Czas budowy triremy

Okręty Wojenne do 1905 roku

Moderatorzy: crolick, Marmik

Awatar użytkownika
ragozd
Posty: 184
Rejestracja: 2007-01-01, 15:38
Lokalizacja: Warszawa

Czas budowy triremy

Post autor: ragozd »

Ktos sie orientuje ile trwalo w starozytnosci budowanie floty? Google wypluwa glownie dane do gier komputerowych :o ...
Krzysztof Gerlach
Posty: 4475
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Krzysztof Gerlach »

„Starożytność” to termin nieprawdopodobnie rozległy, więc podanie sensownych danych dla kilku tysiącleci jest nierealne. Skupiając się zatem tylko na tytułowej triremie – te lekkie okręty dało się zbudować (zakładając oczywiście posiadanie odpowiedniego potencjału stoczniowego, bez etapu wznoszenia pochylni i ściągania fachowców z całego obszaru Morza Śródziemnego) nieprawdopodobnie szybko, jeśli były pod ręką materiały i pieniądze.
Mam wiele KONKRETNYCH danych na ten temat, lecz nie uczę się ich oczywiście na pamięć – jeśli do wieczora nikt Panu nie poda szukanych liczb, zajrzę do opracowań z tej tematyki i zamieszczę na FOW.
Natomiast prawdziwym problemem w epoce trirem (trier) była nie ich budowa, lecz szkolenie załóg. W czasach wcześniejszych, np. oblężenia Troi, bitwy morskie polegały na tym, że okręty przybijały do siebie, a wojownicy okładali się po głowach mieczami i czym tam popadło. Morskie wyszkolenie załóg (z reguły wojownicy byli sami sobie wioślarzami) ograniczało się więc do umiejętności równoczesnego wiosłowania do przodu lub do tyłu. Jednak czasy trier to kompletnie co innego – walka rozstrzygała się zazwyczaj przez umiejętne stosowanie niezwykle kunsztownych manewrów, pozwalających na przecinanie szyków przeciwnika, atakowanie go od słabo bronionych stron, kruszenie wioseł i przebijanie burt taranami – to ostatnie musiało być dokonywane z wielkim znawstwem (w żaden sposób nie przypominało walenia taranem w mur na lądzie), ponieważ w przeciwnym wypadku okręty się zakleszczały i tonący pociągał za sobą „zwycięzcę” na dno, albo przy uderzeniu sam rozpadał się od wstrząsu. Odpowiednie wyszkolenie wioślarzy i sterników do takiej walki trwało bardzo długo!!!
W rezultacie zdarzały się przypadki, że państwo mogło po klęsce szybko wystawić nową wielką flotę z trirem, ale nie miał jej kto obsłużyć – i wtedy przegrywało wojnę.
Krzysztof Gerlach
Awatar użytkownika
ragozd
Posty: 184
Rejestracja: 2007-01-01, 15:38
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: ragozd »

to moze precyzujac - wojny punickie i mozliwosc odpowiedzi kartaginy na rozbudowe floty rzymskiej? Bede bardzo wdzieczny za odpowiedz lub ew. podanie zrodel
Krzysztof Gerlach
Posty: 4475
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Krzysztof Gerlach »

W czasach wojen grecko-perskich tak potężne miasto-państwo morskie jak Ateny zdolne było - w stanie wyższej konieczności - budować w dwóch swoich portach (Phaleronie i Pireusie) do około 8 trier miesięcznie. W sumie uważa się, że przy odpowiedniej moblizacji środków realne było wodowanie do 100 trier w ciągu roku przez jedno miasto. Kluczowe były jednak, jak już pisałem, także pieniądze - aby Ateny mogły wysłać swoje 200 trier pod Salaminę i odegrać główną rolę w zwycięstwie, konieczne stało się odkrycie nowych, bardzo bogatych złóż srebra na państwowym terenie.
Krzysztof Gerlach
Krzysztof Gerlach
Posty: 4475
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Krzysztof Gerlach »

