Ale sprawa się nie skończy. Lepiej nie wiedzieć?
Odnośnie analiz finansowych. Każdy, kto mieszka na wybrzeżu widzi wpływ instalacji brzegowych i wie, że ogólne koszty ochrony brzegu rosną.
Rozmowa z dr. hab. Tomaszem A. Łabuzem, geomorfologiem z Uniwersytetu Szczecińskiego, który bada polskie wybrzeże Bałtyku od blisko 20 lat. Zajmuje się zmianami zachodzącymi na plażach i wydmach, w tym wpływem turystyki i innej działalności człowieka. Pracuje w Instytucie Nauk o Morzu Uniwersytetu Szczecińskiego
Tomasz Ulanowski: Twierdzi pan, że przekop Mierzei Wiślanej może zniszczyć plaże położone na wschód od planowanego kanału, w tym tę w Krynicy Morskiej. Na jakiej podstawie?
Dr hab. Tomasz A. Łabuz: Na podstawie obserwacji wzrostu poziomu Bałtyku, liczby sztormów z ostatnich lat, a także sposobu, w jaki polskie plaże i wydmy, w tym te w Krynicy Morskiej, odbudowują się po sztormach.
To zacznijmy od poziomu morza.
- W ciągu ostatnich 200 lat w Świnoujściu wzrósł on o 28 cm. W Gdańsku od 1881 r. - o 21 cm. Obecnie Bałtyk podnosi się o kilka milimetrów rocznie. A według wszystkich prognoz w związku z globalnymi zmianami klimatu średni poziom morza będzie rósł coraz szybciej. Oznacza to, że czekają nas coraz większe problemy z ochroną wybrzeża.
Przecież chronią je plaże i wydmy.
- Te plaże i wydmy są nie tylko zabudowywane i osłabiane, ale przede wszystkim uszkadzane podczas sztormów. Ostatni silny sztorm był w styczniu, podniósł poziom morza w Gdańsku i Świnoujściu o 1,3 m, a w Kołobrzegu o 1,37 m. Poprzedni był dwa lata temu, również w styczniu. Wcześniej mieliśmy słabsze sztormy jesienią 2016 r. i zimą 2015 r., a jeszcze wcześniej silny sztorm nawiedził nasze wybrzeże na początku 2012 r.
W ostatnich latach silne sztormy nie tylko pojawiają się częściej - kiedyś zdarzały się dwa na dekadę, a ostatnio przychodzą co dwa lata - ale też są mocniejsze niż kiedyś. A na dodatek nakładają się na wzrost poziomu morza, więc powodują coraz większe zniszczenia. Szczególnie niszczycielskie są sztormy następujące po sobie w jednym sezonie – zwłaszcza wtedy, kiedy za każdym razem wieje z innej strony.
I jakby tego było mało, na plażach i wydmach jest coraz więcej konstrukcji, które przeszkadzają w przebiegu naturalnych procesów, w tym w odbudowie wydm, i do tego są przez sztormy uszkadzane. To nie tylko betonowe opaski, schody i falochrony, ale nawet apartamentowce - jak te postawione w ostatnich latach na wydmach w Mielnie.
Reasumując, koszty ochrony polskiego wybrzeża przed Bałtykiem rosną. 10 lat temu odbudowa kilometra plaży kosztowała 1,5 mln zł. Obecnie - już nawet 4,5 mln zł. Przed 2015 r. urzędy morskie dysponowały w sumie rocznym budżetem wynoszącym 45 mln zł. Dzisiaj muszą wydawać już blisko 90 mln zł rocznie.
A jak plaże i wydmy dają sobie radę po sztormach?
- Odbudowują się głównie dlatego, że zachodni wiatr przenosi piasek z szerszych odcinków plaż, na których jest on akumulowany, na wschód wzdłuż brzegu morza. Bez tego nasze plaże i wydmy nie dałyby rady. Na szczęście aż 30 proc. wiatrów na naszym wybrzeżu wieje z zachodu. Dzięki temu odbudowują się plaże w Międzyzdrojach, wschodnim Kołobrzegu, Mielnie, a także w Krynicy Morskiej.
Kanał ma pomóc w rozwoju elbląskiego portu. Dzięki pogłębieniu toru wodnego do tego portu mogłyby wpływać statki o zanurzeniu do 4 metrów (obecnie około 2 metrów), długości 100 metrów i szerokości 20 m, co oznacza że terminal mógłby rocznie przeładowywać nawet 3,5 miliona ton towarów rocznie (obecnie przeładowuje około 200 tysięcy ton przy górnych możliwościach 1,5 miliona ton).
I tu pojawiają się dwa problemy. Pierwszy jest taki, że plaże i wydmy potrzebują średnio co najmniej trzech lat spokoju, żeby zachodni wiatr nawiał na nie piasek i je odbudował. A w ostatnich latach sztormy nawiedzają nas co dwa lata. Problemy się więc pogłębiają - dosłownie.
