Moje symulacje - sprawozdanie, fantazje, zamówienia
KGV kontra Bismarck to właściwie równe siły.
Iowa nie wiem. Nie mam jej. Można sobie dywagować.
Montana to w ciemno można powiedzieć że KGV załatwi. Zbyt duża różnica mas.
W przypadku pojedynku KGV z Iowa czy South Dakota brytyjczyk się broni silniejszym pancerzem, co równoważy słabszą artylerię ( nie dawno rozgrywałem kilka pojedynków SD kontra KGV. Przy odległościach 14-18 km było to bardzo nudne. Pociski wzajemnie się trafiały i cytadeli nie niszczyły - decydowało rozwalenie części miękkich a potem przypadek ).
Montana ma na tyle gruby pancerz - że szansa anglika mniej więcej taka jak z Yamato. Trzeba liczyć na duży łut szczęścia.
Z Vanguardem będzie to samo. Brytyjskie 15 calówki tee 12,2 cala pancerza Iowy przebijają bez problemu - nawet z poszyciem.
16 cali ustawionych pod tym kątem co na Montanie to chyba z bardzo małej odległości. Na pewno mniejszej niż amerykańskie 16 calówki anglika.
EDIT:
Walk Bismarck vs KGV odbyłem wiele. To naprawdę równe siły. Najwięcej zmienia grzebanie przy systemach kierowania ogniem a co za tym idzie ilości trafień.
Iowa nie wiem. Nie mam jej. Można sobie dywagować.
Montana to w ciemno można powiedzieć że KGV załatwi. Zbyt duża różnica mas.
W przypadku pojedynku KGV z Iowa czy South Dakota brytyjczyk się broni silniejszym pancerzem, co równoważy słabszą artylerię ( nie dawno rozgrywałem kilka pojedynków SD kontra KGV. Przy odległościach 14-18 km było to bardzo nudne. Pociski wzajemnie się trafiały i cytadeli nie niszczyły - decydowało rozwalenie części miękkich a potem przypadek ).
Montana ma na tyle gruby pancerz - że szansa anglika mniej więcej taka jak z Yamato. Trzeba liczyć na duży łut szczęścia.
Z Vanguardem będzie to samo. Brytyjskie 15 calówki tee 12,2 cala pancerza Iowy przebijają bez problemu - nawet z poszyciem.
16 cali ustawionych pod tym kątem co na Montanie to chyba z bardzo małej odległości. Na pewno mniejszej niż amerykańskie 16 calówki anglika.
EDIT:
Walk Bismarck vs KGV odbyłem wiele. To naprawdę równe siły. Najwięcej zmienia grzebanie przy systemach kierowania ogniem a co za tym idzie ilości trafień.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Nie ma za co. Robię co mogę.
A tak swoją drogą, to jeśli chodzi o walkę Grafa z trójką mniejszych chłopców, to osobiście jakoś nie widzę tam szczęśliwych trafień ( no może poza zniszczeniem tego podgrzewacza o którym wspominał Ramond ).
Exeter został systematycznie rozbity w drzazgi, pociskami które rozkładały się praktycznie równomiernie.
Graff dostał coś tam od Exetera które chyba nie było jakieś krytyczne a potem cały szereg 6 calówek które też rozkładały się w miarę równomiernie po kadłubie.
Jedyne szczęśliwe trafienie jakie dostrzegam ( ale zastrzegam, w żadnym przypadku nie można nazwać mnie znawcą tej bitwy ) to ten 28 cm pocisk Grafa co skasował dwie rufowe wieże na brytyjskim flagowcu. To zdecydowanie było szczęśliwe trafienie, ale cała reszta to jak dla mnie niespecjalnie.
pozdrawiam
Maciej Chodnicki
A tak swoją drogą, to jeśli chodzi o walkę Grafa z trójką mniejszych chłopców, to osobiście jakoś nie widzę tam szczęśliwych trafień ( no może poza zniszczeniem tego podgrzewacza o którym wspominał Ramond ).
Exeter został systematycznie rozbity w drzazgi, pociskami które rozkładały się praktycznie równomiernie.
Graff dostał coś tam od Exetera które chyba nie było jakieś krytyczne a potem cały szereg 6 calówek które też rozkładały się w miarę równomiernie po kadłubie.
Jedyne szczęśliwe trafienie jakie dostrzegam ( ale zastrzegam, w żadnym przypadku nie można nazwać mnie znawcą tej bitwy ) to ten 28 cm pocisk Grafa co skasował dwie rufowe wieże na brytyjskim flagowcu. To zdecydowanie było szczęśliwe trafienie, ale cała reszta to jak dla mnie niespecjalnie.
pozdrawiam
Maciej Chodnicki
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Bardzo ciekawie wygląda walka South Dakoty z King George V z odległości 11-13 km. Jak się je ustawi dokładnie równolegle do siebie, to całość się sprowadza do tego kto kogo pierwszy trafi w czuły punkt, bo obydwa nie są w stanie wytrzymać ciosów. Ale wystarczy je ustawić pod katem 10-20 stopni ( tak jak by jeden trochę uciekał, a drugi trochę gonił ) I nagle KGV staje sie odporny ( z wyjątkiem wież i barbet ) a South Dakota nie.
Poniżej 10 km znowu kto pierwszy ten lepszy.
Powyżej 18-20 nie sprawdzałem. Zabrakło mi cierpliwości.
PS
Walki pod la Platą na razie nie będzie. Teraz mam za dużo zajęć żeby robić okręty, a potem wolne chce wykorzystać do programowania.
Przepraszam.
Shinano - ciebie tez przepraszam. Wiem ze nie długo ta przebudowa będzie trwała dłużej niż konwersja oryginała na lotniskowiec, ale cóż, takie życie. Mam nadzieje ze wybaczysz...
EDIT:
Sprawdziłem dziś. Puściłem walkę na 22, porem 24 km.
Nierozstrzygnięte. Nadal wzajemnie odporne. deck smaszersy jakoś nie maszerują.
Co prawda w końcu anglik wygrał, ale nieuczciwie. Po prostu kolejne trafienie spowodowały zalanie pomieszczeń na zewnątrz od pancerza SD, co spowodowało przechył, pokład ustawił się pod takim kątem, że kolejne pociski w końcu go przebiły.
No ale w rzeczywistości załoga przecież by kontrbalastowała, więc okręt by się nie przechylił i nadal byłby odporny na pokładzie.
Z odległości 28 km po godzinie strzelania poddałem się. Było łącznie 5 trafień ( po obydwu stronach ) wszystkie poza cytadelą.
Poniżej 10 km znowu kto pierwszy ten lepszy.
Powyżej 18-20 nie sprawdzałem. Zabrakło mi cierpliwości.
PS
Walki pod la Platą na razie nie będzie. Teraz mam za dużo zajęć żeby robić okręty, a potem wolne chce wykorzystać do programowania.
Przepraszam.
Shinano - ciebie tez przepraszam. Wiem ze nie długo ta przebudowa będzie trwała dłużej niż konwersja oryginała na lotniskowiec, ale cóż, takie życie. Mam nadzieje ze wybaczysz...
EDIT:
Sprawdziłem dziś. Puściłem walkę na 22, porem 24 km.
Nierozstrzygnięte. Nadal wzajemnie odporne. deck smaszersy jakoś nie maszerują.
Co prawda w końcu anglik wygrał, ale nieuczciwie. Po prostu kolejne trafienie spowodowały zalanie pomieszczeń na zewnątrz od pancerza SD, co spowodowało przechył, pokład ustawił się pod takim kątem, że kolejne pociski w końcu go przebiły.
No ale w rzeczywistości załoga przecież by kontrbalastowała, więc okręt by się nie przechylił i nadal byłby odporny na pokładzie.
Z odległości 28 km po godzinie strzelania poddałem się. Było łącznie 5 trafień ( po obydwu stronach ) wszystkie poza cytadelą.
Ostatnio zmieniony 2010-03-14, 08:11 przez Maciej3, łącznie zmieniany 1 raz.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
A oto sensacja. Waszynton pogryzł się z Ansonem
Spotkanie na 8 km.
Dowódcy obydwu jednostek postanowili ustawić się skośką do przeciwnika, żeby mieć choćby minimalną ochronę pancerną.
Obydwaj poszli na zbliżenie.
O dziwo zadziałało. Przy takich kątach podejścia koło 50% pocisków trafiających w burty, nie przebijało ich.
To jest stan w którym brytyjski pocisk załatwił ostatni unit amerykańca.

