Gustloff

forum to dedykowane jest wszystkim jednostkom pływającym budowanym w celach cywilnych...

Moderatorzy: crolick, Marmik

W M Wachniewski
Posty: 181
Rejestracja: 2005-01-07, 13:05

Gustloff

Post autor: W M Wachniewski »

Here Stary Wrak...

Bawię się trochę w Pana_Grassowego Konrada Pokriefke i śledzę Wilhelma G w sześćdziesiątą rocznicę jego zatopienia.

Mam z tym statkiem do czynienia od końca lat 60-tych, kiedy wpadła mi w łapki Miniatura pana S Bernatta pt. "Na pastwie losu".

Zauważyłem że z biegiem lat i biegiem dni rośnie liczba ofiar tragedii (nie KATASTROFY!) tego wycieczkowca. Najpierw mówiło się o pięciu, potem o sześciu, o siedmiu - i w końcu dziś obowiązuje wartość 9,443 osoby w tym ok. 4000 dzieci (?? superdokładność!!!).

Zauważyłem też, że im dalej w las tym więcej bomb, to jest - im dalej WG odchodzi w przeszłość, tym więcej zdjęć statku "wypływa" na powierzchnię. Ciekawe, czy tylko za sprawą modeli i komputerów?


Czekam na głosy i dane o WG i KdF. Uprzedzam, że swoje o statku wiem, o Patronie też

Aha:

NIKOGO NIE ZAMIERZAM W ZWIĄZKU Z "WG" ZASTRZELIWOWYWAĆ!!!

Aby dolać oliwy do ognia, rzucam hasło:

WE DID NOT START THE FIRE - WIR HABEN DAS FEUER NICHT EROEFFNET - TO NIE MY ZACZĘLIŚMY TĘ ZABAWĘ

...i nie do Aliantów ewentualne pretensje, Panowie-Niemcy!

Co Wy na to?...
Secretary to Mr Davy Jones
Awatar użytkownika
Grzechu
Posty: 1658
Rejestracja: 2004-06-29, 16:05
Lokalizacja: Kwidzyn (Powiśle)

Re: Gustloff

Post autor: Grzechu »

W M Wachniewski pisze: WE DID NOT START THE FIRE - WIR HABEN DAS FEUER NICHT EROEFFNET - TO NIE MY ZACZĘLIŚMY TĘ ZABAWĘ

...i nie do Aliantów ewentualne pretensje, Panowie-Niemcy!

Co Wy na to?...
Tak sobie myślę, obserwując ostatnie publikacje o Gustloffie, jego zatonięciu i 'oprawcy', że niezależnie od rozmiaru tragedii (porażająca i szokująca liczba ofiar!!! nie patrząc nawet na to, czy byli to naziści, faszyści, czy zwykli ludzie zaplątani w historię) to niczym się nie różniło to - ani w sensie taktycznym, ani moralnym, ani prawnym - od 'zwykłych' (czytaj: mniej spektakularnych) zatopień statków idących w konwojach, pod osłoną własnych okrętów wojennych.
W M Wachniewski
Posty: 181
Rejestracja: 2005-01-07, 13:05

Szkoda "Gustloffa"!

Post autor: W M Wachniewski »

Niezależnie od tego, jak i dlaczego zginął, statku po prostu szkoda, zważywszy na to, jaki on był.
Oczywiście nie zamierzam piać z zachwytu nad Hitlerkiem i jego kompanami, ale inicjatywa pana Leya była trafieniem w dziesiątkę.
Pewien mój znajomy stąd twierdzi, że Hitler jako przywódca państwa zrobił dla Niemców na pewno więcej, niż Stalin dla Ruskich.
Z tym ostatnim jest jeszcze problemik, że pan Ziutek S bez pardonu przypisał co najmniej połowę ofiar własnego "systemu" koledze znad Spree.
To wszystko nie zmienia jednak faktu, że to ludzie pana H zaczęli tę niezdrową zabawę w wojnę 1. września 1939 roku i to oni, a nie kapitan F Petersen czy rozstrzelany podobno Bogu ducha winien dowódca eskorty transportowca - ponoszą winę za storpedowanie statku. A kapitan Marinesko zachował się tak, jak go w szkole podwodników nauczyli.
Secretary to Mr Davy Jones
Awatar użytkownika
Grzechu
Posty: 1658
Rejestracja: 2004-06-29, 16:05
Lokalizacja: Kwidzyn (Powiśle)

Re: Szkoda "Gustloffa"!

Post autor: Grzechu »

W M Wachniewski pisze: Pewien mój znajomy stąd twierdzi, że Hitler jako przywódca państwa zrobił dla Niemców na pewno więcej, niż Stalin dla Ruskich.
Prócz tego, że wywołał wojnę i, co gorsza, ją przegrał.
Chociaż patrząc dzisiaj w jakim miejscu są oni, a w jakim my... Ech...
Stary_Wraq

Do diabła z Hitlerem...

