A ja bym się upierał, że obojętnie pod jaką flagą ale mocno przeceniamy znaczenie takich "spędów" nie biorąc pod uwagę faktu, że potencjalny przeciwnik/przeciwnicy potrafią nieźle kontrować (mają niestety nieco inny i chyba lepszy pomysł na dyplomatyczny dobór kadr) nasze wydawać by się mogło "genialne" posunięcia. W dyplomacji bardzo rzadko dochodzi do klasycznego szach-mata, którego jak popatrzeć na naszych polityków bardzo się chyba w ich gronie pożąda

a jeżeli już dochodzi to zazwyczaj w wojennym otoczeniu...w 39 roku także przecież Beck "zaszachował" Hitlera ;( - o tego sukcesu konsekwencjach i rzekomo niemożliwym pakcie R_M wszyscy wiemy...
Niestety jak dowodzi praktyka choćby roku 1939 czy mniej znanego "porozumienia warszawskiego" w 1745 w takich publicznych "deklaracjach intencji" to jesteśmy wcale nieźli bo umiemy skłonić potencjalnych "sojuszników" do różnych "oświadczeń i deklaracji" i nawet udaje nam się to i owo "wyżebrać" (dokładnie w ten sposób można określić strategię przyjęta przez naszych polityków co niestety przykre). Niestety zazwyczaj ten "sukces" okazuje się zupełnie nieadekwatny do strategi przyjętej w odpowiedzi nań przez przeciwnika a na co my niestety zazwyczaj już odpowiedzieć nie umiemy trzymając się kurczowo litery dawnego, już nieaktualnego w zmienionej sytuacji porozumienia... Było nie było sprowokowaliśmy w historii Europy aż dwa odwrócenia przymierzy...

sami nie do końca chyba rozumiejąc jak nam się to udało...i, że europejska polityka to ciągła nieustająca gra a my byśmy chcieli sobie ot tak wywalczyć korzystny status quo na wieki - to tak nie działa niestety...
Deklaracje Obamy niestety w takim kształcie w jakim padły są raczej bez znaczenia i wbrew naszym komentatorom do niczego nie zobowiązują jego następcy - za to nasza rola jako teraz już "widzialnego i jawnego" wroga Rosji podana jak na tacy... ale głównie ichniej propagandzie na którą po staremu nie będziemy umieli odpowiedzieć...
Co do naszego głównego "strategicznego celu" czyli umiejscowienia wojsk Nato na terenie kraju to obawiam się, że ogół nie jest świadom, że USA jest je w stanie wycofać szybciej niż nam się wydaje jeżeli tylko uzna, że ma w tym interes. I zrobi to nawet wtedy gdyby czysto prywatnie w 100% było po naszej stronie...
Przykład dyplomatów izraelskich, którzy uznali Obamę za swoistą "pomyłkę" ale mimo to w miarę możliwości pokazali, że można jego poparcie "pozyskać" dla swojego interesu czyli głównie nowych lepszych zasad finansowania jest chyba dużo lepszym przykładem dobrze rozumianego własnego interesu. Bo z takich ustaleń następca raczej się nie wywinie ale z ogólnych deklaracji na jednym z wielu szczytów...
Ja bym przypomniał rodzimym dyplomatom, że pojedyńcza, choćby najbardziej efektowna szarża niestety już od dawna nie przynosi wyników takich jak w czasach RON - dziś dbanie o interes państwa to szereg długofalowych i czasochłonnych zabiegów z dokładnym przewidywaniem konsekwencji każdego ruchu. A tych w przypadku sukcesowego szczytu jakoś jednak brakuje...