Skąd pomysł że jesteśmy "wyborcami PiS-u"?
Jesteście potencjalnymi wyborcami PiS-u. Nie musisz na PiS głosować, by być jego potencjalnym wyborcą. Wystarczy, że spełniasz określone warunki.
Np. zdecydowana większość wyborców Kukiza była i jest potencjalnymi wyborcami PiS. Także część wyborców Konfederacji (choć już znacznie mniejsza niż Kukiza) jest potencjalnymi wyborcami PiS. I aby było ciekawiej, także część wyborców lewicy (ta skrajna na lewo) a nawet PSL (choć tu już w bardzo ograniczonym stopniu).
Prawdziwą tragedią jest jednak to, że PO straciło władzę, a wy zostaliście. Po prostu rzygam systemem politycznym w którym politycy dla swojej wygody przerabiają rodaków na dwa wrogie plemiona Hutu i Tutsi.
Błąd w rozumowaniu Peceed. Wynikający pewno z "symetrystycznych" zapędów (to też argument, że jesteś potencjalnym wyborcą PiS, gdyż każdy symetrysta takim w zasadzie był/jest). Dzieli TYLKO i WYŁĄCZNIE PiS, gdyż jest to tylko w interesie PiS. To PiS chce budować państwo autorytarne. W jego interesie jest głęboki podział społeczeństwa a nie w interesie ugrupowań, które chcą utrzymać demokrację. Gdyż jeżeli chce się państwa autorytarnego, niedemokratycznego, to z przeciwnikami politycznymi nie chce się rozmawiać - chce się ich zniszczyć. Opowiadając się za demokracją, musisz przyjąć, że ludzie mający poglądy w opozycji do twoich, będą funkcjonować. Co w praktyce oznacza, że będziesz musiał z nimi mniej lub bardziej współpracować. Głębokie podziały będą taką współpracę utrudniać - nie mają więc sensu. Są w interesie tylko tych, którzy chcą zmieniać ustrój na niedemokratyczny. PiS i tak nie ma zdolności koalicyjnych, bo mieć nie może. Ktoś kto chce samowładnie rządzić całym krajem nie będzie tolerował partnerów u władzy. Więc podziały się opłacają - cementują swój elektorat. Tak to działa.
M.in. dlatego symetryści obiektywnie działają na korzyść PiS. Dzieląc bowiem winę na wszystkich w jakimś stopniu zdejmują ją z PiS. Średnia z prawdy i kłamstwa nadal jest kłamstwem.
A do kogo?
Zakładam, że ktoś jeszcze to czyta.
Uuuuu, wraca psychoanaliza i dobre rady.
Cały czas jest obecna. I nie chcę zapeszać, ale odnoszę wrażenie, że jakieś efekty do się zauważyć. Chamstwa z Twojej strony jest jakby trochę mniej. Co oczywiście niczego nie przesądza. I o czym za bardzo nie chcę pisać, bo znając Ciebie za chwilę możesz starać się udowodnić, że się mylę.
No i przykład. Załóżmy, że ktoś ma 160 tysięcy złotych...
Przykład jest zły i nie na temat. Gdyż nie wspominałem, że trzymałem pieniądze na lokacie oprocentowanej ujemnie - ma się więc nijak do dyskusji. Takową lokatę wspomniałem na twoje uwagi, konkretnie zaś gdy napisałeś, że: "To co w następstwie umowy otrzymujesz ponad włożony kapitał jest Twoim zyskiem...". Tu nie otrzymują "ponad". Godzę się, że na przechowywaniu coś stracę.
Cytat na potwierdzenie.
Proszę: "Wystarczy inwestować. Kto nie ryzykuje szampana nie pije." W połączeniu z kolejnymi komentarzami (dużo miejsca zajęłoby ich cytowanie) - kpisz z tych, którzy trzymają pieniądze w banku. Tymczasem zwykły ciułacz nie musi inwestować by "pić szampana". Wystarczy że zarabia. A zarobione pieniądze przechowuje w banku.
Pisałeś
Wśród wielu ludzi powszechne jest mylenie spadku siły nabywczej pieniądza z utratą pieniędzy...
