Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...

Omówienia i recenzje nowych książek, artykułów, publikacji

Moderatorzy: crolick, Marmik

Awatar użytkownika
MacGreg
Posty: 592
Rejestracja: 2013-04-24, 19:58
Lokalizacja: Scotland

Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...

Post autor: MacGreg »

Po przeczytaniu ksiazki Macieja pozwole sobie na zamieszczenie, ponizej, kilku uwag na temat tresci, edycji i ogolnego wizerunku tej pracy.

Zanim przejde do sedna sprawy, chcialbym zaznaczyc, ze mam wiele podziwu dla autora za odwage napisania takiej ksiazki i, co wazne , jej dokonczenia . Na naszym forum, Maciej daje sie poznac jako ekspert od spraw technicznych i wojenno -morskich , i to tez widze czytajac te prace.

Sadze , ze Maciej wlozyl w napisanie tej ksiazki mnostwo wysilku i wiele serca. Ja odbieram te prace jako bardzo emocjonalna i dlatego tez, byz moze, jakiekolwiek glosy mniej pochlebne na temat tego dziela, moga byc odebrane mniej przychylnie. Chcialbym jednak zauwazyc, ze w tym opisie, przedstawiam moj osobisty punkt widzenia i moja subiektywna ocene. Mam nadzieje, ze moje uwagi przyczynia sie do tego ,ze nastepna praca Macieja bedzie lepsza niz pierwszy tom. Jezeli kolejna ksiazka powstanie, do czego goraco zachecam , ja juz ja zamawiam.

Co mi sie w tej ksiazce podobalo, to :

- w miare duzy druk, wygodny w czytaniu :)
- swietny pomysl z logo serii -( to chyba jednak Bismarck) :lol:
- spora ilosc zdjec i rysunkow
- praca ta pomogla mi usystematyzowac moja wiedze na temat systemow opancerzenia i korelacji pomiedzy poszczegolnymi parametrami okretow wojennych,
- nie jestem ekspertem w dziedzinie technicznych parametrow okretow wojennych, ale dla mnie
argumentacja autora w poruszanym temacie brzmi przekonywujaco.
- co ciekawe najbardziej podobala mi sie czesc 18 – zalaczniki. Opis uzbrojenia – dzial okretowych.
Napisane spokojnie rzeczowo, bez zbednych emocji, choc autor nie uniknal kilku powtorzen.

Teraz kilka uwag na temat, co mi sie mniej pododbalo:

Na poczatek kilka spostrzezen natury technicznej:

1. Ksiazka jest duza i w miare ciezka, przez co niezbyt komfortowa gdy trzeba ja dluzej trzymac w rekach. Jak sadze, jest tak na skutek uzycia papieru kredowego na ktorym mozna rownolegle z tekstem drukowanym umieszczac zdjecia i rysunki. Nie wiem, czy byly rozwazane inne opcje, moze dwa rodzaje papieru, a moze po prostu lepiej by bylo podzielic tak obszerna prace na dwa tomy .

2. Niestaranna korekta, literowki.
Moze to brzmi dziwnie, zwlaszcza w moim wydaniu, ze ja ktoremu zarzucano ( i slusznie ) pisanie w sposob niestaranny, czepiam sie wlasnie tego, ale w ksiazce wydanej w Polsce i dla polskiego czytelnika moze to razic, np.: w tekscie raz wystepuje pancernik Duncan, a raz Dunkan;
na stronie nr 200, pod zdjeciem nr 145, jest podpis: “Krazownik pancerny Leon Gambetta”, a tymczasem na rufie widac wyrazny napis: Victor Hugo.

3. Rysunki i zdjecia , moglyby byc bardziej nasycone farba, wygladaja troche blado (zwlaszcza rysunki).

4. Brak jakiegokolwiek indeksu na koncu ksiazki – czasem indeks bywa po prostu pomocny.

5. Na koncu kazdego rozdzialu sa zamieszczone rysunki sylwetek okretow amerykanskich, ma to chyba na celu porwnanie ich wielkosci. W kazdym kolejnym zestawieniu umieszczone sa wszystkie sylwetki poczawszy od USS New York i USS Indiana plus kolejna nowa , wlasnie opisywana, sylwetka, itd. Sadze, ze zamieszczenie jednego zestawienia ( na koncu opisow) “ odchudziloby” i uproscilo ksziazke.

W dalszej kolejnosci kilka uwag do autora:

1. Juz na samym wstepie autor pisze:
''Rozdzialy 2 i 3 przeznaczone sa dla poczatkujacych czytelnikow. Osoby bardziej zaawansowane moga je spokojnie pominac.''

Nasuwa to watpliwosci , do kogo ta ksiazka jest adresowana. Czy dla czytelnikow poczatkujacych, dla ktorych nastepne rozdzialy moga sie wydawac zbyt trudne/szczegolowe/technicznie zaawansowane, czy tez dla czytelnikow zaawansowanych, ktorych te dwa rozdzialy beda nudzic.
Ja znajduje wspomniane rozdzialy interesujace, choc moglyby byc nieco bardziej rozwiniete skoro juz autor podjal dany temat.
Albo, byc moze, lepiej byloby w ogole tych rozdzialow nie zamieszczac i pozostac przy pracy raczej dla bardziej zaawansowanych cztelnikow.

2. Zastanawia mnie brak , we wstepie, jakichkolwiek personalnych podziekowan. Czytam tylko bardzo ogolne zdanie, jak : ''Bardzo dziekuje wszystkim ktorzy namawiali mnie do uwierzenia w siebie i podjecia proby pisania gdzies wiecej niz na forum, oraz wszystkim ktorzy w jakikolwiek sposob mnie wspierali i pomagali.''
Zwykle w takich przypadkach podaje sie imiona i nazwiska osob , ( aby te osoby uhonorowac i podkreslic ich wklad w “ moja” prace), ktore np. “mnie” wspieraly ( zona ?) lub / i pomagaly napisac te prace. Jezeli ktos nie chce aby podawac jego nazwisko, to po prostu wcale sie nie dziekuje i juz – ja bym tak zrobil.
Ponadto, wymienienie slowa “Forum” bez wyjasnienia co to jest za “Forum” i czym sie zajmuje, moze wydac sie enigmatyczne i niezrozumiale dla niezorientowanego czytelnika. Skoro juz wymienia sie slowo “Forum”, sadze , ze nalezaloby wyjasnic co to jest to “Forum”.

3. Styl ksiazki. Osobiscie odebralem ja, jako napisana ''przeciwko komus''.

To znaczy napisana zostala aby , jak wydaje mi sie, udowodnic teze, ze okrety pancerne USA nie byly tak dobre jak uwazano (kto tak uwazal ?), a okrety Royal Navy byly znacznie lepsze choc tak przez niektorych krytykowane (znowu przez kogo krytykowane ?).

Razi mnie ironiczny (czasem) ton autora, np. ''… czcze gadanie zakompleksionych angoli...''
albo str. 171: '' Nader czesto konstrukcje brytyjskie tego okresu (i nie tylko tego okresu zreszta) sa straszliwie krytykowane jako slabe i duze w stosunku do przenoszonego uzbrojenia czy opancerzenia...'', skoro podaje sie jakas teze, z ktora sie polemizuje powinnio sie podac zrodlo, tzn kto i kiedy tak powiedzial.

Ponadto, razi mnie tez styl i forma niektorych wypowiedzi autora, np.:
'' ..dno szesc metrow mulu i wodorosty...''
''… zgnily kompromis...''
''… przy projektowaniu... Francuzi mieli dokladnie w nosie jakich jednostek uzywa odbiorca...''
''… chcialoby sie wykrzyczec 'gdzie sens gdzie logika'...''
'' stodziesiatki piatki''
''pukawki...''
''pieciocalowki, szesciocalowki..''
'' Nelsony... Edwardy... Majesticki... Krolach Edwardach Siodmych... ''


Jestem zwolennikiem bardziej formalnego jezyka w przypadku ksiazki drukowanej ,ktora jak wydaje mi sie, aspiruje do pozycji popularno – naukowej. Barwny jezyk porownan prezentowany gdzieniegdzie w tej ksiazce bardziej pasuje do goracej dyskusji na naszym forum, niz do powaznej pracy ksiazkowej.

