Ach, o to chodzi.
Jest tak:
Ponad dwa miesiące temu zaczęto wspominać o zmianach klimatycznych i że coś trzeba z tym zrobić.
Poprzedni rząd liberałów nie chciał ratyfikować porozumień z Kyoto twierdząc, nie bez słuszności, że Australii nie stać w tej chwili na dramatyczne zmiany i stosowanie źródeł odnawialnych przy produkcji energii elektrycznej. Do tego dochodzi sprawa przemysłu i konkurencyjności wyrobów na rynkach światowych.
Trzeba pamiętać, że najlepiej sprzedają się wszelkie kopaliny, natomiast wyroby muszą się bronić i to ostro, bo inaczej zawali się rynek eksportu i Chiny nas zupełnie zaleją, jeżeli już tego nie zrobiły.
W obliczu sprzeciwu budowy elektrowni atomowych, energetyka jest oparta na węglu i częściowo na gazie. Główni producenci aluminium z koncernu "Alcoa Australia" jadą wyłącznie na gazie. Dalej, musimy poruszać się samochodami, bo inaczej nigdzie się nie dostaniemy. Komunikacja autobusowa nie taka, jak w Europie, a linie tramwajowe istnieją na krótkich odcinkach w Adelaidzie i Melbourne.
Wszystko to jest wiadome dla tutejszych polityków, ale po ostatnich wyborach do władzy doszli Laburzyści. To jest partia, której jedynym zadaniem jest tylko podwyższanie kosztów życia. Ja nie pamiętam, aby coś innego wynikało po ich kadencji. Poprzednicy stracili władzę, bo poobcinali różne przywileje pracownicze i starali się w ten sposób obniżyć koszty wytwarzania. Laburzyści obiecali je przywrócić po wygraniu elekcji federalnej, ale na gadaniu się skończyło, co było do przewidzenia.
Natomiast od miesiąca jest prowadzona kampania na rzecz walki z CO2, ale nie dotyczy przemysłu tylko ludzi. Okazuje się, że kiedy włączam światło wieczorem, to już staję się producentem CO2 i musimy coś z tym zrobić, żeby mój grzech zmniejszyć. Ponieważ zupełny odpust nie jest możliwy, od 2010 roku nie będzie w sprzedaży zwykłych żarówek, a tylko energooszczędne. Dodatkowo, jako pokutę, będziemy już od przyszłego roku płacić większe ceny za gaz i prąd.
Co to spowoduje. Ludzie o mniejszych dochodach nie dadzą rady ogrzać się w zimę ani też wychłodzić w lato. To się szczególnie odnosi do stanu Australia Zachodnia, w którym mieszkam. Starsi, na emeryturach, nie poradzą sobie zupełnie. Przewiduje się masowe występowanie zaziębień i problemów z układami krążenia w lato, jeżeli ktoś cierpi na takie dolegliwości. Przyjdzie w lato 40 na kilka dni i karetki pogotowia będą w stałym użyciu. Jest to niezły pomysł na zmniejszenie niepracującej populacji, o czym też informują różne organizacje.
Nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy w jakąkolwiek poprawę stanu rzeczy. Tylko koszty wszystkiego wzrosną dramatycznie. i nie będzie wiadomo, gdzie te pieniądze pójdą.
Tym bardziej, że Australia produkuje jedynie 1.43% CO2 . Pozostaje jeszcze pytanie, jak oni to liczą i czy jest gotowa rezolucja zakazująca oceanom emisji dwutlenku węgla.
Na każdej stacji telewizyjnej alarmuje się o emisji i oblicza
per capita i inne. Kampania w mediach kosztuje już 30 mln straconych pieniędzy. Do tego dochodzą opracowania różnych profesorów i innych ekspertów, wydanych w ładnej oprawie z wykresami itd.
Dlatego też i piwo może być zagrożone. Wszystko da się zagrozić, żeby wyrwać kasę od nudzi, którzy nie mają wpływu na decyzje o filtrowaniu spalin, budowie elektrowni atomowych itd.
Co się tyczy tego fragmentu z linku
"W Australii i Oceanii zmiany klimatyczne także naznaczone są katastrofalnymi suszami, powodziami i coraz to większą ilością cyklonów tropikalnych. Z roku na rok padają największe rekordy ciepła w całej historii pomiarów. Potężne cyklony przynoszą bardzo obfite opady deszczu. Przykładem może być rok 2006 kiedy to w wybrzeże Australii uderza cyklon Larry, który na północnym-wschodzie kontynentu niszczy 80 proc. plantacji bananów. Kolejny cyklon Monica dwa razy atakuje Australię niosąc ogromne ilości wody i wiatr wiejący z prędkością prawie 300 km/h. W niektórych rejonach notuje się opady w wysokości 383 litrów na metr kwadratowy."
... Bóg mi świadkiem, nie wiem, skąd takie dane o litrach, szybkościach i procentach.
Święta tutaj nie obchodzimy, najwyżej lokalnie w ramach naszej społeczności polonijnej. Ja nie obchodzę specjalnie, chociaż w TV Polonia oglądałem defiladę w Warszawie. Nieszczególnie mi to dzisiaj wychodzi, bo się okazało, że też zanotowałem nieprzyjemny wzrost, ale cukru, co wynika z ostatnich badań laboratoryjnych. Okazuje się, że nawet moja "wewnętrzna konstytucja" też uwierzyła w te brednie i postanowiła się dostosować bez mojej wiedzy i woli. Niech wszystko rośnie
