"Wprost"
Dokumenty CBA potwierdzają istnienie Grupy Trzymającej Stocznie
2009-10-11 20:36
"Wprost" dotarł do informacji CBA, przesłanej najważniejszym osobom w państwie 5 i 9 października 2009 w sprawie nieprawidłowości przy sprzedaży majątku stoczni gdyńskiej i szczecińskiej. Urzędnicy Agencji Rozwoju Przemysłu S.A., podległego ministerstwu Aleksandra Grada „czynili wszystko co w ich mocy, aby zapewnić zwycięstwo w przetargach (na odkupienie majątku stoczni gdyńskiej i szczecińskiej – rzyp. red.) wybranemu przez siebie inwestorowi Stiching Particulier Fonds Greenrights (znanemu potocznie Katarczykami – przyp red.)”, wynika z dokumentów, jakie na ręce Donalda Tuska złożył Mariusz Kamiński.
„Działania te prowadzone były nie tylko wbrew interesom ekonomicznym państwa, ale również wbrew zdrowemu rozsądkowi, co zostanie dalej wykazane" – pisze w raporcie do szefa rządu Kamiński. Raport zawiera między innymi zapisy rozmów telefonicznych Wojciecha Dąbrowskiego, szefa ARP z jego zastępcą Jackiem Goszczyńskim (zaufanym człowiekiem Aleksandra Grada, który kiedyś był dyrektorem Departamentu Nadzoru Właścicielskiego i Prywatyzacji I w resorcie skarbu).
„Uprzywilejowane traktowanie jednego z oferentów uwidoczniło się już na etapie czynności wstępnych, obejmujących rejestrację podmiotów zamierzających wziąć udział w przetargu" – mówi raport CBA. Przetarg na majątek stoczni ogłoszono 16 marca 2009 roku. Podmioty zainteresowane przystąpieniem do niego, miały do 30 kwietnia złożyć oświadczenie rejestracyjne i wpłacić wadium. Katarczycy nie wpłacili pieniędzy w terminie. Czas przelewu i przewalutowanie trwały do 8 maja. Katarczycy nie zostali jednak wykluczeni z przetargu. 7 maja ogłoszono przedłużenie terminu wpłaty wadium właśnie do 8 maja.
30 kwietnia, w dniu w którym wadium miało znaleźć się na koncie zarządcy kompensacji, Wojciech Dąbrowski, szef ARP rozmawiał z jednym ze swych pracowników (prawdopodobnie Piotrem S., dyrektorem oddziału warszawskiego ARP). S. informował swojego przełożonego:
- „Jest oświadczenie od przyjaciół, ale nie ma kasy i może nie być – niech oni prześlą potwierdzenie przelewu, niech prześlą faks z dowodem nadania kasy",
oraz:
- Jest drugi problem też taki no kurwa niech oni by przesłali potwierdzenie przelewu, by potem bank był w stanie zaksięgować to z dzisiejszą datą, ja się po prostu boję, że będą nieprzyjaciele, rozumiesz… Niech oni by dzisiaj faks nadali z dowodem wysłania tych środków, to dla nas jest jakimś argumentem później, nie, nawet jak to wadium, my próbowaliśmy dzwonić do tego Japa, prokurenta, ale on twierdzi, ze biuro zamknięte itd., ja nie wiem, czy tego wyżej nie trzeba, ja nie wiem, czy Jacek (Goszczyński – przyp. red.), czy ty zadzwonić, ja nie chcę wiesz… ale tu po prostu chodzi informacja, kurwa u nas służby finansowe donoszą, za przeproszeniem, że co z tego, że jest oświadczenie, jak nie ma i się boję przyjaciół z innym kapitałem i innych inwestorów."
W pierwszym dniu przetargu 13 maja 2009 okazało się, że katarski inwestor potrzebuje więcej czasu na „uzgodnienia". Chciał wycofać się z przetargu. Przystąpił do niego po tym jak – według raportu CBA – „w toku konsultacji pomiędzy Ministrem Skarbu Państwa Aleksandrem Gradem, wiceministrem Skarbu Państwa Zdzisławem Gawlikiem oraz obydwoma prezesami Agencji Rozwoju Przemysłu S.A. ustalono strategię, zgodnie z którą czyniący problemy inwestor uzyska zapewnienie, że jeśli przystąpi natychmiast do przetargu i zwycięży w nim, to w razie zaistnienia takiej potrzeby, przetarg zostanie unieważniony ze względów formalnych pod koniec maja".
