Japońska wojna podwodna po raz enty

Okręty Wojenne lat 1905-1945

Moderatorzy: crolick, Marmik

Baca
Posty: 27
Rejestracja: 2014-04-23, 18:59

Japońska wojna podwodna po raz enty

Post autor: Baca »

Witajcie.

Od jakiegoś czasu ponownie wróciłem do tematu japońskiej wojny podwodnej 1941-45 i właściwie to im głębiej wchodzę w kilka tematów tym więcej widzę niejasności. Oto kilka:


1.Atak Ro-110 14.XII.1943r. na Daisy Moller. Okręt miał zaatakować idący w konwoju statek lecz zaraz potem oberwali w kiosk taranem od innego nie dostrzeżonego frachtowca. Usłyszano jakieś wybuchy i zapisano prawdopodobne zatopienie. Inna wersja mówi o tym, że Ro-110 zatopił statek i następnie załoga dokonała rozwałki ocalałych.Ttutaj kilka rzeczy się nie trzyma kupy. Statek idący w konwoju trafiony i zatopiony nie jest nijak niezwykłe ale już późniejsza rozwałka wydaje się być bez sensu. Wynurzać okręt w pobliżu eskorty tylko po to by postrzelać sobie w gajinów brzmi absurdalnie aczkolwiek nie jest to niemożliwe patrząc na działania I-45 przeciwko USS Eversole. Poza tym dowódca Ro-110 milczał na temat tej akcji a biorąc pod uwagę jak "sympatyczni" bywali japońscy podwodniacy wątpliwe by ukrywał ten fakt. Nasuwa się kilka możliwości:

- Ro-110 zatopił Daisy Moller, następnie zaczęto metodyczną rozwałkę ( raczej bez sensu z racji na odniesione uszkodzenia, które wydaje się, że były bardzo poważne ),
- Ro-110 zatopił Daisy Moller w konwoju, załoganci rozproszyli się i większość zmarła z wycieńczenia w następnych dniach. Może sprawę wymyślono by odstraszać hindusów od sympatii do Japonii bądż w celach propagandowych, ( Patrząc jak mocarstwa rozgrywały między sobą chociażby sprawę Zbrodni Katyńskiej albo zwykłego skucia jeńców kanadyjskich po Dieppe nie brzmi to jakoś całkowicie niedorzecznie )
- Ro-110 zaatakował jakiś inny statek, słyszane wybuchy były odgłosami końca biegu torped, nic nie trafiono a Daisy Moller zatopił ktoś inny i kto inny też zabijał załogantów. Przy okazji dane dotyczące ataków dokonanych przez inny o.p. nie zachowały się ( być może kwerenda kto wtedy polował na Oceanie Indyjskim dała by potencjalną odpowiedź )
- dane Ro-110 są zupełnie nieprawdziwe, uszkodzenia odnieśli w innych okolicznościach a sprawę z taranem wymyślono by uniknąć konsekwencji innej, niebojowej i być może kompromitującej kolizji.



2. Utracenie I-73 i I-23. Jak wiadomo I-23 w literaturze uznawany jest za zaginiony bez podania przyczyny co sugeruje wypadek ( biorąc pod uwagę, że kilka japońskich o.p zatonęło na skutek usterki lub pomyłki w obsłudze nie brzmi to jakoś niewiarygodnie ) I-73 oficjalnie zaliczono na konto USS Gudgeon aczkolwiek różnica odległości wydaje się być dosyć znaczna podczas gdy inna z wersji mówi o utracie w ataku amerykańskiego niszczyciela i trałowca. Czy wiadomo coś więcej na temat tej akcji ZOP i jak bardzo jest to wiarygodne?



