Koniec ery pancerników

Okręty Wojenne lat 1905-1945

Moderatorzy: crolick, Marmik

Sławek
Posty: 862
Rejestracja: 2011-02-25, 01:10

Koniec ery pancerników

Post autor: Sławek »

Znowu ta mitologia "końca ery pancerników"...
Awatar użytkownika
clavdivs
Posty: 112
Rejestracja: 2011-07-19, 22:50

Re: Nowości wydawnicze: CZASOPISMA

Post autor: clavdivs »

Sławek pisze:
Znowu ta mitologia "końca ery pancerników"...
Na pewno jej początek konca. W ataku lotniskowcow na PH była zapowiedz dużych mozliwości tej klasy okrętów. Z czasem stały sie okrętami najważniejszej kategorii, trudno usprawiedliwić koszty pancernikow bedących okretami pomocniczymi.
Sławek
Posty: 862
Rejestracja: 2011-02-25, 01:10

Re: Nowości wydawnicze: CZASOPISMA

Post autor: Sławek »

Pancerniki okrętami pomocniczymi?
Pierwsze słyszę...
W takim razie, jak rozumiem, wszystkie inne klasy okrętów też są pomocnicze (w tym lotniskowce i okręty podwodne)?
Bo ostrzał brzegu, ochrona szlaków komunikacyjnych, szachowanie sił nawodnych nieprzyjaciela, ochrona własnych baz i osłona zespołów uderzeniowych, to na pewno nie jest rola pomocnicza.
Fakt, pancerniki wystrzeliły zdecydowanie więcej pocisków do umocnień nadbrzeżnych, niż do okrętów nieprzyjaciela, ale, szkopuł w tym, że lwia część lotów samolotów pokładowych miała za cel... również wsparcie wojsk naziemnych, wykorzystano przy tym zdecydowanie więcej bomb, rakiet i karabinowych kul, niż do ataków na japońską flotę.
Tego rodzaju logika prowadziłaby więc do wniosku, iż lotniskowce pełniły podrzędną rolę względem okrętów podwodnych, bo te akurat niesłychanie rzadko wspierały oddziały Marines, swych dział i torped używając głównie do zwalczania jednostek nawodnych, szczególnie handlowych.
Z kolei czy lotniskowce były główną siłą bojową podczas bitew? Tylko w niektórych (w zależności od regionu i przyjętej taktyki). Tak się bowiem składa, iż głównym celem posiadania floty wojennej wcale nie jest staczanie bitew, a obrona własnych linii zaopatrzeniowych, baz i innych obiektów strategicznych, a równocześnie przerywanie takich linii przeciwnikowi, niszczenie i zajmowanie jego baz – słowem, osiąganie pewnych celów strategicznych.
Jeśli celem zgrupowania floty jest obrona transportowców z żołnierzami desantu przed zespołem wrogich lotniskowców, to główną siłą ofensywną zespołu będą lotniskowce, wspierane przez pancerniki, a gdy po zneutralizowaniu zagrożenia z powietrza, żołnierze zaczną lądować na plażach i tworzyć przyczółki, wtedy to pancerniki staną się główną siłą ofensywną zespołu (jak wykazano wielokrotnie, są one skuteczniejsze we wsparciu oddziałów lądowych), lotniskowce zaś przyjmą funkcję jednostek osłony - coś takiego możemy zobaczyć choćby podczas walk o Saipan w lecie 1944 roku. Z kolei gdy zagrożeniem dla zespołu będą wrogie pancerniki, idące pod osłoną powietrzną w dzień, lub bez osłony w nocy, wówczas własne okręty liniowe staną się główną siłą ofensywną, wspieraną w dzień przez lotniskowce, a w nocy przez krążowniki i niszczyciele. Ciekawe, co by się stało pod Leyte, gdyby nie pancerniki Oldendorfa, albo pod Guadalcanalem, gdyby nie pancerniki Lee...
Jeśli zatopienie kilku pancerników (z czego tylko TRZECH manewrujących w morzu) przez roje samolotów (przy nieskutecznej jeszcze wówczas artylerii przeciwlotniczej) ma oznaczać koniec ery pancerników, to jak nazwać zatopienie dwóch lotniskowców (HMS "Glorious" i USS "Gambier Bay") przez pancerniki? Można pójść dalej tropem tego absurdu i stwierdzić, że katastrofa eskadry J. C. Waldron'a w Bitwie o Midway była... końcem ery samolotów torpedowych. Skoro pancerniki kończą swoją erę, to kończy się zatem epoka wszelkich innych sił nawodnych - pozostałe jednostki nawodne są bowiem jeszcze słabsze, jeszcze delikatniejsze i łatwiejsze do zatopienia.

