Anglicy dość wcześnie podjęli decyzję, że ich lotniskowce będą przenosiły relatywnie małą grupę powietrzną ( mniejsza czy była to decyzja słuszna czy nie ).Jak wiadomo, przeciw "Yamato" skuteczne były jedynie maszyny torpedowe, choćby z racji małej siły ognia i niskiej celności japońskiego uzbrojenia przeciwlotniczego, jak i naturalnych kwestii odporności okrętu na uszkodzenia. Pytanie, ile i jakich maszyn tej klasy Anglicy byliby w stanie wystawić do ataku i czy to by wystarczyło.
W efekcie chcąc nie chcąc dość wcześnie zaczęli się interesować samolotami wielozadaniowymi, bo nie mogli sobie pozwolić na bazowanie po kilka samolotów każdego typu.
Zbudowanie myśliwca/bombowca/samolotu torpedowego trochę nie wyszło, ale taka Barracuda mogła z powodzeniem spełniać zadania zarówno nurkowca jak i samolotu torpedowego.
Przy założeniu ~400 samolotów na lotniskowcach mogło być tak by połowa z nich to były Barracudy z torpedami ( pytanie do prawdzenia czy tyle było wtedy w ogóle w służbie ) a reszta to jakieś corsairy czy coś innego co może przenieść jakąś bombę do uciszenia działek plot.
Takie siły powinny spokojnie wystarczyć na Yamato.
Tyle, że to nie byłoby jedno uderzenie ale ze 4 albo i 5 niezależnych startów kolejnych fal.
I śmiesznie by brzmiało, że do zatopienia jednego pancernika potrzeba całego lotnictwa zaokrętowanego na wszystkich lotniskowcach uderzeniowych drugiej potęgi morskiej świata
Wiem, teza nieco tendencyjna. Brytole mieli na ukończeniu sporo lekkich lotniskowców uderzeniowych, tyle że akurat w pierwszej połowie 45 to były gotowe ze dwa i do tego nie w pełni wyszkolone, więc ta nieco prowokacyjna teza da się jeszcze obronić.