Post autor: Stary_Wraq »

...w końcu forum jest wojennomorskie i chciałoby się rozprawiać o statku, motorowcu "Wilhelm Gustloff" od Blohma i Vossa.

W odróżnieniu od Konrada Konniego (syna Paula Pokrywki od pana Grassa) - żywię dla tego statku szczerą sympatię bez podtekstów politycznych. Bo też i statek był doskonały, jak wszystkie od Blohma i Vossa.

Stocznia istnieje od z górą stu lat i zapisała się złotymi zgłoskami - także w historii naszej Floty Handlowej.

Statek zaś oznaczony numerem 511 niefortunnie nazwano "Titanikiem" Hitlera (mimo, iż zabrał ze sobą w śmierć sześciokrotnie więcej ofiar!).
Jak się tak przyjrzeć, to sporo miał "Gustloff" z owym "Titanikiem" wspólnego, o czym kiedyś opowiem.

Różnic między obu statkami znalazłem aż osiemnaście, w tym te najważniejsze: "Gustloff" był wycieczkowcem, "Titanic" - transatlantykiem; "niemiec" zginął podczas WOJNY, "brytyjczyk" - padł ofiarą katastrofy w czasie POKOJU; wycieczkowiec był dwakroć mniejszy od lajnera. Oba statki dzieliła ponadto cała epoka w historii żeglugi: w chwili, gdy "Gustloff" opuszczał hamburską pochylnię - "Titanica" od dwudziestu pięciu lat nie było na powierzchni morza...

Szczerze mi żal, że niemiecki wycieczkowiec istniał tak krótko!
Awatar użytkownika
RyszardL
Posty: 2937
Rejestracja: 2004-05-18, 13:58
Lokalizacja: Perth, Australia

Post autor: RyszardL »

Tak, forum jest wojennomorskie, a nie polityczne, chociaż czasami trudno mówić o jednym bez drugiego.
Zatem zostawmy politykę, skoro nie możemy, lub nie chcemy, powiedzieć wszystkiego o wybuchu wojny w 1939 roku.
Dla wygody sposobniej jest mówić dzisiaj wyłącznie o Hitlerze, ale już się nie pamięta, kto go finansował i nazwał Czechów narodem z dolnej szuflady i ich faktycznie sprzedał, też dla wygody. To tylko jeden przykład z setek, które ułożyły się w całość pod tytułem 2WŚ.

Faktycznie, nazwać „Gustloffa”, Titanikiem Hitlera mija się z celem, bo wspólnego miały z sobą tylko tyle, że oba były statkami pasażerskimi, czyli woziły pasażerów. I tu się chyba wszystkie podobieństwa kończą. Reszta jak napęd, wielkość, podział na klasy i inne, to już się nie da porównać.

Pozdrawiam
Ryszard
UWAGA!
Od 2024 konto prowadzone przez Żonę RyszardaL (Małgorzatę).

====================

http://www.flotyllerzeczne.aq.pl/
http://www.biuletyn2008.republika.pl
"Demokracja to najgorszy z ustrojów - rządy hien nad osłami" Arystoteles
W M Wachniewski
Posty: 181
Rejestracja: 2005-01-07, 13:05

Here Stary Wraq once more...

Post autor: W M Wachniewski »

...z opowieścią o pokojowej służbie WG (od podniesienia bandery po pierwszy września 1939) - na podstawie powieści Pana GG.

Człowiekiem, który po dojściu Hitlera do władzy w Niemczech rozwiązał wszystkie tamtejsze związki zawodowe, opróżnił ich kasy i wysprzątał siedziby, zaś miliony członków wcielił przymusowo do Deutsche Arbeitsfront, był dr Robert Ley. On też wpadł na pomysł organizowania robotnikom i urzędnikom również wypoczynku, umożliwiając im tanie podróże w bawarskie Alpy, w Erzgebirge, nad Bałtyk i nad Wattenmeer, czy wreszcie rejsy statkami po morzach. Wszystko pod hasłem: Kraft durch Freude (Siła przez Radość).

W początkach roku 1934 wspomniany Ley wyczarterował dla planowanej floty KdF motorowiec Monte Olivia i mniejszy parowiec Dresden o tonażu 4.000 BRT. Oba statki mogły za jednym razem przyjąć na swoje pokłady około trzech tysięcy osób. Już podczas ósmego rejsu pod znakami KdF, wiodącego nieodmiennie do pięknych fiordów Norwegii, wspomniany wcześniej Dresden, wpadając na nieoznaczoną na mapach podwodną bryłę granitu, rozpruł sobie poszycie kadłuba na długości trzydziestu metrów i zaczął tonąć. Zdołano wprawdzie uratować wszystkich pasażerów (z wyjątkiem dwóch kobiet, które zmarły na serce na pokładzie), ale zajście łatwo mogło zaszkodzić całemu pomysłowi - gdyby nie Robert Ley. Już w tydzień później wyczarterował on cztery kolejne statki i tak w rękach KdF znalazła się w ciągu ledwie roku rozwojowa flota, mogąca za jednym zamachem przyjąć na swe pokłady sto pięćdziesiąt tysięcy urlopowiczów. Trasy wycieczek wiodły z reguły do wspomnianych fiordów Norwegii, wkrótce jednak statki Kadeefu zaczęły wypływać z turystami na Atlantyk, zawijając aż na Maderę. Cała impreza kosztowała ledwie czterdzieści marek plus dziesięć dalszych za specjalny bilet kolejowy na dojazd do portu w Hamburgu.