13 maja 2009 przedstawiciel Katarczyków ostatecznie zalogował się do prowadzonego w Internecie przetargu. Zanim to się stało tak prowadzący przetarg raportował Wojciechowi Dąbrowskiemu:
- „ Na razie mamy 2 osoby, ale nie te, które chcemy", niecałą godzinę później:
- „Siedmiu, ale brakuje"
Po tej informacji, Wojciech Dąbrowski dzwoni do Jacka Goszczyńskiego, swojego zastępy, i mówi:
- „Cześć, siedem sztuk jest, ale oczekiwanego jeszcze nie ma… natomiast wyobraź sobie, że wszystkie komputery padły w całej stoczni, zawirusowane oprócz jednego, wiesz wczoraj z Nojszewskim rozmawiałem, żeby jeden tempest, wiesz ustawić niezależnie poza siecią, zupełnie zasilany inaczej i Internet ciągniety inaczej".
Goszczyński odpowiada:
- „Nie wykluczam, że chodziło o to, żeby dojść do…, nie tylko zablokować, tylko, żeby jeszcze dodatkowe jakiejś… informacje wyciągane".
Wojciech Dąbrowski dzwoni więc do wiceministra skarbu Zdzisława Gawlika i informuje:
- „To znaczy jest 7 sztuk, na razie na ma jeszcze tego"
Gawlik odpowiada:
- „Tego naszego…?"
Dąbrowski mówi też Gawlikowi, że od Jacka Goszczyńskiego dowiedział się, iż:
- „… szef szefów, że tak powiem ma rozmawiać z Katarem".
Z dalszej części raportu wynika między innymi, że przez cały czas trwania przetargu, urzędnicy państwowi informowali przedstawiciela katarskiego inwestora o tym, jakie oferty składają pozostałe podmioty.
Katarzyna Kozłowska, OL
"Głos Szczeciński"
CBA twierdzi, że Katarczycy chcący kupić stocznię wcale nie istnieli
Piotr Jasina / gs24.pl, Katarzyna Kozłowska, Michał Krzymowski / wprost.pl
Z materiałów CBA, do których dotarł "Wprost” wynika, że "katarski inwestor” nie tylko nie miał pieniędzy na zakup stoczni, ale mógł w ogóle nie istnieć.
(Fot. Archiwum)
Po aferze hazardowej mamy kolejną - stoczniową. Zdaniem senatora PiS, Zbigniewa Romaszewskiego, jeszcze poważniejszą. Główną rolę znów odgrywa szef CBA, który poinformował najważniejsze osoby w państwie o możliwych nieprawidłowościach dotyczących prowadzenia przetargów na sprzedaż majątku obu stoczni.
Z materiałów, zdaniem dziennikarzy "Wprost" wynika, iż przetargi były ustawiane. A Agencja robiła wszystko, by wygrali Katarczycy. Mieli być faworyzowani od samego początku. Zdaniem szefa CBA szefowie ARP działali wbrew interesowi państwa. Świadczy o tym chociażby fakt, że Stiching Particulier Fonds Greenrights nie wpłacił wadium w terminie do 30 kwietnia. Mimo to uczestniczył w przetargu, bo zarządca wydłużył czas wpłacenia wadium do 8 maja. W tym dniu wadium wpłacili właśnie Katarczycy.
Z materiałów wynika także, że katarski inwestor chciał się wycofać. Minister skarbu Aleksander Grad, jego zastępca Zdzisław Gawlik, szef Agencji Rozwoju Przemysłu Wojciech Dąbrowski mieli zapewnić Katarczyków, iż jeśli przystąpią do przetargu, to w razie potrzeby zostanie on później unieważniony z przyczyn formalnych.
Tygodnik na potwierdzenie przytacza fragmenty rozmów telefonicznych między szefem ARP i zastępcą Jackiem Goszczyńskim, zaufanym człowiekiem ministra skarbu. To nie wszystkie zarzuty, jakie padły w kontekście prywatyzacji stoczni. Związkowcy "Stoczniowca" z Gdyni mówią o wyprowadzaniu pieniędzy ze stoczni przez spółki córki, wydzielone i potem sprzedane po zaniżonej wartości.
