Jakość obrony przeciwlotniczej na okrętach JIN w WWII

Okręty Wojenne lat 1905-1945

Moderatorzy: crolick, Marmik

Awatar użytkownika
Gregski
Posty: 970
Rejestracja: 2006-01-27, 21:47
Lokalizacja: Na Kociewiu albo na morzu

Re: Jakość obrony przeciwlotniczej na okrętach JIN w WWII

Post autor: Gregski »

Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-05, 06:44 Gregski nie to samo ale nie ma wielkiej różnicy.
No właśnie wydaje mi się, że jest ogromna. Widziałem kiedyś brytyjski film o tym jak to składali Wellingtona w jeden dzień. Było też i o poszyciu.
Owszem było płócienne ale to było kilka warstw płótna sklejonych ze sobą i wielokrotnie malowanych. W sumie była to konsystencja cienkiej sklejki.

Co do Swordfish'y i Bismarck'a to może była kwestia pogody i szczęścia.
Rok później tego szczęścia zabrakło sześciu Swordfish'om z 825 dywizjonu wysłanym przeciwko niemieckiemu zespołowi przedzierającemu się do Rzeszy w ramach operacji "Cerberus".
Wszystkie sześć maszyn zostało zestrzelonych mimo płóciennego poszycia.
Wśród ludzi człowiek dziczeje.
Waldemar Łysiak
Wojciech Łabuć
Posty: 572
Rejestracja: 2020-04-15, 12:17

Re: Jakość obrony przeciwlotniczej na okrętach JIN w WWII

Post autor: Wojciech Łabuć »

W większości przez myśliwce. W dodatku atakując w południe a nie w nocy znacznie silniejszy zespół okrętów. I jak pisałem prowadzącym atak był ten sam pilot, który wcześniej atakował Bismarcka startując z Victoriousa. Zupełnie inna sytuacja. Atak tej szóstki nie miał prawa się udać. To był czysta desperacja. Dlatego za ten atak Esmond został odznaczony Victoria Cross. Dla mnie dodatkowo ciekawa postać, bo o mocno irlandzkich korzeniach.

http://vconline.org.uk/eugene-k-esmonde-vc/4586645609

Poszycie w Welingtonie i Swordfishu nie są identyczne.

https://ww2aircraft.net/forum/attachmen ... pg.298313/

To jest fragment poszycia w Swordfishu. Jest znacznie cieńsze i lżejsze niż w Welingtonie. Co nie powinno dziwić. Zupełnie inna konstrukcja o zupełnie innym przeznaczeniu. Choćby sam pułap lotu czy konstrukcja szkieletu. Jednak rozumiem teraz dlaczego uważasz, że pociski powinny eksplodować. Zalinkuję materiał, który mam nadzieję wyjaśni jak bardzo to się różni od tego co widziałeś w filmiku o Wellingtonie. Który z chęcią bym obejrzał jeśli jakimś cudem masz link do niego.



Z ciekawostek to 26:50 jest krótki wywiad z Sayer, który opowiada jak woda z fontanny po wybuchu pocisku (z książek wynika, że to prawdopodobnie był 10.5 cm lub 15 cm) wybiła dziurę w podłodze. Oraz jak szalony był Gick decydując się na drugie podejście do ataku.

Ale sedno naszej dyskusji to materiał od 39:20. Te płócienne poszycie to zwykłe lniane płótno ręcznie zszywane i później pokrywane specjalnym lakierem. Nic więcej. Żaden laminat w sensie w jakim to opisywałeś wspominając o Wellingtonie. Tu jest nie tylko powiedziane jak to robiono ale i pokazane. To po prostu nie ma prawa "wygrać" zetknięcia się z miedzianym dyskiem w zapalniku pocisku.

Desperacko szukałem mojej kopii Haynsowego podręcznika do właściciela Swordfisha ale mój egzemplarz albo "dostał nóg" albo jest gdzieś położony w miejsc nie pasującym do "klucza" według jakiego układam książki. Z tego co pamiętam, ale mogę się mylić bo dawno to czytałem, tam opisana była doskonale konstrukcja. Na szczęście udało mi się znaleźć ten filmik co nie jest proste, bo przez lata katalogowania interesujących mnie materiałów wielokrotnie zmieniałem metodologię i sam już nie pamiętam czasem co i jak segregowałem i tworzę nowe katalogi. To chyba oznaka starzenia się kiedy człowiek sam coś robi i potem nie pamięta w jaki sposób sam dla siebie tworzył "czytelne" i "skelrozoodporne" klucze.

I między innymi z uwagi na tak płociane poszycie Swordfish Mk II miał dolne skrzydło aluminiowe coby go rakiety ekspresowo nie upgrade'owały do jednopłata. Bo płótno z farbą "dope" jest całkiem całkiem palne.

I jako ciekawostka materiał o różnych materiałach. O "irlandzkim płótnie lnianym" (znów coś irlandzkiego) i o kompozycie sklejkowo-bawełnianym:



6:07 i mamy dokładnie te czerwone płotno jak w Swordfishu. Z uwagi na zastrzeżenia twórcy odnośnie publikacji na innych stronach więc trzeba kliknąć "Watch on Youtube".
Kuma_nanashi
Posty: 14
Rejestracja: 2021-10-16, 17:13

Re: Jakość obrony przeciwlotniczej na okrętach JIN w WWII

Post autor: Kuma_nanashi »

Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-04, 20:33 "Znamienne jest", że Swordfishe atakujące Bismarcka nie leciały na niego wprost. Wynika to poniekąd z trygonometrii i zrzut torpedy musi zostać wykonany pod kątem biorąc pod uwagę prędkość i kurs celu. W dodatku cel może skręcać. I załogi Swordfishy starały się "podpuszczać" osoby decyzyjne na pokładzie celu do wykonania manewru unikowego jeszcze przez dokonaniem zrzutu torpedy. W dodatku jest jeszcze pułap na jakim samolot leci a nawet na niskim pułapie Swordfish nie był na poziomie działek.

Kolejna kwestia to nieświadomość jaka była procedura ataku torpedowego. Wbrew powszechnym wyobrażeniom nie miało to postaci szarży na wprost w kierunku celu. To było dopracowane, naukowo uzasadnione i skalkulowane podejście. I przez większość czasu samolot leciał równolegle do kursu celu skręcając w kierunku celu, pod kątem, i potem znów obierając kurs mniej więcej równoległy. To co wydawałoby się samobójcze było ok 8 razy bezpieczniejsze niż atak przeprowadzany "lotem w kierunku". Trafienie samolotu poruszającego się bokiem do nas jest znacznie trudniejsze niż lecącego w naszym kierunku z uwagi na konieczność oddania znacznie większej poprawki na wyprzedzenie celu co wymaga znacznie większej dokładności w określeniu prędkości i kierunku. W dobrych materiałach opisujących atak na Bismarcka ta informacja jest powszechnie powtarzana i czytelnik odsyłany jest do konkretnych archiwalnych materiałów - ADM 44/122.
Nie leciały na wprost i chyba nikt tego tu nie napisał ale żeby wycelować z poprawką i zrzucić torpedę samoloty musiały być zwrócone przodem do celu. Sam zamieściłeś amerykański film szkoleniowy więc obejrzyj go i popatrz jak samoloty podczas ataku są zwrócone do celu. Przodem. Co do brytyjskiej procedury ataku to czy ona zalecała wypracowanie pozycji do zrzutu pod ogniem lekkich działek (zasięg 2200m) i latanie równolegle do celu w tym zasięgu? Czy może chodziło o to aby wypracować pozycję do ataku poza zasięgiem flaku ? Jeszcze raz odeślę cię do filmu, który zamieściłeś zobacz jak tam wygląda wypracowanie pozycji i podejście do celu i zrzut oraz odejście po zrzucie. Nie ma tam słowa o podejściu w zasięgu lekkiego ognia plot (2200m) równolegle do okrętu bo to jest samobójstwo. No i na takim kącie podejścia to co jest wystawione do okrętu to przód samolotu, czyli silnik, krawędź natarcia skrzydła (to jest wzmocniona część skrzydła), podwozie, a w skrzydle są dźwigary, zbiorniki paliwa itd. Trudno znaleźć miejsce gdzie pocisk 20mm nie trafi w coś więcej niż płótno. Ale nawet gdyby trafił w płótno to czemu miałby nie zdetonować?

Załączony plik
Jap_atack_pattern
Jap_atack_pattern
jap_torp_1.PNG (984.91 KiB) Przejrzano 3270 razy
pochodzi z powojennego raportu amerykańskiej misji wojskowej w Japonii. Jak widać najskuteczniejszy sposób ataku samolotów torpedowych to skoordynowany atak dwóch grup z dziobowej ćwiartki, wtedy cel skręcając aby ominąć jedne torpedy wystawi się na drugie. Żadnego latania równolegle do kursu okrętu w zasięgu działek plot.
Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-04, 20:33 Kuma_nanashi to nie wyglądało tak jak twierdzi Jogi ani jak to sobie wyobrażałeś. Mam nadzieję, że to co napisałem w kilku postach wyjaśnia nieco więcej w kwestii "stringbaga" i niektórych mitów. Oczywiście każdy może wierzyć ale z technicznego i historycznego punktu widzenia taki jest obecny stan wiedzy. Ja wolę opierać się na wspomnieniach osób, które brały udział w omawianych zdarzeniach, udokumentowanych archiwalnie informacjach oraz technicznych "detalach" tak odnośnie samej artylerii przeciwlotniczej, systemach kierowania ogniem, amunicji, zapalnikach czy "mitycznym" płótnie. Oraz w znacznie mniejszym stopniu na własnym doświadczeniu i obserwacji strzelań ogniem bezpośrednim do celów wykonanych z cienkiej płyty sklejki.

