Remont Yamaciaka i paru innych ciężkich jednostek
Remont Yamaciaka i paru innych ciężkich jednostek
Tak mnie zastanawia pewien problem. Pancerz na japońskich okrętach ( wielu ) był elementem konstrukcyjnym co jakoby miało podnosić odporność na przebicie pociskiem przy tej samej masie całości względem rozwiązania klasycznego. No niech będzie - nawet jak pominiemy różnicę w jakości stali pancernej i konstrukcyjnej to jedna płyta grubości 410 więcej da niż płyta 390 na poszyciu grubości 20 mm, a łączna masa taka sama.
Ale mam inny problem.
Powiedzmy że mamy rok 1948 Sentai 1 i 2 każdy z 4 pancernikami Yamato roznosi w pył amerykańską flotę Pacyfiku przy niewielkich stratach własnych. No ale parę pocisków przebija się przez pancerz kilku z Yamaciaków i roznosi w pył na jednym parę kotłów na innym turbinę itd. Tak że trzeba to wymienić.
Amerykanie mają jeszcze parę pancerników na Atlantyku i przerzucają je na Pacyfik. Albo nawet nie, powiedzmy że zatonęło 100% floty USA.
Ale co dalej? Jak remontować takiego Yamaciaka? Przecież wycięcie odpowiednio wielkich otworów w takim pokładzie to niemal gwarantowane zapadnięcie się kadłuba pod własnym ciężarem. No dobra w rozwiązaniu klasycznym w sumie też trzeba by wycinać otwory w pokładach przenoszących siły, ale nie w pokładach grubości ponad 20 centymetrów!
Mogami po Midway ( też z pancerzem "konstrukcyjnym" ) to lizał rany ponad rok i nikt mi nie wmówi że tylko z powodu zdejmowania rufowych wież i przerabiania ich na katapulty.
Czy oni w ogóle planowali remontować Yamaciaki, czy po pierwszej poważnej bitwie ( w której by trochę dostały ) miały po prostu iść na złom, czy jak?
Ale mam inny problem.
Powiedzmy że mamy rok 1948 Sentai 1 i 2 każdy z 4 pancernikami Yamato roznosi w pył amerykańską flotę Pacyfiku przy niewielkich stratach własnych. No ale parę pocisków przebija się przez pancerz kilku z Yamaciaków i roznosi w pył na jednym parę kotłów na innym turbinę itd. Tak że trzeba to wymienić.
Amerykanie mają jeszcze parę pancerników na Atlantyku i przerzucają je na Pacyfik. Albo nawet nie, powiedzmy że zatonęło 100% floty USA.
Ale co dalej? Jak remontować takiego Yamaciaka? Przecież wycięcie odpowiednio wielkich otworów w takim pokładzie to niemal gwarantowane zapadnięcie się kadłuba pod własnym ciężarem. No dobra w rozwiązaniu klasycznym w sumie też trzeba by wycinać otwory w pokładach przenoszących siły, ale nie w pokładach grubości ponad 20 centymetrów!
Mogami po Midway ( też z pancerzem "konstrukcyjnym" ) to lizał rany ponad rok i nikt mi nie wmówi że tylko z powodu zdejmowania rufowych wież i przerabiania ich na katapulty.
Czy oni w ogóle planowali remontować Yamaciaki, czy po pierwszej poważnej bitwie ( w której by trochę dostały ) miały po prostu iść na złom, czy jak?
Ostatnio zmieniony 2009-08-09, 17:41 przez Maciej3, łącznie zmieniany 1 raz.
Primo, jest coś takiego, jak przecinki
.
Secundo, dla remontu komór amunicyjnych wieżę armatnią się po prostu zdejmowało z barbety; szanująca się stocznia wojenna miała odpowiedni dźwig o udźwigu paru tysięcy ton. Z siłownią było ciekawiej. W pokładzie pancernym były wykonane otwory, umieszczone nad zespołami, mającymi największe pojedyncze detale, czyli nad przekładniami zębatymi. Były to normalne otwory z ościeżnicami, trwale spojonymi z pokładnikami, co chroniło przed zapadaniem konstrukcji. Sama pokrywa luku również miała własne użebrowanie, które po zakryciu otworu po prostu spawało się nakładkowo z ościeżnicą. W razie potrzeby remontu po prostu odcinało się od pokładu nadbudówkę nad otworem, zdejmowało ją, rozcinało nakładki i kolejno zdejmowało płyty, zamykające otwory w poszczególnych pokładach. Potem można było przez otwór włożyć wszystko, co się chciało. Reszty napraw dokonywano, przenosząc niezbędne części przez większe zejściówki (niektóre miały wymiary 2x2 metry) i spawając całość na miejscu.
Yamato to i tak był mały problem, w porównaniu ze South Dakotą oraz Iową; jak sobie pomyślę o wymianie poszycia pancernego, o trzy grodzie za poszyciem burtowym...
Zaś do naprawdę dużych remontów, połączonych z wymianą pokładów, okręty się patroszyło omalże do pokładu głównego; widziałem parę zdjęć z przebudowy jednostek typu New Mexico i na pierwszy rzut oka wygląda to raczej na złomowanie, niż na przebudowę, tyle tam brakuje.
