Armada 1588: szczegóły techniczne

Okręty Wojenne do 1905 roku

Moderatorzy: crolick, Marmik

Gringo
Posty: 76
Rejestracja: 2004-11-13, 16:38

Armada 1588: szczegóły techniczne

Post autor: Gringo »

Niedawno wpadł mi w ręce artykuł z czasopisma GEO Epoche z maja 2008, opisujący losy hiszpańskiej Armady z roku 1588. Kilka szczegółów zastanowiło mnie podczas czytania.

Przy opisie starcia z dnia 8. sierpnia 1588 r. piszą tam:

„Rozpoczęła się mordercza wymiana ognia. Anglicy stwierdzili, że muszą zbliżyć się na odległość 100 m, aby ich ogień działowy skutkował. Jednak hiszpański okręt flagowy [San Martin] był siedmiokrotnie poszyty i odpowiadał ogniem z 48 dział.”
1. Cóż to za siedmiokrotne poszycie? Czyżby autor artykułu czegoś nie zrozumiał? A jeżeli tak było naprawdę, to jak taka konstrukcja poszycia wyglądała?

A nieco dalej:
„Działa Armady odpowiadają ogniem. Jednak działa te spoczywają na nieporęcznych podstawach, które w ciasnocie pod pokładem powodują, że procedura wciągania [do ładowania] jest długotrwała i męcząca.

Poza tym obsługiwane są one przez żołnierzy, którzy są kiepsko wyszkoleni do skomplikowanego ładowania. Taktyka hiszpańska przewiduje użycie dział tylko do przygotowania abordażu, a nie do dłuższych pojedynków artyleryjskich.”
2. Nie bardzo chce mi się w to wierzyć. Taktyka taktyką, ale wózki działowe nie były jakimś wybitnym i skomplikowanym wynalazkiem, a przecież znakomicie ułatwiały życie kanonierów właśnie na okręcie. Czyżby w czasach Armady Hiszpanie nie stosowali ich na okrętach?
O ile wiem to tylko przy (dawnym) typie dział odtylcowych nie stosowano wózków, ale to było zrozumiałe: takie działo nie potrzebowało w ogóle odciągania aby je załadować.
3. Dlaczego hiszpańscy żołnierze mieli być gorzej wyszkoleni od hiszpańskich marynarzy? A jeżeli nawet tak było, to dlaczego właśnie oni obsługiwać mieli działa, a nie normalna załoga morska? Czy też chodzi raczej o zasadniczą różnicę między nacjami i autor może ulega tu angielskiej propagandzie?

I na koniec:
„Właśnie to było przewagą Anglików: ich działa spoczywały na zwartych czterokołowych wózkach działowych, skonstruowanych specjalnie do użytku na morzu. Wyszkolone załogi wciągają je tak szybko, ładują i ustawiają na nowo, że mogą oddać trzy strzały na jeden strzał Hiszpanów.”
4. W to już naprawdę trudno uwierzyć. Czy istnieją jakiekolwiek wiarygodne źródła z epoki, które potwierdzają te fenomenalne wyniki artylerii angielskiej w porównaniu z hiszpańską?

Ciekaw byłbym przede wszystkim opinii p. Krzysztofa Gerlacha na powyższe tematy.
Krzysztof Gerlach
Posty: 4455
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Krzysztof Gerlach »

