Jak widać, wszystko sprowadza się do polityki. Zakupy uzbrojenia, czy polityka obronna także (w końcu "polityka obronna" to też "polityka"). Takie życie...
Mieliśmy zginąć po 4, potem po 8 latach PiS, a teraz po 12.
Giniemy po kawałku. Jest taka przypowieść o 7 krowach tłustych i 7 chudych, z której wynika morał - że w dobrych czasach należy przygotowywać się na czasy złe. Otóż te pierwsze 4 lata to były dobre czasy. Które dla PiS szczęśliwie przypadły na okres ich rządów. I które zostały przejedzone. I to był pierwszy krok do "zginięcia", bo gdy przyszły w kolejnych 4 latach gorsze czasy, zostaliśmy goli i weseli. Za co teraz płacimy. A jeżeli PiS będzie rządził kolejne 4 lata (co jest coraz mniej prawdopodobne, ale nie niemożliwe, gdyż głupców lub ludzi naiwnych jest, jak to łatwo zauważyć, wielu) to się już na pewno nie pozbieramy. Z polexitem włącznie.
W polityce konsekwencje takich czy innych działań można łatwo przewidzieć. Tak jak w ekonomii. Są "wzory" do których wystarczy podstawić fakty jako dane i otrzymamy wynik. Z tym, że nie będziemy wiedzieli dokładnie kiedy i w jakiej skali dojdzie do wskazanego efektu. Konsekwencje tego co jest łatwo można było przewidzieć już w grudniu 2015 roku (konsekwencje polityczne) i w 2016 roku (konsekwencje gospodarcze). Dziwię się, że ktoś tu jest czymkolwiek zaskoczony.
Przez co dożywotnio stracili wyborcę.
W polityce jest taka zasada: politycy są dokładnie tacy jak ich wyborcy i zachowują się zgodnie z ich oczekiwaniami. Ale gdy zaczyna dziać się źle, to winę zwala się na polityków. Choć przecież to wyborcy ich wybrali i to oni chcieli tego co robili politycy. Oczywiście "wina" jest nie tylko po stronie wyborców, ale co najmniej 50 % - jak najbardziej (a pewno znacznie więcej).
Mało kto jednak gotów jest uderzyć się w pierś i powiedzieć - moja wina, byłem głupcem/frajerem/naiwniakiem. Więc winę w całości zrzuca się na polityków, choć ich wina jest tylko częściowa i nie pierwszorzędna. W końcu, jeśli jakiś polityk jest głupcem, to czy to jest jego wina? Taki się urodził. Pytanie - kto go wybrał?!
W tym przypadku, jeżeli w 2015 roku część osób, które wcześniej zagłosowało na PO, porzuciło tę partię na rzecz PiS lub Kukiza, to nawet gdy zorientuje się, że postąpili głupio, nigdy się do tego nie przyzna. I stąd nigdy (w ogromnej większości) na PO powtórnie nie zagłosuje. Bo wówczas ludzie ci musieliby sami przed sobą przyznać się, że popełnili duży błąd i okazali się po prostu frajerami. Tak to działa. I nie ja to wymyśliłem - w politologii to znana prawidłowość.
To trochę tak samo jak z ofiarami oszustw, szczególnie szytych grubymi nićmi. Część ludzi takowych nie zgłasza, bo wstydzi się, że dali się tak łatwo oszukać i okazali się tak naiwni. Działają podobne mechanizmy.
Więc jest bardzo prawdopodobne, że rzeczywiście po 2015 roku PO straciło część swych wyborców "na zawsze". To są naturalne reakcje wyborców. Aczkolwiek więcej świadczy to o wyborcach niż danych ugrupowaniach (bo ta zasada dotyczy oczywiście każdego ugrupowania).
jak sobie tylko pomyślę o jakichś egzotycznych koalicjach ...
Koalicje będą "egzotyczne", gdyż opozycja jest różna, w niektórych sprawach skrajnie. A łączy ją tylko chęć utrzymania demokracji i praworządnego państwa (co zresztą wychodzi na jedno). Po ewentualnych zwycięstwie zaczną się szybko tarcia i problemy - to oczywiste (szczególnie w kwestiach gospodarczych, częściowo w światopoglądowych, choć tu raczej nie przewidują różnic nie do przezwyciężenia). W przypadku zwycięstwa PiS, będziemy bowiem mieli autorytaryzm i w perspektywie (być może krótkiej) polexit. A tego partie opozycyjne nie chcą. I głównie to je jednoczy. Jeśli więc kogoś drażni "egzotyczna koalicja" wybór będzie oczywisty.
Jakoś przywykłem do tego tak samo jak do tego, że kanapy kierują rakiety w Polskę.
Znasz przepis na to jak ugotować żabę na żywca? Do wrzątku wrzucać jej nie należy, bo może się jej udać wyskoczyć. Trzeba wodę podgrzewać tak, by tego nie zauważyła. I się przyzwyczaiła do tego, że woda jest coraz cieplejsza.
że to peło buduje te sufity
Sufity istnieją obiektywnie. A robienie polityki polega na tym, że się do nich należy dostosować. Co nie znaczy, że sufitu przebić się nie da. Ale nie waląc w niego głową.
ale zdecydowanie wolę politykę "ciepłej wody w kranie"
Bo dobra polityka jest nudna jak flaki z olejem - taka "ciepła woda" w kranie. Polega na zawieraniu kompromisów (przez co nie da się spełnić wszystkiego co się obiecało - i dobrze, bo to zazwyczaj nie każdemu pasuje), dogadywaniu się w wielu kwestiach i mozolnego dopracowywania szczegółów, które mało kogo interesują (więc dla ogromnej większości są nudne).
Stąd m.im. chińskie przekleństwo "obyś żył w ciekawych czasach".
Dobra polityka nie polega na tym, że z dnia na dzień kupuje się masę uzbrojenia nie wiadomo na jakich zasadach i w dużym stopniu nie wiadomo do końca jakiego i po co. Nie wspominając już, że nie wiadomo czym się za to zapłaci i jakie to będzie miało konsekwencje. Robi się to stopniowo, negocjując i starając się dostosować zakupy do wcześniejszych planów wyznaczających priorytety. Ja tego w przypadku naszych zakupów zupełnie nie widzę. Ale skoro to się przeciętnemu wyborcy (a przynajmniej części) podoba, to dlaczego rządzący mają tak nie postępować? Jeśli ludzie nie łączą tego z inflacją (i z tym, że takie zakupy mogą mieć działanie proinflacyjne, tudzież osłabią złotówkę) to czemu ktoś kto rządzi ma się takimi "drobiazgami" przejmować?