"Święty Dominik"-nieznany polski okręt z XVII w.?

Okręty Wojenne do 1905 roku

Moderatorzy: crolick, Marmik

admiralcochrane
Posty: 806
Rejestracja: 2004-05-28, 15:45

"Święty Dominik"-nieznany polski okręt z XVII w.?

Post autor: admiralcochrane »

Przegladajac liste hiszpańskich okretow wojennych zamiesczonych na stronie
http://www.sailingwarships.com/ natrafilem na bardzo interesujaca informacje
pod lista z dnia 27 sierpnia 1639 widnieje SANTO DOMINGO DE POLONIA,
hired Polish ship, utracony w bitwie pod Downs 21.10.1639, wyrzucony na brzeg
SANTO DOMINGO DE POLONIA czyli Swiety Dominik z Polski - czy mogla byc to ktoras z jednostek floty Wladyslawa IV, czy tez jednostka gdanska, wojenna, czy uzbrojony handlowiec?
Marek T
Posty: 3270
Rejestracja: 2004-01-04, 20:03
Lokalizacja: Gdynia

Post autor: Marek T »

Był też francuski JEAN SOBIESKI.
O ile dobrze pamiętam - z początku XVIII wieku.
Gość

Post autor: Gość »

To cfaktycznie ciekawe, choc w tymdrugim przypadku chodzilo zapewnie o uhonorowanie sojuszu polsko-francuskiego.,w pierwszym natomiast o jednostke polskiego pochodzenia- ciekawe, czy trafila pod hiszpanska bandere jako jednostka dobrowolnie wydzierzawiona, czy tez skutek jakiejs rekwizycji?
Awatar użytkownika
Grzechu
Posty: 1624
Rejestracja: 2004-06-29, 16:05
Lokalizacja: Kwidzyn (Powiśle)

Post autor: Grzechu »

Już parę(?) razy powoływałem się na książkę J. Pertka 'Od Wielkiej Karaweli do 19-to tysięczników' o związkach Gdańska z Polską.
Między innymi wspomina się w niej o okrętach Gdańskich uczestniczących w wyprawie Wielkiej Armady. Nazw niestety albo nie ma, albo nie pamiętam :(
Dalsze szczegóły jutro - poczytam odpowiednią stronę...
Republika marzeń...
kk

Post autor: kk »

a może to galeon kapitana Mory? 8)
admiralcochrane
Posty: 806
Rejestracja: 2004-05-28, 15:45

Post autor: admiralcochrane »

Niestety nie mam tej ksiazki Pertka, a ze mieszkam bardzo daleko od pieknego Gdanska, nie znam jego zasobow archiwalnych z XVI i XVIIjesli ocalaly to musi tam byc sporo odpowiedzi na nasze pytania.
Co do Wielkiej Armady, to gdanskich jednostek mozna tylko szukac wsrod tych ktorych pochodzenie jest podawane prawdopodobnie niemieckie
Co do Mory/Murray'a byloby swietnie dowiedziec sie o jego przedpolskiej karierze na morzu, a takze pozniejszej
Awatar użytkownika
Grzechu
Posty: 1624
Rejestracja: 2004-06-29, 16:05
Lokalizacja: Kwidzyn (Powiśle)

Post autor: Grzechu »

Zeskanowałem i zOCRowałem cały rozdział, ale... zapomniałem zabrać go z domu...
No nic, będzie jutro! O treści nic nie powiem, bo boję się pokręcić (skupiałem się na czymś innym).
Republika marzeń...
admiralcochrane
Posty: 806
Rejestracja: 2004-05-28, 15:45

Post autor: admiralcochrane »

W koncu dogrzebalem sie do Pertka,Polacy na morzach i oceanach. Na s.167 jest mowa o rozbrojeniu i wykorzystaniu do handlu takze z Portugalia i Hiiszpania okretow WladysławaIV. Czy "Santo Domingo de Polonia" nie mógł być jednym z nich?
Awatar użytkownika
Grzechu
Posty: 1624
Rejestracja: 2004-06-29, 16:05
Lokalizacja: Kwidzyn (Powiśle)