I na koniec dam jeszcze jedną wskazówką - czy nie warto zastanowić się dlaczego przy strzelaniu do tzw. "rękawa" liczono przestrzeliny a sam rękaw nie był po prostu rozszarpany na strzępy wybuchającymi po trafieniu pociskami?
Swordfish nie był jedynym samolotem z pokryciem płóciennym w tamtych czasach, właściwie to było tego całe mnóstwo, choćby duża część Hurricane była wykonane w tej technologii, nie mówiąc już o wielu bombowcach czy wielkiej liczbie samolotów rosyjskich. Jakoś nie słyszy się o ich niewrażliwości na ogień i magicznych właściwościach płótna. A co do rękawa to chyba strzelano do niego amunicją ćwiczebną?

Kolejna sprawa - zapalnik którego przykład podałeś. Fajna sprawa tylko skąd wiesz, że te zapalniki były używane na Bismarcku? W samolotach amunicja do działek to był mix pocisków, naprzemiennie ppanc, HEI, HET itp. Czy tak nie było w przypadku Bismarcka?

Skuteczność ataku - okręt trafiono dwoma torpedami, jedna wiele nie zrobiła, druga, która zablokowała ster trafiła blisko rufy czyli w "krawędź tarczy" . Strzelanie takie sobie i tylko szczęśliwy traf spowodował że jedna z torped zablokowała ster. Wyszkolenie pilotów, pogoda, przestarzałe samoloty miały jak najbardziej wpływ na skuteczność ataku ale nie zmieniają poziomu jego skuteczności, zwłaszcza że atakowano pojedynczy okręt.
Wojciech Łabuć
Posty: 572
Rejestracja: 2020-04-15, 12:17

Re: Jakość obrony przeciwlotniczej na okrętach JIN w WWII

Post autor: Wojciech Łabuć »

Kuma_nanashi filmik zamieściłem aby pokazać jak gigantyczna różnica w ciągu zaledwie 3-4 lat nastąpiła. Przeczytaj jakie podałem parametry zrzutu torped dla Swordfisha Mk. I w momencie ataku na Bismarcka. Prędkość zrzutu w trakcie tego ataku to zazwyczaj 80 węzłów (niecałe 150 km/h). Wysokość nie powinna przekraczać 120 stóp (ok 36.5 metra). Odległość zrzutu około 100 jardów. Podpowiem jeszcze, że ten którego najczęściej podaje się za sprawcę uszkodzenia steru, czyli Moffett, opowiadał jak nawigator-obserwator Sub Lt. John “Dusty” Dawson-Miller wychylił się z kokpitu aby widzieć fale bo różnicę robiło czy torpeda "pójdzie" w grzbiet fali czy nie.

I obejrzyj jeszcze raz film i zauważ o jakich parametrach zrzutu jest tam mowa. Albo o jakich parametrach jest w tym co zalinkowałeś. Na filmiku jasno jest powiedziane, że torpeda spokojnie przelatywała W POWIETRZU dystans jaki torpeda z Swordfisha pokonywała w wodzie :D

Wracając do Moffeta to po zrzucie torpedy z wymaganym kątem wyprzedzenia to wychodziło 2 długości kadłuba Bismarcka. Więc przy zrzucie z ok. kilometra torpeda skierowana był o 500 metrów przed. Owszem Swordfish był skierowany w stronę Bismarcka ale nie leciał na niego. Leciał pod całkiem sporym kątem. W dodatku w zależności od wysokości na jakiej podchodził do ataku dochodził koleny "aspekt".
Nie ma tam słowa o podejściu w zasięgu lekkiego ognia plot (2200m) równolegle do okrętu bo to jest samobójstwo.
I znów wracamy do filmiku i tego, że to wręcz rewolucyjna zmiana w porównaniu do ataku w wykonaniu Swordfishy. Swordfish nurkując w najlepszej sytuacji mógł zbliżyć się do połowy prędkości maszyn z filmików lub tego co Ty zalinkowałeś. I do tego ile torpeda przelatuje w powietrzu i z jaką prędkością to robi. Jaką to robi różnicę w kwestii jakie kąty wyprzedzenia i jaki dystans w tym czasie przebędzie okręt-cel. Zaczynasz widzieć różnicę? Torpeda zaczyna lot od 400+ km/h i wprawdzie tą prędkość traci ale przez znaczną część toru lotu leci szybciej niż Swordfish. Nie mówiąc o prędkości torpedy z Swordfisha, która wpada do wody w chwilę po zrzucie i miała prędkość w okolicach 80 km/h. I z tymi 80 km/h płynęła do celu przez ponad kilometr.

Kolejne fałszywe przekonanie, że lot równolegle do okrętu to samobójstwo. A gucio. Samobójstwo to lot na wprost celu. Nie trzeba praktycznie odkładać jakichkolwiek poprawek i czy lecisz szybko czy wolno to nie robi większej różnicy. I nie ma znaczenia czy atakujesz okręt czy bombowiec. Niedoświadczeni piloci myśliwców ginęli zbyt często popełniając ten błąd. Czy łatwiej jest strzelać i trafić w coś, co leci wprost na Ciebie czy coś co przemieszcza się z bardzo wysoką prędkością kątową w poprzek? Czy łatwiej jest trafić coś co nie wymaga dokładnej kalkulacji prędkości i nadal leci wprost na Ciebie czy trafić w samolot, który niech leci nawet 120-150 km/h i Ty musisz mieć zgadnąć dokładną odległość i prędkość aby wyliczyć poprawki do strzelania? Samobójstwem jest lot na wprost do celu bo jako cel po prostu wisisz jak balonik prawie. Wystarczy tylko wstrzelać się w odległość. Im większe odchylenie od kursu na wprost do celu tym trudniej trafić. Poprawki na wyprzedzenie są coraz większe i coraz większe znaczenie ma dokładne określenie parametrów lotu samolotu. I tu dochodzi jeszcze kolejna kwestia dlaczego niektóre systemy uzbrojenia przeciwlotniczego czy kierowania ogniem były do kitu. Bo mechanizmy nadążne nie były w stanie pokonać odpowiedniej ilości stopni na sekundę aby dało się strzelać z odpowiednim wyprzedzeniem.

A skąd wiem, że takich a nie innych zapalników używano? Ponieważ 3/4 amunicji w tych działkach to były HE. Nie ma znaczenia czy I czy T bo to tylko dodatek. Albo materiał zapalający albo smugacz. Zapalnik nadal ten sam. Czy to w najnowszej wersji (a w wypadku jednostki takiej jak Bismarck, o takim znaczeniu, praktycznie gwarantowane jest, że nie wpychano by amunicji, "której kończy się termin przydatności") czy nieco starszej. Nadal płótno nie wzbudzi zapalnika. Co do APków to co tam maiłoby zainicjować działanie zapalnika jak tam nie było zapalnika? Te pociski to przez płótno przelatywałyby nawet nie zauważając, że coś tam było.
Skuteczność ataku - okręt trafiono dwoma torpedami, jedna wiele nie zrobiła, druga, która zablokowała ster trafiła blisko rufy czyli w "krawędź tarczy" . Strzelanie takie sobie i tylko szczęśliwy traf spowodował że jedna z torped zablokowała ster. Wyszkolenie pilotów, pogoda, przestarzałe samoloty miały jak najbardziej wpływ na skuteczność ataku ale nie zmieniają poziomu jego skuteczności, zwłaszcza że atakowano pojedynczy okręt.
Pierwszy atak jedno trafienie. Drugi atak 2 lub 3 trafienia. I nie ma znaczenia "krawędź tarczy" bo to zazwyczaj najgroźniejsze trafienia. To nie jest strzelanie na punkty tylko w celu zadania odpowiednich uszkodzeń. I to co Tobie wydaje się "środkiem tarczy" jest z uwagi na system ochrony przeciwtorpedowej najmniej sensownym miejscem do trafienia. Oczywiście nadal pozostaje kwestia zwrotów dokonywanych przez Bismarcka i tego jak przy przechyłach przekładałoby się to na skutek trafienia ale rufa jest praktycznie zawsze najgorszym miejscem do "bycia trafionym". Rozumiem, że skoro zadajesz te pytania to nie masz dużej wiedzy i chcesz to nadrobić ale proszę nie pisz z takim przekonaniem skoro tej wiedzy nie masz. Podaj jaki atak na poruszający się cel i to poruszający się ze znaczną jak na okręty prędkością, manewrujący, w trudnych warunkach atmosferycznych spełnia Twoje normy skuteczności? Podaj choćby taki atak miał miejsce w dzień i przy dobrej pogodzie! "Takie sobie" :?: Jak najbardziej możemy mówić o szczęściu ale to i tak nie zmienia faktu, że oba ataki były jak na tamte czasy i sprzęt niesamowicie skuteczne.
Kuma_nanashi
Posty: 14
Rejestracja: 2021-10-16, 17:13

Re: Jakość obrony przeciwlotniczej na okrętach JIN w WWII

Post autor: Kuma_nanashi »

Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-05, 11:36 Kuma_nanashi filmik zamieściłem aby pokazać jak gigantyczna różnica w ciągu zaledwie 3-4 lat nastąpiła. Przeczytaj jakie podałem parametry zrzutu torped dla Swordfisha Mk. I w momencie ataku na Bismarcka. Prędkość zrzutu w trakcie tego ataku to zazwyczaj 80 węzłów (niecałe 150 km/h). Wysokość nie powinna przekraczać 120 stóp (ok 36.5 metra). Odległość zrzutu około 100 jardów. Podpowiem jeszcze, że ten którego najczęściej podaje się za sprawcę uszkodzenia steru, czyli Moffett, opowiadał jak nawigator-obserwator Sub Lt. John “Dusty” Dawson-Miller wychylił się z kokpitu aby widzieć fale bo różnicę robiło czy torpeda "pójdzie" w grzbiet fali czy nie.