Co do kosztów, to kolejny mit.
Pancernik kosztuje mniej niż lotniskowiec z samolotami i wyszkolonym personelem, a jego użycie jest co najmniej 6 razy tańsze (w ostrzale brzegu nawet ponad 8 razy tańsze).
Po II Wojnie Światowej omal nie zniknęły - obok pancerników - wszystkie lotniskowce.
To, że ostatecznie niektóre z nich pozostawiono, a nawet później budowano nowe, niekoniecznie zawsze miało realne uzasadnienie operacyjne.
Na ogół technologiczne.
Okazały się prostsze w budowie, a społeczeństwo chciało lotniskowców - do dziś tak w USA jest i niechętny dalszej budowie tych jednostek Kongres musiał chcąc nie chcąc zaakceptować program konstrukcyjny następców typu Nimitz...
Nie było jednak nigdy końca ery pancerników, a już na pewno nie nastąpiło to w Pearl Harbor (swoją drogą dzięki temu, że atak skupił się na amerykańskich, odpornych na ciosy pancernikach, zabrakło Japończykom środków ogniowych do zniszczenia naprawdę niezbędnych do prowadzenia wojny instalacji).
Wojna w Korei, II wojna indochińska i I wojna w Zatoce Perskiej, wykazały pełną przydatność zarówno lotniskowców, jak i pancerników, które teraz - dzięki wyposażeniu w pociski samosterujące oraz zaawansowaną technicznie amunicję artyleryjską AGWS ERGM - mają zbliżony zasięg swych ciosów względem dowolnego lotniskowca, przy nieporównywalnie większej odporności na uszkodzenia i niskim koszcie za każdą tonę wystrzelonej amunicji.
Pancerniki "przegrały" wojnę z ekonomią czasów pokoju i... modą, a nie okrętami czy samolotami nieprzyjaciela.
Pomimo to pozostają pod względem nuklearnej siły ognia na drugim miejscu, zaraz po okrętach podwodnych klasy SSBN.
Adam
Posty: 1745
Rejestracja: 2005-09-06, 12:58

Re: Nowości wydawnicze: CZASOPISMA

Post autor: Adam »

Sławek pisze: Pomimo to pozostają pod względem nuklearnej siły ognia na drugim miejscu, zaraz po okrętach podwodnych klasy SSBN.
Pozostają? A to są jakieś pancerniki w służbie?
Era pancerników przeminęła w czasie II wojny światowej, po jej zakończeniu nie zbudowano żadnego okrętu tej klasy (Vanguard to jeszcze "poślizg" z czasów wojny). Wszystkie wycofano praktycznie kilka lat po wojnie, najpóźniej na początku lat 60. Reaktywacja Iowa i jej trzech braci w latach 80. była ciekawym eksperymentem czasów zimnej wojny i Reagana, zakończonym po 10 latach. Ich przydatność na współczesnym polu walki była co najmniej problematyczna i nie odegrały one żadnej istotnej roli w żadnym, współczesnym konflikcie, poza oczywiście rolą propagandową, bo robiły wrażenie. Dużo większe niż atakujące spoza linii horyzontu, zazwyczaj niewidoczne, lotniskowce. Ich przydatność miała dotyczyć co najwyżej ataków na cele lądowe, ale tu ustępują samolotom praktycznie na każdym polu, zwłaszcza mając na uwadze zasięg i możliwość wywalczenia i utrzymania przewagi powietrznej. To lotniskowce umożliwiły w 2002 uderzenie na Afganistan, czego nie dokonałby żaden pancernik (kilka, nawet kilkadziesiąt Tomahawków to tylko jeden z elementów uderzenia, a tyle samo, albo i więcej, wystrzeli dziś byle niszczyciel).
MiKo
Admin FOW
Posty: 4040
Rejestracja: 2004-01-07, 09:02