Ciekawie wygląda kwestia tej gustownej dziury w barbecie B.
Trafienie nastąpiło z odległości ok 5 km ( z dokładnością do długości strzelającego, nie wiem z której wieży, więc nie wiem czy było to trochę mniej, czy trochę więcej ). Jeszcze nie tak dawno temu uznane by zostało za pudło. Wszystkie 16 calowe pociski uderzyły w wodę tuż przed Ansonem ( tak od dwieście parędziesiąt do parędziesiąt metrów przed ). Ale zrykoszetowały od powierzchni ( 8 szt, jeden poszedł pod wodę ) i pomasakrowały dziób.
Jedna sztuka z tej ósemki poszła w górę, ominęła na milimetry wieżę A, trafiła barbetę B pod niemal idealnym kątem już w ten pocieniony pancerz, przebiła bez specjalnego problemu, przeleciała przez środek barbety i przy przechodzeniu przez przeciwległą ścianę eksplodowała. Widać dziurę.
Dziura jest zdecydowanie za duża. Mam uproszczenie w programie które nie uwzględnia eksplozji w środku płyty. Taka eksplozja w płycie z punktu widzenia obliczeniowego to jest eksplozja kontaktowa. O ile eksplozja ok 18 kg TNT w środku barbety na pewno robi tam kaszanę i eliminuje wieżę z dalszych działań ( co się stało ), to raczej płyty grubości 330 nie powinna przebić ( sama eksplozja ), no ale jak to ładnie wygląda
Pociski z kolejnej amerykańskiej salwy zalały komorę wieży A, w efekcie Anson został z czterema działami.
Amerykanin w tym czasie miał załatwione 3/4 siłowni i w pełni sprawną artylerię. Robiło się już nieprzyjemnie i oczekiwałem szybkiego zejścia śmiertelnego Ansona, gdy tuż przed zrobieniem tej fotki 4 pociskowa salwa trafiła. Trafiły 2 czy 3 pociski. ( przy tej odległości to nie dziwne ) z czego jeden załatwił ostatniego Unita. Przerwałem walkę, bo co to za przyjemność strzelać do tarczy?
I co, nie lepiej było panowie iść na piwo zamiast się bić?
Tak swoją drogą to zastanawia mnie parę rzeczy.
Te pociski po rykoszecie od powierzchni to chyba powinny koziołkować i mieć znikomą przebijalność ( to znaczy znacząco mniejszą ).
Nie chodzi mi tu o ratowanie anglików - któraś tam angielska salwa na podobnej zasadzie skasowała kawał kadłuba USA, więc wychodzi na jedno, tylko o lepsze odwzorowanie rzeczywistości.
W tej chwili po rykoszecie pocisk wytraca 20% swojej prędkości ( narzucone na sztywno, w końcu skądś się energia na zmianę kierunku musi wziąć a jak prędkość się nie wytracała to pociski fajnie skakały po powierzchni - było tak po 20-40 odbić aż wytraciły prędkość do zera
), a kąt odbicia jest równy kątowi padania, także efekt jest taki jakby zostały wystrzelone w tym miejscu z odpowiednio mniejszą prędkością. Przy rykoszecie się nie aktywują, także mamy sprawną salwę.
I kolejna sprawa - zapasu mocy siłowni.
Mam taką sytuacją jak tu. 3/4 siłowni załatwione. Okręt porusza się wolniej - ma moc zmniejszoną o 75%, prędkość spada o ileś tam ( nieliniowo! ), dodatkowo prędkość spada z powodu przechyłu, wlania wody itd.
Ale w programie mam tak, że jak jest sprawny choćby jeden kocioł, to cała artyleria może strzelać.
To jest oczywista bzdura.
Amerykanie mieli 100% zapasu mocy jeśli chodzi o elektrykę.
Niemcy też
Anglicy 50%
( wszystko liczone z dołu )
U anglików to nie problem, bo zarówno artyleria główna jak i wiele innych maszyn miały napęd hydrauliczny. No ale sorry jak KGV ma skasowane 3 z 4 kotłowni i w pełni sprawną artylerię ( nie w tym pojedynku, ale w wielu innych miałem takie sytuacje ), to raczej mocy dla tej całej artylerii by nie starczyło.
Ciekawe kiedy zaczyna brakować?
( pomijam takie drobiazgi jak uszkodzenia przewodów hydraulicznych, elektrycznych i innych takich - to jest w planach do zrobienia na potem )
EDIT:
No dobra, South Dakota z odległości ponad 28 km lepsza. Zaczynają działać deck smaszersy. Dopiero z tej odległości, bo te zupełnie nie istotne 60 mm dodatkowej stali na pokładzie brytyjskim jednak działa.
Ale weź człowieku i traf z tej odległości. Jak obydwaj przeciwnicy idą równolegle do siebie ze stałymi prędkościami to w końcu coś trafia ( tak z 1% ).
Jak manewrują to nic. W końcu czas lotu pocisku koło minuty a danger zone ma z pięć metrów. O czym tu gadać?
EDIT EDIT:
Mała korekta co do pocisku który zlikwidował barbetę ( a więc i wieżę ) B na KGV. Zajrzałem do LOG'u.
Otóż pochodził on ze środkowej wieży Washingtona ze środkowego działa. Faktycznie zrykoszetował od powierzchni wody i przeszedł na milimetry nad pokładem, ominął płytę czołową wieży A, ale przeszedł przez lewe "ucho" mieszczące dalmierz. Potem już dalej jak opisywałem w barbecie.
I tu wylazł śmieszny błąd w programie.
Dalmierz jest w wieży, więc przestaje działać jak przestaje działać wieża ( założenie odgórne ).
Uszkodzenie tego ucha nie powoduje wyeliminowania z akcji wieży, bo niby czemu?
Skoro wieża była sprawna to dalmierz też
Mimo, że przeszedł przez niego na wylot pocisk 16 calowy - jakoś nie wróżę tej optyce super jakości obrazu 
Sprawa do poprawki. Ale w tym konkretnym przypadku nie miało to znaczenia.
Spotkanie na 8 km.
Dowódcy obydwu jednostek postanowili ustawić się skośką do przeciwnika, żeby mieć choćby minimalną ochronę pancerną.
Obydwaj poszli na zbliżenie.
O dziwo zadziałało. Przy takich kątach podejścia koło 50% pocisków trafiających w burty, nie przebijało ich.
To jest stan w którym brytyjski pocisk załatwił ostatni unit amerykańca.