3.Kiosk I-27 w czasie Sydney. Niedawno w moje łapska wpadł japoński album modelarski poświęcony ichnim o.p. "IJN Small Ship Visual Guide 3: Submarine Edition", gdzie autor pokazuje różne warianty okrętów podwodnych, ich modyfikacje, jak co zrobić, co z czego przerobić itp. Generalnie ciekawy materiał. Dobra, wiem, że pism modelarskich w żaden sposób nie wolno traktować zbyt poważnie jednak kilka rzeczy jakie tam znalazłem ( tekst jest dwujęzyczny, z japońskim pomógł mi tłumacz wizualny z googla i książka wydaje się być serio wartościowa nawet jak ktoś nie klei :wink: ) naprawdę mnie poważnie zaskoczyło i było rzeczywistym odkryciem. Dawno temu czytałem jakoby część okrętów typu B miała mieć przeniesione działo 140mm z rufy na dziób, co wydawało by się dziwne bo oznaczało by to usunięcie wodnosamolotu lub przeniesienie katapulty na rufę ( jak chociażby w typie J2 czy J3 ) Także zawsze wydawało mi się, że I-27 oraz utracony w drodze I-28 miały rufowe działo 140mm zdemontowane a w ich miejsce zamontowane Kohyoteki podczas rajdu na Sydney. Jest pełno obrazów i grafik przedstawiających ten wprowadzony ad hoc wariant. Kilku producentów modelarskich także wykonało swoje miniaturki w tej samej konwencji. Wiem, że nie wolno tego traktować za bardzo serio ale to co poniżej przedstawił autor albumu jest zastanawiające

Tu pojawia się problem bo autor sugeruje, że to właśnie I-27 miał mieć do akcji w Sydney usunięte tylne 140mm, usunięty hangar i katapultę dla wodnosamolotu, zamontowane Kohyoteki na rufie i 140mm na dziobie wraz z nadburciem i falochronem jak chociażby na typie C.

Wersję o dziobowym 140mm na pojedynczym lub dwóch egzemplarzach B1 słyszałem kiedyś jako dotyczącą na pewno I-17. Może więc w tej plotce było jednak coś więcej i to był po prostu "czeski błąd" - 17 i 27 przy szybkim pisaniu mogłyby niby się jakoś zlewać, tak jak 18 i 28.
► Pokaż Spoiler
Bardzo mnie to zastanawia bo są dwie możliwości. Autor "nowy" kiosk I-27 spod Sydney wziął z IDzD ( mimo wszystko nie sądzę by było to czyste sf ) i nie powinno się do tego przykładać wagi. Autor miał dostęp do ichniej ultrabogatej literatury, z której tłumaczony jest może ułamek i właśnie przedstawił coś prawdziwego?


4.Utracenie I-181.

Czytam na temat akcji kutrów torpedowych w połowie stycznia 1944roku w której miał zostać zatopiony I-181 i coś mi tu wyraźnie nie skleja. Kuter torpedowy bez urządzeń nasłuchowych czy sonaru zrzuca sobie pardon za wyrażenie "na pałę" dwie b.g, potem słyszą jeszcze trzeci wybuch, lecz po przeszukiwaniach akwenu żadnych szczątków nie odnaleziono. Nie wiadomo czym był ten trzeci wybuch podwodny ( implozja kadłuba, wybuch głowic torpedowych a może po prostu koniec biegu torpedy lub zjawisko geologiczne? ) Akcja i jej przebieg brzmi dziwnie. Ja wiem, że takie cudowne trafienia się zdarzały, jednak ogrom przypadkowości w tej akcji sugeruje mi by jednak mocno powątpiewać w rezultat. Wobec czego, czy istnieje bardziej racjonalna i prawdopodobna teoria na temat zatonięcia I-181?
tom
Posty: 845
Rejestracja: 2011-05-07, 10:52

Japońska wojna podwodna po raz enty

Post autor: tom »

Baca pisze: I-73 oficjalnie zaliczono na konto USS Gudgeon aczkolwiek różnica odległości wydaje się być dosyć znaczna podczas gdy inna z wersji mówi o utracie w ataku amerykańskiego niszczyciela i trałowca. Czy wiadomo coś więcej na temat tej akcji ZOP i jak bardzo jest to wiarygodne?
1600 m to jeszcze odległość, gdy można było trafić. Sęk w tym, że nikt kryształowej kuli tu nie ma i nie jest pewne, czy torpedy Gudgeona zniszczyły cel, czy też przypadkiem nie detonowały przed celem. Np. Wahoo też strzelał w okręt podwodny i wydawało się, że go trafił, a później okazało się, że jednak nie i detonacja nastąpiła za wcześnie. Problem w tym, że różnica jednego dnia miedzy atakiem Gudgeona a następnym wspomnianych amerykańskich jednostkę nawodnych jest na tyle nieduża, że jedno i drugie jest z pozoru prawdopodobne.
Niestety, ale pozycja podawana w przypadku ataku okrętów nawodnych w necie wydaje się totalnie niewiarygodna (musi zawierać błąd), bo choć podają, że to miało miejsce na południe od Pearl Harbor, faktycznie ta pozycja wychodzi daleko na zachód od wyspy Wake (gdy wklepiesz w Google Maps)! W każdym razie te różnice w odległościach pomiędzy tymi dwiema pozycjami (i kierunek) wykluczają, by to miało sens. Do tego HYPO śledziło trasę poruszania się I 73 po kolejnych depeszach, wiec zatopienie go przez Gudgeona wydaje się (przynajmniej mi) bardziej wiarygodne.
tom
Posty: 845
Rejestracja: 2011-05-07, 10:52

