Oczywiście jest też i druga strona zagadnienia jakim jest pewna dziwna tradycja wydawania takich śladowych nakładów, które przecież co najmniej od lat 70 -tych były -ale to chyba niekonicznie w myśl intencji autorów pomysłu - okazją do dodatkowego zarobku dla przypadkowo nimi obdarowanych ale... tak po prawdzie te niewprowadzone do sprzedaży książki są wbrew pozorom do zdobycia - przynajmniej w sensie dostępu do nich - egzemplarz obowiązkowy nawet w takim przypadku musi pójść w pewne miejsca a stamtąd można je ściągnąć...
Dziś nie są to też aż takie rarytasy na wygłodzonym rynku jak w latach 60-70 tych a dzięki jednoosobowemu wysiłkowi p. Rochowicza w zasadzie wiemy o powojennej MW już prawie wszystko (a przynajmniej bardzo dużo i ciekawych rzeczy) bo naprawdę niewiele już zostało jakichś obojętnie czy światłych czy mrocznych "tajemnic"...
U nas z flotą jest jak z naborem do KK - wszystko jest tak oczywiste i ma tak przetarte szlaki, że zupełnie ale to zupełnie nie trzeba nic robić - samo się zrobi...