Parshall a Guadalcanal 15/11

Okręty Wojenne lat 1905-1945

Moderatorzy: crolick, Marmik

Fereby
Posty: 358
Rejestracja: 2005-06-27, 13:28

Post autor: Fereby »

Halsey pisze:
Marmik pisze: Dlatego proponuję, że jeżeli nikt nie zna prawdy to niech każdy kto chce pozostanie przy tym co mu się wydaje i przejdzie do kolejnego zagadnienia w dyskusji.
OK, to ja tylko dorzucę jeden fakt, o którym chyba nie wszyscy wiedzą (a nuż dla kogoś taka ciekawostka będzie cenna).
Otóż Massachusetts walczył pod Casablanką 8 listopada 1942 - zaledwie tydzień wcześniej niż Washington pod Guadalcanalem. Wypłynął z Portland 24 października. Nie miał w magazynach pocisków HC. No i już kończę na ten temat...
Owszem - to jest powszechnie znane i opisane u Okuna. Szkopuł w tym, że to bynajmniej nie dowodzi dostępności pocisków - załogi amerykańskich pancerników nie były wyszkolone do ognia wspierającego własne oddziały (procedury zresztą dopiero opracowywano w dowództwie sił desantowych), a ostrzeliwanie Francuzów (propaganda przedstawiała żołnierzy jako sojuszników, pragnących walczyć z nazistami, tyle że nie mogą, bo im zakazuje Darlan i starsi oficerowie), przez pancerniki byłoby niepożądane z punktu widzenia Departamentu Stanu.
Fereby pisze: Czym Kondo tłumaczył skorzystanie z tych pocisków, skoro miał wystarczająco wiele czasu na przeładowanie głównych dział? Coś tu wyraźnie nie gra - pociski te kiepsko nadają się do walki z krążownikami o czym Abe jakoś wiedział.
A właśnie, że wszystko gra. Kirishima wcale nie miała walczyć z amerykańskimi okrętami. Spodziewany zespół krążowników i niszczycieli miał zostać zwalcowany przez siły lekkie Kimury i Hashimoty. A gdyby nie udało im się całkowicie posprzątać, do akcji miały wejść najpierw ciężkie krążowniki, dając Kirishimie czas na zmianę pocisków.
Wprost przeciwnie, cała ta opowieść Kondo nawet na pierwszy rzut oka wygląda na typową blagę. Kondo miał wystarczająco czasu, by zmienić pociski na przeciwpancerne, a po wygranej bitwie z powrotem na burzące - powinien tak postąpić, gdyby trzymał się procedur.
Nawiasem mówiąc kwestia, czy na Hiei i Kirishimie w Piątek Trzynastego w ogóle przeładowywano pociski na przeciwpancerne, jest cokolwiek kontrowersyjna. Frank przekonująco poddaje to w wątpliwość. Lundgren twierdzi, iż najmniej kłopotliwym sposobem rozładowania działa załadowanego pociskiem Typu 3 było jego wystrzelenie. Analogiczne stwierdzenie można znaleźć w książce Tully'ego o Surigao.
Teza Franka jest także bardzo kontrowersyjna - to, że coś jest kłopotliwe, nie oznacza, że się tego nie robi, gdy otrzyma się rozkaz. A Abe mógł taki rozkaz wydać nawet przez pomyłkę i potem już nie dało się tego odwrócić.
Fereby pisze:
Ale to tak na marginesie. Teraz fakty.
Atago i Takao łącznie wystrzeliły w bitwie 97 pocisków głównej artylerii. Oraz 39 torped. Ciekawa proporcja, nieprawdaż?
Przy walce na małą odległość, a'la krążowniki liniowe Fishera, na którą się potem zdecydował? Bynajmniej nie.
Najlepiej policzcie, jaką średnią ilość pocisków na działo wystrzeliły ciężkie krążowniki. Przy czym wynik nie powie wszystkiego, Takao zużył znacznie mniej amunicji artyleryjskiej niż Atago - 36 pocisków w ciągu... 12 minut strzelania. Zważywszy, iloma lufami głównej artylerii dysponował ten krążownik (10) - taka ilość pocisków jest wprost śmieszna. Takao wystrzelił za to aż 20 torped.
Powyższy wynik ostatecznie przesądza, że Kondo uważał artylerię swojego krążownika liniowego za kluczowy środek bojowy w walce z pancernikiem przeciwnika. Krążowniki zostały potraktowane głównie jako platformy uzbrojenia torpedowego, ponieważ ich artyleria główna byłaby mniej skuteczna i mogłaby utrudnić korekcję ognia Kirshimie, a typ Kongo nie posiadał od dłuższego czasu wyrzutni torpedowych.
Ponadto Kondo uzasadniał swoją decyzję o wycofaniu się m.in. prawie całkowitym wyczerpaniem zapasu torped na jego okrętach.
A mógł liczyć wtedy na uzyskanie przewagi ogniowej, na którą początkowo liczył? Dlatego zresztą przedtem zmienił plan.
Kondo nie liczył na zapewnienie przez Kirishimę przewagi ogniowej w walce morskiej. Powtarzam - Kirishima nie miała zwalczać amerykańskich okrętów. Natomiast Kondo liczył na swoją przewagę w broni torpedowej.
Co najpewniej wyssał z palca po bitwie - skoro jakoby do końca postrzegał siły przeciwnika jako "krążowniki", to jego ciężkie i lekkie krążowniki miały przewagę artyleryjską nad nimi i niszczycielami, którą przecież jakoś skutecznie wykorzystały w starciu z owymi niszczycielami.
W związku z tym zamierzał walczyć z Washingtonem nawet wtedy, gdy Kirishima była już wyeliminowana z akcji i wręcz... ścigał amerykański pancernik.
A jesteś pewien, że jego zamiary nie zmieniły się gwałtownie w chwili pisania raportu? To co robił, wcale na "ściganie" nie wygląda.
Może też warto oddać głos naszemu bohaterowi - Nobutake Kondo:

Inna sprawa, że (jak już wcześniej wspomniałem) Wielki Taktyk Kondo nie wierzył w meldunki o obecności amerykańskich pancerników tak długo, aż w końcu zrobiło się za późno...
Decyzja o skróceniu odległości była poprawna z punktu widzenia taktyki którą podjął, ale dysponował nazbyt kiepskim sprzętem, by był w stanie ją zrealizować w całości (choć w części było to możliwe).
Brzmi mętnie. Można prosić jeszcze raz, ale bardziej rzeczowo?


Krążowniki liniowe przestano uważać za skuteczne platformy uzbrojenia do zwalczania pancerników z małej odległości już po Bitwie Jutlandzkiej.

[cut]

Fereby
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4929
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Post autor: Maciej3 »

Lundgren twierdzi, iż najmniej kłopotliwym sposobem rozładowania działa załadowanego pociskiem Typu 3 było jego wystrzelenie. Analogiczne stwierdzenie można znaleźć w książce Tully'ego o Surigao.
Nie są oni jedyni. Na temat rozładowywania ciężkich dział już tu było na forum jakiś czas temu.
Można sobie wyobrazić taką czynność, ale jest ona cokolwiek upierdliwa. Najpierw otwierasz zamek, potem wydłubujesz worki z ładunkami miotającymi ( każdy po kilkadziesiąt kilo albo lepiej ), a potem trzeba jeszcze wydłubać pocisk ważący ładnych kilkaset kilo. Dobrze by było wykręcić z niego zapalnik przed wydłubywaniem, żeby nie zrobić sobie krzywdy zbyt gwałtownymi operacjami. W przypadku zapalników dennych w sumie do zrobienie - jakiś zdeterminowany facet włazi przez zamek do lufy i wydłubuje. Ale z zapalnikami czołowymi trochę gorzej. Włazić do lufy czy jak?
Jak nie było innego wyjścia bo np. ładunek miotający nie odpalił, choć powinien, to się tak robiło, ale pod okiem wrogiego okrętu?
Już lepiej posłać pierwszą salwę z nie takich pocisków a potem się przestawić na właściwe.
A jak mamy załadowane działa i przeciwnik się ulotnił/utonął to lepiej oddać strzał na wiwat niż ryzykować rozładowywanie dział. Co prawda marnujemy kilka ciężkich pocisków, które trochę kosztują, ale takie skąpstwo to akurat może się ostro zemścić.
Jeśli już to można mówić o zamianie pocisków na podajnikach czy przetoczeniu w samych komorach tak żeby było bliżej transportować jeden czy drugi typ.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4929
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Post autor: Maciej3 »

South Dakota po bitwie miał większą zdolność do czynnej służby, niż np. Prince of Wales po walce z Bismarckiem i Prinz Eugenem
Pozostaję sceptyczny. Jeśli kilka minut po walce z Bismarckiem to zgoda. PoW miał wtedy sprawne tylko dwa działa.
Ale kilka godzin potem naprawili obydwie 4 lufowe wieże i mieli sprawne z powrotem 9 dział. ( jedno z dziobowej 4 lufówki było nie sprawne przez cały czas ).
SD po akcji miał sprawne 4 działa. Rufowa wieża nie bardzo się nadawała do prowadzenia ognia - paru autorów o tym wspomina ( mogła być używana only in emergency ), a z jednej dziobowej dwa działa były niesprawne jeszcze przed akcją.
Jeśli chodzi o poziom postrzelania nadbudówek to księciuniu zaliczył jedno trafienie w pomost co nieco wykarczowało obsługę, ale bez przesady z tymi uszkodzeniami no i jedno w dalocelownik ( czy obydwa, nie pomnę ) dziobowy przeciwlotniczy. To w zasadzie wszystko. No dobra, jeszcze posiekane łodzie okrętowe, ale bez tego można żyć.
Zresztą przecież jeszcze ponad dobę szedł za Bismarckiem i nawet wymieniał się pociskami. Co prawda nie było już żadnych trafień po obydwu stronach, ale Fredman twierdzi, że uzyskał kilka nakryć na Bismarcku z odległości ~30 tys jardów. Może nawet większej.