Poza tym Yamato miał płyty 410 mm na poszyciu burtowym o grubości 16 mm; 'konstrukcyjność' polegała na wykorzystaniu płyt pancernych jako elementu usztywniającego, czyli przenoszącego obciążenia zginające i skręcające. Przypuszczam, że dlatego właśnie Japończycy nie mieli wypełnienia pod pancerzem (a przynajmniej nic o tym u Skulskiego nie pisze). Płyty burtowe bez poszycia stosowali jedynie Francuzi na nowszych krążownikach i choć lubię żabojadów, nie uważam tego za specjalnie mądre rozwiązanie konstrukcyjne, bo nawet niewielkie, spowodowane uderzeniem pocisku, wygięcie płyty w miejscu spojenia z cieńszym poszyciem podwodzia automatycznie rozszczelniało kadłub. No, ale przy płytach grubości 105 mm wzrost odporności w porównaniu do 80 mm na 25 mm (ta druga bez obróbki cieplnej i nawęglania) był znaczący.

Secundo, dla remontu komór amunicyjnych wieżę armatnią się po prostu zdejmowało z barbety; szanująca się stocznia wojenna miała odpowiedni dźwig o udźwigu paru tysięcy ton. Z siłownią było ciekawiej. W pokładzie pancernym były wykonane otwory, umieszczone nad zespołami, mającymi największe pojedyncze detale, czyli nad przekładniami zębatymi. Były to normalne otwory z ościeżnicami, trwale spojonymi z pokładnikami, co chroniło przed zapadaniem konstrukcji. Sama pokrywa luku również miała własne użebrowanie, które po zakryciu otworu po prostu spawało się nakładkowo z ościeżnicą. W razie potrzeby remontu po prostu odcinało się od pokładu nadbudówkę nad otworem, zdejmowało ją, rozcinało nakładki i kolejno zdejmowało płyty, zamykające otwory w poszczególnych pokładach. Potem można było przez otwór włożyć wszystko, co się chciało. Reszty napraw dokonywano, przenosząc niezbędne części przez większe zejściówki (niektóre miały wymiary 2x2 metry) i spawając całość na miejscu.
Yamato to i tak był mały problem, w porównaniu ze South Dakotą oraz Iową; jak sobie pomyślę o wymianie poszycia pancernego, o trzy grodzie za poszyciem burtowym...

Zaś do naprawdę dużych remontów, połączonych z wymianą pokładów, okręty się patroszyło omalże do pokładu głównego; widziałem parę zdjęć z przebudowy jednostek typu New Mexico i na pierwszy rzut oka wygląda to raczej na złomowanie, niż na przebudowę, tyle tam brakuje.
Poza tym Yamato miał płyty 410 mm na poszyciu burtowym o grubości 16 mm; 'konstrukcyjność' polegała na wykorzystaniu płyt pancernych jako elementu usztywniającego, czyli przenoszącego obciążenia zginające i skręcające. Przypuszczam, że dlatego właśnie Japończycy nie mieli wypełnienia pod pancerzem (a przynajmniej nic o tym u Skulskiego nie pisze). Płyty burtowe bez poszycia stosowali jedynie Francuzi na nowszych krążownikach i choć lubię żabojadów, nie uważam tego za specjalnie mądre rozwiązanie konstrukcyjne, bo nawet niewielkie, spowodowane uderzeniem pocisku, wygięcie płyty w miejscu spojenia z cieńszym poszyciem podwodzia automatycznie rozszczelniało kadłub. No, ale przy płytach grubości 105 mm wzrost odporności w porównaniu do 80 mm na 25 mm (ta druga bez obróbki cieplnej i nawęglania) był znaczący.
Fear the Lord and Dreadnought
Owszem wypełnienia prawie na pewno nie było na Yamaciakach. Autor "Pancernika Musashi" nawet opisywał zdziwienie stoczniowców i kłopoty przy budowie z powodu braku wypełnienia, że trzeba było mieć większe dokładności, bo drewno nie wybaczało niedoróbek itd.
Co do przesuwania barbet to o ile technicznie pewnie to możliwe, to obawiam się że pewnie łatwiej było by okręt zezłomować i zbudować od zera. To wycinanie nowych otworów, wstawianie fundamentów, nowych usztywnień... Rzeźnia. Nawet pewnie wyjęcie jednej barbety to już niezły pasztet, a co dopiero mówić o wstawieniu potem nowej. Takiej dużej do artylerii głównej, bo pomocnicze łatwiej, ale też nie zawsze łatwo - patrz koncepcje przebudowy Hooda.
Co do przesuwania barbet to o ile technicznie pewnie to możliwe, to obawiam się że pewnie łatwiej było by okręt zezłomować i zbudować od zera. To wycinanie nowych otworów, wstawianie fundamentów, nowych usztywnień... Rzeźnia. Nawet pewnie wyjęcie jednej barbety to już niezły pasztet, a co dopiero mówić o wstawieniu potem nowej. Takiej dużej do artylerii głównej, bo pomocnicze łatwiej, ale też nie zawsze łatwo - patrz koncepcje przebudowy Hooda.
Podkład pod płyty pancerne, w moim odczuciu, to jeden z najbardziej niezrozumianych fragmentów konstrukcji, choć to temat na dość długi post (a właśnie goni mnie czas).