Re: Nowości wydawnicze: CZASOPISMA

Post autor: MiKo »

Sławek pisze:Bo ostrzał brzegu, ochrona szlaków komunikacyjnych, szachowanie sił nawodnych nieprzyjaciela, ochrona własnych baz i osłona zespołów uderzeniowych, to na pewno nie jest rola pomocnicza.
To wszystko jest właśnie rola pomocnicza. Z wyjątkiem "szachowania sił nawodnych nieprzyjaciela", ale to akurat była rola lotniskowców :D
Sławek
Posty: 862
Rejestracja: 2011-02-25, 01:10

Re: Nowości wydawnicze: CZASOPISMA

Post autor: Sławek »

Adam pisze:
Sławek pisze: Pomimo to pozostają pod względem nuklearnej siły ognia na drugim miejscu, zaraz po okrętach podwodnych klasy SSBN.
Pozostają? A to są jakieś pancerniki w służbie?
Era pancerników przeminęła w czasie II wojny światowej, po jej zakończeniu nie zbudowano żadnego okrętu tej klasy (Vanguard to jeszcze "poślizg" z czasów wojny). Wszystkie wycofano praktycznie kilka lat po wojnie, najpóźniej na początku lat 60. Reaktywacja Iowa i jej trzech braci w latach 80. była ciekawym eksperymentem czasów zimnej wojny i Reagana, zakończonym po 10 latach. Ich przydatność na współczesnym polu walki była co najmniej problematyczna i nie odegrały one żadnej istotnej roli w żadnym, współczesnym konflikcie, poza oczywiście rolą propagandową, bo robiły wrażenie. Dużo większe niż atakujące spoza linii horyzontu, zazwyczaj niewidoczne, lotniskowce. Ich przydatność miała dotyczyć co najwyżej ataków na cele lądowe, ale tu ustępują samolotom praktycznie na każdym polu, zwłaszcza mając na uwadze zasięg i możliwość wywalczenia i utrzymania przewagi powietrznej. To lotniskowce umożliwiły w 2002 uderzenie na Afganistan, czego nie dokonałby żaden pancernik (kilka, nawet kilkadziesiąt Tomahawków to tylko jeden z elementów uderzenia, a tyle samo, albo i więcej, wystrzeli dziś byle niszczyciel).
Pozostają i pozostaną - w annałach historii.
Każdy nosił w "pokojowej szacie" po 12 pocisków Mark 23 KATIE (w stanie rozmontowanym) oraz 12 rakiet Tomahawk w wersji TLAM-N.
Większa siłę ognia mają jedynie okręty podwodne klasy SSBN.
Gwoli ścisłości, dwa pancerniki nadal pozostają w rezerwie (niewpisane na listę).

