Strona 1 z 1

Zdjęcia - prawo do publikacji?

: 2008-12-17, 13:39
autor: domek
Czy jak kupie zdjecie na aukcji internetowej to mam prawo do zmieszczenia reprodukcji tego zdjecia w sieci np. na tym forum.



Pozdrawiam :)

: 2008-12-17, 13:51
autor: Marmik
Jeżeli nabyłeś wraz z prawami autorskimi to tak.
Czasami występuje problem z określeniem kto jest właścicielem praw zdjęcia sprzed X lat. Teoretycznie można domniemać, że nabywając jakiś antyk nabywa się bo z prawami autorskimi, ale jest to nadinterpretacja.
Najlepszym sposobem na przekonanie się czy występuje rozbieżność w kwestii właściciel zdjęcia - właściciel praw autorskich jest... opublikowanie zdjęcia i czekanie na wezwanie do sądu :P .

Nie należy zapominać, że właściciel praw autorskich może się domagać zadośćuczynienia współmiernego do korzyści majątkowych jakie zyskał łamiący prawa (nawet jeżeli robił to non-profit to i tak pewną rekompensatę trzeba będzie zapłacić).

Może Zelint poda więcej szczegółów/poprawi mnie.

BTW
W różnych krajach występują różne progi ochrony praw autorskich i niekiedy są one mniej restrykcyjne niż nasze rodzime przepisy.

: 2008-12-17, 16:45
autor: pothkan
No tak, ale jeśli kupimy przykładowo niepodpisane zdjęcie, to skąd mamy wiedzieć kto jest jego autorem?

Trochę z innej beczki: a jak to wygląda z pocztówkami?

: 2008-12-17, 19:00
autor: polsteam
pothkan pisze:No tak, ale jeśli kupimy przykładowo niepodpisane zdjęcie, to skąd mamy wiedzieć kto jest jego autorem?
niewiedza, nieznajomość prawa lub statusu prawnego obiektu, którego dotyczy naruszenie prawa nie usprawiedliwia wykroczenia lub przestępstwa i nie jest okolicznościa łagodzącą...

jeżeli nie wiesz, jakie jest pochodzenie zdjęcia, to po prostu należy "z góry" założyć, że nie można go opublikować, bo DO KOGOŚ prawa autorskie (najprawdopodobniej) należą...

jeżeli NIE WIESZ NA PEWNO, że cos nie jest "free domain", to po prostu zakładasz, że jest to czyjaś zastrzeżona, chroniona własność...



prawa autorskie OSOBISTE są niezbywalne

zawsze należą do autora

natomiast można sprzedać prawa autorskie MAJĄTKOWE... (jest to często nierozumiane właściwie - mylone z "całkowitym zbyciem praw autorskich")...


owszem, po iluś latach (po różnych okresach w zależności od prawodawstwa danego kraju) prawa autorskie wygasają, ale pamiętać należy np. o spadkobiercach, którzy mogą mieć zachowane prawa majątkowe do utworów...

jeżeli się w czymś powyżej mylę - liczę na KONKRETNE (z cytatami ustępów / paragrafów z odpowiednich aktów prawnych), rzeczowe i fachowe sprostowanie...



natomiast _na pewno_ można powiedzieć jeszcze to:

Utwór fotograficzny został wyszczególniony w ust. 2 art. 1 Ustawy
o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Prawa autorskie stosuje się do utworów fotograficznych będących przedmiotem prawa autorskiego, czyli zarówno do utworów zawodowych fotografów jak i amatorów,
niezależnie od tego czy są członkami Związku Polskich Artystów Fotografików (lub innych związków twórczych) czy nie są.




warto poczytać sobie to:


http://www.templetons.com/brad/copymyths.html

10 najczestszych, mylnych pogladow o prawie autorskim

Autor: Brad Templeton / Tlumaczenie: Adam Morawiec

Niniejszy tekst stanowi probe wyjasnienia pewnych blednych pogladow na temat prawa autorskiego, z ktorymi dosc czesto mozna spotkac sie w Sieci. Omowione zostaly rowniez kwestie dotyczace prawa autorskiego w odniesieniu do tekstow publikowanych w grupach dyskusyjnych USENETu.

1) "Jesli nie ma notki o prawie autorskim, to dany utwor nie jest chroniony tym prawem."

