wobec braku ważniejszych spraw do załatwienia* i w związku z tym, że, co prawda ostateczne rozwiązanie sprawy - niezwykle niebezpiecznego dla państwowości polskiej i polskiego społeczeństwa - krzyża przed pałacem się odroczyło, ale jest na dobrej drodze (trzeba tylko trochę więcej sił porządkowych z pałami i gazem pieprzowym przeciwko - przecież nic nie znaczącej, marginalnej - garstce najgorliwszych obrońców krzyża - oszołomów i fanatyków... i następne podejście rozwiąże sprawę) prezydent elekt (lub już jako zaprzysiężony) powinien natychmiast się zając nadzwyczaj ważną sprawą: absolutnie koniecznym - w nowoczesnym, postępowym państwie i społeczeństwie - wyeliminowaniem wszelkich symboli i odniesień kojarzących się z katolicyzmem czy chrześcijaństwem z wszelkich miejsc (z "przestrzeni publicznej") i obiektów należących do państwa...
dla przykładu...
- należy usunąć z map i z dokumentów i "przestrzeni publicznej" wszelkie odniesienia do krzyża... w tym słowa w rodzaju "świętokrzyski" (np. w nazwie miasta Ostrowiec Świętokrzyski)
a w działce morskiej...
- no przecież to niedopuszczalne, żeby "w przestrzeni publicznej" - pojawiający się tam turyści, pasażerowie promów cumujących przy pobliskim terminalu i spacerowicze z okolicznych dzielnic byli narażeni na widok przepływającego (wchodzącego lub wychodzącego z portu) koło "promenadowego" nabrzeża Ziółkowskiego statku o nazwie
St. Barbara - należącego do państwowej firmy Lotos-Petrobaltic... może zostać nazwa Barbara... nie można ludzi obrażać wspominaniem (np. w nazwie statku) jakichś "świętych"...
skoro już jesteśmy w okolicy Nowego Portu i Westerplatte...
- jakie to szczęście, że pomnik dla Bohaterów Westerplatte zbudowano za czasów komuny, więc w swej artystycznej formie (stosownie do czasów, z których pochodzi) nie przypomina kształtem, nawet odlegle, krzyża ! jest raczej podobny do jakiegoś pogańskiego totemu...
- oczywiście należy koniecznie usunąć krzyż "patrzący na port" w Gdyni, na Kamiennej Górze - jest przeciez na terenie państwowym i razi swoim widokiem w tak wielu miejscach publicznych w Gdyni...
- to skandal, że tak długo jeszcze się utrzymały na widoku publicznym (i na państwowej ziemi) "trzy krzyże" przy Stoczni Gdańskiej... trzeba zburzyć... kurczę... po 80-tym roku było trochę częściowej, tymczasowej wolności no i niestety zdążyli postawić te krzyże...
- należy zakazać w państwowych firmach (np. pozostałych jeszcze przy życiu państwowych stoczniach) udziału duchownych (którzy noszą ze sobą krzyże różnej wielkości i różnej postacji - np. ich wizerunki na szatach liturgicznych) w chrztach statków... (to dotyczy również statków polskich państwowych armatorów odbieranych w stoczniach zagranicznych)... zarówno ze względu na samą istotę "nie-świeckiej" ceremonii, jak i w związku z pojawianiem się widoku krzyży razem z duchownymi przy okazjach chrztów statków...
- należy zakazać mikrobusom duszpasterstw ludzi morza (podwożącym marynarzy do ośrodków Stella Maris i do miasta) wjeżdżać na tereny portów (administrowane przez państwowe zarządy portów)... na tych mikrobusach są namalowane krzyże... no, nie można dopuścić do tego, żeby świat (marynarze z zagranicy) zobaczył, że w Polsce toleruje się jeszcze - tak niepostępowo - krzyże...
itp., itd.
________
* bo nie warto się zajmować np. uzdrowieniem finansów państwa... tzn. nie tylko nie warto, ale wręcz nie można, bo to by oznaczało cięcia - np. ograniczenie liczby urzędników, którzy stanowią świetny elektorat dla obecnej władzy... [
http://www.redakcja.newsweek.pl/Tekst/P ... nikow.html http://www.fakt.pl/Rosnie-armia-urzedni ... 148,1.html ] (podobnie z reformami emerytur służb mundurowych, z reformą KRUS-u), ani wyjaśnieniem katastrofy smoleńskiej - przecież tam wszystko jest już jasne... - to wina tych osób, które koniecznie chciały tam polecieć... jakby nie chciały tam polecieć, to by się nic nie stało...
- - - - -
swoją drogą akcja mobilizacji sił porządkowych (straży miejskiej i policji) do walki z garstką oszołowmów musiała sporo kosztować...
- także w ramach obsługi urzędniczej... ale to nie problem.. jest kim obsługiwać... urzędników ci u nas dostatek...