Czasy wojen punickich to zupełnie inna epoka niż wojny perskie. To okres wielkich organizmów państwowych, potężnych królestw o nieporównanie większych możliwościach demograficznych i finansowych niż dawne miasta-państwa greckie.
Źródła twierdzą, że w roku 261 p.n.e. Rzymianie zbudowali flotę złożoną ze 100 penter i 20 trier w ciągu 60 dni od ścięcia drzew. W 255 r. p.n.e. zbudowali 220 okrętów w ciągu trzech miesięcy. Oczywiście Kartagina nie miała takiego potencjału jak Rzym, ale i tak znacznie większy niż Ateny w V wieku p.n.e. Krzysztof Kęciek w niezwykle ciekawej książce "Dzieje Kartagińczyków" (Warszawa 2003) twierdzi, że właśnie koło roku 255 p.n.e. Kartagińczycy położyli stępki pod 200 okrętów, tylko nie byli w stanie dokończyć ich budowy. Lecz TECHNICZNIE w czasie wojen punickich można było budować armady kilkusetjednostkowe w ciągu paru miesięcy.
Krzysztof Gerlach
Awatar użytkownika
Grzechu
Posty: 1655
Rejestracja: 2004-06-29, 16:05
Lokalizacja: Kwidzyn (Powiśle)

Post autor: Grzechu »

Krzysztof Gerlach pisze:Źródła twierdzą, że w roku 261 p.n.e. Rzymianie zbudowali flotę złożoną ze 100 penter i 20 trier w ciągu 60 dni od ścięcia drzew.
Panie Krzysztofie,
A czy wiadomo jest, jak było w takim przypadku z trwałością tak budowanych jednostek?
Nawet taki laik w dziedzinie flot żaglowych jak ja mniej więcej orientuje się (między innymi dzięki Pana - oczywiście nie tylko - tekstom), że na trwałość i jakość budowanych okrętów duży wpływ miało sezonowanie lub nie drewna.
A może nie miało to większego znaczenia, jako że floty były wystawiane niejako doraźnie, na okoliczność jakiegoś konfliktu, a po jego zakończeniu były po prostu likwidowane?

Pozdrawiam
Grzegorz Ochmiński
Krzysztof Gerlach
Posty: 4475
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Krzysztof Gerlach »

Oczywiście pośpieszne tempo konstruowania miało ogromnie negatywny wpływ na trwałość jednostek, między innymi z powodu braku sezonowania drewna. Ja jednak podałem przykłady ekstremalnie szybkiej budowy, ponieważ o taką - jak rozumiem - chodziło w pytaniu.
Natomiast dla flot starożytnych ta trwałość miała znacznie mniejsze znaczenie.
Po pierwsze, właśnie dlatego, że łatwo i szybko można było je budować, niespecjalnie się tym przejmowano, a koszt zbyt długiego utrzymywania tylu tysięcy ludzi (w bitwie pod Eknomos w 256 r. p.n.e. walczyło podobno razem 285 tysięcy! - przynajmniej tak utrzymuje Polibiusz), był rujnujący nawet dla wielkich państw.
Po drugie, i ważniejsze, okręty te budowano jako wiosłowe machiny wojenne, więc musiały być maksymalnie lekkie, co stało w odwrotnej proporcjonalności do wytrzymałości i dzielności morskiej. W czasach wojen grecko-perskich (i potem grecko-greckich) wszystkie je wyciągano na noc na brzeg. Z rzymskimi i kartagińskimi penterami oraz jeszcze więcej-rzędowcami było z tym trochę trudniej, ale i tak największe straty wszyscy ponosili w sztormach, kiedy takie okręty tonęły setkami. Dla porównania - w czasach żaglowców utrata kilku liniowców w jednym sztormie była absolutnie szokująca.
Zatem szansa, aby taki wiosłowiec zgnił ze starości była naprawdę znikoma. Dla przykładu: w bitwie pod Naulochus w 36 r. p.n.e. dowódca Oktawiana - Agryppa, miał około 300 ciężkich okrętów, które rozgromiły lekkie okręty Pompejusza. Kiedy w pięć lat później zbliżała się bitwa z ciężkimi okrętami Antoniusza pod Akcjum, ten sam Agryppa i ten sam Oktawian mieli znikomą liczbę owych ciężkich jednostek (a na pewno nie zgniły) i użyli lekkich liburn nie dlatego, że były one "nowoczesnym" typem wiosłowca, jak zazwyczaj bredzi się przy okazji opisów tej super słynnej bitwy, a tylko dlatego, że nie mieli innego wyjścia. Liburny wygrały nie dlatego, że były lepsze, ale dlatego iż dowódcy Oktawiana znacznie umiejętniej wykorzystali ich zalety i zrekompensowali wady, niż dowódcy ciężkich okrętów Antoniusza. No i w ich szeregach nie było "wspaniałej, niezłomnej, mądrzejszej, silniejszej, potężniejszej od wszystkich mężczyzn" kobiety, która stchórzyłaby w decydującym momencie i zadałaby przez to cios w plecy własnym siłom. Jednak ten przykład także pokazuje, że nadmierne dbanie o trwałość ówczesnych jednostek BOJOWYCH nie miało wielkiego sensu i raczej nie było praktykowane. W XVIII wieku zdarzyło się pełno bitew, kiedy podchodząca czasem pod setkę liczba liniowców obrzucała się przez kilka godzin kulami i spokojnie wracała do portu bez żadnych strat (poza ludźmi), więc opłacało się utrzymywać je po kilkadziesiąt lat. W starożytności już dawno posłałby ja na dno nieprzyjaciel lub pogoda.
Krzysztof Gerlach
Awatar użytkownika
ragozd
Posty: 184
Rejestracja: 2007-01-01, 15:38
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: ragozd »