Co się tyczy barbet artylerii średniej na okrętach brytyjskich, zabawiam się w ich przeróbki od dłuższego czasu, przy okazji 'obrabiania' jednego z dwóch moich ulubionych pancerników, King George V (drugi to rzecz jasna Richelieu
). Jedną z koncepcji tego pancernika było 20 armat 4,5 cala i bardzo mnie ciekawiło, jak miałyby być one posadowione. Temat wcale nie jest łatwy, bo pod wieżą jest pomieszczenie przeładunkowe -- jeżeli wpuszczasz wieżę Mk II BD w pokład górny, pomieszczenie to jest na pokładzie głównym i 'zjada' miejsce na kwatery załogi. W przypadku okrętów takich jak Hood, Queen Elizabeth, czy Renown, konieczna jest analiza wcześniejszego rozplanowania jednostki (miejsca po kazamatach 6 cali, czy lawetach 5,5 cala można dość łatwo zaadaptować, bo nie pomniejsza to pojemności innych pomieszczeń użytkowych, ale nie zawsze zachodzi tak korzystny zbieg okoliczności). Mam w przypadku KGV parę pomysłów na rozwiązanie tego problemu, ale to zawsze wymaga analizy w Cadzie, by dokładnie zbadać sprawę kątów ostrzału i przechodzenia podajników amunicji z komór do pomieszczeń przeładunkowych. Temat jest ciekawy, a przy okazji człowiek odkrywa, jak trudne były tego typu przeróbki, i czemu konstruktorzy Royal Navy postępowali tak, a nie inaczej.

Co się tyczy barbet artylerii średniej na okrętach brytyjskich, zabawiam się w ich przeróbki od dłuższego czasu, przy okazji 'obrabiania' jednego z dwóch moich ulubionych pancerników, King George V (drugi to rzecz jasna Richelieu
Fear the Lord and Dreadnought
Miło mi słyszeć że ktoś oprócz mnie lubi królika jeżyka, bo myślałem że jestem jedyny na świecie odszczepieniec w powszechnym wylewaniu pomyj na te okręty.
Co do zamiany 16x5,25" na 20x4,5" to wcale nie stanowi to aż takiego problemu. Owszem jak by chcieć upchać je pod pokładem kadłuba, jak to było na QE czy Valliancie to ma się problem, ale można iść na brutala jak w Renownie. Postawić po prostu na pokładzie ( kadłuba ) a że to są BD a nie OD ( between decks a nie over decks
) to po prostu dobudować piętro wyżej jeden pokład, w formie nadbudówki żeby było lżej i po kłopocie.
Na jednym poziomie tak samo jak na QU czy Renown i tyle.
Owszem kąty ostrzału wieżyczek bliżej śródokręcia nieco słabsze, ale tylko przy niskich kątach podniesienia. Już tak od mniej więcej 10 stopni to bez zmian, czyli przy praktyczniej walce niemal zawsze.
Tak naprawdę to wszystkie wylądują na wysokości niższych stanowisk dział 5,25", więc problemów ze statecznością nie będzie.
A jedno stanowisko 5,25" ważyło koło 79 ton co daje za całość 632 tony
a jedno stanowisko 4,5" ważyło koło 39 ton, co daje 390 ton za całość. Nie dość że lżej to jeszcze niżej, więc problemów ze statecznością brak.
A i zmiany w środku kadłuba mniejsze, nie trzeba zabierać marynarzom umywalni itd.
Rozwiązanie proste i skuteczne, choć może mało eleganckie. Na pewno łatwiejsza zmiana niż zamiana wieży B z 4 lufowej na 2 lufową, co faktycznie miało miejsce.
Oczywiście mówię o prostej zmianie na etapie projektowania a nie przebudowy już istniejącego okrętu.
I zajrzałem na spokojnie do Skulskiego. Na przyszłość zanim napiszę jakąś głupotę to postaram się wcześniej pomyśleć. Sorry.
Faktycznie burty na poszyciu 16mm miejscami powiedzmy 15 (a co w sumie za różnica...). Pokład pancerny na poszyciu 10 mm. dwuteowniki i inne wynalazki pod spodem są tak oczywiste że szkoda wspominać.
Faktycznie nawet jak by całkiem zdjąć ten pancerz, to okręt nie zapadnie się pod własnym ciężarem. Przynajmniej nie w doku, bo na morzu podczas sztormu to pewnie by się jednak złamał.
Cholera trzeba myśleć a nie przejmować bezmyślnie czyjeś "mądrości". Wstyd.
Oj trzeba nieco zmodyfikować mój model, który teraz tuż za pancerzem nie ma nic. Oj znowu się ta maszynka wzmocni, oj wzmocni. Może nie jakoś drastycznie, ale pewnie z 500 m immunity zone ( łącznie dla części pocisków ) się dostanie...
A co do remontów SD czy Iowa. No owszem nie wesoło, ale dżemojady przecież na Nelsonach tak samo schowali pancerz że o żabojadach z dunkierką czy ryśkiem to też nie ma co wspominać...
Tam też jakoś nie wszystko na wierzchu. No ale jak się chce za wszelką cenę zyskać parę metrów odporności na przebicie pociskiem przy nie zwiększaniu masy konstrukcji.. Cóż zrobić.
Co do zamiany 16x5,25" na 20x4,5" to wcale nie stanowi to aż takiego problemu. Owszem jak by chcieć upchać je pod pokładem kadłuba, jak to było na QE czy Valliancie to ma się problem, ale można iść na brutala jak w Renownie. Postawić po prostu na pokładzie ( kadłuba ) a że to są BD a nie OD ( between decks a nie over decks
Na jednym poziomie tak samo jak na QU czy Renown i tyle.
Owszem kąty ostrzału wieżyczek bliżej śródokręcia nieco słabsze, ale tylko przy niskich kątach podniesienia. Już tak od mniej więcej 10 stopni to bez zmian, czyli przy praktyczniej walce niemal zawsze.
Tak naprawdę to wszystkie wylądują na wysokości niższych stanowisk dział 5,25", więc problemów ze statecznością nie będzie.