634 tysiące urzędników zarabia statystycznie 42% więcej od przeciętnego Polaka (dane z 2010 roku). Średnia płaca urzędnika to 4723 zł brutto miesięcznie, co daje rzeczywiste miesięczne obciążenie kosztami pracy (wraz z częścią składki na ubezpieczenie społeczne odprowadzaną przez pracodawcę) w wysokości 5596 zł. Nakręcanie spirali płacowej było możliwe dzięki zwiększeniu długu publicznego przez rząd Donalda Tuska o ponad 170 miliardów złotych.
liczby z mediów na ogół "przelatują mimo uszu" i nie zastanawiamy się za bardzo nad "ciężarem" liczb i nad "kosztami alternatywnymi"...
stoczniowiec z hipotetyczną przeciętną pensją urzędnika (czyli zawyżoną) x 10 000 stoczniowców (czyli więcej niż było razem w zamkniętych stoczniach Gdynia i SSN) = roczne obciążenie kosztami pracy równe 671 520 000
do tego dodajemy roczną produkcję (łącznie w obu stoczniach) 14 statków po 50 mln USD każdy (zakładamy, że cała wartość kontraktowa jest kosztem, tzn. że dokładamy do produkcji statków 100% ich wartości - nie uzyskujemy w ogóle kasy od odbiorców): to daje 700 000 000 USD, czyli 2 240 000 000 zł
że co?.. że ceny były zaniżone?.. (to W WIĘKSZOŚCI PRZYPADKÓW nie prawda, ale dla ukontentowania zwolenników zamknięcia stoczni załóżmy hipotetycznie, że do każdego statku dopłaciliśmy jeszcze 30% ponad jego wartość kontraktową) - otrzymamy rocznie: 2 240 000 000 + 672 000 000 = 2 912 000 000
do tej liczby dodajemy wcześniej obliczone roczne obciążenia kosztami pracy
otrzymujemy:
3 583 520 000
Nakręcanie spirali płacowej było możliwe dzięki zwiększeniu długu publicznego przez rząd Donalda Tuska o ponad 170 miliardów złotych - dane z Newsweek'a (nie pro-PIS'owskiego).
170 mld zł, to nie CAŁY dług publiczny (w wysokości odziedziczonej po poprzednim rządzie + narosły nowy), ale TYLKO NOWY - tylko narosły za czasów Tuska...
170 mld zł dzielimy przez roczne utrzymanie dwóch zamkniętych stoczni (przypominam, że w wielu miejscach ZAWYŻAŁEM koszty utrzymania stoczni - wziąłem średnią pensję URZĘDNICZĄ - większą od stoczniowej, wziąłem wartość sprzedaży statków (przy wielkości produkcji większej niż w ostatnich latach) jako koszt (tak, jakby nic nie dostawać zapłaty od armatora) i powiększyłem to jeszcze o 30% (jakby się jeszcze armatorowi dopłacało)...
- otrzymujemy:
47,439389
- przez 47 lat można by utrzymywać dwie duże stocznie (gdyby generowały tylko koszty a nie dawały żadnych przychodów) za to tylko - o ile Tusk zwiększył deficyt przez dwa lata...
prosze pamiętać, że W WIELU MIEJSCACH przyjmowałem założenia NA WYROST, z NIEkorzyścią dla stoczni (tzn. takie, wg których stocznie kosztowałyby więcej niż w rzeczywistości).
- - - - -
roczne obciążenie płacami urzędników (wszystkich) - 42 574 368 000
załóżmy, że za Tuska przybyło tylko 5 % z tej ogólnej liczby urzędników...
obciążenie kosztami ich pracy roczne to 2 128 718 400
dla porównania 3 583 520 000 to roczne koszty utrzymania dwóch stoczni (bardzo naciągane, bo obejmujące: płace stoczniowców w takiej samej przeciętnej wysokości, jak urzędasów, wartość kontraktową statków + dopłacanie armatorom do tych statków)
czyli w skali (każdego) roku tylko NIEZATRUDNIAJĄC NOWYCH DODATKOWYCH urzędasów (za czasów Tuska), za samą tylko płacę (koszty pracy) tych niezatrudnionych można by było SPOKOJNIE UTRZYMAĆ całkowicie (łącznie z zawyżonymi płacami stoczniowców i z DOPŁACANIEM DO STATKÓW) PRZYNAJMNIEJ JEDNĄ z dwóch zamkniętych stoczni...
prosze też pamiętać, że przyjąłem po stronie urzędniczej TYLKO koszt pracy (nie wziąłem pod uwagę kosztów budynków i ich utrzymania, ogrzewania, systemów komputerowych, materiałów piśmienniczych, paliwa pojazdów służbowych, kosztów delegacji, etc., etc. )
po stronie urzędniczej wziąłem też faktyczne koszty pracy - obliczenia po stronie urzędniczej nie są obarczone tymi "naddatkami"..
natomiast po stronie stoczniowej wziąłem pod uwagę zarówno koszty pracy, jak i DOPŁACANIE do produkcji i inne zakładane (na wyrost) koszty ("naddatki")
załóżmy, że siła nabywcza (generująca popyt na rynku) urzędnika i stoczniowca (hipotetycznie zarabiającego aż tak dużo, jak urzędnik) jest taka sama...
- z tego punktu widzenia urzędnik jest tak samo pożyteczny dla społeczeństwa i gospodarki, jak dotowany stoczniowiec...
natomiast trzeba odpowiedziec na pytanie: lepiej utrzymywać (razem z jego zakładem pracy) pracownika wytwarzającego coś konkretnego (statki były "polskimi mercedesami" - jedną z bardzo nielicznych grup MARKOWYCH (rozpoznawalnych w świecie w swojej branży) wyrobów eksportowych Polski, ...czy lepiej utrzymywać urzędnika nie produkującego niczego, nie tworzącego żadnej wartości dodanej ani prestiżu (np. związanego z kulturą techniczną w jakiejś branży), a tylko "zamulającego" gospodarkę i utrudniającego życie obywatelom ?...
przypominam, że liczyłem tu tylko samych stoczniowców (10 000), ale każde miejsce pracy w stoczni to od 2 do 7 (różne źródła różnie podają) miejsc pracy w kopperacji i u poddostawców (o tyle mniej (poza samymi stoczniowcami) klientów pomocy społecznej - biorców zasiłków).