Post autor: Grzechu »

Ufff... Wczoraj coś nie bardzo mi chciało Forum chodzić.
Poniżej to z Pertka na temat stosunków z Hiszpanią i Anglią:

W SZEREGACH „NIEZWYCIĘŻONEJ ARMADY"
Z górą sto lat minęło od wypraw kaperskich „wielkiej karaweli" przeciwko flocie angielskiej, kiedy ponownie doszło do działań wojennych między tymi samymi przeciwnikami. Tym jednak razem była to wyprawa ogromnej floty, najliczniejszej, jaka kiedykolwiek zagrażała Anglii. W szeregach tej właśnie floty zorganizowanej przez Hiszpanię i butnie nazwanej „niezwyciężoną", znalazły się liczne jednostki gdańskie.
Powyższy fakt wydawać się może paradoksalny. Od połowy bowiem XVI wieku niemal we wszystkich kościołach gdańskich głoszono i wyznawano naukę luterańską, a tylko w trzech świątyniach klasztornych oraz w kościele Najświętszej Panny Marii (Mariackim), nad którym patronat miał król polski, odprawiano nabożeństwa katolickie. A mimo to, mimo wielkiego zaangażowania się społeczeństwa gdańskiego w sprawy luteranizmu, Gdańsk w wojnie hiszpańskoangielskiej stanął nie po stronie odstępców od Kościoła Rzymskiego, ale w szeregach jego najzagorzalszych wyznawców i bojowników, którzy wyprawę na Anglię traktowali jak prawdziwą krucjatę. Wyłania się więc pytanie, jak mogło dojść do takiego stanu rzeczy?
Odpowiedź jest prosta: gdańszczanie jako wytrawni kupcy nie kierowali się względami natury wyznaniowej, lecz handlowej, po prostu do całego problemu podeszli od strony interesów kupieckich. Na początku bowiem drugiej połowy XVI wieku — w związku z rozwojem sytuacji politycznej w Europie — wyłoniły się dla Gdańska obiecujące perspektywy nawiązania handlu morskiego z Hiszpanią, a nawet z jej zamorskimi posiadłościami, co było szczególnie atrakcyjne i kuszące. Trzeba tu przypomnieć, że w 1568 roku w Niderlandach wybuchło powstanie przeciwko królowi Hiszpanii Filipowi II, które po kilkunastu latach krwawych walk doprowadziło do oderwania się od monarchii hiszpańskiej holenderskich Stanów Generalnych. Jeszcze przed tym powstaniem, w okresie terrorystycznych rządów hiszpańskiego wielkorządcy, księcia Alby, a także później w latach walk o niepodległość, z prowincji znajdujących się pod panowaniem Hiszpanów emigrowali liczni Holendrzy —.wśród nich wielu kupców, armatorów i żeglarzy — i osiedlali się w Gdańsku. Wpłynęło to oczywiście na ożywienie bujnego życia handlowego Gdańska, później wszakże wojna Hiszpanii z Holandią, a także i z Anglią wpłynęła na pogorszenie się sytuacji. Ale gdańszczanie (jak i inni członkowie związku hanzeatyckiego) rychło zorientowali się, że w zamian za utracone rynki zbytu i wymiany towarowej mogą uzyskać nowe: w Hiszpanii i Portugalii, która zresztą w 1580 roku została opanowana przez Filipa II i włączona do jego monarchii. Głównym portem docelowym dla statków gdańskich stała się na Półwyspie Pirenejskim Lizbona, której kluczowego stanowiska w ówczesnym handlu transoceanicznym, zwłaszcza z Indiami, nie trzeba przypominać. Statki gdańskie przybywały także do takich portów hiszpańskich jak La Coruńa i San Lucar, a nawet do Sewilli. Były to jednak na ogół pojedyncze statki, rzadziej konwoje złożone z kilku czy kilkunastu jednostek, wiozące produkty polskich ziem i lasów, a w zamian przywożące coraz bardziej pożądane w Europie środkowej i wschodniej korzenie, przyprawy i południowe owoce. Gros jednak handlu zamorskiego w tym czasie przechodziło przez Gdańsk już na pokładach obcych statków, na których coraz liczniej zaczęła się pojawiać bandera holenderska. Gdańszczanie, którzy kiedyś wyparli kupców toruńskich ze szlaków morskich północnej Europy i wzięli w swe ręce zamorski zbyt polskich surowców i towarów, teraz sami przeszli do roli pośredników. I tym też należy tłumaczyć niewielkie stosunkowo rozmiary gospodarczej współpracy Gdańska z Hiszpanią mimo istniejących dużych możliwości.
