z tymi Korpolami i Chopolami sprawa w ogóle bardzo zawiła jest i - co oczywiste, jak sam widzisz - trudno o informacje...
z całym szacunkiem dla wiedzy JotEma - mógł miec niepełne informacje lub cos przeoczyć / mylic się w sprawie Korpolu...
wydaje mi się, że firma nadal działa...
w stosunku do tego, co sprawdzałem kilka lat temu - zmienili chyba siedzibę... byli bliżej centrum Gdyni - teraz są na Dąbrowie...
właściwie nie wiadomo po co jest ten polski oddział...
kiedyś dawno mogło być uzasadnienie takie, że mógł swiadczyć usługi agencyjne dla ich statków przypływających do Polski lub do Europy... a nawet booking ładunków...
ale teraz - gdy żaden z ich statków od lat nie zawija do portów europejskich?... nie mam pojęcia po co istnieje ten oddział w Polsce...
na Jong Dzinie pływałem... kilka miesięcy... jako dzieciak...
bardzio żałuję, że nie byłem wtedy jeszcze pełną gębą shiploverem i nie doceniałem wagi zbierania informacji, archiwaliów i robienia zdjęć...
http://www.northkorea.pl/Chopol.htm
2006-05-31 03:35:59
Skończymy interesy z Kom Dzong Ilem?
Polski rząd nie wyklucza likwidacji firmy Chopol, prowadzonej wspólnie z komunistycznymi władzami Korei Północnej. Według "Rzeczpospolitej" gazety jest to efekt wczorajszej publikacji na temat prowadzenia przez nasz rząd spółki żeglugowej z totalitarnym reżimem północnokoreańskim.
Spółka zostanie dokładnie skontrolowana pod kątem ekonomicznych i politycznych korzyści, płynących z jej funkcjonowania, jak również zbadana pod kątem przestrzegania praw człowieka - podkreśił po opublikowaniu artykułu rzecznik rządu. Konrad Ciesiołkiewicz zapowiedział, że jeśli którykolwiek z tych aspektów będzie negatywny, spółka zostanie zlikwidowana.
Koreańsko-Polskie Towarzystwo Żeglugowe powstało w 1987 roku. Jego statki miały przewozić z Północnej Korei do Polski rudę żelaza, a w drugą stronę - koks. Firma istnieje do dziś. Ma jeden statek, który wozi na Dalekim Wschodzie ryż, cukier i drewno. Załoga statku to Koreańczycy. Polscy pracownicy firmy nie wiedzą, czy warunki ich pracy są tak drastyczne, jak w Północnej Korei. W 1997 roku należący do Towarzystwa statek "Pukchang" został zatrzymany przez marynarkę wojenną Sri Lanki. Podejrzewano, że wiezie broń dla działających na Sri Lance tamilskich partyzantów, ale okazało się to nieprawdą.
(IAR)
Polskie interesy z Kim Dzong Ilem
Opublikowano: 30 maja, 2006
Polski rząd prowadzi firmę razem z totalitarnym reżimem Kim Dzong Ila. Polskim pracownikom spółki to nie przeszkadza; według nich w biznesie nie ma miejsca na moralność.
Spółka Koreańsko-Polskie Towarzystwo Żeglugowe Chopol to relikt czasów, kiedy Polska Rzeczpospolita Ludowa i Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna należały do tego samego bloku. Kraje współpracowały od lat 60., a w 1987 r. założyły spółkę, która miała transportować magnezyt z Korei do Polski, a z powrotem - koks. Umowę międzyrządową z pompą podpisano w lutym 1987 r. Ale wymiana magnezytu na koks trwała krótko. Spółka zaczęła żyć własnym życiem, a statki zaczęły wozić najróżniejsze towary między portami całego świata.
Przyczółek kapitalizmu
Ciche osiedle między wzgórzami parku krajobrazowego w Gdyni. W niewielkim budynku mieszczą się biura polskiego oddziału spółki Chopol. Dom jest wygodnie urządzony, nad biurami są mieszkania dla północnokoreańskich pracowników firmy. W biurze pełno pamiątek z kraju Kim Dzong Ila.
Według akt złożonych w gdańskim sądzie gospodarczym udziałowcami spółki są rządy Polski i Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej. W Polsce za działalność spółki odpowiada Ministerstwo Gospodarki Morskiej (wcześniej Ministerstwo Transportu i Budownictwa), a w Korei Ministerstwo Transportu Morskiego. We władzach zasiadają urzędnicy obu ministerstw. Z polskiej strony m.in. Janina Mentrak, dyrektor Departamentu Transportu Morskiego i Śródlądowego Ministerstwa Gospodarki Morskiej. Ze strony koreańskiej O Hwan Ryong, dyrektor Departamentu Współpracy Ekonomicznej Ministerstwa Transportu Morskiego. Główną siedzibą Chopolu jest Phenian, gdzie spółka wynajmuje biura w reprezentacyjnym pałacyku przy ul. Ginmaeuldong 1. - To nasz przyczółek - mówi dyrektor Zofia Rutkowska. - Jesteśmy jedyną firmą z polskim kapitałem, która jest obecna w Korei Północnej.
