Za:Flota sprzedana, porty to wyspy... Zmarnowano dorobek Polski morskiej
Minęły bezpowrotnie czasy, w których posiadaliśmy wielkie floty statków handlowych i rybackich oraz stocznie, budujące w długich seriach masowce, kontenerowce czy duże trawlery przetwórnie, a także okręty wojenne - takie są wnioski z debaty "Czy mamy szansę na Polskę morską?", która odbyła się w gdańskim Parku Naukowo - Technologicznym w ramach konferencji Ruchu Obywatelskiego Polska XXI. Debatę prowadził Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni.
Według Szczurka, w ciągu ostatnich 20 lat zmarnowano dorobek Polski morskiej, sięgający okresu międzywojennego, gdy zbudowano port i miasto Gdynię. Największym grzechem kolejnych rządów było zaniechanie skutecznych działań, które umożliwiłyby funkcjonowanie stoczni i naszych armatorów. Doprowadzono m.in. do wyprzedania floty Polskich Linii Oceanicznych w Gdyni. Zwlekanie z decyzjami dotyczącymi PLO spowodowało, że armator ten utracił swoją dawną, wysoką pozycję na międzynarodowym rynku żeglugowym. Ponieważ nie ma autostrad prowadzących do portów, są one odcięte od lądowych szlaków komunikacyjnych.
- Tymczasem porty powinny być dostępne nie tylko od strony morza, ale również dobrze skomunikowane z całą Polską i sąsiadującymi z nią regionami europejskimi - dodał Wojciech Szczurek.
- Polskie porty są jak wyspy, bowiem dobrze skomunikowane z innymi portami, ale nie z lądowymi szlakami transportowymi - stwierdził Marek Kański, gdański dziennikarz ekonomiczny.
Prezydent Szczurek zaznaczył, że rządzącym państwem brakuje świadomości znaczenia sektora gospodarki morskiej dla kraju. Na razie jedynie władze samorządowe i administracyjne miast oraz regionów nadmorskich troszczą się o rozbudowę dróg czy rozwój żeglugi.
Porty to wyspy, a stocznie? Czy ich pozycję uda się uratować? Profesor Jan Szantyr z Politechniki Gdańskiej podkreśla, że światowe centrum budowy statków znajduje się na Dalekim Wschodzie, w Chinach, Korei i w Japonii. Stocznie europejskie dostarczają armatorom rocznie około 10 proc. statków, w tym polskie - niecały 1 proc. Nasz przemysł okrętowy był niegdyś jedynym, który eksportował wyroby na szeroką skalę. Szansę na kontynuowanie produkcji stoczni zmarnowano po 1989 roku. Teraz stocznie będą wyprzedawane we fragmentach, co ich nabywcom utrudni budowanie statków. Mimo to, przemysł stoczniowy powinien przetrwać. Najważniejsze są nowe technologie okrętowe, które mogą wykorzystywać i proponować istniejące stocznie oraz nieduże firmy tego typu. Wciąż budujemy statki specjalistyczne, m. in. z sektora off shore, czyli do obsługi podmorskich pól ropy i gazu.
Polska jest potęgą, gdy chodzi o budowę jachtów. Codziennie nasze stocznie jachtowe opuszcza 30 łodzi i jachtów różnej wielkości, przeznaczonych na eksport. Trzeba też dbać o przygotowywanie kadr dla całej gospodarki morskiej. Możliwości takie stwarza polskie rozwinięte szkolnictwo morskie.
Zgodnie z prognozami, za pięć lat na świecie zabraknie 5 tys. oficerów i 80 tys.osób z obsługi statków. Ponad 35 tys. naszych oficerów i marynarzy pracuje u zagranicznych armatorów. Zatem warto doinwestować morskie uczelnie i instytuty, aby uczynić z Polski światowe centrum kształcenia kadr morskich.
Do tego potrzebna jest jednak spójna polityka państwa i jego wsparcie. - Uważam, że Polska jest krajem lądowym - powiedział Walery Tankiewicz, wiceprezes Zarządu Morskiego Portu Gdynia SA. - Przyszłość Polski morskiej zależy od potencjału gospodarczego regionów nadmorskich. O traktowaniu morskiego sektora gospodarki w kraju świadczy najlepiej to, że tylko kilka procent pomocy finansowej Unii, w ramach Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko na lata 2007-2013, przeznaczono na rozwój i modernizację portów morskich.
Jacek Sieński

Któryś z Kolegów uczestniczył w tym wydarzenia?
Ktoś się pokusi o relację, komentarz?