Gregski pisze: ↑2022-05-18, 19:35Co prawda Antoni obiecał strzelnicę w każdej gminie, ale coś mu się to nie udało.
Bo nie mogło się udać. Chlapnąć głupotę można bezkosztowo.
Inna sprawa, że gdyby ktoś naprawdę chciał zrobić program to wystarczyłoby nabyć 1-2 mobilne strzelnice kontenerowe na województwo. Na cały kraj to będzie cena mniejsza niż zaledwie ułamek za szczepionki, których nie potrzebujemy.
Taka ilość strzelnic nie zaspokoi potrzeb przeszkolenia młodzieży, ale na początek wystarczy. Taki tam program pilotażowy.
Natomiast co do samej broni to wystarczy zacząć od tego, że najbardziej promowanym jej rodzajem, a raczej przeznaczeniem (celem posiadania) jest ochrona miru domowego. To kategoria bardzo podobna do broni obiektowej. Bardzo trudno jest zrozumieć jej istotę osobom mieszkającym w blokach, gdyż mieszkania na ogół są tak małe, że nie dokonuje się włamań w czasie obecności mieszkańców, albo jeśli już się takie dokona to nie ma żadnego czasu na reakcję. W tej sytuacji jest mało prawdopodobne by broń realnie zwiększyła bezpieczeństwo mieszkańców. Bezpieczeństwa nie zwiększa też policja, bo nie ma najmniejszych szans by dotarła na czas. Najlepszy "obrońca" to sąsiedzi. Tyle, że jeśli sami nie są uzbrojeni to nie wychylą nosa poza drzwi. A nawet jakby byli to nie ruszą na pomoc dopóki nie ocenią sytuacji. Właśnie dlatego krzyczy się: "Pali się! Pożar!", a nie "Ratunku! Bandyci!" świadomie, nieco egoistycznie sprowadzając ryzyko na ruszających na ratunek i zwiększając swoje szanse na przetrwanie.
Zupełnie inna sytuacja jest w domach jednorodzinnych. Wbrew pozorom kradzieże na śpiocha nie są jakąś całkowicie marginalną kategorią włamań. Oczywiście jest opcja zamknięcia się w jakimś bezpiecznym pomieszczeniu i liczenie na to, że jak już ukradną wystraczająco dużo to odejdą nie stwarzając większego zagrożenia mieszkańcom. Problem tylko taki że najczęściej w przypadku jakiegoś hałasu mieszkańcy zaczynają od sprawdzenia co się dzieje i tu jest krytyczny moment, czyli spotkanie twarzą w twarz z włamywaczem. Sytuacja może się wymknąć spod kontroli i zdarzenia mogą się potoczyć w trudny do przewidzenia sposób. Na szybki przyjazd policji naprawdę nie ma co liczyć (wielokrotnie testowane i często opisywane). Może gdzieś po 15-20 minutach. Świetnie sprawdza się prosta metoda czyli uruchomienie alarmu napadowego (pies też jest fajny, kota nie polecam), ale generalnie pewna część mieszkańców chce mieć czym bronić swojego mienia, zdrowia i życia (prawo do samoobrony... o mieniu najczęściej się w nim zapomina). Oczywiście na razie pominę wszelkie absurdy prawne, bo to od zmiany prawa trzeba byłoby zacząć, ale wskażę jedynie, że wszystkie próby liberalizacji przepisów co do udzielenia pozwoleń na broń koncentrowały się właśnie wokół obrony miru domowego. Całkowicie słusznie.
Policja w zasadzie nie udziela zezwoleń na broń do celów ochrony osobistej (łączne liczby pozwoleń na taką broń w rocznych statystkach maleją, a nie rosną). Trzeba być kimś znanym i wpływowym, by się udało (czasami nawet z lewym egzaminem vide Grabarczyk), więc ludzie najczęściej korzystają z furtki, jaką dało zniesienie uznaniowości w przypadku broni do celów kolekcjonerskich. A nie można byłoby po prostu jasno określić właściwego celu? Czy w Polsce trzeba ze wszystkim udawać, że coś jest do czegoś innego niż jest, bo durny przepis blokuje? Zwłaszcza, że jeśli chodzi o broń do celów kolekcjonerskich to nie ma ona większych obwarowań (jedynie nie obejmuje broni szczególnie niebezpiecznej), a w przypadku broni a'la "obiektowej" do obrony miru domowego nikt nie miałby nic przeciwko gdyby jakieś ograniczenia techniczne wprowadzić, jeśli już komuś bardzo by na tym zależało. Było już tyle różnych propozycji, które brzmiały bardzo sensownie, ale nie! Z niewyjaśnionych przyczyn zmusza się ludzi do stosowania wytrychów.
A przecież obronę konieczną można realizować każdą bronią, nawet nielegalnie posiadaną, bo tu nie chodzi o to czym tylko w jakich okolicznościach, które też wymagają zmiany by nie skazywać na dwa lata więzienia rencisty, który w obronie przed napadającym go agresywnym osiłkiem sięgnął po zwykły nóż kuchenny i dźgnął dwa razy (te drugie dźgniecie uznano za przekroczenie granicy obrony koniecznej). Szczęśliwie w drugiej instancji sąd był mądrzejszy.
Ostatnia sprawa, pozwolenie na broń można w Polsce tak łatwo odebrać, albo zawiesić, że w sumie wystarczy zwykły donos (np. że ktoś nadużywa alkoholu), by zafundować komuś kilka upierdliwych tygodni z bronią w depozycie. To naprawdę fascynujące, że żyjemy w kraju pomieszania z poplątaniem, gdzie z jednej strony przepisy co do broni powtarzalnej rozdzielnego ładowania są bardziej liberalne niż np. w Niemczech, a co do broni białej to nawet bardziej liberalne niż w niektórych stanach USA, a z drugiej strony komplikuje się proste rzeczy stosując nieprzystającą do niczego, wręcz absurdalną argumentację i posiadaczy rewolwerów na gumowe kulki lub hukowców na naboje 9mm traktuje jako "niebezpiecznych przestępców" posiadających nielegalnie broń... którą nabyli w sklepie mającym nadal ważną koncesję i nadal taką broń sprzedającym. Nikt tego burdelu nie chce uporządkować.