I obejrzyj jeszcze raz film i zauważ o jakich parametrach zrzutu jest tam mowa. Albo o jakich parametrach jest w tym co zalinkowałeś. Na filmiku jasno jest powiedziane, że torpeda spokojnie przelatywała W POWIETRZU dystans jaki torpeda z Swordfisha pokonywała w wodzie :D

Wracając do Moffeta to po zrzucie torpedy z wymaganym kątem wyprzedzenia to wychodziło 2 długości kadłuba Bismarcka. Więc przy zrzucie z ok. kilometra torpeda skierowana był o 500 metrów przed. Owszem Swordfish był skierowany w stronę Bismarcka ale nie leciał na niego. Leciał pod całkiem sporym kątem. W dodatku w zależności od wysokości na jakiej podchodził do ataku dochodził koleny "aspekt".
Nie ma tam słowa o podejściu w zasięgu lekkiego ognia plot (2200m) równolegle do okrętu bo to jest samobójstwo.
I znów wracamy do filmiku i tego, że to wręcz rewolucyjna zmiana w porównaniu do ataku w wykonaniu Swordfishy. Swordfish nurkując w najlepszej sytuacji mógł zbliżyć się do połowy prędkości maszyn z filmików lub tego co Ty zalinkowałeś. I do tego ile torpeda przelatuje w powietrzu i z jaką prędkością to robi. Jaką to robi różnicę w kwestii jakie kąty wyprzedzenia i jaki dystans w tym czasie przebędzie okręt-cel. Zaczynasz widzieć różnicę? Torpeda zaczyna lot od 400+ km/h i wprawdzie tą prędkość traci ale przez znaczną część toru lotu leci szybciej niż Swordfish. Nie mówiąc o prędkości torpedy z Swordfisha, która wpada do wody w chwilę po zrzucie i miała prędkość w okolicach 80 km/h. I z tymi 80 km/h płynęła do celu przez ponad kilometr.

Kolejne fałszywe przekonanie, że lot równolegle do okrętu to samobójstwo. A gucio. Samobójstwo to lot na wprost celu. Nie trzeba praktycznie odkładać jakichkolwiek poprawek i czy lecisz szybko czy wolno to nie robi większej różnicy. I nie ma znaczenia czy atakujesz okręt czy bombowiec. Niedoświadczeni piloci myśliwców ginęli zbyt często popełniając ten błąd. Czy łatwiej jest strzelać i trafić w coś, co leci wprost na Ciebie czy coś co przemieszcza się z bardzo wysoką prędkością kątową w poprzek? Czy łatwiej jest trafić coś co nie wymaga dokładnej kalkulacji prędkości i nadal leci wprost na Ciebie czy trafić w samolot, który niech leci nawet 120-150 km/h i Ty musisz mieć zgadnąć dokładną odległość i prędkość aby wyliczyć poprawki do strzelania? Samobójstwem jest lot na wprost do celu bo jako cel po prostu wisisz jak balonik prawie. Wystarczy tylko wstrzelać się w odległość. Im większe odchylenie od kursu na wprost do celu tym trudniej trafić. Poprawki na wyprzedzenie są coraz większe i coraz większe znaczenie ma dokładne określenie parametrów lotu samolotu. I tu dochodzi jeszcze kolejna kwestia dlaczego niektóre systemy uzbrojenia przeciwlotniczego czy kierowania ogniem były do kitu. Bo mechanizmy nadążne nie były w stanie pokonać odpowiedniej ilości stopni na sekundę aby dało się strzelać z odpowiednim wyprzedzeniem.
A ja ponownie poproszę cię o obejrzenie filmików żebyś uświadomił sobie jak wyglądało podejście do okrętów i z jakich kątów je realizowno czyli samolot miał podchodzić z dziobowej ćwiartki. Przypadek o którym piszesz to taki gdzie samolot zaczyna podejście będąc mniej więcej na wysokości środka okrętu. Wtedy faktycznie biorąc poprawkę będzie mocno skierowany przed dziób okrętu ale taka sytuacja to błąd bo torpeda będzie gonić okręt. Prawidłowa jest ta którą zamieściłem - atak z dziobowej ćwiartki. Samoloty są przed okrętem. To są podstawy jeśli chodzi o każdy atak torpedowy - ustawić się przed celem.

Z całym szacunkiem ale atak od czoła na bombowce był jedną z najskuteczniejszych metod, stosowany powszechnie przez Luftwaffe jak i Japończyków. Powód był prosty - tak zadawano najcięższe uszkodzenia (niszczono kokpit i zabijano pilotów) jednocześnie będąc jak najkrócej w zasięgu ognia bombowców.

Poproszę cię jeszcze raz o informacje czy zalecano latanie równolegle do kursu atakowanego okrętu w zasięgu jego broni małokalibrowej podczas wypracowywania pozycji do ataku? Wyobraź też sobie jak długo Swordfish będzie wystawiony na ostrzał z lekkiej broni plot lecąc równolegle do kursu okrętu z prędkościami do jakich był zdolny , a jak długo wykonując podejście i atak w linii prostej. I o to tutaj chodzi - aby być jak najkrócej pod ogniem. Nie latać w jego zasięgu.
Wojciech Łabuć
Posty: 572
Rejestracja: 2020-04-15, 12:17

Re: Jakość obrony przeciwlotniczej na okrętach JIN w WWII

Post autor: Wojciech Łabuć »

Przecież podałem, że to oficjalna taktyka w ówczesnym czasie u Brytyjczyków. Nie tylko zalecano co wymagano nawet. I wyobrażam sobie dlaczego. O czym pisałem w poście powyżej. I jeszcze raz piszę, że mnie w tej kwestii nie przekona filmik o maszynach zupełnie innej generacji (kilka razy szybszych) i o uzbrojeniu o zupełnie innych parametrach zrzutu czy o zupełnie innych kompozycja atakującej floty z liczbami o jakich piloci atakujący Bismarcka pewnie nawet sobie nie wyobrażali i przy zupełnie innych schematach taktycznych wynikających z wspomnianych technicznych postępów. I tak, Brytyjczycy też mieli taktykę opierającą się o ataki od strony dziobu i nie tylko - z kilku kierunków na raz. Wszystko jednak zależało od warunków i nawet przy takim ataku część maszyn musiała lecieć z tych mniej bezpiecznych kierunków. Teraz dodaj bardzo silny wiatr, kwestie obecności w pobliżu własnej jednostki, ciemność, bardzo niski pułap chmur i problem z określeniem pozycji tak własnych maszyn jak i celu. Tam była sytuacja, kiedy jedna z maszyn nie byłaby w stanie wyjść na pozycję do ataku ale sam Bismarck skręcił akurat w dobrym kierunku.

W dodatku przy większej ilości kluczy atakujących jeden cel jak myślisz ile kluczy może atakować od strony dzioby ale z różnych burt?
Kuma_nanashi
Posty: 14
Rejestracja: 2021-10-16, 17:13

Re: Jakość obrony przeciwlotniczej na okrętach JIN w WWII

Post autor: Kuma_nanashi »

Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-05, 12:24 Przecież podałem, że to oficjalna taktyka w ówczesnym czasie u Brytyjczyków. Nie tylko zalecano co wymagano nawet. I wyobrażam sobie dlaczego. O czym pisałem w poście powyżej. I jeszcze raz piszę, że mnie w tej kwestii nie przekona filmik o maszynach zupełnie innej generacji (kilka razy szybszych) i o uzbrojeniu o zupełnie innych parametrach zrzutu czy o zupełnie innych kompozycja atakującej floty z liczbami o jakich piloci atakujący Bismarcka pewnie nawet sobie nie wyobrażali i przy zupełnie innych schematach taktycznych wynikających z wspomnianych technicznych postępów. I tak, Brytyjczycy też mieli taktykę opierającą się o ataki od strony dziobu i nie tylko - z kilku kierunków na raz. Wszystko jednak zależało od warunków i nawet przy takim ataku część maszyn musiała lecieć z tych mniej bezpiecznych kierunków. Teraz dodaj bardzo silny wiatr, kwestie obecności w pobliżu własnej jednostki, ciemność, bardzo niski pułap chmur i problem z określeniem pozycji tak własnych maszyn jak i celu. Tam była sytuacja, kiedy jedna z maszyn nie byłaby w stanie wyjść na pozycję do ataku ale sam Bismarck skręcił akurat w dobrym kierunku.