Ciekawie wygląda kwestia tej gustownej dziury w barbecie B.
Trafienie nastąpiło z odległości ok 5 km ( z dokładnością do długości strzelającego, nie wiem z której wieży, więc nie wiem czy było to trochę mniej, czy trochę więcej ). Jeszcze nie tak dawno temu uznane by zostało za pudło. Wszystkie 16 calowe pociski uderzyły w wodę tuż przed Ansonem ( tak od dwieście parędziesiąt do parędziesiąt metrów przed ). Ale zrykoszetowały od powierzchni ( 8 szt, jeden poszedł pod wodę ) i pomasakrowały dziób.
Jedna sztuka z tej ósemki poszła w górę, ominęła na milimetry wieżę A, trafiła barbetę B pod niemal idealnym kątem już w ten pocieniony pancerz, przebiła bez specjalnego problemu, przeleciała przez środek barbety i przy przechodzeniu przez przeciwległą ścianę eksplodowała. Widać dziurę.
Dziura jest zdecydowanie za duża. Mam uproszczenie w programie które nie uwzględnia eksplozji w środku płyty. Taka eksplozja w płycie z punktu widzenia obliczeniowego to jest eksplozja kontaktowa. O ile eksplozja ok 18 kg TNT w środku barbety na pewno robi tam kaszanę i eliminuje wieżę z dalszych działań ( co się stało ), to raczej płyty grubości 330 nie powinna przebić ( sama eksplozja ), no ale jak to ładnie wygląda
Pociski z kolejnej amerykańskiej salwy zalały komorę wieży A, w efekcie Anson został z czterema działami.
Amerykanin w tym czasie miał załatwione 3/4 siłowni i w pełni sprawną artylerię. Robiło się już nieprzyjemnie i oczekiwałem szybkiego zejścia śmiertelnego Ansona, gdy tuż przed zrobieniem tej fotki 4 pociskowa salwa trafiła. Trafiły 2 czy 3 pociski. ( przy tej odległości to nie dziwne ) z czego jeden załatwił ostatniego Unita. Przerwałem walkę, bo co to za przyjemność strzelać do tarczy?
I co, nie lepiej było panowie iść na piwo zamiast się bić?
Tak swoją drogą to zastanawia mnie parę rzeczy.
Te pociski po rykoszecie od powierzchni to chyba powinny koziołkować i mieć znikomą przebijalność ( to znaczy znacząco mniejszą ).
Nie chodzi mi tu o ratowanie anglików - któraś tam angielska salwa na podobnej zasadzie skasowała kawał kadłuba USA, więc wychodzi na jedno, tylko o lepsze odwzorowanie rzeczywistości.
W tej chwili po rykoszecie pocisk wytraca 20% swojej prędkości ( narzucone na sztywno, w końcu skądś się energia na zmianę kierunku musi wziąć a jak prędkość się nie wytracała to pociski fajnie skakały po powierzchni - było tak po 20-40 odbić aż wytraciły prędkość do zera
I kolejna sprawa - zapasu mocy siłowni.
Mam taką sytuacją jak tu. 3/4 siłowni załatwione. Okręt porusza się wolniej - ma moc zmniejszoną o 75%, prędkość spada o ileś tam ( nieliniowo! ), dodatkowo prędkość spada z powodu przechyłu, wlania wody itd.
Ale w programie mam tak, że jak jest sprawny choćby jeden kocioł, to cała artyleria może strzelać.
To jest oczywista bzdura.
Amerykanie mieli 100% zapasu mocy jeśli chodzi o elektrykę.
Niemcy też
Anglicy 50%
( wszystko liczone z dołu )
U anglików to nie problem, bo zarówno artyleria główna jak i wiele innych maszyn miały napęd hydrauliczny. No ale sorry jak KGV ma skasowane 3 z 4 kotłowni i w pełni sprawną artylerię ( nie w tym pojedynku, ale w wielu innych miałem takie sytuacje ), to raczej mocy dla tej całej artylerii by nie starczyło.
Ciekawe kiedy zaczyna brakować?
( pomijam takie drobiazgi jak uszkodzenia przewodów hydraulicznych, elektrycznych i innych takich - to jest w planach do zrobienia na potem )
EDIT:
No dobra, South Dakota z odległości ponad 28 km lepsza. Zaczynają działać deck smaszersy. Dopiero z tej odległości, bo te zupełnie nie istotne 60 mm dodatkowej stali na pokładzie brytyjskim jednak działa.
Ale weź człowieku i traf z tej odległości. Jak obydwaj przeciwnicy idą równolegle do siebie ze stałymi prędkościami to w końcu coś trafia ( tak z 1% ).
Jak manewrują to nic. W końcu czas lotu pocisku koło minuty a danger zone ma z pięć metrów. O czym tu gadać?
EDIT EDIT:
Mała korekta co do pocisku który zlikwidował barbetę ( a więc i wieżę ) B na KGV. Zajrzałem do LOG'u.
Otóż pochodził on ze środkowej wieży Washingtona ze środkowego działa. Faktycznie zrykoszetował od powierzchni wody i przeszedł na milimetry nad pokładem, ominął płytę czołową wieży A, ale przeszedł przez lewe "ucho" mieszczące dalmierz. Potem już dalej jak opisywałem w barbecie.
I tu wylazł śmieszny błąd w programie.
Dalmierz jest w wieży, więc przestaje działać jak przestaje działać wieża ( założenie odgórne ).
Uszkodzenie tego ucha nie powoduje wyeliminowania z akcji wieży, bo niby czemu?
Skoro wieża była sprawna to dalmierz też
Sprawa do poprawki. Ale w tym konkretnym przypadku nie miało to znaczenia.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Zgodnie z przewidywaniem KGV wygrywa i to spokojnie z dwójką Iron Duke.
Co prawda z jakimiś stratami ( posiekane nadbudówki, trochę części "miękkiej" kadłuba ), ale bez niczego poważnego.
Ciekawe jaka będzie masakra I wojennych okrętów jak podorabiam bajery w SKO.
Co prawda z jakimiś stratami ( posiekane nadbudówki, trochę części "miękkiej" kadłuba ), ale bez niczego poważnego.
Ciekawe jaka będzie masakra I wojennych okrętów jak podorabiam bajery w SKO.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Z pewnym opóźnieniem, ale przystępuję do prac nad przerobieniem całego podsystemu celowania i strzelania.
Założenia ( z prośbą o uwagi ).
SKO zostaje całkowicie oddzielone od dalocelowników.
SKO dostaje sygnały od dalocelowników ( jednego lub kilku ) i je przerabia na konkretne kąty podniesienia i obrotu dział.
SKO może dostać informacje o celu od:
- dalocelownika jednego (to robi się coś jak director, o tym może potem ) lub kilku ( wtedy uśrednia uzyskane dane )
- radaru
- samolotu obserwacyjnego ( do przyszłej rozbudowy - obserwacyjne to się kiedyś pojawią - w końcu po coś te działka muszą być
)
- innego okrętu
- zewnętrznego obserwatora
bajery w SKO ( włączane/wyłączane dla konkretnego modelu - prośba o sugestie co który model powinien mieć i od jakiej daty )
- kompensację przechyłów bocznych przy działach zwróconych na burtę
- kompensację przechyłów bocznych przy działach ustawionych do przodu
- kompensację kołysania podłużnego - analogicznie jak tam, również dla wszelkich obrotów pośrednich
- prosty predyktor zakładający, że cel będzie się poruszał tak samo jak do tej pory ( do przyszłej rozbudowy w przypadku chwilowego utraty kontaktu z przeciwnikiem - na razie nieistotne, bo widzą się zawsze )
- skomplikowany predyktor do przewidywania zwrotów itd ( nie mam pojęcia jak to zrobić - od czasu studiów kiedy projektowałem takie predyktory trochę czasu minęło
)
- możliwość traktowania kilku jednostek w szyku tak jakby one wszystkie stanowiły jeden odpowiednio duży okręt ( pod warunkiem że pozostałe mają ten sam SKO i te same działa )
- kompensację zużycia dział. ( dla wszystkich dział razem )
- kompensację zużycia dział dla każdej lufy niezależnie ( o ile wiem to żaden drugo wojenny tego nie miał - kompensowały dla warości średniej dla wszystkich dział tak samo )
- możliwość prowadzenia ognia typu "salwa - upadek - korekta - salwa" itd
- możliwość strzelania ladderami
- możliwość strzelania zigzag pattern
- możliwość strzelania wszystkimi działami ( oczekiwanie na wszystkie działa aż się załadują )
- możliwość strzelania salwami z połowy dział ( oczekiwanie na wszystkie działa aż się załadują )
EDIT:
- możliwość strzelania z 1/3 dział. Rosjanie tak strzelali ( czy planowali strzelać ) tuż przed i w trakcie I wojny - w myśl zasady do 15 max 20 sekund salwa z 4 dział.
END_EDIT:
- możliwość strzelania co określony czas tymi działami co są gotowe. Jak które się nie załaduje to czeka na kolejkę.
- możliwość synchronizacji strzelania z innymi okrętami w zespole - koncentracja ognia na jednym celu.
coś jeszcze ?
Na razie mówię o SKO do zwalczania celów nawodnych. Latające na razie mnie nie interesują.
EDIT:
dalmierz.
może być stereoskopowy lub koincydentny
stereoskopowy - podaje namiary szybciej, ale jest bardziej podatny na zmęczenie obsługi. Czyli czas odczytu krótszy i w przypadku celów przesłoniętych dymem itd daje dokładniejszy odczyt ( to przesłonięcie to na przyszłość ). Potem w miarę trwania walki dokładność odczytów spada. Pytanie o ile?
koincydentny - odczyt trwa dłużej. Jeśli cel jest dobrze widoczny to odczyt jest dokładniejszy. Jeśli przesłonięty to gorszy ( od stereoskopowego ). Zmęczenie obsługi nie gra roli dla odczytów ( no dobra trochę gra, ale niewiele - dużo mniej niż dla stereoskopowych )
- baza optyczna. Pytanie czy można przełożyć z automatu bazę optyczną na dokładność wskazań odległości? Niby im większa baza tym lepiej, ale jak to przełożyć? To co wypisują w literaturze popularnej to się słabo trzyma kupy.
RPC
Zastanawiam się czy to w ogóle uwzględniać i niby jak? W końcu jak wieże mają "follow the pointer" to się kręcą za wskaźnikiem przy udziale obsługi. Jak mają RPC to się kręcą bez udziału obsługi ( w wieży ). Z zewnątrz kompletnie nie do rozróżnienia. I jakoś najdalsze trafienia uzyskały okręty bez RPC - czyli ( do walki z okrętami ) nie był wcale potrzebny, choć pewnie czasem się przydawał.
EDIT:
Jeszcze odnośnie SKO. Co jakiś czas powinien mieć możliwość resetu - czyli odczytu danych i wyliczenia nastaw/poprawek od zera.
W związku z tym powinno być
- określony wymagany czas pomiędzy resetami ( to bardziej dla systemów I wojennych )
- określone wymagania resetu dla sytuacji podczas walki ( czy zmiana kursu/prędkości przeciwnika wymaga resetu - tak dla wszystkich z wyjątkiem Dreyer table Mk X - ale ja idę trochę dalej niż Vanguard, więc pewnie więcej )
- określone kiedy może nastąpić reset ( warunki ustawień wież i dalocelowników )
- szybkość przełączenia pomiędzy dalocelownikami ( jeśli SKO może korzystać tylko z jednego dalocelownika )
- parametry przełączenia pomiędzy dalocelownikami ( to w praktyce dla japońców - przełączanie tylko przy dalocelownikach i wieżach w pozycji 0, 90, 180, 270 stopni, reszta dowolnie - pytanie czy tylko dla SKO model 98 z Yamato czy dla wszystkich i japońców? )
Jeszcze do dalocelowników.
- umieszczenie w dowolnym miejscu ( dalocelownik "autonomiczny obracający się niezależnie od całej reszty )
- umieszczony w wieży ( obraca się tak jak wieża + ewentualne minimalne poprawki na boki - kwestia uszkodzeń omówiona przy fikuśnym trafieniu Ansona pociskiem z Washingtona )
umieszczenie zintegorowanego z Direcotrem w sumie chyba nie ma potrzeby komplikować. Co prawda yamaciakowy director sobie stał, a dalmierz się obracał ( sam ) u anglików chyba cały director się obracał. No dobra to też rozdzielę jako opcję.
coś jeszcze?
EDIT:
To swobodne zniszczenie przez KGV dwóch Iron Duków to oczywiście w walce z pierwszo-wojennymi Iron Dukami. Przy walce z dwoma zmodernizowanymi też sobie poradził, ale wyszedł z tego mocno postrzelany. Po zatopieniu drugiego wyglądał tak:

Założenia ( z prośbą o uwagi ).
SKO zostaje całkowicie oddzielone od dalocelowników.
SKO dostaje sygnały od dalocelowników ( jednego lub kilku ) i je przerabia na konkretne kąty podniesienia i obrotu dział.
SKO może dostać informacje o celu od:
- dalocelownika jednego (to robi się coś jak director, o tym może potem ) lub kilku ( wtedy uśrednia uzyskane dane )
- radaru
- samolotu obserwacyjnego ( do przyszłej rozbudowy - obserwacyjne to się kiedyś pojawią - w końcu po coś te działka muszą być
- innego okrętu
- zewnętrznego obserwatora
bajery w SKO ( włączane/wyłączane dla konkretnego modelu - prośba o sugestie co który model powinien mieć i od jakiej daty )
- kompensację przechyłów bocznych przy działach zwróconych na burtę
- kompensację przechyłów bocznych przy działach ustawionych do przodu
- kompensację kołysania podłużnego - analogicznie jak tam, również dla wszelkich obrotów pośrednich
- prosty predyktor zakładający, że cel będzie się poruszał tak samo jak do tej pory ( do przyszłej rozbudowy w przypadku chwilowego utraty kontaktu z przeciwnikiem - na razie nieistotne, bo widzą się zawsze )
- skomplikowany predyktor do przewidywania zwrotów itd ( nie mam pojęcia jak to zrobić - od czasu studiów kiedy projektowałem takie predyktory trochę czasu minęło

- możliwość traktowania kilku jednostek w szyku tak jakby one wszystkie stanowiły jeden odpowiednio duży okręt ( pod warunkiem że pozostałe mają ten sam SKO i te same działa )
- kompensację zużycia dział. ( dla wszystkich dział razem )
- kompensację zużycia dział dla każdej lufy niezależnie ( o ile wiem to żaden drugo wojenny tego nie miał - kompensowały dla warości średniej dla wszystkich dział tak samo )
- możliwość prowadzenia ognia typu "salwa - upadek - korekta - salwa" itd
- możliwość strzelania ladderami
- możliwość strzelania zigzag pattern
- możliwość strzelania wszystkimi działami ( oczekiwanie na wszystkie działa aż się załadują )
- możliwość strzelania salwami z połowy dział ( oczekiwanie na wszystkie działa aż się załadują )
EDIT:
- możliwość strzelania z 1/3 dział. Rosjanie tak strzelali ( czy planowali strzelać ) tuż przed i w trakcie I wojny - w myśl zasady do 15 max 20 sekund salwa z 4 dział.
END_EDIT:
- możliwość strzelania co określony czas tymi działami co są gotowe. Jak które się nie załaduje to czeka na kolejkę.
- możliwość synchronizacji strzelania z innymi okrętami w zespole - koncentracja ognia na jednym celu.
coś jeszcze ?
Na razie mówię o SKO do zwalczania celów nawodnych. Latające na razie mnie nie interesują.
EDIT:
dalmierz.
może być stereoskopowy lub koincydentny
stereoskopowy - podaje namiary szybciej, ale jest bardziej podatny na zmęczenie obsługi. Czyli czas odczytu krótszy i w przypadku celów przesłoniętych dymem itd daje dokładniejszy odczyt ( to przesłonięcie to na przyszłość ). Potem w miarę trwania walki dokładność odczytów spada. Pytanie o ile?
koincydentny - odczyt trwa dłużej. Jeśli cel jest dobrze widoczny to odczyt jest dokładniejszy. Jeśli przesłonięty to gorszy ( od stereoskopowego ). Zmęczenie obsługi nie gra roli dla odczytów ( no dobra trochę gra, ale niewiele - dużo mniej niż dla stereoskopowych )
- baza optyczna. Pytanie czy można przełożyć z automatu bazę optyczną na dokładność wskazań odległości? Niby im większa baza tym lepiej, ale jak to przełożyć? To co wypisują w literaturze popularnej to się słabo trzyma kupy.
RPC
Zastanawiam się czy to w ogóle uwzględniać i niby jak? W końcu jak wieże mają "follow the pointer" to się kręcą za wskaźnikiem przy udziale obsługi. Jak mają RPC to się kręcą bez udziału obsługi ( w wieży ). Z zewnątrz kompletnie nie do rozróżnienia. I jakoś najdalsze trafienia uzyskały okręty bez RPC - czyli ( do walki z okrętami ) nie był wcale potrzebny, choć pewnie czasem się przydawał.
EDIT:
Jeszcze odnośnie SKO. Co jakiś czas powinien mieć możliwość resetu - czyli odczytu danych i wyliczenia nastaw/poprawek od zera.
W związku z tym powinno być
- określony wymagany czas pomiędzy resetami ( to bardziej dla systemów I wojennych )
- określone wymagania resetu dla sytuacji podczas walki ( czy zmiana kursu/prędkości przeciwnika wymaga resetu - tak dla wszystkich z wyjątkiem Dreyer table Mk X - ale ja idę trochę dalej niż Vanguard, więc pewnie więcej )
- określone kiedy może nastąpić reset ( warunki ustawień wież i dalocelowników )
- szybkość przełączenia pomiędzy dalocelownikami ( jeśli SKO może korzystać tylko z jednego dalocelownika )
- parametry przełączenia pomiędzy dalocelownikami ( to w praktyce dla japońców - przełączanie tylko przy dalocelownikach i wieżach w pozycji 0, 90, 180, 270 stopni, reszta dowolnie - pytanie czy tylko dla SKO model 98 z Yamato czy dla wszystkich i japońców? )
Jeszcze do dalocelowników.
- umieszczenie w dowolnym miejscu ( dalocelownik "autonomiczny obracający się niezależnie od całej reszty )
- umieszczony w wieży ( obraca się tak jak wieża + ewentualne minimalne poprawki na boki - kwestia uszkodzeń omówiona przy fikuśnym trafieniu Ansona pociskiem z Washingtona )
umieszczenie zintegorowanego z Direcotrem w sumie chyba nie ma potrzeby komplikować. Co prawda yamaciakowy director sobie stał, a dalmierz się obracał ( sam ) u anglików chyba cały director się obracał. No dobra to też rozdzielę jako opcję.
coś jeszcze?
EDIT:
To swobodne zniszczenie przez KGV dwóch Iron Duków to oczywiście w walce z pierwszo-wojennymi Iron Dukami. Przy walce z dwoma zmodernizowanymi też sobie poradził, ale wyszedł z tego mocno postrzelany. Po zatopieniu drugiego wyglądał tak:

Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
W ramach odpoczynku od programowania ( coś mi się utknęło w jakimś nudnym miejscu ) przerobiłem trochę planowaną modyfikację Nelsonów.
To co sobie zrobiłem jakiś czas temu ( czyli moją fantazję na temat planowanej przebudowy Nelsona ze zdjęciem dział 6" i zamontowaniem 4,5" ) to mi się nie podobało.
Przerobiłem teraz to na coś takiego. Mi osobiście nawet pasuje.
Co prawda oryginalnie planowano wsadzić samolot z katapultą na wieżę nr. 3 ( tak jak zresztą któryś tam miał ), ale mi to nie pasuje. Na pokładzie na rufie jest przecież tyle miejsca. Po poprzesuwaniu dział, przerobieniu nadbudówki itd wyszedł całkiem spory hangar.
Co prawda angole planowali mniej pom pomów, no ale to jest koniec lat 40-tych więc powiększyli ich skład do 10-ciu.
Z różnic niewidocznych. Tak jak Anglicy planowali - pokład pancerny o grubości 6" przedłużony do samego dziobu - ale o jeden poziom niżej niż ten w cytadeli. Zdjęcie wt. Wymieniona siłownia, prędkość powiększona do 24 w żeby mógł działać ze zmodernizowanymi jednostkami QE ( czy planowali zwiększenie o 1 w, to nie wiem, ale siłownia miała iść do wymiany, więc nie widzę problemu ). Amunicja wymieniona na nowy model 1016 kg. Wymienione SKO na takie jak na KGV.
Zastanawiam się co może być na tym łysym odcinku między nadbudówką a hangarem. Powiedzmy że staną tam w przyszłości baterie reflektorów.
Na hangarze, w pustym miejscu, łodzie pokładowe. Obsługują je te same dźwigi co samoloty.
Może być?

