Tadeusz Klimczyk pisze: ↑
Ciekawe dlaczego 80% kadry zarządzającej w przemyśle pochodzi z pionu szeroko pojętego marketingu a nie z produkcji czy pionów finansowo-księgowych ?
Och, to chyba oczywiste. Nie ma nas aż tylu

A bardziej na serio - kto powiedział że osoba ścisła nie może zajmować się marketingiem? Księgowi z kolei wcale nie muszą mieć wielkich zdolności ścisłych, wykorzystują jedynie liczenie.
Natomiast jeśli chodzi te statystyki to kwestia kulturowa - w Japonii manedżment jest inżynieryjny, a w USA marketingowy.
Tadeusz Klimczyk pisze: ↑
W jednym na pewno humaniści mają przewagę nad "ścisłowcami" - rozumieją swoje ograniczenia.
Jest dokładnie odwrotnie. To ścisłowcy rozumieją zarówno swoje ograniczenia jak i humanistów, którym muszą je tłumaczyć.
Przy czym dodatkowo wyjaśniam, że "ścisłowiec" i "humanista" nie oznacza po prostu kierunku studiów, a jedynie "typ" człowieka.
Co ciekawe bardzo dokładne badania psychologiczne odkryły, że z ogólnej populacji ludzi którzy idą na studia (czyli jest to już wyselekcjonowana populacja) jedynie połowa z nich jest w stanie nauczyć się programować i to już niezależnie od wyników testów na inteligencję. Okazało się, że wyznacznikiem jest to, czy mózg człowieka tworzy sobie jednolity i niesprzeczny (konsystentny) obraz rzeczywistości. Według mnie to idealne kryterium które pozwala podzielić ludzi na potocznych ścisłowców i humanistów, ale świat jest bardziej skomplikowany. Znam osoby ścisłe "skrzywdzone" przez studia humanistyczne i odwrotnie, a zdolności intelektualne są znacznie bardziej wielowymiarowe.
Natomiast w przypadku polityków sprawa jest jasna - w 95% są to leszcze które nie poradziły sobie poza polityką, nie mające ograniczeń wynikających z logiki lub przyzwoitości.
Maciej3 pisze: ↑
Jak do tej pory nauka to ciągły cykl coraz lepszych przybliżeń opisu rzeczywistości. Mam graniczące z pewnością wrażenie, że obecny wcale nie jest "ostateczny" i "poprawny". Po prostu pewnie w jakimś tam stopniu lepszy od poprzednich. Lepszy, nie znaczy, że poprawny (cokolwiek to znaczy).
Chodzi tutaj o kwestie jakościowe, czy wskazanie istotnych mechanizmów. Dopiero ta praca wszystko "skleiła". Znacznie bardziej doniosłe jest to że była bardzo długo ignorowana przez IPCC i mainstream, bo nie zgadzała się z linią partii. Niestety wskazuje to po raz kolejny na niską jakość ludzi którzy zajmują się "walką z globalnym ociepleniem".
Jest jeszcze inna ciekawa historia - główną siłą sprawczą odpowiadającą za cykliczność klimatu są cykle Milankovicia. Mimo wszystko przez kilkadziesiąt lat, pomimo widocznych podobieństw wykresów nie umiano sobie poradzić z odpowiednią zależnością pomiędzy ilością lodu a nasłonecznieniem (pomimo przepalanych dziesiątków miliardów dolarów na badania).
Dopiero niedawno ktoś przytomny zauważył, że przecież nasłonecznienie musi być odwrotnie proporcjonalne nie do ilości lodu a pochodnej ilości lodu i wszystko perfekcyjnie się zgadza - a to szkolna matematyka.
Maciej3 pisze: ↑
Całe gadanie o decydującym wpływie człowieka na globalne ocieplenie (to że jakiś tam jest, to chyba jasne - pytanie jak duży) wyszedł z tego, że modele klimatyczne wskazywały, że to wina człowieka.
Nie, efekt antropogeniczny efekt cieplarniany co do zasady został przewidziany ponad 100 lat temu, tylko nikt się tym nie przejmował bo uznawano że CO2 ma takie same spektrum absorbcyjno-emisyjne jak woda która wtedy i tak zawsze dominowałaby jeśli chodzi o efekt. Dopiero w latach chyba 50 zauważono że one się nie pokrywają i że wzrost ilości (dla małych ilości praktycznie tożsamy z koncentracją) CO2 w atmosferze istotnie zwiększy temperaturę, i ta świadomość powoli przebijała się do mainstreamu nauki.