Dzieki wielkie, o to wlasnie chodzilo :) Mniej wiecej tak mi sie wydawalo, ale chcialem sie upewnic :)
Napoleon
Posty: 4636
Rejestracja: 2006-04-21, 14:07
Lokalizacja: Racibórz

Post autor: Napoleon »

Jeżeli mogę się wtrącić...
Liburny nie były znów jakimiś lekkimi okrętami. Były mniejsze od penter, ale wielkością odpowiadały co najmniej późnym trójrzędowcom (a prawdopodobnie nawet były nieco większe. Zresztą, w sumie też były najprawdopodobniej trójrzędowcami (niektórzy twierdzą, że czterorzędowcami), gdyż górny wiosła obsługiwało dwóch wioślarzy dolne zaś jeden (spotkać sie jednak można z opiniami, że także dwóch). Czyli jedną sekcję wioseł obsługiwało trzech wioślarzy (ew. czterech) - były to więc trójrzędowce (ew. czterorzędowce). Poza tym posiadały ciągły pokład i były wystarczająco duże i stabilne aby być uzbrajane w machiny miotające i mieć zaokrętowany spory oddział żołnierzy (na trierach machin raczej nie montowano a oddział żołnierzy nie przekraczał na ogół 20 ludzi, choć chwilowo można go było podwoić).

Co do możliwości wystawienia flot w czasach antycznych...
Do tego co powiedział Pan Gerlach dodałbym tylko, że koszt budowy triery w okresie wojen grecko-perskich wynosił około talentu srebra (samego kadłuba - wyposażenie to koszt kolejnego talentu), koszt utrzymania trójrzędowca przez sezon żeglugowy (czyli mniej więcej 8 miesięcy) wynosił jednak około 5 talentów, z czego 4 talenty pochłaniał żołd dla załogi. W późniejszych czasach ceny zapewne się zmieniły (nieco wzrosły) ale proporcje pozostały, jak sądzę, zbliżone. Czyli - jak pisał Pan Krzysztof - nie sztuką było spora nawet flotę zbudować, sztuka było zwerbować dla niej załogi i ją utrzymać!
Awatar użytkownika
Edward Teach
Posty: 861
Rejestracja: 2006-09-22, 23:13
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Edward Teach »