4. Kwestia odmiany angielsko- jezycznych nazw wlasnych, np. nazw okretow.
Czasem wystepuje odmiana nazw np.''Formidabla'', a czasem nie, jest po prostu napisane : ''Formidable''. Sadze, ze w ogole nazw wlasnych sie nie odmienia.

5. Brak jakichkolwiek przypisow, odnosnikow, zrodel – w pracy publikowanej ( nawet tylko w waskim gronie) , raczej jest niedopuszczalne.

6. Brak podania kosztow budowy okretow, co uwazam jest informacja wazna , zwlaszcza przy roznego rodzaju porownaniach. Natomiast, podawanie dokladnej daty rozpoczecia/ zakonczenia budowy okretu, lacznie z dniem tygodnia, to wg mnie niepotrzebne.


7. Brak wyjasnienia w tekscie co to znaczy DNC
''… walnie temu pomogla zmiana na stanowisku DNC''.
Mysle , ze warto byloby nadmienic, ze stanowisko DNC – Director of Naval Construction, piastowali kolejno: sir William White i od 1902, Philip Watts i to oni mieli duzy wplyw na powstanie projektow okretow wojennych, a ich osobowosci byly tak silne, ze nawet w anielskiej literaturze mazna spotkac okreslenie: '' White era''.

8. Str. 258 ''… Scharnchorst... dzieki temu okret mogl strzelac na burte z czterech luf 210mm i trzech 150 mm.'' Tu wkradl sie blad : “Scharnchorst” mogl strzelac na burte z szesciu dzial 210 mm i trzech 150 mm.

9. KTORA STRONA ? '' … wielkie kilkudniowe poscigi byly niemozliwe...''
Takie poscigi byly niemozliwe nie dlatego, jak sugeruje autor, ze dany okret nie byl w stanie utrzymywac pelnej szybkosci przez dluzszy okres czasu, ale dlatego, ze w nocy kazdy okret mogl latwo zgubic w ciemnosciac swojego przesladowce.

10. Str. 46, w rozdziale 3 opisujacym rodzaje ciezkich okretow IX i Xxw, autor pisze:
''w drugiej polowie XIX w. moglo sie wydawac, ze rola pancernika juz sie wyczerpala...''
Mysle, ze powinno tu sie wspomniec nie tylko o pomyslach zastapienia pancernikow przez krazowniki pancerne, ale tez o tzw. Juene ecole, a nastepnie Guerre de Course.

11. Moim zdaniem, zupelnie niepotrzebnie autor zamiescil opis i krotka geneze powstania krazownikow liniowych. Ich powstanie wychodzi poza okres czasowy omawianej ksiazki. Nie mniej jednak i tu wkradly sie pewne niescislosci :
po pierwsze str. .. ''Jednym z najslawniejszych zwolennikow tezy o przestarzalosci pancernika i koniecznosci jego wymiany na krazowniki pancerne byl John Fisher''.
Ja, mowiac szczerze, nie slyszalem o innych zwolennikach tej teorii, stworzonej zreszta przez samego ''Jacky'' Fishera.

Po drugie : str. 50 '' A jesli przypadkiem natrafiloby sie na wrogi pancernik bedacy w trakcie tranzytu pomiedzy jedna baza a druga, to mozna go bylo zniszczyc na pelnym morzu...''
Wielokrotnie, takze na tym forum, byl podejmowany temat, ze w koncepcji Fishera krazowniki liniowe nie byly projektowane i przeznaczone do walki z pancernikami. Jezeli stawia sie taka teze jak autor, to mysle, ze wskazane byloby podanie zrodla na ktorego podstawie argumentuje sie swoje stwierdzenie.
Adm. R.H.Bacon w ksiazce '' The Life of Lord Fisher of Kilverstone'' pisze:
''… that ships of the size and tonnage necessary... should have an additional use in being able to form a fast squadron to supplement the battleships in action, and to worry the ships in van or rear of the enemy's line. They never intended to engage battle ships single handed [Bacon's italics]; but they were designed to assist in a general action by engaging some of the enemy's ships which were already fighting our battleships'' – cytat z David K Brown 'Grand Fleet.

12. Zaskoczeniem dla mnie jest brak jekiegokolwiek zakonczenia, czy tez podsumowania tej ksiazki. Rowniez brakuje mi tutaj analizy dzialan wojennych okretow amerykanskich w wojnie amerykansko- hiszpanskiej , jako jedynej ( w omawianym okresie), w ktorej mogly sie sprawdzic omawiane amerykanskie konstrukcje. Brak, w tej pracy, chociazby porownania okretow hiszpanskich i amerykanskich bioracych udzial w wojnie. Brak jest rowniez analizy dzialan wojennch w starciu rosyjsko- japonskim pod wzgledem sprawdzenia sie dwoch roznych koncepcji konstrukcji okretowych -francuskiej i brytyjskiej.



13. Zastanawia mnie bardzo uboga bibliografia zamieszczona na koncu omawianej ksiazki.
Lacznie jedynie 21 pozycji, z czego osiem rosyjsko- jezycznych – jedna o francuskich, piec o rosyjskich, jedna o japonskich i zaledwie jedna pozycja o amerykanskich okretach, czyli o temacie z tytulu ksiazki. Szesc pozycji autorstwa Normana Friedmana , z czego zaledwie tylko dwie o okretach amerykanskich i jedna ogolna: ''Naval Firepower''.
Reszta bibliografii to angielsko- jezyczne pozycje , traktujace o “Royal Navy” , z wyjatkiem jednej amerykanskiego autora Jerry w Jones'a ''U.S. Battleship Operation in World War II''.
Sadze, ze na podstawie tak ograniczonych materialow zrodlowych trudno przedstawic wywazona i w miare obiektywna opinie nie tylko o wybranym ale o kazdym temacie.
'There seems to be something wrong with our bloody ships today!' - Vice Admiral Sir David Beatty
Morskie Opowiesci YouTube
Awatar użytkownika
de Villars
Posty: 2229
Rejestracja: 2005-10-19, 16:04
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...

Post autor: de Villars »

Fakt, korekta trochę kuleje, literówki się rzucają w oczy. Ale poza tym czyta się bardzo dobrze. Osobiście jestem również zwolennikiem sformalizowanego jeżyka w publikacji pisemnej, ale tu żywy i nieraz dosadny język Macieja jakoś mi wcale nie przeszkadza. Dużo rysunków, schematów opancerzenia i przekrojów, których nigdzie indziej się nie uświadczy, to wielka zaleta tej publikacji. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom, mam nadzieję że będzie niedługo:)
Si vis pacem, para bellum
http://springsharp.blogspot.com/
Awatar użytkownika
Marmik
Posty: 4949
Rejestracja: 2006-04-30, 23:49
Lokalizacja: Puck

Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...

Post autor: Marmik »

MacGreg pisze: Niestaranna korekta, literowki.
A czy była jakaś inna korekta niż autorska/przez kolegę itp. ?
Sam już coś tam kiedyś wydałem i choć się starałem i dawałem innym do przeczytania to i tak usterki tekstu liczyć trzeba było w dziesiątakach.
Strasznie ciężko namówić kogoś normalnego (znajomą polonistkę, żonę...) by przeczytał tak specjalistyczne opracowania i nie usnął po trzeciej czy czwartej stronie.
Dopiero potem poszedłem po rozum do głowy i sprawdzałem brzmienie tekstu wrzucając go do syntezatora Ivona (ładnie wychodzą literówki i zła interpunkcja). Polecam ten sposób :) .
MacGreg pisze: Ponadto, razi mnie tez styl i forma niektórych wypowiedzi autora
Wymienione przykłady zaskoczyły mnie. Jeżeli jest tego więcej to miałbym problem z czytaniem. No... ale ja jestem nudziarzem i wolę bardziej formalny język.
To co dla innych jest brzegiem morza, dla marynarza jest brzegiem lądu.
Awatar użytkownika
Gregski
Posty: 964
Rejestracja: 2006-01-27, 21:47
Lokalizacja: Na Kociewiu albo na morzu

Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...

Post autor: Gregski »

Na początek oświadczam, że Maciej nie płaci mi za ta recenzję.
Próbuje oddać sprawiedliwość w swoim poście.