A jedno stanowisko 5,25" ważyło koło 79 ton co daje za całość 632 tony
a jedno stanowisko 4,5" ważyło koło 39 ton, co daje 390 ton za całość. Nie dość że lżej to jeszcze niżej, więc problemów ze statecznością brak.
A i zmiany w środku kadłuba mniejsze, nie trzeba zabierać marynarzom umywalni itd.
Rozwiązanie proste i skuteczne, choć może mało eleganckie. Na pewno łatwiejsza zmiana niż zamiana wieży B z 4 lufowej na 2 lufową, co faktycznie miało miejsce.
Oczywiście mówię o prostej zmianie na etapie projektowania a nie przebudowy już istniejącego okrętu.

I zajrzałem na spokojnie do Skulskiego. Na przyszłość zanim napiszę jakąś głupotę to postaram się wcześniej pomyśleć. Sorry.
Faktycznie burty na poszyciu 16mm miejscami powiedzmy 15 (a co w sumie za różnica...). Pokład pancerny na poszyciu 10 mm. dwuteowniki i inne wynalazki pod spodem są tak oczywiste że szkoda wspominać.
Faktycznie nawet jak by całkiem zdjąć ten pancerz, to okręt nie zapadnie się pod własnym ciężarem. Przynajmniej nie w doku, bo na morzu podczas sztormu to pewnie by się jednak złamał.
Cholera trzeba myśleć a nie przejmować bezmyślnie czyjeś "mądrości". Wstyd.
Oj trzeba nieco zmodyfikować mój model, który teraz tuż za pancerzem nie ma nic. Oj znowu się ta maszynka wzmocni, oj wzmocni. Może nie jakoś drastycznie, ale pewnie z 500 m immunity zone ( łącznie dla części pocisków ) się dostanie...
A co do remontów SD czy Iowa. No owszem nie wesoło, ale dżemojady przecież na Nelsonach tak samo schowali pancerz że o żabojadach z dunkierką czy ryśkiem to też nie ma co wspominać...
Tam też jakoś nie wszystko na wierzchu. No ale jak się chce za wszelką cenę zyskać parę metrów odporności na przebicie pociskiem przy nie zwiększaniu masy konstrukcji.. Cóż zrobić.
Ostatnio zmieniony 2009-08-06, 22:13 przez Maciej3, łącznie zmieniany 1 raz.
- de Villars
- Posty: 2231
- Rejestracja: 2005-10-19, 16:04
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Pomyj to chyba nikt na niego nie wylewa. Po prostu, były lepsze okręty..Miło mi słyszeć że ktoś oprócz mnie lubi królika jeżyka, bo myślałem że jestem jedyny na świecie odszczepieniec w powszechnym wylewaniu pomyj na te okręty.
Si vis pacem, para bellum
http://springsharp.blogspot.com/
http://springsharp.blogspot.com/
Jedna rzecz mnie trapi, kiedy mowa o remontach okrętów.
Czy ktoś zechciałby napisać, jak wymieniano koszulki w lufach.
Za nic nie mogę sobie tego wyobrazić i żadnych zdjęć nie widziałem.
Sądzę, że wypychano hydraulicznie, ale na tym się kończy.
Czy ktoś zechciałby napisać, jak wymieniano koszulki w lufach.
Za nic nie mogę sobie tego wyobrazić i żadnych zdjęć nie widziałem.
Sądzę, że wypychano hydraulicznie, ale na tym się kończy.
UWAGA!
Od 2024 konto prowadzone przez Żonę RyszardaL (Małgorzatę).
====================
http://www.flotyllerzeczne.aq.pl/
http://www.biuletyn2008.republika.pl
"Demokracja to najgorszy z ustrojów - rządy hien nad osłami" Arystoteles
Od 2024 konto prowadzone przez Żonę RyszardaL (Małgorzatę).
====================
http://www.flotyllerzeczne.aq.pl/
http://www.biuletyn2008.republika.pl
"Demokracja to najgorszy z ustrojów - rządy hien nad osłami" Arystoteles
Pisząc o takim a nie inne rozmieszczenie 114 na KGV, miałem na myśli coś takiego ( na tle oryginału )

Rufowa nadbudówka jeszcze nie ruszona - bateria w notebooku zdycha a PKP Inter City jeszcze nie wpadło na to żeby udostępniać zasilanie 230V dla podróżnych..
W tej chwili zyskałem koło 600 ton względem oryginały 560 ton w tym koło 200 ton na samej amunicji przy takim samym zapasie pocisków na działo ( pewnie można by zwiększyć, w końcu pociski mniejsze ).
Zysk pewnie się zmniejszy po przerobieniu rufowej nadbudówki, ale pewnie i tak będzie z 450-500 ton.
Widać jak angole musieli kombinować żeby wsadzić te mocniejsze działa jako artylerię uniwersalną....
Z co do wymiany koszulek niech się mądrzejsi wypowiadają.

Rufowa nadbudówka jeszcze nie ruszona - bateria w notebooku zdycha a PKP Inter City jeszcze nie wpadło na to żeby udostępniać zasilanie 230V dla podróżnych..
W tej chwili zyskałem koło 600 ton względem oryginały 560 ton w tym koło 200 ton na samej amunicji przy takim samym zapasie pocisków na działo ( pewnie można by zwiększyć, w końcu pociski mniejsze ).
Zysk pewnie się zmniejszy po przerobieniu rufowej nadbudówki, ale pewnie i tak będzie z 450-500 ton.