Krzysztof Gerlach pisze: Kiedy w pięć lat później zbliżała się bitwa z ciężkimi okrętami Antoniusza pod Akcjum, ten sam Agryppa i ten sam Oktawian mieli znikomą liczbę owych ciężkich jednostek (a na pewno nie zgniły) i użyli lekkich liburn nie dlatego, że były one "nowoczesnym" typem wiosłowca, jak zazwyczaj bredzi się przy okazji opisów tej super słynnej bitwy, a tylko dlatego, że nie mieli innego wyjścia. Liburny wygrały nie dlatego, że były lepsze, ale dlatego iż dowódcy Oktawiana znacznie umiejętniej wykorzystali ich zalety i zrekompensowali wady, niż dowódcy ciężkich okrętów Antoniusza. No i w ich szeregach nie było "wspaniałej, niezłomnej, mądrzejszej, silniejszej, potężniejszej od wszystkich mężczyzn" kobiety, która stchórzyłaby w decydującym momencie i zadałaby przez to cios w plecy własnym siłom. Krzysztof Gerlach
Obrazek

Zainwestowałem w tą książeczkę. Autor utrzymuje, że Antoniusz od samego początku miał przechlapane. Cała armia i wszyscy wioślarze byli chorzy na malarię zaś Oktawian miał ogromną przewagę liczebną. Jednym celem bitwy pod Akcjum była ewakuacja skarbca Kleopatry do Egiptu. Udało się to w 100% ale niewiele to pomogło Antoniuszowi.
Edward Teach www.pdf-model.pl
Krzysztof Gerlach
Posty: 4475
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Krzysztof Gerlach »