W dodatku przy większej ilości kluczy atakujących jeden cel jak myślisz ile kluczy może atakować od strony dzioby ale z różnych burt?
Ile kluczy może lecieć od dziobu z różnych burt - tyle ile zdołasz wysłać.
Oficjalna taktyka - czy ona mówiła na jakiej odległości latać równolegle do okrętu?
Speedy
Posty: 554
Rejestracja: 2004-07-23, 15:24
Lokalizacja: Wawa

Re: Jakość obrony przeciwlotniczej na okrętach JIN w WWII

Post autor: Speedy »

Hej
Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-05, 06:44 miały kontaktowe pistoletowe zapalniki.
Określenie "pistol" w tym kontekście oznacza dokładnie tę mechaniczną część zapalnika (czy elektryczną/elektroniczną, zależnie od konstrukcji), niezawierającą żadnych materiałów wybuchowych czy pirotechnicznych. Najczęściej używa się go w marynarce w przypadku torped, min itp. Można to chyba przetłumaczyć na "zapalnik" po prostu, po polsku to szersze pojęcie.
Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-05, 06:44 W tym drugim atakującym kluczu był Swordfish (4C), który miała 175 przestrzelin. Był to Swordfish Sub Lt. Alana Swantona. Zresztą sam Swanton zauważył, że po zrzucie torpedy (z pułapu 100 stóp w odległości ok 0.5 mili od Bismarcka) przy wykonywaniu zwrotu przez kadłub przeszła seria pocisków przeciwlotniczych.
To by wskazywało, że Bismarck prowadził ogień plot. jeszcze z jakiejś lżejszej broni, w rodzaju karabinów masz. Z całym szacunkiem dla Swordfisha, mógłby on zaabsorbować może jeden pocisk 20 mm, albo niewiele więcej. Na pewno nie 175 :) część z tego to mogły być dziury po odłamkach, o ile wiem Niemcy strzelali również z ciężkich dział plot. (105 mm) a więc pociskami z zapalnikiem czasowym. Przeciw samolotom atakującym z bliska, z małej wysokości nie jest to broń zbyt efektywna, ale zawsze można liczyć na szczęśliwe trafienie albo na tyle bliski wybuch że ktoś oberwie odłamkami.
Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-05, 06:44 Do tego dochodzi kwestia pułapu. 100+ stóp i to czasem sporo ponad to. Lub ekstremalnie nisko. Tak nisko, że tylko niektóre działka 2 cm mogły prowadzić ogień. Tak ekstremalnie nisko, że pilot zastanawiał się jak wykonać zwrot aby nie zaczepić końcówką skrzydła o powierzchnię oceanu.
W uzupełnieniu dodam, za taką starą NRD-owską książką Torpedobewaffnung, że dla brytyjskiej torpedy lotniczej Mk.XII graniczne parametry zrzutu to wysokość 40 m i prędkość 175 km/h. Strona Naval Weapons dla starszej Mk.XI podaje wysokość zrzutu w zakresie 30-100 ft (9 - 30 m) i prędkość do 150 w (278 km/h).
Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-05, 06:44 Speedy wkleiłem materiał jaki to był zapalnik i jak działał. Nie były to "lata powiedzmy 20" kiedy go konstruowano. To późne lata 30, początek 40. Z.Z. 1505 z tego co pamiętam początek 1941 roku.
OK i myślisz że przez to zrobili zapalnik niewrażliwy na owe płótno? Ja tak nie sądzę. Wiedzieli, do czego będą strzelać i jak są zbudowane wrogie samoloty. Nawet w bardzo zaawansowanych metalowych maszynach elementy usterzenia z reguły były kryte płótnem, ich własny Bf 109 miał tak chyba aż do ostatnich wersji.
Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-05, 06:44 Aby zadziałał zapalnik musza być spełnione 2 kryteria (pomijając samolikwidację):

- to co pocisk trafił musi być na tyle "twarde", że utrata prędkości będzie na tyle znacząca iż przeciążenie zainicjuje działanie zapalnika. Ustawienie odpowiedniego progu działania zapewnia zabezpieczenie przed eksplozją spowodowaną choćby przez deszcz.
OK ale o takich zapalnikach tu nie mówimy - tu są czołowe zapalniki uderzeniowe do pocisków małego kalibru. W takim najogólniejszym schemacie mają one z przodu jakąś formę zderzaka z iglicą w jego tylnej części. Przy uderzeniu w przeszkodę zderzak wciskany jest w głąb swego gniazda, aż iglica uderzy w znajdującą się za nią spłonkę, inicjując wybuch. Można to zresztą zrobić i na inne sposoby (zapalniki pneumatyczne, pirotechniczne i bóg wie jakie jeszcze) ale to już nie ma chyba sensu się tak wgłębiać.
Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-05, 06:44 - to co trafi pocisk musi być na tyle solidne, że zdeformuje metalową osłonę chroniącą przed inicjacją zapalnika z powodu naporu powietrza czy deszczu i że to "pchnie" iglicę.
O właśnie, to miałem na myśli.
Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-05, 06:44 Technicznie takie tryby aktywacji zapalnika uzasadnione są maksymalizacją skuteczności pocisku. Jeśli pocisk coś trafił ale nie było to wystarczająco "twarde" tzn. że najprawdopodobniej przebił się przez poszycie. Eksplozja w tym momencie nie jest korzystna ponieważ są znaczna część energii eksplodującego pocisku normalnie poszłaby w powietrze. Lekkie opóźnienie powoduje, że pocisk wybucha wewnątrz konstrukcji. Tam są szanse na uszkodzenia różnych instalacji czy trafienie załogi. Co jest potęgowane substancją zapalającą wewnątrz pocisku. W momencie kiedy pocisk trafia coś solidnego to są spore szanse, że to jest dźwigar czy inny kluczowy element konstrukcji samolotu i jest to najlepszy moment na detonację pocisku. W dodatku elementy tegoż solidnego obiektu spotęgują działanie odłamkowe.
OK w takim teoretycznym przypadku masz rację. Tylko my tu nie mówimy o pocisku 120 mm w którym są ze 2 kilogramy m.w. Mówimy o pocisku 20 mm z lat 30.-40. ub.w. W którym są pojedyncze gramy m.w. Jak sądzisz, co się stanie jak wewnątrz kadłuba np. Wellingtona nastąpi wybuch o równoważniku 5 g TNT? Otóż powiedzmy uczciwie nic albo niewiele. Chyba że wybuch nastąpi w sąsiedztwie jakiejś instalacji albo odłamek kogoś zrani lub coś uszkodzi. Ale to mało prawdopodobne, bo efekt odłamkowy prostego 20 mm pocisku jest żaden prawie. Dlatego w erze że tak powiem płóciennej starano się uzyskać taki efekt, żeby pocisk wywalił w momencie przebijania przeszkody, kiedy jest w niej zagłębiony powiedzmy do połowy. Wywalał wtedy ogromną dziurę. Jeśli trafił w skrzydło i zerwał poszycie, to zmniejszała się siła nośna (a rósł opór) i po paru trafieniach nie dało się już lecieć. Przy trafieniu w typowy kratownicowy kadłub zerwanie poszycia nie było co prawda takie groźne (tyle że psuło aerodynamikę - znowuż opór) ale też jakby dać jakąś zwłokę żeby pocisk wyjechał trochę dalej to z kolei przy trafieniu w płat łatwo byłoby dostać taki efekt żeby pocisk przeszedł na wylot i wywalił po drugiej stronie, a znowuż nie o to nam chodzi. Większe pociski owszem, 30 mm Minengranate już mogły wybuchać wewnątrz konstrukcji, tam już był solidny ładunek, kilkadziesiąt gramów m.w. albo i ze 100.
Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-05, 06:44 To samo z innych linków:

http://michaelhiske.de/Allierte/UK/Hand ... 05_008.htm

http://michaelhiske.de/Allierte/USA/TMa ... ig_554.htm

https://stephentaylorhistorian.files.wo ... dnance.pdf

Widzisz z czego jest wykonany dysk i jak jest oparty? Dlatego coś tak znacznie słabszego jak płótno nie wzbudzało zapalnika.
No widzę, i co? Moim zdaniem bardzo spokojnie mógłby wywalić o takie płótno. Przypomnę, że lotnicze poszycie nie było z takiej tkaniny z jakiej mam koszulkę T-shirt :D ale o wiele, wiele grubszej i wytrzymalszej i mocno przesyconej lakierem i grubo pomalowanej dla ochrony przed wilgocią.
Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-05, 06:44 Speedy tego nie da się przekalkulować 1 do 1 ale z własnego doświadczenia i obserwacji strzelania pociskami z krótką zwłoką, czyli zapalnik ma kapturek z miękkiego metalu, to ani razu nie spotkałem się z sytuacją żeby cienka sklejka w formie płyty używana jako tarcza spowodowała eksplozję po trafieniu. Pociski eksplodowały sporo poza tarczą po trafieniu w ziemię i trzeba było pilnie obserwować tarczę aby zauważyć trafienie w nią albo można było zawalić strzelania.
No ale jak sam dalej stwierdziłeś nie byłyu to małokalibrowe pociski plot. więc to że miały mniej wrażliwy zapalnik jest oczywiste i nie ma w tym nic zaskakującego.
Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-05, 06:44 Płótno nie spowoduje odkształcenia miedzianego dysku ani nie spowolni pocisku na tyle aby wzbudzić zapalnik w taki sposób w Z. Z. 1505. Ani w jego bezpośrednich poprzednikach.
Albo spowoduje albo nie spowoduje, nie zgodziłbym się tu z tobą. Zauważ jak ten 1505 jest zbudowany - tak jakby odwrotnie niż zwykle. Zwykle w takich układach ten zderzak z iglicą jest podparty sprężyną, która odpycha go od spłonki by w nią przypadkowo nie walnął. A tu jest na odwrót, iglica pcha go w kierunku spłonki, a unieruchamiają go te kulki, co pod wpływem "siły odśrodkowej" wysuwają się z gniazd w tym ruchomym elemencie. Ale wystarczy cofnąć tłoczek o malutki odcinek, fragment obwodu kulki żeby już mogła się wcisnąć do gniazda i sprężyna napierająca na tłoczek ją tam zapcha i tłoczek się uwolni i bęc. Nie potrzeba moim zdaniem nie wiem jakiej siły. Zwróć uwagę na skalę - ten mosiężny dysk ma pewnie grubość ułamka milimetra, to jakaś cieniutka blaszka musi być.
Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-05, 06:44
A tak zaledwie kilka lat później wyglądało u Amerykanów szkolenie w wykonywaniu ataków torpedowych:


No właśnie, w temacie który już tu wcześniej poruszyłem, granicznych parametrów zrzutu torpedy w toku wojny Amerykanie zostali absolutnymi liderami. O ile na jej początku wlekli się ze swoją Mk.XIII w ogonie - zalecana wysokość to było 50 ft (15 m) a prędkość 110 w (204 km/h) - to po kolejnych jej modyfikacjach, ulepszeniach konstrukcji i wprowadzeniu sklejkowych osłon amortyzujących upadek do wody (rozpadając się pochłaniały energię zderzenia) udało się uzyskać niesamowitą poprawę. W zalinkowanym przez ciebie filmiku podawana jest zalecana optymalna wysokość zrzutu do 800 ft (240 m) i prędkość do 260 w (481 km/h), a graniczna, przy jakiej torpeda wciąż jeszcze działa poprawnie odpowiednio 2000 ft (610 m) i 350 w (648 km/h). Na stronie Naval Weapons podają tę graniczne wartości jeszcze wyższe - wysokość 2400 ft (730 m) i prędkość 410 w (759 km/h) - chyba nie tak łatwo byłoby o samolot mogący przenosić torpedę z taką prędkością (ale coś by się znalazło, spoko :) ). Podają tam też przypadek, o którym chyba i gdzieś indziej czytałem, że na początku 1945 przy jakiejś okazji grupa samolotów pozbyła się awaryjnie swoich torped, wyrzucając je do morza z wysokości 5000-7000 ft (1500-2100 m). Zaobserwowano, że tylko 1 z nich zatonęła, dla pozostałych 5 stwierdzono prawidłowy, prostoliniowy przebieg.
Pozdro
Speedy
Awatar użytkownika
jogi balboa
Posty: 2823
Rejestracja: 2007-01-18, 16:39

Re: Jakość obrony przeciwlotniczej na okrętach JIN w WWII

Post autor: jogi balboa »

Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-05, 10:30 W większości przez myśliwce.
FW 190 wyposażone w armaty 20mm strzelające pociskami z zapalnikiem kontaktowym.
Wojciech Łabuć
Posty: 572
Rejestracja: 2020-04-15, 12:17

Re: Jakość obrony przeciwlotniczej na okrętach JIN w WWII

Post autor: Wojciech Łabuć »

Kuma_nanashi zasada lotu kursem mniej więcej równoległym to nie od razu te 2200 metrów jakie podałeś dla zasięgu części broni a ja nawet tego nie zauważyłem bo za chwilę kładłem się spać. To wskazanie dla samolotów będących blisko celu i zbliżających się do granicy zrzutu torpedy. To miało minimalizować ryzyko zestrzelenia oraz ułatwić ewentualne rozpoznanie jakie unikowe manewry przeciwnik wykona. I atakujące samoloty miały co jakiś czas zmieniać kurs na symulujący atak po czym znów lecieć mniej więcej równolegle i szykować się do ataku. Dotyczy także tych lecących od przodu w kierunku celu. Jeśli w którymś momencie cel zaczynał skręcać to stawał się łatwiejszym celem dla części atakujących maszyn. Oczywiście łatwiej to wykonać atakując wolniejszy cel szybszymi samolotami. Na 2000 metrów to samoloty różnych grup szykowały się najczęściej jeszcze do zajęcia miejsca do rozpoczęcia ataku.
Określenie "pistol" w tym kontekście oznacza dokładnie tę mechaniczną część zapalnika (czy elektryczną/elektroniczną, zależnie od konstrukcji), niezawierającą żadnych materiałów wybuchowych czy pirotechnicznych. Najczęściej używa się go w marynarce w przypadku torped, min itp. Można to chyba przetłumaczyć na "zapalnik" po prostu, po polsku to szersze pojęcie.
Zapalnik pistoletowy to rodzaj zapalnika a nie sam zapalnik. Oprócz tego co wymieniłeś dotyczy też m.in. części bomb głębinowych.
To by wskazywało, że Bismarck prowadził ogień plot. jeszcze z jakiejś lżejszej broni, w rodzaju karabinów masz. Z całym szacunkiem dla Swordfisha, mógłby on zaabsorbować może jeden pocisk 20 mm, albo niewiele więcej. Na pewno nie 175 :) część z tego to mogły być dziury po odłamkach, o ile wiem Niemcy strzelali również z ciężkich dział plot. (105 mm) a więc pociskami z zapalnikiem czasowym. Przeciw samolotom atakującym z bliska, z małej wysokości nie jest to broń zbyt efektywna, ale zawsze można liczyć na szczęśliwe trafienie albo na tyle bliski wybuch że ktoś oberwie odłamkami.
Speedy bez przesady. Jeśli pocisk trafił w samolot i przebił tylko poszycie nie napotykając niczego "twardszego" po drodze to otworowi wlotowemu będzie towarzyszył otwór wylotowy. Oczywiście na pewno część była spowodowana odłamkami. Które to, jeśli miały odpowiednią masę i prędkość, mogły dokonać "przelotu" na wylot maszyny również. Największy otwór, w podłodze, spowodowany był słupem wody ;p Przestrzelony i zniszczony był m.in. jeden z wsporników skrzydła. Cokolwiek to trafiło to raczej eksplodowało i dołożyło ileś przebić. Podobnie jeśli jakikolwiek małokalibrowy pocisk trafił rurkę kratownicy czy coś takiego. Byłoby nadmiernym uproszczeniem zakładanie, że w takiej masie przebić chodzi tylko o trafienia jednym kalibrem i tylko w samo płótno. Jednak informacje o seryjnych trafieniach i pociskach przelatujących są dość powszechne.
OK i myślisz że przez to zrobili zapalnik niewrażliwy na owe płótno? Ja tak nie sądzę. Wiedzieli, do czego będą strzelać i jak są zbudowane wrogie samoloty. Nawet w bardzo zaawansowanych metalowych maszynach elementy usterzenia z reguły były kryte płótnem, ich własny Bf 109 miał tak chyba aż do ostatnich wersji.
Właśnie dlatego, że wiedzieli i dość dobrze orientowali się w jakim kierunku to idzie to nie bardzo przejmowali się "płótnem". Konstrukcje lotnicze stawały się coraz twardszymi celami. Działka miały mniejszą szybkostrzelność, mniejszy zapas amunicji niż karabiny maszynowe. Dlatego przy trafieniu samolotu nawet pojedynczymi pociskami uszkodzenia powinny być maksymalizowane. Natychmiastowe działanie nie był tu wskazane o ile nie trafiło się dźwigara, silnika, itp. Dlatego zapalnik w pocisku 2 cm miał różne metody inicjacji. W opisie zapalników jest opisane jak opóźnienie lub prawie brak opóźnienia było realizowane.
OK ale o takich zapalnikach tu nie mówimy - tu są czołowe zapalniki uderzeniowe do pocisków małego kalibru. W takim najogólniejszym schemacie mają one z przodu jakąś formę zderzaka z iglicą w jego tylnej części. Przy uderzeniu w przeszkodę zderzak wciskany jest w głąb swego gniazda, aż iglica uderzy w znajdującą się za nią spłonkę, inicjując wybuch. Można to zresztą zrobić i na inne sposoby (zapalniki pneumatyczne, pirotechniczne i bóg wie jakie jeszcze) ale to już nie ma chyba sensu się tak wgłębiać.
Ponownie - to jest opisane w tym co linkowałem o zapalnikach:
During flight the steel balls in the striker head are moved outwards by centrifugal force against the inclined portion of the steel ring and in this position support the striker against the pressure of its spiral spring. The coil of the brass strip surrounding the split collar is also loosened and the split collar thrown clear of the striker. On impact the striker is forced in so that the inclined surface of the steel ring directs the balls back into their housing. With impact on a light plate the striker is then driven through the steel ring by its spiral spring and the needle pierces the detonator. Impact with a plate offering more resistance would probably result in the striker being driven directly into the detonator by the impact and consequently a more rapid action.
Jest sens się wgłębiać ponieważ mamy tu dokładnie opisane co i jak. I słowo "plate" nie jest użyte przypadkowo.
OK w takim teoretycznym przypadku masz rację. Tylko my tu nie mówimy o pocisku 120 mm w którym są ze 2 kilogramy m.w. Mówimy o pocisku 20 mm z lat 30.-40. ub.w. W którym są pojedyncze gramy m.w. Jak sądzisz, co się stanie jak wewnątrz kadłuba np. Wellingtona nastąpi wybuch o równoważniku 5 g TNT? Otóż powiedzmy uczciwie nic albo niewiele. Chyba że wybuch nastąpi w sąsiedztwie jakiejś instalacji albo odłamek kogoś zrani lub coś uszkodzi. Ale to mało prawdopodobne, bo efekt odłamkowy prostego 20 mm pocisku jest żaden prawie. Dlatego w erze że tak powiem płóciennej starano się uzyskać taki efekt, żeby pocisk wywalił w momencie przebijania przeszkody, kiedy jest w niej zagłębiony powiedzmy do połowy. Wywalał wtedy ogromną dziurę. Jeśli trafił w skrzydło i zerwał poszycie, to zmniejszała się siła nośna (a rósł opór) i po paru trafieniach nie dało się już lecieć. Przy trafieniu w typowy kratownicowy kadłub zerwanie poszycia nie było co prawda takie groźne (tyle że psuło aerodynamikę - znowuż opór) ale też jakby dać jakąś zwłokę żeby pocisk wyjechał trochę dalej to z kolei przy trafieniu w płat łatwo byłoby dostać taki efekt żeby pocisk przeszedł na wylot i wywalił po drugiej stronie, a znowuż nie o to nam chodzi. Większe pociski owszem, 30 mm Minengranate już mogły wybuchać wewnątrz konstrukcji, tam już był solidny ładunek, kilkadziesiąt gramów m.w. albo i ze 100.
Krótko pisząc - NIE. Jest mnóstwo zdjęć samolotów z mocno uszkodzonym poszyciem. choćby wspomniane Wellingtony:

https://dingyue.ws.126.net/2021/0616/50 ... s00g8m.jpg

Niet strzelca ogonowego i sporej części poszycia.

https://upload.wikimedia.org/wikipedia/ ... CH7350.jpg

Nasz polski Wellington z spalonym poszyciem.



