Grom pisze:Relacje ceny - zarboki niestety, ale nawet w obecnych ciężkich czasach są zdecydowanie na korzyść zachodu. Nie ma się czemu dziwić, że w dalszym ciągu występuje odpływ ludzi.
Przepraszam, ale czy ktokolowiek watpil, ze jest inaczej? Czy ktokolwiek myslal, ze niezbyt zamozna Polska (nie dysponujaca licznymi zasobami surowcow naturalnych) podzwignie sie z polwiecza poprzedniego systemu politycznego i gospodraczego w ciagu dekady czy dwoch?
Prawdopodobnie jeszcze przez dwie nastepne dekady nie dogonimy wielu panstw (nawet tych mniej zamoznych) zachodniej Europy. Dla mnie to zupelnie przewidywalne.
Grom pisze:I pewnie nie o to chodzi Marmiku, że w okolicy nie ma stolarzy (lub młodych magistrów), tylko o to, że Ci pracujący bez nadzoru wyjechali, a za nimi Ci, którzy potrzebują nadzoru, po nich nieuki, niedouki, a w końcu i licencjaci, mgr itd itd itd. Zwykły rachunek ekonomiczny.
Wlasnie o tym mowie. Odplyw sily roboczej wywoluje pewna pustke, ktora trzeba zapelnic. W zachodniej Europie bylo za malo hydraulikow, spawaczy, lekarzy itp. to przyjechali ze wschodu. W linku bylo o tym, ze w wielkiej Brytanii zarzucono ksztalcenie/szkolenie specjalistow. W Polsce jest to samo tzn. nie ksztalci sie i nie szkoli dostatecznej ilosci np. stolarzy, co za jakis czas wymusi sciagniecie pracownikow ze wschodu.
Niby naturalna kolej rzeczy, ale warto zastanowic sie dokad to nas zaprowadzi.
Poza tym nie dla wszystkich liczy sie tylko rachunek ekonomiczny. Gdyby tak bylo to juz dawno moja zona i wiele innych ludzi zarabialoby pieciokrotnie wiecej niz teraz, a calkowicie niekontrolowany naplyw wykwalifikownej i stosunkowo taniej sily roboczej do krajow zachodniej Europy powaznie zachwialby tamtejszym rynkiem pracy.
W dzisiejszych czasach to reakcja lancuchowa w pogoni za pieniadzem/standardem zycia, a prawda jest taka, ze w zyciu sa dwie drogi: "byc" lub "miec". Jezeli wybiera sie ta pierwsza to jest wiele powodow zatrzymujacych czlowieka w miejscu gdzie zarobi wielokrotnie mniej. Gdyby bylo inaczej to nie mialbym poreczy na schodach, bo wspomniany majster, wystarczajaco dobrze wladajacy niemieckim i z podstawami angielskiego, juz dawno wyjechalby z kraju. Jest takie stwierdzenie "rich enough", co wcale nie musi oznaczac bogactwa, zmieniania samochodu co roku, wczasow w Alpach i zlotego sedesu. Niektorym wystarcza, ze pensja starcza im do pierwszego, ze maja co wlozyc do garnka, a dzieci chodza czyste i schludne, ze choc musza skrupulatnie planowac budzet to od czasu do czasu moga gdzies wyjechac na kilka dni. A najwazniejsze jest, ze robia to RAZEM. Ja nazywam to szczesciem.
Pozdrawiam,
Marmik
PS
Przepraszam za brak ogonkow.