A SD miała - odstrzelone anteny, zniszczony radar plot ( nie podejmuję się tłumaczenia ), zniszczone bodaj 3 radary, postrzelane nadbudówki itd. W sumie to nie powinno dziwić, w końcu ilość trafień na SD była sporo większa.
Stan SD wydaje się być jednak poważniejszy.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
jogi balboa
Posty: 2823
Rejestracja: 2007-01-18, 16:39

Post autor: jogi balboa »

Fereby pisze:
jogi balboa pisze:
Rozumiemy co czytamy?
Problem w tym, że właśnie nie rozumiemy - wciąż nie wiemy co to jest służba w pierwszej linii.
Jeśli maszynowni można czytać gazetę, oznacza to że układy zabezpieczeń zadziałały prawidłowo i nie doszło awarii generatorów. Czyli awaria była niezbyt poważna.
Tak, tak, ale jak często zdarzały się takie niezbyt poważne usterki w wyniku których okręt tracił możliwość prowadzenia ognia?
Chodzi ci o kilkuminutowy brak zasilania w jednej, bądź kilku sekcjach okrętu wskutek zwarcia, bądź przeciążenia, czy niemożność użycia jednego z urządzeń, wskutek uszkodzeń od ognia przeciwnika?
Skoro jakoby na stałe utracono zasilanie
To są twoje słowa a nie moje. Ja wiem jedynie że SKO padło, działa zamilkły a South Dacota stał się celem dla okrętów japońskich. Zanim usterkę usunięto (lub nie usunięto), było już po ptakach, a niczym nie poparte dywagacje na temat tego czego dokonałaby bardziej doświadczona załoga daruję sobie.
Chodzi ci w końcu o awarię, wynikłą prawdopodobnie z przeciążenia i usuniętą w ciągu trzech minut (zanim okręt napotkał zespół ostrzału lotniska), czy późniejsze uszkodzenie instalacji elektrycznej radaru SG w wyniku ognia przeciwnika?
Co to jest służba w pierwszej linii? Jakie kategorie zadań bojowych obejmuje? Czy to pojęcie jest równoznaczne z czynną służbą?
Wiesz, moje pojecie na temat nomenklatury USNavy jest mniej więcej podobne do twojego w zakresie praktyki lotów Vfr-owych.
Chodzi ci o to, że wiem, iż jak bombowiec mający zbombardować cel we Francji dolatywał do Kanału La Manche, to mu się bynajmniej nawigacja nie kończyła?
Masz wiec okazję wykazać się wiedzą, zamiast w dalszym ciągu mędrkować, napisz po prostu definicje a wtedy ja odpowiem o co mi chodziło. Jakkolwiek każdy wie z jakiej służby, czy też kategorii zadań bojowych został USS Soutch Dacota wycofany po tej bitwie, nie mam więc pojęcia po co dalej rżnąc głupa.
Powiedzmy jednak, że nie każdy wie, co to jest służba w pierwszej linii (nawet mój brat, naprawdę wyśmienicie znający się na tego rodzaju sprawach, nie odgadł o co chodzi); South Dakota po bitwie miał większą zdolność do czynnej służby, niż np. Prince of Wales po walce z Bismarckiem i Prinz Eugenem i niewiele mniejszą jak Rodney wkrótce po zatopieniu Bismarcka.

[cut]