Zanim przejdę do odpowiedzi na pytania, kilka uwag natury ogólnej. Pisanie o czasach Armady nie jest proste, ponieważ do niedawna wiedziano o tych wydarzeniach naprawdę bardzo niewiele, poza garścią silnie utrwalonych stereotypów – jak się okazało, na ogół kompletnie fałszywych. Te stereotypy przetrwały w wielu starych książkach i encyklopediach, więc są nieustannie przenoszone do nowych prac, których autorzy nie zdają sobie sprawę z postępu nauki. Z kolei ci nieliczni, którzy dostrzegli błędny obraz sugerowany przez tradycję, w chęci sprostowania go „przeginają” często w drugą stronę, też bezpodstawnie. Jako przykład podam dwie sprawy budzące gorące polemiki.
W 1942 i 1943 r. słynny znawca brytyjski, Michael Lewis, opublikował w „Mariner’s Mirror” cykl ośmiu obszernych artykułów pod wspólnym tytułem „Armada Guns: A Comparative Study of English and Spanish Armaments”. Wywarły one taki wpływ na całe pokolenia historyków, że są ciągle przywoływane, przedrukowywane we fragmentach i cytowane (także w polskich książkach, o ile pamiętam np. u Boczara i Koczorowskiego). Ukształtowały myślenie o działach Armady i jej angielskich przeciwników na pół wieku. Ustalenia Lewisa odnośnie floty Elżbiety I zachowują w większości wartość do dzisiaj, ale jego wszystkie poglądy na temat artylerii hiszpańskiej okazały się BŁĘDNE, o czym wie niewielu przeciętnych zjadaczy chleba. Na dodatek nie popełnił on żadnego fałszerstwa, błędu merytorycznego lub zaniedbania – miał tylko wybitnego pecha. W czasach, w których pisał, dysponował niewielkim dostępem do źródeł hiszpańskich, zresztą kompletnie nieuporządkowanych. Wziął wszystko, co mógł i wyciągnął CAŁKOWICIE LOGICZNE wnioski na podstawie tych nielicznych przesłanek. Jednak historycy hiszpańscy przez następne kilkadziesiąt lat ostro pracowali i okazało się, że na temat Armady jest MASA autentycznych dokumentów. Pozwalają one na przykład na bardzo dokładne określenie prawie wszystkich armat na prawie każdym z okrętów tej floty! Te parę, o których wiedział Lewis, okazało się – cóż za złośliwość losu – zaledwie kilkoma wyjątkami od reguł!!! Logiczne wnioski w oparciu o wyjątki nie mające żadnych powtórzeń dały w efekcie obraz całkowicie fałszywy. Wiadomo to już co najmniej od 1975, kiedy artykuł naukowy na ten temat opublikował I.A.A. Thompson, a jednak są nadal autorzy i entuzjaści, którzy patrzą w ustalenia Lewisa jak w pismo święte.
Drugą kwestią jest ocena kwalifikacji dowódczych księcia Mediny Sidonii i stopnia jego odpowiedzialności za klęskę Armady. Do XX w. obowiązywało ustalenie, że super-dzielni i super-sprawni żeglarze angielscy doskakiwali na swoich maleńkich łupinkach (z dobrymi, lecz lekkimi działkami) do gigantycznych hiszpańskich galeonów z działami ogromnych wagomiarów i je systematycznie gromili, m.in. na skutek niedołęstwa hiszpańskich dowódców (w tym naczelnego), żołnierzy i marynarzy, aż w końcu Bóg stanął po słusznej stronie wiary protestanckiej i za pomocą pogody do reszty zniszczył katolickich heretyków. Medina Sidonia przedstawiany był w jak najgorszym świetle. Stopniowo wychodziła na jaw prawda, że to Anglicy mieli PRZECIĘTNIE większe okręty, zdecydowanie silniej uzbrojone, także w ciężką artylerię. Zaczęto się zastanawiać, dlaczego w takim razie dzielni i sprawni żeglarze angielscy zdziałali tak MAŁO?! Wtedy stworzony został odwrotny mit Mediny Sidonii – okazał się nie tylko świetnym organizatorem (którym był istotnie), ale i bardzo dobrym dowódcą, rozsądnym, energicznym i zapobiegliwym. W obliczu tak znamienitego admirała zrozumiałe, czemu Hiszpanie stracili tak niewiele jednostek, zanim udali się w fatalny rejs wokół Wysp Brytyjskich. To wysoce pochwalne - dokładnie lustrzane względem dawnych - odbicie hiszpańskiego dowódcy można znaleźć np. w artykule Petera O’Malley Piersona z 1969 r. i wielu innych (często wzorujących się na nim) pracach. Taka wizja znowu stała się obowiązująca na przeciąg kilkunastu-kilkudziesięciu lat. Tymczasem około 1994 r. hiszpańscy badacze odkryli (publikacja w języku angielskim dopiero w 2004) sensacyjne, oryginalne dokumenty z wyprawy Armady, w postaci listów i raportów pisanych przez najwyższych stopniem (w tym Sidonię!) oficerów hiszpańskich do siebie oraz do króla. Nie powstały one PO wyprawie, tylko w jej trakcie – jeden z autorów, z pewnością najdzielniejszy admirał hiszpańskiej floty, zmarł z wyczerpania w dwa tygodnie po powrocie, a drugi w ogóle nie wrócił do kraju, ginąc u brzegów Irlandii. Ich autentyczność nie przedstawia najmniejszej wątpliwości. Część z tych materiałów, jednoznacznie pokazujących katastrofalną postawę naczelnego dowódcy, dotarła po czasie do Filipa II (kiedy podjął już wszystkie decyzje personalne, przypisał klęskę woli Bożej i nie chciał niczego zmieniać). Napisał on własnoręcznie notatkę na marginesie zbioru: „Myślę, że lepiej byłoby ich nie oglądać, ponieważ tak bardzo ranią”. Jeszcze bardziej sensacyjna okazała się grupa dokumentów, która z nieznanego powodu nigdy do króla nie dotarła (a wiemy o tym, że słyszał o nich, lecz nie wiedział co zawierają, także z odręcznej uwagi Filipa). Na ich podstawie jeden z odkrywców nie zawahał się napisać: „Gdyby król znał te papiery, MUSIAŁBY oskarżyć Medina Sidonię o zdradę”. Nie chcę rozwijać tego wątku, o który Pan wcale nie pytał, sygnalizuję tylko niebezpieczeństwa w wyciąganiu kategorycznych wniosków w tak ciągle niedostatecznie zbadanej materii, pomimo setek tysięcy niewiele wartych publikacji o Armadzie. Nie wystarczy czytać Bidwella, by uważać się za znawcę z tego tematu (za znawcę nie uważam się i ja, ponieważ mój dostęp do oryginalnych dokumentów z tej epoki jest bardzo słaby, więc wolę koncentrować się raczej na innych czasach, niż przypisywać sobie cudze sądy).