Ale spadek siły nabywczej pieniądza oznacza stratę. Jak by to nie nazwać. Odwołujesz się do wartości nominalnej, ale z kontekstu dyskusji jednoznacznie wynika, że chodzi o wartość realną naszych zarobków i oszczędności. Adrianowi M. wykazałem, że nasze przeciętne zarobki w okresie rządów PiS, choć nominalnie wzrosły imponująco, realnie (i do wartości realnej się odwołuję) wzrosły niewiele, 2,5-3 razy mniej niż nasze zarobki w okresie 2007-2015. Przy czym ich realna wartość cały czas spada i gdy przyjdzie koniec drugiej kadencji PiS, może się okazać, że realnie zarabiamy mniej - siła nabywcza naszych zarobków jest mniejsza niż w 2015 roku. I tak zapewne będzie, bo do tego prowadzi inflacja.
Zważ też, że za ten stan rzeczy nie obwiniam banki komercyjne, tylko rząd i NBP. Wysuwając hipotezę, że działając w porozumieniu z NBP, rząd poszedł w inflację z premedytacją. Co oznacza ograbienie obywateli z części oszczędności. Bo o to m.in. chodziło (oraz o zmniejszenie pochopnie podjętych zobowiązań i zwiększenie dochodów budżetowych).
Jeżeli straciłem kasę o której wspomniałem, to nie banki obwiniam, ale państwo i NBP. I mam ku temu powody. Twoje wywody dotyczące zaś tego, że na lokatach się "nie traci", pomijając to, że na lokatach oprocentowanych ujemnie się jednak traci (i nominalnie i realnie, chyba, że jest deflacja), nie mają tu zastosowania. A już szczególnie w charakterze kpin.
Gdybym był tobą, to napisałbym, że manipulujesz. Ale nie jestem, więc co najwyżej napiszę, że ratując się starasz się "łapać za słówka" lub po prostu nie zrozumiałeś problemu.
Mylisz kompletnie funkcję lokat z funkcją rachunków bieżących...
Nie mylę. Lokaty są różne, różnią się także dostępnością, co ma wpływ na oprocentowanie. W tej chwili zresztą ma to znaczenie drugorzędne, gdyż i tak, trzymając w banku traci się na realnej wartości tych lokat. A o to tu chodzi. Więcej, traci się także lokując pieniądze w inny sposób. Szybciej też można stracić na inwestycjach. Generalnie, inflacja przynosi straty większości, gdyż do tego się sprowadza - jest efektem życia ponad stan (zmiany realiów powodujących, że żyjemy ponad stan) i sprowadza wszystko do stanu realnego. A to oznacza, że będzie boleć i wszyscy (a w każdym razie zdecydowana większość) stracą. Otwartym jest tylko kto więcej, kto mniej.
I do tego sprawa się sprowadza.
No cóż, jak się przespało lekcje podczas której uczono, że są takie sytuacje, gdy zamiast bierności trzeba podjąć działanie to trudno.
Pytałeś się gdzie kpisz - tu kolejny przykład. I znów, nie ze mnie tylko z osób, którzy tą "bierność" wykazali. A takich jest zdecydowana większość. Przy czym znów piszesz takie rzeczy, choć sam przyznałeś, że nic nie wiesz o tych moich stratach itd. Czyli nie wiesz, przyznajesz że nie wiesz, ale piszesz i kpisz. I znów tracisz okazję by milczeć. Tu akurat wiele się nie nauczyłeś.
Skoro wątek i tak dawno przestał być o zakupach...
Uwaga słuszna. I na tyle ile mogłem wątki poboczne starałem się łączyć z zakupami. Kwestie ekonomiczne bowiem są tu istotne, gdyż skala tych zakupów (planów) jest tak duża, iż sądząc po naszej sytuacji gospodarczej, jest absolutnie nierealna - stąd i ten wątek gospodarczy. Gdyby zaś jakimś cudem te zakupy rzeczywiście zrealizowano, skutki dla naszej gospodarki i stanu finansów publicznych mogłyby być fatalne. Stąd wniosek, że te czołgi, haubice itd. to tylko kolejne promy, samochody elektryczne i mieszkania. I jest to tym razem wniosek, powiedziałbym że w jakiś sposób optymistyczny.