Problem piractwa i rozgraniczenia go od zwykłej zorganizowanej przestępczości jest nieco skomplikowany.
W zasadzie każdy akt gwałtu na jednostkę pływającą i/lub jej załogę jest zgodnie z KoPM aktem piractwa. Niemniej mówi się o morzu otwartym i akwenach nie podlegających jurysdykcji żadnego państwa.
Dlatego w omawianego przypadku nie można definicyjnie zaliczyć do piractwa. Jest to działanie o charakterze przestępczym w obrębie terytorium państwa szwedzkiego.
Gdybyśmy każdy akt zorganizowanej przestępczości o charakterze głównie rabunkowym zaliczali do piractwa to szybko okazałoby się, że obrobienie jachtu na Zalewie Wiślanym jest piractwem z najniższej spośród trzech kategorii (w skrócie: 1. rabunek, 2. porwania dla okupu za załogę/statek/towar, 3. porwania w celu upłynnienia statku lub towaru - los załogi do przewidzenia

).
Piractwo to taki kolejny zwrot-wytrych, który media używają by ładnie wyglądał w nagłówkach. Częstokroć dziennikarze nie mają pojęcia o czym piszą.
Ktoś powie, że to tylko problem definicyjny, ale po prawdzie to definicje odróżniają zdarzenia o zbliżonym przebiegu. W tym wypadku mamy do czynienia z przestępstwem regulowanym przez szwedzki kodeks karny. W zestawieniu zagrożeń asymetrycznych figuruje to pod wspólnym określeniem "zorganizowana przestępczość na morzu".