Poszczególni kupcy i spółki handlowe Gdańska ciągnęły jednak niezłe zyski z wypraw do Hiszpanii i hiszpańskich posiadłości, jak na przykład do Tangeru. Po kilkunastu wszakże latach względnej prosperity nastąpiła radykalna zmiana sytuacji, spowodowana przygotowaniami Filipa II do wyprawy wojennej przeciwko Anglii. Było to gigantyczne jak na owe czasy przedsięwzięcie zbrojne, do którego Hiszpania zaangażowała ogromne siły i środki, i to nie tylko własne, ale i cudze, jeśli znajdowały się w zasięgu jej władzy. Nie troszcząc się zupełnie o ewentualne następstwa takiego kroku, rząd Filipa II po prostu obłożył aresztem wszystkie statki hanzeatyckie, znajdujące się w tym czasie, tzn. w 1587 roku, w portach monarchii, i wcielił je do swej floty szykującej się do wojny. Ale co najciekawsze, to jawne pogwałcenie prawa nie zniechęciło i nie powstrzymało gdańszczan od dalszej współpracy gospodarczej z Hiszpanią i polskie zboże oraz inne towary — gromadzone na rozkaz Filipa w przewidywaniu wojny — nadal przybywały do portów hiszpańskich na gdańskich statkach lub za gdańskim pośrednictwem. Wiadomo też, że gdańszczanie (wśród nich kupiec Wojciech Schultz) dostarczyli prochu strzelniczego na potrzeby hiszpańskiej floty.
Kiedy nadeszła chwila wyprawy „niezwyciężonej armady", to wśród wieluset specjalnie wybudowanych okrętów wojennych i wśród wielu uzbrojonych statków handlowych, z którymi admirał Medina Sidonia udawał się na podbój Anglii, znajdowało się wiele jednostek gdańskich. Niestety nie zachował się do naszych czasów cenny manuskrypt zawierający dokładne zestawienie wszystkich strat poniesionych przez gdańskich armatorów, których statki bądź to zostały wcielone do hiszpańskiej floty, bądź też w toku rejsów do Hiszpanii i jej posiadłości uległy zniszczeniu. Na podstawie skąpych informacji zawartych w literaturze trudno wyrobić sobie właściwy pogląd na te sprawy i odtworzyć zarówno liczbę jednostek utraconych przez gdańszczan w hiszpańskiej służbie lub współpracy, jak też i tych, które szczęśliwie uniknęły zagłady i powróciły do ojczystego portu. Ale można przytoczyć dane dotyczące kilku konkretnie z nazwy wymienionych jednostek. Tak więc wśród statków gdańskich, które w 1587 roku zostały przemocą wcielone do hiszpańskiej floty, znajdowała się „Gdańska Barka" Everta Reinersa, obłożona aresztem w porcie La Coruńa. Jej późniejsze losy nie są znane. Możliwe, że zatonęła podczas wyprawy hiszpańskiej floty przeciwko Anglii, w każdym razie do Gdańska już nie powróciła. Z całą pewnością natomiast wiadomo, że podczas niefortunnych walk „niezwyciężonej armady" z Anglikami uległy zniszczeniu dwa inne gdańskie statki: „Wielki Jonasz" i „Murzyn" (!). Nie są znane jedynie okoliczności, w jakich poszły one na dno, i nie wiadomo, czy zostały zatopione przez eskadrę Drake'a pod Gravelines, czy też należały do jednostek rozproszonych i zniszczonych przez burzę, która