Piąta dawka dwudawkowej szczepionki
To chyba dobry tytuł dla garści podsumowań kilku spraw związanych ze szczepieniami. Przyznaję, że nie mój, a zaczerpnięty z ironicznej wymiany zdań dwóch redaktorów na RMF FM. Oczywiście nie byłoby w tym może nic bardzo dziwnego gdyby nie oficjalne trąbienie, że „na kolejne szczepienie możesz zapisać się już po 3 miesiącach od przyjęcia ostatniej dawki”.
No dobra, teraz kilka spraw, które przez ostatni rok dotarło do większej grupy odbiorców, choć z pewnością nie są to tematy długo okupujące nagłówki portali informacyjnych.
1. Nie było żadnych badań transmisji wirusa z człowieka na człowieka.
Podczas posiedzenia komisji ds. CoViD-19 w Parlamencie Europejskim 10 października 2022 r. holenderski eurodeputowany
Rob Roos zapytał Janine Small, wiceprezes Pfizera do spraw rynków zagranicznych o to czy wprowadzając szczepionkę na rynek przeprowadzono jakiekolwiek badania mające pokazać wpływ szczepionki na transmisyjność wirusa. Z rozbrajającym uśmiechem p. Small odpowiedziała, że nie. Po czym długo mówiła o tym, że musieli działać szybko, że musieli dokonać epokowego skoku itd., itp.
Wielkie mi halo, przecież to było wiadome od samego początku. Znaczy, kto chciał to wiedział, a kto nie chciał to wierzył bredniom profesora Horbana, ględzącego że zaszczepiony nie będzie zarażał. Mam nadzieje, że dziś nie ma już nikogo, kto tych słów nie uznałby za brednie.
W każdym razie lekarze wiedzieli. Każdy subskrybent „Medycyny Praktycznej” mógł w marcu 2021 roku obejrzeć bardzo ciekawy cykl prelekcji o szczepionkach w wykonaniu piątki wirusologów i mikrobiologów, gdzie dość gruntownie omówiono mechanizmy działania szczepionek i wyniki badań.
Zresztą lekarze (za wyjątkiem grupy kowidowych celebrytów) to była grupa generalnie uczciwie wypowiadająca się w mediach. Zawsze używano określeń wskazujących, że obecny stan wiedzy pozwala na wyciągniecie wniosku, iż dla społeczeństwa jako ogółu korzyści przewyższają ryzyko. Diabeł zawsze tkwi w szczegółach, które podawało już raczej niewielu (np. profesor Gielerak, dr Basiukiewicz, czy… w przypływie szczerości profesor Gut).
Wracając do meritum, żadna z firm produkujących szczepionki nie przeprowadziła takich badań. Nie powinno to dziwić, gdyż sama metodologia takiego badania na dzień dobry stanowiłaby sito z wielkimi dziurami. Celem badań koncernów nie było ustalenie wpływu szczepionki na transmisję, ani nawet na śmiertelność. Celem badania było ustalenie w jakim stopniu szczepionka wpływa na ograniczenie wystąpienia
objawowej choroby CoViD-19. Jak wspominałem już dwa lata temu, jedyna firma, która poszła o krok dalej to Astra Zeneca, gdzie badanie III fazy objęło także przesiewową kontrolę niewielkiej grupy osób, które nie zgłosiły żadnych dolegliwości. Dla standardowej dawki szczepionki otrzymano wtedy „skuteczność” w ograniczaniu rozprzestrzeniania się zakażania na poziomie 3,8% (ten przecinek między 3, a 8 to nie pomyłka). Niemniej, jako zaledwie powierzchowne liźniecie tematu naprawdę można to pominąć.