Japońska wojna podwodna po raz enty

Post autor: tom »

Co do I 181 też tu można się zastanawiać, aczkolwiek zatopienia małą ilością bomb głębinowych zdarzały się również. Np. kubański ścigacz CS 13 zatopił 15 maja 1943 r. na północny wschód od Hawany niemiecki okręt podwodny U 176 po zrzucie tylko trzech bomb głębinowych, z których ostatnia trafiła, bo ustawiona była najwyraźniej na odpowiednią głębokość 90 m. Po jej zrzucie też nastąpiła dodatkowa silna czwarta eksplozja. W przypadku japońskich okrętów podwodnych takie zatopienie również jest możliwe o tyle bardziej, że były jednostkami znacznie większymi niż niemieckie. Ale wątpliwości można i nawet trzeba mieć. W przypadku ataku na niemiecki U 176 też mieli, bo plamy ropy nie były zbyt wielkie.
No i trzy dni po tym ataku na Japończyka kolejne trzy PT wykryły japoński okręt podwodny na powierzchni i też go później tropiły zrzucając pojedyncze bomby głębinowe bez widocznego rezultatu. Takie wątpliwości rozwiązałoby tylko znalezienie wraku.
Baca
Posty: 27
Rejestracja: 2014-04-23, 18:59

Japońska wojna podwodna po raz enty

Post autor: Baca »

tom pisze:
Baca pisze: I-73 oficjalnie zaliczono na konto USS Gudgeon aczkolwiek różnica odległości wydaje się być dosyć znaczna podczas gdy inna z wersji mówi o utracie w ataku amerykańskiego niszczyciela i trałowca. Czy wiadomo coś więcej na temat tej akcji ZOP i jak bardzo jest to wiarygodne?
1600 m to jeszcze odległość, gdy można było trafić. Sęk w tym, że nikt kryształowej kuli tu nie ma i nie jest pewne, czy torpedy Gudgeona zniszczyły cel, czy też przypadkiem nie detonowały przed celem. Np. Wahoo też strzelał w okręt podwodny i wydawało się, że go trafił, a później okazało się, że jednak nie i detonacja nastąpiła za wcześnie. Problem w tym, że różnica jednego dnia miedzy atakiem Gudgeona a następnym wspomnianych amerykańskich jednostkę nawodnych jest na tyle nieduża, że jedno i drugie jest z pozoru prawdopodobne.
Niestety, ale pozycja podawana w przypadku ataku okrętów nawodnych w necie wydaje się totalnie niewiarygodna (musi zawierać błąd), bo choć podają, że to miało miejsce na południe od Pearl Harbor, faktycznie ta pozycja wychodzi daleko na zachód od wyspy Wake (gdy wklepiesz w Google Maps)! W każdym razie te różnice w odległościach pomiędzy tymi dwiema pozycjami (i kierunek) wykluczają, by to miało sens. Do tego HYPO śledziło trasę poruszania się I 73 po kolejnych depeszach, wiec zatopienie go przez Gudgeona wydaje się (przynajmniej mi) bardziej wiarygodne.
Bardziej chodziło mi o odległość pomiędzy atakiem Gudgeona a rzekomym atakiem Jarvisa. Ja znalazłem takie dane:
Gudgeon - https://geohack.toolforge.org/geohack.p ... I-73%27%27
Jarvis - https://geohack.toolforge.org/geohack.p ... _155_55_W_
To się definitywnie kupy nie trzyma i w jeden dzień by tyle na pewno nie przepłynęli.
I-73 był wysłany pod Hawaje a atak Gudgeona miał miejsce ponad 1,5 tysiąca mil dalej. Opisują, że po trafieniach, ustały odgłosy pracy silników ale szczerze mówiąc słyszałem takie opisy przy wielu nieudanych atakach.

