Prawnicy mają takie bardzo praktyczne powiedzenie, że gdy brak argumentów ucieka się w abstrakcje - rozumiem, że te cztery postulaty wobec Rosji możemy odnosić też do innych z USA na czele? Bo inaczej wychodzimy na bezinteresownych obłudników czyli taką kategorię której chyba nikt nie lubi...
Apropo sznurka jest taka amerykańska ale mająca też swoje niemieckie, izraelskie a nawet rosyjskie odpowiedniki teoria mówiąca o tym, że ten co tak sobie co i rusz porusza wątek egzekucji, inwazji czy powieszenia zazwyczaj w jakiś niemal cudowny sposób tak kończy... Pytanie czy na pewno warto...
Wiele krajów tworzy sobie "wroga" dla osiągniecia szeregu wewnętrznych ale i zewnętrznych celów - zazwyczaj też przynosi to pewne korzyści rządzącym - problem jednak pojawia się wtedy gdy politykę prowadzi się tak "niedbale" i "emocjonalnie" jak czesto jest to robione u nas w zestawieniu z silnym militarnie wrogiem.
Mamy w historii stosunków i wojen polsko-rosyjskich aż za dużo przykładów na to, że wbrew naszej mitologii gdzieś od XVII wieku Rosja uważa nas za niepoważnego wroga, którego taniej jest kontrolować niż atakować. Patrząc w swoje rozwiazania jak w pępek nie chcemy dostrzegać, że jest to kraj który bez zadnej przesady wchłonął lub wypracował modus vivendi z setkami innych organizmów państwowych. Czy aby nasze niliczne rozwiązania były lepsze to tylko nam się tak wydaje... W efekcie - dosyć dobrze znając naszą mentalność Rosja po prostu nas nie chce w składzie swojego imperium - my za to wierzymy, ze jesteśmy jej wrogiem lub celem...
Owszem okazjonalnie bywamy gdy może na tym zyskać ale nic ponadto... Jeżeli na takiej podstawie totalnego nieporozumienia chcemy budować swoje miejsce w europie jako kolejne wcielenie przedmurza to może warto sobie przypomnieć, ze w dowolnej strategii wojennej przedmurza są z góry przeznaczone na stratę... Ot mamy ambicje nie ma co
Niestety to co powyżej przenosi się na naszą strategię obronną - nie budujemy tego co powinniśmy tylko bruździmy na mała skalę jak chłopaczek lat 7-8 - zaś posuniecia realnie mogące podnieść obronność na wypadek prawdziwej wojny z Rosją odsuwamy na czas nieokreslony. Zastanówmy się chwilę co bysmy zrobili na miejscu Kremla - ot mamy takiego nieco groteskowego wroga...
Czy nam się to podoba czy nie Kreml prowadzi politykę gospdoarczo-zagraniczną po prostu inaczej niż my i jeżeli faktycznie wpadnie na pomysł inwazji to to czego nam akurat do jej odparcia potrzeba to tego akurat nie ma mimo, ze to ani drogie ani nieosiągalne. Za to taki nasz OOW to mógłby skończyć co najwyżej jako Pekin bis... Tyle tylko, że tamta sytuacja była wymuszona drastyczną zmianą sytuacji politycznej... Sorry za OT ale po prostu nie chwytam pewnej schizy jaka jest pomiędzy faktycznym zagrożeniem ze strony Rosji a naszymi groteskowymi na nie "odpowiedziami".

No chyba, że z takich rozprawek się zwyczajnie żyje... ale to z kolei stawia w bardzo ciekawym świetle rozważania pewnego pana na temat "teoretycznosci" istnienia państwa...
Pozdrawiam