EDIT:
A jeszcze zapomniałem, że pancerz burtowy został przedłużony w dół. Ale nie skosem do środka kadłuba wzdłuż grodzi, tylko ostro na zewnątrz od dolnej krawędzi pasa pod kątem koło 40 stopni na zewnątrz do zewnętrznego poszycia. Coś takiego miały dostać te okręty.
EDIT_EDIT:
A to przedłużenie wygląda tak:

To wyżej to oryginalny pancerz, to niżej to przedłużenie.
Zasłania rejon przez który eksplozja torpedy miała się wentylować na zewnątrz kadłuba, ale praktyka pokazała, że i tak wentyluje się do środka, więc żadna strata. A mamy niezłą odporność na pociski nurkujące. Muszą iść naprawdę nisko żeby teraz przejść pod tym pancerzem. Nelsony zrobiły się strasznie twarde. Poprzednio ten pancerz burtowy był na tyle wąski, że pociski często go omijały.
Te cylindry w kolorze mniej więcej czerwonym to barbety ( jeśli można je tak nazwać ) z transporterami amunicji dla wieżyczek 4,5" BD.
EDIT:
Do przerabiania celowania doszła trudność kolejna - czemu nie zwróciliście mi uwagi na tak poważne zaniedbanie???
Cały system może być "analytic" albo "synthetic". Czyli albo prędkość i kurs celu sczytuje bezpośrednio z dalocelowników - tak jak go odczytała załoga ( to analytic ) albo ma prosty predyktor ( to już wspominałem ) i na podstawie dotychczasowych odczytów położenia celu przewiduje gdzie się cel powinien znaleźć za jakiś czas i porównuje to z danymi z dalocelowników. ( synthetic ). Trochę to mi komplikuje sprawę.
Cholera, czy muszę przejść przyśpieszony kurs małego artylerzysty czy jak?
No i dochodzi kolejny problem - położenie centrali artyleryjskiej. Często była poza kadłubem. Do tej pory nie chciało mi się zrobić podziału nadbudówek na pomieszczenia.........
A jest to jednak istotne - jak pocisk zamieni centralę artyleryjską w stertę złomu to trzeba przejść na kontrolę lokalną z oczywistymi konsekwencjami dla spadku celności...
Oj nie wiem czy ten tydzień "wolnego" mi wystarczy. Zbyt wiele do zrobienia ( nie tylko w tych okręcikach ) w tym czasie "wolnym"

EDIT:
Tak jeszcze przy okazji wraca do mnie pytanie kiedy okręt powinien przestać strzelać. Chodzi mi o przypadek kiedy można uznać, że dowódca nakazał opuścić okręt ( pomijam na razie przypadku zacietrzewionej obsługi która do końca stoi przy dziale na chylącym się już na burtę okręcie )
Przy pojedynku Ansona ze zmodernizowanym Rodneyem miałem taką oto sytuację:
To tak po pierwszych trafieniach, dla dekoracji

Potem Rodnej wyglądał już tak

a Anson tak

A Rodney nadal strzelał. Miał sprawną jeszcze jedną kotłownię ( z czterech ), więc zgodnie z danym założeniem miał moc, więc strzelał.
W efekcie strzelał do tego momentu

To moment oddania ostatniej salwy. Teraz woda wlała się do kotłowni ( od góry z powodu przechyłu ) i całość artylerii umilkła.
Niby poprawnie, ale widać, że okręt był martwy wcześniej i raczej nie sądzę żeby w poprzedniej sytuacji dowódca zwlekał z rozkazem opuszczenia okrętu. Albo żeby załoga spokojnie ładowała ponad tonowe pociski przy takim przechyle!
A dzięki strzelaniu doprowadził Ansona do takiej kondycji

To efekt kolejnych trafień - poprzednie przegłębienie na dziób miało miejsce przy całkowicie zalanych dziurawych pomieszczeniach.
Teraz to co widać to jeszcze parę pomieszczeń na dziobie ma dziury i nie zapełniło się w 100% więc wiadomo jaki będzie dalszy ciąg.
Jak dla mnie jest to pewnego rodzaju błąd. W tym konkretnym przypadku Rodney powinien wcześniej przestać strzelać, a Anson ocaleć.
EDIT:
Zamiast wziąć się porządnie za robotę, to siedzę i bawię się w puszczanie okręcików. No cóż - trzeba coś z życia mieć. Wybaczcie.
Bardzo ciekawie ( jak dla mnie najciekawiej ze wszystkich pojedynków do tej pory ) rozegrał się pojedynek pancernika typu King George V z Pancernikiem N3.
Stosunkowo wcześnie jeden pocisk z KGV skasował obydwie maszynownie N3 ( umieszczone koło siebie, oddzielone jedną grodzią - widać wartość rozbijania siłowni na daleko oddalone niezależne kawałki ). W efekcie w ciągu kilkunastu minut pancernik stanął. Ale miał wystarczająco pędu żeby ostawić się mniej więcej burtą do przeciwnika zanim się zatrzyma.
Kotłownie były sprawne, więc mógł strzelać dalej. A sam nieźle opancerzony, no i te działa 18 calowe... Co prawda lekkie pociski ( to była walka z wersją oryginalną ), ale jednak.
KGV dosyć szybko stracił rufową wieżę - tak z 8 minut po skasowaniu maszynowni N3 i postanowił ustawić się za rufą stojącego w miejscu przeciwnika, ze względów oczywistych - martwy sektor ostrzału na rufie.
Niestety w momencie unieruchomienia przeciwnika znajdował się od niego oddalony o jakieś 13 km ( mniej więcej ) w jego dziobowym sektorze.
Zanim przeszedł całkiem w rejon rufy został zmasakrowany pociskami 18 calowymi i zatonął. Co prawda pomasakrował przeciwnika, ale w stopniu pozwalającym na utrzymanie się na wodzie.
Jakby był ktoś chętny do holowania to N3 zwycięzca. Jak nie, to remis.
To co sobie zrobiłem jakiś czas temu ( czyli moją fantazję na temat planowanej przebudowy Nelsona ze zdjęciem dział 6" i zamontowaniem 4,5" ) to mi się nie podobało.
Przerobiłem teraz to na coś takiego. Mi osobiście nawet pasuje.
Co prawda oryginalnie planowano wsadzić samolot z katapultą na wieżę nr. 3 ( tak jak zresztą któryś tam miał ), ale mi to nie pasuje. Na pokładzie na rufie jest przecież tyle miejsca. Po poprzesuwaniu dział, przerobieniu nadbudówki itd wyszedł całkiem spory hangar.
Co prawda angole planowali mniej pom pomów, no ale to jest koniec lat 40-tych więc powiększyli ich skład do 10-ciu.
Z różnic niewidocznych. Tak jak Anglicy planowali - pokład pancerny o grubości 6" przedłużony do samego dziobu - ale o jeden poziom niżej niż ten w cytadeli. Zdjęcie wt. Wymieniona siłownia, prędkość powiększona do 24 w żeby mógł działać ze zmodernizowanymi jednostkami QE ( czy planowali zwiększenie o 1 w, to nie wiem, ale siłownia miała iść do wymiany, więc nie widzę problemu ). Amunicja wymieniona na nowy model 1016 kg. Wymienione SKO na takie jak na KGV.
Zastanawiam się co może być na tym łysym odcinku między nadbudówką a hangarem. Powiedzmy że staną tam w przyszłości baterie reflektorów.
Na hangarze, w pustym miejscu, łodzie pokładowe. Obsługują je te same dźwigi co samoloty.
Może być?