Po zakończeniu II Wojny Światowej nie wybudowano żadnego pancernika, ale o mały włos ten sam los spotkałby lotniskowce.
Powstałe głównie na bazie armijnego lotnictwa US Air Force twierdziło, iż w świetle doświadczeń wojny najważniejsze są ciężkie bombowce, uzbrojone w broń atomową, bądź „inteligentną”. Było to na tyle przekonujące, iż Kongres drastycznie zmniejszył fundusze na Marynarkę Wojenną, co wymusiło zaprzestanie budowy praktycznie wszystkich pancerników i lotniskowców. Potem, US Navy udało się uzyskać zwiększenie budżetu, tyle że niewystarczająco do pokrycia wszystkich potrzeb, dlatego do rezerwy wycofano nie tylko większość starszych pancerników, ale i lotniskowców.
Długo zastanawiano się, jaki okręt najlepiej wypełni wyzwania stawiane przez przyszłość. Początkowo wszystko wskazywało na pancernik uzbrojony w rakiety. Pierwotne obawy związane z „łatwością trafienia” tych wielkich jednostek oraz ich rzekomej wrażliwości na pociski rakietowe i atomowe nie znalazły potwierdzenia w praktyce - okręty liniowe wykazały sporą odporność na skutki wybuchu jądrowego, a lotniskowce nikłą lub żadną. Prototypową jednostką miał być USS „Kentucky”, nieukończony pancernik typu Iowa. Jednak w końcu zdecydowano się postawić na lotniskowce, jako okręty łatwiejsze w projekcie i budowie, modernizacji samolotów mających większy zasięg uderzenia od armat pancernika (wówczas samosterujące rakiety klasy woda-ziemia pozostawały w sferze marzeń fantastyczno-naukowych). Ponadto wymiana samolotów na nowocześniejsze kosztuje zdecydowanie mniej, niż budowa nowego okrętu liniowego, co w pewnym stopniu niweluje wysoki koszt utrzymania lotniskowca i personelu pokładowego. Ale o tym pisałem wyżej, więc nie będę się powtarzał.

W czym ustępuje pancernik lotnictwu przy atakach na cele lądowe - nie mam pojęcia.
Jedynie zasięgiem ciosów, ale nie wiemy jakie uzbrojenie nosiłyby dziś pancerniki, gdyby nadal ewoluowały.
Nawet stare pancerniki typu Iowa mogłyby dziś strzelać amunicją Scram-Jet i mieć na pokładzie po 128 Tomahawków - niech się każdy lotniskowiec wtedy schowa.
Do tego takie uderzenie jest o wiele tańsze, nie ryzykuje się życia pilotów, a sam okręt jest trudniejszy do zniszczenia niż nawet największy lotniskowiec.
Działanie w strefach przybrzeżnych, zabezpieczenie operacji typu littorial-combat oraz bezpośrednie wsparcie także są domeną pancernika.
Wszystko to za o wiele mniej kasy niż w przypadku lotniskowca.
Nieprawdą jest, że pancerniki nie odegrały znaczącej roli we współczesnych konfliktach. Skąd ten pomysł???
Dzięki pancernikom, samoloty mogły bez oporu uderzyć na Irak w 1991 roku, po wcześniejszym zniszczeniu przez okręty liniowe systemu obrony przeciwlotniczej i stanowisk dowodzenia.
Statystyki nie kłamią - lotniskowce wypadły w tym konflikcie dość mizernie na tle obu "starych dziadków", zwłaszcza w kosztorysie.
W Wietnamie to samo. To, czego przez miesiąc nie mogło zrobić lotnictwo przy jednocześnie sporych stratach własnych, zrobił USS "New Jersey" - w pół godziny.
Pewnie można pisać dalej - Korea, Liban... ochrona linii komunikacyjnych, szachowanie sił nawodnych b. ZSRR etc.
Ale po co, jak każdy woli żyć mitami? ;)
Ostatnio zmieniony 2011-11-08, 22:02 przez Sławek, łącznie zmieniany 3 razy.
Sławek
Posty: 862
Rejestracja: 2011-02-25, 01:10

Re: Nowości wydawnicze: CZASOPISMA

Post autor: Sławek »