Chopol jest właścicielem jednego masowca, który wozi towary po morzach Dalekiego Wschodu. - Pływa pod banderą Korei Północnej, cała załoga to północni Koreańczycy - odpowiada dyr. Rutkowska. - W tej chwili statek wychodzi z portu w Bangkoku i kieruje się do Wietnamu.
Polacy nie wnikają w warunki, w jakich pracują Koreańczycy. - Koreański armator Tonghae nie informuje nas, ile zarabiają marynarze - mówi Zofia Rutkowska.
Wiele pytań dotyczących działalności Chopolu musi pozostać bezodpowiedzi. - Tajemnica handlowa - odpowiada dyrektor, gdy pytamy o szczegóły działalności firmy.
Nawozy i broń
Północnokoreańskie statki są często wykorzystywane do przemytu narkotyków i broni. Tak było w wypadku statku "Pong Su". W 2003 r. władze australijskie udaremniły próbę przemytu 125 kilogramów heroiny, ukrytych na "Pong Su". Według doniesień prasy wśród zatrzymanych na statku był północnokoreański dyplomata z ambasady w Pekinie.
W 1997 r. marynarka wojenna Sri Lanki zatrzymała należący do Chopolu statek "Pukchang". Płynął z Arabii Saudyjskiej do Indii - Oficjalnie - z ładunkiem nawozów sztucznych. Władze Sri Lanki podejrzewały, że na pokładzie północnokoreańskiego statku przemycana jest broń dla organizacji terrorystycznej Tamilskie Tygrysy, która prowadzi walkę z rządem. Organizacja liczy prawdopodobnie około ośmiu tysięcy bojowników i dąży do utworzenia na części Sri Lanki państwa zamieszkanego przez Tamilów. W walce Tamilskie Tygrysy stosują m.in. samobójcze zamachy bombowe.
Przeszukanie statku nie potwierdziło podejrzeń i "Pukchang" mógł kontynuować podróż. Propaganda komunistycznej Korei oskarżyła później media o wykorzystywanie incydentu do izolacji Korei Północnej.
Polska strona nie ma kontroli nad północnokoreańską załogą masowca ani nad tym, jakie towary mogą znaleźć się w jego ładowniach. Czy dyrektor Rutkowska nie boi się, że statek Chopolu zostanie wplątany w międzynarodowy skandal? - Nigdy nie było żadnych problemów - mówi. Kiedy pytamy o incydent z "Pukchangiem", pani dyrektor odpowiada: - Chodziło o jakieś techniczne sprawy.
Zapewnia, że nie wiedziała o podejrzeniach władz Sri Lanki.
W polskiej filii Chopolu na stałe pracuje dwóch przedstawicieli północnokoreańskiego udziałowca. To warunek umowy międzyrządowej:każde stanowisko w firmie jest podwójne, to znaczy piastuje je i Polak, i Koreańczyk. Firma ma nawet dwóch prezesów.
Dyrektor Rutkowska zapewnia, że Koreańczycy mają ważne wizy i zezwolenia na pracę. Przyznaje jednak, że część rodzin Azjatów jest w Korei. To zabezpieczenie władz na wypadek próby ucieczki za granicę, która w kraju Kima jest poważnym przestępstwem.
Chopol ma dobre relacje z oficjalnymi przedstawicielami kraju Kima. Rutkowska jest zapraszana na przyjęcia do północnokoreańskiej ambasady w Warszawie. - Poznałam ambasadora, przyrodniego brata Kim Dzong Ila. Co za klasa! - rozpływa się w pochwałach.
Korea pod Wawelem
Dyrektor Rutkowska przypomina sobie w czasie rozmowy z "Rz" ciekawy szczegół: azjatyccy pracownicy Chopolu w latach 90. mieli kontakty z rodakami mieszkającymi w Krakowie: - Wyjeżdżali tam na jakieś spotkania.
Z informacji "Rz" wynika, że właśnie w latach 90. w Krakowie osiedliła się grupa północnych Koreańczyków. Wśród nich była siostra prokuratora generalnego Korei Północnej. Oficjalnie prowadzili restaurację, w rzeczywistości sprowadzali do Polski nielegalnych pracowników, którzy w niewolniczych warunkach pracowali na jednej z budów w Krakowie. Formalnie robotnicy byli pracownikami rządowego koncernu, którego filia miała działać w budynku północnokoreańskiej ambasady w Warszawie.
Sprawa wydała się w czasie kontroli inspekcji pracy. Okazało się, że Koreańczycy są w Polsce nielegalnie i nie mają pozwoleń na pracę. - Zaraz potem służby cofnęły wszystkim prawo pobytu i kilka lat temu wszyscy wynieśli się z Polski - mówi Polak, który zetknął się z tą grupą. Pamiątką po ich pobycie jest koreańska restauracja dwieście metrów od Wawelu.