Książkę czytałem w wersji elektronicznej jeszcze przed naniesieniem ostatnich poprawek. Wersję papierowa tylko przejrzałem. Może więc mam trochę inną optykę.
Po pierwsze jestem pod wrażeniem ilości informacji zgromadzonych w tej książce a że odnosi się ona do niezbyt często opisywanego okresu jest dla mnie tym ciekawsza.

Kniga jest duża i bardzo dobrze bo mi się świetnie na półce prezentuje. Poza tym dzięki temu formatowi wszelkie schematy, rysunki, zdjęcia a zwłaszcza zestawienia planów są czytelne. (Co ja się namęczyłem na moim czytniku e-booków to tylko moje zmęczone oczy wiedzą)
Dodatkowo muszę pochwalić Macieja za rozmieszczenie ilustracji. Są "blisko" tekstu. Chodzi mi o to, że czasem człek coś czyta a obrazek ilustrujący dany fragment tekstu znajduje się pięć stron dalej (lub wcześniej). Tu nie ma takiego problemu (a przynajmniej ja go nie zauważyłem).

Język rzeczywiście "lekki" wręcz potoczny, jak zauważył MacGreg nieco "forumowy". No ale ta pozycja nie pretenduje do miana pracy naukowej która powinna być napisana językiem nudnym, "nabufionym" tak aby skutecznie odstraszyć wszystkich z poza branży.
Zauważam to ale jakoś niespecjalnie mnie razi.

Jakoś nie potrafię nie odnieść się do zarzutów postawionych przez MacGrega a że (jak mawiał poeta) "prawdziwy krytyk cnoty się nie boi" skrytykuję kilka punktów krytykujących tą książkę.

Ad1 Nie bardzo rozumiem dlaczego dwa pierwsze rozdziały miałyby komukolwiek przeszkadzać? Wystarczy przejrzeć inne pozycje "wojennomorskie" a okaże się że autorzy też wprowadzają czytelników "Ab ovo" wyjaśniając sprawy najprostsze.
Ad2 No nie podziękował wylewnie. Mało tego nie podzelował żonie (ryzykowne przeoczenie) ani synowi za wspaniałe logo. No nieładnie.
Ad3 No tego nie bardzo rozumem. Przeczytałem książkę "od dechy do dechy" i nie mam wrażenia że komuś Maciej chciał "dowalić". No ale może taki jakoś małosubtelny jestem i nie wyczuwam niuansów.
Ad9 Taki pościg nie byłby możliwy choćby i z tego powodu, że palacze zostaliby "zajechani" z powodu ponadnormatywnego wysiłku. W tym jednak konkretnym przypadku chodziło o zilustrowanie faktu, że ówczesne maszyny nie były zdolne do bezawaryjnej długotrwałej pracy pod maksymalnym obciążeniem. Tak więc przykład moim zdaniem jak najbardziej trafny.

I to tyle z mojej strony.
Czekam na kontynuację.
Wśród ludzi człowiek dziczeje.
Waldemar Łysiak
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4748
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...

Post autor: Maciej3 »

Odpowiedź może się wydać czasami lekceważąca, ale nie jest moim zamiarem nikogo obrażać. Naprawdę.
Na naszym forum, Maciej daje sie poznac jako ekspert od spraw technicznych i wojenno -morskich , i to tez widze czytajac te prace.
Bez przesady z tym ekspertem.
Ja totalny amator jestem i za takiego się uważam.
Ale komplement przyjęty, mile połechtał moją próżność.
Dziękuję.
1. Ksiazka jest duza i w miare ciezka, przez co niezbyt komfortowa gdy trzeba ja dluzej trzymac w rekach. Jak sadze, jest tak na skutek uzycia papieru kredowego na ktorym mozna rownolegle z tekstem drukowanym umieszczac zdjecia i rysunki. Nie wiem, czy byly rozwazane inne opcje, moze dwa rodzaje papieru, a moze po prostu lepiej by bylo podzielic tak obszerna prace na dwa tomy .
Może to i pomysł z podziałem, ale nie chciałem tego robić. Nieco żartobliwie – poczytaj sobie „Jana Cruisers....” Lacroixa, a potem przeżuć się na moją. Będziesz ją uważał za piórko ;)
Na poważnie – nie planuję by następne miały być mniejsze.
Jeśli kiedykolwiek pojawi się dodruk, to będzie jeszcze grubszy. Do tego z grubszą okładką.
Sorry.
Może to nie zabrzmi zbyt uprzejmie, ale alternatywą jest niekupowanie. Ktoś tu wspominał o „uparciuchach”, ja jestem gorzej uparty niż osioł.
Niestaranna korekta, literowki.
Cóż, to prawda. Pozostaje tylko uderzyć się w piersi. Korektę robiłem sam. Jak się poprawia swoje własne teksty wie każdy.
Usprawiedliwienie to nie jest, ale takie są realia.
Nic nie wskazuje by w przypadku kolejnych tomów coś miało się zmienić. Sam pisałem w zapowiedziach o niechcianym dziecku, zdaniach wielokrotnie podrzędnie złożonych itd. Nie pomnę czy wspominałem o literówkach, ale miałem zamiar.
Cóż – zostałeś ostrzeżony.
Jeśli chodzi o błąd pod zdjęciem – cóż, wstyd mi. Pozostaje tylko przeprosić. Takie błędy mnie bolą.
Rysunki i zdjecia , moglyby byc bardziej nasycone farba, wygladaja troche blado (zwlaszcza rysunki).
Pełna zgoda. Przez chwilę miałem nawet zamiar nie odebrać druku, ale dałem się namówić drukarzowi. Pewnie był to błąd. Na przyszłość zostanie usunięty.
Brak jakiegokolwiek indeksu na koncu ksiazki – czasem indeks bywa po prostu pomocny.
Słusznie. Może kiedyś będzie. Jeszcze nie wiem, czy jednak nie postawię na oszczędności – sprawa do zastanowiania.
Na koncu kazdego rozdzialu sa zamieszczone rysunki sylwetek okretow amerykanskich, ma to chyba na celu porwnanie ich wielkosci. W kazdym kolejnym zestawieniu umieszczone sa wszystkie sylwetki poczawszy od USS New York i USS Indiana plus kolejna nowa , wlasnie opisywana, sylwetka, itd. Sadze, ze zamieszczenie jednego zestawienia ( na koncu opisow) “ odchudziloby” i uproscilo ksziazke.
Może to i racja. Zobaczymy. Ja tam osobiście lubię mieć coś takiego na końcu każdego rozdziału. Dobór rysunków i tematów był jeden – co sam bym chciał przeczytać 20 lat temu. Efekt jest jaki jest.
Juz na samym wstepie autor pisze:
''Rozdzialy 2 i 3 przeznaczone sa dla poczatkujacych czytelnikow. Osoby bardziej zaawansowane moga je spokojnie pominac.''

Nasuwa to watpliwosci , do kogo ta ksiazka jest adresowana.
Patrz poprzednie wyjaśnienie – do mnie sprzed 20 lat. Poważnie. To że wielu takich odbiorców się nie znajdzie jest dla mnie oczywiste, ale coś tam było o uparciuchach.
Zastanawia mnie brak , we wstepie, jakichkolwiek personalnych podziekowan.
Zabieg celowy.
Nikt lepiej ode mnie nie zdaje sobie sprawy z niedostatków książki. Nie chciałem nikogo obciążać „odpowiedzialnością” za nią wpisując jego nazwisko. Choćby w podziękowaniach.
Sprawa do rozważenia wprzyszłości.
Styl ksiazki
Pominąłem cytowane określenia.
Cóż – jednym się podoba innym nie. Nigdy nie siliłem się na twierdzenie, że to praca naukowa. Nawet nie udawałem, że taką ma być. Znów – patrz uzasadnienie o pisaniu „dla samego siebie z pętlą czasową”.
Zapowiadam, że kolejne części ( o ile powstaną ) też będą obfitowały w takie określenia.
Jeśli kogoś to razi, niech trzyma się od nich z daleka.
Ja w swoim życiu zawodowym ciągle czytam dokumentacje techniczne, instrukcje obsługi, dzienniki ustaw itd. Nie będę tworzył kolejnego.

