Pisze ktotkie historyjki, moze sei komus spodobaja (z OW maja malo wspolnego)
WOLNOSC
Wolnosc nalala sobie kolejna lampke wina
Wreszcie byla wolna
Nik nie ginal z jej imieniem na ustach
Nikt o nia nie walczyl
Nikt o nia sien nie modli
Nikt o niej nie mazyl
Wreszcie byla wolna
Polozyla nogi na biurku
Zapalila cygaro
Tak czekal na taka chwile, o niej mazyla
teraz sie spelnila , ale czula sie pusta
Telefon nie dzwonil
Tyle lat walki z Nienawiscia , Zwiscia, Upokorzeniem
Teraz wydawalo sie to puste, niepotrzebne
Pomyslala o Sprawiedliwosci ,
ktora od dawna do niej dzwonila skarzac sie na samotnosc
Ale Wolnosc jakos nie miala ochoty do niej zadwonic
Myslala ze jak sama bedzie wolna zrobi wiele rzeczy
Spelni rozne mazenie, taraz siedziala z jakas pustka w sercu
Zastanawiala sie nad sensem tego wszystkiego
Nalala sobie jeszcze jedna lampke wina
HUSTAWKA
Tak i Nie siedzialy na hustawce
Mozna nawet powiedziec ze sie hustaly
Po roznych somodzielnych probach
Znowu sie ze saoba hustaly
Nawet nie robily sobie na zlosc jak kiedys
Hustaly sie rytmicznie
Byly zdane na siebie
Strasznie im to oczywiscie przeszkadzalo
Ale jakos inne rozwiazanie im do glowy nie przychodzilo
Hustaly sie wiec rytmicznie
Buj, buj, buj
MOJE ZYCIE
Gdzies zapodzialo mi sie moje zycie
Na poczatek podszedlem do tego z zartem
Przezucilem wszystkie kartki na biurku
No i nic, poszedlem do bilbioteki, tam tez pelno popierow
Szukalem miedzy notatkam ponad godzinie
A po zyciu ani sladu
Na polkach i parapecie w kiblu taz sprawdzilem
Tam niby leza raczej gazety i ksiazki, ale sprawdzic mozna
Zycia jak nie bylo tak nie ma
Zaczolem szukac po roznych segregatorach
A to tych rodzinnych, tych zwiazanych z domem
Potem tych starych, cos tam o zyciu bylo, a le to dawne czasy
Ciagle nic.
Zaczalem sie zastanawiac kiedy to moje zycie czulem, mialem w reku
Nie moglem sobie przypomniec.
Z rospaczy przerzucilem kosze na smieci,
Tez nic.
Nawet nie pamietam kiedy ostatnio bylo moje.
Moze ktos niechcacy wyrzucil
A moze jest gdzies miedzy polkami.
Kolo Bozego Narodzenia bede mial wiecej czasu.
Obiecalem sobie ze poszuam.
Nikomu nie mowie ze mi sie zgubilo.
Zreszta chyba nikt nie zauwazyl.
AvM - rozmowa ze soba
Moderator: nicpon
LAS
To byl stary las. A moze bardzo stary. Kiedys byl puszcza , ale tego nawet najstarsze drzewa nie pamietaly, a niektore byly naprawde stare. Zreszta drzewa byly stare wszystkie, wielkie ,wyrosle z koronami wysoko ponad ziemia. Las byl dziki, ciemny i przez to smutny. U gory te stare sosny, ktore wspominaly sobie rozne rzeczy , mamroczac i szumiac miedzy soba. Wspominaly pozary, sniezyce, wielkie wiatry , huragany , susze i ulewy, gorace lata i nejciezsze zimy. Wspominaly sowje towarzystwo, ktore juz od lat podla ofiara. Narzekano na dziecioly, bo korniki i inne swinstwa rozpowszechnialy sie coraz bardziej. Opowiadano o polowaniach, w ktorych podobno nawet krolowie i ksiazeta
brali udzial, ale naprawde to pamietano te polowania nowobogackich kupcow, a potem rozpitych dzialaczy partyjnych. Nic nowego sie nie dzialo, czasami jakies stare spruchniale drzewo padlo, trafil je piorun, czy nie wytrzymalo jakiejs nawlnicy. Wspominiano wic je, jak roslo razem z reszta, no i czemu wlasnie ono. Szumial , wyl i szelescil ten las stary. Malo kto go odwiedzal. Drzewa mialy jeszcze szyszki, ale nic sie z tego nie rodzilo. A tak by trwalo dalej, nastepne dziesiaciolecia, a moze stulecia, gdy nagle na jednej z niewielu malych polan tego lasu nie wyroslo cos. No, nie cos, ale male drzewo.