MiKo pisze:
Sławek pisze:Bo ostrzał brzegu, ochrona szlaków komunikacyjnych, szachowanie sił nawodnych nieprzyjaciela, ochrona własnych baz i osłona zespołów uderzeniowych, to na pewno nie jest rola pomocnicza.
To wszystko jest właśnie rola pomocnicza. Z wyjątkiem "szachowania sił nawodnych nieprzyjaciela", ale to akurat była rola lotniskowców :D
Wojskowi są innego zdania, a już prawdziwym kuriozum pozostaje fakt, że wyjątkowo trafnie i udanie zdołała wykorzystać pancerniki... US Army!
W styczniu 1945 na Filipinach, „wolne pancerniki”, w tym również weterani z Pearl Harbor, na czele floty inwazyjnej dokonały przejścia wąskimi cieśninami pomiędzy wciąż zajmowanymi przez Japończyków wyspami do zatoki Lingayen. Zespół był wielokrotnie atakowany przez lotników shimpu, okręty podwodne, motorówki samobójcze „Shinyo” itp. Pancerniki bez większego uszczerbku wytrzymały trafienia, które mniej odporne jednostki posłałyby na dno, pozostając całe tygodnie na pozycjach bombardowania i udzielając skutecznego wsparcia (nie tylko artyleryjskiego, ale także logistycznego!) nacierającym wojskom. Nagle okazało się, iż te pogardzane przez niektórych wielkie „rzęchy”, były w stanie prowadzić działania w warunkach przewagi powietrznej, przy niesłychanej determinacji przeciwnika.
Logiczne zastosowanie tych okrętów przez armię, wynikło być może z tego, że w wojskach lądowych nie ma żadnego „króla bitwy”, a lotnictwo, artyleria, czołgi i piechota są jednostkami równorzędnymi, które wzajemnie się wspierają, a ich głównym celem nie jest staczanie bitew, a zajmowanie pewnych punktów o strategicznym znaczeniu – tak się wygrywa wojny! Gdyby jakiś kadet stwierdził, iż po wynalezieniu ręcznych wyrzutni przeciwpancernych i przeciwlotniczych, „epoka samolotów i czołgów” się skończyła, najpewniej skończyłby za biurkiem w jednostkach cmentarnych.
MiKo
Admin FOW
Posty: 4040
Rejestracja: 2004-01-07, 09:02

Re: Nowości wydawnicze: CZASOPISMA

Post autor: MiKo »

Jacy wojskowi? We wrześniu West Virginia bez uszczerbku weszał do zatoki Tokijskiej, a w 1946 roku pancerniki hulały po całym Pacyfiku w operacji Magic Carpet.

Niech by tam weszły w 1942 roku to by z nich nic nie zostało. Tak czy inaczej występowały w roli barek aryleryjskich...
Sławek
Posty: 862
Rejestracja: 2011-02-25, 01:10

Re: Nowości wydawnicze: CZASOPISMA

Post autor: Sławek »

MiKo pisze:Jacy wojskowi? We wrześniu West Virginia bez uszczerbku weszał do zatoki Tokijskiej, a w 1946 roku pancerniki hulały po całym Pacyfiku w operacji Magic Carpet.

Niech by tam weszły w 1942 roku to by z nich nic nie zostało. Tak czy inaczej występowały w roli barek aryleryjskich...
No to odwrotnie - niech by w 1942 roku lotniskowce Nagumy weszły do San Diego - to by z nich nic nie zostało.
Lotniskowce zaś robiły za barki lotnicze, bo również większość swojego czasu spędziły na atakowaniu celów naziemnych.
Z gorszym niż pancerniki skutkiem i drożej.

Jacy wojskowi?
Chyba nie przesadzę mówiąc WSZYSCY, bowiem podstawą prowadzenia działań wojennych jest zajmowanie i utrzymywanie pewnych punktów o znaczeniu strategicznym, a następnie zaopatrywanie w surowce - nie staczanie bitew.
MiKo
Admin FOW
Posty: 4040
Rejestracja: 2004-01-07, 09:02

Re: Nowości wydawnicze: CZASOPISMA

Post autor: MiKo »

A co by im San Diego zrobiło? To samo co Pearl Harbor? Obróciły by w pył i perzynę wszystko na swojej drodze. Z wyjątkiem jednego... i nie były to pancerniki :D
Sławek
Posty: 862
Rejestracja: 2011-02-25, 01:10

Re: Nowości wydawnicze: CZASOPISMA

Post autor: Sławek »