Tę „książeczkę” kupiłem rok temu, oczywiście jeszcze w wersji angielskiej. Nie jest zachwycająca, ale przydatna. Natomiast co do analizy – wszystko zależy, gdzie się widzi ów „sam początek”. Kiedy Oktawian wypowiedział wojnę Egiptowi w lecie 32 r. p.n.e., miał słabszą zarówno armię, jak flotę - także liczebnie (tę ostatnią podobno w proporcji 400 do 500). Czyli to on miał niby „przechlapane”. Także gdy Antoniusz z Kleopatrą lokowali swój dwór w Grecji, ciągle flota egipsko-rzymska przeważała nad rzymską, a armia Antoniusza była silniejsza. Nie jest winą żadnej siły nadprzyrodzonej, że ten rok do bitwy pod Akcjum odwrócił sytuację – robienie z siebie przez Antoniusza (pod wpływem Kleopatry) wschodniego satrapy zraziło wielu Rzymian z jego otoczenia, którzy zdezerterowali do Oktawiana (pisze o tym zresztą także Sheppard, przynajmniej w wersji oryginalnej), źle dobrane leża zimowe dla armii przyczyniły się do chorób wśród żołnierzy i marynarzy – tych ostatnich wymieniono w dużej liczbie na całkiem zdrowych autochtonów, tyle że kiepsko wyszkolonych. Opowieść o tym, jak to „cała armia [Antoniusza] i wszyscy wioślarze byli chorzy na malarię” jest albo nadinterpretacją kolegi, albo fantazją tłumacza. Owszem, Sheppard pisze (u mnie na str.60) „Conditions had been bad enough over winter; as spring turned to summer and the stalemate dragged on, Antony’s army was ravaged by malaria and dysentery”, ale trzy strony wcześniej – „one-third of the crews [floty Antoniusza] had been lost over the winter to malnutrition, disease, and desertion”. Jedna trzecia to jeszcze nie „cała”, a że sytuacja na wiosnę dalej się pogarszała, to także nie cud – Antoniusz nie przewidział śmiałości floty Agrypy, która zdobyła przyczółki w Grecji jeszcze zimą, kiedy „nie powinno się” wychodzić z portów. Dzięki temu odcięła wkrótce dostawy żywności dla armii i floty Antoniusza. Ten ciągle mógł zaopatrywać się lądem, ale kiedy oddawał się rozkoszom łoża z Kleopatrą, seriami odpadali od niego koleni sojusznicy, przez co nawet szlaki lądowe zostały prawie odcięte. Na początku września 31 r. p.n.e. pozycja Antoniusza była już rzeczywiście zła, lecz bitwa morska (po klęsce wcześniejszej próby ataku na armię lądową Oktawiana) wydawała się jedynym środkiem do wywalczenia sobie skutecznego odwrotu do Egiptu i Azji, gdzie można było koncentrować nowe siły – tak przynajmniej uważała Kleopatra, a Antoniusz uległ jej darowi przekonywania. Jest absolutną bzdurą, że „wszyscy” jego marynarze i wioślarze leżeli złożeni malarią. Prawdą natomiast jest, że choroby, śmierć i dezercja wymusiły na nim obsadzenie tylko 230 swoich okrętów (dla reszty właśnie zabrakło załóg), które musiał przeciwstawić 400 okrętom przeciwnika. Czy to oznacza, że „miał przechlapane”, ponieważ Oktawian dysponował „ogromną przewagą liczebną”?! Gdyby zawsze decydowała przewaga liczebna, Nelson musiałby przegrać bitwę pod Trafalgarem, Grecy bitwę pod Salaminą, a polscy szwoleżerowie bitwę pod Somosierrą. Na okrętach Antoniusza, dużo większych i silniejszych, odpornych na taranowanie, znajdowało się przeciętnie po 100-120 żołnierzy, kiedy u Oktawiana i Agryppy tylko po 90, o czym zresztą pisze także Sheppard. Wielkie galery Antoniusza były też lepiej wyposażone w ciężką broń miotającą. Kiedy pięć lat wcześniej w identycznej sytuacji znalazł się pod Mylae właśnie Agryppa – miał dużo mniej, a za to znacznie silniejszych (chociaż nieruchawych) okrętów niż jego przeciwnicy, czyli wodzowie Sekstusa Pompejusza - powinien „mieć przechlapane”; widocznie jednak nie czytał odpowiednich książek, bo odniósł zdecydowane zwycięstwo. Na początku każdej bitwy któraś ze stron ma przewagę i jest całkiem oczywiste, że pod Akcjum przewaga ta leżała po stronie floty Oktawiana - wyraźnie. Ale wynik wcale nie był z góry przesądzony. Gdyby okręty floty rzymsko-egipskiej do końca działały wspólnie, zadały okrętom Agryppy ciężkie straty na początku, przy odrobinie szczęścia mogły mieć szanse na przetrzebienie słabych indywidualnie jednostek przeciwnika i w miarę pomyślny odwrót na Wschód. Tak zaś się nie stało głównie za sprawą znakomitego dowodzenia swoimi okrętami przez „kapitanów” Oktawiana, którzy potrafili lepiej wykorzystać posiadaną przewagę liczebną niż piraccy żeglarze Sekstusa. To, że w ogóle flota czysto rzymska przystąpiła do bitwy w znacznie korzystniejszej sytuacji, nie stało się dlatego, że „musiało tak być” (marksistowski determinizm historyczny to w dużej mierze bzdury), tylko było wynikiem wielu świetnych posunięć Agryppy i Oktawiana oraz gnuśności Antoniusza i Kleopatry w bardzo krótkim okresie lato 32 r. p.n.e. – lato 31 r. p.n.e.
Krzysztof Gerlach
Napoleon
Posty: 4636
Rejestracja: 2006-04-21, 14:07
Lokalizacja: Racibórz

Post autor: Napoleon »

Swego czasu Bellona wydała w serii HB książeczkę o bitwie pod Akcjum, której autor pozwolił sobie na przedsatwienie tezy iz w sumie bitwa ta zakończyła się sukcesem Antoniusza (od tezy tej w przypisie odcięło się nawet wydawnictwo)! Więc stwierdzenie, że "Jednym celem bitwy pod Akcjum była ewakuacja skarbca Kleopatry do Egiptu." nie jest dla mnie znowu aż tak szokujące - bywały bardziej.
A bitwa - tu się z panem Gerlachem zgodzę - była do wygrania, także dla Antoniusza. Zagadką dla mnie jest tu bardziej to, dlaczego ten skądinąd niezły i doświadczony dowódca, tak fatalnie dowodził w trakcie całej kampanii? Czyżby zgubny wpływ kobiet (a raczej kobiety)?
Krzysztof Gerlach
Posty: 4475
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Krzysztof Gerlach »