Nieprawda. Moze w przeszlosci tak bylo, ale obecnie wiekszosc liczacych sie panstw przestrzega tzw. Konwencji Bernenskiej o Prawie Autorskim. Na przyklad w USA wszystkie przejawy oryginalnej i indywidualnej tworczosci, ktore powstaly po 1 kwietnia 1989, sa objete ochrona prawa autorskiego bez wzgledu na to, czy widnieje na nich odpowiednia notka czy nie. Ilekroc wiec ma sie do czynienia z jakimkolwiek przejawami indywidualnej dzialalnosci innych osob, to nalezy zalozyc, ze nie wolno ich powielac, chyba ze wie sie, ze jest inaczej. Sa oczywiscie stare dziela, ktore niezauwazenie utracily ochrone w ramach prawa autorskiego [tzw. dziela martwej reki], ale szczerze mowiac nawet w takich przypadkach nie warto ryzykowac, jesli sie nie wie na pewno.

To prawda, ze umieszczenie odpowiedniej notki wzmacnia ochrone, ostrzegajac ludzi i pozwalajac ewentualnie uzyskac w sadzie wieksze lub dodatkowe odszkodowanie, ale umieszczanie jej nie jest konieczne. Jesli jakis material wyglada na chroniony prawem autorskim, powinno sie zalozyc, ze jest on tym prawem rzeczywiscie chroniony. Ma to na przyklad zastosowanie do wszelkiego rodzaju ilustracji. Nie wolno wiec skanowac zdjec z czasopism i umieszczac ich w Sieci. Nie powinno sie rowniez publikowac w Sieci materialow nieznanego pochodzenia.

Poprawna forma notki o prawie autorskim wyglada nastepujaco:


"Copyright [daty] by [autor/wlasciciel]"

Zamiast slowa "Copyright" mozna tez uzyc litery C w kolku, ©, natomiast znak "(C)" nie ma mocy prawnej. Zwrot "All Rights Reserved" ["Wszelkie prawa zastrzezone"] bywal wymagany w niektorych krajach, ale dzis nie jest juz potrzebny.



2) "Nie robie tego dla korzysci materialnej, wiec nie naruszam prawa autorskiego."

Nieprawda. Osiaganie korzysci moze wplywac na wysokosc odszkodowania przyznawanego przez sad, ale to wlasciwie jedyna roznica. Samo rozpowszechnianie bez zezwolenia narusza prawo autorskie -- a jesli przy tym cierpi wartosc handlowa oryginalu, to nalezy sie liczyc z wysokim odszkodowaniem.

3) "Materialy opublikowane w ramach USENETu stanowia wlasnosc publiczna."

Nieprawda. Dzisiaj nic juz nie jest wlasnoscia publiczna, o ile wlasciciel nie oswiadczy explicite inaczej(*). Explicite, a wiec np. w nocie, w ktorej autor/wlasciciel wyraznie stwierdza "Przekazuje niniejszy utwor na wlasnosc publiczna." To musza byc dokladnie te albo bardzo podobne slowa.

Niektorzy sadza, ze publikujac jakis material w ramach USENETu jego autor domyslnie udziela powszechnej zgody na kopiowanie go w bardzo szerokim zakresie. Inni uwazaja, ze USENET to siec do automatycznego przechowywania i przesylania, gdzie cale tysiace kopii sa wykonywane z polecenia (a nie tylko za zgoda) autora. Rzecz jest dyskusyjna, lecz nawet jesli tylko ci pierwsi maja racje (choc w opinii piszacego te slowa wszyscy powinnismy modlic sie o to, zeby tak nie bylo), to autorzy domyslnie udzielaja zgody na "takie kopiowanie, jakiego mozna sie spodziewac, gdy publikuje sie jakis material w USENECie" i w zadnym razie nie oznacza to, ze autor oddal swoj utwor do swobodnego uzytku publicznego. Co wiecej, trudno sobie wyobrazic, zeby domniemana zgoda miala byc wazniejsza od jawnie wyrazonego ograniczenia, znanego kopiujacemu.

Powyzsze rozumowanie opiera sie w pierwszej kolejnosci na zalozeniu, ze osoba publikujaca dany material miala w ogole prawo to uczynic. Jesli tak nie jest, to wszystkie kopie sa pirackie i zadana domniemana zgoda czy teoretyczne ograniczenie prawa autorskiego nie moga miec zastosowania.

(*) Prawo autorskie moze wygasac po bardzo dlugim czasie, skutkujac przejsciem jakiegos materialu na wlasnosc publiczna, i moga sie tu pojawiac subtelne kwestie zwiazane z wczesniej obowiazujacymi wersjami prawa autorskiego. Tym niemniej, subtelnosci te na pewno nie pojawia sie w przypadku oryginalnego tekstu publikowanego w ramach USENETu.