MiKo pisze:A co by im San Diego zrobiło? To samo co Pearl Harbor? Obróciły by w pył i perzynę wszystko na swojej drodze. Z wyjątkiem jednego... i nie były to pancerniki :D
Atak na Pearl Harbor w 1942 roku zakończyłby się dla lotniskowców Nagumy tak samo jak w przypadku San Diego - na dnie.
W najlepszym razie lotniskowce wróciłyby do baz bez samolotów, o ile wcześniej nie wyleciałyby na księżyc na minach, nie zmasakrowałyby ich okręty podwodne i bombowce bazowe.
Pancerniki pod parasolem myśliwskim także mogłyby dużo zdziałać, choć one akurat były przewidziane- wraz z bateriami brzegowymi - do obrony baz przed ostrzałem pancerników Cesarskiej Floty.
Ot, pokazuję ci złożoność układanki zwanej Zespołem Floty.
Sam lotniskowiec nic nie zrobi, nawet największy.
Sam pancernik też nic nie zrobi, choćby nie wiadomo jaki był potężny. Nawet jakby przetrwał atak z powietrza, nawet jakby zbombardował brzeg, to nie wysadzi desantu, nie utrzyma pozycji lądowych, nie zatrzyma wszystkich konwojów z zaopatrzeniem dla przeciwnika itd.
Ostatnio zmieniony 2011-11-08, 22:24 przez Sławek, łącznie zmieniany 1 raz.
Adam
Posty: 1745
Rejestracja: 2005-09-06, 12:58

Re: Nowości wydawnicze: CZASOPISMA

Post autor: Adam »

Ciekawe jak pancernik wywalczy przewagę w powietrzu, jak będzie patrolował i kontrolował przestrzeń powietrzną, wyegzekwuje zakaz lotów itp? Jak będzie atakował siły lądowe przeciwnika i udzieli wsparcia wojskom lądowym? Może co najwyżej ostrzelać strefę przybrzeżna, "starodawną" metodą ładowania w brzeg ton amunicji nijak nie przystającą do dzisiaj preferowanych precyzyjnych uderzeń na cele punktowe. A Tomahawki to nic szczególnego - każdy amerykański niszczyciel przenosi ich więcej niż pancernik, a jest mniejszy i tańszy w eksploatacji.
Prawda jest brutalna - dzisiejsze pole walki nie potrzebuje kanonierek ostrzeliwujących brzeg, potrzebuje natomiast samolotów. I tak jest co najmniej od 1960 roku.
Jeszcze w trakcie II wojny pancerniki miały swoją rolę do odegrania, choć na Pacyfiku to lotniskowce zapewniły pokonanie japońskiej floty i postęp operacji desantowych, a pancerniki już w 1945 zostały zredukowane do kanonierek ostrzeliwujących brzeg, co zapowiadało ich dalsze losy.
MiKo
Admin FOW
Posty: 4040
Rejestracja: 2004-01-07, 09:02

Re: Nowości wydawnicze: CZASOPISMA

Post autor: MiKo »

Sławek pisze: Atak na Pearl Harbor w 1942 roku zakończyłby się dla lotniskowców Nagumy tak samo jak w przypadku San Diego - na dnie.
W najlepszym razie lotniskowce wróciłyby do baz bez samolotów, o ile wcześniej nie wyleciałyby na księżyc na minach, nie zmasakrowałyby ich okręty podwodne i bombowce bazowe.
Jakich minach? Jakich bombowcach bazowych?

Lotniskowce nie musiał (w przeciwieństwie do pancerników) wchodzić do kanału portowego żeby zrobić komuś kuku! Chcesz zaminować cały Pacyfik, obstawić go szczelnie kilkunostama okrętami podwodymi i patrolować "bombowcami bazowymi" ???
Sławek
Posty: 862
Rejestracja: 2011-02-25, 01:10

Re: Nowości wydawnicze: CZASOPISMA

Post autor: Sławek »