Widać jak angole musieli kombinować żeby wsadzić te mocniejsze działa jako artylerię uniwersalną....
Z co do wymiany koszulek niech się mądrzejsi wypowiadają.
Od typu King George V w ogóle zaczęło się moje zainteresowanie pancernikami, więc mam do tych jednostek sporo sentymentu. Ale trzeźwego sentymentu. Uważam że miały, wbrew obiegowej opinii, zupełnie dobrą artylerię główną, awaryjną w stopniu nie większym, niż w innych marynarkach. Podaje się często, że w bitwie ze Scharnhorstem Duke of York miał tylko 70 % udanych wystrzałów, ale nikt jakoś nie raczy pamiętać, że brytyjski pancernik wystrzelił doń więcej pocisków, niż wszystkie razem wzięte pancerniki amerykańskie w wszystkich bitwach z japońskimi okrętami liniowymi! Gwoli ścisłości, DoY wystrzelił 447 pocisków, zaś w swoich bitwach (dwóch, pod Savo i w cieśninie Surigao) Amerykanie wysłali w kierunku wroga 360 pocisków; nie liczę tu tzw. salw rozładowujących i jedynej salwy „na wiwat” Mississippi. Dla przypomnienia, King George V posłał w stronę Bismarcka 337 pocisków. Oba te brytyjskie ostrzały trwały grubo ponad godzinę, a pierwsze problemy na King George V wystąpiły po około 30 minutach. Tymczasem pod Savo Washington prowadził ogień dwukrotnie przez mniej niż trzy minuty, z półtoraminutową przerwą. Zaś w cieśninie Surigao West Virginia strzelała mniej niż dziesięć minut (znów podkreślam, że nie wliczam salw rozładowujących), a i tak raz zdarzyło się jej wysłać tylko 5 na 8 możliwych pocisków. Nie do pominięcia jest również fakt, że Amerykanie prowadzili obie wspomniane bitwy przy bardzo dobrej pogodzie i dość statycznym tempie marszu, podczas gdy Duke of York miał nie tylko fatalne warunki meteorologiczne, ale w dodatku prowadził bój pościgowy z częstymi manewrami i zmianami prędkości. Bezdyskusyjnie bardzo dobre były radary.Miło mi słyszeć że ktoś oprócz mnie lubi królika jeżyka, bo myślałem że jestem jedyny na świecie odszczepieniec w powszechnym wylewaniu pomyj na te okręty.
Artyleria średnia była nader dobra w przypadku ostrzału celów nawodnych (co wykazały śródziemnomorskie bitwy z udziałem krążowników typu Dido, uzbrojonych w te same armaty i wieże), ale kiepska w ostrzale samolotów, co zresztą sami Brytyjczycy w swych powojennych ocenach przyznali. Lekka artyleria przeciwlotnicza — zdecydowanie kiepska, ale to dałoby się poprawić w solidnej modernizacji, całkowicie zastępując pom-pomy Boforsami.
Moje główne zarzuty pod adresem King George V to po pierwsze kuriozalnie mały zasięg, będący wynikiem równie kuriozalnego niedoszacowania poboru pary dla potrzeb własnych jednostki. A już szczególnie kuriozalny był spadek owego zasięgu w miarę spadku prędkości. Drugi, poważniejszy problem to bardzo wąski i co gorsza, bardzo niski układ ochrony przeciwtorpedowej. Tu akurat jestem potężnie zdziwiony powszechnym przyjmowaniem „na wiarę” brytyjskich deklaracji o wytrzymałości King George V na torpedy z głowicami 450 kg TNT, przy 4-metrowej szerokości układu grodzi na owrężu i wysokości 7,3 m. Dla porównania, Francuzi dla Richelieu, z układem o szerokości 8,2 metra i wysokości 10 metrów, oczekiwali odporności na głowice najwyżej 350 kg. Za to podział siłowni był bardzo dobry, choć same maszyny i kotły dość konserwatywne w projekcie.
Jak już wspomniałem, na jednostkach typu Queen Elizabeth baterie dziobowe umieszczono w miejscu dawnych kazamat 6 cali, więc tam akurat nie było problemu z redukcją kwater załogi; poza tym pomieszczenia przeładunkowe stały właśnie na pokładzie górnym, a nie na głównym, gdyż pokładem odkrytym był tu pokład dziobowy. Większy problem był na rufie, gdzie rzeczywiście trzeba było zająć część pomieszczeń załogowych na komory podwieżowe.Co do zamiany 16×5,25" na 20×4,5" to wcale nie stanowi to aż takiego problemu. Owszem jak by chcieć upchać je pod pokładem kadłuba, jak to było na QE czy Valliancie to ma się problem (…)
Po pierwsze, lawety 4,5” umieszczane na pokładzie miały oznaczenie UD (Upper Deck), a nie OD.Postawić po prostu na pokładzie ( kadłuba ) a że to są BD a nie OD ( between decks a nie over decks ) to po prostu dobudować piętro wyżej jeden pokład, w formie nadbudówki żeby było lżej i po kłopocie.
Na jednym poziomie tak samo jak na QE czy Renown i tyle.
