Polityka gospodarcza
: 2022-05-05, 20:45
Nie chcąc offtopować w temacie o wojnie ukraińsko-rosyjskiej, pozwolę sobie stworzyć nowy temat dot. polityki gospodarczej - naszego rządu, ale i nie tylko.
Inspirację przyniosła mi dyskusja z Peceedem, ale przede wszystkim z Adrianem M., który już raz dał sromotnie ciała próbując przekonywać, że nasz BC prowadzi dobrą politykę monetarną i generalnie nic złego się nie dzieje, po czym wkrótce inflacja ruszyła z kopyta a Glapiński (i nie tylko) wyraźnie wpadł w panikę.
Aby było o czym rozmawiać, należałoby najpierw przedstawić problem.
PiS dochodząc do władzy jesienią 2015 roku założył sobie zmianę ustroju - na niedemokratyczny. Akurat to przyznał sam Kaczyński (i paru innych prominentnych polityków PiS). Dał na to trzy kadencje. Założenia, najprawdopodobniej były takie, że pierwsza kadencja jest na podporządkowanie sobie sądownictwa oraz rozbicie opozycji i powiększenia przewagi po to, by w drugiej kadencji mieć większość konstytucyjną. To by pozwoliło zmienić konstytucje i oficjalnie ustrój państwa. Trzecia kadencja byłaby na utrwalenie stanu rzeczy. Aby do tego doprowadzić, trzeba było mieć bardzo wysokie poparcie, które zamierzano kupić - transferami - i zyskać propagandą (połączoną z dzieleniem społeczeństwa - jakiś "wróg wewnętrzny", którego można pokazać ludziom, zawsze powodował pożądane rezultaty). Propagandę zostawiamy w spokoju, zajmujemy się kupowaniem.
PiS sprzyjał fakt, że jego poprzednicy rządzili w trudnych czasach (kryzys 2008-2009 i jego druga fala 2012-2013), ich rządy przypadły zaś na okres wyraźnej koniunktury. W rezultacie zaczęli "kupować" przychylność generując kolejne transfery (do 2018 60-70 mld rocznie dodatkowych wydatków - na nieco ponad 400 mld. dochody budżetowe!) i sztucznie podwyższać płace przez podwyższanie płacy minimalnej (co napędzało ogólny wzrost łac). Jednocześnie, choć w mniejszym stopniu, zaczęto obniżać podatki - co z kolei uderzyło w samorządy obniżają c ich dochody (to samorządy sfinansowały w dużej mierze obniżkę podatków). To dodatkowo podkręcało konsumpcję nakręcając wzrost. Z tym, że z różnych powodów (także politycznych) gwałtownie spadły inwestycje - do poziomy z początku lat 90. Mieliśmy więc szybki wzrost napędzany głównie konsumpcją, szybko bogacące się (i zadowolone - o to w końcu chodziło) społeczeństwo, i coraz większy wzrost zadłużenia oraz coraz więcej pieniędzy na rynku, których podaż rosła szybciej niż wolumen dostarczanych towarów i usług. Przez jakiś czas nie było widać odczuwalnych konsekwencji w sensie negatywnym (PiS odziedziczył bardzo zdrową gospodarkę, nawet jeżeli była ona osłabiona nieco kryzysem). Od 2017 roku skutki zaczęły odczuwać samorządy. Przypomnę, że samorządy mają obowiązek prowadzić niektóre usługi wobec obywateli. Środki na te usługi zaczęły się zmniejszać, co musiało się odbić na ich jakości. Rządu to jednak nie obchodziło, bo winę można było zwalić na samorządy. Co było w interesie rządzących dążących w końcu do centralizacji państwa (nie ma autorytaryzmu z silnymi samorządami - to się wyklucza - PiS ubijał więc tu dwie pieczenie na jednym ogniu). Warto tu zauważyć, że jeżeli porównany procentowo ile pieniędzy wydawano np. na publiczną służbę zdrowia do 2015 roku w stosunku do dochodów budżetu, to do 2015 roku wydawano więcej niż później!