Adam pisze:Ciekawe jak pancernik wywalczy przewagę w powietrzu, jak będzie patrolował i kontrolował przestrzeń powietrzną, wyegzekwuje zakaz lotów itp? Jak będzie atakował siły lądowe przeciwnika i udzieli wsparcia wojskom lądowym? Może co najwyżej ostrzelać strefę przybrzeżna, "starodawną" metodą ładowania w brzeg ton amunicji nijak nie przystającą do dzisiaj preferowanych precyzyjnych uderzeń na cele punktowe. A Tomahawki to nic szczególnego - każdy amerykański niszczyciel przenosi ich więcej niż pancernik, a jest mniejszy i tańszy w eksploatacji.
Prawda jest brutalna - dzisiejsze pole walki nie potrzebuje kanonierek ostrzeliwujących brzeg, potrzebuje natomiast samolotów. I tak jest co najmniej od 1960 roku.
Jeszcze w trakcie II wojny pancerniki miały swoją rolę do odegrania, choć na Pacyfiku to lotniskowce zapewniły pokonanie japońskiej floty i postęp operacji desantowych, a pancerniki już w 1945 zostały zredukowane do kanonierek ostrzeliwujących brzeg, co zapowiadało ich dalsze losy.
Rolą pancernika, jak i każdego - poza lotniskowcem - okrętu NIE JEST wywalczanie przewagi w powietrzu.
Co najwyżej zwalczanie celów powietrznych, a dziś okręty z systemem AEGIS i pociskami SM-3ER (z głowicą kinetyczną) mają w tym duży potencjał.
Powtarzam - nie wiemy, jakim uzbrojeniem dysponowałby pancernik XXI wieku, gdyby nadal ewoluował.
Projekty pancernika XXI wieku zakładają uzbrojenie go np. w armaty elektromagnetyczne.

http://www.warisboring.com/2007/08/13/r ... attleship/

http://www.warisboring.com/2007/03/19/tight-fit/

Do precyzyjnych uderzeń w głębi lądu i tak lepsze okazuje się lotnictwo Armii, gdyż F-18 wypadają raczej słabo (poza Super Hornetem).
Zarówno US Army, jak i w końcu nowe pokolenie US Navy zauważyło, że brak pancerników jest błędem.
Chciano zakleić tę lukę, jednak społeczeństwo chce lotniskowców.
No to administracja Obamy ucięła fundusze na CG-X i BBGN(X)...

Podczas II WŚ. zarówno lotniskowce, jak i pancerniki miały swoje pięć minut w bitwach morskich (były starcia zarówno pancerników z pancernikami, jak i lotniskowców z lotniskowcami) i nieprawdą jest, że wyłącznie lotniskowce zapewniły pokonanie japońskiej floty bo dokonały tego na równi pancerniki, krążowniki, niszczyciele, a przede wszystkim okręty podwodne.
Stoczono (na Pacyfiku) więcej bitew lotniskowców, niż pancerników, ale należy pamiętać, że można z kimś walczyć, o ile jest ku temu okazja, a tej amerykańskie pancerniki nie miały. Wszystko to przez kunktatorstwo japońskich sztabowców, do ostatka oszczędzających własnym okrętom liniowym czegoś tak ryzykownego jak bitwa z przeważającymi siłami pancerników US Navy.
Poza tym celem wojen nie jest staczanie bitew, im szybciej Panowie militaryści sobie to uzmysłowią, tym szybciej zrozumieją, o co mi chodzi i tym szybciej zmienią zdanie.
Pancerniki nie spełniały jedynie roli wsparcia piechoty, ale również osłaniały lotniskowce (co by te biedne, łatwopalne pudełka zrobiły bez zapory przeciwlotniczej), zwalczały żeglugę, osłaniały własne linie komunikacyjne (konwoje) itd. itp.

Nikt też się nie zastanawia, dlaczego tylko US Navy dysponuje obecnie lotniskowcami w pełnym tego słowa rozumieniu.
Niewielką konkurencję stanowi dla nich flota francuska, dysponująca JEDNYM, średnim lotniskowcem...
Ostatnio zmieniony 2011-11-08, 23:42 przez Sławek, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
clavdivs
Posty: 112
Rejestracja: 2011-07-19, 22:50

Re: Nowości wydawnicze: CZASOPISMA

Post autor: clavdivs »

No to odwrotnie- niech w PH zniszczone zostają wszystkie lotniskowce USN.
Jakie szanse miały by pancerniki w starciu z Kido Butai? Pewnie takie jak PoW I R pod Kuantanem.