Sprawa I-23 wydaje się być łatwiejsza do wytłumaczenia. Okręt ponad 3 tygodnie wcześniej uszkodzony w nalocie, być może mechanicy czegoś nie spostrzegli lub zbagatelizowali. Okoliczności drugiego zatonięcia pechowego I-33 wskazują na wyjątkowo żenujące zaniedbania. Może się mylę ale gdy patrzę na katastrofy japońskich o.p 1939-45 to zauważyć je można wyraźnie częściej niż w innych krajach. Pomijam tutaj oczywiście Niemcy i ubooty bo to zupełnie inna skala ale porównanie do Royal Navy, USN, Marine Nationale czy Regia Marina zdaje się sugerować, że coś było wyraźnie nie tak. Pomijam tutaj sprawę Sowietów i ich bardzo niskiej kultury technicznej. Do tego można dodać ewentualne pomyłki w klasyfikacji tego co doprowadziło do zatonięcia a co bez analizy wraku jest niemożliwe.
tom pisze: Co do I 181 też tu można się zastanawiać, aczkolwiek zatopienia małą ilością bomb głębinowych zdarzały się również. Np. kubański ścigacz CS 13 zatopił 15 maja 1943 r. na północny wschód od Hawany niemiecki okręt podwodny U 176 po zrzucie tylko trzech bomb głębinowych, z których ostatnia trafiła, bo ustawiona była najwyraźniej na odpowiednią głębokość 90 m. Po jej zrzucie też nastąpiła dodatkowa silna czwarta eksplozja. W przypadku japońskich okrętów podwodnych takie zatopienie również jest możliwe o tyle bardziej, że były jednostkami znacznie większymi niż niemieckie. Ale wątpliwości można i nawet trzeba mieć. W przypadku ataku na niemiecki U 176 też mieli, bo plamy ropy nie były zbyt wielkie.
No i trzy dni po tym ataku na Japończyka kolejne trzy PT wykryły japoński okręt podwodny na powierzchni i też go później tropiły zrzucając pojedyncze bomby głębinowe bez widocznego rezultatu. Takie wątpliwości rozwiązałoby tylko znalezienie wraku.


No tak. Takie super szczęśliwe "strzały" się zdarzały. Po prostu cała ta sprawa mi jakoś nie pasowała. Poza tym chyba była różnica pomiędzy ścigaczem okrętów podwodnych z urządzeniami podsłuchowymi a nie wyposażonymi w takie urządzenia PT-boats, które zdaje b.g. miały nie tylko do działań ASW.
Być może I-181 został uszkodzony w pierwszym ataku a drugi ostatecznie go wykończył lub doprowadził do późniejszego zatonięcia. Dziwna sprawa.
tom
Posty: 845
Rejestracja: 2011-05-07, 10:52

Japońska wojna podwodna po raz enty

Post autor: tom »

Mogło być i tak, że Japończycy "dokończyli się" sami. Jeśli bomby głębinowe uszkodziły okręt tak, że nie było szans na powrót do bazy, to mogli dokonać samozatopienia. A wiadomo co to w podobnym przypadku dla nich oznaczało. Japońskie załogi uczono, że oddawanie się do niewoli to hańba. Wiec mogli zatopić okręt i siebie (wraz z nim) też.
Na stronce www.combinedfleet.com
jest jeszcze jedna hipoteza odnośnie ataku Gudgeona na I 73. Zdaniem niektórych specjalistów amerykańskie torpedy mogły być niewypałem, ale Japończycy spanikowani na skutek ataku mogli popełnić błąd w trakcie zanurzenia alarmowego i nie zamknąć włazu, w efekcie czego poszli na dno.