Na poczatek wszyscy myslei , ze to jakies resztki trawy, czy krzak, ktore pojawialy sie od czasu do czas, ale po roku juz bylo wiadomo ze to nowe ,mlode drzewo. Az razilo swierza zielenia. Na poczatek byla to tylko plotka. Na poczatek tez wszyscy sie cieszyli, ale to trwalo krotko. Takiego zdarzenia juz nikt nie pamietal. Wszyscy troszczyli sie o to mlode drzewko, ale ono nie chcialo miec z tymi staruchami nic wspolnego. Potem zaczely sie klotnie, dyskusje i chamskie pyskowki, z kad, a raczej po kim to mlode drzewo jest. Kazdy chcial byc ojcem. Mlode drzewo tym bardziej nie chcialo sie w to wlaczyc, czulo sie moze samotne, ale slyszac tych staruchow, nie mialo tez ochoty na kontakty. Wkurzalo to caly las, zaczeto mowic o chamstwie, niewychowaniu tego mlodego, ba, nawet zeczely sie glosy ze to jakis podrzutek z innego lasu. Nikt juz sie do niego nie przyznawal, a mlode drzewo roslo. Czulo sie strsznie samotne. Gdzie roslo nie docieral zaden wiatr, nawet
malutki powiew, czasami promyk slonca, czy jasnosc pelni ksiezyca. Nagle wydarzyl sie cod, cos po roku, albo dwoch. Obok mlodego drzewa na tej samej polanie zaczelo rosnac drugie drzewo. No teraz staruchy zaczely plotkowac, kombinowac. Nikogo nie podejrzewano ze jeszcze bedzie chcial , ani mogl miec potomstwo. To musilo byc z zewnatrz, jakies ptaki czy dziczyzna przyniosly. A tu jeszcze sie okazalo ze ta nowa sosna to ONA. Staruchy patrzyly z podziwem, zazdroscia i roznymi innymi uczuciami. Mlode drzewo bylo troche skrepowane, ale wreszcie nie czulo sie samotne. Jak ta mala sosna byla jeszcze krzaczkiem traktowalo ja jak moze mala siostre, ale jak po kilku latach nabrala ksztaltow
i stala sie przebiekna, pachnaca swierzoscia i az tryskajaca zielenia sosna, jego tradosc nie miala granic. Te kilka lat spedzonych miedzy staruchami jakby zniknely, jakby ich nie bylo. Byla ona i tylko ona. Bylo oni i tylko oni. Staruchy roznosilo, plotkowano nieustanie, wybrzydzano, narzekano. A tu nowy las rosl, powoli bylo coraz wiecej nowych drzew. Niby nagle, udajac ze niby nic, wszyscy zaczeli byc z tych mlodych drzew dumnie. Nikt sie nie pytal czyje to, skad, czemu niewychowane. Czuc bylo dume, radosc, swiadomosc, ze las nie umrze. Tak tego sie wszysc bylio nikt o tym nie mowil. Las promieniowal zilenia, swierzoscia oddechu, radoscia zycia. Nawet ludnosc okolicy sie odmienila. Po jakims czasie wszyscy chodzili na spacer, na grzyby , wyznac milosc, do tego zielonego mlodego lasu.