Ten to ledwie "zarysowany".

W "Swordfish at War" i "Fairey Swordfish in Action" są zdjęcia 2 maszyn z ciekawymi uszkodzeniami. W tej pierwszej o 1 więcej zdjęcie samolotu uszkodzonego w ataku 3 109tek. Ale zdjęcia w drugiej pozycji są znacznie lepszej jakości :) Oba to Mk I. Jedna maszyna to L9726, której pilot wleciał Swordfishem w line od balonu zaporowego. Doszła do drugiego dźwigara wycinając takie fajne wcięcie jak w szkielecie okrętu z Małego Modelarza. Samolot wylądował bez problemu. Bardziej interesujące jest zdjęcie samolotu V4567 z 830 Dywizjonu pilotowanego przez Sub. Lt. Coxona. Przez skrzydła pociski z działka przeszły nie eksplodując. Eksplodował pocisk, który trafił w żebro w nieruchomej części lewego statecznika poziomego.Dziura i ilość poskręcanych metalowych elementów robi wrażenie. Za to dziurki po pociskach karabinowych wrażenia nie robią. Weszło-wyszło. To w skrzydle po działku to choć trochę postrzępionego materiału jest. Pocisk przeszedł przez końcówki obu lewych płatów.

https://www.worldwarphotos.info/wp-cont ... 20_FAA.jpg

Lekkie uszkodzenie poszycia i statecznika pionowego. Niestety poza numerem maszyny i informacją, że jest z 820 dywizjonu więcej informacji nie ma. Jak będę w domu sprawdzę w materiałach o lotnictwie morskim co jest o dokładnie tej maszynie.
No widzę, i co? Moim zdaniem bardzo spokojnie mógłby wywalić o takie płótno. Przypomnę, że lotnicze poszycie nie było z takiej tkaniny z jakiej mam koszulkę T-shirt :D ale o wiele, wiele grubszej i wytrzymalszej i mocno przesyconej lakierem i grubo pomalowanej dla ochrony przed wilgocią.
Kolejny raz - nie. Zalinkowałem filmiki. To płótno lniane. Twój T-shirt to bawełna a to szło na poszycie drewniani-bawełniane. Lniane poszycie było zabezpieczane i malowane ale ani przesycone za bardzo ani grubo malowane.
No ale jak sam dalej stwierdziłeś nie byłyu to małokalibrowe pociski plot. więc to że miały mniej wrażliwy zapalnik jest oczywiste i nie ma w tym nic zaskakującego.
Speedy z uwagi na częściowe przeznaczenie do rażenia podobnych celów różnica nie jest aż tak wielka.
Albo spowoduje albo nie spowoduje, nie zgodziłbym się tu z tobą. Zauważ jak ten 1505 jest zbudowany - tak jakby odwrotnie niż zwykle. Zwykle w takich układach ten zderzak z iglicą jest podparty sprężyną, która odpycha go od spłonki by w nią przypadkowo nie walnął. A tu jest na odwrót, iglica pcha go w kierunku spłonki, a unieruchamiają go te kulki, co pod wpływem "siły odśrodkowej" wysuwają się z gniazd w tym ruchomym elemencie. Ale wystarczy cofnąć tłoczek o malutki odcinek, fragment obwodu kulki żeby już mogła się wcisnąć do gniazda i sprężyna napierająca na tłoczek ją tam zapcha i tłoczek się uwolni i bęc. Nie potrzeba moim zdaniem nie wiem jakiej siły. Zwróć uwagę na skalę - ten mosiężny dysk ma pewnie grubość ułamka milimetra, to jakaś cieniutka blaszka musi być.
To nie jest ułamek milimetra bo to sam pęd powietrza by zniszczył. A tym bardziej trafienie w kroplę wody. Powtarzam, że w opisie jest podane trafienie w "plate" jako warunek do zainicjowania. I grubsza płyta aby iglica została po prostu wepchnięta. Tylko wyraźne spowolnienie pocisku mogłoby zaowocować eksplozją a o tym nie ma mowy.

Co do postępów i m.in. Amerykanów to rewolucja. Ale i Japończycy w 1941 roku byli znacznie przed tym co prezentowali sobą Brytyjczycy. Oglądając ten filmik to trudno sobie wyobrazić, że w połowie wojny mogło to wyglądać aż tak bardzo inaczej. Większe podobieństwo do tego co było podczas I wojny światowej.

Jogi proszę nie rób tego. Zachowajmy jakiś poziom i choćby szczątkowe trzymanie się najprostszych faktów do sprawdzenia na Wiki. Powtarzam się ale jaki sens ma pisanie czegoś co nie jest prawdą? Jedyna zaleta, że przynajmniej krótkie to posty są.

190tki nie były jedyny maszynami, które osłaniały niemiecki zespół. Oraz z uwagi na to, że myśliwce prowadziły ogień z odległości 100-200 metrów celując w określoną część samolotu-celu (zazwyczaj) a pelotka waliła tak aby trafić samolot-cel jak się uda to już mamy zasadniczą różnicę. Pilot myśliwca celowałby mniej więcej tam, gdzie pociski miały szansę i powinny wyrządzić sporo szkód. Ale jest jeszcze jeden problem - oba niemieckie myśliwce miały jeszcze karabiny maszynowe. Na wspomnianym dystansie zwiększało to ilość tego co leci w kierunku krytycznych obszarów samolotu oraz obszar rażenia. Mocno wzrastała szansa, że coś co nie powinno być trafione trafione jednak będzie. Niemniej nawet bez kmów szanse na trafienie pociskiem HE czy AP były znacznie większe w przypadku myśliwców. Tutaj myśliwiec narzucał pod jakim kątem atakuje, z jakiego kierunku i pułapu (tu miał nieco ograniczony wybór harharhar) oraz gdzie tego Swordfisha chce trafić. Dlatego też zestrzeliły więcej samolotów.
Kuma_nanashi
Posty: 14
Rejestracja: 2021-10-16, 17:13

Re: Jakość obrony przeciwlotniczej na okrętach JIN w WWII

Post autor: Kuma_nanashi »

Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-06, 02:09 Kuma_nanashi zasada lotu kursem mniej więcej równoległym to nie od razu te 2200 metrów jakie podałeś dla zasięgu części broni a ja nawet tego nie zauważyłem bo za chwilę kładłem się spać. To wskazanie dla samolotów będących blisko celu i zbliżających się do granicy zrzutu torpedy. To miało minimalizować ryzyko zestrzelenia oraz ułatwić ewentualne rozpoznanie jakie unikowe manewry przeciwnik wykona. I atakujące samoloty miały co jakiś czas zmieniać kurs na symulujący atak po czym znów lecieć mniej więcej równolegle i szykować się do ataku. Dotyczy także tych lecących od przodu w kierunku celu. Jeśli w którymś momencie cel zaczynał skręcać to stawał się łatwiejszym celem dla części atakujących maszyn. Oczywiście łatwiej to wykonać atakując wolniejszy cel szybszymi samolotami. Na 2000 metrów to samoloty różnych grup szykowały się najczęściej jeszcze do zajęcia miejsca do rozpoczęcia ataku.
Wybacz ale dla mnie to jakieś szaleństwo, pomysł na takie manewrowanie samolotem lecącym z prędkością szybkiego auta (no dobra, bardzo szybkiego) w zasięgu lekkiego ognia plot jest ogólnie mówiąc słaby. I naprawdę nie ma wielkiej różnicy czy leci dziobem czy bokiem do stanowiska AA bo leci bardzo, bardzo wolno.

Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-06, 02:09 Krótko pisząc - NIE. Jest mnóstwo zdjęć samolotów z mocno uszkodzonym poszyciem. choćby wspomniane Wellingtony:

https://dingyue.ws.126.net/2021/0616/50 ... s00g8m.jpg

Niet strzelca ogonowego i sporej części poszycia.

https://upload.wikimedia.org/wikipedia/ ... CH7350.jpg

Nasz polski Wellington z spalonym poszyciem.