Fereby
Dlaczego nie napiszesz po prostu tych definicji tak jak o to poprosiłem? Zwracam uwagę że zrobiłem to wprost, ty natomiast wmawiasz mi że zadałeś jakieś pytanie podczas gdy w rzeczywistości cały czas piszesz jedynie półsłówkami „mądrości” z których nic nie wynika. Proszę, podaj więc definicje jeśli faktycznie wiesz o czym piszesz. Proszę po raz ostatni i z szacunku do moderatorów i innych użytkowników, nie zamierzam więcej o tym dyskutować, co oczywiście nie oznacza że nie będę komentować pewnych kontrowersyjnych wypowiedzi.
Dobre pytanie, czy ten zwyczaj został w ogóle wzięty pod uwagę przez konstruktorów okrętu.
Jak wykazano powyżej, ZOSTAŁ
Co więcej, w literaturze można przeczytać, iż meldunki o uszkodzeniach przekazywano telefonicznie, więc telefony raczej działały w trakcie starcia z zespołem ostrzału lotniska.
Jak wykazano powyżej, to nie oznacza przywrócenia zasilania. Za Marmikiem: ...jest coś takiego jak telefon bezbateryjny. Przewodowe urządzenie łączności nie wymagające zasilania.
A tak w ogóle, to w której literaturze? Tytuły i autorów proszę.
Uszkodzenia instalacji elektrycznej od ognia przeciwnika, najpewniej nie były nazbyt poważne - z kolei wcześniejsza, trzyminutowa utrata zasilania wywołana zwarciem, bądź przeciążeniem, raczej także nie sposodowała nazbyt poważnego "spalenia kabli", ani też awarii generatorów (jak sugeruje to Morison).
Najpewniej, bądź, raczej – czyli właściwie nie wiesz co się stało.
A teraz coś pewnego bo fakt: trzyminutowa utrata zasilania wystarczyła aby USS South Dacota został podziurawiony jak sito i tym razem na amen utracił większość końcówek SKO, stając się niezdolnym do walki (pomijając już oczywiście, to że tak naprawdę ważne podzespoły SKO, które padły w wyniku awarii zasilania, wciąż nie działały).
Krążowniki liniowe przestano uważać za skuteczne platformy uzbrojenia do zwalczania pancerników z małej odległości już po Bitwie Jutlandzkiej.
Czy to aby nie stoi w sprzeczności z tym co Fereby niedawno pisał na temat założeń Brytyjczyków? Pytam ponieważ nie wiem czy jestem już przewrażliwiony, czy faktycznie tak jest?
Maciej pisze: Nie są oni jedyni. Na temat rozładowywania ciężkich dział już tu było na forum jakiś czas temu.
Można sobie wyobrazić taką czynność, ale jest ona cokolwiek upierdliwa. Najpierw otwierasz zamek, potem wydłubujesz worki z ładunkami miotającymi ( każdy po kilkadziesiąt kilo albo lepiej ), a potem trzeba jeszcze wydłubać pocisk ważący ładnych kilkaset kilo. Dobrze by było wykręcić z niego zapalnik przed wydłubywaniem, żeby nie zrobić sobie krzywdy zbyt gwałtownymi operacjami. W przypadku zapalników dennych w sumie do zrobienie - jakiś zdeterminowany facet włazi przez zamek do lufy i wydłubuje. Ale z zapalnikami czołowymi trochę gorzej. Włazić do lufy czy jak?
Jak nie było innego wyjścia bo np. ładunek miotający nie odpalił, choć powinien, to się tak robiło, ale pod okiem wrogiego okrętu?
Już lepiej posłać pierwszą salwę z nie takich pocisków a potem się przestawić na właściwe.
A jak mamy załadowane działa i przeciwnik się ulotnił/utonął to lepiej oddać strzał na wiwat niż ryzykować rozładowywanie dział. Co prawda marnujemy kilka ciężkich pocisków, które trochę kosztują, ale takie skąpstwo to akurat może się ostro zemścić.
Jeśli już to można mówić o zamianie pocisków na podajnikach czy przetoczeniu w samych komorach tak żeby było bliżej transportować jeden czy drugi typ.
Mam takie może głupie pytanie. A co zrobić z rozładowanym pociskiem? Z powrotem zjeżdża do magazynu (jakoś nie kojarzę specjalnej windy „powrotnej”), czy może na pokład pod wieżą i za burtę. No i co z kolejnymi pociskami przygotowanymi na dosyłaczach. Ile to minut?
Pozostaję sceptyczny. Jeśli kilka minut po walce z Bismarckiem to zgoda. PoW miał wtedy sprawne tylko dwa działa.
Za to miał sprawny SKO w przeciwieństwie do USS South Dacota który mógł co najwyżej celować „podłóg lufy”...
domek
Posty: 1657
Rejestracja: 2004-01-09, 04:44

Post autor: domek »

http://www.navsource.org/archives/01/57h.htm

To jest wszystkim znane... :shock: ...chyba :shock:

pozdrawiam
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4929
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Post autor: Maciej3 »

Mam takie może głupie pytanie. A co zrobić z rozładowanym pociskiem?
Nie wiem :-D
Ja zakładam, że rozładowanie działa ( w sposób poprzez wydłubanie ładunku, potem pocisku przez otwarty zamek ) odbywa się w sytuacji wyjątkowej - czyli gdy np. po podaniu komendy ( czy raczej wciśnięcia guzika ) odpalenia działa, działo nie odpaliło, albo jakiejś innej awarii.
Wtedy pewnie się z tym pociskiem jakoś tak babrze. Pytanie - czy w takiej sytuacji ( dość chyba rzadkiej ) babrzą się z tym wydłubywaniem pocisku na morzu, czy po prostu zostawiają jedno działo "zagwożdżone" i wracają do bazy, gzie potem babrze się z tym obsługa stoczniowa i/lub saperzy?
Pytam bo nie wiem.
W każdym razie podczas akcji takie rozładowanie jest wyjątkowo niepraktyczne i jak już wspominano, rozładowywano działa przez wystrzelenie ich zawartości.
Z powrotem zjeżdża do magazynu (jakoś nie kojarzę specjalnej windy „powrotnej”)
Jak popatrzeć na konstrukcję windy w KGV to można by to sobie wyobrazić ( choć wymaga to dużej wyobraźni ;) ). Na innych, gdzie pociski transportowały to jak na łańcuchu to chyba jednak
czy może na pokład pod wieżą i za burtę.
Ale podczas wywalania pocisku trzeba jakoś otworzyć drzwi wieży - trochę ryzykowne przy obecności przeciwnika w pobliżu :-D
Tak załapałem sarkazm w Twojej wypowiedzi.
Za to miał sprawny SKO w przeciwieństwie do USS South Dacota który mógł co najwyżej celować „podłóg lufy”...
Zgoda, ale z dwóch dział to na większą odległość i tak nie trafisz - chyba że fartem. W sumie wszystko jedno czy nie trafisz dlatego, że masz mało dział, czy dlatego że nie możesz celować :-D
No ale po kilku godzinach to Księciuniu zdecydowanie górą.
To jest wszystkim znane... Shocked ...chyba Shocked
Chyba jednak nie, bo ja nie znałem. Dzięki.
Zastanawia mnie tylko jedna sprawa z tej strony. Napisali tam, że SD trafiła 16 calówkami w Atago i Takao. :shock:
Ja tam jestem przekonany, że Japońskie ciężkie krążowniki wyszły z tej walki bez szwanku.
Mam błędne przekonanie czy jak?