Wpływ kobiety niewątpliwie był bardzo silny, ale przejawiał się chyba głównie w przesunięciu punktu widzenia Antoniusza. Dla Oktawiana Egipt był podbitą, teraz zbuntowaną prowincją, którą Rzym powinien znowu ujarzmić. Dla Antoniusza Egipt stał się bazą, z której należało podbić Rzym. Natomiast nie przeceniałbym roli Kleopatry w ustalaniu posunięć operacyjnych jej kochanka, które najbardziej zaważyły na wyniku wojny. We wspomnianym HB-ku (notabene wydanym już przynajmniej dwa razy, w 1986 i 2003 r.), autor stawia tezę, że Antoniusz bał się prowadzić wojnę na ziemiach Italii ze względu na wrogość Rzymian w stosunku do królowej Egiptu i dlatego postanowił „zachęcić” Oktawiana do spotkania na terenie obcym, czekając na niego wpół drogi, czyli w Grecji. Nawet jeśli jest to oparte na jakichś spekulacjach Starożytnych, niezbyt mnie przekonuje. Wprawdzie czasy, kiedy Rzymianie potulnie się godzili, by ich konsulem był koń (czy osioł, dobrze już nie pamiętam) miały dopiero nadejść, to przecież już wtedy Oktawian ogłosił Cezara bogiem, a siebie kazał tytułować Synem Bożym, i jakoś niewielu to przeszkadzało. Gdyby Antoniusz nosił – wzorem Oktawiana – proste szaty rzymskie i również udawał „zwykłego obywatela”, mieszkańcy Italii z pewnością przełknęliby królową u jego boku, a już na pewno gdyby to jego legiony okazały się zwycięskie. Jest jednak niewątpliwym faktem, że grał na zwłokę, co przyniosło smutne dla niego efekty. Wyglądało na to, że uważał początkowo czas za swojego sprzymierzeńca. Być może liczył na skuteczność intryg w Rzymie i zawiązywanych z jego inspiracji spisków przeciwko Oktawianowi, a może po prostu zlekceważył przeciwnika bardzo jeszcze młodego, mało doświadczonego i nie wyróżniającego się dotąd nadmiernymi talentami militarnymi. Antoniusz miał wtedy liczniejszą armię i flotę, lecz taka przewaga nie gwarantowała jeszcze zwycięstwa. Zamiast więc stawiać wszystko na jedną szalę i ryzykować bardzo krwawe starcie Rzymian z Rzymianami (przy wielkich stratach nawet formalny zwycięzca mógł nie być pewny swego losu), wolał poczekać, aż armia Oktawiana sama się rozpadnie, zniechęcona do kiepskiego wodza. Stało się tymczasem odwrotnie. Myślę, że Antoniusz zawinił niedocenianiem determinacji wroga, talentów organizacyjnych Oktawiana i jego wodzów oraz nieusprawiedliwionym kunktatorstwem. Pisząc o zatrzymywaniu w łóżku przez Kleopatrę miałem na myśli tylko przenośnię – tak doświadczony wódz, jak Antoniusz, z pewnością zdołałby połączyć przyjemne z pożytecznym i ruszyć pierwszy, gdyby widział w zwlekaniu rzeczywiste zagrożenie dla siebie, a nie przeciwnika. On jednak przyjął bardzo defensywną strategię, kiedy jeszcze nie musiał – stąd sądzę, że liczył na destrukcję sił Oktawiana bez specjalnych walk. Ale może się mylę – te sprawy trudno rozstrzygnąć w oparciu o znajomość techniki :) .
Krzysztof Gerlach
Awatar użytkownika
ALF
Posty: 1015
Rejestracja: 2006-12-29, 17:22
Lokalizacja: Karkonosze
Kontakt:

Post autor: ALF »