Zauwazmy w tym miejscu, ze przekazanie jakiegos materialu na wlasnosc publiczna oznacza calkowita rezygnacje z przyslugujacych praw. Nie mozna przekazac czegos czesciowo na wlasnosc publiczna, np. jako "wlasnosc publiczna do niekomercyjnego wykorzystania". Jesli utwor zostal przekazany na wlasnosc publiczna, to wystarczy, ze ktos zmieni np. tylko jeden bajt i juz moze podpisac ten nowy utwor swoim nazwiskiem.

4) "To co zrobilem to byl dozwolony uzytek!"

Nie bedziemy tu wchodzic w szczegoly tego, czym jest tzw. dozwolony uzytek (szczegolowe dyskusje mozna znalezc w wielu innych miejscach), ale dobrze jest wiedziec, ze:

"Dozwolone uzycie" jest wyjatkiem w prawie autorskim, ktory stworzono po to, by umozliwic komentowanie, parodie, podawanie wiadmosci, badania naukowe i nauczanie dotyczace utworow chronionych prawem autorskim, bez wymagania zgody autora. Waznymi kwestiami tutaj sa intencja uzytkownika i ewentualny uszczerbek w wartosci komercyjnej utworu. Czy powodem, dla ktorego ktos zamieszcza artykul ze znanej gazety jest chec skrytykowania jakosci tej gazety, czy tez autor nie znalazl czasu, zeby napisac wlasny tekst? A moze chcial zaoszczedzic swoim czytelnikom koniecznosci skorzystania z platnego serwisu komputerowego, gdzie mozna znalezc ten artykul, czy tez po prostu kupienia papierowej wersji gazety? Prawdopodobnie tylko to pierwsze (tzn. krytyczne omowienie) kwalifikuje sie jako dozwolony uzytek, podczas gdy pozostale -- nie.

Dozwolony uzytek prawie zawsze polega na wykorzystaniu krotkiego fragmentu z podaniem zrodla i autorstwa. (Nie powinno sie przytaczac frgmentow wiekszych niz niezbedne dla komentarza.) W zadnym razie nie wolno narazac na szwank wartosci handlowej oryginalu -- np. przez spowodowanie, ze ludzie nie beda chcieli/musieli kupowac go (co jest jednym z powodow, dla ktorych generalnie nie wolno reprodukowac utworow w calosci).

Zauwazmy w tym miejscu, ze wiekszosc tekstow cytowanych w kolejnych glosach w dyskusjach toczonych w UESENECie jest tam wlaczana w celach polemicznych, i nie narusza handlowej wartosci oryginalu (zakladajac, ze ten ja w ogole posiadal), wiec z definicji miesci sie w granicach dozwolonego wykorzystania. Niestety formula dozwolonego uzytku nie jest zbyt precyzyjna. Dlatego sad musi kazdorazowo rozstrzygac, czy w konkretnym, pojedynczym przypadku prawo do komentarza bierze gore nad prawem autorskim czy nie. Zdarzaly sie sprawy, ktore wychodzily poza ogolnikowo nakreslone powyzej ramy, ale generalnie nie mialy one wiele wspolnego z typowymi dla Sieci nieporozumieniami co do dozwolonego wykorzystania. W kazdym razie obrona po linii dozwolonego wykorzystania jest zawsze dosc ryzykowna.

5) "Prawa autorskiego trzeba ciagle bronic -- w przeciwnym razie mozna je utracic."

Nieprawda. Obecnie prawa autorskiego nie mozna wlasciwie utracic, o ile sie go wyraznie nie zrzec. Co innego znaki towarowe: te moga byc oslabiane lub tracone.

6) "Ktos ma juz prawa autorskie do tej nazwy!"

Nazwy, ani inne tego rodzaju krotkie okreslenia, nie sa chronione prawem autorskim. Tytuly zazwyczaj tez nie, ale watpie czy moglbys napisac piosenke zatytulowana "Everybody's got something to hide except for me and my monkey" (J. Lennon/P. McCartney)

Pojedyncze slowa nie podlegaja ochronie w ramach prawa autorskiego, ale moga byc chronione jako zastrzezone znaki towarowe. Dzieje sie tak najczesciej w stosunku do slow uzywanych jako nazwy towarow lub uslug. Wezmy na przyklad slowo "apple" [pol. jablko]. Mimo ze jest to najzwyklejszy rzeczownik pospolity, firma Apple Computer jest jego "wlascicielem", gdy uzywa sie go jako nazwy komputerow. Gdy slowo to jest uzywane w kontekscie muzyki, "nalezy" ono do firmy Apple Records. Samo slowo "apple" nie jest wylaczna wlasnoscia zadnej z tych firm: kazda z nich "posiada" to slowo tylko w okreslonym kontekscie. Tak wiec, posiadanie zastrzezonego znaku towarowego nie oznacza calkowitej kontroli nad danym slowem. Wiecej szczegolow mozna znalezc w podrecznikach prawa o znakach towarowych.