Nie wiem czy ktoś z rządzących miał świadomość do czego to MUSI prowadzić. Pewno ktoś miał. Ale jak sadzę, założenia były takie, że te trzy kadencje się wytrzyma, a gdy przyjdą problemy nikt już PiS od władzy odsunąć nie będzie w stanie. Nawet utrata poparcia społecznego (poniżej określonego poziomu). Proces upadku przyśpieszyła jednak pandemia a teraz wojna. Przy czym problemy zostały spotęgowane przez politykę NBP, który zamiast pilnować wartości pieniądza, jak mu nakazuje konstytucja, starał się pomagać rządowi w zapewnieniu wzrostu i taniego pieniądza. Jak sądzę, gdzieś w okresie covidowym (2020?) zaczęto zdawać sobie sprawę z tego, że przesadzono i budżet może tego wszystkiego nie wytrzymać, więc z premedytacją NBP i rząd poszli w inflacją (to tylko moje podejrzenie) zakładając, że ograniczy ona obciążenia budżetowe związane z transferami (Glapiński chwalił się zakupami złota - to miałoby sens tylko w takim przypadku). Ale "fachowcy" z PiS schrzanili sprawę i stracili kontrolę nad inflacją.Więc zamiast zacząć z nią walczyć podnosząc stopy wtedy, gdy dałoby to pozytywny skutek (ale ograniczyłoby pompowany wzrost gospodarczy), teraz, w panice, podnoszą stopy na wyścigi. Co przynosi średnie skutki w zwalczaniu inflacji, znakomicie zaś godzi w ludzi mających kredyty i zniechęca do inwestowania (już i tak bardzo niskiego). Na dodatek zadłużamy się na potęgę a duża część długu jest ukryta. więc na dobrą sprawę, poza tym że nasz dług jest bardzo wysoki, to trudno powiedzieć jak wysoki (wyższy, i to znacznie od oficjalnego). W rezultacie spadają wpływy z podatków (w marcu z PIT aż o 70 %, ale z VAT też dużo), rosną koszty obsługi długu (w tym roku o 2/3), rośnie inflacja (przewiduje się, że osiągnie 15-20 %) i to na długo itd. Do tego wszystkiego NBP podwyższa stopy, a rząd dosypuje kolejne pieniądze, co już zakrawa na szaleństwo. Aczkolwiek można zrozumieć dlaczego - ze względów politycznych, bo w końcu wybory się zbliżają. A po wyborach choćby potop...
W zasadzie to zrobiono wszystkie z możliwych błędów. Problemem jest to, że w dużym stopniu zrobiono te błędy na życzenie ludzi. Więc nie robić ich będzie trudno. Cienko więc należy widzieć naszą przyszłość.
Inspirację przyniosła mi dyskusja z Peceedem, ale przede wszystkim z Adrianem M., który już raz dał sromotnie ciała próbując przekonywać, że nasz BC prowadzi dobrą politykę monetarną i generalnie nic złego się nie dzieje, po czym wkrótce inflacja ruszyła z kopyta a Glapiński (i nie tylko) wyraźnie wpadł w panikę.
Aby było o czym rozmawiać, należałoby najpierw przedstawić problem.
PiS dochodząc do władzy jesienią 2015 roku założył sobie zmianę ustroju - na niedemokratyczny. Akurat to przyznał sam Kaczyński (i paru innych prominentnych polityków PiS). Dał na to trzy kadencje. Założenia, najprawdopodobniej były takie, że pierwsza kadencja jest na podporządkowanie sobie sądownictwa oraz rozbicie opozycji i powiększenia przewagi po to, by w drugiej kadencji mieć większość konstytucyjną. To by pozwoliło zmienić konstytucje i oficjalnie ustrój państwa. Trzecia kadencja byłaby na utrwalenie stanu rzeczy. Aby do tego doprowadzić, trzeba było mieć bardzo wysokie poparcie, które zamierzano kupić - transferami - i zyskać propagandą (połączoną z dzieleniem społeczeństwa - jakiś "wróg wewnętrzny", którego można pokazać ludziom, zawsze powodował pożądane rezultaty). Propagandę zostawiamy w spokoju, zajmujemy się kupowaniem.