ZABA
Zaba byla, no jekby nie powiedziec, fetyszystka ,niemfomanka, odrzucona przez wszystkie inne zaby. Bala sie pojawiac kolo strumyka , nie mowiac juzkolo stawu. Tam sie skardala tylko jak reszta zab zajeta byl;a rechotanicem, lub jakas wspolna wycieczka. To dziwactwo zaby, moze nie beylo takie dziwne, gdyby zaba nie byla zaba. Otoz zabe strasznie pociagali ludzie i to obu plci. Zaba, nawijmy ja po prostu Z , zeby nie bylo wiadomo o kogo chodzi, nigdy nie byla szczegolnie lubiana . Jak to wyszlo nienawisc onnych zab osiagnelo apogeum, zostala odtracona , wypedzona. Gdybz zaby uprawialy palenie czarownic Z by z pewnoscia doczekala takiego losu. Na ale zaba zostala sama, chodzila nad staw gdy byli tam ludzie , podgladala ich starala sie byc jak oni, Nie rechotala, powoli uczyla sie nasladowac ich dzwieki, rozumiec ich mowe, smiac sie i plakac, Trwalo to dlugo, ale efekty byly coraz lepsze , zaczela juz niby dla zartu odpowiadac cos ludzia nad stawem,. Ze zdziwieniem rozgladali sie kto o powuiedzial, co sie stalo. Nie znajdywali nikogo, tyl;klo cyzasem ktos powiedzial, dziwne , ale tu jest czesto ta zaba. Trwalo to dlugo, zaba byla nienasycone, ale nie wiedziala co robic dalej. Kiedys nad staw przyszl;a male dziewczynki z wychowawczynia. Jak poszly sie kapac, do ich miejsca , gdzie zostawiono
rzeczy podeszla Z. Tam lazala ksiazka, ktora wlasnie czytaly dziewczynki. Otwarta byla, a przedstawiala piekny zamek a w nim piekla dlugopwl;osa ksiezniczke. Z nie mogla sie napatrzyc, Musiala w koncu uciec, jak dziewczynki wrocily z kapieli Z byla pod wrazeniem, nie mogla spac cala noc. Siedziala na skale patrzale w daleka przestrzen. Gdzies daleko wydawalo sie ze widzi kontury palacu , tego samego ktory pamietala z ksiazki. Caly czas myslala o palacu i kseizniczce. Chciala byc nia. I wreszcie uwiezyla. Tak nie moglo dluzej trwac. Poszla na droge i do pierwszego czlowieka ktory przeachodzil powiedziala cos co przeszlo do legendy:
“ Jestem zaczarowana ...”
Nikt dobrze nie wie jak to bylo dalej, ale ludzie powtarzali to sobie przez wieki, o
pieknej ksiezniczce zaczarowanej w zabe.
To byl stary las. A moze bardzo stary. Kiedys byl puszcza , ale tego nawet najstarsze drzewa nie pamietaly, a niektore byly naprawde stare. Zreszta drzewa byly stare wszystkie, wielkie ,wyrosle z koronami wysoko ponad ziemia. Las byl dziki, ciemny i przez to smutny. U gory te stare sosny, ktore wspominaly sobie rozne rzeczy , mamroczac i szumiac miedzy soba. Wspominaly pozary, sniezyce, wielkie wiatry , huragany , susze i ulewy, gorace lata i nejciezsze zimy. Wspominaly sowje towarzystwo, ktore juz od lat podla ofiara. Narzekano na dziecioly, bo korniki i inne swinstwa rozpowszechnialy sie coraz bardziej. Opowiadano o polowaniach, w ktorych podobno nawet krolowie i ksiazeta
brali udzial, ale naprawde to pamietano te polowania nowobogackich kupcow, a potem rozpitych dzialaczy partyjnych. Nic nowego sie nie dzialo, czasami jakies stare spruchniale drzewo padlo, trafil je piorun, czy nie wytrzymalo jakiejs nawlnicy. Wspominiano wic je, jak roslo razem z reszta, no i czemu wlasnie ono. Szumial , wyl i szelescil ten las stary. Malo kto go odwiedzal. Drzewa mialy jeszcze szyszki, ale nic sie z tego nie rodzilo. A tak by trwalo dalej, nastepne dziesiaciolecia, a moze stulecia, gdy nagle na jednej z niewielu malych polan tego lasu nie wyroslo cos. No, nie cos, ale male drzewo.
Na poczatek wszyscy myslei , ze to jakies resztki trawy, czy krzak, ktore pojawialy sie od czasu do czas, ale po roku juz bylo wiadomo ze to nowe ,mlode drzewo. Az razilo swierza zielenia. Na poczatek byla to tylko plotka. Na poczatek tez wszyscy sie cieszyli, ale to trwalo krotko. Takiego zdarzenia juz nikt nie pamietal. Wszyscy troszczyli sie o to mlode drzewko, ale ono nie chcialo miec z tymi staruchami nic wspolnego. Potem zaczely sie klotnie, dyskusje i chamskie pyskowki, z kad, a raczej po kim to mlode drzewo jest. Kazdy chcial byc ojcem. Mlode drzewo tym bardziej nie chcialo sie w to wlaczyc, czulo sie moze samotne, ale slyszac tych staruchow, nie mialo tez ochoty na kontakty. Wkurzalo to caly las, zaczeto mowic o chamstwie, niewychowaniu tego mlodego, ba, nawet zeczely sie glosy ze to jakis podrzutek z innego lasu. Nikt juz sie do niego nie przyznawal, a mlode drzewo roslo. Czulo sie strsznie samotne. Gdzie roslo nie docieral zaden wiatr, nawet