ostatecznie przypieczętowała los dumnej armady. W skład hiszpańskiej floty z jednostek gdańskich wchodziły jeszcze między innymi „Młody Jonasz" i „Król Dawid", ale te prawdopodobnie ocalały. Natomiast inny statek, który może również służył w szeregach „niezwyciężonej armady", mianowicie „Biały Sokół", został spalony w latach późniejszych w boju z Anglikami niedaleko Hawany, będącej w tym czasie jednym z najważniejszych portów hiszpańskich na zachodniej półkuli. Szczęśliwszym natomiast w swych dalekich rejsach oceanicznych był inny gdański statek, „Samson", który po dostarczeniu ładunku pszenicy do Tangeru popłynął do Brazylii, a stamtąd powrócił do Gdańska przywożąc cukier trzcinowy.
Fakty takie, jak zagłada „Białego Sokoła" u brzegów Kuby, wyprawa „Samsona" do Maroka i Brazylii, czy nadanie statkowi nazwy „Murzyn" świadczą wymownie o tym, że gdańskie statki docierały do odległych portów Ameryki i Afryki, pozostających w obrąbie władztwa hiszpańskiego, którego rozmiary dochodziły wówczas zenitu. Oczywiście musiało to być solą w oku Anglików, którzy też bez skrupułów napadali na statki gdańskie płynące do lub z portów hiszpańskich, albo nawet gdy zachodziło podejrzenie, że się tam udają. Wypływało to z ogłoszonego przez królową Elżbietę zakazu dowozu broni i wszelkiego rynsztunku wojennego do Hiszpanii; zakaz ten rozszerzono później także na zboże i w ogóle na dostawy żywności. W związku z tym zarządzeniem właśnie został napadnięty i obrabowany 19 grudnia 1594 roku na wodach hiszpańskich, bo koło Przylądka Sao Vicente, statek gdański „Biały Sokół"* wiozący pszenicę do Genui. Statek zdany na łaskę fal, pozbawiony bowiem większości załogi, został po sześciu tygodniach błąkania się u zachodnich wybrzeży Europy wyrzucony przez burzę na brzeg Anglii koło Milford. Tam zatrzymany stał się przyczyną interwencji gdańskiej Rady Miejskiej u Elżbiety. Wynik tej interwencji nie jest znany.
Jak więc widać, współpraca gdańskich armatorów z Hiszpanami nosiła w sobie stale zarodek poważnego niebezpieczeństwa, bo groźbę utraty statku, a nierzadko też i życia. I jeżeli w takich warunkach kupcy i kapitanowie gdańscy nie zaprzestawali wyprawiać się w niebezpieczne rejsy do Hiszpanii, czy na zachodnią półkulę, to jasny stąd wniosek, że rejsy te musiały być nadzwyczaj intratne. Stały się też one przyczyną ożywionych zabiegów dyplomatycznych różnych zainteresowanych państw. Oto na przykład taką relację po powrocie z Polski zdał senatowi Wenecji poseł Pietro Duodo w 1592 roku.
Król Hiszpański Filip II wielkie z miasta tego ciągnie posiłki nie tylko w zbożu, ale w drzewie do budowy okrętów i ammonicjach wojennych: budują nawet gdańszczanie dla floty jego okręta. Elżbieta Królowa Angielska wszelkiemi starała się sposobami handlowi temu zapobiec, lecz umieją gdańszczanie uchronić się przed czujnością Anglików, oddalając się od brzegów Anglii, okrążając w żeglugach swoich same szranki północnej Szkocji. Żądała Elżbieta, by król duński zaniknął im cieśninę swą, Sund, ale monarcha ten największe mając z ceł Sundu tego dochody, nie chce się zrzec ich, by się tylko Królowej podobać.**
Ze swej zaś strony gdańszczanie poczynili starania o zmianę nieprzyjaznego ustosunkowania się do nich królowej Elżbiety, a na rzecznika tej niewdzięcznej sprawy upatrzyli sobie króla polskiego, do którego zresztą o to samo zwrócił się Filip II.