Przed następnymi tomami zostałeś ostrzeżony.
To znaczy napisana zostala aby , jak wydaje mi sie, udowodnic teze, ze okrety pancerne USA nie byly tak dobre jak uwazano (kto tak uwazal ?), a okrety Royal Navy byly znacznie lepsze choc tak przez niektorych krytykowane (znowu przez kogo krytykowane ?).
Wszystkich którzy to wcześniej czytali, pytałem czy mój antyamerykanizm nie daje za bardzo po oczach.
Nikomu nie przeszkadzał.
Widać pytałem nieodpowiednich osób.
Kolejne części też będą antyamerykańskie.
Zostałeś ostrzeżony.
Wypisywanie konkretnych autorów, książek, forów itd. nie miało, moim zdaniem, sensu. Nie będzie tego w kolejnych forach. To nie jest polemika z innymi autorami i cienka byłaby to polemika, skoro większość ( wszyscy? ) krytykowani autorzy nie mieliby szansy nawet tego przeczytać.
To dopiero byłoby nie w porządku.

A tak poza tym, to dałem się poznać na tym ( i nie tylko tym ) forum jako amerykożerca i brytofil.
Czego się spodziewałeś? Sprzedaję tylko bezpośrednio przez fora na których mnie znają. Nie uważam by było to jakieś wprowadzanie klienta w błąd.
Jeśli kogoś bardzo to rani – niech odeśle książkę z powrotem.
Zwracam pieniądze.
Serio.
Kwestia odmiany angielsko- jezycznych nazw wlasnych, np. nazw okretow.
Odmiana – cóż, wiem że są na ten temat różne szkoły. Ja preferuję jednak odmienianie, ale zgoda, nie zawsze wychodzi to zgrabnie ( delikatne określenie )
Brak jakichkolwiek przypisow, odnosnikow, zrodel – w pracy publikowanej ( nawet tylko w waskim gronie) , raczej jest niedopuszczalne.
Pierwotnie były. Na pierwszych 20 stronach było więcej przypisów niż tekstu ( no może prawie ).
Usunąłem, więcej nie wstawiałem. To nie jest praca naukowa i nigdy nie miała taką być. Być może to błąd, ale tak pozostanie w kolejnych częściach – zostałeś ostrzeżony.
Brak podania kosztow budowy okretow, co uwazam jest informacja wazna
Coś w tym jest. Ale większy sens ma przy porównaniach tylko w ramach jednej floty. W różnych krajach były różne zwyczaje, ceny, płace czy uwarunkowania polityczne ( a co za tym idzie gotowość do płacenia większych kwot za jednostki ). W efekcie duże różnice w cenie mogą wynikać z tylu powodów, że porównania tracą sens.
Ale przyznaję bez bicia – nie podałem kosztów, bo nawet o tym nie pomyślałem, żeby je podać. Całe obecne gadanie o nieporównywalności pomiędzy krajami, to szukanie na szybko jakieś sensownego uzasadnienia.
Czy potem dopiszę – nie wiem. Być może, rzecz warta rozważenia.
Tabelki z datami będą na pewno. W dokładnie takiej samej postaci jak w tomie I.
Zresztą dla tomu II już są gotowe, wystarczy je powsadzać w tekst, który jeszcze gotowy nie jest.
Natomiast, podawanie dokladnej daty rozpoczecia/ zakonczenia budowy okretu, lacznie z dniem tygodnia, to wg mnie niepotrzebne.
Dzień tygodnia uznałem za interesujący. Nigdzie nikt tego nie podaje. Czy daty te warto zamieścić? W sumie sam nie wiem. Pierwotnie miało ich nie być. To efekt konsultacji z paroma osobami. Mi tam daty do niczego potrzebne nie są. Pierwotnie nawet chciałem napisać tak, żeby nie było ani jednej konkretnej daty.
W kolejnych tomach daty nadal będą w tej samej postaci co teraz.
Zostałeś sotrzeżony.
Brak wyjasnienia w tekscie co to znaczy DNC
I wielu innych skrótów. W sumie to i przydałoby się. Mea Culpa
Mysle , ze warto byloby nadmienic, ze stanowisko DNC – Director of Naval Construction, piastowali kolejno: sir William White i od 1902, Philip Watts
Może i tak, ale nie wiem czy zwróciłeś uwagę, że jak ognia unikam nazwisk. Coś mi się zdaje, że na palcach jednej ręki można policzyć nazwiska które padły w całej pozycji.
Cóż – taka maniera. Nie musi się podobać. Nie zmieni się. Zostałeś ostrzeżony.
Choć może jednak się zmieni – postaram się, żeby w kolejnym tomie nie padło ani jedno nazwisko.
Jak to zrobić przy niektórych okrętach jeszcze nie wiem, ale postaram się.
Str. 258 ''… Scharnchorst... dzieki temu okret mogl strzelac na burte z czterech luf 210mm i trzech 150 mm.'' Tu wkradl sie blad : “Scharnchorst” mogl strzelac na burte z szesciu dzial 210 mm i trzech 150 mm.
Słusznie. Cóż – zdarza się. Przepraszam, mea culpa. Usprawiedliwienia brak. Jeśli będzie drugie wydanie, zostanie to porawione.
KTORA STRONA ? '' … wielkie kilkudniowe poscigi byly niemozliwe...''
Takie poscigi byly niemozliwe nie dlatego, jak sugeruje autor, ze dany okret nie byl w stanie utrzymywac pelnej szybkosci przez dluzszy okres czasu, ale dlatego, ze w nocy kazdy okret mogl latwo zgubic w ciemnosciac swojego przesladowce.
Niekoniecznie. W niektórych rejonach o niektórych porach roku noce bywają naprawdę jasne. Jeśli przed zapadnięciem ciemności jesteś niezbyt daleko, to przeciwnik wcale się nie urwie. Przy ówczesnych dystansach walki ściganie w nocy było przy takich „białych nocach” całkiem realne. Strzelać na więcej niż 2 km ( mniej więcej ) nie było sensu, bo wystrzelisz cały zapas amunicji zanim zrobisz przeciwnikowi krzywdę. Jak jesteś w odległości powiedzmy 3-4 km od przeciwnika, to przy jaśniejszej nocy, możesz przeciwnika spokojnie ścigać.
XIX wiek to nie I czy II Wojna, gdzie faktycznie to ciemności były większym problemem.
Oczywiście w nowiu, zachmurzeniu itd., to widoczność będzie większym problemem – tu zgoda.
Ten fragment wymaga przeredagowania. Dziękuję za zwrócenie uwagi.
Str. 46, w rozdziale 3 opisujacym rodzaje ciezkich okretow IX i Xxw, autor pisze:
''w drugiej polowie XIX w. moglo sie wydawac, ze rola pancernika juz sie wyczerpala...''
Mysle, ze powinno tu sie wspomniec nie tylko o pomyslach zastapienia pancernikow przez krazowniki pancerne, ale tez o tzw. Juene ecole, a nastepnie Guerre de Course.
Pewnie tak.
Ale to miała być pozycja czysto techniczna.
Różne teorie „globalnego prowadzenia wojny”, nie były jej tematem. Dlatego nie ma też o Mahanie, Colbercie i wielu innych zarówno osobach jak i sprawach.
W następnych też nie będzie – nawet w tytule masz „konstrukcja”. Z czegoś trzeba rezygnować. To jedyne wyjaśnienie. Jestem świadom, że wielu rzeczy będzie czytelnikom brakować – każdemu czegoś innego.
Moim zdaniem, zupelnie niepotrzebnie autor zamiescil opis i krotka geneze powstania krazownikow liniowych.
Być może niepotrzebnie, ale geneza nie tak do końca poza okresem tej książki.
Popatrz na historię rozwoju krążowników pancernych i funkcje jakie miały spełniać. Jedną z nich były walki z pancernikami.
Krążownik liniowy to ich rozwinięcie.
W sumie drednoty to też okres późniejszy, też można było o nich nie pisać. Podobnie jak o „rosyjskim” schemacie opancerzenia – to też okres późniejszy.
Cóż – chciałem żeby pewne sprawy były domknięte w ramach jednej pozycji. Mnie osobiście straszliwie irytuje, jak autorzy powołują się ciągle „to zostało opisane w tomie … dotyczącym …”
Ja chcę mieć całość w ręku i tak zostało napisane.
Osobiście wolę jak jest zamieszczone coś za dużo ( można to pominąć przy czytaniu ), niż jak czegoś bra.
Ja, mowiac szczerze, nie slyszalem o innych zwolennikach tej teorii, stworzonej zreszta przez samego ''Jacky'' Fishera.
Było ich wielu. Nie tylko w Anglii. Fisher był po prostu najbardziej wpływowy, więc się go najlepiej pamięta.
Pojęcie wielu/nie wielu jest pojęciem względnym. Oczywiście nie byli oni w większości, ale było ich więcej niż kilku.
Wielokrotnie, takze na tym forum, byl podejmowany temat, ze w koncepcji Fishera krazowniki liniowe nie byly projektowane i przeznaczone do walki z pancernikami. Jezeli stawia sie taka teze jak autor, to mysle, ze wskazane byloby podanie zrodla na ktorego podstawie argumentuje sie swoje stwierdzenie.
Jedną z funkcji miało być właśnie niszczenie pancerników. To że nie wszyscy się z tą tezą zgadzają, to inna sprawa.
To miały być okręty uniwersalne. Jedną z ich funkcji miało być niszczenie pancerników. Wcale nie najważniejszą.
Zaskoczeniem dla mnie jest brak jekiegokolwiek zakonczenia, czy tez podsumowania tej ksiazki. Rowniez brakuje mi tutaj analizy dzialan wojennych okretow amerykanskich w wojnie amerykansko- hiszpanskiej , jako jedynej ( w omawianym okresie), w ktorej mogly sie sprawdzic omawiane amerykanskie konstrukcje. Brak, w tej pracy, chociazby porownania okretow hiszpanskich i amerykanskich bioracych udzial w wojnie. Brak jest rowniez analizy dzialan wojennch w starciu rosyjsko- japonskim pod wzgledem sprawdzenia sie dwoch roznych koncepcji konstrukcji okretowych -francuskiej i brytyjskiej.
Może to i racja.
Analizy działań wojennych nie będzie. To nie jest pozycja o działaniach wojennych. Jedyne na co można liczyć w przyszłości to jakieś omówienia uszkodzeń bojowych. Nie wiem jeszcze czy one będą czy nie, ale szansa jest.
Szansa na ocenę działań bojowych jest zerowa. Tego nie było, nie ma i nie będzie w książce. Jest to mój świadomy wybór. Jeśli ktoś tego oczekuje, niech trzyma się od tej pozycji z daleka.
Zastanawia mnie bardzo uboga bibliografia zamieszczona na koncu omawianej ksiazki.
Przez chwilę chciałem zamieszczać spis wszystkich artykułów, dokumentów, planów, dokumentacji stoczniowej itd.
Darowałem sobie i zamieściłem tylko książki.
Może to i błąd, ale na przyszłość nie spodziewaj się niczego więcej.
Może nawet bibliografię w ogóle usunę, problem sam się rozwiąże.