malutki powiew, czasami promyk slonca, czy jasnosc pelni ksiezyca. Nagle wydarzyl sie cod, cos po roku, albo dwoch. Obok mlodego drzewa na tej samej polanie zaczelo rosnac drugie drzewo. No teraz staruchy zaczely plotkowac, kombinowac. Nikogo nie podejrzewano ze jeszcze bedzie chcial , ani mogl miec potomstwo. To musilo byc z zewnatrz, jakies ptaki czy dziczyzna przyniosly. A tu jeszcze sie okazalo ze ta nowa sosna to ONA. Staruchy patrzyly z podziwem, zazdroscia i roznymi innymi uczuciami. Mlode drzewo bylo troche skrepowane, ale wreszcie nie czulo sie samotne. Jak ta mala sosna byla jeszcze krzaczkiem traktowalo ja jak moze mala siostre, ale jak po kilku latach nabrala ksztaltow
i stala sie przebiekna, pachnaca swierzoscia i az tryskajaca zielenia sosna, jego tradosc nie miala granic. Te kilka lat spedzonych miedzy staruchami jakby zniknely, jakby ich nie bylo. Byla ona i tylko ona. Bylo oni i tylko oni. Staruchy roznosilo, plotkowano nieustanie, wybrzydzano, narzekano. A tu nowy las rosl, powoli bylo coraz wiecej nowych drzew. Niby nagle, udajac ze niby nic, wszyscy zaczeli byc z tych mlodych drzew dumnie. Nikt sie nie pytal czyje to, skad, czemu niewychowane. Czuc bylo dume, radosc, swiadomosc, ze las nie umrze. Tak tego sie wszysc bylio nikt o tym nie mowil. Las promieniowal zilenia, swierzoscia oddechu, radoscia zycia. Nawet ludnosc okolicy sie odmienila. Po jakims czasie wszyscy chodzili na spacer, na grzyby , wyznac milosc, do tego zielonego mlodego lasu.
ZABA
Zaba byla, no jekby nie powiedziec, fetyszystka ,niemfomanka, odrzucona przez wszystkie inne zaby. Bala sie pojawiac kolo strumyka , nie mowiac juzkolo stawu. Tam sie skardala tylko jak reszta zab zajeta byl;a rechotanicem, lub jakas wspolna wycieczka. To dziwactwo zaby, moze nie beylo takie dziwne, gdyby zaba nie byla zaba. Otoz zabe strasznie pociagali ludzie i to obu plci. Zaba, nawijmy ja po prostu Z , zeby nie bylo wiadomo o kogo chodzi, nigdy nie byla szczegolnie lubiana . Jak to wyszlo nienawisc onnych zab osiagnelo apogeum, zostala odtracona , wypedzona. Gdybz zaby uprawialy palenie czarownic Z by z pewnoscia doczekala takiego losu. Na ale zaba zostala sama, chodzila nad staw gdy byli tam ludzie , podgladala ich starala sie byc jak oni, Nie rechotala, powoli uczyla sie nasladowac ich dzwieki, rozumiec ich mowe, smiac sie i plakac, Trwalo to dlugo, ale efekty byly coraz lepsze , zaczela juz niby dla zartu odpowiadac cos ludzia nad stawem,. Ze zdziwieniem rozgladali sie kto o powuiedzial, co sie stalo. Nie znajdywali nikogo, tyl;klo cyzasem ktos powiedzial, dziwne , ale tu jest czesto ta zaba. Trwalo to dlugo, zaba byla nienasycone, ale nie wiedziala co robic dalej. Kiedys nad staw przyszl;a male dziewczynki z wychowawczynia. Jak poszly sie kapac, do ich miejsca , gdzie zostawiono
rzeczy podeszla Z. Tam lazala ksiazka, ktora wlasnie czytaly dziewczynki. Otwarta byla, a przedstawiala piekny zamek a w nim piekla dlugopwl;osa ksiezniczke. Z nie mogla sie napatrzyc, Musiala w koncu uciec, jak dziewczynki wrocily z kapieli Z byla pod wrazeniem, nie mogla spac cala noc. Siedziala na skale patrzale w daleka przestrzen. Gdzies daleko wydawalo sie ze widzi kontury palacu , tego samego ktory pamietala z ksiazki. Caly czas myslala o palacu i kseizniczce. Chciala byc nia. I wreszcie uwiezyla. Tak nie moglo dluzej trwac. Poszla na droge i do pierwszego czlowieka ktory przeachodzil powiedziala cos co przeszlo do legendy:
“ Jestem zaczarowana ...”
Nikt dobrze nie wie jak to bylo dalej, ale ludzie powtarzali to sobie przez wieki, o
pieknej ksiezniczce zaczarowanej w zabe.