EDIT:
A jeszcze zapomniałem, że pancerz burtowy został przedłużony w dół. Ale nie skosem do środka kadłuba wzdłuż grodzi, tylko ostro na zewnątrz od dolnej krawędzi pasa pod kątem koło 40 stopni na zewnątrz do zewnętrznego poszycia. Coś takiego miały dostać te okręty.
EDIT_EDIT:
A to przedłużenie wygląda tak:

To wyżej to oryginalny pancerz, to niżej to przedłużenie.
Zasłania rejon przez który eksplozja torpedy miała się wentylować na zewnątrz kadłuba, ale praktyka pokazała, że i tak wentyluje się do środka, więc żadna strata. A mamy niezłą odporność na pociski nurkujące. Muszą iść naprawdę nisko żeby teraz przejść pod tym pancerzem. Nelsony zrobiły się strasznie twarde. Poprzednio ten pancerz burtowy był na tyle wąski, że pociski często go omijały.
Te cylindry w kolorze mniej więcej czerwonym to barbety ( jeśli można je tak nazwać ) z transporterami amunicji dla wieżyczek 4,5" BD.
EDIT:
Do przerabiania celowania doszła trudność kolejna - czemu nie zwróciliście mi uwagi na tak poważne zaniedbanie???
Cały system może być "analytic" albo "synthetic". Czyli albo prędkość i kurs celu sczytuje bezpośrednio z dalocelowników - tak jak go odczytała załoga ( to analytic ) albo ma prosty predyktor ( to już wspominałem ) i na podstawie dotychczasowych odczytów położenia celu przewiduje gdzie się cel powinien znaleźć za jakiś czas i porównuje to z danymi z dalocelowników. ( synthetic ). Trochę to mi komplikuje sprawę.
Cholera, czy muszę przejść przyśpieszony kurs małego artylerzysty czy jak?

No i dochodzi kolejny problem - położenie centrali artyleryjskiej. Często była poza kadłubem. Do tej pory nie chciało mi się zrobić podziału nadbudówek na pomieszczenia.........
A jest to jednak istotne - jak pocisk zamieni centralę artyleryjską w stertę złomu to trzeba przejść na kontrolę lokalną z oczywistymi konsekwencjami dla spadku celności...
Oj nie wiem czy ten tydzień "wolnego" mi wystarczy. Zbyt wiele do zrobienia ( nie tylko w tych okręcikach ) w tym czasie "wolnym"

EDIT:
Tak jeszcze przy okazji wraca do mnie pytanie kiedy okręt powinien przestać strzelać. Chodzi mi o przypadek kiedy można uznać, że dowódca nakazał opuścić okręt ( pomijam na razie przypadku zacietrzewionej obsługi która do końca stoi przy dziale na chylącym się już na burtę okręcie )
Przy pojedynku Ansona ze zmodernizowanym Rodneyem miałem taką oto sytuację:
To tak po pierwszych trafieniach, dla dekoracji

Potem Rodnej wyglądał już tak

a Anson tak

A Rodney nadal strzelał. Miał sprawną jeszcze jedną kotłownię ( z czterech ), więc zgodnie z danym założeniem miał moc, więc strzelał.
W efekcie strzelał do tego momentu

To moment oddania ostatniej salwy. Teraz woda wlała się do kotłowni ( od góry z powodu przechyłu ) i całość artylerii umilkła.
Niby poprawnie, ale widać, że okręt był martwy wcześniej i raczej nie sądzę żeby w poprzedniej sytuacji dowódca zwlekał z rozkazem opuszczenia okrętu. Albo żeby załoga spokojnie ładowała ponad tonowe pociski przy takim przechyle!
A dzięki strzelaniu doprowadził Ansona do takiej kondycji

To efekt kolejnych trafień - poprzednie przegłębienie na dziób miało miejsce przy całkowicie zalanych dziurawych pomieszczeniach.
Teraz to co widać to jeszcze parę pomieszczeń na dziobie ma dziury i nie zapełniło się w 100% więc wiadomo jaki będzie dalszy ciąg.
Jak dla mnie jest to pewnego rodzaju błąd. W tym konkretnym przypadku Rodney powinien wcześniej przestać strzelać, a Anson ocaleć.
EDIT:
Zamiast wziąć się porządnie za robotę, to siedzę i bawię się w puszczanie okręcików. No cóż - trzeba coś z życia mieć. Wybaczcie.
Bardzo ciekawie ( jak dla mnie najciekawiej ze wszystkich pojedynków do tej pory ) rozegrał się pojedynek pancernika typu King George V z Pancernikiem N3.
Stosunkowo wcześnie jeden pocisk z KGV skasował obydwie maszynownie N3 ( umieszczone koło siebie, oddzielone jedną grodzią - widać wartość rozbijania siłowni na daleko oddalone niezależne kawałki ). W efekcie w ciągu kilkunastu minut pancernik stanął. Ale miał wystarczająco pędu żeby ostawić się mniej więcej burtą do przeciwnika zanim się zatrzyma.
Kotłownie były sprawne, więc mógł strzelać dalej. A sam nieźle opancerzony, no i te działa 18 calowe... Co prawda lekkie pociski ( to była walka z wersją oryginalną ), ale jednak.
KGV dosyć szybko stracił rufową wieżę - tak z 8 minut po skasowaniu maszynowni N3 i postanowił ustawić się za rufą stojącego w miejscu przeciwnika, ze względów oczywistych - martwy sektor ostrzału na rufie.
Niestety w momencie unieruchomienia przeciwnika znajdował się od niego oddalony o jakieś 13 km ( mniej więcej ) w jego dziobowym sektorze.
Zanim przeszedł całkiem w rejon rufy został zmasakrowany pociskami 18 calowymi i zatonął. Co prawda pomasakrował przeciwnika, ale w stopniu pozwalającym na utrzymanie się na wodzie.
Jakby był ktoś chętny do holowania to N3 zwycięzca. Jak nie, to remis.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
- de Villars
- Posty: 2231
- Rejestracja: 2005-10-19, 16:04
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Może wprowadzić na sztywno, że przy jakimś tam, z góry określonym, przegłębieniu na rufę lub dziób, bądź przechyle na burtę - wydawany jest rozkaz opuszczenia okrętu? (ewentualnie z jakimś stosunkowo niedużym losowym odchyleniem tej wartości - co symulowałoby różny poziom ducha bojowego dowódcy i załogiJak dla mnie jest to pewnego rodzaju błąd. W tym konkretnym przypadku Rodney powinien wcześniej przestać strzelać, a Anson ocaleć.

Si vis pacem, para bellum
http://springsharp.blogspot.com/
http://springsharp.blogspot.com/
Niby coś takiego zrobiłem - ale na sztywno. Tak średnio się sprawdza.
Przy przechyłach na burtę i owszem działa jakoś sensownie.
Ale przy przegłębieniach już nie. Przegłębienie o powiedzmy 6 stopni na dziób dla jednostki długiej jak Incomparable oznacza już fajne nurkowanie. Dla jednostki długości niszczyciela to w sumie nic wielkiego.
Pewnie trzeba będzie dobierać doświadczalnie dla każdej jednostki indywidualnie.
Coś zgłupłem ostatnio - niajak mi nie idzie to przerabianie SKO
EDIT:
O i właśnie wyszedł mi kolejny błąd - dosyć śmieszny. Jak przedziały turbin są oddzielone od przedziałów przekładni, to jeśli zostanie zalany przedział przekładni to przypisana mu śruba/śruby staje. Ale jak trafienie zaliczy turbina to już nie.
O w sumie to było to jasne od początku, nie wiem czemu nie zrobiłem. Pewnie z lenistwa, bo choćby komin to jest byt czysto wirtualny i ozdobnik przezroczysty dla pocisków.
Jak woda wlezie na podstawę komina to zaczyna się wlewać do kotłowni. To powinno załatwić sprawę.
Gdzieś tam czytałem ( zabijcie mnie, nie pamiętam gdzie ), że przy przechyłach powyżej 10 stopni podajniki amunicji na pancernikach przestawały działać. Te co wyciągały z komory amunicyjnej. Pierwotnie nawet dałem taki warunek, ale to jakaś totalna bzdura. Przecież okręty potrafiły się mocniej przechylać na fali i wtedy co? ( zakładam brak uszkodzeń ) Przy wartościach skrajnych przechyłów podajniki na chwilę stają, a jak okręt przechodzi przez stan gdzie ma pokład prawie poziomo to ruszają i cała procedura wyciągania pocisku z komór przypomina takie szarpanie z zacinającym się podajnikiem?
A może i tak było i to jedna z przyczyn spadku szybkostrzelności przy fatalnej pogodzie?
Przy przechyłach na burtę i owszem działa jakoś sensownie.
Ale przy przegłębieniach już nie. Przegłębienie o powiedzmy 6 stopni na dziób dla jednostki długiej jak Incomparable oznacza już fajne nurkowanie. Dla jednostki długości niszczyciela to w sumie nic wielkiego.
Pewnie trzeba będzie dobierać doświadczalnie dla każdej jednostki indywidualnie.
Coś zgłupłem ostatnio - niajak mi nie idzie to przerabianie SKO