Nie wolno wykorzystywac cudzych znakow towarowych w sposob przynoszacy im szkode lub w sposob, ktory moglby sklaniac ludzi do brania kogos innego za prawowitego wlasciciela danego znaku, czy w koncu w sposob, ktory pozwalalby innym odnosic korzysci z dobrego imienia zwiazanego z danym znakiem towarowym. Na przyklad, gdybym zajmowal sie udzielaniem porad na temat muzycznych filmow wideo, to bylbym bardzo nierozsadny, probujac sygnowac swe prace skrotem "mtv". :-)

7) "Nic mi nie moga zrobic! Nawet oskarzonemu przysluguje w sadzie sporo praw."

Ochrona praw autorski podlega prawie wylacznie prawu cywilnemu. Jesli naruszysz prawo autorskie, to zostaniesz najprawdopodobniej pozwany przed sad cywilny, a nie oskarzony przed sadem karnym. "Niewinny do czasu udowodnienia winy", jak i "dowod ponad wszelka watpliwosc" to zasady prawa karnego. Przykro mi, ale w sprawach o naruszenie praw autorskich zasady te sa stosowane inaczej, jesli w ogole. I choc w poszczegolnych przypadkach moze to wygladac roznie, to sprawy takie sprowadzaja sie najczesciej do tego, ktora ze stron i czyje dowody bardziej przekonaja sad lub lawe przysieglych i komu beda oni sklonni bardziej uwierzyc. W sprawach cywilnych mozna tez nakazac osobie zeznawac wbrew jej wlasnemu interesowi.

8) "A wiec naruszenie praw autorskich to zadne przestepstwo ani nic takiego."

Nieprawda. W kazdym razie nie zawsze i nie wszedzie. Na przyklad w Stanach, w przypadkach gdy chodzi o wiecej niz 10 kopii lub 2500 dolarow, naruszenie praw autorskich stalo sie od niedawna powaznym przestepstwem kryminalnym. Zalecalbym wiec ostroznosc. (Nawet jesli dzieki temu dostaje sie do reki srodki ochronne prawa karnego.) Z drugiej strony, nie ma co liczyc na to, ze ludzie beda od razu posylani do wiezien za opublikowanie cudzej korespondencji elektronicznej. Sady maja lepsze rzeczy do roboty niz zajmowanie sie takimi drobnostkami. Wyzej wspomniane prawodawstwo jest jeszcze zbyt swieze i nie sprawdzone.

9) "Przeciez to nikomu nie szkodzi -- w istocie jest to darmowa reklama."

Do wlasciciela nalezy decyzja, czy chce darmowej reklamy czy nie. Jesli zechce, to na pewno o nia poprosi. Nie nalezy wiec rozwazac, czy cos szkodzi wlascicielowi czy nie: nalezy go o to zapytac. Najczejsciej jest to dosc proste. Jakis czas temu ClariNet przedrukowywal zabawne felietony Dave Barry'ego. Byly one dostepne za oplata szerokiej i wdziecznej publicznosci USENTu, ale ktos bez pytania posylal je dalej do listy korespondencyjnej. Zostal przylapany, a wlasciciel czasopisma, dla ktorego pisal Barry, wycofal swoja zgode na publikowanie jego felietonow w Sieci. Zdenerwowalo to wszystkich tych, ktorzy je lubili. Nawet jesli nie przychodzi Ci do glowy, jak moglbys narazic na szwank autora czy wlasciciela, to pomysl o tym, ze piractwo w Sieci szkodzi wszystkim, ktorzy chca moc wykorzystac te nowa wspaniala technike do czegos wiecej niz tylko do czytania pyskowek innych ludzi.

10) "Dostalem swoj egzemplarz poczta elektroniczna, wiec moge go opublikowac."