Późniejsze badania prowadzone już lokalnie przez podmioty zewnętrzne wskazywały na pewien wpływ na ograniczenie występowania objawowego CoViD-19 (nawet skąpoobjawowego), ale instytucje medyczne miały ograniczenia co do liczby badanych i wyłonienia jakiejkolwiek grupy kontrolnej, a statystyki testowe obciążone były niepewnością w związku z wątpliwościami co do rzeczywistej skuteczności testów. W zasadzie rozsądne(?) testowanie zakończyło się na wariancie delta (nawet dziś np. laboratoria Diagnostyka informują, że test RT-PCR wykonują pod kątem tego właśnie wariantu, a przecież teraz jest już Kraken... czy to nie fascynujace, że im mniej zjadliwy wariant tym straszniejsze nazwy się mu wymyśla? Co będzie następne? Golem? Behemot? Nosferatu?). Swoją droga przydałyby się jakieś fajne naukowe opracowania o samych testach. No cóż, to może łatwiejsze niż opracowanie o skuteczności maseczek*, ale w zasadzie nikogo to już nie interesuje. A powinno, bo na podstawie testów wprowadzano restrykcje, a firmy produkujące testy jako całość zarobiły znacznie więcej niż koncerny produkujące szczepionki.
2. Pfizer Gate
Sprawa ma dwa wątki i zdumiewające, że jednak tak łatwo wyszły na jaw. Pierwszy wątek dotyczy działania na szkodę finansów Unii Europejskiej poprzez de facto brak negocjacji z koncernem Pfizer co do ceny szczepionki. Wprawdzie już na samym początku zdziwienie budziła duża, bo ponad dwudziestokrotna różnica ceny szczepionki sprzedanej przez Pfizer-BioNTech, w porównaniu do AstraZeneca. Niemniej przeszła narracja, że choć obie są szczepionkami genetycznymi to jednak faktycznie wyraźnie się różnią. Szybko zaczęto zastępować podręcznikowy termin „szczepionka genetyczna” terminami szczegółowymi „szczepionka mRNA” i „szczepionka wektorowa”. Wcześniej w medycynie nie miało to miejsca i nikt na forum publicznym nie dzielił np. szczepionek inaktywowanych na grupy, a te przecież też się znacznie od siebie różnią.
Ale dość tego bezproduktywnego ględzenia o szczegółach, bowiem najistotniejsze jest, że Europejski Trybunał Obrachunkowy zaniepokoiła kwestia negocjacji z największym dostawcą szczepionek dla UE, czyli z Pfizerem. W wielkim skrócie szefowa KE prowadziła „negocjacje” z Albertem Bourlą, prezesem Pfizera, przez smsy, a prośby o udostępnienie jakichkolwiek treści owych „negocjacji” spotykały się z odmową (no bo kto by rejestrował rozmowy lub co gorsza trzymał smsy). To oburzyło nawet Rzecznik Praw Obywatelskich Unii Europejskiej Emily O'Reilly, która skrytykowała sposób, w jaki KE rozpatrzyła wniosek o publiczny dostęp do wiadomości tekstowych wymienianych między jej przewodniczącą, a szefem firmy farmaceutycznej. W zawiązku z powyższym oraz podejrzeniem, iż von der Leyen interweniowała we wczesnych rozmowach z firmą Pfizer i odsunęła zwykłe zespoły negocjacyjne, aby osobiście wypracować wstępną umowę ETO nie zostało nic innego jak zgłosić sprawę do Prokuratury Europejskiej, która wszczęła śledztwo pod kątem ewentualnej niegospodarności i na razie nie wiadomo kto mógłby usłyszeć ewentualne zarzuty. W końcu nie tylko cena wydaje się zastanawiać, ale tez ilość zamówionych szczepionek wielokrotnie przewyższająca liczbę mieszkańców państw UE, co przy nieprzesadnie długim terminie ważności szczepionek musiało wzbudzać pewne zdziwienie.
Po blisko dwóch miesiącach od wezwania, czy raczej zaproszenia (bo stawiennictwo nie było obowiązkowe) do PE końcu udało się wywołać do tablicy szefową KE, ale za zamkniętym drzwiami. Ponad rok od wybuchu afery, ale dopiero pozew złożony w połowie lutego br przez „New York Times” przeciwko Komisji Europejskiej za odmowę udostępniania informacji publicznej wyciągnął panią von der Leyen z wieży z kości słoniowej. Na razie jednak nic nie powiedziała.