EDIT:
W sumie po przespaniu.. jak dzialo nie odpali to mozna wymienic ladunki miotajace ( po odczekaniu swojego zeby nie wypalily ogniem po otwarciu zamka ) I po wymianie odpalic na nowo. Z pociskiem nie trzeba sie babrac. No chyba ze utkwil bo sie zakleszczyl..
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
MiKo
Admin FOW
Posty: 4050
Rejestracja: 2004-01-07, 09:02

Post autor: MiKo »

Fereby pisze:
MiKo pisze: Tak, tak to prawda... ale kto w końcu oskarżał ludzi z Gwina o niekompetencję?
Właściwie wyłącznie we wspomnieniach załóg niszczycieli, kutrów torpedowych i okrętow podwodnych. Jeśli chodzi o podobnej masci oskarżenia względem lotników...
Rozumiem, że nie widziałeś takich oskarżeń w stosunku do załogi Gwina, jedynie założyłeś, że musiało być podobnie jak w innych przypadkach?
Nie ma to znaczenia, ponieważ i tak musisz się najpierw wstrzelać - poprawkę balistyczną na inny typ pocisku wyliczy kalkulator artyleryjski. Jeśli się nie uzyskałeś nakrycia, kontynuujesz wstrzeliwanie się pociskami przeciwpancernymi; jesli uzyskałeś nakrycie, przechodzisz na ogień ciągły tymiż pociskami - ewentualne wyjście z kwadratu po zmianie amunicji będzie dostrzeżone przez obłsugę dalocelowanika, co pozwoli na skorygowanie poprawki.
Fereby, weź pod uwagę ile trzeba wystrzelić salw żeby zmienć rodzaj amunicji, pamiętając, w której salwie Washington (czy Bismarck) trafił porzeciwnika i jakie to mogło mieć znaczenia na dlaszy przebieg bitwy, gdyby nie były to pociski przewipancerne tylko burzące.
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4929
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Post autor: Maciej3 »

ile trzeba wystrzelić salw żeby zmienć rodzaj amunicji, pamiętając, w której salwie Washington (czy Bismarck) trafił porzeciwnika i jakie to mogło mieć znaczenia na dlaszy przebieg bitwy, gdyby nie były to pociski przewipancerne tylko burzące.
To raz. A dwa to poziom ówczesnych przeliczników. To nie współczesny komputer, gdzie się podstawia inną tabelkę kątów podniesienia w zależności od odległości w pamięci maszyny, gdzie czasy przełączenia z jednego obszaru pamięci na inny to rzędy mikrosekund ( powiedzmy mili jeśli trzeba całą tabelkę wczytać z kądś tam).
"przeprogramowanie" komputera analogowego to przełączenie sterty kabli, przełączników a czasem nawet przemontowanie jakiś podzespołów.
Nawet w starszych lampowych cyfrówkach zmiana oprogramowania, czy danych w pamięci oznaczała przemontowanie podzespołu wielkości porządnej szafy 3 drzwiowej i co najmniej kilkudziesięciu minut pracy paru techników. Przeliczniki na pewno nie wymagały aż takich operacji, ale poziomu techniki nie przeskoczysz.
Nie przypadkiem Niemcy którzy stosowali generalnie 3 rodzaje pocisków do dział artylerii głównej, dbali o to, żeby wszystkie miały identyczne parametry balistyczne.
W przeciwnym wypadku zmiana rodzaju pocisku wiąże się z długotrwałym przestawianiem komputera i/lub ponownym wstrzeliwaniu się w cel.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Awatar użytkownika
Halsey
Posty: 682
Rejestracja: 2007-01-15, 11:24
Lokalizacja: Katowice

Post autor: Halsey »