Nikt nie pytał o pieniądze, gdy w styczniu 1936 roku złożono w hamburskiej stoczni Blohm und Voss zamówienie na budowę nowego motorowca pasażerskiego dla Deutsche Arbeitsfront i jego "córki" KdF, mającego kosztować 25.000.000 RM. Zrazu podano tylko główne dane statku: tonaż 25.484 BRT, długość 208 m, zanurzenie 6-7 m. Miał on rozwijać prędkość 15,5 węzła. Na pokłady miał przyjmować 1.463 pasażerów, a jego załoga miała liczyć 417 osób. Dla ówczesnego budownictwa okrętowego wszystkie te wartości były raczej normalne; w odróżnieniu jednak od innych tegoczesnych statków pasażerskich - nowy wycieczkowiec miał otrzymać pomieszczenia jednej tylko klasy i w ten sposób, za radą Roberta Leya, przyczyniać się do umacniania we wszystkich Niemcach poczucia jedności i wspólnoty narodowej.

Przed wodowaniem zaplanowano dla nowego statku imię Der Führer, lecz podczas pamiętnej, żałobnej "gali" poświęconej pamięci Wilhelma Gustloffa - ten ostatni, siedząc obok wdowy po pierwszym "męczenniku" Partii zdecydował, że budowany statek otrzyma imię zamordowanego w Szwajcarii "towarzysza".

Wkrótce po kremacji zwłok Gustloffa w całej Rzeszy zaroiło się od placów, ulic i szkół jego imienia. Ba - nadano je nawet (przymusowo "odżydzonym") zakładom zbrojeniowym w Suhl, które nosząc wcześniej nazwę Simson-Werke produkowały broń i inny sprzęt wojskowy, a pod nową nazwą miały utrzymywać, począwszy od 1942 roku swoją filię w pobliżu obozu koncentracyjnego Buchenwald. Mało tego: imię Pierwszego Męczennika "przekroczyło oceany", bowiem nadano je Domowi Kolonii w brazylijskiej Kurytybie!

W dniu 5 maja 1937 roku cały Hamburg był na nogach. Wszystkie statki, stojące w hamburskim porcie, podniosły wielką galę flagową, a cała (w stu procentach czarterowana!) flota KdF stanęła w paradnym szyku na kotwicach. Dziesiątki tysięcy hamburczyków przybyły na uroczystość wodowania Numeru 511. Bezpośrednio mogło je obserwować co prawda tylko kilka tysięcy gości zaproszonych osobiście przez doktora Leya.

Punktualnie o dziesiątej rano na dworzec Dammtor wjechał osobisty pociąg Führera. Hitler wraz ze świtą przejechał następnie w kolumnie samochodów, otwartą limuzyną marki Mercedes, ulicami miasta do portu. Przy Landungsbrücken specjalnie podstawiony barkas zabrał całe dostojne towarzystwo do stoczni. Tam, na honorowej trybunie Wódz spotkał wdowę po "Męczenniku". Znał ją z dawnych lat, bowiem jeszcze przed Puczem Monachijskim panna Hedwig była jego sekretarką. Potem zaś, kiedy on trafił do aresztu w twierdzy Landsberg, ona wyjechała za pracą do Szwajcarii, gdzie poznała swego przyszłego męża. Oprócz tych dwojga na trybunie znaleźli się jeszcze - Minister Pracy Rzeszy dr Ley, dyrektor stoczni, radca Blohm, szef zakładowej komórki NSDAP Pauly; Gauleiterzy Hamburga i Meklemburgii Kaufmann i Hildebrandt; wielki admirał Raeder, który reprezentował Kriegsmarine. Nie omieszkał też przybyć specjalnie z Davos Landesgruppenleiter Böhme, następca Gustloffa na tym stanowisku. Wygłoszono mowy. Führer tym razem pozostał w cieniu. Po wystąpieniu Gauleitera Kaufmanna głos zabrał dyrektor stoczni Blohm und Voss:

Mein Führer, w imieniu Stoczni melduję kadłub Nr 511 gotów do wodowania!

Minister Pracy w swoim wystąpieniu powiedział m. in.:

Führer polecił mi wówczas, abym postarał się, by Niemcy właściwie wykorzystywali urlopy i regenerowali siły tak fizyczne, jak psychiczne, bo kiedy Niemcy stracą nerwy, to będzie mógł wymyślać Bóg wie co, a wszystko na próżno.

Z kolei wdowa po Wilhelmie, pani Hedwig Gustloffowa, wypowiedziała tradycyjną formułę chrztu statku:

Nadaję ci imię Wilhelm Gustloff!