Krzysztof Gerlach pisze:by ich konsulem był koń (czy osioł, dobrze już nie pamiętam)
Incitatus ex Porcellus, koń Kaliguli konsulem nie został bo zabrakło mu 3 lata do stażu, a tytułu senatorskiego pozbawił go następca Kaliguli, Klaudiusz.
Pozdrawiam
Jacek Pawłowski
IKOW 1885-1945
Awatar użytkownika
Killick
Posty: 149
Rejestracja: 2008-10-25, 13:34

Post autor: Killick »

We wspomnianej "książeczce" o bitwie pod Akcjum zaintrygował mnie fragment o "czterdziestorzędowcu" Ptolemeusza Filopatora. Autor używa takiego sformułowania "jeśli wierzyć współczesnym rekonstrukcjom był to..." i dalej wychodzi, że był to gigant z załogą liczoną na kilka tysięcy wioślarzy, marynarzy i żołnierzy (???). Brzmi to dla mnie kompletnie absurdalnie, nawet jeśli przyjąć, że sens istnienia takiego okrętu miałby być tylko ceremonialny to zastanawiam się czy zbudowanie wówczas okrętu o dlugości 130 metrów było możliwe. Dlatego zastanawiam się cóż to za "współczesne rekonstrukcje" i czy istnieją jakieś rysunki przedstawiające domniemany wygląd tego kolosa. Będę wdzięczny za wszelkie informacje na ten temat.
"Killick był niereformowalnym chwatem z kubryku dziobowego, (...) całkowicie odpornym na jakiekolwiek wpływy cywilizacyjne emanujące z kajuty kapitańskiej, nieprzejednanym w swej ignorancji i bezwzględnie przeświadczonym o swojej racji"
Krzysztof Gerlach
Posty: 4475
Rejestracja: 2006-05-30, 08:52
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: Krzysztof Gerlach »

Callixeinus podał obszerny (choć nie całkiem precyzyjny) opis oraz niezwykle dokładne wymiary tego kolosa w tym długość (w przeliczeniu oczywiście na miary dzisiejsze) 420 stóp angielskich i szerokość 57 stóp (plus wiele innych). On także pisze o obecności – podczas prób – ponad 4000 wioślarzy i 400 innych członków załogi plus na pokładzie 2850 żołnierzy, przytaczając jeszcze masę szczegółów. Dane te zostały nam przekazane przez Athenaeusa i Plutarcha. Jest to więc PRZEKAZ ŹRÓDŁOWY. Tym niemniej stare przekazy źródłowe mówią też o Amazonkach i o ludziach bez głowy, ale za to z jednym okiem na piersi. Trzeba się więc zdecydować, czy wierzyć temu źródłu, czy nie, lecz próby „korekty” przez zaniżanie wartości nie mają wielkiego sensu, ponieważ nie ma ku nim zupełnie żadnych podstaw. Współczesne rekonstrukcje to nie pełnowymiarowe repliki, tylko próby przedstawienia na papierze, jak takie „coś” mogłoby wyglądać i się poruszać. Jednej z najbardziej znanych rekonstrukcji (a nawet dwóch) dokonał wybitny badacz starożytnej żeglugi (klasa światowa), Lionel Casson. Przedstawił ją w swojej książce „Ships and Seamanship in the Ancient World” (w „miękkim” wydaniu z 1995 r. jest to str.113). Tym niemniej ja uważam ją za mało wiarygodną, a entuzjaści tej koncepcji nie zauważają, że sam Casson – świadom wielowątkowej problematyczności przyjętych rozwiązań – od razu zaproponował inny wariant (chociaż tylko słownie). Ten spełnia wszystkie wymogi logiki i techniki, też pokrywając się z danymi źródłowymi, i mnie podoba się bardzo. Oczywiście rozpatrywanie go ma tylko sens przy założeniu, że przekaz starożytny jest godny wiary. Jeśli przyjąć, że „nie dało się” zbudować jednostki drewnianej tej wielkości, to analizowanie, jak mogła wyglądać, jest stratą czasu.
Krzysztof Gerlach
ODPOWIEDZ