niszczyciel typu Buckley sprowokował atak torpedami U-Boota, celowo zmniejszając prędkość do małej i nie zygzakując. Potem zrobił to, co już napisałem. A to tym bardziej logiczne, że ślad torpedy pozwala jeszcze lepiej "namierzyć" pozycję strzelającego.

Dodano po 29 minutach 58 sekundach:
Miner pisze: Nie wiem jak to robili w Kriegsmarine, albo w Royal Navy, ale jeśli prawdą jest, że w PMW okręty podwodne co miesiąc miały w morzu trening w strzelaniu torpedowym (nawet symulowanym), to niejeden współczesny podwodniak mógłby im pozazdrościć... Od wiosny 1939 roku szkolenie powinno być bardziej intensywne, ale akurat ORP Sęp to dopiero ze stoczni uciekł...
Z przedwojennymi intensywnymi treningami załóg U-Bootów to w ogóle trudno jakąś marynarkę porównać. Załogi U-Bootów przeprowadzały kilkudniowy cykl ćwiczeń, a w ciągu doby wykonywać miały 8 ćwiczebnych ataków torpedowych za dnia i 5 w nocy. W Royal Navy nie przeprowadzano ćwiczeń nocnych.
ODPOWIEDZ