ORP BERKUT ?
: 2012-03-18, 20:59
ORP BERKUT ?
Pozwolę sobie zacytować tekst Jerzego Micińskiego zamieszczony w „Morzu” z lipca 1990 roku:
„Wicher”, pierwszy nowoczesny, specjalnie dla Polskiej Marynarki Wojennej zbudowany okręt, wszedł do służby w lipcu 1930 roku. W parę lat później zobaczyłem ten okręt na własne oczy: stał na kotwicy tuż przy Półwyspie Helskim, kiedy wycieczka uczniów Gimnazjum im. Długosza we Włocławku, w której i ja uczestniczyłem, płynęła tuż obok niego do portu w Helu, na pokładzie parowca żeglugi przybrzeżnej „Wanda”. Dzień był paskudny, dżdżysty i wietrzny, staliśmy pod skrzydłem mostku, wpatrzeni w długą, szarą, tajemniczą sylwetkę kontrtorpedowca. Chłonęliśmy wzrokiem widoczne na dziobie i na rufie działa, wyrzutnie torpedowe na śródokręciu oraz aż trzy jego kominy, w trochę śmiesznych, przypominających nakrycia głowy „kapeluszach”. Prócz „Wichra”, istniał już w tym czasie bliźniaczy kontrtorpedowiec „Burza” oraz trzy jeszcze bardziej interesujące okręty podwodne, których nazwy wymienialiśmy jednym tchem w nie zmienianej nigdy kolejności: „Wilk”, „Ryś” i „Żbik”. Wszystkie te okręty zbudowano we Francji, na wzór okrętów francuskich, i stąd między innymi określenie „kontrtorpedowiec”, analogiczne do terminologii francuskiej. W drugiej połowie lat trzydziestych zaczęliśmy budować okręty tej klasy w Anglii i wtedy już zaczęto mówić o nich z angielska „niszczyciele”. Pierwszy był „Grom”, który zginął bohatersko pod Narwikiem w maju 1940 r., druga - istniejąca do dziś, z pietyzmem zachowana „Błyskawica”. Piękne to były okręty, szybkie i dobrze uzbrojone, „małe krążownik!” - jak się mówiło nie bez dumy, najsilniejsze w swej klasie na Bałtyku. Francuzi zbudowali nam spory stawiacz min „Gryf”, będący jednocześnie okrętem szkolnym a nasze własne stocznie serię małych, ale świetnych poławiaczy min: „Mewę”, „Rybitwę”, „Jaskółkę” i „Czajkę” (tuż przed wojną doszły jeszcze „Czapla” i „Żuraw”). Otrzymaliśmy także wielce nowoczesne, duże okręty podwodne ze stoczni holenderskiej: „Orła” oraz „Sępa”. Budowa „Orła” sfinansowana została ze składek społeczeństwa, zbieranych na Fundusz Obrony Morskiej, na który i my - uczniowie Gimnazjum im. Długosza - przekazywaliśmy swe sztubackie złotówki. Były to więc poniekąd nasze okręty. Znaliśmy je, pamiętaliśmy wszystkie ich nazwy, wiedzieliśmy o nich sporo, łącznie z wypornością, wymiarami i uzbrojeniem.
Tak już nie było, niestety, po wojnie. Miała przecież Polska Marynarka Wojenna nowe „Wichry” i „Gromy”, także „Warszawy”, „Orliki” czy „Berkuty”, ale wszystko tu było „tajne łamane przez poufne". Nie należało interesować się okrętami i broń Boże - znać ich ilości, czy nazwy. Tajemnica wojskowa, doprowadzona do absurdu, stała się przyczyną, iż okręty - jakieś tam, fragmentarycznie ujawniane na ogół wtedy, kiedy ich już nie było w służbie, przestały stanowić dumę społeczeństwa, przestały budzić ciepłe uczucia. Może by warto to zmienić?
Piękny i mądry tekst, ale ja chciałbym zwrócić uwagę na wyróżnioną przeze mnie nazwę okrętu. Znając wiedzę Micińskiego na temat statków i okrętów trudno sobie wyobrazić, że się pomylił. Być może w tym tekście usiłował przemycić informację, która wówczas była jeszcze tajna. Informację o istnieniu w okresie PRL okrętu ORP BERKUT.