@de Villars
Fakt, korekta trochę kuleje
Nie może kuleć coś czego nie ma ;)
Ale poza tym czyta się bardzo dobrze.
Dzięki za miłe słowa.
Cóż taki styl jednemu może odpowiadać, innemu nie. Nic się na to nie poradzi.
Wersji „lekkiej” z takimi określeniami jak wymienione przez MacGrega i drugiej „ciężkiej” bez nich, nie przewiduję. Powstanie tylko „lekka”.
Wszyscy zostali ostrzeżeni.

@Marmik
A czy była jakaś inna korekta niż autorska/przez kolegę itp. ?
Nie.
Jak się samemu sprawdza swoje teksty wiesz sam. Usprawiedliwienie to nie jest, ale wyjaśnienie tak.
sprawdzałem brzmienie tekstu wrzucając go do syntezatora Ivona
Świetny pomysł. Też tak zrobię. Dzięki.
Wymienione przykłady zaskoczyły mnie. Jeżeli jest tego więcej to miałbym problem z czytaniem.
Wydaje mi się, że MacGreg wymienił dokładnie wszystkie, z książki która ma dobrze ponad 300 stron A4, solidnie nabitych tekstem. Można ją rozmnożyć do 450 bez wrażenia „nabijania wierszówki”
Czy jest to dużo czy mało – oceńcie sami.
Wiem, że są osoby dla których nawet jedno takie określenie to o jedno za dużo, ale cóż. Były, są i będą. Jednych będzie to razić, innych nie.
Uzasadnienie podałem wcześniej.

@Gregski
Na początek oświadczam, że Maciej nie płaci mi za ta recenzję.
A kto w to uwierzy? ;)
Od razu przyznaj, że helikopter dostarczył nowe Lamborghini na pokład statku na którym pływałeś. Zorganizowanie transportu na Bosfor zajęło mi trochę czasu ;)
Książkę czytałem w wersji elektronicznej jeszcze przed naniesieniem ostatnich poprawek. Wersję papierowa tylko przejrzałem.
Wersja którą dostałeś i ostateczna tak wiele się nie różnią. Uwzględniłem, bodaj wszystkie, Twoje uwagi. Sam wiesz ile ich było.
Poza tym dzięki temu formatowi wszelkie schematy, rysunki, zdjęcia a zwłaszcza zestawienia planów są czytelne.
To był jedyny powód wyboru tego rozmiaru, co zresztą wyjaśniłem we wstępie. Mam w głowie perspektywę rysowania Iowki, Montany i innych wynalazków z I Wojny o długości ponad 290 metrów. Uparłem się, że wszystkie rysunki mają być w tej samej skali dla łatwiejszego porównania. Zmniejszanie wielkości powoduje nieczytelność ( zresztą i tak niektóre są średnio czytelne – przyznaję bez bicia ). Powiększanie powoduje konieczność dzielenia rysunku na kilka stron, a mnie to drażni. Przez chwilę rozważałem nawet większy format, ale czytanie „Pancernika Yamato” Janusza Skulskiego w wersji polskiej, mnie przed tym powstrzymało. Rozumiem uzasadnienie formatu, ale czyta się jednak niewygodnie, choć dla odmiany rysunki prezentują się świetnie. Na szczęście „pancernik Yamato”, nie jest przesadnie gruby, więc nie jest tak źle.
Wyobrażasz sobie książkę o rozmiarze papieru ~A3, grubą na 180 stron?
Mniejsze rozmiary papieru być nie mogły.
Cóż – to kompromis. A jak wielokrotnie pisałem ( w książce też ), kompromis to rozwiązanie z którego każdy jest niezadowolony.
No ale ta pozycja nie pretenduje do miana pracy naukowej
Dokładnie.
Nigdy taka miała nie być.
Zauważam to ale jakoś niespecjalnie mnie razi.
To miłe.
Obiecuję, że kolejne części będą trzymały podobny styl.
Dla jednych to zaleta, dla innych wada.
Mało tego nie podzelował żonie (ryzykowne przeoczenie)
A żebyś wiedział.
Na szczęście na tyle się wkurzyła, że NIC z nią nie konsultowałem i pokazałem dopiero finalny produkt który wyszedł z drukarni, że nie przeczytała braku podziękowań.
Inaczej nie wiem jakby się to skończyło.
Jak który jej to powtórzy to zabiję. Z premedytacją i perspektywa spędzenia reszty życia patrząc w kratkę mnie przed tym nie odstraszy.
Przeczytałem książkę "od dechy do dechy" i nie mam wrażenia że komuś Maciej chciał "dowalić".
Wiesz, czasem sam się zastanawiałem, czy jednak nie dowalam.
Parę osób się pytałem czy nie mają takiego wrażenia. Nikt nie miał, albo nawet jak miał, to twierdził, że nie razi.
Ale przyznaję – jeśli ktoś amerykańskie konstrukcji po prostu lubi czy ceni ( jak ja brytyjskie ), to pozycja może dopiec.
Kolejne pewnie też dopieką.
Zostaliście ostrzeżeni.
W tym jednak konkretnym przypadku chodziło o zilustrowanie faktu, że ówczesne maszyny nie były zdolne do bezawaryjnej długotrwałej pracy pod maksymalnym obciążeniem.
Dokładnie.
Cieszę się, że zauważył to ktoś, kto w maszynach siedzi na co dzień. Resztę uzasadnienia pisałem.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Awatar użytkownika
MacGreg
Posty: 592
Rejestracja: 2013-04-24, 19:58
Lokalizacja: Scotland

Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...