Nieprawda. Posiadanie egzemplarza nie oznacza posiadania praw autorskich do utworu. Cala poczta elektroniczna, ktora pisujemy jest chroniona prawem autorskim. Z drugiej strony, poczta ta nie jest poufna, o ile nie zostalo to jawnie zastrzezone. Tak wiec, na pewno wolno omawiac cala poczte, ktora sie otrzymuje i informowac o czym ktos napisal. Mozna nawet cytowac frgmenty, jesli sa potrzebne do ilustacji. Szczerze mowiac, jesli ktos wniesie pozew w sprawie zwyklego listu elektronicznego, to moze w ogole nie dostac w sadzie zadnego odszkodowania, poniewaz zazwyczaj taka korespondencja nie przedstawia zadnej wartosci handlowej, ale gdyby chciec trzymac sie scisle litery prawa, nalezaloby najpierw poprosic o zgode autora listu. Z drugiej strony, nie ma co szalec, jesli ktos opublikuje nasza korespondencje. Jesli byl to zwykly, osobisty list nie zastrzezony klauzula poufnosci, o znikomej wartosci handlowej i nie zastrzezony nota oprawach autorskich (jak to jest w przypadku 99% calej korespondencji elektronicznej), najprawdopodobniej nie otrzymamy zadnego odszkodowania, nawet jesli skieruje sie sprawe do sadu.




Podsumowujac:

Obecnie prawie kazdy utwor jest chroniony prawem autorskim od momentu powstania, bez wzgledu na obecnosc noty o zastrzezeniu praw.

Fakt osiagania korzysci materialnych jest bez znaczenia dla powstania naruszenia prawa autorskiego, moze co najwyzej wplywac na wysokosc odszkodowania.

Publikacje w Sieci nie przechodza automatycznie na wlasnosc publiczna i nie mozna ich dowolnie kopiowac, poza byc moze wykonywaniem kopii w zakresie, jakiego autor utworu powinien sie spodziewac podczas normalnej pracy Sieci.

Dopuszczalny uzytek to dosc zlozona doktryna prawna stworzona po to, by umozliwic osiaganie pewnych istotnych celow spolecznych. Zawsze nalezy zadawac sobie pytanie, dlaczego rozpowszechniamy jakis nie nasz material, zamiast po prostu napisac go wlasnymi slowami.

Prawa autorskiego nie trzeba bronic przed utrata: to jest zasada rodem z prawa o znakach towarowych. Rowniez posiadanie nazw pochodzi z tamtego prawa, wiec nie ma sensu mowic, ze ktos ma prawa autorskie do jakiejs nazwy.

Prawo autorskie prawie w calosci nalezy do prawa cywilnego, i nie maja tu zastosowania specjalne prawa podsadnych w sprawach karnych, o ktorych tyle sie slyszy. Tym niemniej nalezy byc ostroznym, gdyz nowe prawodawstwo w coraz szerszym zakresie poddaje naruszenia prawa autorskiego prawu karnemu.

Nie nalezy tlumaczyc sobie, ze rozpowszechniajac utwor tylko pomaga sie wlascicielowi prawa autorskiego. Otrzymanie zgody czesto nie jest znow az takie trudne.

Rozpowszechnianie cudzego listu elektronicznego stanowi scisle rzecz biorac naruszenie, ale ujawnienie tresci takiego listu -- nie. Ponadto, nalezy watpic, czy w przypadku rozpowszechnienia typowego listu elektronicznego komukolwiek udaloby sie uzyskac jakies odszkodowanie na drodze sadowej.

Niniejszym udziela sie zgody na swobodne kopiowanie tego dokumentu tak w formie elektronicznej, jak i drukowanej, w celach innych niz handlowe. Gdyby ten tekst nie zawieral powyzszej notki musialbys zalozyc, ze skopiowales go bezprawnie. Bo pomimo, iz nie widnieje na nim nota o zastrzezeniu praw autorskich, to jest on chroniony.



co prawda jest to trochę odejście od istoty pytania zaczynającego niniejszy wątek, ale chciałbym jeszcze uświadomić szanownym kolegom pewną ciekawą sprawę...

http://e-prawnik.pl/prawo-autorskie/umo ... -autorskie


w polskiej praktyce wzajemnych stosunków twórców (autorów) z wydawcami, prawem kaduka, przez "cwaniactwo" i pazerność "silniejszej strony" (wydawcy, który jest silniejszy, bo rynek wydawniczy, zwłaszcza w "niszowych", specjalistycznych wydawnictwach jest mały i jak u wydawcy X czegoś się nie opublikuje, to nie tak łatwo "unieśc się honorem" i sprzedać to zamo zamiast X to wydawcy Y...) utrwaliła się instytucja "przeniesienia praw autorskich"...