Po drugie — nie jest tak prosto „dobudować piętro”. Dodatkowa nadbudowa, tworząca pokład średniówki wokół nadbudówki dziobowej i hangaru, ma swoją masę. A to akurat na budowanych w ramach Traktatu Waszyngtońskiego jednostkach typu King George V był dość delikatny problem. Poza tym układ trzech, ustawionych jedna za drugą komór przeładunkowych był na tyle długi, że wychodził poza przedłużenie skosu ścian przednich nadbudówki dziobowej, więc dla zachowania zwartej bryły okrętu i dobrej aerodynamiki od czoła, taką nadbudowę należałoby przedłużyć skosami do barbety wieży „B” — właśnie tak, jak było to na Renownie. Powiększenie pojemności mieszkalnej w istocie kuszące, ale wzrost masy wyniesionej — już nie tak bardzo. Zrobiłem ostatnio parę analiz w Autocadzie i wyszło mi, że najkorzystniejszym rozwiązaniem byłoby umieszczenie pierwszych wież baterii dziobowych i rufowych (S1/P1 i S5/P5) na pokładzie głównym, oraz wież S2/P2, S3/P3 i S4/P4 na pozycjach wyniesionych. Byłby to układ podobny do oryginalnego, z tym że druga i trzecia wieża baterii dziobowej byłaby na tym samym poziomie. Wieże niższe miałyby kąty ostrzału 135° dla celów nawodnych, podobnie jak wieże 5,25” w projekcie końcowym. Zaletą takiego układu było dobre ‘zlanie’ dodatkowego zestawu komór przeładunkowych na pokładzie górnym z bryłą hangaru, bez konieczności obudowywania pokładem średniówki bryły nadbudówki dziobowej.
Hola, hola, trzeba czytać to, co piszą bardzo małym druczkiem u dołu strony. Wieża 4,5 cala Mark II BD ważyła, i owszem, 39 ton, ale w wersji z opancerzeniem 13 mm. Co dla nowoczesnego pancernika jest wartością cokolwiek za małą. Wieże 4,5 cala dla King George V musiałyby mieć opancerzenie 25 mm, co zwiększało ich masę do około 42 ton. Z moich obliczeń wynika, że zysk per capita, w opisanym powyżej moim rozwiązaniu problemu wynosił około 350 ton. Przyznaję, pozwalało to sobie pohulać z nadbudową, zapewniającą rozmieszczenie wszystkich wież na pokładzie średniówki, ale ja wolałbym ten zysk zagospodarować w inny sposób. Poza tym taka wydłużona nadbudowa z sześcioma wieżami na z przodu i czterema z tyłu wymagałaby innego rozplanowania mas, niż przy układzie ośmiu wież 5,25”, by uniknąć przegłębiena na dziób.A jedno stanowisko 4,5" ważyło koło 39 ton, co daje 390 ton za całość.
Nie miałem, niestety, jeszcze czasu na porządne przeanalizowanie szczegółów konstrukcji typu Nelson, ale co do pancerników francuskich nie masz racji. Miały one zupełnie inny rozkład wewnętrzny, niż jednostki amerykańskie. Pancerz burtowy był mocowany na zewnątrz właściwego kadłuba (tak jest!) i obudowany tak zwanym przedbuciem, czyli pojedynczym przedziałem ochronnym z lekkim szkieletem własnym. W dodatku przedział ten był dzielony na dwie sekcje wdłużnikiem szczelnym w połowie wysokości, u podstawy płyty pancernej. W ramach usuwania uszkodzeń wystarczyło wyciąć przedziurawione poszycie zewnętrzne i wyjąć bloki pianki ebonitowej z górnej sekcji, by dostać się do wgniecionej płyty pancernej. Na pancernikach amerykańskich pas burtowy znajdował się za wręgami kadłuba mocnego, i jedynym sposobem jego wymiany było wycięcie całej sekcji kadłuba nad uszkodzoną płytą (wraz z jej konstrukcją wewnętrzną), odbicie płyty od podkładu betonowego, a następnie wyciągnięcie jej ku górze przez wąską szczelinę między grodziami przeciwtorpedowymi nr 2 i 3. Sprawę dodatkowo komplikowała konieczność wyjęcia całego układu czterech płyt (górnej nawęglanej i trzech dolnych ulepszanych jednorodnie), bo były one złączone razem wpustami płetwowymi, a w dolnej części dodatkowo spawanymi nakładkami; taki "kwadracik" miał wymiary 9,1 na 11,7 metra, podczas gdy płyty Richelieu jedynie 2,5 - 3 na 6 metrów. Jak widać, francuscy konstruktorzy mieli o wiele mądrzejsze podejście do tego tematu.(…) dżemojady przecież na Nelsonach tak samo schowali pancerz że o żabojadach z dunkierką czy ryśkiem to też nie ma co wspominać...
Tam też jakoś nie wszystko na wierzchu.
Fear the Lord and Dreadnought
Co do wymiany koszulek, ja już się kiedyś wypowiadałem.co do wymiany koszulek niech się mądrzejsi wypowiadają.
Robiło się to bardzo prosto — wyjmowało się lufę z kołyski, zdejmowało nasadę zamkową, wykręcało pierścień zabezpieczający od strony komory nabojowej i siup — wyciągało koszulkę. Bo w nowoczesnych armatach projektowało się tak zwane luźne koszulki. W starszych armatach bez koszulek frezowało się kanał o odpowiedniej średnicy, usuwając zarazem zużyty gwint rury lufy, i wkładało wykonaną ad hoc dla danego typu lufy koszulkę. Jeżeli koszulki były wtłaczane na gorąco, to stare albo się również wyfrezowywało, albo lufę wkładano do pieca szybowego i grzano warstwy zewnętrzne, równocześnie chłodząc wodą warstwę wewnętrzną, a potem wyjmowano starą koszulkę i wtłaczano nową.