Ten to ledwie "zarysowany".
Czego dowodzą te zdjęcia? Nie wiadomo co trafiło te samoloty, jak na mój gust to te dwa z brakującym poszyciem mogły oberwać odłamkami ciężkich dział AA które zapaliły coś w środku i od tego zapaliło się poszycie. A wniosek stąd, że nie widać uszkodzeń kratownicy. Dopiero zdjęcie gdzie brak jest stanowiska strzelca ogonowego wskazuje na trafienie i wybuch, które zniszczyły stanowisko, widać to nawet po wygiętej kratownicy statecznika pionowego. Poszycie mogło zostać zerwane lub spalone, a palić się mogła amunicja do stanowiska ogonowego.
Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-06, 02:09 W "Swordfish at War" i "Fairey Swordfish in Action" są zdjęcia 2 maszyn z ciekawymi uszkodzeniami. W tej pierwszej o 1 więcej zdjęcie samolotu uszkodzonego w ataku 3 109tek. Ale zdjęcia w drugiej pozycji są znacznie lepszej jakości :) Oba to Mk I. Jedna maszyna to L9726, której pilot wleciał Swordfishem w line od balonu zaporowego. Doszła do drugiego dźwigara wycinając takie fajne wcięcie jak w szkielecie okrętu z Małego Modelarza. Samolot wylądował bez problemu. Bardziej interesujące jest zdjęcie samolotu V4567 z 830 Dywizjonu pilotowanego przez Sub. Lt. Coxona. Przez skrzydła pociski z działka przeszły nie eksplodując. Eksplodował pocisk, który trafił w żebro w nieruchomej części lewego statecznika poziomego.Dziura i ilość poskręcanych metalowych elementów robi wrażenie. Za to dziurki po pociskach karabinowych wrażenia nie robią. Weszło-wyszło. To w skrzydle po działku to choć trochę postrzępionego materiału jest. Pocisk przeszedł przez końcówki obu lewych płatów.

https://www.worldwarphotos.info/wp-cont ... 20_FAA.jpg

Lekkie uszkodzenie poszycia i statecznika pionowego. Niestety poza numerem maszyny i informacją, że jest z 820 dywizjonu więcej informacji nie ma. Jak będę w domu sprawdzę w materiałach o lotnictwie morskim co jest o dokładnie tej maszynie.
Ja tam widzę uszkodzenia ale od czego to ci nie powiem.
Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-06, 02:09
No widzę, i co? Moim zdaniem bardzo spokojnie mógłby wywalić o takie płótno. Przypomnę, że lotnicze poszycie nie było z takiej tkaniny z jakiej mam koszulkę T-shirt :D ale o wiele, wiele grubszej i wytrzymalszej i mocno przesyconej lakierem i grubo pomalowanej dla ochrony przed wilgocią.
Kolejny raz - nie. Zalinkowałem filmiki. To płótno lniane. Twój T-shirt to bawełna a to szło na poszycie drewniani-bawełniane. Lniane poszycie było zabezpieczane i malowane ale ani przesycone za bardzo ani grubo malowane.
I tutaj zaczynamy zataczać koło. Kolega znalazł opis zapalnika AZ 1504 i jakoś na tej podstawie wyciąga wniosek o wszystkich niemieckich zapalnikach do amunicji 20-30 mm, a przecież zapalników i rodzajów pocisków do tych działek było wiele. Jeśli podaje się przykłady z walk samolotów to trzeba sobie uświadomić, że nie ładowano do taśmy czy magazynka tylko jednego rodzaju pocisku ale kilka naprzemiennie, w zależności od tego z czym spodziewano się walczyć. Wśród tych pocisków były Minengeshoss, zwykłe HE, HEI, AP, hydrostatyczne. I oprócz tego mogły mieć różne zapalniki. Np do AP stosowano zapalnik, który miał detonować po przebiciu 5mm płyty pancernej. Z kolei hydrostatyczny miał wybuchnąć tylko po trafieniu w zbiornik z płynem czyli np paliwa, chłodnica. Tak więc niektóre pociski mogły przelecieć i nie wybuchnąć również w przypadku samolotów z poszyciem z duraluminium.

Tak więc jeśli chce się sprawdzić czy Swordfish był magicznym samolotem przez który pociski przelatywały bez detonacji bo miał pokrycie z płótna to trzeba spytać jakie pociski i z jakim zapalnikiem. AP które miały wybuchnąć po przejściu przez 5mm płytę? Mogły ale mogły też przebić inny samolot. Więc moim zdaniem kluczowe jest sprawdzenie czym strzelano do Swordfishów z Bismarcka.

Polecam obejrzeć film z testów 30mm Mimnengeshoss

Podobną amunicję tylko 20mm miały Bf-109 i Fw-190 od 1940 roku więc całkiem możliwe że waliły nią do Swordfishów, a na pewno używano jej do walki z Wellingtonami. Widać, że nie było kombinowania z jakąś zwłoką, jeśli pocisk wybuchł na poszyciu to całkiem wystarczyło. Tego typu amunicja była używana także w działkach plot.
Speedy
Posty: 554
Rejestracja: 2004-07-23, 15:24
Lokalizacja: Wawa

Re: Jakość obrony przeciwlotniczej na okrętach JIN w WWII

Post autor: Speedy »

Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-06, 02:09 Zapalnik pistoletowy to rodzaj zapalnika a nie sam zapalnik.
O raju!! A potrafisz powiedzieć co to za rodzaj i czym się różni od "niepistoletowego"? Czy były brytyjskie torpedy z zapalnikiem nazywanym inaczej niż pistol?
Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-06, 02:09
Krótko pisząc - NIE. Jest mnóstwo zdjęć samolotów z mocno uszkodzonym poszyciem. choćby wspomniane Wellingtony:

https://dingyue.ws.126.net/2021/0616/50 ... s00g8m.jpg

Niet strzelca ogonowego i sporej części poszycia.

https://upload.wikimedia.org/wikipedia/ ... CH7350.jpg

Nasz polski Wellington z spalonym poszyciem.



Ten to ledwie "zarysowany".
Czyli wyglądałoby na to, że jest mnóstwo przypadków, gdy pociski wybuchały w kontakcie z płóciennym poszyciem, podpalając je.
Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-06, 02:09
Powtarzam, że w opisie jest podane trafienie w "plate" jako warunek do zainicjowania. I grubsza płyta aby iglica została po prostu wepchnięta. Tylko wyraźne spowolnienie pocisku mogłoby zaowocować eksplozją a o tym nie ma mowy.
W opisie jest, że aby zadziałało, ta "plate" musi zostać wciśnięta. Moim zdaniem zostałaby efektywnie wciśnięta przy uderzeniu w płótno.

Popatrz na ten stary wątek na forum ww2f. A konkretnie na wpisy użytkownika o nicku Erich który na podstawie jakiegoś niemieckiego dokumentu opisuje rozmaitą lotniczą broń i amunicję. A konkretnie na post #12, w którym mówi właśnie o zapalniku ZZ 1505. Pada tam takie zdanie:

"Like the 1502 it was of the sensitive type required to function on a 2 mm paper screen at 100 metres." (poprawiłem przerwy między wyrazami)

Przetłumaczyłbym to jako:

Podobnie jak [model] 1502, był on typu wrażliwego [od którego] wymagano zadziałania o papierową tarczę grubości 2 mm z odległości 100 m.

http://www.ww2f.com/threads/german-airc ... nnon.2888/

Jeżeli tak, to i o płótno lotnicze powinien zadziałać.
Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-06, 02:09 190tki nie były jedyny maszynami, które osłaniały niemiecki zespół.
Zgadza się, w tym okresie (luty 1942) powiedziałbym wręcz, że znacznie więcej było w linii Bf 109 różnych wersji. Żeby to uściślić, trzeba by sprawdzić jakie jednostki myśliwskie wspierały operację Cerberus,
Pozdro
Speedy
Awatar użytkownika
jogi balboa
Posty: 2823
Rejestracja: 2007-01-18, 16:39

Re: Jakość obrony przeciwlotniczej na okrętach JIN w WWII

Post autor: jogi balboa »

Wojciech Łabuć pisze: 2021-11-06, 02:09 Natychmiastowe działanie nie był tu wskazane o ile nie trafiło się dźwigara, silnika,
A niby dlaczego nie było wskazane jeśli można wiedzieć? :)
Speedy pisze: 2021-11-06, 20:15 Żeby to uściślić, trzeba by sprawdzić jakie jednostki myśliwskie wspierały operację Cerberus,
Daleko nie trzeba szukać:
The Spitfires and Swordfish were engaged by Fw 190s of 8 staffel and 9 staffel./JG 26 led by Gruppenkommandeur (Group Commander) Gerhard Schöpfel of III./JG 26. The Fw 190s were just relieving fighters of JG 2. Frail and slow, the Swordfish forced German pilots to lower their undercarriages to prevent overshooting the biplanes.
Na przełomie 1941/42 cały JG 26 (pułk) został w całości przezbrojony na Fw 190 A-2
źródło wikipedia ;)

W kwestii celowania w jakieś konkretne elementy samolotu, faktycznie piloci starali się jakoś celować. Ale wystarczy obejrzeć piewszy z brzegu film z walki powietrznej, na którym widac jak cel przelatuje przez "wiązkę" wystrzelonych pocików dziurawiących go od jednego końca skrzydła do drugiego. Tak wyglądało celowanie w praktyce.
Wojciech Łabuć
Posty: 572
Rejestracja: 2020-04-15, 12:17

Re: Jakość obrony przeciwlotniczej na okrętach JIN w WWII

Post autor: Wojciech Łabuć »

Kuma_nanashi co ma udowadniać ten filmik? Amunicja w tym działku nie jest tożsama z tą 2 cm o jakiej rozmawiamy. Ma znacznie mniejszą o prawie połowę prędkość początkową. Jest to cienkościenny pocisk HE z zupełnie innym zapalnikiem i znacznie większą ilością materiału wybuchowego zaprojektowany dokładnie pod niszczenie maszyn znacznie bardziej odpornych na zniszczenie niż Swordfish. Jest to broń specjalnie zaprojektowana pod zastosowanie na samolotach, z wymaganiem minimalnego odrzutu.

https://robdebie.home.xs4all.nl/me163/weapons15.htm

Tu masz jakie typy pocisków były opracowane/opracowywane.

http://www.luft46.com/armament/mk108.html

Kolejne informacje o działku i pociskach.

Przecież nie sprawia najmniejszego problemu odnalezienie informacji o tym jak znacząco się ta specjalna amunicja HE różniła!

Teraz jeszcze kwestia tego gdzie tu widzisz płócienne poszycie? Oraz jak wygląda kwestia kąta, z jakiego strzelano. Polecam więc lekturę:

https://forum.il2sturmovik.com/topic/41 ... test-data/

Pociski wnikały do konstrukcji z metalowym pokryciem i eksplozja znacznie większego ładunku niż w 2 cm HEI potrafiła zniszczyć Spitfire IIb praktycznie pojedynczym trafieniem. Szacowano, że 2-4 trafienia wystarczałyby do zniszczenie ciężkiego bombowca.