EDIT:
O i właśnie wyszedł mi kolejny błąd - dosyć śmieszny. Jak przedziały turbin są oddzielone od przedziałów przekładni, to jeśli zostanie zalany przedział przekładni to przypisana mu śruba/śruby staje. Ale jak trafienie zaliczy turbina to już nie.
O w sumie to było to jasne od początku, nie wiem czemu nie zrobiłem. Pewnie z lenistwa, bo choćby komin to jest byt czysto wirtualny i ozdobnik przezroczysty dla pocisków.
Jak woda wlezie na podstawę komina to zaczyna się wlewać do kotłowni. To powinno załatwić sprawę.
Gdzieś tam czytałem ( zabijcie mnie, nie pamiętam gdzie ), że przy przechyłach powyżej 10 stopni podajniki amunicji na pancernikach przestawały działać. Te co wyciągały z komory amunicyjnej. Pierwotnie nawet dałem taki warunek, ale to jakaś totalna bzdura. Przecież okręty potrafiły się mocniej przechylać na fali i wtedy co? ( zakładam brak uszkodzeń ) Przy wartościach skrajnych przechyłów podajniki na chwilę stają, a jak okręt przechodzi przez stan gdzie ma pokład prawie poziomo to ruszają i cała procedura wyciągania pocisku z komór przypomina takie szarpanie z zacinającym się podajnikiem?
A może i tak było i to jedna z przyczyn spadku szybkostrzelności przy fatalnej pogodzie?
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Bardziej realistycznie by było, gdyby "załoga" stwierdziła, że okrętu nie da się zbalastować i faktycznie zaczyna tonąć definitywnie. Tak to było z Musashide Villars pisze:Może wprowadzić na sztywno, że przy jakimś tam, z góry określonym, przegłębieniu na rufę lub dziób, bądź przechyle na burtę - wydawany jest rozkaz opuszczenia okrętu? (ewentualnie z jakimś stosunkowo niedużym losowym odchyleniem tej wartości - co symulowałoby różny poziom ducha bojowego dowódcy i załogiJak dla mnie jest to pewnego rodzaju błąd. W tym konkretnym przypadku Rodney powinien wcześniej przestać strzelać, a Anson ocaleć.)

Duże koty zjadam na przystawkę.
To prawda - są tylko dwie trudności.
Pierwsza taka, że jak na razie nie ma mechanizmu kontroli uszkodzeń. Nie ma balastowania, gaszenia pożarów ( samych pożarów zresztą też nie ma
) i paru innych
Trudność druga - jak zdefiniować, że okręt tonie?
Naprawdę miałem bardzo dziwne przypadki. Okręt ostro postrzelany który trzymał się powierzchni pod przedziwnym kątem i tkwił tak w stanie równowagi przez godzinę.
Inny przypadek okrętu stosunkowo mało uszkodzonego który nagle dostał jedno ( zdawałoby się niezbyt groźne ) trafienie, które spowodowało zwiększenie trymu takie, że woda zaraz zaczęła się wlewać do siłowni i w ciągu paru minut było po ptokach itd.
To fajnie brzmi "okręt tonie" ale jak się chce określić sztywne zasady które zrozumie "kompletny kretyn który brak polotu nadrabia szybkością" czyli po prostu komputer to się robi naprawdę problem.
Mam jedną niezawodną. Jak zanurzenie ( całego kadłuba nie spowodowane przegłębieniem tylko zwiększenie zanurzenia od ilości wlanej wody ) zwiększa się o więcej niż wynosi wolna burta to okręt tonie. Bezapelacyjnie. Tłumacząc to inaczej - jak masa wlanej wody przekracza wartość zapasu wyporności. Nawet jeśli w tym momencie coś tam jeszcze wystaje nad powierzchnię ( np. z powodu ostrego zanurzenia na dziób, czy jakieś nadbudówki ), to nie ma to znaczenia, okręt jest zatopiony ( u mnie głębokość wszędzie jest nieskończona, więc nie można liczyć na osadzenie na płyciźnie )
Te przechyły, uszkodzenia itd to jest naprawdę rzecz mocno umowna. Zresztą jak się popatrzy w jakim beznadziejnym stanie czasem okręty wracały do bazy...
A jak stosunkowo mało uszkodzone dobijano, bo nie widziano możliwości ratunku...
Pierwsza taka, że jak na razie nie ma mechanizmu kontroli uszkodzeń. Nie ma balastowania, gaszenia pożarów ( samych pożarów zresztą też nie ma
Trudność druga - jak zdefiniować, że okręt tonie?
Naprawdę miałem bardzo dziwne przypadki. Okręt ostro postrzelany który trzymał się powierzchni pod przedziwnym kątem i tkwił tak w stanie równowagi przez godzinę.
Inny przypadek okrętu stosunkowo mało uszkodzonego który nagle dostał jedno ( zdawałoby się niezbyt groźne ) trafienie, które spowodowało zwiększenie trymu takie, że woda zaraz zaczęła się wlewać do siłowni i w ciągu paru minut było po ptokach itd.
To fajnie brzmi "okręt tonie" ale jak się chce określić sztywne zasady które zrozumie "kompletny kretyn który brak polotu nadrabia szybkością" czyli po prostu komputer to się robi naprawdę problem.
Mam jedną niezawodną. Jak zanurzenie ( całego kadłuba nie spowodowane przegłębieniem tylko zwiększenie zanurzenia od ilości wlanej wody ) zwiększa się o więcej niż wynosi wolna burta to okręt tonie. Bezapelacyjnie. Tłumacząc to inaczej - jak masa wlanej wody przekracza wartość zapasu wyporności. Nawet jeśli w tym momencie coś tam jeszcze wystaje nad powierzchnię ( np. z powodu ostrego zanurzenia na dziób, czy jakieś nadbudówki ), to nie ma to znaczenia, okręt jest zatopiony ( u mnie głębokość wszędzie jest nieskończona, więc nie można liczyć na osadzenie na płyciźnie )
Te przechyły, uszkodzenia itd to jest naprawdę rzecz mocno umowna. Zresztą jak się popatrzy w jakim beznadziejnym stanie czasem okręty wracały do bazy...
A jak stosunkowo mało uszkodzone dobijano, bo nie widziano możliwości ratunku...
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Słusznie. Te dane są. Może nie dla każdego, ale dla wielu okrętów.
Zaczątek ochrony już niby jest, ale jak zacząłem wprowadzać w praktyce kontrbalastowanie to złapałem się za głowę.
Trzeba określać kolejne przedziały przeznaczone na zalewanie, potem które przedziały w razie wyższej konieczności ( te słynne zalewanie siłowni Yamato wraz z jej załogą ) itd. Robi się cała struktura.
A potem jeszcze jakiś automacik decydujący gdzie wlewać wodę. Ale taki rozsądniejszy bo np. automacik w GNBNA zalewał zawsze pomieszczenie symetryczne do uszkodzonego. W efekcie trym zwiększał się masakrycznie. Co w sumie nie miało większego znaczenia w tamtej grze, nawet nie było efektu wizualnego, ale u mnie może spokojnie doprowadzić do zatopienia.
Ale łazi mi po głowie kolejny problem. Dostarczanie przewodów, uszkodzenia pomp....
Ha i jeszcze problem kolejny ( w sumie niewielki, ale trzeba pamiętać ), przy dużym przechyle samo rozszczelnienie skrajnego pomieszczenia nie pomoże. Trzeba by tam wpompować wodę.
Czy była możliwość wpompowywania wody do pomieszczeń przeznaczonych do wyrównywania przechyłu, ale wody pobieranej z zupełnie innego miejsca kadłuba?
Niby do zrobienia, ale jak się pomyśli o niezbędnej ilości przewodów, rur itd i tym wszystkim co może przestać być wodoszczelne po uszkodzeniu to nie wiem czy warto. W praktyce nie u mnie w programie. Takiej dokładności to niestety nie mam
EDIT:
A awarie pomp trzeba zrobić koniecznie. Jak się policzy ogólną wydajność pomp Prince of Wales, to powinien on wypompować całą tą swoją wodę z kadłuba w nanosekundę
i nawet nie zauważyć że coś tam mu się wlało. A jakoś nie wyszło.
W sumie algorytm może być prosty. Jak sprawne wszystkie kotłownie / pomieszczenia silników dieslowskich to jest 100% wydajności pomp.
Jak połowa to połowa itd.
Pierwsze przybliżenie może być.
Jak dorobię przedziały agregatów awaryjnych itd to jeszcze będzie można określać czy pompa zasilana prądem czy parą.
A potem kolejny problem ( aaaa ile ich jeszcze ) - określanie konkretnych pomieszczeń z których ma być pompowana woda. Bo przecież nie ze wszystkich naraz. Jak się zacznie pompować po głupiemu, to można doprowadzić do przewrotki, jeśli okręt będzie naprawdę ciężko uszkodzony....
Jak na razie już prawie mam dalocelowniki. Okazało się, że mam takie wolne, że więcej pracuję niż zwykle
EDIT EDIT:
Cha właśnie wpadłem na pomysł jak łatwo zrobić kontrbalastowanie. Wymaga to trochę przeróbki programu, ale powinno być w miarę łatwe - tyle że trzeba będzie ręcznie wpisywać trochę danych.
Ale pojawia mi się inny problem. Procedura zalewania pomieszczeń. Przy przechyłach bocznych zalewano odpowiednie przeciwległe pomieszczenia na drugiej burcie według jakiegoś tam schematu.
A jak z trymem na dziób i rufę?
Jakoś tak mi się zdaje że zostawiano go jak był. Jakoś nie słyszałem żeby Bismarck po trafieniu z Księciunia jakoś zalewał pomieszczenia na rufie. Szli sobie ze sporym trymem na dziób i już. Musashi też jakoś nie wyrównywał tego problemu.
Interesujące. Czyżby te trymy nie były aż tak groźne? A może ciężkie do wyrównania?
To chyba bez przesady z tą trudnością. Ramię duże nie powinno być problemu. Czyli co? Brak systemu do zalewania poza cytadelą? Za słabe ( w sensie za mało ) grodzie poza cytadelą? O co chodzi?
Zaczątek ochrony już niby jest, ale jak zacząłem wprowadzać w praktyce kontrbalastowanie to złapałem się za głowę.
Trzeba określać kolejne przedziały przeznaczone na zalewanie, potem które przedziały w razie wyższej konieczności ( te słynne zalewanie siłowni Yamato wraz z jej załogą ) itd. Robi się cała struktura.
A potem jeszcze jakiś automacik decydujący gdzie wlewać wodę. Ale taki rozsądniejszy bo np. automacik w GNBNA zalewał zawsze pomieszczenie symetryczne do uszkodzonego. W efekcie trym zwiększał się masakrycznie. Co w sumie nie miało większego znaczenia w tamtej grze, nawet nie było efektu wizualnego, ale u mnie może spokojnie doprowadzić do zatopienia.
Ale łazi mi po głowie kolejny problem. Dostarczanie przewodów, uszkodzenia pomp....
Ha i jeszcze problem kolejny ( w sumie niewielki, ale trzeba pamiętać ), przy dużym przechyle samo rozszczelnienie skrajnego pomieszczenia nie pomoże. Trzeba by tam wpompować wodę.
Czy była możliwość wpompowywania wody do pomieszczeń przeznaczonych do wyrównywania przechyłu, ale wody pobieranej z zupełnie innego miejsca kadłuba?
Niby do zrobienia, ale jak się pomyśli o niezbędnej ilości przewodów, rur itd i tym wszystkim co może przestać być wodoszczelne po uszkodzeniu to nie wiem czy warto. W praktyce nie u mnie w programie. Takiej dokładności to niestety nie mam