Po tym potwornie długim wstępie (jak to u mnie, ale trudno, trzeba mnie brać z dobrodziejstwem inwentarza lub po prostu ignorować), powracam do Pana pytań.
1) Hiszpański okręt flagowy „San Martin” był w istocie wielkim galeonem portugalskim, zabranym przez Hiszpanów wraz z aneksją całej Portugalii. Powstało wiele jego rekonstrukcji, ale ani Portugalczycy ani Hiszpanie nie byli uprzejmi pozostawić jego planów, więc wszystkie one są obdarzone dużą dawką dowolności, a wszelkie informacje o poszyciu to czysta spekulacja, nie oparta na żadnych faktach. Nawet gdyby tak napisał Drake czy inny Anglik atakujący ten okręt, nie miałoby to najmniejszego znaczenia, ponieważ oni go nie zdobyli, nie widzieli i nie zbadali konstrukcji, a legendy lubili budować równie chętnie jak wszyscy. Portugalczycy konstruowali dobre i mocne żaglowce (silniejsze niż hiszpańskie), lecz „San Martin” najwyraźniej nie miał jakiegoś nadzwyczajnie mocnego poszycia, skoro właśnie Drake twierdził, że wystrzelony przez jego załogę pocisk 50-funtowy przebił u hiszpana obie burty i wyleciał z drugiej strony! W sierpniowym starciu pod Gravelines „San Martin” został trafiony ponad 200 razy i odniósł ciężkie uszkodzenia, a żadna znana mi relacja nie wspomina nic o „siedmiokrotnym poszyciu”. Wszystko, co wiemy ogólnie o budowie galeonów z XVI w. (na podstawie traktatów szkutniczych oraz wydobytych szczątków) każe sądzić, że to bzdura. Ówczesne poszycie niczym bardzo istotnym się nie różniło od stosowanego w późniejszych wiekach, poza bardziej wyrazistym odcinaniem się pasów wzmocnionego poszycia (raczej błędnie opisywanego przez Boczara jako obelkowanie zewnętrzne, charakterystyczne naprawdę dla poprzedniej epoki). Zresztą – prawdę mówiąc – badając jakąś kwestię wolałbym znać cytat w oryginalnym języku, ponieważ często rzecz polega na nieporozumieniach w terminologii.

2) Hiszpanie w czasach Armady też stosowali działa na lawetach z kołami. Jednak ich typowa laweta z tego okresu miała tylko DWA koła (z przodu). Taka konstrukcja nie była bez zalet (zmniejszała odrzut oraz siłę przenoszoną na burtę) i powrócono do niej dość powszechnie w Europie i Ameryce w późniejszej fazie XIX w. Lecz tak w wieku XVI, jak potem, oznaczała zarazem duże utrudnienie w zataczaniu dział do furty, więc tu autor ma rację.
Nic nie można powiedzieć zdecydowanego o wyszkoleniu żołnierzy hiszpańskich względem marynarzy (to zbyt subiektywna materia), lecz powód, dla którego RZECZYWIŚCIE właśnie oni, a nie marynarze, obsługiwali armaty na okrętach króla Hiszpanii jest szalenie prosty. Na „San Martin” było 300 żołnierzy i tylko 177 marynarzy; na „San Juan” – 321 żołnierzy i 179 marynarzy; na „San Marcos” – 292 żołnierzy i 117 marynarzy; na „San Felipe” – 415 żołnierzy i 117 marynarzy. Mógłbym tak wymieniać jeszcze tydzień (znane są załogi prawie wszystkich), lecz i tak nie zmieniłoby to ostatecznego obrazu – zdecydowaną większość załogi każdego hiszpańskiego żaglowca stanowili żołnierze, więc oni musieli się zajmować artylerią. Wykonywali tylko proste czynności pomocnicze (przy każdym ciężkim dziale stał jeden artylerzysta z prawdziwego znaczenia), lecz w sumie nie mogli być i nie byli tak efektywni jak Anglicy – co nie wynikało z żadnych cech narodowych, tylko z przynależności (uzbrojenie, wyszkolenie, predyspozycje) do określonego rodzaju sił zbrojnych. Gdyby ci żołnierze wylądowali na angielskiej ziemi, jest bardzo prawdopodobne, że rozbiliby w puch wszelkie angielskie milicje. Lecz na morzu rzeczywiście tak było, że żeglarze Elżbiety – wykorzystując poręczniejsze lawety czterokołowe, ale przede wszystkim swe doświadczenie i wyszkolenie w metodzie walki stawiającej duży nacisk na artylerię okrętową, górowali zdecydowanie szybkostrzelnością. Potwierdzają to ZGODNIE ówczesne dokumenty angielskie i hiszpańskie. Trudno o bardzo obiektywne dane liczbowe (nie prowadzono przecież porównawczych testów poligonowych pod okiem niezależnej komisji międzynarodowej), lecz faktycznie na ogół wylicza się (na podstawie relacji o liczbach oddanych strzałów), że Anglicy strzelali wtedy 2-3 razy szybciej niż Hiszpanie.

Krzysztof Gerlach
ODPOWIEDZ