( http://e-prawnik.pl/prawo-autorskie/umo ... -autorskie )

są tu dwa problemy... po pierwsze jest to w ogóle nadużywane, a poza tym samo pojęcie jest nadinterpretowywane i "rozciągane" (na korzyść wydawcy, kosztem autora)

zwracam też uwagę, że jeżeli już, to można przenieść _majątkowe_ prawa autorskie, ale nie można przenieśc osobistych praw autorskich


dla przykładu w Wielkiej Brytanii (kraj normalniejszy, gdzie jest mniej biurokracji i papieru, a więcej umów ustnych, wzajemnego zaufania między podmiotami na rynku oraz więcej zaufania państwa do obywatela) umowy małej wartości (np. odpowiedniki naszych umów o dzieło czy umów-zleceń nie wielkich wartości, a takimi są np. umowy o dzieło - artykuł do publikacji w gazecie lub zdjęcie) zawierane są "zwyczajowo", "umownie" i "na gębę" (bez podpisywania papierków każdorazowo - jak u nas)... dla władz ślad operacji finansowych i przepływu pieniądza od redakcji do autora jest w księgowości wydawcy...
jednak autorzy dostają co pewien okres (np. co miesiąc / co kwartał) zestawienia, podsumowania swoich opublikowanych artkułów z wartościami "opłat za publikację" przy każdej wyszczególnionej pozycji - na tej podstawie mogą sobie podliczać zobowiązania swoje, osobiste, wobec fiskusa... nie muszą niczego podpisywać i odsyłać każdorazowo do wydawcy...
to było tylko tło i "technika", często spotykana praktyka...
jednak przejdźmy do meritum...
nie ma spisanych umów i ZAKŁADA SIĘ, że utwór (nawet tekst, nie mówiąc już o fotografii) NADAL NALEŻY DO AUTORA...

autor może (w świetle prawa) ponownie, ten sam utwór (tę swoją pierwotną wersję oczywiście, nie tę opublikowaną - po zmianach redakcyjnych czy skrótach redakcji) DO INNEGO CZASOPISMA...

innymi słowy redakcja NIE WYMUSZA (umowami) PRZENIESIENIA praw autorskich na siebie od autora...
czy ja dokonuję autoplagiatu... czy "popełniam samobójstwo dziennikarskie" sprzedając dokładnie ten sam tekst do 10 gazet, czy to jest neutralnie czy też źle postrzegane w tych gazetach to jest sprawa całkowicie indywidualna (zalezy od konkretnych przypadków) i jest raczej kwestią dżentelmeńskiej umowy, czy też dżentelmeńskiego "domniemania gry fair", a nie kwestia prawna...
mówimy o umowach niewielkiej wartości (za artykuł, za zdjęcie) - np. w niszowych (specjalistycznych) czasopismach fachowych czy hobbystycznych...

oczywiście inaczej jest w przypadku "dużych nazwisk" i sesji zdjęciowej z modelką dla Maxim'a czy dla Vogue'a... czy w stosunkach autor KSIĄŻKI - wydawca (wieksze dzieło, większe pieniądze) - tam oczywiście działają inne zwyczaje, nie tylko pewnie umowy, z wycyzelowanymi przez prawników obu stron zastrzeżeniami i warunkami, ale czasem nawet obecność prawników / notariuszy przy podpisywaniu umów...

ale wróćmy do tych "małych" umów...
no więc NA OGÓŁ przyjmuje się, że autor nadal ma prawo ten sam utwór sprzedać komu chce, ile razy chce, etc..

wyważanie "jak daleko" można się posunąc w tym względzie jest kwestią wyczucia, rozsądku, etc., a nie kwestią obwarowaną prawnie (w powszechnym zwyczaju, w większości przypadków dotyczących tych "małych" umów)...

natomiast u nas wydawcy upierają się przy... / narzucają... to "przeniesienie praw autorskich" i w dodatku na zasadzie "dać palec, chapną całą rękę" z czasem coraz bardziej "rozciągają" pojęcie "przeniesienia praw" aż do "totalnego" przeniesienia praw (w nieograniczonym czasie, na wszelkich polach publikacji / użycia, etc.)...

tak nie powinno być...

czasami - jak autorzy - za bardzo jesteśmy ulegli... dajemy się "robić w konia" przez wydawców...

oczywiście, jeżeli już podpiszemy taką umowę, to już "przepadło"... rzecz w tym, zeby zgłaszać zastrzeżenia, nie zgadzac się zawsze bezwarunkowo i bez mrugnięcia okiem na tak skonstruowane umowy...