Dodano po 2 godzinach 24 minutach 54 sekundach:
A na temat Ro 110 i Daisy Moller mam własną hipotezę, ale całkiem sensowną. Nie tak dawno badano wrak USS Grunion. Dawniej uważano, że staranował go japoński statek, ale okazało się, że dramat został spowodowany przez... własną torpedę, która zatoczyła krąg i uderzyła w kiosk, w okolicy peryskopów, co spowodowało, że okręt zatonął. Ta torpeda chyba nawet nie wybuchła, ale dokonała takich szkód, że ściągła go na głębokość krytyczną. Moim zdaniem Ebato mógł ścigać
długo samotny statek (a nie konwój) i gdy odpalił torpedy, jedna z nich mogła zawrócić i uderzyć bez detonacji w jego kiosk, uszkadzając go poważnie i niszcząc jeden z peryskopów. To mogło wyglądać ,jak taranowanie ze strony jednostki drugiej, ale faktycznie jej nie było. Ebato wściekły, że ledwo uszedł z życiem, mógł później wynurzyć okręt koło łodzi ratunkowych tonącego statku i w "rewanżu" za rzekome wcześniejsze staranowanie Ro110 taranować łodzie ratunkowe i ostrzeliwać je. Po tej całej akcji mógł nakazać załodze milczenie, a w dzienniku zapisać, że okrętu wcale w trakcie tej akcji nie wynurzali. To drugie wydaje mi się w ogóle mało prawdopodobne - nie wynurzyliby okrętu z uszkodzonym kioskiem? Musieliby przecież sprawdzić przynajmniej skalę szkód.
Co prawda na www.combinedfleet.com także są sugestie japońskich historyków, że atak na Daisy Moller mógł wykonać inny japoński okręt, ale coś trudno mi w to uwierzyć. Ten "inny" okręt też przecież raportowałby atak na statek.
Baca
Posty: 27
Rejestracja: 2014-04-23, 18:59

Japońska wojna podwodna po raz enty

Post autor: Baca »

Zdaje się, że japoński garnizon na Papui raportował walkę okrętu podwodnego z niszczycielem i kutrami torpedowymi. Pytanie tylko co widzieli? Cieśnina Witiaz te kilkanaście mil szerokości ma. Właściwie to jest jeszcze kilka możliwości. Okręt uszkodzony, nie nadający się do użytku i na dodatek ze zniszczonym/uszkodzonym radiem. Ewakuują się, tylko potem giną w wodzie przy próbie dojścia do swoich. Takich historii na okrętach nawodnych od setek lat było mnóstwo więc nie brzmi to jakoś niemożliwie. Tak czy siak, sprawa jest chyba zupełnie nie do rozwiązania bez dodatkowych danych.

Twoja teoria brzmi logicznie jednak jest w niej jedna rzecz, która mi nie pasuje, być może tylko pozornie. Dowódcy japońskich o.p. o ile pamiętam mieli otwarcie nakazywane by zabijać ocalałych i były to przypadki dosyć liczne na Oceanie Indyjskim. Nawet później i na innym akwenie I-45 zapewne by przetrwał gdyby nie pozostawanie zbyt długo w rejonie zatopionego USS Eversole i strzelanie do ocalałych. T.Ariizumi po swoich "ścieżkach zdrowia" na I-8 dosyć mocno awansował więc czemu by Ebato miał to w ogóle ukrywać? Byli zajęci innymi rzeczami, mieli dużo większy problem i o takim "incydencie" zwyczajnie zapomnieli? Możliwe. Niemniej, Twoje przypuszczenia układają się w logiczną całość. Pardon moje może dziwne skojarzenie ale takie uderzenie torpedy można by niejako porównać do uderzenia jadącej półciężarówki ( prędkość i masa ) na lądzie więc szkody mogły być ogromne od samego uderzenia.

Na Oceanie Indyjskim utrzymywano wtedy jeszcze pewne siły, które nieznacznie zostały nadwątlone przez Royal Navy ( zatopienie I-27, I-30, I-34, I-166 ) Lista okrętów podwodnych działających na tamtym akwenie w Grudniu 1943 roku nie wydaje się być długa. Z okrętów jakie tam działały praktycznie wszystkie zatopiono w toku późniejszych działań na Pacyfiku więc może po prostu nie zachowały się dane? Wszakże pod koniec wojny spłonęła ogromna część archiwów. A co jeśli to nie Ro-110 atakował a Uboot? Grupa Monsun już wtedy w niewielkiej liczbie działała.
tom
Posty: 845
Rejestracja: 2011-05-07, 10:52