Idąc w takie logiczne krzaki to ja nie mogę być gorszy. Amunicja 2 cm, 3.7 cm i 10.5 cm nie mogła zniszczyć Swordfisha bo amunicja 152 mm nie jest w stanie zrobić większej krzywdy Ładzie:


I tutaj zaczynamy zataczać koło. Kolega znalazł opis zapalnika AZ 1504 i jakoś na tej podstawie wyciąga wniosek o wszystkich niemieckich zapalnikach do amunicji 20-30 mm, a przecież zapalników i rodzajów pocisków do tych działek było wiele. Jeśli podaje się przykłady z walk samolotów to trzeba sobie uświadomić, że nie ładowano do taśmy czy magazynka tylko jednego rodzaju pocisku ale kilka naprzemiennie, w zależności od tego z czym spodziewano się walczyć. Wśród tych pocisków były Minengeshoss, zwykłe HE, HEI, AP, hydrostatyczne. I oprócz tego mogły mieć różne zapalniki. Np do AP stosowano zapalnik, który miał detonować po przebiciu 5mm płyty pancernej. Z kolei hydrostatyczny miał wybuchnąć tylko po trafieniu w zbiornik z płynem czyli np paliwa, chłodnica. Tak więc niektóre pociski mogły przelecieć i nie wybuchnąć również w przypadku samolotów z poszyciem z duraluminium.
Bo "kolega", c'est moi, nie będzie stosował ekwilibrystyki logicznej aby zamontować jakiś zapalnik, który miałby szansę zadziałać tak jak niektórzy tu sugerują do pocisku, w którym nigdy takich zapalników nie było. I które często nawet nie istniały w tamtym czasie! Lub które były stosowane np. tylko w działkach lotniczych. "Kolega" bierze pod uwagę to co było stosowane w rzeczywistości w określonym okresie w danym typie uzbrojenia.
Wybacz ale dla mnie to jakieś szaleństwo, pomysł na takie manewrowanie samolotem lecącym z prędkością szybkiego auta (no dobra, bardzo szybkiego) w zasięgu lekkiego ognia plot jest ogólnie mówiąc słaby. I naprawdę nie ma wielkiej różnicy czy leci dziobem czy bokiem do stanowiska AA bo leci bardzo, bardzo wolno.
Szaleństwem jest pisanie kompletnych bzdur, które bardzo łatwo sprawdzić. Bez względu czy rozmawiamy o strzelcu pokładowym czy obsłudze działka przeciwlotniczego to różnica jest olbrzymia. Jak bardzo musieli mylić się specjaliści opracowując podręczniki i wbijać w głowy pilotów czego nie powinno się robić.

Wyobraź sobie, że tu mam akurat całkiem spore doświadczenie tak teoretyczne jak i praktyczne. Trafienie w cel poruszający się w poprzek z prędkością mniejszą od dopuszczalnej w terenie zabudowanym na odległościach kilkuset metrów - "kilometra +" nie jest prosty. Minimalny błąd i pocisk mija cel z któregoś końca. Tu dochodzi kwestia wysokości jeszcze, znacznie większej zdolności do wykonywania gwałtownych manewrów. A nawet minimalne zmiany kursu, prędkości czy wysokości to konieczność wyliczania od nowa. Pisanie o tym, że coś co porusza się w naszym kierunku jest równie trudne do trafienia to, za przeproszeniem, tylko kompletnemu laikowi może przyjść do głowy. Powtarzam, i nie teoretyzuję, że jak coś porusza się w kierunku działa/działka lub na kursie niewiele od tego odbiegającym jest idealną dla strzelającego sytuacją. Nawet odległość celu ma wtedy minimalne znaczenie. Na takich odległościach przy takich celach wierzchołkowa toru lotu pocisku zrobi swoje. A poprawki na wyprzedzenie praktycznie nie istnieją. Nie trzeba kombinować, nawet spore pomyłki w pomiarze odległości nie wpływają na ostateczny skutek. Minimalne korekty i cel spotyka się z pociskiem/pociskami.
O raju!! A potrafisz powiedzieć co to za rodzaj i czym się różni od "niepistoletowego"? Czy były brytyjskie torpedy z zapalnikiem nazywanym inaczej niż pistol?
Speedy były. I potrafię powiedzieć. Co z niekontaktowymi? Co z inercyjnymi? Te ostatnie mogą a nie muszą byc "pistol'
W opisie jest, że aby zadziałało, ta "plate" musi zostać wciśnięta. Moim zdaniem zostałaby efektywnie wciśnięta przy uderzeniu w płótno.
Jesteś pewien? Bo ja tam widzę:
With impact on a light plate
oraz
Impact with a plate offering more resistance
W opisie jest dokładnie tak jak ja to przetłumaczyłem.

Co do opisu zapalnika to nadal pozostanę przy oficjalnych informacjach. To co masz na forum, będące praktycznie tłumaczeniem oficjalnej informacji ale z pominięciem "plate" i dodaniem 2 mm papieru.

Jogi wystarczy przeczytać dokładniej posty i znajdziesz odpowiedź.
Speedy
Posty: 554
Rejestracja: 2004-07-23, 15:24
Lokalizacja: Wawa

Re: Jakość obrony przeciwlotniczej na okrętach JIN w WWII

Post autor: Speedy »

jogi balboa pisze: 2021-11-07, 15:14 The Spitfires and Swordfish were engaged by Fw 190s of 8 staffel and 9 staffel./JG 26 led by Gruppenkommandeur (Group Commander) Gerhard Schöpfel of III./JG 26. The Fw 190s were just relieving fighters of JG 2. Frail and slow, the Swordfish forced German pilots to lower their undercarriages to prevent overshooting the biplanes.
Na przełomie 1941/42 cały JG 26 (pułk) został w całości przezbrojony na Fw 190 A-2
źródło wikipedia ;)
Dzięki - w kontekście niniejszej dyskusji chodziło mi o ustalenie czy niemieckie myśliwce miały działka i czy miały coś prócz działek (zwykłe km-y). Uzbrojenie tych wczesnych wersji Fw 190 było mniej więcej takie:

Fw 190A-0: 6 km-ów 7,9 mm MG 17 - 4 zsynchronizowane ze śmigłem (2 w kadłubie nad silnikiem, 2 w nasadzie skrzydeł przy samym kadłubie) i 2 w skrzydłach na zewnątrz obwodu śmigła. Być może część maszyn miała już działka jak A-1

Fw 190A-1: część samolotów miała 6 km-ów jw., część mieszany zestaw 4 km-y 7,9 mm i 2 działka 20 mm. Zsynchronizowane karabiny pozostały bez zmian, a te zewnętrzne w skrzydłach zastąpiono działkami MG FF/M.

Fw 190A-2: jeszcze bardziej mieszany zestaw 2 km-y 7,9 mm i 4 działka 20 mm. 2 zsynchronizowane karabiny MG 17 nad silnikiem pozostały bez zmian, tak jak i działka MG FF/M w zewnętrznych częściach skrzydeł, natomiast karabiny masz. w nasadzie skrzydeł zastąpiono 20 mm działkami MG 151/20.
Pozdro
Speedy
Wojciech Łabuć
Posty: 572
Rejestracja: 2020-04-15, 12:17

Re: Jakość obrony przeciwlotniczej na okrętach JIN w WWII

Post autor: Wojciech Łabuć »

W kwestii celowania w jakieś konkretne elementy samolotu, faktycznie piloci starali się jakoś celować. Ale wystarczy obejrzeć pierwszy z brzegu film z walki powietrznej, na którym widac jak cel przelatuje przez "wiązkę" wystrzelonych pocików dziurawiących go od jednego końca skrzydła do drugiego. Tak wyglądało celowanie w praktyce.


Ponieważ ataki na Swordfishe czy bombowce to to samo co walki manewrowe myśliwców. Oraz nawet przy myśliwcach obejrzyj sobie jak wyglądają ataki "z zaskoczenia" :



Kuma_nanashi uprzedzając, na wszelki wypadek, komentarz po kompilacji - warto zwracać uwagę na odległość z jakiej tu otwiera się ogień (działka zapewniały większy zasięg skutecznego ognia niż M2) oraz choćby próby podchodzenia pod jakimś kątem oraz częste zmiany, choćby minimalne, kierunku i wysokości:



Mistrzami w strzelaniu pod ekstremalnymi kątami w czasie II wojny światowej byli piloci US Navy. Reszta zadowalała się mniej ekstremalnymi kątami ataki co wymagało mniejszych poprawek i znacznie łatwiejsze było szkolenie pilotów. Bardzo fajnie opisał to John B. Lundstrom w "The First Team: Pacific Naval Air Combat from Pearl Harbor to Midway". Niemniej zasadą było podchodzenie z kierunku najsłabiej chronionego, pod kątem. Młodzi piloci często popełniali błąd podchodząc na wprost. Często też zajmowano się strzelcami na początek co ułatwiało późniejszą obróbkę. Niemniej wyraźnie widać, że wbrew opinii Jogiego celowano i atakowano konkretne elementy/obszary wrogiego samolotu. Oczywiście zawsze pozostaje kwestia wyszkolenia i konkretnej sytuacji. Byli tacy, co strzelali do wszystkiego, i nawet nie bardzo sprawdzali czy to na pewno wróg. Byli tacy co podchodzili na bardzo bliskie odległości i krótkimi seriami niszczyli zabijali pilota lub niszczyli/uszkadzali krytyczne elementy wrogiego celu.

Co do OOB "Cerberusa":

http://www.navweaps.com/index_oob/OOB_W ... rberus.php
ODPOWIEDZ