Robotnicy stoczniowi od Blohma i Vossa, i wszyscy zebrani wiwatowali, kiedy ośmiopiętrowy kadłub nowego statku - jeszcze bez komina i dwóch pokładów - opuszczał pochylnię. Odśpiewano obie obowiązkowe podówczas pieśni - Deutschland- i Horst-Wessel-Lied.
Motorowiec Wilhelm Gustloff bez wątpienia był osiągnięciem. Kiedy biały, zupełnie wykończony i wyposażony wycieczkowiec szykował się do pierwszego rejsu, tysiące - ba, miliony! - Niemców myślało o nim z prawdziwą dumą. Statek miał obszerne pokłady słoneczne, łazienki z prysznicami i urządzenia sanitarne. Ściany co bardziej reprezentacyjnych pomieszczeń dziennych wyłożone były orzechowym drewnem, a znalazły się w tej liczbie m. in. sala balowa, tzw. Deutschlandhalle i salon muzyczny. Kadłub mieścił też "pływające schronisko" dla niemieckiej młodzieży. We wszystkich pomieszczeniach dziennych nie brakło rzecz jasna portretów Führera i - nieco mniejszych formatem - Leya, ale głównymi motywami porozwieszanych na ścianach obrazów były pejzaże namalowane w starym i dobrym stylu. Kuchnia okrętowa na pokładzie A dysponowała m. in. nowoczesnym urządzeniem do hurtowego zmywania naczyń, które w ciągu doby mogło przywrócić blask aż trzydziestu pięciu tysiącom brudnych talerzy! Specjalny zbiornik wody, wykorzystywany przez to urządzenie i mieszczący aż 3.400 litrów, zainstalowano w... obszernym kominie statku. Nowoczesnego wyposażenia dopełniał wewnętrzny basen pływacki na pokładzie E, o pojemności 60 ton wody. Sprzęt ratunkowy nowego wycieczkowca obejmował m. in. 22 duże łodzie.

Wychodząc w kiepskiej pogodzie w dwudniowy rejs próbny, statek zabrał na pokłady personel stoczni oraz ekspedientki z hamburskiej Konsumgenossenschaft. W kolejny, tym razem trzydniowy rejs wyszedł Wilhelm Gustloff 24 marca 1938 roku, tym razem z tysiącem dokładnie wyselekcjonowanych Austriaków, bowiem w niecały tydzień później w Marchii Wschodniej miało odbyć się sławetne Referendum na temat czegoś, co szybkimi ruchami zdążył już częściowo wprowadzić w życie Wehrmacht - a to Anschlussu Austrii do Rzeszy. Ponadto na pokładzie statku znalazło się trzysta dziewcząt z Bund deutscher Mädel (Związku Niemieckich Dziewcząt) i z górą setka dziennikarzy. Tych ostatnich zaraz na wstępie zaproszono na specjalne spotkanie do sali kinowo-widowiskowej Gustloffa. Następnie zaprezentowano im wszystkie pokłady jednoklasowca, z wyjątkiem apartamentów przewidzianych dla Führera i doktora Leya, "ojca" KdF.

W drugiej swojej podróży Wilhelm Gustloff, dowodzony przez kapitana Lübbego, uratował w rejonie Dover załogę brytyjskiego statku Pegaway. Kierownictwo tego ostatniego zgłosiło rozbicie pokrywy jednego z luków i zalanie ładowni. Pechowy frachtowiec odnaleziony został przez Gustloffa w nocy; dopiero rano zdołano zwodować z pokładu "niemca" szalupę w celu podjęcia 19-osobowej załogi tonącego "brytyjczyka". W sztormowej pogodzie łódź została rzucona falą na burtę "pasażera" i uszkodzona odpłynęła wraz z obsadą. Obsada kolejnej łodzi zwodowanej z Gustloffa, tym razem motorowego barkasu, po kilku podejściach zdołała przejąć na swój pokład Anglików z tonącego frachtowca. Później udało się również odnaleźć i podnieść na pokład "pasażera" uszkodzoną jego szalupę wraz z obsadą.

W pierwszym rejsie Wilhelma Gustloffa na Maderę prowadzący statek kapitan Lübbe, zmarł nagle na atak serca, zaś od Lizbony kierownictwo wycieczkowca objął kapitan Petersen. Po tej dramatycznej podróży rozpoczęły się letnie, pięciodniowe rejsy do fiordów Norwegii. Miało ich być w sumie jedenaście, a wszystkie cieszyły się ogromnym wzięciem, nic więc dziwnego, że utrzymano je w programie na rok następny - tysiąc dziewięćset trzydziesty dziewiąty.
Dziesięć razy opłynął Wilhelm Gustloff Półwysep Apeniński wraz z Sycylią. Dla pasażerów zorganizowano zejścia na ląd w Neapolu i w Palermo. Starannie dobierani na każdy z tych rejsów pasażerowie jechali zwykle nocnym pociągiem z Niemiec do Genui, gdzie następowało zaokrętowanie. Po okrążeniu "Buta" statek zawijał do Wenecji, gdzie następował koniec imprezy i wyjazd pociągiem z powrotem do Niemiec. Coraz częściej wśród pasażerów Wilhelma Gustloffa zaczęły pojawiać się przeróżne niemieckie "Grube Ryby", jak choćby sławny współwynalazca (wraz z A. Hitlerem) "Volkswagena-Chrabąszcza" (początkowo nazywanego "KdF-Wagen"), profesor Porsche, który szczególnie interesował się nowinkami technicznymi na i pod pokładami statku.