Post autor: MacGreg »

Gregski pisze:
Ad1 Nie bardzo rozumiem dlaczego dwa pierwsze rozdziały miałyby komukolwiek przeszkadzać? Wystarczy przejrzeć inne pozycje "wojennomorskie" a okaże się że autorzy też wprowadzają czytelników "Ab ovo" wyjaśniając sprawy najprostsze.
.
Ja nie pdwazam celowosci umieszczenia w ksiazce tych rozdzialow. Kwestionuje jedynie uwagi autora , ktory juz na samym wstepie dzieli czytelnikow na tych mniej i bardziej zaawansowanych.
Ja sam nie wiem do jakiej grupy powinienem sie kwalifikowac ( przeczytalem oba rozdzialy z zainteresowaniem) , niemniej jednak nadal uwazam ze autor sam nie powiniensam oceniac swojej ksiazki, zwlaszcza na samym poczatku.

@ Maciej3
Nieco żartobliwie – poczytaj sobie „Jana Cruisers....” Lacroixa, a potem przeżuć się na moją. Będziesz ją uważał za piórko ;)
Wyobrażasz sobie książkę o rozmiarze papieru ~A3, grubą na 180 stron?
Wyobrazam sobie.Kiedys na Amazonie w poszukiwaniu okazji trafilem na ta ksiazke. Cena byla bardzo atrakcyjna ( przeceniona z £25.00 na ok £2.50 ), wiec zamowilem nie patrzac oczywiscie na wymiary - kto przy zamawianiu ksiazki patrzy ma jej wymiary ! Dzielo wazy ponad 2kg. W tym przypadku wielkosc ma znaczenie. :lol: Patrz zalacznik na koncu wypowiedzi. :czytaj:
Nigdy nie siliłem się na twierdzenie, że to praca naukowa. Nawet nie udawałem, że taką ma być.
To nie jest praca naukowa i nigdy nie miała taką być.
Pewnie tak.
Ale to miała być pozycja czysto techniczna.
Skoro to jednak ma byc pozycja czysto techniczna, to takze w pewnym sesie naukowa, a nie czysta beletrystyka.
a skoro tak to uwazam ze pewne formy pracy popularno - naukowej powinny byc zachowane.
Jak sam wspomniales ze nie chcesz pisac kolejnych nudnych instrukcji obslugi, czy dokumentacji technicznych.
Ale sam mi to udowodniles ze mozna pisac ciekawie i rzeczowo, bez moim zdaniem zbednych ''forumowych'' i emocjonalnych okreslen. To opis uzbrojenia w zalacznikach.

Z tym stylem pisania do ktorego tak sie czepiam, to byc moze jest sprawa mocno idywidualna. chyba w tej kwestii jestem troche marudny, ale w zwiazku z tym, ze mam ograniczony dostep do polskich wydawnictw, posluguje sie prawie wylacznie angielsko - jezycznymi. Tam mimo wszystko te standardy sa nieco inne, nie znaczy lepsze. Ale ja sie do nich po prostu przyzwyczailem.
maly przylkad z zupelnie innej bajki.
Jestem fanem tenisa (zwlaszcza kobiecego) i oczywiscie kibicuje naszej Agnieszce Radwanskiej. Ogladam wszystkie jej mecze w brytyjskiej telewizji - BBC i BT sport, poniewaz polskiej po prostu nie mam.
Dzisiaj jednak jej mecz z Martina Hingis ogladalem przez internet w relacji polskiej TV.
Sorry, ale nie moglem sluchac polskich komentatorow sportowych. Ich styl komentowania w porownaniu z w pelni profesjinalnym komentarzem Sam Smith - BBC wydawal mi sie nie do zniesienia.

Wracajac do tematu.
Brak nazwisk i przypisow, oraz pelnej bibliografii.
Bez tego kazda ksiazka traci na wiarygodnosci, poniewaz czytelnik musi niejako wierzyc autorowi na slowo, nie mogac sprawdzic na szybko wiarygodnosci podanych faktow.
Okreslenia typu np.
''... jak powszechnie wiadomo...''
badz bardziej juz szczegolowe
Było ich wielu. Nie tylko w Anglii. Fisher był po prostu najbardziej wpływowy,
To miały być okręty uniwersalne. Jedną z ich funkcji miało być niszczenie pancerników. Wcale nie najważniejszą.
Bez podania jakiegokolwiek wiarygodnego zrodla zrodla wskazuja ze sa to tylko opinie autora, a nie fakty historyczne .
Ja na poparcie moich slow o krazownikach liniowych powolalem sie na autorytet adm. R H Bacon'a.
Wszystkich którzy to wcześniej czytali, pytałem czy mój antyamerykanizm nie daje za bardzo po oczach.
Nikomu nie przeszkadzał.
Kolejne części też będą antyamerykańskie.
A tak poza tym, to dałem się poznać na tym ( i nie tylko tym ) forum jako amerykożerca i brytofil.
TO po co pisac ksiazke o amerykanskich okretach, ktore byly takie zle, to moze zamiast tego napisac o brytyjskich ktore byly dobre i przedstawic je na tle innych krajow.

Wszystkie te moje uwagi i opinie pisalem nie z mysla zeby ''dowalic'' autorowi , ale zeby przekazac opinie zwyklego czytelnika po to zeby autor uwzglednil, w nastepnych pracach choc czesc postulatow.
W koncu ksiazki powinny powstawac z mysla o czytelnikach i chyba jest rzecza dobra ze ktos zauwaza wysilek i naklad pracy autora aby dana ksiazka powstala.
Sadzac z wypowiedzi Macieja
Może to nie zabrzmi zbyt uprzejmie, ale alternatywą jest niekupowanie. Ktoś tu wspominał o „uparciuchach”, ja jestem gorzej uparty niż osioł.
Nic nie wskazuje by w przypadku kolejnych tomów coś miało się zmienić
Zapowiadam, że kolejne części ( o ile powstaną ) też będą obfitowały w takie określenia.
Jeśli kogoś to razi, niech trzyma się od nich z daleka.
Przed następnymi tomami zostałeś ostrzeżony.
Jeśli kogoś bardzo to rani – niech odeśle książkę z powrotem.
Być może to błąd, ale tak pozostanie w kolejnych częściach – zostałeś ostrzeżony.
Cóż – taka maniera. Nie musi się podobać. Nie zmieni się. Zostałeś ostrzeżony.
Choć może jednak się zmieni – postaram się, żeby w kolejnym tomie nie padło ani jedno nazwisko.
Jeśli ktoś tego oczekuje, niech trzyma się od tej pozycji z daleka.
Sa niewielkie szanse, aby cokolwiek moje opinie mogly zmienic. :-(
Załączniki
book.jpg
book.jpg (22.85 KiB) Przejrzano 19379 razy
'There seems to be something wrong with our bloody ships today!' - Vice Admiral Sir David Beatty
Morskie Opowiesci YouTube
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4748
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...

Post autor: Maciej3 »