Taka nazwa pojawiła się w II Rzeczypospolitej, nosił ją nie do końca wykończony statek dozorczy Morskiego Urzędu Rybackiego (który nie został oddany Polsce po wojnie, nie chciał go zwrócić nam Związek Sowiecki, traktując go jako łup wojenny), po wojnie podobną nazwę, ale w formie BIRKUT nosił lugotrawler badawczy MIR projektu B-11. Te nazwy to regionalne określenia drapieżnego ptaka, orła przedniego.
Zakładając, że informacja redaktora Micińskiego była prawdziwa można zastanowić się jaki to był okręt. Nazwa jednoznacznie wskazuje na trałowiec.
Pierwszymi trałowcami wybudowanym w Polsce po wojnie na licencji sowieckiej były jednostki projektu 254K (3 sztuki) i projektu 254M (9 sztuk). Zbudowano je w latach 1955-1959 w Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni. Następną serię trałowców, liczącą 12 jednostek projektu 206F (oryginalna polska konstrukcja) zbudowano w tejże stoczni w latach 1961-1967. Kolejną serię trałowców (projekty 207D, 207P i 207 M) zbudowano w latach 1979-1994 w stoczni Marynarki Wojennej, choć projektowanie rozpoczęto dekadę wcześniej. Widać więc wyraźną przerwę w dostawach jednostek tego typu dla MW. Być może na początku lat 70. uznano, że produkcja okrętów z laminatów poliestrowo-szklanych znacznie się opóźni i trzeba rozważyć zakup w ZSRS trałowca nowego typu. Dostępnymi wówczas na rynku były trałowce pr. 257 (kod NATO – Vanya, budowane w latach 1959-1972) oraz eksperymentalne – z kadłubami z laminatów – pr. 1252 (Zhenya, 1966-1069). Te ostatnie zbudowano tylko w 3 egzemplarzach w Leningradzie i testowano w różnych sowieckich flotach. Być może jeden z tych okrętów trafił do Polski, ale to tylko moja hipoteza.
JB
Pozwolę sobie zacytować tekst Jerzego Micińskiego zamieszczony w „Morzu” z lipca 1990 roku:
„Wicher”, pierwszy nowoczesny, specjalnie dla Polskiej Marynarki Wojennej zbudowany okręt, wszedł do służby w lipcu 1930 roku. W parę lat później zobaczyłem ten okręt na własne oczy: stał na kotwicy tuż przy Półwyspie Helskim, kiedy wycieczka uczniów Gimnazjum im. Długosza we Włocławku, w której i ja uczestniczyłem, płynęła tuż obok niego do portu w Helu, na pokładzie parowca żeglugi przybrzeżnej „Wanda”. Dzień był paskudny, dżdżysty i wietrzny, staliśmy pod skrzydłem mostku, wpatrzeni w długą, szarą, tajemniczą sylwetkę kontrtorpedowca. Chłonęliśmy wzrokiem widoczne na dziobie i na rufie działa, wyrzutnie torpedowe na śródokręciu oraz aż trzy jego kominy, w trochę śmiesznych, przypominających nakrycia głowy „kapeluszach”. Prócz „Wichra”, istniał już w tym czasie bliźniaczy kontrtorpedowiec „Burza” oraz trzy jeszcze bardziej interesujące okręty podwodne, których nazwy wymienialiśmy jednym tchem w nie zmienianej nigdy kolejności: „Wilk”, „Ryś” i „Żbik”. Wszystkie te okręty zbudowano we Francji, na wzór okrętów francuskich, i stąd między innymi określenie „kontrtorpedowiec”, analogiczne do terminologii francuskiej. W drugiej połowie lat trzydziestych zaczęliśmy budować okręty tej klasy w Anglii i wtedy już zaczęto mówić o nich z angielska „niszczyciele”. Pierwszy był „Grom”, który zginął bohatersko pod Narwikiem w maju 1940 r., druga - istniejąca do dziś, z pietyzmem zachowana „Błyskawica”. Piękne to były okręty, szybkie i dobrze uzbrojone, „małe krążownik!” - jak się mówiło nie bez dumy, najsilniejsze w swej klasie na Bałtyku. Francuzi zbudowali nam spory stawiacz min „Gryf”, będący jednocześnie okrętem szkolnym a nasze własne stocznie serię małych, ale świetnych poławiaczy min: „Mewę”, „Rybitwę”, „Jaskółkę” i „Czajkę” (tuż przed wojną doszły jeszcze „Czapla” i „Żuraw”). Otrzymaliśmy także wielce nowoczesne, duże okręty podwodne ze stoczni holenderskiej: „Orła” oraz „Sępa”. Budowa „Orła” sfinansowana została ze składek społeczeństwa, zbieranych na Fundusz Obrony Morskiej, na który i my - uczniowie Gimnazjum im. Długosza - przekazywaliśmy swe sztubackie złotówki. Były to więc poniekąd nasze okręty. Znaliśmy je, pamiętaliśmy wszystkie ich nazwy, wiedzieliśmy o nich sporo, łącznie z wypornością, wymiarami i uzbrojeniem.