Japońska wojna podwodna po raz enty

Post autor: tom »

Baca pisze: Dowódcy japońskich o.p. o ile pamiętam mieli otwarcie nakazywane by zabijać ocalałych i były to przypadki dosyć liczne na Oceanie Indyjskim. Nawet później i na innym akwenie I-45 zapewne by przetrwał gdyby nie pozostawanie zbyt długo w rejonie zatopionego USS Eversole i strzelanie do ocalałych. T.Ariizumi po swoich "ścieżkach zdrowia" na I-8 dosyć mocno awansował więc czemu by Ebato miał to w ogóle ukrywać?
Zastanawiam się tylko, czy wszyscy dowódcy japońskich okrętów podwodnych byli tacy otwarci w odsłanianiu swoich zbrodniczych czynów. Jeśli np. Ariizumi i jemu podobni już wcześniej podjęli decyzję, że razie klęski wojennej Cesarstwa popełnią samobójstwo, to w zasadzie było im wszystko jedno. Ale jakiś procent japońskich podwodniaków chciał chyba jednak przeżyć wojnę, a wtedy musieliby mieć na wszelki wypadek "czyste konto" (przynajmniej w dokumentach), bo zdawali sobie sprawę, że Alianci będą szukać zbrodniarzy wojennych. Nie wiem do jakich dowódców zaliczyć Ebato. Jeśli tak się zarzekał, że okrętu nie wynurzał, to jest jedna rzecz, która mogła go "wsypać". Jeśli zużył sporo amunicji na strzelanie z kaemów do łodzi, to musiał ją uzupełnić w bazie i gdyby ocalał jakiś dokumentowy zapis o tym, to mogła być mocna poszlaka, że łgał. Nie wiem zresztą, czy nawet Ariizumi opisywał swoje zbrodnicze akcje w dzienniku tak, jak one rzeczywiście wyglądały i czy dostali jakieś rozkazy pod tym katem, by coś "przerabiać".
tom
Posty: 845
Rejestracja: 2011-05-07, 10:52

Japońska wojna podwodna po raz enty

Post autor: tom »

Prócz tego te znane zbrodnicze akcje dowódców japońskich okrętów podwodnych zaczynają się chyba od Ebato. Możliwe, że to w grudniu 1943 r. nie było ustalonym jeszcze "kanonem" postępowania jak później w 1944 r., stąd Ebato mógł nie wiedzieć, czy jego zbrodnicza "inicjatywa" spotka się z aprobatą przełożonych.
Baca
Posty: 27
Rejestracja: 2014-04-23, 18:59

Japońska wojna podwodna po raz enty

Post autor: Baca »

tom pisze:
Baca pisze: Dowódcy japońskich o.p. o ile pamiętam mieli otwarcie nakazywane by zabijać ocalałych i były to przypadki dosyć liczne na Oceanie Indyjskim. Nawet później i na innym akwenie I-45 zapewne by przetrwał gdyby nie pozostawanie zbyt długo w rejonie zatopionego USS Eversole i strzelanie do ocalałych. T.Ariizumi po swoich "ścieżkach zdrowia" na I-8 dosyć mocno awansował więc czemu by Ebato miał to w ogóle ukrywać?
Zastanawiam się tylko, czy wszyscy dowódcy japońskich okrętów podwodnych byli tacy otwarci w odsłanianiu swoich zbrodniczych czynów. Jeśli np. Ariizumi i jemu podobni już wcześniej podjęli decyzję, że razie klęski wojennej Cesarstwa popełnią samobójstwo, to w zasadzie było im wszystko jedno. Ale jakiś procent japońskich podwodniaków chciał chyba jednak przeżyć wojnę, a wtedy musieliby mieć na wszelki wypadek "czyste konto" (przynajmniej w dokumentach), bo zdawali sobie sprawę, że Alianci będą szukać zbrodniarzy wojennych. Nie wiem do jakich dowódców zaliczyć Ebato. Jeśli tak się zarzekał, że okrętu nie wynurzał, to jest jedna rzecz, która mogła go "wsypać". Jeśli zużył sporo amunicji na strzelanie z kaemów do łodzi, to musiał ją uzupełnić w bazie i gdyby ocalał jakiś dokumentowy zapis o tym, to mogła być mocna poszlaka, że łgał. Nie wiem zresztą, czy nawet Ariizumi opisywał swoje zbrodnicze akcje w dzienniku tak, jak one rzeczywiście wyglądały i czy dostali jakieś rozkazy pod tym katem, by coś "przerabiać".
To ma sens. Niewielkie zużycie amunicji można by jeszcze wytłumaczyć ćwiczeniami strzeleckimi ( bo pewnie coś takiego organizowano dla zasady na spokojniejszych wodach ) ale na większą skalę to zapewne wymagało by grubszego fałszowania.