Zimę roku 1938/39 Wilhelm Gustloff spędził w Genui, po czym w marcu 1939 roku znowu powrócił do Hamburga. W parę dni po jego powrocie z zimowania do eksploatacji wszedł m/s Robert Ley, większa i "przyszywana" "siostrzyca" Gustloffa. Wraz z wejściem Leya do służby flota KdF wzrosła liczebnie do trzynastu statków. Na razie jednak sławny program wycieczek dla pracujących zawieszono, a siedem białych "pasażerów" - w tej liczbie zarówno Wilhelm Gustloff, jak i Robert Ley - wypłynęło na pusto w nieznanym kierunku. Dopiero na wysokości Brunsbüttelkoog kapitanowie statków otworzyli zalakowane koperty i odczytali docelowy port rozpoczętego rejsu: Vigo w Hiszpanii. Po raz pierwszy w swojej karierze "pasażery" KdF miały posłużyć za wojskowe transportowce, a na ich pokładach powrócić miał do domu niemiecki powietrzny Legion "Condor", którego lotnicy-ochotnicy walczyli w wojnie domowej pod hiszpańskim niebem po stronie Frankistów. W Hamburgu powracający lotnicy powitani zostali przez samego Hermanna Göringa.

Zanim nadszedł pierwszy dzień września 1939 roku, długie i piękne lato pozwoliło statkowi na odbycie jeszcze sześciu ostatnich podróży na zwykłej trasie do wybrzeży Norwegii - ciągle bez schodzenia pasażerów na ląd. W wycieczkach tych uczestniczyli ludzie pracy i urzędnicy z Zagłębia Ruhry, z Berlina, z Hanoweru i Bremy, a także nieliczni Niemcy spoza granic kraju. Trasy rejsów wiodły do Byfiordu, gdzie pasażerowie z aparatami fotograficznymi mogli sobie popstrykać widoczki Bergen, a także do Hardanger- i Sognefiordu, z którego zwykle przywożono najwięcej zdjęć. Aż do lipca uczestnicy kolejnych wycieczek na Wilhelmie Gustloffie mogli też podziwiać słońce, świecące o północy. Wzrosły lekko - do czterdziestu pięciu marek - ceny biletów.

Z kolei statek posłużył propagowaniu idei... wychowania fizycznego. Oto przez dwa tygodnie lata 1939 roku odbywał się w stolicy Szwecji pokojowy turniej gimnastyczny, nazwany "Lingiadą" na cześć "ojca" szwedzkiej gimnastyki popularnej, Per Henrika Linga (odpowiednika niemieckiego Turnvatera Jahna). Wilhelm Gustloff stał się bazą dla ponad tysiąca niemieckich gimnastyków płci obojga w rozmaitym wieku, w tym starszych a wysportowanych panów i dzieci, wyćwiczonych w masowych pokazach stadionowych. Kapitan Bertram postanowił nie zawijać do samego Sztokholmu, lecz zakotwiczyć w pewnej odległości od miasta. Gimnastyczki i gimnastyków przewożono na ląd w sposób zorganizowany, przy użyciu okrętowych łodzi. Żadnych gorszących incydentów nie zanotowano, a cała wyprawa przysłużyła się sprawie przyjaźni niemiecko-szwedzkiej. Król Szwecji wręczył wszystkim przybyłym trenerom pamiątkowe plakiety. Szóstego sierpnia Wilhelm Gustloff powrócił do Hamburga, wkrótce wychodząc w kolejny rejs wycieczkowy do wybrzeży Norwegii z urlopowiczami na pokładzie.

Nocą z 24 na 25 sierpnia 1939 roku, gdy statek znajdował się w swoim kolejnym (a de facto ostatnim) rejsie wycieczkowym, kapitanowi Bertramowi doręczono rozszyfrowany już telegram, który zawierał polecenie otwarcia zalakowanej koperty, zdeponowanej przed wyjściem w kapitańskiej kabinie. Kapitan - postępując stosownie do "Rozkazu QWA7" - nakazał przerwać wycieczkę i zawrócić (nie niepokojąc pasażerów wyjaśnieniami) do Hamburga.
W cztery dni po zawinięciu Wilhelma Gustloffa do tego portu wybuchła II Wojna Światowa. Dobiegły końca wycieczki pod znakiem KdF i pokojowa służba statku.

Szkoda wspaniałego pomysłu, szkoda pięknego statku, szkoda ludzi...