Tak już nie było, niestety, po wojnie. Miała przecież Polska Marynarka Wojenna nowe „Wichry” i „Gromy”, także „Warszawy”, „Orliki” czy „Berkuty”, ale wszystko tu było „tajne łamane przez poufne". Nie należało interesować się okrętami i broń Boże - znać ich ilości, czy nazwy. Tajemnica wojskowa, doprowadzona do absurdu, stała się przyczyną, iż okręty - jakieś tam, fragmentarycznie ujawniane na ogół wtedy, kiedy ich już nie było w służbie, przestały stanowić dumę społeczeństwa, przestały budzić ciepłe uczucia. Może by warto to zmienić?
Piękny i mądry tekst, ale ja chciałbym zwrócić uwagę na wyróżnioną przeze mnie nazwę okrętu. Znając wiedzę Micińskiego na temat statków i okrętów trudno sobie wyobrazić, że się pomylił. Być może w tym tekście usiłował przemycić informację, która wówczas była jeszcze tajna. Informację o istnieniu w okresie PRL okrętu ORP BERKUT.
Taka nazwa pojawiła się w II Rzeczypospolitej, nosił ją nie do końca wykończony statek dozorczy Morskiego Urzędu Rybackiego (który nie został oddany Polsce po wojnie, nie chciał go zwrócić nam Związek Sowiecki, traktując go jako łup wojenny), po wojnie podobną nazwę, ale w formie BIRKUT nosił lugotrawler badawczy MIR projektu B-11. Te nazwy to regionalne określenia drapieżnego ptaka, orła przedniego.
Zakładając, że informacja redaktora Micińskiego była prawdziwa można zastanowić się jaki to był okręt. Nazwa jednoznacznie wskazuje na trałowiec.
Pierwszymi trałowcami wybudowanym w Polsce po wojnie na licencji sowieckiej były jednostki projektu 254K (3 sztuki) i projektu 254M (9 sztuk). Zbudowano je w latach 1955-1959 w Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni. Następną serię trałowców, liczącą 12 jednostek projektu 206F (oryginalna polska konstrukcja) zbudowano w tejże stoczni w latach 1961-1967. Kolejną serię trałowców (projekty 207D, 207P i 207 M) zbudowano w latach 1979-1994 w stoczni Marynarki Wojennej, choć projektowanie rozpoczęto dekadę wcześniej. Widać więc wyraźną przerwę w dostawach jednostek tego typu dla MW. Być może na początku lat 70. uznano, że produkcja okrętów z laminatów poliestrowo-szklanych znacznie się opóźni i trzeba rozważyć zakup w ZSRS trałowca nowego typu. Dostępnymi wówczas na rynku były trałowce pr. 257 (kod NATO – Vanya, budowane w latach 1959-1972) oraz eksperymentalne – z kadłubami z laminatów – pr. 1252 (Zhenya, 1966-1069). Te ostatnie zbudowano tylko w 3 egzemplarzach w Leningradzie i testowano w różnych sowieckich flotach. Być może jeden z tych okrętów trafił do Polski, ale to tylko moja hipoteza.
JB