Ośmielę się zwrócić uwagę Waldemarze K, że problem polega nie na mniej czy bardziej racjonalnym wyborze pomiędzy dostępnymi opcjami, tylko na tym, że nasza "specyfika" tego rodzaju transakcji wcześniej czy później doprowadzi tak po prostu do tego, że zupełnie obojętnie w sumie, która ze wskazanych przez Ciebie opcji zostanie wybrana bo i tak będzie to albo jakaś trudna do racjonalnego wymyślenia bieda-wersja (która wyjdzie jakoś tak zupełnie przypadkiem - po tysiącach poprawkach zgłaszanych niemal każdego dnia...
) albo też - w wariancie optymistycznym - kolejny "okręt marzeń", w którym za ciężkie pieniądze będzie upychane wszystko co tylko się da wedle politycznego klucza doboru producentów... Oczywiście zadania dla tej jednostki wymyśli się później...
Zakładając, że napisałem rzeczy tu dla wszystkich raczej chyba oczywiste chciałbym zadać jedno proste pytanie - na czym raczysz opierać swoje założenie, że wybór/budowa/zakup mogłyby nagle jakimś prawdziwie niebiańskim cudem przejść z owej znanej rodzimej "specyfiki" do jakigoś totalnego dla naszych decydentów abstraktu w postaci jakiegoś planu, koncepcji czy czegoś co choćby w zarysie czy naciągając możnaby nazwać zakupem merytorycznym?
Wszyscy chyba zdajemy sobie tu sprawę, że zadecyduje przypadek, szczęśliwy traf czy okazja połączona akurat z dostępnością środków i klimatem wizerunkowym na "budowę floty" - chcesz zatem tak sobie bujać w obłokach totalnego abstraktu i zupełnego oderwania od rodzimych realiów?
Tu nie chodzi o lans poglądu, że "się nie da" a po prostu o wskazanie, że rozwiązania - ze wschodu i zachodu - dzięki którym buduje się okręty - w warunkach rodzimej specyfiki po prostu nie zadziałają i żaden ze wskazanych przez Ciebie okrętów nie zdoła się przebić przez wąską cieśninę rodzimego "kombinowania inaczej"
. Po prostu jesteśmy inni i dobrze nam z tym (przynajmniej niektórym) ale to też oznacza, że możemy sobie zupełnie spokojnie odpuścić rozważania, które w naszych warunkach są totalną abstrakcją...