* Nie wiadomo czy identyczny z tym, który później spalony został u brzegów Kuby.
** J. U. Niemcewicz: Zbiór pamiętników historycznych o dawney Polszcze. Warszawa 1822, t. IV, s. 80—81.

Listy interwencyjne Zygmunta III — nie poparte właściwie żadnymi argumentami — nie odniosły żadnego skutku, w związku z tym Zygmunt próbował wywrzeć presję na angielską kompanię handlową w Elblągu, chcąc, aby ona stała się rzecznikiem sprawy Gdańska u swej monarchini. Król groził nawet rekompensowaniem strat gdańskich kupców z dochodów kompanii elbląskiej. Wydawało się, że ten argument wywrze odpowiedni skutek, zwłaszcza że rozchodziło się jedynie o to, aby handel zbożem nie był uważany za dostawy wojenne. Poszła więc w ruch korespondencja, Zygmunt chcąc dowieść swej dobrej woli wstrzymał zapowiedziane represalia finansowe wobec kompanii elbląskiej, ale i to nie pomogło, Elżbieta nie wyraziła zgody na ustępstwa w spornej sprawie. I wtedy na polskim dworze zapadła — nie bez namów i zachęty posła hiszpańskiego — decyzja wysłania specjalnego wysłannika królewskiego, który miał odwiedzić najpierw Hagę, aby skłonić Stany Generalne do uległości wobec Filipa, a następnie Londyn.
Już pierwsza misja posła polskiego, a był nim wojewoda chełmiński Paweł Działyński, zakończyła się fiaskiem. Holendrzy ani myśleli bowiem dla próśb, a nawet gróźb Zygmunta III wracać pod hiszpańskie panowanie, spod którego wyzwolili się zbrojnie składając na ołtarzu wolności wielkie ofiary. I dlatego wszelkie namowy i propozycje Działyńskiego nie dały rezultatu. Gdy zaś Działyński zagroził, że król polski może zabronić sprzedaży zboża do Holandii, to i wtedy odpowiedź pozostała niezmieniona. Z kolei udał się więc Działyński do Londynu i przyjęty przez Elżbietę wygłosił mowę, utrzymaną w stanowczym tonie. Skarżył się w niej na łamanie międzynarodowego prawa przez Elżbietę, której flota w myśl edyktów królewskich zwalczała żeglugę z Gdańska do Hiszpanii. Między innymi Działyńsiki powiedział:
A więc najpierw, gdy J.K.M., pan mój miłościwy, poddanym W.K.M., nawet wbrew dawnemu zwyczajowi, tej samej prawie swobody handlowania w swych państwach udzielił, z której korzystają jego właśni poddani, W.K.M. nie tylko zdaje się nie nadawać nowych przywilejów jego poddanym, lecz również te, które im od przodków W.K.M. zostały nadane i zatwierdzone, odbiera, bądź pozbawiając ich majątku, bądź zakazując handlu w swym państwie, na co oni przed nim się często skarżą. J.K.M. nie może pozostać obojętny na szkody swych poddanych, nigdy jednak nie pozwolił się unieść uczuciom swym do tego stopnia, by z tego powodu uronić cokolwiek ze swej życzliwości dla W.K.M. i jej poddanych. Jednak J.K.M., pan mój miłościwy, zrozumiał, że już nie na tym koniec, lecz iż krzywdzenie jego poddanych postępuje naprzód, bo gdy uprzednio zostali pozbawieni niemal całkowicie możliwości handlu w Anglii, która z prawa natury winna być wolna wszystkim, najbardziej jednak w drodze do Hiszpanii. Już bowiem od szeregu lat z ciężkich skarg swych poddanych dowiedział się J.K.M., że bądź wydane zostały edykty, którymi wszelka żegluga do Hiszpanii została im zakazana, bądź, że gdy pomni swego i publicznego prawa korzystali z niego, statki ich przez ludzi W.K.M. zostały w sposób nieprzyjacielski opanowane i odprowadzone do portów, towary zabrane na rzecz skarbu oraz cały szereg innych ciężkich szkód i krzywd ich spotykał.*
Następnie Działyński domagał się odszkodowania za zagarnięte bądź potopione statki i towary oraz żądał przyznania prawa wolności żeglugi poddanym króla polskiego płynącym na zachód. Wystąpienie Działyńskiego spotkało się z ostrą repliką Elżbiety. Gwałtowność tej wypowiedzi usiłowali potem załagodzić angielscy ministrowie i doszło później do bardziej pojednawczych rozmów posła polskiego z przedstawicielami królowej, jednakże sprawa ugody pozostała w zawieszeniu. Elżbieta wystosowała nawet list do Zygmunta III, domagając się przysłania innego posła z przeprosinami za wystąpienie Działyńskiego. Z biegiem czasu jej stanowisko uległo złagodzeniu, gdyż wysyłając w 1598 roku nowego posła do Polski wyraziła zgodę na żeglugę kupców gdańskich zarówno do Anglii jak i do Hiszpanii z ładunkami żywności. Pomimo tego jednak statki gdańskie, o czym wspomniano już wyżej, nadal — choć może na mniejszą skalę — napadane były przez angielskich kaprów. Z biegiem czasu żegluga gdańszczan do Hiszpanii poczęła stopniowo zamierać na korzyść wypraw ze zbożem na Morze Śródziemne, do Włoch.