Fear the Lord and Dreadnought
No przecież dodałem uśmieszek, żeby pokazać własną fantazję w nazewnictwiePo pierwsze, lawety 4,5” umieszczane na pokładzie miały oznaczenie UD (Upper Deck), a nie OD.
A to akurat pikuś. Przecież pierwotnie okręt miał mieć 12x14". Jak na szybkiego zamieniali wierzę B z 4 lufowej na 2 lufową to przedłużyli pancerz burtowy ( i pokładowy chyba też, żeby cytadelę zamykał od góry ) o ileś tam do przodu dla zachowania poprawnego trymu. Wystarczyło go "skrócić" do pierwotnej wartości ( albo czegoś pośredniego, dokładniejsze wyliczenia są potrzebne ) i po sprawie. A i znowu zyskujemy parę tak potrzebnych ton.Poza tym taka wydłużona nadbudowa z sześcioma wieżami na z przodu i czterema z tyłu wymagałaby innego rozplanowania mas, niż przy układzie ośmiu wież 5,25”, by uniknąć przegłębiena na dziób.
Czyli dokładnie jak anglicy chcieli zrobić w którejś tam wersji wojennej modyfikacji Liona.Byłby to układ podobny do oryginalnego, z tym że druga i trzecia wieża baterii dziobowej byłaby na tym samym poziomie. Wieże niższe miałyby kąty ostrzału 135° dla celów nawodnych, podobnie jak wieże 5,25” w projekcie końcowym.
Ciekawe zresztą jak pierwotnie miały być rozmieszczone te 4,5 calówki na Królu, bo jakoś autorzy których znam się na ten temat nie rozpisywali.
A moje rozwiązanie ze wszystkim na jednym poziomie owszem eleganckie nie jest - sam wspominałem - jedynie proste i brutalnie skuteczne. Wręcz prymitywne, ale działa. Choć co prawda pewnie kształt nadbudówki trzeba by zmienić, ale mój pseudoprogramik nie uwzględnia takich drobiazgów jak zawirowania powietrza czy wody i związane z tym opory, albo przeciągi. Trzeba tu nadrabiać wyobraźnią, a jak się coś robi na szybko to nie zawsze wyobraźnia nadąża.
W takim razie wycofuję postulata swoje. Rysunki przekroju Richelieu jakie mam w posiadaniu, są na tyle mało dokładne że taki "szczególik" nie był tam odnotowany. Nie zdziwiłbym się gdyby z Nelsonem było bliżej do Richelieu niż SD, czy Iowy. Faktycznie remonty Iowki wyglądają odstraszająco. Amerykanie mieli takie super stocznie, że nie musieli się martwić takimi drobiazgami jak remonty, czy jak? Czy też po prostu najważniejsze było uzyskanie za wszelką cenę paru metrów immunity zone, a reszta się nie liczyła?Nie miałem, niestety, jeszcze czasu na porządne przeanalizowanie szczegółów konstrukcji typu Nelson, ale co do pancerników francuskich nie masz racji.
No nie tak do końca na wiarę. W końcu zrobili tego swojego joba ileś tam, gdzie zdetonowali głowicę tysiąc funtową, koło sekcji kadłuba w skali 1:1 i wyszło im że gródź na końcu kanapki wytrzymuje.Tu akurat jestem potężnie zdziwiony powszechnym przyjmowaniem „na wiarę” brytyjskich deklaracji o wytrzymałości King George V na torpedy z głowicami 450 kg TNT, przy 4-metrowej szerokości układu grodzi na owrężu i wysokości 7,3 m
Może z niewielkimi przeciekami, ale przecież za główną przeciwtorpedową, była jeszcze jedna cienka dla wychwytywania takich właśnie przecieków.
Kolejny test robiony nie prawdziwie, mający udowodnić z góry założoną tezę?
Nie zdziwiłbym się, ale jakoś pewności nie mam.
Czy też może jednak sekcja zbudowana dla tego testu jednak się różniła od tego co zamontowali ostatecznie na pancernikach?
A trafienia w Prince of Wales jakoś mało reprezentatywne ( jeśli chodzi o testowanie TDS ). Nie sądzę żeby nawet Richelieu łagodnie zniósł odkształcenie się wału i potem podanie na niego dużej mocy. Jak dla mnie skończyło by się zalaniem całej siłowni ( no może poza pierwszą kotłownią ).
A o ile się nie mylę torpedy które potem trafiały w Price w drugą burtę to już miały TDS zalany częściowo wodą dla wyrównania przechyłu. Jakoś nie wróżę skuteczności w działaniu po takiej operacji. Choć oczywiście kilka razy mniejsza głowica może jednak nie powinna dokonywać aż takich zniszczeń, nawet zalanego TDS, ale ja się poddaję jeśli chodzi o jakąś analizę tego przypadku.
Ostatnio zmieniony 2009-08-08, 21:51 przez Maciej3, łącznie zmieniany 2 razy.
Jeszcze odnośnie tych nieszczęsnych 114 na King George.
Dokończyłem dzieło według mojej koncepcji - niezbyt wyszukanej, ale działającej.
Wyszło tak:

Nie śmiejcie się z tekstur - po prostu kratownice i kółka żeby sprawdzić czy się dobrze nakładają, a dzięki paskom widać niektóre załamania na kadłubie, które bez tego były niewidoczne.
Środek masy przesunął się do przodu względem oryginały o 18 centymetrów i o 3 centymetry w dół. Do przeżycia. Nawet widać minimalną różnicę w trymie ( jak się dokładnie przyjrzeć położeniu linii wodnej na obydwu okrętach ), ale na prawdę nie ma to większego znaczenia. Może jak bym obciął ten pancerz burtowy, ale nie ma potrzeby.