Poza Nakagawą i ocalałymi marynarzami z I-8 nie pamiętam by któregoś z podwodniaków po wojnie ( licząc tych co przeżyli wojnę ) spotkały jakieś większe nieprzyjemności. Zresztą nawet on odsiedział ledwo kilka lat i wyszedł na wolność.
tom pisze: Prócz tego te znane zbrodnicze akcje dowódców japońskich okrętów podwodnych zaczynają się chyba od Ebato. Możliwe, że to w grudniu 1943 r. nie było ustalonym jeszcze "kanonem" postępowania jak później w 1944 r., stąd Ebato mógł nie wiedzieć, czy jego zbrodnicza "inicjatywa" spotka się z aprobatą przełożonych.
Faktycznie. Przeszperałem dane dotyczące innych przypadków i wygląda na to, że to stało się to jednak normą dopiero na początku 1944r. i w ogromnej części tylko na Oceanie Indyjskim. Oczywiście, nie oznacza to, że wcześniej nie było takich przypadków ( I-10 vs Donerail 9.XII.1941r.), niemniej zachowanie japońskich podwodniaków przed 1944 wydaje się być dużo bardziej cywilizowane i humanitarne. Z drugiej strony poza Ariizumim czyniło tak ledwo kilku dowódców jak Nakagawa Hajime czy Kusaka Toshio ale nikt z nich nie uczynił z tego makabrycznego "spektaklu" jak Ariizumi.

Twoja wersja dotycząca Ro-110 jest teraz spójna i ma sens. Rzekomy taran miał nastąpić kilka sekund po trafieniu torped co biorąc pod uwagę "kółko" jakie musiała by zatoczyć wadliwa torpeda powinno zgrać się w czasie. Na Ro-110 nie widzieli co to było ( tylko czy nie śledzono biegu torped szumonamiernikiem by uniknąć "wpadki"? ) Torpeda uderzeniem demoluje kiosk ale nie następuje detonacja. Okręt ma problem ale załoga opanowuje sytuację. Następnie zdenerwowani tym, że ledwo uszli z życiem, mszczą się na załodze Daisy Moller ale nie wiedzą jaka będzie reakcja dowództwa na to więc sprawę najzwyczajniej pomijają. Ro-110 istnieje jeszcze 2,5 miesiąca, załoga ginie i ci, którzy mogli by coś plotkować są martwi. Zresztą sama załoga jak na warunki japońskie nie jest zbyt liczna bo i sam typ Kaisho to taki odpowiednik "siódemki" czy U-class. Ewentualni japońscy świadkowie lub plotkujący spoza załogi Ro-110 giną potem w trakcie działań i tak sprawa "umiera" samoistnie.
tom
Posty: 845
Rejestracja: 2011-05-07, 10:52

Japońska wojna podwodna po raz enty

Post autor: tom »

Baca pisze: Na Ro-110 nie widzieli co to było ( tylko czy nie śledzono biegu torped szumonamiernikiem by uniknąć "wpadki"? )
Też się nad tym zastanawiałem, bo na okrętach amerykańskich czasami ostrzegali w porę dowódcę, że wadliwa torpeda zawraca. Nie wiem czy podsłuch japoński był gorszy niż na amerykańskich OP i czy zawsze podwodniakom udawało się w porę wykryć "zakręt" torpedy. Możliwe, że czasami to się nie udawało. Drugim wytłumaczeniem może być okresowa awaria podsłuchu, ale czy wtedy na RO 110 nastąpiła- tego bez danych z dziennika nie będziemy wiedzieć.
ODPOWIEDZ