Nie kształciły, a jednak kształciły. Sam sobie odpowiedziałeś. I nie na początku lat 90.
Na początku lat 90. zapadła decyzja o ich wygaszaniu. Cykl kształcenia wynosił 5 lat, więc to trochę potrwało. Ale do szkół przestano przyjmować na początku lat 90. A ponieważ było to związane z koniecznością posiadania przez pielęgniarki co najmniej licencjatu (czyli wykształcenia wyższego), dotyczyło to także likwidacji szkół pomaturalnych kształcących w zawodzie pielęgniarskim. Wszystko zadecydowało się na początku lat 90.
Na takie szybkie kształcenie powinno się położyć nacisk.
Ja się zgodzę, że licea medyczne były dobrymi szkołami, ale to kształcenie wcale nie było znów takie szybkie. To jednak było 5 lat. A później przychodziła kwestia specjalizacji itp. Studia licencjackie to tylko 3,5 roku. Więc mniej niż cykl kształcenia w LM.
Co do szkół pomaturalnych, to jestem natomiast sceptyczny. I to już nawet nie chodzi o długość kształcenia ale kadrę i bazę. Nie sądzę by takie szkoły były w stanie sprostać temu wyzwaniu. Chyba, gdyby funkcjonowały przy szkołach wyższych. Ale w takim razie po co studia? To by się razem kupy nie trzymało.
I to jest największa bzdura. Zwykłej pielęgniarce nie jest potrzebne wyższe wykształcenie. To średni personel medyczny.
Czy bzdura - można dyskutować. Ale zgodzę się, że wyższe wykształcenie nie powinno być wymogiem. Powinna zostać zachowana jakaś możliwość dalszego kształcenia, zwiększania kwalifikacji (dla chętnych) ale obligatoryjny wymóg wykształcenia wyższego dla pielęgniarek nie był dobrym pomysłem.
Nie ma najmniejszego, bo ciągle są szpitale które mają zyski i takie które notują notorycznie straty.
Adrianie M., nie wiesz co piszesz. Zyski mogą notować specjalistyczne kliniki, a i to nie zawsze. WSZYSTKIE szpitale powiatowe (i wiele innych) mają zaś problemy. system jest tak ustawiony, że optymalną sytuacją dla szpitala na ryczałcie jest sytuacja, gdy pacjentów nie ma w ogóle. Bo wtedy koszta nie rosną i mamy pokrycie wydatków. A to jest nonsens. To już poprzedni system kontraktowy był lepszy, ponieważ pieniądze szły za pacjentem - jeśli szpital chciał zarabiać, musiał leczyć.
Dlatego uwierz mi, twoja wiedza o tym jak funkcjonuje służba zdrowia (i jak funkcjonowała) nie jest, delikatnie mówiąc, miarodajna.
No ale dalej nic nie wnosisz do dyskusji, bo od 1998 trend jest jeden...
Mam wrażenie, że cały czas patrzymy na te same dane a widzimy coś innego. Jeśli był kryzys, to zazwyczaj w czasie kryzysu inwestycje maleją. To naturalne. Na każdym z wykresów, który zamieściłem, widać wyraźnie, że mniej więcej po osiągnięciu dołka drugiej fali kryzysu, czyli koło 2013, widać odbicie od dna i wzrost. W przypadku Europy, z wahaniami, ale tendencja wzrostowa się utrzymuje. U nas spada bardzo wyraźnie po 2015. Ty tego starasz się na siłę nie zauważyć, ale tak właśnie jest. A do dyskusji to rzeczywiście wiele nie wnosi, bo cały czas odnosi się do jednego i tego samego, co ma miejsce ale co Ty starasz się kwestionować. To takie dreptanie w miejscu - ale tylko z twojego powodu.
Jasiu drogi. Powiedz mi jakie ma wyjście? Zatrzyma własną gospodarkę? Nagle powstanie kilkadziesiąt portów LNG, czy kilkaset kilometrów rurociągów dla alternatywnych dostaw?
1. Nazywam się Napoleon, drogi Adrianie M. Ja co ciebie per "Adrianku" nie piszę. Może momentami traktuję protekcjonalnie, ale tylko z twojego powodu. Natomiast cały czas mocno się staram traktować Cię, mimo wszystko poważnie. I nawet nie musisz tego doceniać, bo tego wymaga dobre wychowanie.
2. Ograniczenie znaczące lub nawet zarzucenie importu surowców energetycznych z Rosji nie "zatrzyma" europejskiej gospodarki. Co najwyżej ją nieco spowolni (i to też nie wiadomo na jak długo), ale na pewno nie zatrzyma.
3. Do tego co było powrotu już nie ma. Rosja ciężko przestraszyła Europę. Niemcy też. Mam wrażenie, że kompletnie nie uwzględniasz tu czynnika politycznego. A on ma i będzie miał kolosalne znaczenie.
