Marmik pisze:Crolicku, zdaje się, że zapomniałeś co obejmował mój wąski wycinek. Interesowało mnie wyłącznie kiedy powinno dojść do zmiany dowodzenia i to głównie z naciskiem na słowo "powinno".
Po tych kilku latach. Myślę, że mogę odpowiedzieć.
Przyjmując za prawdziwe wszelkie zeznania. Kłoczkowski powinien zgłosić swoje dolegliwości przed wyjściem Orła w morze 1 września 1939 r i zdać dowództwo. Może i było by głupio, czy jak tam to nazwać. Obiektywnie na rzecz patrząc faktem, że ukrył swoje dolegliwości i wyszedł w morze, postąpił egoistycznie. Choć zapewne w dobrych intencjach. Tyle, że dobrymi intencjami jest wybrukowane piekło.
Nie jestem pewien, czy dolegliwości zdrowotne Kłoczkowski odczuwał, zanim wszedł na okręt. To, że tak twierdzi, jeszcze nie musi oznaczać prawdy. Jesli byli inni świadkowie, co to potwierdzali - wtedy co innego.
W ogóle gdy poznałem szereg przypadków z dowódcami OP z II wś., dochodzę do wniosku, że niemały procent nie nadawał się do dowodzenia, z powodu niemożności opanowania stresu bojowego w warunkach prawdziwej wojny i zagrożenia życia.
Jeśli nie starano się przed wojną dobrać na OP dowódców z wyraźnie objawianą w trakcie ćwiczeń przez nich inicjatywą taktyczną i swoistą "agresją bojową" (tak robiono w U-bootwaffe), to potem dochodziło do gorzkich rozczarowań.
Dowódcy, którzy potrafili w czasie pokoju dbać o każdą "śrubkę" i należyty stan techniczny swoich jednostek, wypadali nieźle w czasie parad, a nawet ćwiczeń, niejednokrotnie zawodzili w warunkach wojny nie realizując zadań wytyczonych rozkazami z powodu stresu. W amerykańskiej marynarce widać to było dość jaskrawo - przykład z Mummą (który spanikował przy pierwszych bombach) nie był odosobniony. Był nawet złośliwy utwór o "nieustraszonym Deo" - najodważniejszym, gdy "okręt w porcie stał". Wewnętrzną panikę podczas akcji na morzu ci "słabi" dowódcy skrywali lepiej albo gorzej. Najcześciej okręt z takim dowódcą unikał ryzykownych akcji, chował pod wodą na długo i praktycznie niewiele przemieszczał (nawet jeśli miał dość duży sektor). Zauważyłem np. niesamowicie podobną zbieżność postępowań Kłoczkowskiego i pierwszego dowódcy USS "Wahoo" - Kennedy'ego (który decydował się przy wielu okazjach jakie miał niezmiernie rzadko na atak). "Kłocz" mógł spróbować ataku przynajmniej raz. Zresztą, gdy napotkano statek nieprzyjaciela, komandor nie powinien powierzyć dowodzenia w takiej chwili zastępcy, jeśli sam nie czuł się na siłach pełnić obowiązków? Jeśli uparcie decydował sam dalej, to możliwe, że nie było z nim tak źle.
Stres mógł rzeczywiście wywołać u "Kłocza" objawy choroby, trudnej do zdiagnozowania i nie musiało być to "symulanctwo". Tak czy owak powinien sam przekazać obowiązek dowodzenia swemu zastępcy wcześniej (gdy sygnał do DF wysłano) a to, że go nie znosił, nie powinno przeważyć w tak poważnej sytuacji.
Zaznaczam, że tak mogło być (a nie musiało), bo znam opinie i tych, którzy widzą dowodzenie komandora w "lepszym świetle" i z teorią o stresie nie zgadzają się.
W sprawie wpływania do portu neutralnego rozkaz nie był kategoryczny i na "Orle" nie musiano go realizować. Okręt tracił przecież swoją "czapkę niewidkę" ujawniając się w Tallinie i ryzykował nawet bardziej, niż wtedy, gdyby dość szybko zaatakował i zatopił wrogi statek, a potem niezwłocznie się oddalił. Wielogodzinny pobyt "Orła" w porcie dawał czas Niemcom na "podciągnięcie" okrętów swojej floty bliżej Tallina i granic estońskich wód neutralnych, a żaden z oficerów naszego okrętu nie mógł wiedzieć, jak daleko są i ile to im zajmie czasu. Ten argument powinien być podniesiony przez oficerów na pierwszym miejscu przed wpłynieciem do Tallina, jeśli zamierzano kontynuować dzałania bojowe okrętu nadal. Samo cumowanie w porcie neutralnym powinno mieć miejsce tylko wtedy, gdyby okręt już naprawdę nie był zdolny do kontynuowania akcji z powodu poważnego stanu technicznego. To powinno dotyczyć zresztą wszystkich naszych OP.
tom pisze:Nie jestem pewien, czy dolegliwości zdrowotne Kłoczkowski odczuwał, zanim wszedł na okręt. To, że tak twierdzi, jeszcze nie musi oznaczać prawdy. Jesli byli inni świadkowie, co to potwierdzali - wtedy co innego.
Sraczka, ból piety, czy drętwienie łokcia samo w sobie jeszcze nie oznacza, że ktoś nie może dowodzić okrętem. W dużym uproszczeniu, stwierdzić to może lekarz lub sam dowódca. Pomijam tu bardziej skomplikowane przypadki, bo w tym omawianym jest to niecelowe, gdyż stwierdził to jeden z wymienionych - na piśmie, odnosząc to do konkretnego momentu.
To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.
tom pisze:Nie jestem pewien, czy dolegliwości zdrowotne Kłoczkowski odczuwał, zanim wszedł na okręt. To, że tak twierdzi, jeszcze nie musi oznaczać prawdy. Jesli byli inni świadkowie, co to potwierdzali - wtedy co innego.
Kłoczkowski po raz pierwszy wspomina o dolegliwościach w swoich sprawozdaniach dla adm.Świrskiego pisanych z Estonii. Natomiast świadkowie przesłuchiwani w UK jasno stwierdzili, że zauważyli u niego objawy chorobowe jeszcze przed wybuchem wojny. Tylko tu znów jest dylemat, oficerowie mówią co innego, a podoficerowie i marynarze co innego.
Minęło wiele lat odkąd ostatni raz zaglądałem do dokumentów, piszę z pamięci.