Kwestionuje jedynie uwagi autora , ktory juz na samym wstepie dzieli czytelnikow na tych mniej i bardziej zaawansowanych.
Uwaga przyjęta.
Teraz rozumiem „zarzut” z poprzedniego postu.
Wydawało mi się, że uwaga dotyczy umieszczenia tych rozdziałów. Dlatego oponowałem.
Jeśli problem sprowadza się do tego zdania we wstępie – przyznaję Ci rację. Więcej tego nie zrobię i dziękuję za uwagę.
Skoro to jednak ma byc pozycja czysto techniczna, to takze w pewnym sesie naukowa, a nie czysta beletrystyka.
a skoro tak to uwazam ze pewne formy pracy popularno - naukowej powinny byc zachowane.
Jak sam wspomniales ze nie chcesz pisac kolejnych nudnych instrukcji obslugi, czy dokumentacji technicznych.
ciaaach
Coś w tym jest.
Ale wszystkim nie dogodzisz.
Inni dla odmiany wskazywali, że ten „lekki niemal potoczny język” jest wręcz zaletą. Może czasami przesadziłem z potocznością. Co czytelnik to opinia.
Brak nazwisk i przypisow, oraz pelnej bibliografii.
Bez tego kazda ksiazka traci na wiarygodnosci, poniewaz czytelnik musi niejako wierzyc autorowi na slowo, nie mogac sprawdzic na szybko wiarygodnosci podanych faktow.
Okreslenia typu np.
Zgoda.
Ale nie wiem czy jest w ogóle sens silić się na podpieranie każdego stwierdzenia konkretnym przypisem.
Bez podania jakiegokolwiek wiarygodnego zrodla zrodla wskazuja ze sa to tylko opinie autora, a nie fakty historyczne .
Cała książka jest jedną wielką opinią.
Ja na poparcie moich slow o krazownikach liniowych powolalem sie na autorytet adm. R H Bacon'a.
Bacon pisał, między innymi, że to był taki krążownik co to miał walczyć według standardów Fishera. Według Fishera „to fight means to crush” itd.
W innym miejscu sam pisał, że te krążowniki miały „współdziałać z flotą liniową, pomagać w przekreślaniu T, zagrażać przodowi i tyłowi pancerników”
Sorry, ale nawet nie patrząc na nic innego – jeśli coś ma zagrażać przodowi i tyłowi wrogiej linii pancerników, to co ma niby robić jak nie się z nimi ścierać?
Jak jeszcze ma czasem wystąpić w linii z pancernikami, to jaka jest jego funkcja?
Oczywiście nie jedyna.
Inny admirał Dewar, coś pisał o zamiarze ścigania uzbrojonych statków pasażerskich przez krążowniki liniowe.
Komitet Fisherowski z przełomu wieków XIX i XX (było tam więcej nazwisk niż sam Fisher) mówił o przestarzałości pancernika, bo jak się zetrze z okrętem który może strzelać z 6 dział do przeciwnika, to pancernik zostanie rozniesiony. W związku z czym trzeba budować krążowniki mogące strzelać z 6 dział do przeciwnika ( upraszczam i skracam )
Lambert o krążownikach liniowych pisze jeszcze inaczej.
A całkowite pomieszanie zdań – raz jedno, raz drugie, potem jeszcze na odwyrtkę to są same słowa Fishera. Trzeba naprawdę dużo samozaparcia żeby zrozumieć o co chodzi.
Nie stanowi żadnego problemu dojście do totalnie sprzecznych wniosków w tym całym bałaganie. Jak kto chce wierzyć, że jedną z funkcji nowych okrętów było niszczenie pancerników – to ma do tego podkładkę.
Jak kto chce udowodnić, że nie – też ma do tego podkładkę.
Może dlatego te okręty budzą takie emocje?
Najlepiej je podsumował Roberts – powstały nie wiadomo po co i nie do końca wiadomo co miały tak naprawdę robić.
W sumie coś w tym jest.
TO po co pisac ksiazke o amerykanskich okretach, ktore byly takie zle, to moze zamiast tego napisac o brytyjskich ktore byly dobre i przedstawic je na tle innych krajow.
Już pisałem, że to powstało przypadkiem. To odprysk innej pracy. Taki przerośnięty wstęp i nic więcej.
Serio.
Zresztą tak naprawdę to nie miałem specjalnie wyrobionej opinii na temat predrednotów USA czy Anglii zanim się zabrałem za tą pracę.
Wcześniej mnie interesowały okręty od drednota dalej. Za temat zabrałem się przypadkiem i w trakcie prac postanowiłem grzebać coraz głębiej.
Jeśli już coś miałem, to obraz słabych jednostek brytyjskich. Serio. Po pobieżnej lekturze Prestona bez wnikania w to skąd się wzięły takie a nie inne opinie w sumie łykałem je w ciemno. Włącznie z jakimiś super przewagami okrętów Japońskich. Nawet jak robiłem tabele porównawcze ( pierwotnie porównanie między flotami miało się ograniczyć wyłącznie do suchych tabel i niczego więcej ), opinia specjalnie się nie zmieniała. Predrednoty to miał być tylko wstęp do książki.
Jak to u mnie bywa, praca zdryfowała z zaplanowanego tematu i wyszło jak wyszło. Opinie sobie wyrabiałem w trakcie pisania.
Sa niewielkie szanse, aby cokolwiek moje opinie mogly zmienic.
Szczerze mówiąc, to nie wiem.
Następne części są na tak wstępnym etapie, że wszystko się może zdarzyć. Z nienapisaniem włącznie.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4748
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...

Post autor: Maciej3 »

Przespałem się z recenzją.
Powiem tak, to nie miała być praca naukowa, lecz w miarę popularna
Jeśli ktokolwiek odebrał to jak pracę naukową ( niech będzie popularno - naukową ), tyle, że zubożoną o przypisy i napisaną zbyt lekkim językiem ( jak na pracę naukową ), to znaczy, że wyszło lepiej niż myślałem.
Zamiast się oburzać, powinienem podziękować i potraktować to jak najwyższy komplement.
Jakby była odpowiednio źle napisana, to nikomu nawet nie przyszłoby do głowy potraktować to jako pracę choćby aspirującą do popularno - naukowej i problem by się w ogóle nie pojawił. W końcu kto wymaga przypisów czy bardziej sformalizowanego języka od czystej beletrystyki?

Dziękuję za takie przyjęcie - poważnie.
Na przyszłość postaram się odpowiadać z dużym opóźnieniem na teksty dotyczące mnie, pozwoli to uniknąć zbędnych nieporozumień.

A co do zmian na przyszłość - cóż styl się nie zmieni. Co do reszty - zobaczymy,
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Awatar użytkownika
MacGreg
Posty: 592
Rejestracja: 2013-04-24, 19:58
Lokalizacja: Scotland

Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...

Post autor: MacGreg »

Ja rozumiem poirytowanie, czy tez wrecz zdenerowanie autora , gdy ktos krytykuje ( czytaj: czepia sie ;) ) jego ksiazki, zwlaszcza gdy jest to jego pierwsza. Jak widze w przypadku Macieja jest on zwiazany ze swoja praca bardzo emocjionalne, a tu tymczasem ktos wyskakuje z cala lista uwag.
Moim zamiarem bylo zmobilizowanie Macieja do jeszcze ciezszej pracy, aby podniesc jakosc jego ksiazek - tych przyszlych.
Ja nie odbieram tej ksiazki jako beletrystyki, gdy na poparcie swojej tezy autor zamieszcza cala sterte danych technicznych, rysunkow, schematow, przekrojow itp.
Dla mnie beletrystyka bylaby ksiazka w ktorej autor udowadnialby, ze dane okrety byly lepsze od innych bo np. mialy takie ladne kominy i zgrabne sylwetki i w ogole wygladaly sexy ( patrz temat ''Pancerniczki''- okety francuskie :lol: )
Czego się spodziewałeś? Sprzedaję tylko bezpośrednio przez fora na których mnie znają. Nie uważam by było to jakieś wprowadzanie klienta w błąd.
Dlaczego zawezac grono czytelnikow tylko do tych ktorzy Cie znaja z forum.
Temat jest ciekawy, analiza w miare dokladna.
Dlaczego nie wyjsc ze swoja oferta do szerszego grona czytelnikow? Moze nawet za granica.
Ale do tego uwazam powinno sie zmienic styl na troche bardziej formalny.
Ja wiem ze mozesz, bo to juz pokazales.
Ktoś tu wspominał o „uparciuchach”, ja jestem gorzej uparty niż osioł.
Czasem nie zgadzam sie z Toba w roznych kwestiach ale w tym przypadky to raczej przyznam Ci racje. :faja:

Tak juz na zakonczenie Czy tylko ja i de Villars kupilismy twoja ksiazke? :nauka:

P.S.
Czy masz jeszcze czas na czytanie jakichkolwiek ksiazek? Jesli tak to moge Tobie podeslac kilka ciekawych pozycji na temat amerykanskich okretow.
'There seems to be something wrong with our bloody ships today!' - Vice Admiral Sir David Beatty
Morskie Opowiesci YouTube
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4748
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...