Fereby pisze:
Halsey pisze:
Marmik pisze: Dlatego proponuję, że jeżeli nikt nie zna prawdy to niech każdy kto chce pozostanie przy tym co mu się wydaje i przejdzie do kolejnego zagadnienia w dyskusji.
OK, to ja tylko dorzucę jeden fakt, o którym chyba nie wszyscy wiedzą (a nuż dla kogoś taka ciekawostka będzie cenna).
Otóż Massachusetts walczył pod Casablanką 8 listopada 1942 - zaledwie tydzień wcześniej niż Washington pod Guadalcanalem. Wypłynął z Portland 24 października. Nie miał w magazynach pocisków HC. No i już kończę na ten temat...
Owszem - to jest powszechnie znane i opisane u Okuna. Szkopuł w tym, że to bynajmniej nie dowodzi dostępności pocisków - załogi amerykańskich pancerników nie były wyszkolone do ognia wspierającego własne oddziały (procedury zresztą dopiero opracowywano w dowództwie sił desantowych), a ostrzeliwanie Francuzów (propaganda przedstawiała żołnierzy jako sojuszników, pragnących walczyć z nazistami, tyle że nie mogą, bo im zakazuje Darlan i starsi oficerowie), przez pancerniki byłoby niepożądane z punktu widzenia Departamentu Stanu.
Nieprawda. Amerykańskie pancerniki podczas operacji Torch ostrzeliwały Francuzów na lądzie - New York pod Safi, a Texas pod Mehdia. I specjalnie z myślą o tym nie dość, że zaopatrzono te okręty w odpowiednie pociski (Bombardment Mark 9, do dział kolejowych), to jeszcze w związku z gabarytami tych pocisków wprowadzono niezbędne modyfikacje w części wież artylerii głównej obu pancerników.
Sorry za drążenie oftopa, sprawa nie dotyczy bezpośrednio pocisków HC 406 mm, ale tu aż się prosiło o komentarz.
Fereby pisze:
Fereby pisze: Czym Kondo tłumaczył skorzystanie z tych pocisków, skoro miał wystarczająco wiele czasu na przeładowanie głównych dział? Coś tu wyraźnie nie gra - pociski te kiepsko nadają się do walki z krążownikami o czym Abe jakoś wiedział.
A właśnie, że wszystko gra. Kirishima wcale nie miała walczyć z amerykańskimi okrętami. Spodziewany zespół krążowników i niszczycieli miał zostać zwalcowany przez siły lekkie Kimury i Hashimoty. A gdyby nie udało im się całkowicie posprzątać, do akcji miały wejść najpierw ciężkie krążowniki, dając Kirishimie czas na zmianę pocisków.
cała ta opowieść Kondo nawet na pierwszy rzut oka wygląda na typową blagę. Kondo miał wystarczająco czasu, by zmienić pociski na przeciwpancerne, a po wygranej bitwie z powrotem na burzące - powinien tak postąpić, gdyby trzymał się procedur.
W ogóle nie miał czasu. Gdy rozpoznał, że przeciwnikiem są BB, było już za późno - Kirishima była pod ogniem Washingtona. A wcześniej nie widział takiej potrzeby, uważając przez cały czas, że dezintegracja amerykańskiego zespołu "krążowników" i niszczycieli przebiega po jego myśli. Z jego punktu widzenia w momencie trafienia krążownika (za jaki uważał SD) przez Kirishimę zadanie pomocnicze (wyeliminowanie amerykańskiego zespołu nawodnego) zostało w zasadzie wykonane i można było spokojnie przystąpić do realizacji głównej misji - ostrzału lotniska.
Kirishima nie zmieniła pocisków na AP - jak widzimy, z początku trafiała SD m.in. właśnie 356 mm pociskami zapalającymi.
No i słyszę niestety tak dobrze już wszystkim znaną śpiewkę: skoro jakaś relacja świadka jest niewygodna, dalejże więc podważać jego wiarygodność... A gdzie jakieś dowody, źródła, opracowania, cytaty? Czy też może zamiast tego wszystkiego są wyłącznie własne podejrzenia i domysły? Ale wtedy proponuję powiedzieć to jasno.
Fereby pisze:
Fereby pisze:
Przy walce na małą odległość, a'la krążowniki liniowe Fishera, na którą się potem zdecydował? Bynajmniej nie.
Najlepiej policzcie, jaką średnią ilość pocisków na działo wystrzeliły ciężkie krążowniki. Przy czym wynik nie powie wszystkiego, Takao zużył znacznie mniej amunicji artyleryjskiej niż Atago - 36 pocisków w ciągu... 12 minut strzelania. Zważywszy, iloma lufami głównej artylerii dysponował ten krążownik (10) - taka ilość pocisków jest wprost śmieszna. Takao wystrzelił za to aż 20 torped.
Powyższy wynik ostatecznie przesądza, że Kondo uważał artylerię swojego krążownika liniowego za kluczowy środek bojowy w walce z pancernikiem przeciwnika. Krążowniki zostały potraktowane głównie jako platformy uzbrojenia torpedowego, ponieważ ich artyleria główna byłaby mniej skuteczna i mogłaby utrudnić korekcję ognia Kirshimie, a typ Kongo nie posiadał od dłuższego czasu wyrzutni torpedowych.
Kirishima strzelała do South Dakoty bez rozkazu Kondo. Kondo jeszcze po otwarciu przez Kirishimę ognia zdążył wydać rozkaz świadczący o tym, że dalej zamierza bombardować lotnisko. Wielki Taktyk wciąż jeszcze wtedy uważał SD za krążownik, kóry właśnie zebrał baty od Kirishimy.
Fereby pisze:

A mógł liczyć wtedy na uzyskanie przewagi ogniowej, na którą początkowo liczył? Dlatego zresztą przedtem zmienił plan.
Kondo nie liczył na zapewnienie przez Kirishimę przewagi ogniowej w walce morskiej. Powtarzam - Kirishima nie miała zwalczać amerykańskich okrętów. Natomiast Kondo liczył na swoją przewagę w broni torpedowej.
Co najpewniej wyssał z palca po bitwie - skoro jakoby do końca postrzegał siły przeciwnika jako "krążowniki", to jego ciężkie i lekkie krążowniki miały przewagę artyleryjską nad nimi i niszczycielami, którą przecież jakoś skutecznie wykorzystały w starciu z owymi niszczycielami.
Ciężkie krążowniki Kondo nie brały udziału w destrukcji niszczycieli Lee. Stwierdzeń typu "najpewniej wyssał z palca po bitwie" nie warto komentować - widać po nich tylko, że autor nie ma papierów na to, co pisze.
Fereby pisze:
W związku z tym zamierzał walczyć z Washingtonem nawet wtedy, gdy Kirishima była już wyeliminowana z akcji i wręcz... ścigał amerykański pancernik.
A jesteś pewien, że jego zamiary nie zmieniły się gwałtownie w chwili pisania raportu? To co robił, wcale na "ściganie" nie wygląda.
A niby co konkretnie wcale na "ściganie" nie wygląda?

Widzę też kolejne podważanie wiarygodności Kondo, przy mimowolnym a błędnym założeniu, że Frank i Lundgren nie opierają się na innych źródłach niż krótka relacja Kondo o bitwie (w której chociażby nie ma ani słowa o rozkazach wydawanych przezeń już po wyeliminowaniu Kirishimy).

Swoją drogą to jakaś pokrętna logika: skoro Kondo podejmował podczas bitwy poprawne decyzje (jak twierdzi Fereby), czemużby ten sam Kondo miał łgać w raporcie i podczas powojennych przesłuchań (jak twierdzi tenże sam Fereby)?

I te ciągłe "wygląda na", "nie wygląda", "najpewniej", "A jesteś pewien"...
Marmik prosił. Nawet bardziej niż prosił. Miało nie być. A trwa w najlepsze...
Ostatnio zmieniony 2010-09-27, 22:19 przez Halsey, łącznie zmieniany 3 razy.
Adam
Posty: 1772
Rejestracja: 2005-09-06, 12:58

Post autor: Adam »

Nie jestem w pełni na bieżąco w tej dyskusji, ale zwracam uwagę, że możliwości zmiany pocisków na Kirishima były opisane w jednym z tekstów o tej bitwie jakie ukazały się ostatnio (sierpień/wrzesień) w naszej prasie. Chyba w Militariach XX wieku. O ile dobrze pamiętam proces był długotrwały i dotyczył nie tylko pocisków w lufach, ale też kilku kolejnych na podajnikach. W tym przypadku szybciej wychodziło wystrzelenie tych 5 - 6 salw, nawet "panu Bogu w okno" niż powolne i żmudne usuwanie kolejnych pocisków z podajników. Tym bardziej, że trzeba było zmienić też ładunki miotające na podajnikach - do każdego z pocisków używano innej liczby worków z prochem.

Swoją drogą, czy zawsze potrzebne było przebicie pancerza? Czy np. pocisk burzący wybuchający na pancerzu wieży czy barbety nie jest w stanie wywołać takich wstrząsów wewnątrz, że wieża i tak byłaby niezdolna do prowadzenia ognia?
Awatar użytkownika
ALF
Posty: 1015
Rejestracja: 2006-12-29, 17:22
Lokalizacja: Karkonosze
Kontakt:

Post autor: ALF »

Pociski burząco-zapalające mogły z powodzeniem zlikwidować SKO, lekką artylerię, wywołać pożary, wybić sporo załogi, unieszkodliwić radary i łączność, więc nie widzę potrzeby dziurawienia Bogu okien ;)
Pozdrawiam
Jacek Pawłowski
IKOW 1885-1945
Awatar użytkownika
Maciej3
Posty: 4929
Rejestracja: 2008-05-16, 11:36

Post autor: Maciej3 »

O możliwościach zamiany już tu pisaliśmy parę postów wyżej.
Swoją drogą, czy zawsze potrzebne było przebicie pancerza? Czy np. pocisk burzący wybuchający na pancerzu wieży czy barbety nie jest w stanie wywołać takich wstrząsów wewnątrz, że wieża i tak byłaby niezdolna do prowadzenia ognia?
Nie tylko to co pisał ALF ale jeszcze dość pokaźne obszary kadłuba. W przypadku pancernika z systemem AoN ( a South Dakota taki miała ) pociski burzące mogą narobić niezłego bigosu w miękkich częściach kadłuba nie obłożonego pancerzem. Wbrew głosicielom chwały koncepcji AoN wcale nie chodziło o zlikwidowanie paru sraczy załogi ( choć to też, spróbujcie sobie posiedzieć na okręcie za.....nym przez ponad 2 tys ludzi ;) ), ale o zniszczenie dziobu i/lub rufy, co dość istotnie wpłynie na prędkość i manewrowość okrętu.
Oczywiście pociski burzące nie zatopią dobrze zaprojektowanego i zbudowanego pancernika, ale mogą dość szybko go obezwładnić ( szczególnie na tak małej odległości gdzie można się spodziewać sporej ilości trafień ), a potem dobić czymś innym.
W normalnych warunkach taktyka taka nie jest specjalnie szczęśliwa - Washington po prostu zatopił Kirishimę pociskami przeciwpancernymi, bez obezwładniania - ale lepsza taka masakra niż iluś minutowe wstrzymanie się z otwarciem ognia w celu przeładowania pocisków na podajnikach ( wydłubywanie z luf pomiędzy bajki proponuje włożyć ).