Nigdy więcej głupiej wojny o byle co!!! wmw
Secretary to Mr Davy Jones
W M Wachniewski
Posty: 181
Rejestracja: 2005-01-07, 13:05

Wilhelm Gustloff i Titanic

Post autor: W M Wachniewski »

Okazuje się, że... sporo miały wspólnego!

Motorowiec Wilhelm Gustloff nazywany bywa Titanikiem Hitlera. Prawdziwych shiploverów w tym momencie biorą wszyscy morscy diabli, bo przecież - kiedy Gustloff w maju 1937 roku spływał na wodę, to Titanica od ćwierci wieku nie było na morzach; gdy Gustloff był motorowym wycieczkowcem o jednym kominie, Titanic był czterokominowym, parowym transatlantykiem; wreszcie na Gustloffie zginęło sześć razy więcej ludzi, niż na Titanicu! I tak dalej, i temu podobne.

A jednak - pewnie zabrzmi to dziwnie, ale oba statki miały ze sobą SPORO wspólnego. Na tyle sporo, że nie sposób przejść nad tym wszystkim tak sobie "do porządku"...

Obydwa bowiem:

- były "pasażerami";
- zostały wodowane w maju (Titanic 31.05.1911 roku, a Gustloff - 05.05.1937 roku);
były w chwili wejścia do służby największymi jednostkami w swoich kategoriach na całym świecie (Titanic był ponadto w kwietniu 1912 największym przedmiotem ruchomym na Ziemi);
- były dumą swoich armatorów (Gustloff KDF-u i Hamburg-Süd, a Titanic White Star Line) i "ostatnim krzykiem techniki" swoich czasów;
- wyszły w ostatnie rejsy niezdatne do żeglugi w dzisiejszym znaczeniu tego pojęcia (Titanic miał zbyt mało łodzi ratunkowych w stosunku do ilości osób na pokładach, a Gustloff wyszedł w swoją podróż straszliwie przeładowany: zabrał na swoje pokłady aż pięciokrotnie więcej osób, niż zezwalały na to jego dokumenty);
- miały wszelkie szanse ukończyć swoje rejsy;
- były nieudolnie dowodzone (na Titanicu kapitan E J Smith zignorował ostrzeżenia lodowe i nie zmniejszył w czas prędkości, na Gustloffie zdecydowano się płynąć bez świateł i pod eskortą, wybierając trasę wiodącą pełnym morzem, na którym operowały wrogie okręty podwodne; ponadto Gustloff miał w ostatnim rejsie kierownictwo, złożone z... czterech oficerów: kapitana F Petersena, kmdr. ppor. Kriegsmarine W Zahna i dwóch młodszych "kapitanów manewrowych", H Köhlera i H Wellera);
- zginęły gwałtownie, po stosunkowo krótkiej służbie (Gustloff zdążył sobie rok popływać, ale Titanic nie ukończył dziewiczego rejsu) i na własne życzenie;
- nigdy nie przepłynęły Atlantyku (Titanic nie zdołał, a Gustloff nie był transatlantykiem);
- zrobiły "karierę po śmierci". To ostatnie dotyczy przede wszystkim Titanica, o którym nakręcono co najmniej sześć fabularnych filmów (w tym jeden niemiecki!) i napisano tyle, że cała ta literatura wypełniłaby sporą bibliotekę. Ciekawe jest, że najlepszą niebrytyjską opowieścią o Titanicu jest... niemiecka "Tragedia Olbrzyma" J Pelz von Felinaua z lat trzydziestych XX w. Tragedia Gustloffa pozostawała przez szmat czasu "tematem tabu"; przełamał je dopiero Günter Grass swoją powieścią "Im Krebsgang". O Gustloffie traktuje tylko JEDEN film.

- Z obu statkami związane są tajemnice, dotyczące ładunków, przewożonych w ich ładowniach. Legenda brytyjskiego liniowca (wyjątkowo żywotna i trudna do obalenia!) związana była z rzekomym uczestnictwem liniowca w wyścigu o Błękitną Wstęgę Atlantyku, na którą obiektywnie statek nie miał najmniejszych szans. Titanic uważany jest też za statek dotknięty swego czasu karą Bożą za grzech pychy Ludzkości. Legenda ładunku Titanica dotyczyła m. in. owego woreczka amsterdamskich brylantów, które przechowywane w sejfie statku miały być droższe, niż cały Titanic ze wszystkim na pokładach! Legenda Gustloffa związana jest z rzekomą obecnością w jego ładowniach skrzyń z najcenniejszym dziełem osiemnastowiecznej sztuki bursztynniczej - sławną Bursztynową Komnatą, owym darem pruskiego króla dla Cesarza Wszechrosji. Należy przypuszczać, że ładownie Gustloffa bynajmniej nie były puste w czasie jego ostatniej podróży - pytanie jednak, co w nich wieziono?...
- Do obu wraków zorganizowano ekspedycje poszukiwawczo-badawcze. O ile jednak wrak Gustloffa zlokalizowano stosunkowo szybko - o tyle wraku Titanica przeróżni ludzie szukali aż 73 lata z okładem! Ostatecznie odnalazła go ekspedycja, kierowana przez dra R D Ballarda z Instytutu Woods Hole w Massachusetts w dniu 1.09.1985, która znalazła wrak najsławniejszego czterokominowca leżący w dwóch częściach w pewnej odległości od owej sławnej "ostatniej pozycji Titanica" (41 st. 46' N, 50 st. 14' W), której tak zażarcie bronił J G Boxhall, czwarty oficer liniowca. W eksploracji wraku Gustloffa mają swój udział i Polacy, o czym swego czasu szczegółowo pisano...
Secretary to Mr Davy Jones
Awatar użytkownika
rak71
Posty: 220
Rejestracja: 2004-01-12, 08:58
Lokalizacja: Wadowice
Kontakt:

Post autor: rak71 »

W M Wachniewski napisal:
- wyszły w ostatnie rejsy niezdatne do żeglugi w dzisiejszym znaczeniu tego pojęcia (Titanic miał zbyt mało łodzi ratunkowych w stosunku do ilości osób na pokładach, a Gustloff wyszedł w swoją podróż straszliwie przeładowany: zabrał na swoje pokłady aż pięciokrotnie więcej osób, niż zezwalały na to jego dokumenty);

W wypadku Titanica nie jest to do końca zgodne z prawdą, przepisy dotyczące ilości środków ratunkowych na podladzie zmieniono dopiero po katastrofie Titanica. W myśl wtedy obowiązujących przepisów Titanic mial waściwą liczbę szalup.
Awatar użytkownika
RyszardL
Posty: 2937
Rejestracja: 2004-05-18, 13:58
Lokalizacja: Perth, Australia

Post autor: RyszardL »

No tak, jeżeli stosować takie porównania, to jest ich sporo.
Na liście jest wymienione nieudolne dowodzenie obu statkami. Ja byłbym ostrożny w tym miejscu, bo nie wszystko chyba zależało od kapitanów obu statków.

Smith zmienił kurs Titanica bardziej na południe i prędkości nie zmniejszył, ale też prawdopodobnie sam o tym nie decydował. Nie dowiemy się nigdy, jak była rozmowa między nim a prezesem White Star, Brucem Ismailem, który płynął statkiem. Po tej rozmowie rozpalono resztę kotłów, jeżeli mnie pamięć nie zawodzi. Inna sprawa, to praktyka tamtych lat, że liniowce rwały co koń wyskoczy, żeby jak najszybciej przebyć „wielką sadzawkę”.
W ramach tego należy wspomnieć o napędzie 3 śrubami i małej powierzchni steru, które to czynniki też odegrały swoją rolę w katastrofie. Wyszły wtedy na jaw braki zwrotności przy takim układzie i późniejsze spekulacje, jak powinien się zachować oficer wachtowy, żeby ocalić statek.
Jedna z nich, to nie wykładać steru na lewą burtę, dać komendę – maszyny cała wstecz – i walić prosto. Wtedy ilość zalanych przedziałów po zderzeniu nie zagroziłaby żywotności statku.

Co się tyczy dowodzenia „Gustloffem”, to nie dysponuje dokumentacją i danymi, abym mógł się wypowiadać, ale chyba kierownictwo statku spoczywało w jednym ręku?! Trasa chyba była z kimś uzgodniona. Nie bardzo mogę sobie wyobrazić, żeby kapitan w tym wypadku sam decydował.
Jaki był stan wód przybrzeżnych? Chodzi mi min. o pola minowe.

Liczba łodzi ratunkowych w czasach „Titanica” była normą. Andrews zaplanował dodatkową ich liczbę, ale potem ją zredukowano. Zresztą, który statek pasażerki w tym czasie miał ich dostateczną ilość. Ja takiego nie znam.
Gustloff zabierał, co się da, bo to była ewakuacja, czyli stan wyższej konieczności, prawie w ostatniej chwili.

Pozdrawiam
Ryszard
UWAGA!
Od 2024 konto prowadzone przez Żonę RyszardaL (Małgorzatę).

====================

http://www.flotyllerzeczne.aq.pl/
http://www.biuletyn2008.republika.pl
"Demokracja to najgorszy z ustrojów - rządy hien nad osłami" Arystoteles
Tadeusz Klimczyk
Posty: 1326
Rejestracja: 2004-04-05, 09:06
Lokalizacja: Sopot

Gustloff

Post autor: Tadeusz Klimczyk »

Czy wy nie wiecie, że to nie Titanic zatonął 15 kwietnia 1912r., ale jego siostrzana jednostka - Olympic ?! Ze względu na ślimaczące się prace wykończeniowe White Star "po cichu" podmienił stojącego na stoczni po zderzeniu z krążownikiem "Hawke" "Olympica" i posłał w morze jako "Titanica". Podobno na pierwszy rejs wykupiono tyle drogich biletów, że anulowanie rejsu z powodu opóźnień w budowie naraziłoby armatora na wielkie straty.