- To są wypowiedzi wyrwane z kontekstu, niepełne - wyjaśniał dziś Wojciech Dąbrowski, prezes ARP podczas konferencji prasowej. - Terminy wpłaty wadiów nie były określone w ustawie stoczniowej, zarządca kompensacji miał prawo przedłużyć termin wpłaty wadium. Wszyscy uczestnicy przetargu zostali o tym fakcie poinformowani. Nie tylko Katarczycy wpłacili wadium po 30 kwietnia, także inni oferenci. Do dzisiaj nikt z uczestników nie zgłosił zastrzeżeń do przetargu. Dąbrowski przyznał, iż katarski inwestor był zainteresowany majątkiem do produkcji stoczni, prowadzono z nim rozmowy jak z każdym.
- Przetarg obserwowały niezależne komisje i obserwatorzy Unii - dodał. - Nie było możliwości wpływania na wynik przetargu. Jedynym kryterium była cena. - Robiliśmy wszystko, co możliwe, by była kontynuacja produkcji stoczniowej. A tylko ten inwestor wpłacił wadia na kluczowe elementy majątku obu stoczni.
Prezes ARP nie chciał komentować udziału w delegacji Katarczyków handlarza bronią. Potwierdził, tylko iż był on w delegacji z Kataru.
Czy afera może wpłynąć na proces prywatyzacji stoczni?
Longin Komołowski, poseł zaangażowany w przygotowanie ustawy stoczniowej stwierdził, że o to właśnie się boi.
- Nie podejmę się komentowania informacji medialnych, które do mnie docierają w tej sprawie - powiedział. - Ale na pewno nie sprzyja to prywatyzacji. Co więcej, rząd zamiast skupiać się właśnie na kwestiach związanych z kolejnym przetargiem, ratowaniu sektora, czy kolejnych firm takich jak Zakłady Chemiczne, będzie tracił energię na wyjaśnianie kolejnych afer. A nie ma już czasu do stracenia.
reklama
Z materiałów CBA, do których dotarł „Wprost” wynika, że „katarski inwestor” nie tylko nie miał pieniędzy na zakup stoczni, ale mógł w ogóle nie istnieć. Według analizy Biura, jedną z głównych postaci w całej sprawie był za to libański handlarz bronią Rahman Abdul El-Assir, który domagał się od Ministerstwa Skarbu zwrotu prowizji za sprzedaż polskiej broni wyprodukowanej przez Bumar S.A.
Oto fragment dokumentu CBA:
„Najbardziej zaskakujące wydaje się jednak ustalenie źródła pochodzenia kwoty ponad 26 mln zł wpłaconej jako wadium. Otóż, jak się okazuje, wpłaty tej dokonał z własnych pieniędzy Abdul El-Assir, który w przeszłości pośredniczył w sprzedaży broni produkowanej przez Bumar S.A. na całym świecie, i z tego tytułu wysuwa wobec tej spółki roszczenia z tytułu prowizji(…).
Okoliczność wpłacenia kwoty wadium przez tą a nie inną osobę nie pozostawała bez wpływu na przebieg negocjacji prowadzonych przez wyłonionego w przetargu inwestora z przedstawicielami ARP. Jak się okazuje, warunkiem wstępnym przystąpienia do rozmów mających na celu sfinalizowanie sprzedaży majątku stoczni, jest zagwarantowanie przez stronę polską, że w wypadku ich niepowodzenia , wadium zostanie zwrócone. Oznaczałoby to nie tylko pogwałcenie warunków przetargu, ale także ustawienie się w skrajnie niekorzystnej sytuacji negocjacyjnej, jednak nawet tego typu okoliczność nie powoduje u Dąbrowskiego i Gościńskiego zmiany przekonania o konieczności zawarcia umowy podmiotem reprezentowanym przez „Stichting Particulier Fonds Greenrights”. Po drugie, udział w sprawie Abdula Rahmana El-Assira powoduje, że kolejnym polem negocjacyjnym staje się zaspokojenie jego roszczeń wobec Bumaru. W związku tym szefowie ARP rozważali nawet zawarcie z nim ugody przewidującej wypłatę należności w ratach, z zastosowaniem zabezpieczenia na akcjach Bumar S.A. Ponadto Abdul Rahman El-Assir dążył jedynie do zniwelowania zagrożenia własnych interesów majątkowych, domagając się gwarancji zwrotu wadium, podczas gdy sam nie był w stanie przedstawić zapewnienia o gotowości zakupu majątku przez poważnych inwestorów.
Katarzyna Kozłowska, Michał Krzymowski / wprost.pl
Więcej w internetowym wydaniu „Wprost”
www.wprost.pl