w Wielkiej Brytanii, w przypadku tych umów małej wartości (publication fee za artykuł czy za zdjęcie) - i tak KILKA RAZY (od 2-3 do nawet 5-8 i więcej) razy lepszych (chodzi o wysokość honorariów) niż u nas wydawcy na ogół NIE CHCĄ tych umów "na wyłączność" (tego "przeniesienia praw"), bo - jak zwykle tłumaczą - "musielibyśmy za dużo zapłacić, to by było dla nas za drogo, a nie wiemy, czy to zdjęcie jeszcze nam się kiedyś drugi raz przyda, czy będziemy mieli okazję choćby jeszzce po raz drugi je opublikować"...
wolą więc zapłacić "publication fee", a potem (za to samo zdjęcie) znowu takie samo honorarium, zamiast (o wiele drożej) wykupywać "na dzień dobry" zdjęcie czy artykuł z "pełnymi prawami i na wyłączność"...
tak po prostu jest tam ukształtowany "obyczaj prawno-handlowy" między autorami a wydawnictwami..
no coż.. bardziej ucywilizowany, lepiej wykształcony i większy rynek niż u nas...

jednak nie powinnismy być aż tak "ulegli" wobec tego dyktatu wydawców w zakresie "przenoszenia praw" jak dotąd...

: 2008-12-17, 20:14
autor: pothkan
polsteam pisze:jeżeli nie wiesz, jakie jest pochodzenie zdjęcia, to po prostu należy "z góry" założyć, że nie można go opublikować, bo DO KOGOŚ prawa autorskie (najprawdopodobniej) należą...

jeżeli NIE WIESZ NA PEWNO, że cos nie jest "free domain", to po prostu zakładasz, że jest to czyjaś zastrzeżona, chroniona własność...

prawa autorskie OSOBISTE są niezbywalne

zawsze należą do autora
Tak, ale przeważnie wiadomo, do kogo należą. Wiec jest adres, pod który można uderzać. A tutaj przykładowo mamy odbitkę, mamy (najpewniej) wiedzę co się na niej znajduje, ale żadnych informacji o autorze.

W czasopismach często pojawiają się zdjęcia podpisane uwagą "ze zbiorów X", no i wiadomo że wiele osób kupujących zdjęcia na aukcjach typu eBay robi to nie tylko dla kolekcjonerstwa, ale również wykorzystania w publikacji.

Zastanawiam się, czy takie niuanse są wogóle jasno rozstrzygalne przez prawo (bez postępowania sądowego)?

: 2008-12-17, 23:54
autor: polsteam
pothkan pisze: Tak, ale przeważnie wiadomo, do kogo należą. Wiec jest adres, pod który można uderzać. A tutaj przykładowo mamy odbitkę, mamy (najpewniej) wiedzę co się na niej znajduje, ale żadnych informacji o autorze.
no to "mówi się - trudno" i się rezygnuje z publikacji, jeśli sie chce być w porządku...

niemożność ustalenia autora nie jest usprawiedliwieniem dla łamania praw autorskich...

wiem, że liczne redakcje tak właśnie robią, że piszą: "Fot.: Archiwum", albo "Fot.: WWW", ale to, ze tak robią, to nie znaczy, ze to jest w porządku, że tak można... (oczywiście cały czas przy założeniu, że nie mają pozwolenia od autora)

pothkan pisze: Zastanawiam się, czy takie niuanse są wogóle jasno rozstrzygalne przez prawo (bez postępowania sądowego)?
no cóż, nie jestem w stanie odpowiedzieć, jednak specjalistą (prawnikiem) od tych spraw nie jestem...



autor tego serwisu http://www.vagla.pl/
nie udziela indywidualnych porad (nie odpowiada na maile z prośbami o wyjaśnienie konkretnych problemów, przynajmniej nie odpowiada bezpłatnie...)
ale czasami problemy "zgłoszone przez czytelników" jego serwisu WWW omawia / wyjasnia "na łamach" www.vagla.pl
jeżeli zadasz pytanie, a on odpowie, albo jeśli wyszukasz w serwisie, że juz się ustosunkowywał do przedstawionego przez Ciebie w niniejszym wątku problemu - daj znac tutaj, podaj linka...

: 2008-12-18, 06:54
autor: domek
No tak ja to rozumiem :)

Ale chodzio mi o okres gdy prawo autorskie nie istnialo.


Dam taki przyklad.

Pan ix robi zdjecie np .niszczyciela. Umiera ale w czasie gdy nie ma dziedziczenia praw autorskich. Wiec nikt teoretycznie nie jest posiadaczem tych praw i praw tych nie jest w stanie dochodzic tak :?



pozdrawiam :)

: 2008-12-18, 07:38
autor: polsteam
coś mi się wydaje, że jeśli chodzi o polskie prawo, okres wygasnięcia majątkowych praw autorskich, to 70 lat...

ale poniższe trzeba by jeszcze zweryfikować w innych źródłach:


Prawa autorskie majątkowe nie są wieczyste. Zależnie od kraju, dzieło podlega ochronie prawnej przez określoną ilość lat. W prawie polskim okres ten wynosi 70 lat od śmierci twórcy, lub w przypadku gdy twórca jest nie znany, od daty pierwszej publikacji utworu. Dzieło takie staje się własnością publiczną, po angielsku "public domain" i od tego momentu można je publikować i powielać w dowolny sposób, zachowując jednak nadal dane o autorze. Sam twórca może również przed upływem okresu ochronnego oznajmić, że jego dzieło staje się własnością publiczną.

