Chińczycy mają swojego Kolumba
Konrad Godlewski 08-07-2005, ostatnia aktualizacja 08-07-2005 20:14
600 lat temu chiński admirał Zheng He ruszył na podbój oceanów na czele najnowocześniejszej floty ówczesnego świata. Na długo przed europejskimi żeglarzami dotarł zachodnią drogą m.in. do Indii, Półwyspu Arabskiego i wschodniego wybrzeża Afryki.
Armada licząca ponad 300 jednostek i 27 tys. załogi wyruszyła z Chin 11 lipca 1405 r.. Największy statek mierzył 134 m długości i mógł zabrać nawet tysiąc osób! Na jego pokładzie podróżował admirał Zheng He - zaufany człowiek chińskiego cesarza, który miał za zadanie sprawdzić drogi morskie wiodące na południe i zachód od Azji, a także umocnić wpływy swego władcy nawiązując stosunki dyplomatyczne i handlowe z tamtejszymi państwami. W poniedziałek Chiny, a także m.in. Singapur i Hongkong, świętują 600-lecie wypraw Zheng He.
Zapomniana potęga
Mierząca 20 m "Santa Maria", na której Kolumb dopłynął w 1492 roku do Karaibów, wyglądała przy statku Zhenga jak szalupa. Chińskie statki były też bardziej nowoczesne. Miały np. przedziały wodoszczelne, których zalanie nie zatapiało całej jednostki. W Europie innowacja pojawiła się dopiero w XIX wieku. Dzięki wiedzy nawigacyjnej chińskie statki żeglowały bezpiecznie, a ogromne i dobrze zbilansowane zapasy żywności, pozwalały marynarzom pozostawać na morzu bez postoju nawet przez trzy miesiące, nie narażając załogi na szkorbut (ten problem w Europie rozwiązała dopiero wyprawa Jamesa Cooka z 1768 roku). Za sprawą obracanych żagli chińskie statki mogły płynąć na wiatr, a flota chińska była uzbrojna najlepiej w ówczesnym świecie: w granaty, moździerze, miotacze ognia o ciągłym płomieniu, a nawet wielostopniowe bambusowe rakiety. Wyprawa nie była jednak tak pionierska jak Kolumba, bo Chińczycy dobrze wiedzieli dokąd płyną. Poruszali się po szlakach spenetrowanych przez kupców, a wiele miejsc znali już z relacji osób podróżujących lądem.
Między 1405 a 1433 rokiem Zheng odbył w sumie siedem wypraw, w trakcie których zbadał m.in Jawę, Sumatrę i Cejlon. Dotarł też do Indii, Persji, a nawet do Mogadiszu (dzisiejsza Somalia) i Kenii, w której do dziś mieszkają potomkowie chińskich marynarzy.
Jego wizyty miały w większości pokojowy charakter - co dziś chętnie podkreślają chińskie media. Zheng odwiedził w sumie 30 państw, obdarowując miejscowych władców przywiezionymi podarkami (m.in. porcelaną i jedwabami), w zamian pobierając trybut dla chińskiego władcy i zabierając na pokład posłów do Chin. Z Afryki przywiózł do swojego kraju żyrafy, które wzięto za wcielenie qilina - mitycznego chińskiego zwierzęcia przynoszącego szczęście.
Chiny wycofują się z wyścigu
Mimo śmierci cesarza Yongle (1424 r.), który był pomysłodawcą i sponsorem wypraw, Zheng żeglował nadal. Zmarł w Indiach w 1433 r.
Trzy lata później cesarski edykt zakazał budowy wielkich okrętów i ograniczył dalekomorski handel. Ojciec Yongle przegonił wprawdzie z Chin Mongołów i ustanowił nową dynastię - Ming, ale jej kolejni władcy nie byli już tak energiczni. Ulgeli presji ksenofobicznych urzędników, uważających krainy poza Chinami za barbarzyńskie i niewarte uwagi Syna Niebios. Symbolem izolacjonizmu stał się Wielki Mur, który władcy dynastii Ming wznieśli praktycznie od nowa i który dotrwał do dziś w kształcie z tej epoki. Inną przyczyną załamania się wypraw mógł być także niewydajny system fiskalny i monetarny. Amerykański sinolog John Fairbank uważał, że Chińczyków pokonał ich własny wynalazek - papierowe pieniądze, które pierwsi władcy Ming drukowali bez opamiętania, żeby pokryć gigantyczne wydatki, co powodowało ogromną inflację. Niezależnie od powodów Chiny na własne życzenie wycofały się w XV wieku z morskiego i cywilizacyjnego wyścigu, do którego rozgrzewała się właśnie Europa. W 1479 r. zniszczono w archiwach relacje z wypraw admirała.
W następnych wiekach do Chin dotarli europejscy żeglarze, ale nie był to już kraj zainteresowany rozwijaniem stosunków z przybyszami z daleka. Barierę nieufności udało się w XVII wieku przełamać jezuickim misjonarzom, którzy utworzyli misję przy cesarskim dworze i nawracali mandarynów. Cios, który boleśnie uświadomił Chińczykom, że nie są już cywilizacyjnym środkiem świata, zadała Wielka Brytania w czasie tzw. wojen opiumowych, które przekształciły kraj - jak piszą dziś chińscy historycy - w "półkolonię". W 1930 r. odnaleziono w prowincji Fujian kamienną stelę z 1432 r., która upamiętniała podróże Zheng He, ale po japońskiej inwazji w 1937 r. i proklamowaniu Chin Ludowych w 1949 r. nie było komu przypominać dokonań żeglarza.
Nasz przyjaciel Zheng
Dyskusję o chińskich wynalazkach, dzięki którym w dużej mierze rozwinęła się cywilizacja Europy, zainicjował Joseph Needham, brytyjski chemik, który trafił do Chin w latach 40. Po powrocie postawił on tezę, że Zheng He mógł dotrzeć dalej, niż głoszą zachowane źródła. Na zbadanie temat musiał jednak poczekać, bo dopiero od lat 90. Chiny zaczęły sobie przypominać o cesarskiej przeszłości. Skorzystał z tego m.in. Gavin Menzies, autor sensacyjnej książki "1421" głoszącej, że w tym właśnie roku Chińczycy odkryli Amerykę. Dzieło Menziesa jest jednak krytykowane za liczne metodologiczne błędy. Na Zachodzie ciągle jest bowiem niewielu historyków, którzy potrafią samodzielnie czytać i interpretować pisane w klasycznym języku chińskie źródła.
Współczesne Chiny bardzo chcą przekonać świat, że dążą - tak jak Zheng He - do budowy pokojowych stosunków z innymi krajami, więc nie ma się co obawiać ich mocarstwowych aspiracji, w tym coraz większego wpływu na światową gospodarkę. Postać admirała jest ciepło oceniania też w świecie muzułmańskim (Zheng He namawiał ówczesnego władcę do budowy meczetów - sam był muzułmaninem, a w czasie podróży odwiedził zapewne Mekkę), z którym Chiny - jak np. z Iranem - chcą budować dobre stosunki, grając na nosie Amerykanom.
Żeglarz sprzed sześciu wieków ma przypomnieć światu i obywatelom Chin, że kraj był już kiedyś technologicznym mocarstwem i znów ma zamiar wejść do gry - do Europy przypłyną niebawem tanie auta z Chin. Państwo Środka inwestuje też w prestiż, czyli podróże kosmiczne. 600 lat temu z wypraw Zheng He niewiele dla Chin wynikło. Co wyniknie z podróży Yang Liweia, pierwszego chińskiego kosmonauty, przekonamy się w najbliższych latach.