Amerykanie mogli pozwolić sobie na jakie kolwiek operacje ofensywne, kiedy japonskie lotniskowce zostały zneutralizowane.
Pancerniki nie mogły by osłaniać desantu, ani swoich lini, ponieważ uległy by wcześniej lotniskowcom.

Po wojnie nie było potrzeby budowania nowych lotniskowcow, ponieważ te wybudowane w czasie wojny, modernizowane nadal pelniły swoja role.
Dzisiejsza niechęć do budowania nowych Nimitzów, wynika z tego że nadal te okręty są "jare" i nie jest potrzeba ich posiadania w takiej ilosci.

Przenoszenie dużej ilości pocisow manewrujacych nie jest atutem, wspólczesne okrety z pionowymi wyrzutniami czesto chodzą z pustymi wyrzutniami, poniważ brakuje dla nich pocisków, które są rownież bardzo drogie.
Sławek
Posty: 862
Rejestracja: 2011-02-25, 01:10

Re: Nowości wydawnicze: CZASOPISMA

Post autor: Sławek »

MiKo pisze:
Sławek pisze: Atak na Pearl Harbor w 1942 roku zakończyłby się dla lotniskowców Nagumy tak samo jak w przypadku San Diego - na dnie.
W najlepszym razie lotniskowce wróciłyby do baz bez samolotów, o ile wcześniej nie wyleciałyby na księżyc na minach, nie zmasakrowałyby ich okręty podwodne i bombowce bazowe.
Jakich minach? Jakich bombowcach bazowych?

Lotniskowce nie musiał (w przeciwieństwie do pancerników) wchodzić do kanału portowego żeby zrobić komuś kuku! Chcesz zaminować cały Pacyfik, obstawić go szczelnie kilkunostama okrętami podwodymi i patrolować "bombowcami bazowymi" ???
Rozmawiamy o ataku na konkretną bazę, a nie na całym Pacyfiku.
Jeśli mowa o całym Pacyfiku, to lotniskowce też nie mogły być wszędzie.
Gdzie były lotniskowce Cesarskiej Floty, gdy pod Guadalcanalem "szalały" amerykańskie pancerniki i krążowniki?
Dlaczego ani "North Carolina", ani "South Dakota" nie poszły na dno od uderzeń lotniczych, skoro lotniskowce są takie wszechpotężne, a jeszcze zadały całkiem spore straty ich grupom powietrznym?
Tak, lotniskowce nie musiały wejść do zatoki, by ostrzelać brzeg (dziś, stosując pociski strumieniowe lub armaty elektromagnetyczne też by nie trzeba tego robić), ale za to musiały mieć wytyczone cele do ataku i pokaźną osłonę zarówno myśliwców, jak i artylerii przeciwlotniczej oraz okrętów do ZOP'u.
Samotnie poszłyby na dno w trybie geometrycznym i tyle.
Bez trałowców, bez niszczycieli, bez pancerników pod główną bazą Navy mocarstwa takiego jak USA???
Swoją drogą ciekawe, kiedy by te samotne lotniskowce zostały znalezione przez Cataliny...?

Ochrona baz polega właśnie na tym, że wokół nich koncentruje się siły.
Taką doktrynę przyjęło US Navy na pierwsze półtora roku trwania wojny, więc takie samotne lotniskowce Nagumy chcąc wejść do San Diego lub Pearl Harbor (jak dla ciebie - podejść pod te bazy), spotkałyby się z pełnym pakietem obronnym i jeszcze uderzeniem powietrznym ze strony US Air Force.
Amerykańskie lotniskowce prowadziły w omawianym czasie tzw. "Wojnę szarpaną" w myśl maksymy "Uderz i uciekaj" i mimo iż nie chodziły same, to nikomu cegła na ich pomoście na głowę nie spadła, by podchodzić pod japońskie główne bazy.
Jedynie OKRĘTY PODWODNE pełniły wówczas działania stricte ofensywne, choć też nie zawsze tak, jak trzeba (patrz Filipiny).
ODPOWIEDZ