Nazwy okrętów żaglowych

Okręty Wojenne do 1905 roku

Moderatorzy: crolick, Marmik

Awatar użytkownika
de Villars
Posty: 2231
Rejestracja: 2005-10-19, 16:04
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Nazwy okrętów żaglowych

Post autor: de Villars »

Do napisania tego wątku zainspirował mnie przypadek francuskiego liniowca Duquesne wspomnianego w sąsiednim temacie, który to zdobyty przez Anglików zachował u nich swoją nazwę. Jak wiadomo takie zachowywanie nazwy jaką okręt nosił we wrogiej flocie, było w epoce żagla powszechne. Tylko z czego to wynikało? Przecież jeśli ktoś nadawał nazwę okrętowi będącą imieniem jakiegoś swojego bohatera, to jaki sens ma analogiczne honorowanie tegoż przez wroga? Po co Anglikom w ich flocie okręt nazwany imieniem admirała, który swego czasu narobił im niezłego bigosu. Samo to, że był protestantem to chyba za mało?? Albo okręty nazywane obcymi nazwami geograficznymi (miasta, nazwy regionów itp), często nawet w obcojęzycznym brzmieniu?
Si vis pacem, para bellum
http://springsharp.blogspot.com/
Awatar użytkownika
Boruta
Posty: 723
Rejestracja: 2004-06-13, 22:09
Lokalizacja: Cosmopolis Sopot, Sarmatia
Kontakt:

Post autor: Boruta »

Zmiana nazwy przynosi pecha. :)
"Dobro i zło nie istnieją, tak jak życie i śmierć. Jest tylko działanie. Walka"
- baron von Ungern-Sternberg, d-ca Azjatyckiej Dywizji Konnej
Krzysztof Gerlach
Posty: 4484
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Krzysztof Gerlach »

Wyjaśnienie jest wielotorowe, ponieważ przyczyn takiego stanu rzeczy było znacznie więcej niż jedna. Nie wymieniam ich w kolejności ważności – to rzecz niemożliwa do ustalenia, ponieważ rzadko obejmowana paragrafami – ani nie deklaruję, że zestaw wyczerpuje wszystkie.
1. Zdobycie obcego okrętu było czymś znacznie więcej niż pozyskaniem kolejnej jednostki (chociaż i to się oczywiście liczyło) – stanowiło tryumfalny dowód wyższości własnej marynarki, dawało powód do dumy. Jeśli zdobyty żaglowiec przemianowywano zgodnie z pisownią, geografią czy personaliami charakterystycznymi dla kraju-zwycięzcy, to kto potem wiedział, że kiedyś należał do wroga, że został na nim bohatersko zdobyty?! Zacierał się ślad po sukcesie, a tego nikt nie chciał! Nie tylko pozostawiano więc nazwę „obcą” w danej marynarce, aby przypominała o słynnych dokonaniach, ale czasami nowym, całkowicie własnej budowy okrętom nadawano nadal specjalnie te nazwy, aby pamięć o wyczynach nie ginęła. Kiedy Amerykanie zdobyli brytyjską fregatę Macedonian, to najpierw trzymali ją w służbie tak długo, jak tylko się dało, aby każdy oglądający tę jednostkę mógł słuchać historii, jak to dali łupnia Anglikom, a potem nazwali tak zaraz kolejny okręt, w tym samym celu. Kiedy Brytyjczycy zdobyli amerykańską fregatę President, ale musieli ją szybko rozebrać, bo błyskawicznie gniła, wykonali sobie niemal wierną kopię i nazwali President, aby móc wszystkim przypominać, że i amerykańskie wielkie fregaty nie były wcale takie niezwyciężone. Francuzi zdobywali tak mało brytyjskich okrętów (od 1793), że skrupulatnie i wiernie zachowywali ich nazwy, aby każdy francuski marynarz płynący na nich lub obok nich był świadkiem, że pyszniący się panowaniem na morzach Anglicy też są do pokonania. TA ZASADA BYŁA PRAWIE POWSZECHNA, a wyjątki od niej czyniono głównie wtedy, gdy w danej marynarce istniała już jednostka danej nazwy lub gdy nazwa z powodów politycznych, społecznych lub innych była absolutnie nie do zaakceptowania w nowej marynarce („Królobójca” nie mógł pływać w marynarce królewskiej).
2. Wojna na morzu rzadko kiedy zawierała takie elementy okrucieństwa, łupiestwa i zbrodni, jak na lądzie. Oficerowie przeciwnych stron szanowali się wzajemnie, czasem wspierali finansowo (i w inny sposób) jeńców wziętych do niewoli, odwiedzali wzajemnie w okresach pokoju, czynili wszelkie możliwe rycerskie gesty. Do czasu Rewolucji Francuskiej, kiedy na różnice narodowościowe nałożyły się różnice społeczne i gdy terror rewolucyjny wzbudził strach i nienawiść, nie opluwano i nie deprecjonowano przeciwnika. Wręcz odwrotnie – im wybitniejszy wróg, tym większa własna chwała z jego pokonania, choćby tylko symbolicznego. Duquesne płynący pod brytyjską banderą mówił wszystkim – „proszę, mieliśmy takich znakomitych przeciwników, a jednak to my ostatecznie panujemy na morzach i na dodatek zdobyliśmy opatrznościowo okręt o nazwie przypominającej Francuzom dawną chwałę – teraz oni nie mają ani chwały, ani tego okrętu!”
3. Większość okrętów w tych czasach nosiła nazwy nawiązujące do epoki klasycznej, do mitologii greckiej i rzymskiej – taka była ogólna moda epoki. Nie ograniczała się zresztą do nazw żaglowców, ale dotyczyła np. architektury i damskich strojów. Nie było najmniejszego powodu, by francuska Diana nie miała pozostać brytyjską Dianą.
4. Ówczesna elita uważała się za elitę światową, a nie lokalną. Słynne szczyty, rzeki, najwspanialsze miasta itd. „należały” kulturowo do wszystkich, a nie tylko mieszkańców danego regionu. Nacjonalistyczna zaściankowość to prymitywna cecha naszych czasów. Wszyscy ludzie z „wyższych” czy choćby nawet „średnich” sfer mówili po francusku i jak tylko chwilowo przestawali do siebie strzelać, spotykali się na rautach w Paryżu i innych europejskich stolicach. Nikt więc nie widział niczego niestosownego w pozostawieniu okrętowi nazwy słynnego i podziwianego obiektu geograficznego, bez względu gdzie tam w danym momencie przebiegała granica państwowa.
Krzysztof Gerlach
ODPOWIEDZ