EDIT:
A awarie pomp trzeba zrobić koniecznie. Jak się policzy ogólną wydajność pomp Prince of Wales, to powinien on wypompować całą tą swoją wodę z kadłuba w nanosekundę
W sumie algorytm może być prosty. Jak sprawne wszystkie kotłownie / pomieszczenia silników dieslowskich to jest 100% wydajności pomp.
Jak połowa to połowa itd.
Pierwsze przybliżenie może być.
Jak dorobię przedziały agregatów awaryjnych itd to jeszcze będzie można określać czy pompa zasilana prądem czy parą.
A potem kolejny problem ( aaaa ile ich jeszcze ) - określanie konkretnych pomieszczeń z których ma być pompowana woda. Bo przecież nie ze wszystkich naraz. Jak się zacznie pompować po głupiemu, to można doprowadzić do przewrotki, jeśli okręt będzie naprawdę ciężko uszkodzony....
Jak na razie już prawie mam dalocelowniki. Okazało się, że mam takie wolne, że więcej pracuję niż zwykle

EDIT EDIT:
Cha właśnie wpadłem na pomysł jak łatwo zrobić kontrbalastowanie. Wymaga to trochę przeróbki programu, ale powinno być w miarę łatwe - tyle że trzeba będzie ręcznie wpisywać trochę danych.
Ale pojawia mi się inny problem. Procedura zalewania pomieszczeń. Przy przechyłach bocznych zalewano odpowiednie przeciwległe pomieszczenia na drugiej burcie według jakiegoś tam schematu.
A jak z trymem na dziób i rufę?
Jakoś tak mi się zdaje że zostawiano go jak był. Jakoś nie słyszałem żeby Bismarck po trafieniu z Księciunia jakoś zalewał pomieszczenia na rufie. Szli sobie ze sporym trymem na dziób i już. Musashi też jakoś nie wyrównywał tego problemu.
Interesujące. Czyżby te trymy nie były aż tak groźne? A może ciężkie do wyrównania?
To chyba bez przesady z tą trudnością. Ramię duże nie powinno być problemu. Czyli co? Brak systemu do zalewania poza cytadelą? Za słabe ( w sensie za mało ) grodzie poza cytadelą? O co chodzi?
Ostatnio zmieniony 2010-03-16, 08:14 przez Maciej3, łącznie zmieniany 1 raz.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Jeszcze a propos tonięcia.
Musashi i Yamato miały taki zapas pływalności, że zalanie wszystkich (!) pomieszczeń poza cytadelą pancerną pozwalało utrzymać się na powierzchni- ponieważ jednak zalało trochę więcej to Musashi zatonął klasycznie. Yamato wskutek przechyłu (balastowania akurat nic by nie dało i tak). W grę wchodziła jeszcze utrata stabilności przy zalaniu pewnej objętości sekcji dziobowej (stwierdzono empirycznie).
Wiec może uznać za warunek konieczny do rozpoczęcia "procesu" tonięcia zniszczenie konkretnej liczby przedziałów pod linią wodną (względnie w jej okolicy), co zaowocuje w przyszłości (a program będzie to wiedział na pewno!) zalaniem kolejnych i utratą pływalności. Względnie wlaniem pewnej ilości wody do kadłuba; powiedzmy, że okręt zbiera łomot, ma przechył, a ilość zniszczonych przedziałów rośnie. Gdy zniszczeniu i zalewaniu ulegają kolejne przedziały, to po przekroczeniu wartości krytycznej objętości wody w kadłubie następuje wstrzymanie ognia i capella finita. A skąd prędki kretyn będzie o tym wiedział? Bo będzie wiedział ile wody jeszcze wleje mu się do kadłuba z powodu dziur, które są już "teraz"
Sam mówisz, że nie masz mechanizmów OPA- więc wszystkie dziury zostają przez cały czas pojedynku, nie?
Musashi i Yamato miały taki zapas pływalności, że zalanie wszystkich (!) pomieszczeń poza cytadelą pancerną pozwalało utrzymać się na powierzchni- ponieważ jednak zalało trochę więcej to Musashi zatonął klasycznie. Yamato wskutek przechyłu (balastowania akurat nic by nie dało i tak). W grę wchodziła jeszcze utrata stabilności przy zalaniu pewnej objętości sekcji dziobowej (stwierdzono empirycznie).
Wiec może uznać za warunek konieczny do rozpoczęcia "procesu" tonięcia zniszczenie konkretnej liczby przedziałów pod linią wodną (względnie w jej okolicy), co zaowocuje w przyszłości (a program będzie to wiedział na pewno!) zalaniem kolejnych i utratą pływalności. Względnie wlaniem pewnej ilości wody do kadłuba; powiedzmy, że okręt zbiera łomot, ma przechył, a ilość zniszczonych przedziałów rośnie. Gdy zniszczeniu i zalewaniu ulegają kolejne przedziały, to po przekroczeniu wartości krytycznej objętości wody w kadłubie następuje wstrzymanie ognia i capella finita. A skąd prędki kretyn będzie o tym wiedział? Bo będzie wiedział ile wody jeszcze wleje mu się do kadłuba z powodu dziur, które są już "teraz"
Duże koty zjadam na przystawkę.