Po drugie, kiedy wiatr napotyka po drodze przeszkody na plaży, np. falochrony, mury czy inne konstrukcje, to transport piasku jest zaburzony. I taką właśnie przeszkodą będzie broniony falochronami morski port osłonowy przed przekopem Mierzei Wiślanej.
Co tam się stanie?
- Piasek będzie zatrzymywany po jego zachodniej stronie. Po wschodniej, gdzie są dzikie plaże, na których gniazdują ptaki, a także plaża turystyczna w Krynicy Morskiej, zacznie piasku brakować.
I co wtedy?
- Będzie silny nacisk społeczny na sztuczną odbudowę plaży. Do Krynicy Morskiej, gdzie dotąd piasku raczej nie brakowało, trzeba będzie dowozić go z innych miejsc - z mocy prawa zajmie się tym Urząd Morski w Gdyni.
Wszyscy zapłacimy więc za to, co do tej pory wiatr robił za darmo.
Zresztą nie będzie to pierwszy (ani zapewne ostatni) błąd, jaki człowiek robi na wybrzeżu Bałtyku. Sztandarowym przykładem jest wybudowany w 1936 r. falochron portu we Władysławowie, który utrudnia naturalną odbudowę niszczonej przez sztormy mierzei Półwyspu Helskiego. Od lat musimy sztucznie odbudowywać plaże po wschodniej stronie portu. Inaczej Półwysep Helski zostałby przerwany przez morze.
Podobnie transport piasku jest zatrzymywany przez mur chroniący wejście do portu w Łebie. A ostatnio także przez falochron wybudowany kosztem 15 mln zł koło kanału łączącego w Mielnie jezioro Jamno z Bałtykiem. Ta inwestycja to zresztą niezły kanał - za publiczne pieniądze pogłębiono i umocniono pojawiające się dotąd raz na jakiś czas połączenie pomiędzy jeziorem a morzem i wybudowano olbrzymi falochron. A Bałtyk i tak zasypał piaskiem wejście do kanału. Niby miała tam stanąć jakaś prywatna inwestycja, którą rozbudowa kanału miała wspierać. Ale do tej pory nie powstała.
Ta część naszego Wybrzeża ulega zresztą bardzo szybkiej erozji. Kiedy byłem dzieckiem, chodziłem tam latem oglądać kanał, a także wojskową wartownię i wieżę obserwacyjną, które stały na wydmach. 10 lat temu ruiny wieży leżały już na plaży, a resztki wartowni – jeszcze na wydmach. Dziś po obu konstrukcjach nie ma już śladu. Zabrało je morze. Tylko w ciągu ostatnich 10 lat wydmy cofnęły się tam o 12-15 m.
Zresztą odcinek Wybrzeża od Kołobrzegu do Rowów to zatoka eksponowana na silny wiatr i sztormy z zachodu i północnego zachodu. Podobnie plaże i wydmy są niszczone we wschodniej części Zatoki Gdańskiej, od Krynicy Morskiej do wybrzeża rosyjskiego.
Czy polscy budowniczowie nie potrafią się zmierzyć z Bałtykiem, który przecież nie jest najbardziej burzliwym morzem świata?
- Bałtyk jest chyba najspokojniejszym morzem świata.
Wydaje mi się, że nasi budowniczowie przede wszystkim w ogóle nie przejmują się stratami przyrodniczymi. W raporcie o wpływie przekopu Mierzei Wiślanej na środowisko nie ma słowa o transporcie piasku przez wiatr i o niszczeniu brzegu wydmowego.
Poza tym nie biorą pod uwagę wszystkich czynników bardzo dynamicznie kształtujących wybrzeże morskie. Współcześnie korzystają ze starych publikacji i badań. Procesy i zjawiska modelują w programach komputerowych, nie obserwując ekstremalnych zachowań przyrody w terenie. Jak inaczej to nazwać, jeśli nie ignorancją?
20 km kw. wynosi łączna powierzchnia plaż w Polsce. Nasze wybrzeże ma 500 km długości. 16 cm - o tyle podniósł się poziom Morza Bałtyckiego na polskim wybrzeżu w XX wieku. 8 milionów ludzi przesiaduje co roku na polskich plażach, kryjąc się w grupkach za parawanami
W efekcie stawiane przez nich konstrukcje - sztuczne rafy, falochrony, opaski, promenady, schody - zaczynają się sypać po pierwszym sztormie. Tak jak sztuczna rafa przeciwsztormowa zbudowana za unijne pieniądze w Ustce (w sumie wydaliśmy w ostatnich latach na ochronę wybrzeża 800 mln zł z funduszy europejskich), która w 2015 r. została uszkodzona przez pierwszy sztorm.
Przeraża mnie też rabunkowa - nie bójmy się tego słowa - eksploatacja Wybrzeża. Mielno i Kołobrzeg to (obok Zakopanego) najliczniej odwiedzane polskie miejscowości turystyczne. Każdego lata bawią w każdej z nich nawet dwa miliony ludzi. Na potrzeby turystów zabudowuje się więc wydmy i plaże. Ostatnio w Mielnie wybudowali sobie nawet promenadę nad plażą!
Dla dzikiej przyrody zostaje coraz mniej miejsca.