PiS sprzyjał fakt, że jego poprzednicy rządzili w trudnych czasach (kryzys 2008-2009 i jego druga fala 2012-2013), ich rządy przypadły zaś na okres wyraźnej koniunktury. W rezultacie zaczęli "kupować" przychylność generując kolejne transfery (do 2018 60-70 mld rocznie dodatkowych wydatków - na nieco ponad 400 mld. dochody budżetowe!) i sztucznie podwyższać płace przez podwyższanie płacy minimalnej (co napędzało ogólny wzrost łac). Jednocześnie, choć w mniejszym stopniu, zaczęto obniżać podatki - co z kolei uderzyło w samorządy obniżają c ich dochody (to samorządy sfinansowały w dużej mierze obniżkę podatków). To dodatkowo podkręcało konsumpcję nakręcając wzrost. Z tym, że z różnych powodów (także politycznych) gwałtownie spadły inwestycje - do poziomy z początku lat 90. Mieliśmy więc szybki wzrost napędzany głównie konsumpcją, szybko bogacące się (i zadowolone - o to w końcu chodziło) społeczeństwo, i coraz większy wzrost zadłużenia oraz coraz więcej pieniędzy na rynku, których podaż rosła szybciej niż wolumen dostarczanych towarów i usług. Przez jakiś czas nie było widać odczuwalnych konsekwencji w sensie negatywnym (PiS odziedziczył bardzo zdrową gospodarkę, nawet jeżeli była ona osłabiona nieco kryzysem). Od 2017 roku skutki zaczęły odczuwać samorządy. Przypomnę, że samorządy mają obowiązek prowadzić niektóre usługi wobec obywateli. Środki na te usługi zaczęły się zmniejszać, co musiało się odbić na ich jakości. Rządu to jednak nie obchodziło, bo winę można było zwalić na samorządy. Co było w interesie rządzących dążących w końcu do centralizacji państwa (nie ma autorytaryzmu z silnymi samorządami - to się wyklucza - PiS ubijał więc tu dwie pieczenie na jednym ogniu). Warto tu zauważyć, że jeżeli porównany procentowo ile pieniędzy wydawano np. na publiczną służbę zdrowia do 2015 roku w stosunku do dochodów budżetu, to do 2015 roku wydawano więcej niż później!
Nie wiem czy ktoś z rządzących miał świadomość do czego to MUSI prowadzić. Pewno ktoś miał. Ale jak sadzę, założenia były takie, że te trzy kadencje się wytrzyma, a gdy przyjdą problemy nikt już PiS od władzy odsunąć nie będzie w stanie. Nawet utrata poparcia społecznego (poniżej określonego poziomu). Proces upadku przyśpieszyła jednak pandemia a teraz wojna. Przy czym problemy zostały spotęgowane przez politykę NBP, który zamiast pilnować wartości pieniądza, jak mu nakazuje konstytucja, starał się pomagać rządowi w zapewnieniu wzrostu i taniego pieniądza. Jak sądzę, gdzieś w okresie covidowym (2020?) zaczęto zdawać sobie sprawę z tego, że przesadzono i budżet może tego wszystkiego nie wytrzymać, więc z premedytacją NBP i rząd poszli w inflacją (to tylko moje podejrzenie) zakładając, że ograniczy ona obciążenia budżetowe związane z transferami (Glapiński chwalił się zakupami złota - to miałoby sens tylko w takim przypadku). Ale "fachowcy" z PiS schrzanili sprawę i stracili kontrolę nad inflacją.Więc zamiast zacząć z nią walczyć podnosząc stopy wtedy, gdy dałoby to pozytywny skutek (ale ograniczyłoby pompowany wzrost gospodarczy), teraz, w panice, podnoszą stopy na wyścigi. Co przynosi średnie skutki w zwalczaniu inflacji, znakomicie zaś godzi w ludzi mających kredyty i zniechęca do inwestowania (już i tak bardzo niskiego). Na dodatek zadłużamy się na potęgę a duża część długu jest ukryta. więc na dobrą sprawę, poza tym że nasz dług jest bardzo wysoki, to trudno powiedzieć jak wysoki (wyższy, i to znacznie od oficjalnego). W rezultacie spadają wpływy z podatków (w marcu z PIT aż o 70 %, ale z VAT też dużo), rosną koszty obsługi długu (w tym roku o 2/3), rośnie inflacja (przewiduje się, że osiągnie 15-20 %) i to na długo itd. Do tego wszystkiego NBP podwyższa stopy, a rząd dosypuje kolejne pieniądze, co już zakrawa na szaleństwo. Aczkolwiek można zrozumieć dlaczego - ze względów politycznych, bo w końcu wybory się zbliżają. A po wyborach choćby potop...
W zasadzie to zrobiono wszystkie z możliwych błędów. Problemem jest to, że w dużym stopniu zrobiono te błędy na życzenie ludzi. Więc nie robić ich będzie trudno. Cienko więc należy widzieć naszą przyszłość.