Tematyka Cieśny Pilawskiej nie umarła i od czasu do czasu poruszna jest m.in. (a może głównie) przez tego samego Autora.
Tym razem przypomnę artykuł: "Nowe rozwiązania w zakesie żeglugi na Zalewie Wiślanym" opublikowany w lutowym Przeglądzie Morskim. Jako, że jest on darmowy i ogólnodostępny to każdy może przeczytać w całości jeżeli chce. Ja ograniczę się do zwrócenia uwagi na kilka problemów.
Autor dowodzi, że umowa z 1 września 2009 roku daje Polsce dalece mniejsze prawa, niż protokół do umowy granicznej z 16 sierpnia 1946 (!), czyli z czasów gdy Polska polityka była pratycznie całkowcie zależna od decyzji w Moskwie.
Zapisy protokołu (następnie potwierdzone umową z 1961 roku) dopuszczały prawo żeglugi polskich statków handlowych do i z Elbląga w czasie pokoju. Wprawdzie wszytsko i tak zależało od wdzimisię urzędników i wojskowych, ale prawo jest prawem. Nawet nieprzestrzegane. Swoją drogą, dziwnym jest, że ZSRR nie zmienił zapisów protokołu(wszak, chyba nie ma wątpliwości kto ostatecznie radagował tekst umowy) w umowie 1961 roku, na takie, które były odpowiednie dla sytuacji. Możliwe, że wyszli z założenia, iż skoro i tak jest tak jak chcą, to choć na papierze niech to będzie z korzyścią dla "sojusznika".
Niemniej, litera prawa mówiła, że:
- polskie statki mogą chodzić do Elbląga;
- umowa była bezterminowa;
- żeglugę zawieść można było tylko w czasie wojny.
A jak to wygląda w nowej (gdzieniegdzie obtrąbonej jako sukces) umowie:
- polskie statki (o zan. do 1,8 m) mogą chodzić do Elbląga;
- umowa jest na pięć lat;
- żeglugę zawieść można ze względów obronnych, bezpieczeństwa i ochrony środowiska.
Jak wiele kryje się pod tym ostatnim, chyba nie trzeba tłumaczyć.
Ciekawi mnie kto forsował owe pięć lat? Czy polscy politycy (stwierdzjąc, że np. dopiero za pięć lat będą potrafili porządnie negocjować

)? Czy może Rosjanie, którzy wykazali dobrą wolę i stwierdzili, że dadzą szansę Polakom, by wkrótce mogli powalczyć o lepsze warunki, niż te (dość kiepskie), które dostali teraz?
Jak zwykle, cały porblem polega na oparciu umów o prawo wewnętrzne, a nie miedzynarodowe. Decyzjami (formalnymi i zaklulisowymi) sprzed blisko siedemdzisieciu lat, zamknięto jednemu z większych polskich portów dostęp do otwartego morza. Przez ostatnie dwadzieścia lat nie zrobiono nic w kwestii poprawy te sytuacji.
A teraz to do czego zmierzam.
Teoretycznie jest dziś możliwość żeglugi do Ebląga zarówno polskich jednostek, jak i jednostek obcych bander (rozporządzenie rządu FR nr 533 z 15 lipca 2009 r - pokłosie, czy raczej "przedkłosie" rozmów z przedstwicielami RP i niewątpliwy, acz drobny ukłon w naszą stronę).
Pytanie: dlaczego żegluga nie ożywiła się (nie tak jak mogłaby)? Dlaczego port elbląski nie tętni życiem, a na nadbrzeżach nie odbywa się przeładunek?
Czy winą jest to, że nikomu się nie chce / nie opłaca itp?
Czy może wszystko jest następstwem tego, że nadal nie wiadomo, w którym momencie jedna ze stron (ciekawe która?) zawiesi żeglugę i przewoźnicy popadną w finasowe tarapaty?
Zawarcie w umowie granicznego zanurzenia to zaciągniecie hamulca ręcznego dla wszelkich prac nad pogłębieniem toru wodnego. To prace na lata, a nie wiadomo co będzie z umowa w 2014 roku. Stąd nikt poważny nie rozpocznie takiej inwestycji, zwłaszcza że trzeba byłoby to uczynić też po stronie rosyjskiej, częsciowo lub całkowcie za polskie pieniadze. Nad tym problemem osoby odpowiedzialne zaczną się zastanawiać za klika lat. Skoro Elbląg czekał już tyle lat, to widocznie i tak mu się nie śpieszy.
Żeglarzy obcokrajowów odstraszyć może procedura uzyskiwania zgody, wymagająca zgłoszenia na 15 dni wcześniej, a w jej rozpatrzenie zaangażowane są:
- kapitanat portu w Kaliningradzie;
- MON FR;
- terenowe organy służby bezpieczeństwa i FSG;
- służba ochrony środowiska.
Oczywiście, odmowa wydania zgody może być uzasadniona szeroko rozmumianymi względami obrony, bezpieczeństwa i ochrony śordowiska.
Dla przypomnienia, cały czas mówimy tu tylko o przejściu przez rosyjskie wody po wytyczonym szlaku do polskiego portu, a nie o zawijaniu do rosyjskich portów.
W takiej sytuacji tylko zdeterinowani ludzie włączą do swojego żeglarskiego kalendarza rejs po Zalewie Wiślanym. Ale przecież teoretyczna możliwość była... tyle że niewiele bardziej skomlikowanym było to, co było wcześniej tzn. normalne zgłoszenie dyplomatyczne o zgodę na wejście na wody wewnętrzne FR.