Zyskałem jakieś 550 ton. W tym koło 200 na samej amunicji. W sumie można by dać większy zapas pocisków na działo i spożytkować dzięki temu ze 100-200 ton.
Tak na dobrą sprawę można by pewnie obniżyć położenie pom pomów z dziobowej nadbudówki, ale one stoją na dachu hangaru więc nie bardzo. Ale jest trochę miejsca, więc można by pewnie stawić na siłę jakiś podeścik dla 20 mm działek.
Dokończyłem dzieło według mojej koncepcji - niezbyt wyszukanej, ale działającej.
Wyszło tak:

Nie śmiejcie się z tekstur - po prostu kratownice i kółka żeby sprawdzić czy się dobrze nakładają, a dzięki paskom widać niektóre załamania na kadłubie, które bez tego były niewidoczne.
Środek masy przesunął się do przodu względem oryginały o 18 centymetrów i o 3 centymetry w dół. Do przeżycia. Nawet widać minimalną różnicę w trymie ( jak się dokładnie przyjrzeć położeniu linii wodnej na obydwu okrętach ), ale na prawdę nie ma to większego znaczenia. Może jak bym obciął ten pancerz burtowy, ale nie ma potrzeby.
Zyskałem jakieś 550 ton. W tym koło 200 na samej amunicji. W sumie można by dać większy zapas pocisków na działo i spożytkować dzięki temu ze 100-200 ton.
Tak na dobrą sprawę można by pewnie obniżyć położenie pom pomów z dziobowej nadbudówki, ale one stoją na dachu hangaru więc nie bardzo. Ale jest trochę miejsca, więc można by pewnie stawić na siłę jakiś podeścik dla 20 mm działek.
Ha! Ktoś jeszcze (prócz mnie) cztytuje tu Lema!W takim razie wycofuję postulata swoje.


Miło wiedzieć.Wycofuję postulata moje - czyń waść swą powinność...

Fear the Lord and Dreadnought
Faktem jest, że pod Kuantanem układ przeciwtorpedowy Prince of Wales, obliczony na torpedy 450 kg, uległ o wiele mniejszym torpedom o głowicach 170 kg i 200 kg. Przedwojenne testy, prowadzone na kesonie Job 74, doprowadziły do paru mylnych konkluzji, w tym do zaniedbania wpływu detonacji na spoistość konstrukcji kadłua za i nad układem przeciwtorpedowym, oraz do nadmiernego preferowania złącz nitowych. Przyczyną tego było nadmierne wykorzystywanie jednej, 30-metrowej sekcji do wielu prób, co wymuszało ograniczenie analiz poszczególnych rodzajów uszkodzeń do bardzo krótkich odcinków układu grodzi; w rezultacie zrezygnowano z analizy stanu kesonu w miejscach, odleglejszych od strefy danej detonacji, co doprowadzilo do fatalnych w skutkach przeoczeń niedoskonałości konstrukcji i przeszacowania odporności układu.
Zgadzam się, że trafienie w wał torpedowy było groźne dla każdego bez wyjątku pancernika; przyznają to wszyscy autorzy, piszący o bitwie pod Kuantanem. Ale układ przeciwtorpedowy typu King George V ogólnie uważany jest za mało udany. Był wąski (raptem o pół metra szerszy niż sam zbiornik paliwa na Richelieu - 3,91 m wobec 3,42 m, niski - nie sięgał do pokładu dolnego, więc było nad nim dość miejsca na przelewanie się wody do wnętrza cytadeli, oraz zupełnie nie zabezpieczony od tyłu. W układzie francuskim za grodzią mocną (przeciwtorpedową) był dodatkowy przedział przeciekowy o szerokośći 1,2 m; tymczasem na pancernikach typu King George V gródź ta graniczyła z przedziałami maszyn pomocniczych (w tym o zgrozo, generatorów wysokoprężnych) i to te przedziały Brytyjczycy traktowali w charakterze komór przeciekowych. Pod Kuantanem okazało się to być karygodnym zaniedbaniem, po części wynikłym zresztą właśnie z nadmiernej wiary w imponującą odporność układu przeciwtorpedowego.
Zgadzam się, że trafienie w wał torpedowy było groźne dla każdego bez wyjątku pancernika; przyznają to wszyscy autorzy, piszący o bitwie pod Kuantanem. Ale układ przeciwtorpedowy typu King George V ogólnie uważany jest za mało udany. Był wąski (raptem o pół metra szerszy niż sam zbiornik paliwa na Richelieu - 3,91 m wobec 3,42 m, niski - nie sięgał do pokładu dolnego, więc było nad nim dość miejsca na przelewanie się wody do wnętrza cytadeli, oraz zupełnie nie zabezpieczony od tyłu. W układzie francuskim za grodzią mocną (przeciwtorpedową) był dodatkowy przedział przeciekowy o szerokośći 1,2 m; tymczasem na pancernikach typu King George V gródź ta graniczyła z przedziałami maszyn pomocniczych (w tym o zgrozo, generatorów wysokoprężnych) i to te przedziały Brytyjczycy traktowali w charakterze komór przeciekowych. Pod Kuantanem okazało się to być karygodnym zaniedbaniem, po części wynikłym zresztą właśnie z nadmiernej wiary w imponującą odporność układu przeciwtorpedowego.
Fear the Lord and Dreadnought