Post autor: Maciej3 »

Dlaczego zawezac grono czytelnikow tylko do tych ktorzy Cie znaja z forum.
Bo nikt inny tego nie kupi.
Dlaczego nie wyjsc ze swoja oferta do szerszego grona czytelnikow?
A kogo obchodzą predrednoty?
Moze nawet za granica.
Najpierw trzeba przetłumaczyć.
Co prawda z angielskim nie mam żadnego problemu, żeby występować aktywnie na zagranicznych forach, ale nie mam złudzeń, że mój język jest po prostu zrozumiały. To wszystko.
Na publikacje „oficjalne” ( niezależnie w jakiej formie ), jest za słaby.
Zresztą, kto puści cokolwiek nieznanego autora?
Tak juz na zakonczenie Czy tylko ja i de Villars kupilismy twoja ksiazke?
Jest jeszcze Gregski, W sumie trzech wystarczy.

Na serio, to nakład już (prawie) wyczerpany, a dodruki na razie się nie zapowiadają.
Jak widać ludziska boją się przyznać, że dali się zrobić na 100 zł + koszty przesyłki.
Czy masz jeszcze czas na czytanie jakichkolwiek ksiazek? Jesli tak to moge Tobie podeslac kilka ciekawych pozycji na temat amerykanskich okretow.
Czasami coś tam czytam.
Pozycji na temat amerykańskich okrętów mam całkiem sporo, nie wszystkie się nadają ( w mojej ocenie ) by je wpisywać w bibliografię. Ale chętnie się dowiem o kolejnych.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Awatar użytkownika
MacGreg
Posty: 592
Rejestracja: 2013-04-24, 19:58
Lokalizacja: Scotland

Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...

Post autor: MacGreg »

Maciej3 pisze: Bo nikt inny tego nie kupi.

A kogo obchodzą predrednoty
A skad wiesz ze nikogo nie obchodza.
Wiecej wiary w siebie.
Najpierw trzeba przetłumaczyć.
Na publikacje „oficjalne” ( niezależnie w jakiej formie ), jest za słaby.
Moze warto spobowac z tlumaczem. O ile pamietam ktos oferowal Tobie swoja pomoc.
Czasami coś tam czytam.
Tu dwie pozycje o Royal Navy. Reszta na priv.
Załączniki
book1.jpg
book1.jpg (17.99 KiB) Przejrzano 19277 razy
book2.jpg
book2.jpg (17.31 KiB) Przejrzano 19277 razy
'There seems to be something wrong with our bloody ships today!' - Vice Admiral Sir David Beatty
Morskie Opowiesci YouTube
Awatar użytkownika
Grzechu
Posty: 1624
Rejestracja: 2004-06-29, 16:05
Lokalizacja: Kwidzyn (Powiśle)

Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...

Post autor: Grzechu »

MacGreg pisze:Tak juz na zakonczenie Czy tylko ja i de Villars kupilismy twoja ksiazke? :nauka:
Nie tylko.
Na przykład: ja też :)
Tylko nie za bardzo mam czas na czytanie i jestem zaledwie na około 80 stronie...

Uwagi techniczne:
- okładka powinna być naprawdę twarda, a nie tylko "twarda" (to pewnie problem, bo w takim układzie tej objętości i rozmiarów książka powinna być szyta, a nie klejona)
- leciutko wkurzające literówki (ale z tego co Maciej pisał, to i tak nie jest źle ;) )
- bardzo (mnie!) wkurzające spacje po i przed nawiasami
- styl jak dla mnie OK

Uwagi merytoryczne:
- brak, bo ten temat i tak ujęty to jak dla mnie w dużej mierze terra nova

Ogólnie: mam nadzieję, że dalej jest jeszcze lepiej, niż na pierwszych kilkudziesięciu stronach. No i nie żałuję samego zakupu, a na dodatek deklaruję chęć posiadania kolejnych opracowań.
Republika marzeń...
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4748
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...

Post autor: Maciej3 »

okładka powinna być naprawdę twarda, a nie tylko "twarda" (to pewnie problem, bo w takim układzie tej objętości i rozmiarów książka powinna być szyta, a nie klejona)
Pełna zgoda. Jak wspominałem, doszło do nieporozumienia z okładką. Na pewno w przyszłości będzie grubsza.
bardzo (mnie!) wkurzające spacje po i przed nawiasami
To muszę Cię zmartwić - będziesz wkurzony nadal.
Mnie dla odmiany wkurza niestosowanie takich spacji. Z biorąc pod uwagę, że przyjęło się że spacji nie dajemy, to jestem bohaterem wiecznie wkurzonym. Nie chcę się wkurzać chociaż przy czytaniu swoich własnych tekstów, jak przy innych nie mogę....
Doceń jednak, że wsadzam tam "twardą spację". Nawet jak tekst się rozluźnia do pełnej objętości wiersza, to nawias jest zawsze w tej samej odległości.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Awatar użytkownika
Grzechu
Posty: 1624
Rejestracja: 2004-06-29, 16:05
Lokalizacja: Kwidzyn (Powiśle)

Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...

Post autor: Grzechu »

Maciej3 pisze:To muszę Cię zmartwić - będziesz wkurzony nadal.
Shit... :x No nic, jakoś się "zemszczę" :diabel:
Maciej3 pisze:Doceń jednak, że wsadzam tam "twardą spację". Nawet jak tekst się rozluźnia do pełnej objętości wiersza, to nawias jest zawsze w tej samej odległości.
Doceniam!
Republika marzeń...
Marek T
Posty: 3270
Rejestracja: 2004-01-04, 20:03
Lokalizacja: Gdynia

Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...

Post autor: Marek T »

Maciej3 pisze:Mnie dla odmiany wkurza niestosowanie takich spacji.
To nie jest kwestia wyboru - takie są zasady pisowni.
Stosowanie spacji wewnątrz nawiasów jest błędem interpunkcyjnym, takim samym jak - na przykład - brak kropki na końcu zdania. Albo zakończenie pytania wykrzyknikiem, a nie znakiem zapytania.
cochise
Posty: 959
Rejestracja: 2005-11-03, 22:07
Lokalizacja: daleko stąd nie widać

Re: Amerykańskie ciężkie okręty artyleryjskie...

Post autor: cochise »

Cóż cienki bolek jestem, by się tu porywać na recenzje, ale, że jako posiadacz jednego egzemplarza bardzo polecam powyższą pozycję to i pozwolę sobie na odniesienie do wymienionych tu odnośnie niej uwag.
Najpierw strona zewnętrzna, fajne wydanie, dużo rysunków i zdjęć, spora czcionka, ale obszerna materiałowo przez co wyszła niezła "cegła", którą się przez tę nieszczęsną miękką oprawę niewygodnie czyta.
Treść, choć obejmuje spory zakres zagadnień, napisana przystępnie i pewne potoczne zwroty autora zupełnie mi nie przeszkadzają, w wręcz umilają lekturę. Przy czysto formalnym tekście można by chyba było zasnąć, inna sprawa, że lubię styl autora znany mi z tutejszego forum. Czasami faktycznie można odnieść wrażenie, że książka pisana przeciwko komuś, ale nie uznałbym tego za wadę. W książce wydaje mi się powinien się odnaleźć zarówno czytelnik zielony w temacie jak również i ten który miał już jakąś styczność z poruszanymi zagadnieniami.
Mi osobiście podoba się zgromadzenie w jednym miejscu wiedzy dotyczącej pierwszych okrętów pancernych, którą do tej pory trzeba było szukać po rożnych publikacjach. Oraz porównanie ich pomiędzy sobą. Można się dzięki temu zorientować jak bardzo pokrętna droga prowadziła od pierwszych okrętów pancernych do w tym przypadku skutecznego predrednota. I jak wiele sprzecznych spraw musiano ze sobą pogodzić by wyszło coś sensownego. podoba mi się również zestawienie sylwetek na końcu każdego rozdziału a nie na końcu książki, patrząc na rysunki możemy sobie porównać jednostki o których pisał autor i spróbować zgodzić się z jego ocena lub nie, bez potrzeby "latania" za każdym razem na koniec książki. Również opisując jednostki autor nie zamęcza czytelnika suchym podawaniem danych technicznych co w niektórych publikacjach aż nuży przy czytaniu. Tutaj zaś mamy podane wszystko stosunkowo lekkim językiem który się dobrze czyta. Uważam, że to obowiązkowa pozycja dla każdego wielbiciela opancerzonych burt i ciężkich dział z niecierpliwością czekam na kolejne części a u mnie na półce zdetronizowała historie pancernika.Z czystym sumieniem mogę ją polecić każdemu.
lecela niye aka ohinni mahel mitawa cante
ODPOWIEDZ