Ale są wątpliwości co do rodzaju 14" pocisku jaki trafił w SD. Odłamał on taki kawał pancerza, że amerykanie twardo twierdzą, że nie mógł tego zrobić pocisk burzący.
Dla odmiany Japończycy powinni chyba wiedzieć lepiej czym strzelali, szczególnie, że jak wspomina Halsey, byli przekonani że walczą z krążownikiem. W takim układzie w ogóle nie było po co zmieniać pocisków. Burzące co prawda dobrze opancerzonego krążownika też nie zatopią, ale bardzo szybko doprowadzą do kompletnej ruiny i od tego są własne okręty wyposażone w torpedy żeby tą ruinę posłać na dno.
Chodzi mi tu o sposób myślenia i wyciągania wniosków podczas bitwy.
Historia jest najlepszą nauczycielką życia, bo
Jeszcze nigdy, nikogo, niczego nie nauczyła.
Awatar użytkownika
Halsey
Posty: 682
Rejestracja: 2007-01-15, 11:24
Lokalizacja: Katowice

Post autor: Halsey »

Maciej3 pisze: Ale są wątpliwości co do rodzaju 14" pocisku jaki trafił w SD. Odłamał on taki kawał pancerza, że amerykanie twardo twierdzą, że nie mógł tego zrobić pocisk burzący.
Jeżeli masz na myśli ten pocisk 14" pod rufową wieżę, to nie istnieją wątpliwości - był przeciwpancerny. Ale poza nim były jeszcze inne - wg Lundgrena Kirishima osiągnęła na SD więcej trafień głównym kalibrem.
jogi balboa
Posty: 2823
Rejestracja: 2007-01-18, 16:39

Post autor: jogi balboa »

Halsey pisze:
Maciej3 pisze: Ale są wątpliwości co do rodzaju 14" pocisku jaki trafił w SD. Odłamał on taki kawał pancerza, że amerykanie twardo twierdzą, że nie mógł tego zrobić pocisk burzący.
Jeżeli masz na myśli ten pocisk 14" pod rufową wieżę, to nie istnieją wątpliwości - był przeciwpancerny. Ale poza nim były jeszcze inne - wg Lundgrena Kirishima osiągnęła na SD więcej trafień głównym kalibrem.
Gdzie tak stoi?
Awatar użytkownika
Halsey
Posty: 682
Rejestracja: 2007-01-15, 11:24
Lokalizacja: Katowice

Post autor: Halsey »

jogi balboa pisze:Gdzie tak stoi?
A tu:
http://www.navweaps.com/index_lundgren/ ... lcanal.pdf
Myślałem, że znasz - kiedyś zamieściłem już ten link na DWS i wydawało mi się nawet, że gdzieś odnosiłeś się do tego materiału. W każdym razie - znakomity artykuł. Przedstawia bitwę minuta po minucie i widzianą z pokładów różnych okrętów (m.in. z Kirishimy i Atago), do tego zawiera świetne szkice ilustrujące przebieg walki. Mam nadzieję, że pewnego dnia urośnie do książki.

W nawiązaniu - rysunek trafień SD:
http://www.navsource.org/archives/01/015753.jpg

Wg Lundgrena trafienia 14'', oprócz tego nr 26 (AP), to jeszcze numery 2, 11, 23 i (tu nie jestem pewien) 16 lub 17.
jogi balboa
Posty: 2823
Rejestracja: 2007-01-18, 16:39

Post autor: jogi balboa »

Halsey pisze:
jogi balboa pisze:Gdzie tak stoi?
A tu:
http://www.navweaps.com/index_lundgren/ ... lcanal.pdf
Myślałem, że znasz - kiedyś zamieściłem już ten link na DWS i wydawało mi się nawet, że gdzieś odnosiłeś się do tego materiału. W każdym razie - znakomity artykuł. Przedstawia bitwę minuta po minucie i widzianą z pokładów różnych okrętów (m.in. z Kirishimy i Atago), do tego zawiera świetne szkice ilustrujące przebieg walki. Mam nadzieję, że pewnego dnia urośnie do książki.

W nawiązaniu - rysunek trafień SD:
http://www.navsource.org/archives/01/015753.jpg

Wg Lundgrena trafienia 14'', oprócz tego nr 26 (AP), to jeszcze numery 2, 11, 23 i (tu nie jestem pewien) 16 lub 17.
A no niby znam ale tak nie do końca, prawdę mówiąc to jakoś nie udało mi się jeszcze przeczytać tego od deski do deski :oops: przejrzałem jedynie wyrywkowo i oceniłem jako coś co warto zachować. Aż wstyd się przyznać, to tylko kilka stron... :oops: ale jakoś tak nie lubię na łapucapu, muszę usiąść i przemyśleć a czasu niet...
A ten schemacik South Dacoty też mam, razem z raporcikiem do niego (czy raczej na odwrót) :D
ODPOWIEDZ