* Dyplomaci w dawnych czasach. Relacje staropolskie z XVI—XVIII stulecia. Oprać.: A. P rży boś i R. Żelewski. Kraków 1959, s. 157—158.'
Republika marzeń...
Awatar użytkownika
Grzechu
Posty: 1624
Rejestracja: 2004-06-29, 16:05
Lokalizacja: Kwidzyn (Powiśle)

Post autor: Grzechu »

Nie wiem, czy powyższe wnosi coś do sprawy Świętego Dominika - można jedynie przypuszczać, że było to jeden z owych zarekwirowanych statków, który został wcielony do hiszpańskiej floty i przetrwał wyprawę Niezwyciężonej Armady.
Wszak ramy czasowe pozwalają założyć, że był on w stanie przetrwać ponad 40 lat które minęły od tej wyprawy...
Republika marzeń...
admiralcochrane
Posty: 806
Rejestracja: 2004-05-28, 15:45

Post autor: admiralcochrane »

Dzieki,nie znalem tego tekstu,:))
Nemo 1

Post autor: Nemo 1 »

Numer 11/2004 miesięcznika "Mówią Wieki" jest poświęcony głównie RPA. Między innymi jest tam artykuł "Polacy w Afryce Południowej", w którym czytamy, że:
Ponoć Holender Jan van Riebeeck, legendarny załozyciel Kapsztadu, to w rzeczywistości inny gdańszczanin, szyper Jan Rybka [he,he,he!]. W 1648 powracał on z Dalekiego Wschodu do Amsterdamu na okrecie "Król Polski".
Andrzej J.
Posty: 1094
Rejestracja: 2004-01-06, 02:19
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Andrzej J. »

A ktoś pisał, że Polska Marynarka Wojenna ma miec eskadrę dalekowschodnią, i rzecz dotyczy współczesności, a nie planowanego (?) wysłania Pioruna na wojnę z Japonią...
Emden
Posty: 759
Rejestracja: 2004-07-08, 15:22

Post autor: Emden »

??????????????????????????????? :o :o :o :o :o :o :o :o :o :o :o :o
Emden
Posty: 759
Rejestracja: 2004-07-08, 15:22

Post autor: Emden »

??????????????????????????????? :o :o :o :o :o :o :o :o :o :o :o :o
Awatar użytkownika
crolick
Posty: 4095
Rejestracja: 2004-01-05, 20:18
Lokalizacja: Syreni Gród
Kontakt:

Post autor: crolick »

Andrzej J. pisze:A ktoś pisał, że Polska Marynarka Wojenna ma miec eskadrę dalekowschodnią, i rzecz dotyczy współczesności, a nie planowanego (?) wysłania Pioruna na wojnę z Japonią...
jak duzej wspolczesnosci?! lata 90-te, 80-te, 7-te?!
Podczas gdy Kłapouchy wszystkim się zadręcza,
Prosiaczek nie może się zdecydować, Królik wszystko kalkuluje,
a Sowa wygłasza wyrocznie - Puchatek po prostu jest...
ODPOWIEDZ