Bałtyk morzem pokoju?
: 2009-07-24, 00:23
Dzięki uprzejmości jednego z użytkowników miałem możliwość zapoznania się z artykułami R. Krzyżelewskiego opublikowanymi w miesięczniku Armia.
Nie będzie to recenzja (nawet mini recenzja), a jedynie spisane odczucia i komentarze wybranych fragmentów tekstu.
Pierwsze co mnie uderzyło to stwierdzenie, że istnieje pilna potrzeba (w kontekście dywersyfikacji dostaw surowców energetycznych) skierowania jednostek transportowych zarządzanych przez rodzimych armatorów na szlaki morskie żywotne dla interesów naszego państwa oraz zapewnienia im ochrony przez okręty. Doprawdy nie wiem czego dotyczy ów zapis. Jakie to szlaki wymagają obecności niedobitków floty polskich armatorów? Sam wielokroć podnosiłem kwestię konieczności posiadania floty do realizacji zadań o szerszym horyzoncie, niż bałtycki, ale nie widzę żadnej „pilnej potrzeby” do wysyłania czegoś, gdzieś, nie wiadomo do końca po co.
Idąc dalej, jakie to rejony są strategicznie ważne dla RP i dlaczego? Tu pojawia się ponadto stwierdzenie „strategicznie ważne z punktu wiedzenia bezpieczeństwa żeglugi i nie tylko”. Bezpieczeństwo żeglugi to cel do realizacji, a nie powód do działania (zwłaszcza „strategicznego ważnego”). Autor wspomina też o współdziałaniu to z UE to z ONZ to z NATO, dodając, że intensywność naszego działania powinna wynikać z potrzeb generowanych przez instytucje międzynarodowe (skąd pewność, że będą one „zachęcać do działania” akurat na szlakach morskich żywotnych dla interesów naszego państwa). Tak naprawdę to zastanawiam się o co dokładnie chodzi.
Na tym jednym zagadnieniu Autor kończy kwestie funkcji zewnętrznej (sic!), choć nieco później wspomina też inne zagadnienia, ale wątpię by zostało to zauważone przez czytelników.
Dużo lepiej kwestia utrzymywania skromnych sił ekspedycyjnych była już podnoszona przez K. Kubiaka w Raporcie WTO. Jasno i otwarcie napisał on, że póki nie istnieje narodowy system korzystania z dobrodziejstw transportu morskiego w kontekście surowców energetycznych (a sama kwestia gazoportu, złóż Skarv, Idun, czy Snadd to tylko niewielki wstęp do takiego systemu*), póty flota ekspedycyjna ma za zadanie BUDOWANIE pozytywnego wizerunku państwa polskiego i demonstrowanie zdolności i woli do działania. W dużym uproszczeniu mamy zatem dyplomację morską (credo dla floty w czasie pokoju) i to co Julian Ginsbert napisał przed 80 laty: Słaby sprzymierzeniec, którego tylko bronić trzeba, a który nic z siebie dać nie potrafi, jest zawsze uciążliwy. Broni się go niechętnie, a w zamian za pomoc żąda się pewnych, nieraz dotkliwych świadczeń, jeśli w ogóle występuje się w jego obronie.
* Istotny impuls do rozwinięcia zadań dla floty, ale przecież nikt nie zbuduje 3 fregat li tylko dla ochrony złóż o wartości… 1-2 fregat.
Funkcja wewnętrzna wg Autora obejmuje w kolejności: współdziałanie z administracją morską, SAR, OPM, likwidację skażeń badziewiem zalegającym na dnie Bałtyku, działania saperskie w strefie brzegowej, likwidacją skutków klęsk żywicowych. Nadmieniam, że Autor omawia zadania na czas pokoju.
Patrząc krytycznym okiem (tak zawsze łatwiej) jedynie OPM i skażenia chemiczne na akwenach morskich mogą wymagać obecności floty wojennej. Pozostałe zadania można zrealizować… bez MW!!!
W dalszej części Autor odnosi się do kwestii wypowiadania się o potrzebie lub braku potrzeby posiadania fregat. Dla ludzi morza nie ma tam nic odkrywczego, ale… pojawia się informacja o opinii jednego z generałów. W uproszczeniu i między wierszami, Autor zawarł informację o tym jak ciężko przekonać zielonego, że okręt, choć statusem odpowiada kompanii, czy batalionowi, niej jest kompanią, ani batalionem.
Autor uchyla się od szczegółowej odpowiedzi – jaka marynarka? argumentując (zresztą całkiem słusznie) koniecznością określenia wymagań politycznych posiadania floty. Problem w tym, że Autor miał owych polityków przed nosem i to on podawał/powinien podawać im na tacy rozwiązania.
Co literalnie, acz w uproszczeniu, wynika z dotychczasowych zapisów artykułu? Skład floty to wielozadaniowe okręty średniej wielkości do działań poza Bałtykiem i na nim**, lotnictwo SAR, kompanie chemiczne, bataliony saperów i niszczyciele min.
** Autor wspomina też o okrętach podwodnych, choć posiadanie takich jednostek dla zapewnienia kontroli żeglugi w warunkach pokoju jest niecelowe i nieekonomiczne. Zapis jest pokłosiem tego, że wysyłamy okręty podwodne na takie misje, osiągają jakieś pozytywne wyniki, więc muszą być potrzebne. W rzeczywistości nie są.
