AdrianM pisze: ↑2022-01-19, 13:52Tu jest trochę informacji o Novavax:
I znów mamy kwestie białka S w szczepionkach:
Novavax to szczepionka podjednostkowa. Zasadą działania takiej szczepionki jest dostarczenie tej części wirusa, na którą uodpornienie przyniesie największą korzyść dla organizmu. W przypadku wirusa SARS-CoV-2 uznano, że jest to białko kolca. Samo białko kolca ma niekorzystne właściwości dla ludzkiego organizmu, co udowadniali już prawie dwa lata temu lekarze prowadzący badania nad chorymi. Czyli szkodliwość tego białka to nie domena samych szczepionek, a przede wszystkim choroby. No i dochodzimy do najistotniejszych różnic. W przypadku chorego nie ma się żadnego wpływu na to czy białko znajduje się w organizmie, czy nie. Znajduje się, bo to oczywiste następstwo zakażenia. Natomiast szczepieni sami decydują o wprowadzeniu tego białka do swojego organizmu. To proste zero-jedynkowe stwierdzenie faktu - zaznaczam, bez żadnej histerii itp. Obecność białka w organizmie prowadzi m.in. do zwiększonego ryzyka zakrzepicy i to jest fakt, bo zarówno chorzy na CoViD-19 jak i szczepieni doświadczają epizodów zakrzepowych. Podkreślam - chorzy częściej. Zatorowość płucna w następstwie zakrzepicy (najczęściej żył głębokich kończyn dolnych) to częsta przyczyna zgonu chorych na CoViD-19 lub osób już uznanych za ozdrowieńców (znam lokalny przypadek zgonu dwa tygodnie od zakażenia). Mając te wiedzę dziwić może fakt, że w leczeniu pozostających w domach chorych na coviD-19 będących w grupie podwyższonego ryzyka nie stosuje się podstawowej diagnostyki (badania D-dimer ilościowo) i wczesnego leczenia (leki przeciwzakrzepowe). Co bardziej świadomi pacjenci sami idą tydzień po zakończeniu izolacji na pakiet podstawowych badań (RTG klatki piersiowej w dwóch płaszczyznach, mocz, pełna morfologia, ale na prawdę pełna, w tym d-dimer, wit D, etc etc, by znać stan organizmu po chorobie). Po każdej infekcji ilość fragmentów usieciowanej fibryny wskazujący na rozpuszczanie skrzepów może być podwyższony. Od tego jak bardzo jest u kogoś po coViD-19 zależy to czy warto lub czy wręcz trzeba podjąć działania.
Po tej dawce wtrąconych informacji wracam do podstawowej różnicy szczepionek podjednostkowych od szczepionek genetycznych. Wbrew temu co czytam w różnych miejscach sieci ta podstawowa różnica nie polega na tym, że szczepionki podjednostkowe nie "działają" w komórkach (nie dochodzi do replikacji w cytoplazmie lub jądrze komórkowym). Podstawowa różnica - i chcę by to wybrzmiał jednoznacznie - polega na tym, że
dokładnie wiemy ile białka S znajdzie się w organizmie. Wynika to z faktu, że w szczepionce podjednostkowej podawane jest już gotowe białko S (w przypadku Novavaxa jest to białko hodowane na pewnym gatunku amerykańskich nocnych motyli). W szczepionkach genetycznych białko produkuje organizm ludzki i nigdy nie wiemy ile tak naprawdę tego białka wyprodukuje. Wielokrotnie zadawano pytania jaki jest czas produkcji białka S przez komórki do których wniknęło mRNA, ale albo kończyły się brakiem odpowiedzi, albo lakonicznym "w krótkim czasie". Pobudzona odpowiedź komórkowa zaszczepionej osoby prędzej czy później doprowadzi do uśmiercenia "zainfekowanej" komórki przez limfocyty Tc. U jednych to będzie prędzej, a u innych później. Od dawna media piszą o osobach immunoodpornych, na które szczepionka działa słabo lub wręcz wcale. Skoro są takie osoby (nawet określano ich na 10% populacji) to są też osoby z przeciwnego bieguna i to są osoby, na które będzie działać długo, bo tak naprawdę nie wiadomo jak długo to białko będzie już niepotrzebnie produkowane na skutek słabszej odpowiedzi gałęzi komórkowej układu immunologicznego (znam lokalnie przypadek osoby zaszczepionej trzecią dawką, której wynik przeciwciał anty-s jest już poza skalą). Mogą też być reakcje nieprawidłowe dające bardzo niekorzystne efekty w ciągu jednej doby (proponuję przejrzeć rejestr NOP).
Właśnie w tym kontekście szczepionki podjednostkowe, choć dostarczają białko niekorzystnie wpływające na organizm (natomiast korzystnie na pobudzenie gałęzi humoralnej układu odpornościowego) to powinny generować dużo mniejsze ryzyko zdarzeń niepożądanych i jeśli obawa przez zgonem lub kalectwem w następstwie szczepienia jest wystraczająco silnym czynnikiem zniechęcającym do szczepienia to w przypadku szczepionek podjednostkowych i inaktywowanych może to być czynnik, który przechyli szalę na stronę decyzji o zaszczepieniu.
W tej sytuacji trochę dziwi mnie pojawiająca się zła prasa dla klasycznych szczepionek. Dotyczy do zwłaszcza szczepionek inaktywowanych. Jest to o tyle kuriozalne, że jeszcze nie tak dawno podkreślano, iż dzięki szczepieniom osiągnęliśmy skok cywilizacyjny pozbywając się wielu chorób, które dziesiątkowały społeczeństwo (większość z nich było szczepionkami ateunowanymi lub właśnie inaktywowanymi - ot, choćby polio).
Oczywiście szczepionki te mają też swoje wady, ale przecież uchroniły ludzkość przez niejedną epidemią. Czy do niedawna nie był to jeden z koronnych argumentów?
Czy mając takie klasyczne szczepionki i wiedząc już, że skuteczność szczepionek genetycznych wyraźnie spada w funkcji czasu (u niektórych - jak np. jednodawkowy Janssen praktycznie do zera) podejmie się decyzję o parciu na szczepienia mRNA jako jedynej drogi akceptowanej przez decydentów? Pomijając, że ostatni miesiąc (tj. od czasu zmiany zasad zwalniania z kwarantanny) w naszym kraju udowodnił, że rola szczepienia w ograniczaniu transmisji wirusa nie jest kluczowa, więc masowe szczepienie nie sprawi tego, co było sztandarowym hasłem "Szczepimy się i wracamy do normalności". Nie, będziemy już żyć w nowej "normalności". Pytanie jak bardzo będzie ona przypominać tę starą zależy od decydentów, a nie od wirusa.