Jeśli więc zrobisz fotografię obrazu Leonardo da Vinci i umieścisz ją na swojej stronie WWW, nie złamiesz prawa ponieważ okres ochronny dla tego obrazu dawno minął. Jeśli jednak umieścisz na swojej stronie kopię Iliady, również nie naruszasz praw autorskich Homera, jednakże sama wersja tłumaczenia może podlegać okresowi ochronnemu.

Własnością publiczną od momentu powstania są wszelkie dzieła stworzone przez agencje rządowe. Logika jest tu prosta - skoro powstają za pieniądze podatników to są również ich własnością. Jeśli chcesz na swojej stronie umieścić kopię którejś ustawy, możesz to zrobić. Jeśli chcesz przedrukować informacje prasowe Ministerstwa Finansów, proszę bardzo. Identyczne przepisy obowiązują w większości krajów świata, m.in. w USA. Możesz więc np. dowolnie wykorzystywać zdjęcia wykonane przez NASA, która jest agencją rządową.

(http://www.nethut.pl/artykul/23)


...akurat informacje prasowe (press releases, informacje dla mediów) to KAŻDE mozna drukować, a nie tylko te z instytucji rządowych - taka jest natura i cel "informacji prasowych" (DLA prasy) publikowanych przez firmy i instytucje...


>>>>>
70 lat od śmierci twórcy, lub w przypadku gdy twórca jest nie znany, od daty pierwszej publikacji utworu
<<<<<

-kolejna wątpliwość co do konkretnego utworu...
jeśli nie znasz jego pochodzenia (pochodzenia pocztówki np.), to skąd wiesz, czy TO jest pierwsza publikacja danego utworu (zdjęcia na pocztówce)... ???... :-)

jak cos ma 120 lat, to nie ma problemu...

ale jak coś ma "na oko" OKOŁO 70 lat, to co?... nie znasz pochodzenia zdjęcia, to skąd masz wiedzieć, czy już zdążyło upłynąc 70 lat... i "które" 70 lat - od śmierci autora czy od 1szej publikacji utworu?...

: 2008-12-18, 07:51
autor: polsteam

: 2008-12-18, 08:24
autor: domek
-kolejna wątpliwość co do konkretnego utworu...
jeśli nie znasz jego pochodzenia (pochodzenia pocztówki np.), to skąd wiesz, czy TO jest pierwsza publikacja danego utworu (zdjęcia na pocztówce)... ???... :-)

Pocztwka to pocztwka jak sie ja ma to znaczy ze zostala wprowadzona do obrotu chandlowego :)

jak cos ma 120 lat, to nie ma problemu...

ale jak coś ma "na oko" OKOŁO 70 lat, to co?... nie znasz pochodzenia zdjęcia, to skąd masz wiedzieć, czy już zdążyło upłynąc 70 lat... i "które" 70 lat - od śmierci autora czy od 1szej publikacji utworu?...[/quote]

W takim przypadku istnieje w prawie domniemanie niewinnosci :) chyba :-(

pozdrawiam :)

: 2008-12-18, 08:57
autor: polsteam
W takim przypadku istnieje w prawie domniemanie niewinnosci :) chyba :-(



a mnie się wydaje, że watpliwości powinny być "z automatu" rozstrzygane na korzyść "potencjalnie pokrzywdzonego" (czyli autora)...
chodzi o to, by "potencjalnie pokrzywdzony" nie stał się faktycznie pokrzywdzonym...

: 2008-12-18, 10:43
autor: domek
polsteam pisze:W takim przypadku istnieje w prawie domniemanie niewinnosci :) chyba :-(



a mnie się wydaje, że watpliwości powinny być "z automatu" rozstrzygane na korzyść "potencjalnie pokrzywdzonego" (czyli autora)...
chodzi o to, by "potencjalnie pokrzywdzony" nie stał się faktycznie pokrzywdzonym...
No tak :) Ale Ty bronisz Autora X. Czyli osobe ktrej nie ma bo sie jej zmarolo a mnie interesuje problem cedowania praw autorskich po Autorze X


napisze w domu oco mi chodzi bo tu sie pojawia wiecej ciekawych kwesti :)


pozdrawiam :)