Już ci wyjaśniłem, że jedynym krajem zdolnym do szybkiej rozbudowy infrastruktury są Chiny. Nikt nie zrobi tego szybciej niż oni. Jeśli Rosja da im zielone światło, a nie ma innego wyjścia obecnie to zanim w Europie cokolwiek się stanie tam będą gotowe rurociągi i kontrakty na dostawy podpisane.
Chiny i owszem, mają pieniądze i możliwości. Proces decyzyjny też jest szybki. Ale technicznie taki projekt jest bardzo trudny i czasochłonny. Nie za bardzo wiem jak sobie wyobrażasz, by w jakimś wyobrażalnym czasie eksport rosyjskiego gazu czy ropy do Chin był w stanie zastąpić eksport do Europy. Poza tym zapominasz o tym, że wtedy Rosja nie będzie miała jakiejś wielkiej alternatywy. A co za tym idzie jej pozycja przetargowa będzie gorsza - będzie zarabiać mniej. To już nie będzie to samo.
Jesteś tu jakimś hurra optymistą, choć realia do optymizmu (z punktu widzenia Rosji czy Chin - jak kto woli) nie skłaniają.
Oczywiście wybrałeś standardowo trollowanie, bo jesteś zwykłym chamskim i prostackim trollem i nic tego nie zmieni
Zabolało? Niestety, to prawda. Ta teoria jest funta kłaków niewarta i te osoby, które w nią wierzą (lub wierzyły - bo część już przestaje wierzyć) są po prosu naiwne (i jest to najłagodniejsze określenie, jakie przychodzi mi do głowy). Sam się zastanawiam, jak w coś takiego mogło uwierzyć i tak dość dużo ludzi.
Są tam ciekawe elementy, ale to rozwiązania na sytuacje wyjątkowe i relatywnie krótkotrwałe. A nie sposób na prowadzenie polityki pieniężnej, bo to musi zakończyć się porażką.
Amerykańska gospodarka najlepiej radziła sobie zawsze wtedy, gdy polityki w niej było najmniej. Państwo natomiast tradycyjnie zawsze było pasożytem żerującym na gospodarce.
Lektura takich klasyków jak Smith czy Ricardo może skłoniłaby Cię do pewnych przemyśleń. Bo wydaje mi się, że po prostu nie rozumiesz roli państwa. Oczywiście można dyskutować o zakresie tej roli - na ile państwo może się wtrącać do gospodarki. Ale nie o tym, że "żeruje" na kimkolwiek. Państwo jest po to by świadczyć usługi ludziom - w zakresie czegoś, co byśmy mogli nazwać "umową społeczną". Tendencja jest taka, że zakres ten usług się stopniowo zwiększa. A to kosztuje. Państwo więc musi skądś mieć kasę na realizację tych usług. I to nie jest "żerowanie" tylko najnormalniejsza w świecie sytuacja. W warunkach anarchii ŻADNA gospodarka by nie funkcjonowała. Co więcej, w chwili obecnej świadczenie usług przez państwo sprawia, że ludzie są w stanie sporo zaoszczędzić. Zdajesz się nie zdawać z tego sprawy - a powinieneś. W twoich postach państwo jawi się jako coś złego lub przynajmniej groźnego, ludziom/gospodarce nieprzychylnego. Tak też oczywiście może być, ale w większości przypadków tak nie jest. A na pewno w rozwiniętych demokracjach.
Nasz wzrost obecnie jest oparty na rynku usług i wzrostem produktywności. Wbij sobie to do głowy niczym partyjną ulotkę....
Tako rzecze Adrian M. I każdy ma w to wierzyć, bo inaczej Adrian M. się na niego obrazi i go zhejtuje!
Adrianie M., gdzie ty żyjesz?!
Badania antropologiczne pokazują co innego, handlują już ludy pierwotne.
Świetnym przypadkiem jest obecna Somalia - tam nie funkcjonuje żaden rząd (od kilku lat nie śledzę), a powstają biznesy, nawet telefonia komórkowa.
Peceed, nie wiem czy dobrze rozumiem. Sugerujesz, że to co jest w Somalii stwarza optymalne warunki do rozwoju gospodarczego?
Tak nawiasem, Somalia jest upadłym państwem, ale to nie jest tak, że w poszczególnych regionach nie ma żadnej władzy. Jest. Jakaś lokalna, najczęściej bandycka. Ale jest. Ta władza obejmuje jakieś terytorium zamieszkałe przez ileś tam osób. A najprostsza definicja państwa to: terytorium + ludzie + władza = państwo.
Nie ma obiektywnych opinii, to oksymoron
Ja bym to raczej określił jako eufemizm. Zamierzony z mojej strony. Bo naprawdę nie chciałbym Cię urazić. Ale ktoś, kto został poszkodowany przez jakąś instytucję, nigdy nie będzie jej oceniał dobrze. Ocena instytucji zaś wybiega poza pojedynczy przypadek, czy nawet wiele pojedynczych przypadków. Nie chcę tu być przez Ciebie źle zrozumiany. nie kwestionuję tego, że możesz mieć rację, ale jak wspomniałem, ocenia instytucji czy całej grupy ludzi to co innego niż ocena pojedynczego przypadku.