Ostatnim bodźcem była katastrofa atomowa w Czarnobylu - wówczas brytyjski przemysł jądrowy zaczął lobbowanie tego "problemu" jako środka walki konkurencyjnej z "kopalnymi" producentami energii, w sensie chciał przekonać opinię publiczną że paliwa kopalne są i tak gorsze dla świata niż atom

I histeria ruszyła.
Generalnie każde podwojenie ilości CO2 na Ziemi podnosi temperaturę o ok. 1.3 stopnia (obliczone dla suchej kuli o średnim albedo równym Ziemi), co pozwala nam oszacować wpływ człowieka od początku ery przemysłowej i z tego powodu na 0.8K, choć jest jeszcze metan który też swoje dołożył.
Maciej3 pisze: ↑
Pytam bo nie wiem - jak się sprawdzają te modele w tym "przewidywaniu wstecznym"?
Wszystkie modele sprawdzają się dla danych na których zostały robione a potem jest uniwersalny rozjazd. Generalnie jest to przecież fitowanie krzywej do punktów historycznych kontrolnych i ekstrapolacja, a nie żadne średnie z symulacji atmosfery oparte na zasadach pierwotnych.
Haczyk polega na tym, że jak się robi tysiące "modeli", to zawsze znajdzie się kilkadziesiąt takich które jeszcze działają po dłuższym czasie, i tworzy z nich "consensus".
Dlatego to taka nędzna nauka. Oni nawet nie byli w stanie ustalić przez te lata, jakie sprzężenia zwrotne pojawią się z powodu chmur. A przecież w fizyce działa ogólna reguła przekory - każde narastające wymuszenie jest hamowane przez zjawiska które generuje.
My wiemy, że atmosfera musi stabilizować wymuszenia jeśli chodzi o temperaturę, bo klimat jest bardzo stabilny w skali geologicznej - zasadniczo jedynym obserwowanym sprzężeniem dodatnim jest pokrywa lodowa która ma dużą bezwładność. Takie rozumowanie dowodzi, że wynikowe sprzężenia zwrotne w atmosferze muszą być albo bliskie zera, albo ujemne. Ale IPCC lubiło i lubi straszyć "punktami bez powrotu" oraz kilkukrotnie większą czułością na CO2 niż obserwowany.
Jeden fizyk bardzo ładnie to wyjaśnił - pomimo 30 lat badań niepewność modeli klimatycznych nie została zmniejszona.
Jedynym wyjaśnieniem tego magicznego faktu jest to, że celowo zawyżają wyniki i muszą utrzymywać niepewność aby zmieściła się w niej różnica pomiędzy realnym wzrostem temperatury a "przewidywanym".
Bo generalnie skutki nawożenia atmosfery zwiększają temperaturę na Ziemi, ale nie jest to coś absolutnie pilnego z czym nie poradzą sobie przyszłe pokolenia.
Natomiast aby dostawać kolejne środki na "badania" trzeba jak najwydajniej straszyć - mechanizm powstania histerii jest zatem prosty.
Przy czym trzeba zrobić istotne zastrzeżenie - jest gigantyczna ilość świetnie prowadzonych badań podstawowych które dostarczają nam danych o historii klimatu i są warte wydawanych pieniędzy.
Zastrzeżenia należy mieć jedynie do "modelarzy" próbujących wywróżyć przyszłość.
Jest taki świetny artykuł, którego autora zajął się 20 najwyżej cytowanymi pracami z klimatologii dla których były dostępne kolejne wersje robocze. I odkrył, że uniwersalnie, bez wyjątku kolejne wersje zawsze zwiększały przewidywaną temperaturę na Ziemi.
Logika natomiast wskazuje, że gdyby były to uczciwie prowadzone badania rozwijające jakieś realistyczne modele, to kolejne poprawki powinny się wahać w obie strony dookoła prawdziwej wartości. Sytuacja w której zawsze temperatura rośnie wskazuje z pewnością milion do 1(2^20=1048576) że jest to motywowana ideologicznie zgraja oszustów pozorująca pracę.
Tadeusz Klimczyk pisze: ↑
Oj nie, na pewno nie. Musisz znać produkt, jego szeroko pojęte warunki produkcji i sprzedaży oraz mieć kompetencje społeczne. I poruszać się sprawne i analitycznie między tymi tak różnym obszarami działania.
A kto powiedział że osoby ścisłe tak nie potrafią?