W każdym razie to już było przerabiane gdy była ministrem obrony Niemiec. Podczas dochodzenia w sprawie przyznawania przez Niemcy lukratywnych kontraktów w dziedzinie obronności okazało się, że dane zostały usunięte z telefonu von der Leyen. Krzywda jej się nie stała. Ot dostała kopa w górę do KE.
Temat ciągnie się od roku, ale pewnie dla dobra ludzkości nikt nie każe pani von der Leyen zwrócić kilkuset milionów, a może i miliarda euro. A pewnie było by ciężko. Nawet z pomocą męża. Ta część Pfizer Gate wyszła na jesieni 2022, gdy okazało się, że KE przeznaczyła 320 mln euro na badania nad terapiami genowymi mRNA. Środki miały trafić do Uniwersytetu w Padwie, by zasilić projekt badawczy, w którym bierze udział pewna amerykańska firma biotechnologiczna, w której to z kolei funkcję kierowniczą sprawuje mąż szefowej KE. Zasiada on też w radzie nadzorczej, która może planować strategię budżetową firmy. Dla jasności Heiko von der Leyen jest dyrektorem medycznym Orgenesis International Inc.
Sprawę na krótko podjął nawet Onet, ale jak wszystkie tego typu teksty jest to w zasadzie przedruk z Politco:
https://wiadomosci.onet.pl/swiat/unijny ... ry/xp54eww
Ok, to tak naprawdę nic strasznego. Ot, potencjalny konflikt interesów z 320 milionami euro w tle, ale formalnie samej firmie przypadną jakieś grosze (choć panu Heiko jako człowiekowi na stanowisku… któż to wie
). Chyba do czegoś takiego ludzie już przywykli. Jak tylko sprawa został nagłośniona przez media to mąż Ursuli von der Leyen zrezygnował z pracy w Narodowym Centrum Badawczym Szczepionek Anty-Covid w Padwie. Decyzja typowo pod publikę, bo sama w sobie niewiele oznacza, ponieważ firma Orgenesis (Heiko von der Leyen nadal jest dyrektorem medycznym) pozostaje w realizacji projektu prowadzonego przez Centrum.
3. Szczepionka Comirnaty, nadal jest produktem leczniczym warunkowo dopuszczonym do obrotu w Unii Europejskiej. Piszę to tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś nie wiedział jaki jest formalny status.
- XII2023.jpg (26.83 KiB) Przejrzano 2847 razy
Zastanawia mnie w jaki sposób zakończą badanie, bowiem… wbrew wszelkim dotychczasowym zasadom i wbrew logice… grupa kontrolna została zaszczepiona w trakcie trwania badania.
Na koniec przypominało mi się co usłyszałem od jednego z kolegów w marcu 2020 roku:
Za miesiąc nikt nie będzie już wiedział kto jest zakażony, a kto nie. Za dwa miesiące połowa umrze.
_______________________________
* Wyniki najnowszego przeglądu są tu: https://www.cochranelibrary.com/cdsr/do ... .pub6/full
Trzeba sobie po prostu zdawać sprawę gdzie i w jakich sytuacjach noszenie maseczek ma sens. Są też takie sytuacji, gdy noszenie maseczek jest niezbędne, ale prewencyjne zamaseczkowanie ogółu populacji prawdopodobnie (to słowo znienawidzone, przez kowidowych celebrytów) nie ma większego wpływu na transmisję co zawarto w podlinkowanym opracowaniu: Noszenie masek w społeczności prawdopodobnie ma niewielki lub żaden wpływ na wynik choroby grypopodobnej (ILI)/COVID-19 w porównaniu z nienoszeniem masek (współczynnik ryzyka (RR) 0,95, 95% przedział ufności (CI) 0,84 do 1,09; 9 badań, 276 917 uczestników; dowody o umiarkowanej pewności.
Noszenie masek w społeczności prawdopodobnie ma niewielki lub żaden wpływ na wyniki potwierdzonej laboratoryjnie grypy/SARS-CoV-2 w porównaniu z nienoszeniem masek (RR 1,01, 95% CI) 0,72 do 1,42; 6 badań, 13 919 uczestników; umiarkowana pewność danych.