Wojciech Łabuć pisze: ↑2021-03-14, 23:27Ale aby nie było róży bez kolców to nie podoba mi się skuteczność AstryZeneci. Nie tylko mi, ponieważ generalnie personel "pierwszoliniowy" w Irlandii mocno marudził na temat skuteczności i dlaczego nie skuteczniejszą byliśmy i będziemy szczepieni. Według ulotki, którą dostałem po szczepieniu razem z kartą szczepienia to skuteczność w mojej grupie wiekowej (dość szeroka to grupa) to zaledwie 60%. Lepiej niż nic ale to nieco ponad "fifty fifty" czyli nadal jest ryzyko choć zmniejszone.
Nie wiedzieć czemu wiedzą tajemną jest, że akurat AstraZeneca była nieco inaczej testowana niż Pfizer. Dlatego mniejszej skuteczności bym zbytnio nie demonizował. Inna sprawa, że w badaniu tej szczepionki w grupie placebo odnotowano 2 (słownie" dwa) przypadki ciężkiego CoViD-19 w grupie kontrolnej (jedna osoba zmarła). Pisze to tylko, żeby była świadomość o jakich rzędach wielkości jest mowa. Warto przy tym dodać, że w przypadku AZ badano też skuteczność szczepionki dla przypadków bezobjawowych, a to chyba dość istotna informacja w kwestii tego, czy szczepionka ogranicza ryzyko transmisji wirusa. Dla standardowej dawki wyniosła niecałe 4%, ale ogółem w całym badaniu sięgnęła ok 25%. Przy czym należy tu pamiętać, że cały czas mówimy np. o porównywaniu liczb 29 do 40. Warto też dodać, że grupa kontrolna otrzymywała zamiast neutralnego placebo szczepionkę przeciwko meningokokom (stąd większa liczba NOPów przy krupie kontrolnej dla AZ).
Co do bezpieczeństwa to liczba "zgłoszonych" NOPów / powiązanych zdarzeń jest zadziwiająco mała w stosunku do badań podczas pierwszej fazy szczepień Cominarty w USA, gdzie anafilaksja wystąpiła 11,7 razy na na milion dawek (ok. 10 razy częściej niż przy innych szczepionkach).
No i na koniec najważniejsze. Politycy i inne mądre głowy mogą mówić, że szczepionka jest "skuteczna i bezpieczna". Każdy szanujący się lekarz powie natomiast, że potencjalne korzyści ze szczepionki przewyższają możliwe ryzyko i uczciwie przyzna, że nie jest w stanie powiedzieć, czy będą występowały jakieś długoterminowe niekorzystne efekty szczepienia (jak to miało miejsce z narkolepsją w przypadku Pandemirixa). Oznacza to ni mniej ni więcej, że to nie jest takie szczepienie jakie wymagane jest gdy się wyprzedażą w tropiki (co często przywołuje się jako porównawczy argument "za") tylko, że wszyscy biorą udział w końcowym "badaniu" tych szczepionek realizowanym na masową skalę. Czy to dobrze czy źle? Jeśli świadomie to dobrze, bowiem szczepienie jest dobrowolne (pomimo wiszącego widma napiętnowania niezaszczepionych) i każdy ma prawo podjąć ryzyko, które wydaje się nie być duże. Inna sprawa, że mamy ciekawą sytuację, iż decydując się na udział w "badaniu" nie możemy wybrać w jakim badaniu (tj. jakiego preparatu) weźmiemy udział.