Import nielegalnych pracowników to niejedyny, ani nie największy problem, jaki z działalnością obywateli północnej Korei mająpolskie władze. W tekście "Warszawski ślad" ("Rz" z 1.10 2001 r.) ujawniliśmy, że pod koniec lat 90. północnokoreański wywiad zorganizował w Warszawie tajne spotkanie. Uczestniczący w nim przedstawiciele bliskowschodnich i irlandzkich organizacji terrorystycznych rozmawiali z wywiadowcami Kima o współpracy. Według informacji "Rz" Koreańczycy pomagają w szkoleniu terrorystów, dostarczają im też broń i dokumenty. W zamian oczekują pomocy w werbowaniu agentów i rozprowadzaniu narkotyków oraz fałszywych banknotów studolarowych. Spotkania były obserwowane przez połączone siły polskich, amerykańskich i brytyjskich służb specjalnych. Z ich ustaleń wynikało, że bazą operacyjną oficerów północnokoreańskiegowywiadu była ambasada tego kraju na warszawskim Mokotowie.
Od kilku lat problem z dyplomatami północnokoreańskimi ma także Ministerstwo Spraw Zagranicznych. W publikacji "Nietykalni za koreańskim murem" ("Rz" z 22.05.2003 r.) opisaliśmy, jak ambasada wynajmuje swoje biura prywatnym firmom. Taka działalność jest niezgodna z prawem, ale polski MSZ jest w tej sprawie bezsilny.
Dużo restauracji, a w kraju głód
Pracownicy Chopolu niechętnie odpowiadają na pytania o sytuację wewnętrzną Korei Północnej. Niektórzy pracują na stałe w Phenianie, co dwa lata zarząd firmy uczestniczy też w zwoływanych tam walnych zgromadzeniach. - W biznesie nie ma miejsca namoralność - wzruszają ramionami.
Aleksander Kowalski, były szef oddziału Chopolu w Phenianie, mówi, że mógł swobodnie poruszać się po kraju. - Nie było problemu, kiedy Polska była krajem komunistycznym, ale mieli pretensje, gdy zmieniliśmy ustrój - mówi. Kowalski mówi o "problemach" z zaopatrzeniem w żywność i obawach zwykłych Koreańczyków przed kontaktami z cudzoziemcami: - Ten ustrój prędzej czy później runie. To dobrze, że takie firmy jak Chopol będą tam wtedy obecne.
Szefowa polskiego oddziału Chopolu była w Phenianie siedem, może osiem razy. - Zawsze towarzyszy nam opiekun, ale to zrozumiałe, bo ludzie nie znają języków - tłumaczy. Przekonuje, że w ciągu ostatnich lat Phenian się rozwinął. - Kiedyś było tam szaro, teraz jest więcej sklepów i restauracji.
Wątpi w doniesienia międzynarodowych organizacji o panującym tam terrorze. - Wiele z doniesień, np. Amnesty International, jest przesadzonych - uważa, i dodaje: - Prasa często publikuje zdjęcia sprzed lat.
Prawa człowieka łamane
Mirella Panek z Amnesty International, organizacji walczącej o przestrzeganie praw człowieka: - Jesteśmy przygotowani na to, że różne rządy i organizacje twierdzą, że nasze doniesienia są przesadzone, ale tak nie jest. Korea Północna jest krajem szczególnie monitorowanym przez AI. Z jej raportów wynika, że w Korei nagminnie są łamane prawa człowieka. Komunistyczne władze są oskarżane o porwania obywateli Japonii, wspieranie przemytu broni i narkotyków oraz wsadzanie przeciwników systemu do obozów pracy. Fatalna sytuacja ekonomiczna doprowadziła do klęski głodu.
O tragicznej sytuacji w Korei Północnej od lat alarmuje Human Rights Watch. Rezolucję potępiającą łamanie praw człowieka w Korei Północnej przyjęła też ONZ. Obie organizacje dysponują setkami relacji uciekinierów z Korei, z których wyłania się obraz kraju rządzonego w sposób krwawy i bezwzględny, pogrążonego w skrajnej biedzie.
Czym zajmuje się Chopol
Historia Koreańsko-Polskiego Towarzystwa Żeglugowego Chopol zaczęła się w latach 60. 19 listopada 1965 roku rządy PRL i KRLD podpisały porozumienie o utworzeniu Koreańsko-Polskiego Towarzystwa Maklerów Morskich. Po jego przekształceniu, w lutym 1987 roku, powstał Chopol. Według podpisanego 19 lutego 1987 roku porozumienia Chopol ma zajmować się: eksploatacją statków w przewozach ładunków handlu zagranicznego, dzierżawą statków, obsługą agencyjną statków i kupnem oraz sprzedażą statków. Średnie płace pracowników lądowych i pływających mają być ustalane na jednakowym poziomie. To jest jednak trudne, ponieważ Koreańczycy zatrudnieni w Phenianie otrzymują wypłaty w deputatach. Zarząd składa się z sześciu członków, po trzech z każdej strony. Każda strona mianuje jednego prezesa zarządu. Stanowiska obu prezesów są równorzędne.
Autor: BERTOLD KITTEL
Fot. Manasterski/DZIENNIK BAŁTYCKI