Nie wierzycie ? Jest w internecie trochę na ten temat (Titanic conspiracy),powstała także książka z powołaniem się na świadków i szczegóły w różniące obie jednostki. Temat w sam raz dla Wołoszańskiego.
Awatar użytkownika
RyszardL
Posty: 2937
Rejestracja: 2004-05-18, 13:58
Lokalizacja: Perth, Australia

Post autor: RyszardL »

Słyszałem o tej sprawie, ale to jest plotka. Sprawdzono numer kadłuba i okazało się, że jednak Titanic zatonął.
UWAGA!
Od 2024 konto prowadzone przez Żonę RyszardaL (Małgorzatę).

====================

http://www.flotyllerzeczne.aq.pl/
http://www.biuletyn2008.republika.pl
"Demokracja to najgorszy z ustrojów - rządy hien nad osłami" Arystoteles
Awatar użytkownika
mcwatt
Posty: 929
Rejestracja: 2004-01-16, 09:32
Lokalizacja: St Helens

Re: Gustloff

Post autor: mcwatt »

Tadeusz Klimczyk pisze:Czy wy nie wiecie, że to nie Titanic zatonął 15 kwietnia 1912r., ale jego siostrzana jednostka - Olympic ?! Ze względu na ślimaczące się prace wykończeniowe White Star "po cichu" podmienił stojącego na stoczni po zderzeniu z krążownikiem "Hawke" "Olympica" i posłał w morze jako "Titanica". Podobno na pierwszy rejs wykupiono tyle drogich biletów, że anulowanie rejsu z powodu opóźnień w budowie naraziłoby armatora na wielkie straty.

Nie wierzycie ? Jest w internecie trochę na ten temat (Titanic conspiracy),powstała także książka z powołaniem się na świadków i szczegóły w różniące obie jednostki. Temat w sam raz dla Wołoszańskiego.
O ile pamiętam to Wołoszański lansował tezę (zresztą jedną z wielu, już innych nie pamiętam), że nie było to zderzenie z górą lodową, tylko wybuch bomby, akt sabotażu. Oczywiście program zakończył się wielkim znakiem zapytania (czy kiedyś dowiemy się prawdy? ;))
Awatar użytkownika
rak71
Posty: 220
Rejestracja: 2004-01-12, 08:58
Lokalizacja: Wadowice
Kontakt:

Post autor: rak71 »

W książce :nauka: "Weźmisz czarno kure..." o przygodach egzorcysty Jakuba Wędrowycza, Andrzej Pilipiuk twierdzi że zatonięcie Titanica to efekt eksplozji wielkiej bimbrowni umieszczonej w jednej z ładowni. :P a meldunek o najechaniu na górę lodową to efekt zatarcia śladów, gdyż towarzystwo ubezpieczeniowe nie przewidziało takiej katastrofy :rotfl2:
Marek T
Posty: 3270
Rejestracja: 2004-01-04, 20:03
Lokalizacja: Gdynia

Re: Gustloff

Post autor: Marek T »

Tadeusz Klimczyk pisze:Czy wy nie wiecie, że to nie Titanic zatonął 15 kwietnia 1912r., ale jego siostrzana jednostka - Olympic ?! ...
Tadek - to jest tak, jak w tej opowieści o Szekspirze.
Sztuk Szekspira nie napisał Szekspir, tylko zupełnie inny gość, podpisujący się Szekspir.
W M Wachniewski
Posty: 181
Rejestracja: 2005-01-07, 13:05

Ciekawe...

Post autor: W M Wachniewski »

my dear Friends, że podobna historyjka krąży również o naszym bohaterze (WG) i jego przyszywanej siostruni (RL)? Oto podobno statki miały krótko przed wyjściem WG w ostatni rejs zostać zamienione. Tu i tam krążą różne ploty o rzekomym zamalowaniu na LEYu nazwy LEY i zamianie jej na WILHELM GUSTLOFF - ba, ów rzekomy "nowy" Gustloff miał jakoby wyruszyć z "czymś" w swoich ładowniach ZA ATLANTYK (a zatem PRZEPŁYNĄŁBY Ocean!), zaś tym statkiem storpedowanym miał być nasz bohater. Wymienia się i trzeciego Gustloffa, tym razem tylko z pierwszą literą imienia w nazwie; miał to być FRACHTOWIEC zatopiony jakoby przed Koenigsbergiem. Itd, itp.
Co do porównania Wilhelma G i Titanica - ja wiem, że de facto statków tych porównywać nie można (te 25 lat między nimi to przepaść!) ale przyznajcie sami - rzecz ROBI WRAŻENIE!
Co do "Titanica" i siostrzyczki - zwracam waszą uwagę, że na większości POCZTÓWEK z epoki (tj z 1912 roku) to właśnie "siostrzyczka" robi za Titaniczka?
A propos: "Titanic" był zatonął, bo nazywał się TitaNIC. Byłby ocalał, nazywając się TitaCOŚ...
Secretary to Mr Davy Jones
ODPOWIEDZ