To tyle o części pierwszej poświęconej czasowi P.
Nie będzie to recenzja (nawet mini recenzja), a jedynie spisane odczucia i komentarze wybranych fragmentów tekstu.
Pierwsze co mnie uderzyło to stwierdzenie, że istnieje pilna potrzeba (w kontekście dywersyfikacji dostaw surowców energetycznych) skierowania jednostek transportowych zarządzanych przez rodzimych armatorów na szlaki morskie żywotne dla interesów naszego państwa oraz zapewnienia im ochrony przez okręty. Doprawdy nie wiem czego dotyczy ów zapis. Jakie to szlaki wymagają obecności niedobitków floty polskich armatorów? Sam wielokroć podnosiłem kwestię konieczności posiadania floty do realizacji zadań o szerszym horyzoncie, niż bałtycki, ale nie widzę żadnej „pilnej potrzeby” do wysyłania czegoś, gdzieś, nie wiadomo do końca po co.
Idąc dalej, jakie to rejony są strategicznie ważne dla RP i dlaczego? Tu pojawia się ponadto stwierdzenie „strategicznie ważne z punktu wiedzenia bezpieczeństwa żeglugi i nie tylko”. Bezpieczeństwo żeglugi to cel do realizacji, a nie powód do działania (zwłaszcza „strategicznego ważnego”). Autor wspomina też o współdziałaniu to z UE to z ONZ to z NATO, dodając, że intensywność naszego działania powinna wynikać z potrzeb generowanych przez instytucje międzynarodowe (skąd pewność, że będą one „zachęcać do działania” akurat na szlakach morskich żywotnych dla interesów naszego państwa). Tak naprawdę to zastanawiam się o co dokładnie chodzi.
Na tym jednym zagadnieniu Autor kończy kwestie funkcji zewnętrznej (sic!), choć nieco później wspomina też inne zagadnienia, ale wątpię by zostało to zauważone przez czytelników.
Dużo lepiej kwestia utrzymywania skromnych sił ekspedycyjnych była już podnoszona przez K. Kubiaka w Raporcie WTO. Jasno i otwarcie napisał on, że póki nie istnieje narodowy system korzystania z dobrodziejstw transportu morskiego w kontekście surowców energetycznych (a sama kwestia gazoportu, złóż Skarv, Idun, czy Snadd to tylko niewielki wstęp do takiego systemu*), póty flota ekspedycyjna ma za zadanie BUDOWANIE pozytywnego wizerunku państwa polskiego i demonstrowanie zdolności i woli do działania. W dużym uproszczeniu mamy zatem dyplomację morską (credo dla floty w czasie pokoju) i to co Julian Ginsbert napisał przed 80 laty: Słaby sprzymierzeniec, którego tylko bronić trzeba, a który nic z siebie dać nie potrafi, jest zawsze uciążliwy. Broni się go niechętnie, a w zamian za pomoc żąda się pewnych, nieraz dotkliwych świadczeń, jeśli w ogóle występuje się w jego obronie.
* Istotny impuls do rozwinięcia zadań dla floty, ale przecież nikt nie zbuduje 3 fregat li tylko dla ochrony złóż o wartości… 1-2 fregat.
Funkcja wewnętrzna wg Autora obejmuje w kolejności: współdziałanie z administracją morską, SAR, OPM, likwidację skażeń badziewiem zalegającym na dnie Bałtyku, działania saperskie w strefie brzegowej, likwidacją skutków klęsk żywicowych. Nadmieniam, że Autor omawia zadania na czas pokoju.
Patrząc krytycznym okiem (tak zawsze łatwiej) jedynie OPM i skażenia chemiczne na akwenach morskich mogą wymagać obecności floty wojennej. Pozostałe zadania można zrealizować… bez MW!!!
W dalszej części Autor odnosi się do kwestii wypowiadania się o potrzebie lub braku potrzeby posiadania fregat. Dla ludzi morza nie ma tam nic odkrywczego, ale… pojawia się informacja o opinii jednego z generałów. W uproszczeniu i między wierszami, Autor zawarł informację o tym jak ciężko przekonać zielonego, że okręt, choć statusem odpowiada kompanii, czy batalionowi, niej jest kompanią, ani batalionem.
Autor uchyla się od szczegółowej odpowiedzi – jaka marynarka? argumentując (zresztą całkiem słusznie) koniecznością określenia wymagań politycznych posiadania floty. Problem w tym, że Autor miał owych polityków przed nosem i to on podawał/powinien podawać im na tacy rozwiązania.
Co literalnie, acz w uproszczeniu, wynika z dotychczasowych zapisów artykułu? Skład floty to wielozadaniowe okręty średniej wielkości do działań poza Bałtykiem i na nim**, lotnictwo SAR, kompanie chemiczne, bataliony saperów i niszczyciele min.
** Autor wspomina też o okrętach podwodnych, choć posiadanie takich jednostek dla zapewnienia kontroli żeglugi w warunkach pokoju jest niecelowe i nieekonomiczne. Zapis jest pokłosiem tego, że wysyłamy okręty podwodne na takie misje, osiągają jakieś pozytywne wyniki, więc muszą być potrzebne. W rzeczywistości nie są.
To tyle o części pierwszej poświęconej czasowi P.